Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
W amoku
#1
ROZDZIAŁ PIERWSZY

Mężczyzna walnął z wściekłością w kierownicę luksusowego bmw. Zaczynał się już cieszyć perspektywą weekendu, ale przypomniał sobie, że zapomniał wziąć z firmy dokumentów, nad którymi miał pracować.
Przejechał jeszcze kilkadziesiąt metrów i zawrócił, gdy tylko nadarzyła się okazja. Nad miastem zachodziło już słońce i na ulicach nie było zbyt wielu samochodów – a w każdym razie nie było ich tak dużo, by mógł powstać jakiś większy korek. Po kilku minutach dotarł pod odrestaurowaną trzypiętrową kamieniczkę. Biura posiadającej prawdopodobnie najgłupszą nazwę na świecie firmy TUF (Twoje Ubezpieczenia i Finanse, obecnie przedsiębiorstwo starało się ze wszystkich sił udawać, że ten skrót ma rozwinięcie) zajmowały całe pierwsze piętro budynku i kilka pomieszczeń na drugim.
Mężczyzna zaparkował na chodniku, wysiadł z samochodu i wszedł do kamieniczki. W środku nie było windy, ale przy ledwie dwóch piętrach, jakie trzeba było pokonać, nie sprawiało to żadnego problemu. A może nie sprawiałoby, gdyby schody były lepiej oświetlone. Tymczasem mężczyzna reagował absurdalnie za każdym razem, gdy robiło się ciemno. Miał tak od kiedy pamiętał i pomimo wielu prób, nie mógł na to nic poradzić.
Nagle usłyszał jakiś szmer. Przyspieszyło mi bicie serce.
- Ogarnij się – powiedział do siebie. A może tylko pomyślał? Sam nie wiedział.
Nerwowo oglądając się w górę schodów, wspiął się kilkanaście stopni w górę. W końcu dotarł na piętro i zapalił światło. Zaczerpnął powietrza i poszedł w kierunku swojego gabinetu. Wyjął klucze z kieszeni płaszcza i przekręcił zamek. Zabrał z biurka grubą teczkę i wyszedł.
Kiedy przechodził obok pokoju szefa zobaczył, że paliło się w nim światło. Wszedł, by się pożegnać. Gdy tylko przestąpił próg, teczka natychmiast wypadła mu z rąk.
Jego przełożony leżał na plecach z plamą krwi na klatce piersiowej.

Paweł Piotrowski został obudzony przez sygnał dzwonka do drzwi. Kiedy tylko się podniósł, poczuł okropny ból głowy.
Boże, nie mogłeś się wczoraj pohamować?
Wymacał telefon na szafce nocnej i wcisnął przycisk. Spojrzał na zegarek. 13:42.
A potem wstał i stwierdził, że jest kompletnie nagi. Obrócił się i zobaczył na łóżku karteczkę.
Musiałam wyjść do pracy, nie chciałam cię budzić. K.
K. Katarzyna. W ciągu ostatnich kilku tygodni, odkąd kancelaria w której był zatrudniony splajtowała, tak wyglądało wiele jego pobudek – no, poza tym dzwonkiem.
Założył bokserki, wciągnął dżinsy i narzucił T-shirt.
Krzyknął, że zaraz otworzy. Poszedł do łazienki i wyciągnął z szafki nad umywalką opakowanie przeciwbólowych tabletek musujących. Rozpuścił trzy. Przejechał szczoteczką po zębach i podszedł do drzwi, w nadziei, że nie będzie się dało po nim poznać, co robił ostatniej nocy. Spojrzał przez judasza i zobaczył swoją bratową, Annę. Dopiero po chwili zauważył, że wyglądała tragicznie. Miała zaczerwienione oczy, zamazany makijaż, była ubrana w jakieś łachmany. Paweł otworzył.
