W przerwie prac nad kolejną częścią wcześniejszego opowiadania, postanowiłem po raz kolejny zmierzyć się z miniaturą. Oto efekt:
UCZTA
Robert od samego początku czuł, że z tą kobietą jest coś nie tak. Nie umiał tego logicznie uzasadnić - w sumie to nie miał się do czego przyczepić, bo i wyglądała normalnie, i podczas rozmowy wydawała się odpowiadać całkiem do rzeczy.
No i była z agencji, nie z ulicy.
Być może te wszystkie jego podejrzenia brały się z retrospekcji – teraz już wiedział, że sprawy mogą pójść źle. Plus dochodzi do tego cała ta niepewność i obawa, gdy pierwszy raz korzysta się z usług profesjonalistki. I poczucie, ze robi się coś złego, mimo wiedzy, że wszyscy to robią. No, prawie wszyscy.
Pierwsze poważne podejrzenie padło, gdy był już na imprezie.
- Niech się Pan nie martwi - przypomniał sobie, co powiedziała w trakcie pierwszej rozmowy – potrafię być naprawdę czuła i delikatna. Proszę spytać swego kolegi, pana Andrzejewskiego – dodała.
No tak, Andrzejewski na pewno korzystał z jej usług, pomyślał Robert. Prawie w ogóle nie ma go w domu, sypia po hotelach całej Warszawy, więc…
- Wyobraź sobie - zagadnął podchodząc do Andrzejewskiego - że mamy tą samą opiekunkę do dziecka.
- Śmiem się nie zgodzić – odparł Andrzejewski. – Maja właśnie siedzi w domu z moimi dziećmi – wyjaśnił.
- Maja? – zdziwił się Robert.
- Maja. Opiekunka moich dzieci. – odpowiedział Andrzejewski.
- O. Bo widzisz, zostawiliśmy dzisiaj dzieci z opiekunką. Pierwszy raz zdecydowaliśmy z Magdą, by wyjść razem, a opiekunka wymieniła właśnie ciebie, jako poprzedniego pracodawcę. Dziwne. – rzekł zaniepokojony.
- Niemożliwe – zaprzeczył Andrzejewski. – Maja opiekuje się naszymi dziećmi od zawsze. Nie przejmuj się – dodał, widząc zatroskaną minę Roberta – pewnie panna chciała sobie dodać powagi podpierając się osobą wiceministra. Potrąć jej trzydzieści procent z wypłaty za fantazjowanie i sprawa załatwiona – zaśmiał się rubasznie.
- Pewnie masz rację. Zresztą przyszła z „Dobrej Nocki”, a tam nie zatrudniają byle kogo. Chociaż… – powiedział nie do końca przekonany Robert.
- No właśnie. – poparł go Andrzejewski – Moja Maja jest z tej samej agencji opiekunek. Zresztą poczekaj, - dodał wyciągając telefon komórkowy – spytam szefową o tę twoją opiekunkę.
Andrzejewski odszedł w kąt sali szukając miejsca, gdzie rozmowy nie będzie zagłuszał zgiełk toczącego się przyjęcia. Po chwili kiwnął ręką w kierunku Roberta.
- Słuchaj, - powiedział zasłaniając ręką słuchawkę telefonu – Janinka mówi, że nie wysyłała dzisiaj nikogo do ciebie. Mógłbyś powiedzieć jak wyglądała…
Robert nie czekał. Wybiegł z sali do szatni, nie zatrzymując się nawet, by wyjaśnić żonie o co chodzi. W szatni porwał płaszcz ledwie narzucając go na siebie i pognał na parking. Jak w kiepskim horrorze, klucze wypadły mu z rąk przed samym samochodem. Całe szczęście nie było tam żadnej studzienki ściekowej, a klucze nie wpadły pod samochód. Samochód odpalił za pierwszym razem.
Nie pamiętał drogi do domu. Miał nadzieję, że nie spowodował żadnego wypadku. Wiedział tylko, że gnał jak szalony, zastanawiając się, ile okupu będą chcieli i jaką kwotę byłby w stanie na szybko zebrać.
Światło w pokoju dzieci paliło się. Być może nie było jeszcze za późno. Wbiegł do domu prawie przewracając się o psa i ruszył do pokoju dziecinnego.
Podobno rozum traci się w różny sposób. Każdy z nich bardziej dramatyczny niż poprzedni. Na myśl przychodzą krzyczące niewiasty, osuwające się bezwładnie pod natłokiem wrażeń, czy też wykrzywiona w grymasie nienawiści twarz Jacka Nicholsona w „Lśnieniu”.
Czy widzieliście kiedyś jak przepala się żarówka? Delikatne brzęczenie, a potem ciche „pyk” i światło nagle gaśnie. Tak właśnie stracił rozum Robert. Stojąc w drzwiach pokoju dziecinnego.
Na środku pokoju stały dwa złączone ze sobą stoliki z Ikei, na których leżało rozkrojone wzdłuż ciało jego córki. Obok ustawione były trzy foteliki. Na jednym siedział jego syn z gardłem poderżniętym tak głęboko, że głowa trzymała się reszty ciała jedynie na kręgosłupie. Drugi fotelik stał pusty, a na trzecim siedziała opiekunka.
Podniosła głowę i spojrzała na stojącego w drzwiach Roberta. Uśmiechnęła się wesoło, błyszcząc bielą zębów pośród umazanych krwią ust.
