Ulubione wiersze
#31
Marysia Jasnorzewska

Kto chce bym go kochała

Kto chce, bym go kochała, nie może być nigdy ponury
i musi potrafić mnie unieść na ręku wysoko do góry.
Kto chce, bym go kochała, musi umieć siedzieć na ławce
i przyglądać się bacznie robakom i każdej najmniejszej trawce.

I musi też umieć ziewac, kiedy pogrzeb przechodzi ulicą,
gdy na procesjach tłumy pobożne idą i krzyczą.
Lecz musi być za to wzruszony, gdy na przykład kukułka
kuka lub gdy dzięcioł kuje zawzięcie w srebrzystą powlokę buka.

Musi umieć pieska pogłaskać i mnie musi umieć pieścić,
i smiać się, i na dnie siebie żyć słodkim snem bez treści,
i nie wiedzieć nic, jak ja nic nie wiem, i milczeć w rozkosznej
ciemności,
i byc daleki od dobra i równie daleki od złości.


Jakie to proste.... ;p

Robota Anioła Stróża


Gonił cię mój anioł stróż po świecie, o mój Drogi,
biegł wciąż za tobą przez lasy, przez łany,
potrącał cię ku mnie, zapędzał cię do mnie,
ciągnął za obie ręce, spychał z prostej drogi —
o miłości coś szeptał, bredził nieprzytomnie,
pachniał jak wytężone białe nikotiany...

Siedzący noc całą przy tobie na warcie
krzyczał głosem jak trąby złote i waltornie,
to znów o łaskę twoją modlił się pokornie,—
zbawienie własne diabłom rzucał na pożarcie! —
Wreszcie ciebie ślepego, ciebie niechętnego
zawiódł przemocą do mego pokoju,
gdzie siedziałam płacząca, Pan Bóg wie dlaczego,
jak to się zdarza czasami. —
Wpuścił cię naprzód, sam został za drzwiami,
zatańczył w trumfie jakiś taniec boski —
potem twarz zakrył szatą srebrnobiałą,
zamyślił się pełen troski —
i jęknął z przerażeniem nad tym, co się stało.


No i seria wierszy mojej ukochanej Wisławy Smile)

O śmierci bez przesady

Nie zna się na żartach,
na gwiazdach, na mostach,
na tkactwie, na górnictwie, na uprawie roli,
na budowie okrętów i pieczeniu ciasta.

W nasze rozmowy o planach na jutro
wtrąca swoje ostatnie słowo
nie na temat.

Nie umie nawet tego,
co bezpośrednio łączy się z jej fachem:
ani grobu wykopać,
ani trumny sklecić,
ani sprzątnąć po sobie.

Zajęta zabijaniem,
robi to niezdarnie,
bez systemu i wprawy.
Jakby na każdym z nas uczyła się dopiero.

Tryumfy tryumfami,
ale ileż klęsk,
ciosów chybionych
i prób podejmowanych od nowa!

Czasami brak jej siły,
żeby strącić muchę z powietrza.
Z niejedną gąsienicą
przegrywa wyścig w pełzaniu.

Te wszystkie bulwy, strąki,
czułki, płetwy, tchawki,
pióra godowe i zimowa sierść
świadczą o zaległościach
w jej marudnej pracy.

Zła wola nie wystarcza
i nawet nasza pomoc w wojnach i przewrotach,
to, jak dotąd, za mało.

Serca stukają w jajkach.
Rosną szkielety niemowląt.
Nasiona dorabiają się dwóch pierwszych listków,
a często i wysokich drzew na horyzoncie.

Kto twierdzi, że jest wszechmocna,
sam jest żywym dowodem,
że wszechmocna nie jest.

Nie ma takiego życia,
które by choć przez chwilę
nie było nieśmiertelne.

Śmierć
zawsze o tę chwilę przybywa spóźniona.

Na próżno szarpie klamką
niewidzialnych drzwi.
Kto ile zdążył,
tego mu cofnąć nie może.


Jawność


Oto my, nadzy kochankowie,
piękni dla siebie – a to dosyć –
odziani tylko w listki powiek
leżymy wśród głębokiej nocy.

Ale już wiedzą o nas, wiedzą
te cztery kąty, ten piec piąty,
domyślne cienie w krzesłach siedzą
i stół w milczeniu trwa znaczącym.

I wiedzą szklanki, czemu na dnie
herbata stygnie nie dopita.
Swift już nadziei nie ma żadnej,
nikt go tej nocy nie przeczyta.