- Co… co ci się stało? – zapytał, próbują nie dać po sobie poznać, jak bardzo pulsowała mu głowa.
- Aresztowali Marka – wykrztusiła drżącym głosem.
Marek był bratem Pawła. Kilka lat temu, po śmierci ojca, pokłócili się i od tego czasu nie rozmawiali ze sobą. Anna pośredniczyła między nimi, jednak w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy w ogóle nie było to potrzebne. Zachowywali się, jakby byli jedynakami.
- Oglądałeś telewizję?
- Miałem… miałem męczący wieczór.
Wymierzyła mu policzek. Zawył. Miał wrażenie, że większego bólu jeszcze nigdy nie czuł. Zaczął masować miejsce, gdzie uderzyła, a ona kontynuowała.
- Twój brat jest podejrzany o morderstwo, kretynie!
Tego Paweł nie przewidział.
- I chcesz mojej pomocy? Nagle sobie o mnie przypomniałaś? – zapytał bezczelnie.
Kolejny policzek. Kolejny wybuch w głowie.
- Chyba, kurwa, nie zapomniałeś, że to twój najbliższy krewny?!
Tym razem go nie uderzyła. Nagle, bez zapowiedzi wybuchła płaczem i padła przed nim na kolana.
- Błagam cię…
Paweł objął ją. Zaproponował jej, by usiadła w salonie. Zaparzył dwie filiżanki herbaty z cytryną i podstawił jedną z nich przed Anną, zupełnie jakby to miało jej pomóc.
- Jak to się stało? – zapytał i wypił łyk. Omal nie oparzył się w język.
- Aresztowali go za zabójstwo Janusza Wojciechowskiego – odparła Anna.
Paweł słyszał o nim. Był szefem firmy oferującej pożyczki i ubezpieczenia. Kilka, może kilkanaście miesięcy wcześniej czytał w gazecie artykuł o jego zatargach z klientami. Prawdopodobnie nie wygrałby plebiscytu na najbardziej uczciwego przedsiębiorcę, ale jego kontrahentom nie udało się zbyt wiele ugrać przed sądem.
Potem Anna opowiedziała wszystko po kolei, tylko kilka razy przerywając wybuchem płaczu. Ostatnio ona i Marek mieli kłopoty finansowe. Postanowili wziąć pożyczkę, ale ich zdolność kredytowa była żadna i nie liczyli, że dostaną ją od jakiegokolwiek banku. Znaleźli ogłoszenie firmy TUF i zadzwonili. Tam zagwarantowano im pięćdziesiąt tysięcy złotych bez potrzeby dostarczania jakichkolwiek gwarancji finansowych. Kazano im tylko uiścić opłatę wstępną – sześć tysięcy. Po dwóch miesiącach otrzymali odpowiedź, że nie dostaną pożyczki. Marek oszalał. Tego wieczoru, kiedy Wojciechowski został zamordowany, poszedł nabuzowany do jego biura, by zażądać zwrotu pieniędzy i wykrzyczeć mu, co o nim myśli. Był widziany w okolicy miejsca zbrodni, zarejestrowała go też kamera. Do tego w koszu na śmieci piętro niżej policja znalazła zakrwawiony nóż, pasujący do ran kłutych zadanych ofierze. Znaleziono na nim odciski palców Marka. Sprawa wydawała się ewidentna, tego ranka policja zawitała do ich domu.
- Marek mówi, ze jest niewinny. – Anna miała ponurą minę. – Chcę mu wierzyć.
- Mam go bronić? – spytał Paweł. – Wiesz, że zajmuje nie zajmuje się takimi sprawami.
Anna pokręciła głową.
- Chcę, żebyś pomógł mi dowiedzieć się, co naprawdę się stało.