- Miał pan rację – powiedziała wykrawając kolejny kawałek wątroby i wkładając go do ust. – Te dzieci są naprawdę słodkie…
UCZTA
Robert od samego początku czuł, że z tą kobietą jest coś nie tak. Nie umiał tego logicznie uzasadnić - w sumie to nie miał się do czego przyczepić, bo i wyglądała normalnie, i podczas rozmowy wydawała się odpowiadać całkiem do rzeczy.
No i była z agencji, nie z ulicy.
Być może te wszystkie jego podejrzenia brały się z retrospekcji – teraz już wiedział, że sprawy mogą pójść źle. Plus dochodzi do tego cała ta niepewność i obawa, gdy pierwszy raz korzysta się z usług profesjonalistki. I poczucie, ze robi się coś złego, mimo wiedzy, że wszyscy to robią. No, prawie wszyscy.
Pierwsze poważne podejrzenie padło, gdy był już na imprezie.
- Niech się Pan nie martwi - przypomniał sobie, co powiedziała w trakcie pierwszej rozmowy – potrafię być naprawdę czuła i delikatna. Proszę spytać swego kolegi, pana Andrzejewskiego – dodała.
No tak, Andrzejewski na pewno korzystał z jej usług, pomyślał Robert. Prawie w ogóle nie ma go w domu, sypia po hotelach całej Warszawy, więc…
- Wyobraź sobie - zagadnął podchodząc do Andrzejewskiego - że mamy tą samą opiekunkę do dziecka.
- Śmiem się nie zgodzić – odparł Andrzejewski. – Maja właśnie siedzi w domu z moimi dziećmi – wyjaśnił.
- Maja? – zdziwił się Robert.
- Maja. Opiekunka moich dzieci. – odpowiedział Andrzejewski.
- O. Bo widzisz, zostawiliśmy dzisiaj dzieci z opiekunką. Pierwszy raz zdecydowaliśmy z Magdą, by wyjść razem, a opiekunka wymieniła właśnie ciebie, jako poprzedniego pracodawcę. Dziwne. – rzekł zaniepokojony.
- Niemożliwe – zaprzeczył Andrzejewski. – Maja opiekuje się naszymi dziećmi od zawsze. Nie przejmuj się – dodał, widząc zatroskaną minę Roberta – pewnie panna chciała sobie dodać powagi podpierając się osobą wiceministra. Potrąć jej trzydzieści procent z wypłaty za fantazjowanie i sprawa załatwiona – zaśmiał się rubasznie.
- Pewnie masz rację. Zresztą przyszła z „Dobrej Nocki”, a tam nie zatrudniają byle kogo. Chociaż… – powiedział nie do końca przekonany Robert.
- No właśnie. – poparł go Andrzejewski – Moja Maja jest z tej samej agencji opiekunek. Zresztą poczekaj, - dodał wyciągając telefon komórkowy – spytam szefową o tę twoją opiekunkę.
Andrzejewski odszedł w kąt sali szukając miejsca, gdzie rozmowy nie będzie zagłuszał zgiełk toczącego się przyjęcia. Po chwili kiwnął ręką w kierunku Roberta.
- Słuchaj, - powiedział zasłaniając ręką słuchawkę telefonu – Janinka mówi, że nie wysyłała dzisiaj nikogo do ciebie. Mógłbyś powiedzieć jak wyglądała…
Robert nie czekał. Wybiegł z sali do szatni, nie zatrzymując się nawet, by wyjaśnić żonie o co chodzi. W szatni porwał płaszcz ledwie narzucając go na siebie i pognał na parking. Jak w kiepskim horrorze, klucze wypadły mu z rąk przed samym samochodem. Całe szczęście nie było tam żadnej studzienki ściekowej, a klucze nie wpadły pod samochód. Samochód odpalił za pierwszym razem.
Nie pamiętał drogi do domu. Miał nadzieję, że nie spowodował żadnego wypadku. Wiedział tylko, że gnał jak szalony, zastanawiając się, ile okupu będą chcieli i jaką kwotę byłby w stanie na szybko zebrać.
Światło w pokoju dzieci paliło się. Być może nie było jeszcze za późno. Wbiegł do domu prawie przewracając się o psa i ruszył do pokoju dziecinnego.
Podobno rozum traci się w różny sposób. Każdy z nich bardziej dramatyczny niż poprzedni. Na myśl przychodzą krzyczące niewiasty, osuwające się bezwładnie pod natłokiem wrażeń, czy też wykrzywiona w grymasie nienawiści twarz Jacka Nicholsona w „Lśnieniu”.
Czy widzieliście kiedyś jak przepala się żarówka? Delikatne brzęczenie, a potem ciche „pyk” i światło nagle gaśnie. Tak właśnie stracił rozum Robert. Stojąc w drzwiach pokoju dziecinnego.
Na środku pokoju stały dwa złączone ze sobą stoliki z Ikei, na których leżało rozkrojone wzdłuż ciało jego córki. Obok ustawione były trzy foteliki. Na jednym siedział jego syn z gardłem poderżniętym tak głęboko, że głowa trzymała się reszty ciała jedynie na kręgosłupie. Drugi fotelik stał pusty, a na trzecim siedziała opiekunka.
Podniosła głowę i spojrzała na stojącego w drzwiach Roberta. Uśmiechnęła się wesoło, błyszcząc bielą zębów pośród umazanych krwią ust.
- Miał pan rację – powiedziała wykrawając kolejny kawałek wątroby i wkładając go do ust. – Te dzieci są naprawdę słodkie…
One sick puppy.