A ptaki? Złudzeń nie miej wcale:
wczoraj widziałam, jak na niebie
pisały jawnie i zuchwale
to imię, którym wołam ciebie.

A drzewa? Powiedz mi, co znaczy
ich szeptanina niestrudzona?
Mówisz: Wiatr chyba wiedzieć raczy.
A skąd się wiatr dowiedział o nas?

Wleciał przez okno nocny motyl
i kosmatymi skrzydełkami
toczy przyloty i odloty,
szumi uparcie ponad nami.

Może on widzi więcej od nas
bystrością owadziego wzroku?
Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł,
że nasze serca świecą w mroku.

Utopia


Wyspa, na której wszystko się wyjaśnia.

Tu można stanąć na gruncie dowodów.

Nie ma dróg innych oprócz drogi dojścia.

Krzaki aż uginają się od odpowiedzi.

Rośnie tu drzewo Słusznego Domysłu
o rozwikłanych odwiecznie gałęziach.

Olśniewająco proste drzewo Zrozumienia
przy źródle, co się zwie Ach Więc To Tak.

Im dalej w las, tym szerzej się otwiera
Dolina Oczywistości.

Jeśli jakieś zwątpienie, to wiatr je rozwiewa.

Echo bez wywołania głos zabiera
i wyjaśnia ochoczo tajemnice światów.

W prawo jaskinia, w której leży sens.

W lewo jezioro Głębokiego Przekonania.
Z dna odrywa się prawda i lekko na wierzch wypływa.

Góruje nad doliną Pewność Niewzruszona.
Ze szczytu jej roztacza się istota rzeczy.

Mimo powabów wyspa jest bezludna,
a widoczne po brzegach drobne ślady stóp
bez wyjątku zwrócone są w kierunku morza.

Jak gdyby tylko odchodzono stąd
i bezpowrotnie zanurzano się w topieli.

W życiu nie do pojęcia.


i może coś z lokalnych tfórców - Jerzy Utkin:

Iwszy sonet do jasnowłosej

czy zechcesz piękna pani pozować do wiersza
spocząć w pozie swobodnej w odsłonięciu wnętrza
do nagości bezwstydnej myśli ruchów serca
które tak nierozważnie drżący uśmiech spiętrza
czy zechcesz piękna pani pozować do wiersza
rozpuszczając spojrzenie niczym jasne włosy
oddając się bez reszty srebrnym dźwiękom świerszcza
i wtórując mu cicho koncert na dwa głosy
czy zechcesz piękna pani pozować do wiersza
aby chwilę uwiecznić w zaplecionych słowach
wiersz jest formą dialogu to właśnie najszczersza
dwojga istot przypadkiem złączonych rozmowa
czy zechcesz piękna pani pozować przez mgnienie
oka zanim łza spadnie ostatni raz na ziemię
"Wolę kłócić się z Tobą niż kochać z kimś innym..."
Odpowiedz
#32
Charles Bukowski - Bluebird. Wiersz szczególnie polecam Szachowi, bo raczej mu się spodoba, nie wiem jak innym.

"there's a bluebird in my heart that
wants to get out
but I'm too tough for him,
I say, stay in there, I'm not going
to let anybody see
you.

there's a bluebird in my heart that
wants to get out
but I pur whiskey on him and inhale
cigarette smoke
and the whores and the bartenders
and the grocery clerks
never know that
he's
in there.


there's a bluebird in my heart that
wants to get out
but I'm too tough for him,
I say,
stay down, do you want to mess
me up?
you want to screw up the
works?
you want to blow my book sales in
Europe?

there's a bluebird in my heart that
wants to get out
but I'm too clever, I only let him out
at night sometimes
when everybody's asleep.
I say, I know that you're there,
so don't be
sad.
then I put him back,
but he's singing a little
in there, I haven't quite let him
die
and we sleep together like
that
with our
secret pact
and it's nice enough to
make a man
weep, but I don't
weep, do
you? "
Odpowiedz
#33
W życiu nie czytałem poezji Bukowskiego! Jutro tu wrócę, bo dziś już mało kontaktuję Wink