Paweł miał wrażenie, że zaproponowano mu właśnie nadzór nad badaniami dotyczącymi wiązek wysokoenergetycznych neutrin. Miał do tego mniej więcej takie same kompetencje, jak do sprawdzania przez kogo został zamordowany kontrowersyjny biznesmen.
Anna chyba jednak zdawała sobie z tego sprawę.
- Tak, wiem. Nie nadajesz się do tego. – Uprzedziła go. – Ale jesteś jedyną osobą, której teraz ufam i… - Rozejrzała się. – I z tego co wiem nie masz teraz zbyt wielu zajęć.
Paweł był bardzo niezadowolony z tej propozycji. Nie potrafił jednak prosto z mostu odmówić członkowi rodziny w takiej sytuacji.
- Niedługo będę musiał szukać pracy.
Anna odsunęła w połowie pełną filiżankę.
- Jeśli nie zamierzasz mi pomóc, po prostu to powiedz. – Niemal wykrzyczała te słowa. – Wyjdę stąd i więcej się nie zobaczymy.
Paweł głośno przełknął ślinę.
- Niech będzie.
Przez następną godzinę Anna bardziej szczegółowo opowiadała mu, co się stało. Marek twierdził, że poszedł do Wojciechowskiego i trochę go postraszył. Zarzekał się, że nawet go nie tknął. Biznesmen został zadźgany przez kogoś naprawdę wściekłego – miał ponad pięćdziesiąt ran kłutych na klatce piersiowej i brzuchu. Prawdopodobnie próbował się bronić, ale chociaż był wysoki i szeroki, to raczej dzięki pączkom niż siłowni i nie miał szans z napastnikiem.
- Jak to możliwe, że na nożu znalazły się odciski palców Marka? – spytał Paweł. Wydawało mu się nie do pojęcia, że jego brat rzeczywiście był niewinny.
- To nasz nóż kuchenny – odparła Anna. – Marek twierdzi, że zawieruszył się kilka dni temu. Ja nie zwracałam uwagi.
Oczywistym było, że jeśli Marek był niewinny – a według Pawła ciągle wydawało się to bardzo mało prawdopodobne – to ktoś musiał chcieć go wrobić.
- Muszę porozmawiać z Markiem.

Paweł zadzwonił do znajomego prokuratora, dzięki czemu udało mu się umówić widzenie już na popołudnie kolejnego dnia. Dotąd był tak zafrapowany sprawą Marka, że ani razu nie pomyślał o tym, że pierwszy raz od niezliczonych miesięcy będzie musiał porozmawiać ze swoim bratem. Kiedy to sobie uświadomił stanął zszokowany w pół kroku na środku ulicy.
Nie miał pojęcia, jak do tego podejść. Może powinien traktować Marka jak zwykłego klienta, z którym nie łączyła go żadna więź? Albo udawać, że nie było wielkiej awantury po pogrzebie taty i ostatnich pięciu lat? Wyjaśnić wreszcie wszystkie nieporozumienia, przeprosić go i wybaczyć mu?
BIIIIIIIIIIIIIIIIIIP!
Nadjeżdżający samochód ledwo zdążył zahamować. Paweł dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, że zatrzymał się na przejściu dla pieszych. Kierowca wykrzykiwał coś do niego, ale szyby samochodu uniemożliwiały zrozumienie słów. Nie było to zresztą potrzebne – mógł sam domyślić się, że była to w istocie wiązka wulgaryzmów.
Znalazłszy się po drugiej stronie ulicy, przeszedł kilkanaście metrów i stanął pod siedzibą redakcji Kuriera Podkarpackiego. Znajdowała się ona w obskurnym, czteropiętrowym budynku, negatywnie wyróżniającym się w otoczeniu kamienic i nowoczesnych budynków mieszkalnych. Paweł nie wiedział, kiedy został wybudowany, ale sądził, że stanowił on jedną z licznych w Rzeszowie pamiątek po kilkudziesięciu latach komunizmu.
Na parterze znajdował się sklep spożywczy, salon fryzjerski i gabinet radcy prawnego. Pawłowi nigdy nie udało się go poznać, mimo że wiele razy przychodził do tego budynku. Redakcja zajmowała całe pierwsze piętro. Było to jedno duże pomieszczenie z kilkunastoma komputerami i kilka mniejszych gabinetów, należących do redaktora naczelnego, jego dwóch zastępców i sekretarza. Miejsca i sprzętu było tu więcej niż potrzebowali pracujący w gazecie dziennikarze, co stanowiło pamiątkę po lepszych czasach, gdy do drzwi nie pukał kryzys gospodarczy, a prasa codzienna nie musiała ustępować miejsca portalom internetowym.
To tu pracowała Kasia – przyjaciółka i ostatnio nie-taka-okazjonalna kochanka Pawła. Ciężko było opisać ich relacje. Sądził, że nie zniósłby jej śmierci, ale nie wytrzymałby też ślubu z nią.
W tej chwili w redakcji przebywało tylko kilka osób, w tym ona. Gdy tylko go zobaczyła zaczęła do niego machać, sugerując, by podszedł.
- Wiesz, co się stało? – zapytał, nie przywitawszy się.
- Tak. Dzwoniłam do ciebie z piętnaście razy.
Paweł dopiero teraz zorientował się, że od wizyty bratowej ani razu nie spojrzał na komórkę. Zostawił ją przy łóżku.
- Odwiedziła mnie Anka. – Zawiesił głos. – Chce, żebym pomógł jej dowiedzieć się, co się stało.
Kasia spojrzała na niego dziwnie.
- Paweł, wiem, że on jest twoim bratem, ale ta sprawa wydaje się być oczywista.
Rozłożył ręce.
- Nie miałem sumienia odmówić. – Popatrzył na jej biurko. Po lewej stronie laptopa stała idealnie uporządkowana sterta gazet i notesów, a po prawej kubek z kawą. Zajmowała się głównie absurdalnymi problemami zwykłych ludzi i z całą pewnością nie kazano jej zająć się morderstwem Wojciechowskiego, ale musiała coś wiedzieć. Właśnie po to tu przyszedł. – Co ustaliliście?
- Robi się bardzo ciekawie. – Uśmiechnęła się. Była w swoim żywiole. – Kilka osób wykiwanych przez TUF stworzyło petycję, w której domagają się od sądu łagodnego potraktowania twojego brata. Tomek pojechał porozmawiać z ich liderem. Teraz podpisało się pod nią już… - Zamilkła na chwilę i postukała kilka razy w touchpad laptopa. – Trzydzieści sześć osób. Łał. – Następnie weszła na stronę Kuriera. Naczelne miejsce zajmował obrazek eskortowanego przez policję Marka P., z podpisem Morderca kontrowersyjnego biznesmena aresztowany. Kasia kliknęła w link i przewinęła w dół, gdzie znajdowały się komentarze. Zaczęła czytać na głos. – Morderstwa nie popieram, ale skurwiel dostał za swoje. – Wzięła głęboki oddech. – Tak powinno się ich karać. Tymczasem w III RP oszuści mają najlepiej. – Przeczytała jeszcze kilka komentarzy. Tylko w dwóch pojawiło się jednoznaczne potępienie mordercy. Potem zamknęła przeglądarkę. – Wygląda na to, że twój brat ma poparcie społeczeństwa.
Paweł przypomniał, że jego planem na najbliższe tygodnie miało być udowodnienie, iż to nie Marek zasłużył sobie na to wstawiennictwo. Poprosił, by informowała go na bieżąco i wysłała mu wywiad z autorem petycji, gdy tylko będzie to możliwe.
W drodze powrotnej planował odwiedzić Annę, pocieszyć ją i poinformować, że jutro będzie rozmawiał z jej mężem. Stwierdził jednak, że po powrocie do domu wyśle jej SMS-a, a zamiast tego odwiedził pierwszą napotkaną knajpę i zamówił wódkę.

Wiedział, że nazajutrz musi być w stanie trzeźwo myśleć, dlatego po kilku kieliszkach poprosił o rachunek. Nie zauważył, by specjalnie pomogło, ale też nie zaszkodziło – nie licząc tego, że dołożył prawdopodobnie kolejny klocek do postępującej degradacji wątroby.
Zamówił taksówkę i wysiadł pod domem. Spojrzał do portfela. Miał jeszcze ponad trzysta złotych, a na koncie trzymał znacznie więcej. To były oszczędności zgromadzone przez kilkanaście lat pracy zawodowej. Paweł zamierzał je przeznaczyć na emeryturę i kolejny raz postanowił sobie, że zabierze się za pracę. Gdy tylko skończy całą tę aferę z Markiem.
Kiedy wrócił do mieszkania, położył się na łóżku. W zasadzie nie czuł się pijany, chociaż pewnie gdyby miał zrobić coś wymagającego precyzji, miałby problem. Złapał do ręki telefon, wszedł do kontaktów, wybrał Annę i stuknął w ikonę koperty. Nie trafił. Zamiast tego zaczęło się połączenie. Szybko się rozłączył i spróbował jeszcze raz. Tym razem się udało. Wycelowanie w niewielkie ikonki symbolizujące poszczególne problemy było dla niego sporym problemem, ale po kilku minutach wysłał wyglądającą na dość normalną wiadomość.
Juteo mam widzenie z Markiem. Kaska mowi, ze kleinci JW szykuja jakas petycje w jego obronie. Trzymj sie.
Tego wieczoru Kaśka nie mogła go odwiedzić. Siadł przy stole w kuchni, nalał sobie szklankę soku i włączył telewizję. Rozpoczął się serwis informacyjny w TVP Rzeszów. Tematem numer jeden było oczywiście aresztowanie mordercy Wojciechowskiego. Wspomniano też o podejrzanych praktykach jego firmy i oszukanych klientach, występujących w obronie Marka. Dziennikarze stacji wyraźnie zapomnieli o zasadzie domniemania niewinności, bo wypowiadali się tak, jakby podejrzany już został uznany za winnego i teraz tylko czekał na wyrok.
Telefon zawibrował. Wiadomość od Anny sugerowała, że ona, w odróżnieniu od Pawła, nie ograniczała się w ciągu ostatnich godzin.
Dxieki. Dcoeniam to c robizxs.
Paweł wziął prysznic i położył się spać.
Odpowiedz
#2
Przemku!!!!!!!!!! Gdzieś był jak Cię nie było? Smile

Cytat:W środku nie było windy, ale przy tylu piętrach wysokości nie sprawiało to żadnego problemu.
Wystarczyłoby "przy ledwie dwóch piętrach, jakie miał do pokonania" albo coś w tym stylu, bo nieładnie to wygląda IMHO

Cytat:Tymczasem mężczyzna reagował chorobliwie za każdym razem, gdy robiło się ciemno
Chorobliwie, czyli jak?

Cytat:Przyspieszyło mi bycie serce.
Tongue

Cytat:Podniósł się i dotarł do niego okropny ból głowy.
Dotarł? Niezbyt to brzmi.

Pierwsze, co mnie ugryzło: za co Anna mu dała w twarz? Za to, że miał męczący wieczór? Zachowała się tak, jakby albo miała do niego jakieś pretensje(a skoro pośredniczyła między skłóconymi braćmi, to chyba tak nie było) albo jakby była niezrównoważona(o tym przynajmniej na razie nic nie wiadomo).
Powiem tak, jest sucho, suchutko. Brakuje klimatu, który nasączyłby i ożywił opowieść i bohaterów. Brakuje opisów, zagłębienia się w postacie. A to się przyda, bo sama historia zapowiada się interesująco. I plus za to, że umiejscowiłeś akcję w polskim mieście. Wydaje mi się, że to jest zawsze taki fajny odnośnik, że opowiadanie nie jest już anonimowe.
Uśmiechnęłam się przy tej końcowej wymianie smsów Big Grin
Wstrzymuję się z oceną, czekam na dalszą część Wink
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz
#3
Cytat:Przemku!!!!!!!!!! Gdzieś był jak Cię nie było?

W żadnym ciekawym miejscu mnie nie było Big Grin.

Dzięki za opinię. Szczerze mówiąc nie byłem do końca zadowolony z tego rozdziału, ale doszedłem do wniosku, że nie mogę go usunąć, bo jednak stanowi on dość ważne wprowadzenie do akcji. Myślę, że kolejny jest lepszy.

Jeszcze wyjaśnię jedną rzecz:

Cytat:Pierwsze, co mnie ugryzło: za co Anna mu dała w twarz? Za to, że miał męczący wieczór? Zachowała się tak, jakby albo miała do niego jakieś pretensje(a skoro pośredniczyła między skłóconymi braćmi, to chyba tak nie było) albo jakby była niezrównoważona(o tym przynajmniej na razie nic nie wiadomo).

W całym tym fragmencie chodziło o co innego - zamysł był taki, że Paweł wieczorem się upił (po raz któryś już), wstał i poczuł ból głowy (czyli kaca), Anna to wyczuła i spoliczkowała go. Postaram się to jakoś przeredagować, żeby było to nieco jaśniejsze.

Cytat:I plus za to, że umiejscowiłeś akcję w polskim mieście.

Doszedłem do wniosku, że skoro szwedzcy czy norwescy pisarze nie mają problemów z pisanie o Szwecji czy Norwegii, to ja nie powinienem mieć problemu z pisaniem o Polsce Big Grin.

Niedługo wrzucę rozdział nr 2.
Odpowiedz
#4
Cytat:W całym tym fragmencie chodziło o co innego - zamysł był taki, że Paweł wieczorem się upił (po raz któryś już), wstał i poczuł ból głowy (czyli kaca), Anna to wyczuła i spoliczkowała go.
No ok, ale żeby go bić? Po co, na otrzeźwienie? Za karę, że znowu? Za mało logiki tu jak dla mnie.

Cytat:Doszedłem do wniosku, że skoro szwedzcy czy norwescy pisarze nie mają problemów z pisanie o Szwecji czy Norwegii, to ja nie powinienem mieć problemu z pisaniem o Polsce Big Grin.
Otóż to, otóż to Smile
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz
#5
Wstawiam rozdział drugi. Życzę miłej lektury Big Grin.

ROZDZIAŁ DRUGI

Paweł siedział przed szybą w niemal pustej sali widzeń. Pomieszczenie to przed wieloma laty pewnie było sterylnie białe. Obecnie jednak szyby były pokryte kurzem, wyłożona płytkami podłoga zszarzała, a w rogach pomieszczenia pojawiła się pleśń.
Jedyną w pomieszczeniu osobą, oprócz niego, był stojący całkowicie nieruchomo po drugiej stronie strażnik. Można było odnieść wrażenie, że to nie człowiek, a woskowa figura. Nawet jego klatka piersiowa nie drgnęła.
Paweł zajął krzesło na środku, w pomieszczeniu było jeszcze osiem identycznych miejsc.
Po chwili został wprowadzony jego brat. Miał na sobie białą koszulkę i czarne dresy, w oczy rzucał się kilkudniowy zarost. Marek zmienił się od ostatniego razu, kiedy się widzieli. Wcześniej jego włosy miały jednolity, ciemny odcień – taki sam, jak Pawła. Teraz pokrył je delikatny odcień siwizny. Na czole można było dostrzec zmarszczki.
Usiadł po drugiej stronie szyby i wziął do ręki słuchawkę. Paweł zrobił to samo, odchrząknął i, unikając wzroku brata, zadał pierwsze pytanie, jakie przyszło mu do głowy:
- Wiesz, po co tu jestem?
- Ania mówiła, że poprosi cię o pomoc.
W jednej chwili Paweł zebrał się w sobie i spojrzał bratu w oczy.
- Powiedz mi, co się stało.
Marek westchnął głęboko, a potem opowiedział swoją wersję wydarzeń. W zasadzie nie dodał wiele do tego, co już wcześniej zrelacjonowała jego żona, bardziej szczegółowo opisał za to przebieg „wizyty” u Wojciechowskiego.
- Wpadłem do jego gabinetu i zacząłem go wyklinać. Pokrzyczałem parę minut, że jest oszustem, zagroziłem, że podpalę siedzibę tej jego firmy, zabiję go, a na końcu kazałem mu się pierdolić. Nie mówiłem serio. Nawet go nie dotknąłem.
Marek był bardzo przekonywujący. Paweł pierwszy raz na poważnie pomyślał, że być może został oskarżony niesłusznie.
- Czy jest ktoś, kto mógłby chcieć cię w to wrobić? – zapytał.
Kolejne westchnienie.
- Sam nie wiem. Są ludzie, którzy mnie nie kochają, ale wątpię, by ktoś z nich zrobił coś takiego. – Nagle Marek zniżył głos, tak jakby w Sali poza nimi i strażnikiem było jeszcze mnóstwo osób skłonnych do podsłuchiwania ich. – Mam za to nieco inne podejrzenie. Ale to musi zostać między nami.
Paweł skinął głową.
- Mów więc.
Jego brat opowiedział, jak kilka miesięcy temu, podczas którejś wizyty w biurze TUF poznał Teresę – atrakcyjną, samotną sekretarkę Wojciechowskiego. Rozmawiali przez chwilę, było miło. Podczas następnego spotkania wymienili się już numerami telefonów. Kilka razy poszli na kolację. Kobiecie nie przeszkadzało, że Marek był żonaty, a jemu te spotkania przynosiły rozluźnienie w ciężkim okresie. Potem zaprosiła go do mieszkania, a on zrobił to samo, kiedy Anna wyjechała na jakąś delegację. Teresa otworzyła się przed nim, powiedziała, że praca w TUF była męczarnią. Musiała wmawiać klientom kłamstwa i wytrzymać ciągłe ubliżanie szefa. Powiedziała, że go nienawidzi i chce rzucić pracę.
- Nie ostrzegła cię, że możesz stracić pieniądze? – spytał Paweł.
- Ostrzegła. Ale wtedy już je wpłaciłem. Nie mówiłem Ance, bo spytałaby, skąd wiem, chyba rozumiesz. – Po chwili kontynuował: - Ostatnio miała dwudniowe szkolenie w Lublinie, więc zaprosiłem Teresę. Przyszła wściekła, powiedziała, że Wojciechowski tym razem przesadził. Chciał ją skrzywdzić! Widziałem, że cierpi. – Przerwał na chwilę. – Błagam cię, nie mów o tym żadnej z nich, ale sądzę, że to tamtego dnia mógł zniknąć nasz nóż. Zauważyłem to dopiero później, zwykle używam innego. Wtedy tego nie powiązałem. Myślę, że Teresa mogła chcieć zabić Wojciechowskiego i wrobić mnie.
- Bardzo naciągana teoria. – Paweł otwarcie powiedział, co o tym sądzi. – Uważasz, że mogła mieć jakiś powód?
- Może jej nienawiść do szefa była bardziej intensywna niż nasz... niż nasza relacja? Czuję się okropnie, myśląc, że to możliwe.
Szkoda, że nie czujesz się okropnie, myśląc o tym, co zrobiłeś żonie. – Ta uwaga pojawiła się w głowie Pawła mimowolnie. Był tym bardzo zdziwiony, sam nigdy nie miał oporów w kontaktach z kobietami, mimo tego, co łączyło go z Kaśką. Od razu jednak zrozumiał różnicę: w ich związku ta swoboda dotyczyła dwóch stron i nikomu nie przeszkadzała. Trudno mu było tymczasem wyobrazić sobie Annę zdradzającą Marka.
Spojrzał na zegarek. Zostało mniej niż dziesięć minut.
- Powiem ci, co o tym sądzę – zaczął ostro. – Postaram się ciebie poratować, bo jeśli mówisz prawdę i jesteś niewinny, to nie powinieneś być ukarany. Wiedz jednak, że pomagam ci jako prawnik. Ludzka strona mojej osobowości mówi mi, że jeśli twoje podejrzenia są słuszne, to wplątałeś się w to na własne życzenie.
Marek wyglądał na przygnębionego. Wymamrotał, że to wszystko pewnie jest prawdą. Kiedy jego brat zaczął się podnosić, poprosił go, by jeszcze chwilę zaczekał. Paweł zatem ponownie usiadł na krześle i zobaczył, że oczy Marka się zaszkliły.
- Bracie… Dziękuję. I przepraszam… Za wszystko.
Paweł patrzył na niego przez dłuższą chwilę, a potem skinął głową na znak przyjęcia przeprosin. Odłożył słuchawkę i wyszedł.
Kiedy tylko opuścił więzienie, wyjął komórkę i zadzwonił do Ani.
- I co, dowiedziałeś się czego? – spytała błagalnym tonem.
- Nie.

Teresa Nowak nie tylko nie mogła pochwalić się oryginalnym nazwiskiem, ale również i miejscem zamieszkania. Rezydowała w wysokim bloku w dzielnicy Baranówka. W jego okolicy stało jeszcze kilka podobnych budynków. Paweł zastanawiał się, czy powinien otwarcie przyznać się, kim jest, czy może lepiej udawać kogoś innego.
Podszedł do domofonu. Szybko odnalazł napis T. Nowak. Doszedł do wniosku, ze nie pozostaje mu nic innego i wcisnął przycisk.
- Słucham.
Paweł uznał, że jeśli ta kobieta jest cała równie fantastyczna, jak jej głos, to być może zrozumie swojego brata.
- Pani Nowak?
- To ja.
Decyzję podjął dopiero teraz.
- Jestem bratem Marka Piotrowskiego.
Paweł miał wrażenie, że chwila ciszy przeciągała się w nieskończoność. W końcu usłyszał głębokie westchnienie i dźwięk otwieranych drzwi.

Paweł siedział w salonie, którego jeden z rogów pełnił funkcję kuchni. Chociaż pomieszczenie to, podobnie jak całe mieszkanie Teresy, nie imponowało wielkością, to z całą pewnością było urządzone w dobrym guście. Ściany pomalowano na szaro, a meble były utrzymane w czarno-białej tonacji. Szklany stół z trzech stron otaczały wysokie stołki z oparciem, a z czwartej – sofa. Z czarnym obiciem, rzecz jasna. Naprzeciwko niej stał duży telewizor. W części kuchennej dominowały już brązowo-czerwone barwy, prezentowała się ona jednak równie nowocześnie. Paweł zastanawiał się, jakim cudem na wystrój rodem z drogiego sklepu z meblami było stać sekretarkę w podrzędnej firmie, zarabiającej na oszukiwaniu klientów. Nie słyszał o tym, by Wojciechowski był specjalnie hojny w stosunku do podwładnych.
Do pomieszczenia weszła Teresa. Miała czterdzieści lat, była zatem rok młodsza od Pawła i trzy lata od Marka. Wyglądała zdecydowanie atrakcyjnie i prezentowała się godnie jak na kobietę w swoim wieku. Na jej twarzy nie było zbyt wielu zmarszczek, usta pomalowała błyszczykiem. Miała krótkie, kasztanowe włosy, chociaż nie był to raczej jej naturalny kolor. Założyła czarną sukienkę na ramiączkach z widocznym dekoltem.
Przyniosła dwa kubki kawy z mlekiem. Wypiła łyk.
- Rozumiem, że Marek powiedział panu o naszym… - Pstryknęła palcami, szukając odpowiedniego słowa. Chyba nie chciała powiedzieć po prostu „związek”. Po chwili wreszcie znalazła: - …o naszej przyjaźni?
- Tak, powiedział mi o waszym romansie – odparł oschle Paweł. – Ale nie przyszedłem tu pytać o pikantne szczegóły. Chciałem dowiedzieć się… - Podobnie jak ona przerwał, zastanawiając się, jak zacząć – Chciałem dowiedzieć się, czy uważa pani, że Marek jest winny.
Teresa wypiła kolejny łyk kaw.
- Trudno powiedzieć. Dowody są twarde, ale sądzę, że znałam go dość dobrze i nie wydawał się osobą zdolną do zabójstwa. Nawet najgorszego wroga.
Z tym akurat musiał się zgodzić. Nie rozmawiał z bratem przez kilka lat, ale i tak mógł śmiało powiedzieć, że był on jednym z najbardziej dobrotliwych i delikatnych facetów, jakich znał. Od razu jednak Pawła nachodziła myśl, że tym bardziej nie pasowało do niego zdradzanie żony, nawet w ciężkiej sytuacji.
- Wasze ostatnie spotkanie odbyło się w nieprzyjemnych okolicznościach. – Próbował poruszyć ten temat najdelikatniej, jak tylko umiał.
Teresa wzięła kubek z kawą i tym razem wypiła znacznie więcej niż jeden łyk. Odłożyła napój i zaczęła bardzo powoli opowiadać.
- Pan wie, że Wojciechowski nie był wzorowym biznesmenem. Ale… on nie był też wzorowym mężczyzną. Delikatnie mówiąc.
Paweł domyślał się, o co jej chodziło, ale postanowił nie przerywać.
- Odkąd zaczęłam tam pracować, pomiatał mną. Innymi kobietami też. Musiałyśmy znosić ciągłe upokorzenia. Dwie zrezygnowały. To było w okresie, kiedy gazety pisały o TUF. Bałam się, że z czymś takim w CV nie znajdę nowej pracy. Zatem postanowiłam, że postaram się to przetrwać. Marek mi pomagał. Nie wiem, dlaczego w ogóle przyszedł do nas. Przecież mógł przeczytać opinie, dowiedziałby się, że jesteśmy bandą oszustów.
Paweł skinął głową, by mówiła dalej.
- Jednak po jakimś czasie zaczęło się robić coraz gorzej. Firma miała coraz większe problemy, a on wyładowywał się na nas. Dotąd poprzestawał na słowach. One raniły, ale mogłam zacisnąć usta. Potem zaczął mnie dotykać. Najpierw niby przypadkiem ocierał się o mnie, ale z biegiem tygodni poczynał sobie coraz odważniej.
- Czemu wtedy pani nie odeszła? – przerwał jej Paweł.
Teresa znowu wypiła kawę. Tym razem jednak wróciła do normy – jeden łyk.
- Zaczął mi grozić – odparła. – Powiedział, że jeśli na niego doniosę, albo złożę wymówienie, to pożałuję. A ja się zwyczajnie bałam.
Paweł zauważył, że w zasadzie nie była nawet zestresowana, cały czas mówiła tym samym, zimnym tonem. Nawet ostatnie zdanie nie było nacechowane emocjonalnie. A ja się zwyczajnie bałam. Więcej uczuć można było zobaczyć w telewizji, gdy były przedstawiane kursy indeksów giełdowych. Za oznakę nerwów można było uznać jedynie wypicie większej ilości kawy, gdy zadał trudne pytanie. Ten chłodny dystans go przerażał. Ona jednak mówiła dalej, być może nie zdając sobie sprawy z jego rozważań, a być może po prostu jej nie obchodziły.
- Potem było jeszcze gorzej. Zaczął dawać nam klapsy w tyłek – najpierw delikatne, z czasem coraz mocniejsze. Pewnego dnia z całej siły uderzył w twarz moją koleżankę, bo źle skserowała jakieś papiery. Wtedy uznałam, że to przesada i postanowiłam złożyć wymówienie. Poszłam do niego. To było wieczorem, zanim pobiegłam do pańskiego brata.
- Co się wtedy wydarzyło?
- Marek wspominał, że jest pan prawnikiem. Powinien pan zatem wiedzieć, o czym traktuje artykuł sto dziewięćdziesiąt siedem punkt pierwszy Kodeksu Karnego – oświadczyła beznamiętnie i wypiła kolejny łyk.

Paweł znał ten punkt na pamięć. Kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12.
Wojciechowski zgwałcił Teresę.
To było duże zaskoczenie. Marek mówił, że biznesmen skrzywdził wtedy swoją sekretarkę, ale nie powiedział, że w tak straszny sposób.
- Powiedziała pani Markowi, co dokładnie się stało? – spytał. Być może Marek wpadł w furię i parę dni później, kiedy odmówiono mu pożyczki, nie wytrzymał?
- Oczywiście. Był jedyną osobą, której mogłam wtedy ufać i która mogła mi pomóc. A ja zdecydowanie potrzebowałam pomocy.
- I co zrobił?
Kawa musiała się skończyć, bo Teresa odstawiła kubek. Wzruszyła ramionami.
- Objął mnie i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Chyba tak powinien zachować się facet? – Nagle roześmiała się. – Pewnie spodziewał się pan, że zaczął wyklinać Wojciechowskiego i oświadczył, że go zabije, pięćdziesiąt razy wbijając mu nóż w pierś. Rozczarowałam pana?
Paweł przez krótką chwilę siedział oniemiały, ale szybko się otrząsnął.
- A czy pani wyklinała swojego szefa?
- Jasne, że nie. Pisałam wierszyki ku jego czci. – Pierwszy raz w jej głosie nie była wyczuwalna ta przerażająca obojętność. Zamiast tego pojawiła się co prawda chłodna ironia, ale cóż… Lepszy rydz niż nic. – Jednak miałam plany i nie chciałam, by zostały one przez cokolwiek pokrzyżowane.
- Mogę spytać, co to za plany?
- Moja siostra mieszka w Londynie. Zamierzam się tam przeprowadzić jak najszybciej. To, co stało się tamtego dnia, tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że powinnam to zrobić naprędce.
Paweł złożył palce w piramidę, zastanawiając się, czy w ogóle powinien pytać o to, co frapowało Marka. Po tym, co usłyszał od Teresy, doszedł do wniosku, że może nie była najbardziej uczuciową kobietą świata, ale nie dostrzegał w niej morderczyni. Po chwili uznał, że znowu odkrył coś, co było sprzeczne z wizją brata, która powstawała w jego głowie przez przeszło trzydzieści lat. Tamten Marek nie spotykałby się z kobietą, która potrafiła ze spokojem opowiadać o tym, jak została zgwałcona. Jego rozmyślania zostały jednak przerwane.
- Chce pan zobaczyć coś ciekawego na temat Wojciechowskiego?
Paweł przytaknął. Teresa wyszła z pokoju i za chwilę wróciła z czerwonym segregatorem.
- Razem z księgową wyniosłyśmy to, by mieć jakiegoś asa w rękawie – wyjaśniła. Poszperała trochę w segregatorze i pokazała mu wydrukowane na stronie A4 zdjęcie zwykłego, własnoręcznie wypełnionego blankietu. – To pismo Wojciechowskiego. Sądzę, że w zleceniodawcy umieścił po prostu jakieś fałszywe dane. - W tytule wpisano Opłata za świadczenie usług. Kwota wynosiła nieco ponad trzy tysiące złotych. Odbiorcą miał być niejaki Wacław Horydło z Dębicy. – Nie słyszałam nigdy, że współpracujemy z kimś takim, a w warunkach naszej firmy trzy tysiące to nie tak mało. Poszukałyśmy trochę w Internecie, ale nie znalazłyśmy nic na temat Wacława Horydło. A potem odkryłyśmy, że to nie był jedyny taki przelew. Za każdym razem podobne tytuły, kwoty od kilkuset do kilku tysięcy złotych i odbiorcy, których nie można było zidentyfikować. Ale pewnego dnia przeczytałam w gazecie ciekawy artykuł. – Podała Pawłowi wyrwaną stronę z Kuriera Podkarpackiego.
Przeleciał wzrokiem po tekście. Informował on o rozbiciu grupy przestępczej, trudniącej się głownie handlem narkotyków. Jej członkowie byli też oskarżeni o wymuszenia, zastraszanie i podrabianie dokumentów. Przywódcą gangu był Andrzej B., pseudonim Horydło. Cóż za łut szczęścia.
- Dlaczego wtedy nie dotarli do Wojciechowskiego?
- Nie wiem – odparła Teresa. – Gdyby chcieli zidentyfikować prawdziwego zleceniodawcę tych przelewów, nie mieliby wielkich problemów. Nie mam pojęcia, dlaczego tego nie zrobili. Ale ja nie znam się zbyt na przestępstwach narkotykowych.
Paweł grzecznie jej podziękował. Jednak w ostatniej chwili, niemal już wyszedłszy, zatrzymał się.
- Mogę zadać pani jeszcze jedno pytanie?
- Proszę.
Uznał, że powinien się upewnić.
- Czy podczas ostatniej wizyty w domu Marka dotykała pani noża kuchennego?
Zaprzeczyła na tyle zdecydowanie, by trudno było mieć wątpliwości, ale też nie tak zdecydowanie, by wzbudziło to podejrzenia.
- Dziękuję. Jestem pani naprawdę wdzięczny za pomoc.
Odpowiedz
#6
Cytat:osiadła się pleśń.
Raczej kurz osiada, pleśń to chyba raczej wykwita, albo coś w tym rodzaju.

Cytat:Marek zmienił się od ostatniego razu, kiedy się widzieli. Wcześniej jego włosy miały identyczny, ciemny odcień – tak samo jak Pawła.
Raczej: "jednolity".
"taki sam, jak u Pawła" albo "tak, jak Paweł"

Cytat:Postaram się cię poratować
"Ciebie"

Cytat:Paweł siedział w salonie

Cytat:to z całą pewnością było urządzone w dobrym guście.

Cytat:a meble miały czarno-biały kolor.
Dość dziwnie to brzmi. Wystarczyłoby napisać, że meble były utrzymane w czarno-białej tonacji, albo zwyczajnie, że były czarne lub białe.

Cytat: była zatem rok młodsza od Piotra i trzy lata od Marka.
Pawła Tongue

Cytat: Odkąd zaczęłam tam pracować, mną pomiatał.
"Pomiatał mną"

Cytat:Przeleciał wzrokiem po tekście.

Podoba mi się coraz bardziej. Zwłaszcza plus za to, jak nakreśliłeś postać Teresy od strony emocjonalnej oraz ogólnie za pogłębienie psychologii, za skupienie się na Marku.
Dalej jeszcze brakuje klimatu, choć jest już nieco lepiej.
Także postęp jest i czekam na dalszy ciąg Wink
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości