27-08-2018, 13:54
Na spodku, przesłodzeni zwisaliśmy Krzywej Wieży.
Jak zawsze kiedy słońce daję plamę. Trzeba szuflować.
Iluzja przywodzicieli obleka pościel. Wsypa,
świat nie jest nudny. Z bufetem na skórze, pod sukienką
z gołymi plecami i miejscami na tusz bez powrotu.
Zielona wychylała się zaparzeń, nieczułości, upita z plujkami.
Jeszcze się lęgną. Bujają zakopertowane niebo
w kołdrze. Cyrkulacja naciąga termofor.
Podrywany kalendarz nie odrasta.