A dla Was, jak zwykle, Jacek Podsiadło Smile

Satja

nie zbliżać się do Boga na odległość rzutu kamieniem
a słowa prowokować oskarżać o ustępliwość
odmawiać znaczeń

być człowiekiem w Drodze
a nie słowem człowiek w słowie Droga
być słowem a nie słowem słowo

słowo zmieniać w ciało
ciała nie ukrywać pod siódmą suknią
nie przebierać w słowach ani w strojach

nie przebierać się za clowna męczennika szaleńca
nosić podarte łachmany
- dziura jest jedyną Drogą do znalezienia Prawdy
dopiero wyrzucić kamień z rękawa
i bez wielkich słów odejść od Boga
do siebie

86.06.24
z tomiku "Nieszczęście doskonałe"
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#34
Szczypta sarkazmu w dobrym wydaniu na dziś i przy okazji mój ulubiony wiersz tegoż Autora:

Andrzej Bursa

Poeta

Poeta cierpi za miliony
od 10 do 13.20
o 11.10 uwiera go pęcherz
wychodzi
rozpina rozporek
zapina rozporek
Wraca chrząka
i apiat
cierpi za miliony
Quod me non necaverit, certe confirmabit


Nie dajmy się zwariować. Nie mam doktoratu z filologii polskiej. Oceniam według własnego uznania...
wiersze, nigdy zaś Autora.
Odpowiedz
#35
Lubię przytułki bólu, szpitale, gdzie starzy…



Lubię przytułki bólu, szpitale, gdzie starzy,

Chorzy ludzie zmieniają się z wolna w organy

Pod okiem obojętnych lub drwiących lekarzy,

Którzy drapią się w głowę i jedzą banany.




W czystych salach, skąd jednak ohyda wyziera,

Dostrzega się tę nicość, która ich otacza,

Zwłaszcza to widać rano, gdy się ich ubiera,

I słychać to o fajkę błaganie palacza.




Starzy umieją płakać dźwięku nie wydając,

Zapominają myśli i proste wyrazy,

Nie śmieją się zbyt często, a wszystko, co mają

Przez te kilka miesięcy przed ostatnią fazą,




To tych prostych słów parę, wciąż tych samych prawie:

Dziękuję, syn, jak zwykle, przyjdzie w poniedziałek;

Nie jestem głodny, syn się w końcu jednak zjawi.

Syna nie ma, a ręce mają prawie białe.

Autor : MICHEL HOUELLEBECQ
Odpowiedz
#36
Oj wiele różnych wierszy lubię, z różnych epok, wielu autorów, jednak jest jeden ulubiony od lat wielu i to się nie zmieni nigdy (miłość do wiersza jak i do autora):

Krzysztof Kamil Baczyński
*** Niebo złote ci otworzę


Niebo złote ci otworzę,
w którym ciszy biała nić
jak ogromny dźwięków orzech,
który pęknie, aby żyć
zielonymi listeczkami,
śpiewem jezior, zmierzchu graniem,
aż ukaże jądro mleczne
ptasi świt.

Ziemię twardą ci przemienię
w mleczów miękkich płynny lot,
wyprowadzę w rzeczy cienie,
które prężą się jak kot,
futrem iskrząc zwiną wszystko
w barwy burz, w serduszka listków,
w deszczów siwy splot.

I powietrza drżące strugi
jak z anielskiej strzechy dym
zmienię ci w aleje długie,
w brzóz przejrzystych śpiewny płyn,
aż zagrają jak wiolonczel
żal - różowe światła pnącze,
pszczelich skrzydeł hymn.

Jeno wyjmij mi z tych oczu
szkło bolesne - obraz dni,
które czaszki białe toczy
przez płonące łąki krwi.
Jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył.
Il-wieħed li jixtieq li jkun oriġinali u gost
Hypocrisy...
1/2011[/p]2/2011

Odpowiedz
#37
"Ostatni hotel"

Ostatni hotel
Potrafię dostrzec czarne ściany
Potrafię dostrzec cień na oknie
On mówi
Nie jestem zainteresowany tym o czym on mówi
Jestem jedynie zainteresowany faktem, iż jest to ostatni hotel
Ostatni hotel
Duchy w moim łożu
Kozłom puszczam krew
Ostatni hotel

Autor : Jack Kerouac.

Poza tym, jestem zdecydowanie za jeśli chodzi o cały pokręcony ruch Beat Generation.
Odpowiedz
#38
Bruno Jasieński [ZMĘCZYŁ MNIE JĘZYK...] - jeden z niewielu raczej wierszy, które zapamiętałem jeszcze z liceum tylko dlatego, że zrobił na mnie wówczas ogromne wrażenie i do dziś mam do niego ogromny sentyment

Zmęczył mnie język jak twardy zlepek.
Jestem jak człowiek, co lampy przerosł.
Na skrzyżowaniu dwóch wrogich epok
stoję, cynicznie gryząc papieros.

Nudzą mnie wiersze najszczersze, bo
poznałem wszystkich mów Niagary.
Z jednych słów umiem tak jak Rimbaud
stawiać katedry i lupanary.

Znam słowa śmigłe jak uda sarn.
u Znam słowa równe biblijnym psalmom,
Nad łóżkiem moim śpiewał Verhaeren
i długie fugi zawodził Balmont.

Tańczą mi w wściekły porwane trans
twarze i domy, ludzie i rzeczy.
Umiem być chłodny jak Huysmans,
umiem być dziki jak Palazzeschi.

Hałas szantanów i ciszę mórg
zakląłem w strofy pijane rytmem.
Dzieckiem mi bajki mówił Laforgue
i zimne hymny skandował Whitman.

Mógłbym na nerwach dojrzałych panien
grać jak na strunach, cienkich jak włoski.
Mogę tak pisać jak Siewierianin,
Mogę tak pisać jak Majakowski.

Mogę tak pisać jak Apollinaire.
Mogę tak pisać jak Marinetti. -
Tamte drapieżne, lubieżne kobiety
rozdarłyby mnie na żer.

O bracia włoscy, rosyjscy, francuscy,
tacy ogromni w swoim patosie!
O ukochani, najdrożsi, bliscy -
mam już was. wszystkich po dziurki w nosie!

Nocą mi w łóżku nie dają spać
olbrzymie stosy wrzeszczących poezji.
Chcę biec, uciekać, nie słyszeć, gnać!
Precz, z Europy do Polinezji!

O tłumie panien, czytających Ewersa,
Zachwycających się Romain Rollandem!
Ucieknę od was aerolandem!
Jak łatwo serca chwytać zamiast sersa!

Puśćcie, bo będę krzyczał jak cham!
I walę pięścią w twardy parapet.
W mieszkaniu moim nie takie mam
tapety z wierszy i wiersze z tapet!

Poezjo! Utrzymanko eleganckich panów!
Anemiczni, nerwowi, bladzi masturbanci!
Precz! Chcę dziś sławić czarnych, ordynarnych chamów,
co nie potrafią France’a odróżnić od francy!

O ekstatyczny tłumie żarty przez syfilis!
Zaropiałe, cuchnące, owrzodzone bydło!
Kiedy w czarnym pochodzie nade mną się schylisz?
Wszystko mnie już zmęczyło i wszystko obrzydło!

Ręce wasze potworne, pokręcone palce,
Gigantyczne, czerwone, obrośnięte macki,
którym wszystko podatne jest, jak chleb z zakalcem,
więcej mówią mi jedne, niż cały Słowacki!

Stworzę wam sztukę nową, sztukę czarnych miast.
Będzie mocna jak wódka i dobra jak piernik.
Zdziwicie się, że tyle jest na niebie gwiazd,
których żaden wam przedtem me odkrył Kopernik.

W waszych stęchłych zaułkach, gdzie króluje wciąż
pokraczny mały Chrystus oprawiony w ramki,
tłum czarny się przewala jak olbrzymi wąż,
zapładniając brzuchate, tłustopierśne samki.

Będą rodzić pod płotem, pod próg, byle gdzie
malutkich czarnych ludzi sine od boleści
i już krztuszą się wami przedmieścia i wsie
i już was więcej żadne miasto nie pomieści.

Wylejecie zatorem za rogatki bram
olbrzymia czarna masa, straszna i wspaniała,
i sto tysięcy pięknych, wypieszczonych dam
odda wam swoje białe i pachnące ciała.

Rozsypiecie się morzem wielobarwnym, pstrym,
na wszystko spadnie z góry wasz miażdżący młotek
i pociągnie za wami popielaty dym
z tysiącletnich wszechnic i czarnych bibliotek.

Chodźcie! Chodźcie tu wszyscy! Pąsowi! We krwi!
O Tłumie! O Motłochu! Tytanie! Narodzie!
Odsłońcie głowy z czapek i zamknijcie drzwi!
Zaśpiewamy dziś razem wielką "Pieśń o głodzie".
Odpowiedz
#39
Marina Cwietajewa


Próba zazdrości

Jak się panu żyje z inną?

Łatwiej, prawda? Pchnięcie wiosła

I — od brzegu! Z oczu zginął!

Szybko fala pamięć zniosła



O mnie, pływającej wyspie?

(O, nie po wodach — po niebie!)

Dusze, dusze! — siostry wyście,

Warn — miłośnicami nie być!



Jak się żyje ze zwyczajną

Żoną? Świat — bez bóstwa — lepszy?

Królową z tronu strącając

(Samemu się go wyrzekłszy),



Jak się żyje — krząta — troszczy —

Dobiera się w korcu maku?

Myto wiecznej trywialności

Jak się płaci, mój biedaku?



"Konwulsji szarpiących tętno —

Starczy! Dom wynajmę nowy".

Jak się panu żyje z jedną

Z wielu — memu wybrańcowi!



Swojskie jadło, święty spokój —

Tak? — Triumfu nie powstrzymuj!

Tylko... jak się panu z kopią

Żyje — któryś deptał Synaj!



Jak się panu żyje z obcą,

Z tutejszą, rajsko-pierwotną?

Jowiszowej lejcy chłostą

Nigdy czoła wstyd nie dotknął?



Jak się żyje — wstaje — wiedzie —

Śpiewa w chórze rannych ptaków?

Ból sumienia — rany wiecznej —

Jak się znosi, mój biedaku?



Jak też żyje się z towarem

Rynkowym? Marże — niemałe!

Po marmurze z gór Karrary

Jak się panu żyje z miałem



Gipsowym? (Wykuty w bryle

Bóg — i znów skruszony do cna!)

Jak się panu żyje z byle

Jaką — któryś Lilith poznał!



Nowalijką sezonową

Sytyś pan? Gdy czary prysły —

Jak się żyje z tuzinkową,

Ziemską, bez szóstego zmysłu?



No, szczerze: więc jednak szczęście?

Nie? W zapaści bez głębiny —

Jak się żyje, miły? Ciężej?

Czy tak samo — jak mnie z innym?
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#40
Uwielbiam symbolistów. Smile Wszelakie statki pijane i tego typu teksty - to jest właśnie to, co tygryski lubią najbardziej.
"Lucifera" znam na pamięć. Jest piękny.


Tadeusz Miciński - Lucifer

Jam ciemny jest wśród wichrów płomień Boży,
lecący z jękiem w dal - jak głuchy dzwon północy -
ja w mrokach gór zapalam czerwień zorzy
iskrą mych bólów, gwiazdą mej bezmocy.

Ja komet król - a duch się we mnie wichrzy
jak pył pustyni w zwiewną piramidę -
ja piorun burz - a od grobowca cichszy
mogił swych kryję trupiość i ochydę.

Ja - otchłań tęcz - a płakałbym nad sobą
jak zimny wiatr na zwiędłych stawu trzcinach -
jam błysk wulkanów - a w błotnych nizinach
idę, jak pogrzeb, z nudą i żałobą.

Na harfach morze gra - kłębi się rajów pożoga -
i słońce - mój wróg słońce! Wschodzi wielbiąc Boga.
Odpowiedz
#41
Zachwycił mnie w gimnazjum całym swym jestestwem, o.



Wat Aleksander
* * * (Być myszą..)

Być myszą. Najlepiej polną. Albo ogrodową ---
nie domową:
człowiek ekshaluje woń abominalną!
Znamy ją wszyscy --- ptaki, kraby, szczury.
Budzi wstręt i strach.
Drżenie.

Żywić się kwiatem glicynii, korą drzew palmowych,
rozgrzebywać korzonki w chłodnej wilgotnej ziemi
i tańczyć po świeżej nocy. Patrzeć na księżyc w pełni,
odbijać w oczach obłe światło księżycowej
agonii.

Zaszyć się w mysią dziurkę na czas, kiedy zły Boreasz
szukać mnie będzie zimnymi palcami kościstymi,
by gnieść moje małe serce pod blaszką swego szponu ---
tchórzliwe serce mysie ---
kryształ palpitujacy.
Il-wieħed li jixtieq li jkun oriġinali u gost
Hypocrisy...
1/2011[/p]2/2011

Odpowiedz
#42
Nie wiem czemu zapomniałam. Ale skoro sobie przypomniałam, to wrzucam:

Jabberwocky - Lewis Caroll

Twas brillig, and the slithy toves
Did gyre and gimble in the wabe;
All mimsy were the borogoves,
And the mome raths outgrabe.

Beware the Jabberwock, my son!
The jaws that bite, the claws that catch!
Beware the Jubjub bird, and shun
The frumious Bandersnatch!

He took his vorpal sword in hand:
Long time the manxome foe he sought-
So rested he by the Tumtum tree,
And stood awhile in thought.

And as in uffish thought he stood,
The Jabberwock, with eyes of flame,
Came whiffling through the tulgey wood,
And burbled as it came!

One, two! One, two! And through and through
The vorpal blade went snicker-snack!
He left it dead, and with his head
He went galumphing back.

And has thou slain the Jabberwock?
Come to my arms, my beamish boy!
O frabjous day! Calloh! Callay!
He chortled in his joy.

'Twas brillig, and the slithy toves
Did gyre and gimble in the wabe;
All mimsy were the borogoves,
And the mome raths outgrabe.


Oczywiście oryginał z trudem czytam, cóż dopiero mówić o rozumieniu, dlatego preferuję przekład - najlepiej Słomczyńskiego.
http://home.agh.edu.pl/~szymon/jabberwocky.shtml
Tutaj dostępny wspomniany przekład i parę innych. Wink

Fantastyczny tekst. Plus mam do niego sentyment: po pierwsze, czytałam dwa przekłady na starogrecki - dziwne i szacun dla tłumacza. Po drugie, genialny film "Jabberwocky" zaczyna się właśnie tym wierszem. Big Grin
Po trzecie, uwielbiam piosenkę Donovana:
http://www.youtube.com/watch?v=PnqK-1CPxLk


No cóż... na pamięć oczywiście tego nie znam, ale bardzo lubię sobie to podśpiewywać bądź po prostu czytać. Smile
Odpowiedz
#43
A ja dam tekst niejakiej Karoliny Bartkowiak:

"Kto pyta nie błądzi"

kiedy stoję
na nudnym, zimnym
przystanku,
myślę sobie,
czy autobus łaskawie
dojechałby szybciej,
gdyby Bóg
był kobietą?

Tongue
Odpowiedz
#44
Ciekawy. Feministyczny, ale nie tak nachalnie i wprost, podoba mi się to zawoalowane oskarżenie brzydszej płci o - no właśnie, o wszystko, a przynajmniej ja to tak sobie interpretuję w moim małym, męskim móżdżku Smile

A dla Was, jak zwykle ode mnie, Jacek Podsiadło. Wiersz, który zainspirował mnie do napisania "Snu policjanta", który pałęta się tu gdzieś po forum.

* * *

jestem milicjantem z powołania
żyję w myśl przedziałka na głowie
pod kwadratowym niebem swojego rejonu
nie łamię gałęzi przykazań ani konwenansów
zakorzeniam w sercu syna Prawdę
do dziesiątego pokolenia

lubię telefoniczne rozmowy kobiet nie wiedzących o podsłuchu
desperackie ucieczki przestępców
i zimny dotyk klamek.

86.10.05
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#45
Tadeusz Różewicz :

"Nazywam milczeniem"

Nienazwane mogę nazwać słowem.
mogę nazwać ojczyzną
miłością złotem różą
mogę wołać albo milczeć
mogę wymieniać kolory
morza wyspy ptaki owoce.
Wymieniam imię ukochanej
ojczyznę nazywam po imieniu
jedno słowo dwa razy powtarzam
nienazwane nazywam milczeniem

"Lament"

Zwracam się do was kapłani
nauczyciele sędziowie artyści
szewcy lekarze referenci
i do ciebie mój ojcze
Wysłuchajcie mnie.

Nie jestem młody
niech was smukłość mego ciała
nie zwodzi
ani tkliwa biel szyi
ani jasność otwartego czoła
ani puch nad słodką wargą
ni śmiech cherubiński
ni krok elastyczny

Nie jestem młody
niech was moja niewinność
nie wzrusza
ani moja czystość
ani moja słabość
kruchość i prostota

mam lat dwadzieścia
jestem mordercą
jestem narzędziem
tak ślepym jak miecz
w dłoni kata
zamordowałem człowieka
i czerwonymi palcami
gładziłem białe piersi kobiet.

Okaleczony nie widziałem
ani nieba ani róży
ptaka gniazda drzewa
świętego Franciszka
Achillesa i Hektora
Przez sześć lat
buchał z nozdrza opar krwi

Nie wierzę w przemianę wody w wino
nie wierzę w grzechów odpuszczenie
nie wierzę w ciała zmartwychwstanie

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości