Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Trzy bułki i serek
#1
Łachy mgły mieszały się leniwie w lekkich porywach chłodnego powiewu. Październik. Wczorajszy deszcz i dzisiejsza plusowa temperatura, wywołała to zjawisko, które zawsze kojarzę z klimatami Poego czy Conan Doyla. Tylko patrzeć jak wyłoni się zza rogu świecący pies Baskervillów. Tymczasem w kącie wiaty przystankowej siedziało jakieś trzęsące pisklę. Zwinięte na połamanej ławce, z podkulonymi nogami, które obejmowały brudne ramiona, twarz wciśnięta w kolana, a długie, tłuste włosy rozsypane były na siniakach i strupach suchych patyków. Bez rajstop!
Sterczałem na tej pętli autobusowej od piętnastu minut. Jest szósta dwadzieścia, i do autobusu jeszcze prawie pół godziny. Wyszedłem wcześniej od Adama, bo nie miałem ochoty na poranne spotkanie śniadaniowe z jego żoną i dziećmi. Wczoraj wypiliśmy za dużo i przysnąłem. W zasadzie uciekłem od niego wczesnym rankiem z moralniakiem, a współczujący przyjaciel wcisnął mi na pożegnanie dwa żywce. Wiedeńska to odsiecz przeciw demonowi. I chwilowe zwycięstwo po pierwszym piwie. Cóż, jaki żołnierz, taka wiktoria. Zapasowa amunicja tkwiła w zewnętrznej kieszeni kurtki.
Zbliżyłem się powoli do dziecka, wziąłem za brodę i delikatnie podniosłem głowę. Dziewczynka. Tak na oko dziesięć, dwanaście lat. Twarz zdeformowana opuchlizną, zabarwioną fioletowo-żółtym siniakiem, ale oczy... mój Boże, cały Wyspiański ze swoimi pastelowymi portretami! Wielkie, głębokie, z firanką podwiniętych rzęs. Jej buźka i całe ciało drgały spazmatycznie. Pewnie z zimna albo emocji. Chyba jedno i drugie.
Odruchowo zdjąłem kurtkę i nakryłem nią trzęsące ciałko. Popatrzyła na mnie i znowu zwinęła się w kłębek.
- Jesteś głodna? – W zasadzie nie wiedziałem co powiedzieć. Jakoś niezręcznie być dobrym i współczującym, tym bardziej, że przed chwilą na przystanek przyszło dwóch facetów i z zaciekawieniem nam się przyglądali. Stojąc odwrócony do nich plecami, czułem ich wzrok i słyszałem jakieś komentarze.
Jeden z nich zbliżył się do mnie i poklepał po ramieniu.
- Panie, uważaj pan...
- Spadaj człowieku – nie dałem mu skończyć poirytowany. Wzruszył ramionami i odszedł.
Dziewczynka pokiwała głową nie podnosząc jej z kolan. Cholera, skąd ja wezmę jedzenie na tym zadupiu? Przecież nie dam dziecku piwa tkwiącego w kieszeni. Rozejrzałem się bezradnie.
Mgła unosiła się powoli i wyłoniły się budynki fabryki DSS SMITH. Kiedyś było to socjalistyczne ustrojstwo, produkujące tekturę i papier do twarzy (znaczy do dupy). Szorstki i szary jak ten ustrój.
Zakład został wybudowany w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku na peryferiach miasta. Obok postawiono kilka bloków pracowniczych z obowiązkowym sklepem - w zasadzie monopolowym (w jednym z tych bloków mieszkał do dziś mój przyjaciel). Ponuro tu wtedy było. Cały kompleks przypominał rzucony w pola duży PGR. Gdyby zmienić tabliczkę nad wejściem z „Państwowe Zakłady...”, na „Państwowy Burdel...” istota sprawy nie uległa by zmianie. Ale klimat był.
Teraz nie lubiłem tej firmy. Wykupiona przez Anglików, zamieniła się w kombinat mielący zarówno pulpę drzewną jak i ludzi. Wjechałem tam kiedyś jako kurier. Zakładowe FBI w osobach łysych emerytów, biedziło się dwadzieścia minut nad wypisaniem przepustki i zlokalizowaniem adresata przesyłki. Potem sprawdzono samochód pod kątem przemycania przeze mnie bomby atomowej. Odnalezienie wskazanej na kopercie osoby też okazało się problemem w tym zakładowym Pentagonie. Każde piętro z magnetycznymi kartami wejściowymi, a pytania o panią O., zbywane były tajemniczym uśmiechem. Tajne przez poufne itd. Utykający w bucie ortopedycznym, funkcjonariusz w/w agencji, zlokalizował wreszcie uciekinierkę.. Razem ponad godzina! W tym kraju ZUS swoimi haraczami, potrafi zniszczyć nawet tak potężną instytucję ochrony.
Przypomniałem sobie o sklepiku zakładowym, funkcjonującym tuż za bramą. Wprawdzie jest sobota, ale częściowo pracują w wolne dni, więc może będzie otwarte.
Na portierni czuwał skład o podobnym poziomie jaki wcześniej opisałem.
- Macie czynny sklep?
Podszedł do mnie wyrośnięty (ok.165 cm.) bodyguard. Pokręcił nosem.
- Panie, jak masz pan kaca, to idź gdzie indziej. Sklep zresztą od siódmej. Ależ wali od ciebie, człowieku...
- Ale sklepowa jest? Muszę szybko kupić jakieś bułki i coś do tego – pewnie w innych okolicznościach zjechałbym palanta, ale śpieszyłem się. Za dziesięć minut odjeżdżał autobus – niech pan uprzejmie pójdzie i kupi o co proszę. To nie dla mnie. Proszę. Ze trzy bułki i jakiś serek.
Spojrzał spode łba.
- Kasa – Warknął. Kurwa mać, portfel zostawiłem w kurtce okrywającej tego dzieciaka. Nerwowo poklepałem się po kieszeniach spodni. Jest! Wyczułem drobne i dałem gościowi.
Czekałem jak na szpilkach No, nareszcie. Teraz pędem na przystanek. Zostało dwie minuty.
Autobus odpalił właśnie silnik i otworzył drzwi. Pobiegłem pod wiatę. Nie było nikogo. Stałem jak idiota z reklamówką w garści.
Wsiadający do Solarisa facet stanął na stopniu i roześmiał się.
- Przecież chciałem cię ostrzec człowieku. Ona tu często siedzi. Ojciec leje ją w piątki jak się ochla. Czasem sterczały tu z matką. Nikt za rękę nie złapał, ale chyba zdarzała jej się drobna złodziejka. Straciłeś kurtkę? To się mała obłowiła – znów się roześmiał. - Wsiadaj. Bilet ci postawimy, naiwniaku.
Milczałem. Wzruszył ramionami i wszedł do środka. Drzwi zamknęły się i autobus ruszył.
***
Stała po drugiej stronie ulicy. Wcześniej zasłaniał ją pojazd.
- Proszę pana, pan zapomniał o kurtce – powiedziała, wyciągając ją w moją stronę – musiałam iść siusiu.
Odpowiedz
#2
Znieczulica to poważny problem naszych czasów. Widząc leżącego faceta na chodniku od razu myślimy że to pijak... Niestety, kiedyś taka obojętność w moim wydaniu dla faceta o mało nie skończyła się tragicznie, na szczęście znalazł się ktoś kto zadzwonił po karetkę. Nie to żeby miałbym gdzieś los leżącego człowieka, jednak wtedy nie wiem, może się bałem podejść (Teraz zastanawiam się nad źródłem tego irracjonalnego strachu), nie znam przyczyny dlaczego nie zareagowałem. Dziś się tego wstydzę. Od tamtej pory zawsze sprawdzam, czy ktoś rzeczywiście nie potrzebuje pomocy. I wszystkim to polecam.

Co do tekstu, trochę bardziej to wygląda na wycinek z dłuższego tekstu. Fajnie opowiedziane. Mógłbyś troszeczkę pociągnąć coś o tej dziewczynie.
"Starałem się tak żyć, abym w godzinie śmierci mógł się raczej cieszyć, niż lękać." rtm. Witold Pilecki
Odpowiedz
#3
Boguś, problem częściowo sam zdefiniowałeś i sam odpowiedziałeś. Pytanie zasadnicze jest następujące: Czy lepiej 99 razy wyjść na durnia, żeby raz pomóc naprawdę potrzebującemu, czy 100 razy ominąć, żeby nie wyjść na idiotę, choć mógł leżeć akurat potrzebujący. Ale to tylko jeden z wielu problemów poruszonych w tym krótkim tekście. Jest on skończoną całością. Popełniłem taki błąd przy "Wigilii" na skutek sugestii, przeciągając wątek. Średnio byłem zadowolony z efektu. Dzięki za wizytę.
Odpowiedz
#4
Zirytowała mnie puenta. Generalnie staram się trzymać od ludzi z daleka. Nie więcej kontaktu niż 5 minut. Właśnie przez takie zawody, jakich doświadcza się co dzień. Wyjątek stanowią zaczepiający mnie bezdomni, podchmieleni i inni uroczy ludzie. Z nimi da się na luzie porozmawiać. Lubię ich. Nie oceniają po pozorach. Współczują szczerze. Nie są interesowni. Itd.
5/5
Odpowiedz
#5
Cieszę się po ludzkiemu, że widzę Cię tu,BEL. To jak reagujemy jest kwestą doświadczeń, stereotypów, charakteru, mentalności, temperamentu itd. Nikogo nie będę nawracał. Wystarczy refleksja, jaka ci będzie towarzyszyć przy takim spotkaniu. Dzięki.
Odpowiedz
#6
Trochę treściwiej, bo mnie poniosły emocje: zirytowała mnie puenta w znaczeniu, że nie było happy endu, choć zresztą zawsze go nie ma w podobnych sytuacjach na co dzień. Szkoda mi faceta, który stracił kurtkę i dziewczyny, która jest niesłusznie oskarżana. Irytuje mnie takie skakanie po wyrąbkach uczuć, emocji, charakterów i zakopywanie się we własnym (jedynym słusznym) poglądzie na świat i "takie rzeczy", jak to pokazał tamten drugi facet. No i poniekąd również ten pośpiech. Definitywnie za dużo go mamy. Stanowczo za duży ma na nas wpływ.
Zawiedzione "wielkie nadzieje".

No, ja mam (nie)szczęście posiadania chyba zbyt dobrotliwego wyrazu twarzy, bo nawet próbując ominąć bliźniego w potrzebie - sam mnie zaczepi.
Młodość i naiwność. Jeszcze nie postawiono mnie w sytuacji opisanej przez Bogus, więc mogę tylko się domyślać mojego zachowania.

Pisaj, pisaj, ja się będę zastanawiać.
Odpowiedz
#7
Ty to byś chciała jak ci od radykalnych rozwiązań. Cyngiel i leci rakieta. A tu zanim Cię trafi, trzeba żywot podsumować, testament napisać, bliźnich pożegnać...Angel
Odpowiedz
#8
Ano, ja tam sprawdzam tych leżących. Na durnia wyjść się nie boje bo i tak zapewne jestem. No ale jak dotąd sami nawaleni się trafiali. Szczególnie ci z rowerami. Padnie taki do na poboczu, rowerem się przykryje i myśli, że u Pana Bozi za piece. Czasami nawet po władze zadzwoniłem nad takim, bo by delikwent do rana zdobrzał na zimnie, albo pod samochód wlazł. Wiem, że mi za to nie podziękują, a i wiązką co cięższych bluzgów pewnie rzucali w objęciach władzy rano się budząc...
Ja, jak już wspomniałem kiedyś z zapadłego zadu.... no z małej i wymierającej wioski jestem. Dzieci mi nikt w rejonie tak nie leje, bo by się takiego sk....a raz dwa ustawiło do pionu. Taka to zaleta mieszkania na wiosze, że się wie co bliźni robi. W miastach taka patologia się jednak bardziej szerzy.

W sumie puenta jednak była, dla mnie brzmiała: "Patrz uważnie"
Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#9
Witaj, mój wioskowy przyjacielu. Mam nadzieję, że wpadłeś tu nie tylko z obowiązku administracyjnego, ale również z zainteresowania. Nie namawiam nikogo do pochylania się nad każdym i wszystkim. Daję tylko do myślenia, że może czasem trzeba się zastanowić i zatrzymać. To nie musi być sytuacja podobna do opisanej. Może kiedyś nie pomogliśmy komuś choćby dobrym słowem, gestem, zainteresowaniem? Do Twojego motta dodałbym: Patrz uważnie. Pomyśl, bo może kiedyś sam będziesz potrzebował tej bułki i serka. Hejka.Huh
Odpowiedz
#10
Nie mam pojęcia, czy poradzę sobie z ręcznym quotowaniem, jakby co, proszę o wyrozumiałość.
Jedziemy.
(07-02-2015, 09:55)mirek13 napisał(a): Łachy mgły mieszały się leniwie w lekkich porywach chłodnego powiewu.

Dużo tu wszystkiego. Za dużo na tak krótkie zdanie. Trzy przymiotniki. „Poryw” w kontekście zdania to to samo, co „powiew”.
(07-02-2015, 09:55)mirek13 napisał(a): Październik. Wczorajszy deszcz i dzisiejsza plusowa temperatura, wywołała to zjawisko, które zawsze kojarzę z klimatami Poego czy Conan Doyla. Tylko patrzeć jak wyłoni się zza rogu świecący pies Baskervillów.

Mądrzący się narrator wkurza po raz pierwszy. Mgła. Październik. Co tu pisać o naturze fizykalnej zjawiska? Przecież wszystko wiadomo. Jesień - nie ma rady na to.
(07-02-2015, 09:55)mirek13 napisał(a): Tymczasem w kącie wiaty przystankowej siedziało jakieś trzęsące pisklę. Zwinięte na połamanej ławce, z podkulonymi nogami, które obejmowały brudne ramiona, twarz wciśnięta w kolana, a długie, tłuste włosy rozsypane były na siniakach i strupach suchych patyków.

Cyrk przyjechał! Dziewczynka nogami obejmowała sobie ramiona!
Prosi się przecież o stronę bierną - „objętymi przez brudne ramiona”. „Strupy suchych patyków”? No, bądź mądry i wymyśl, co poeta miał na myśli. Za bardzo skrótowo! Pisklę "się" trzęsie, najwyraźniej Mirkowy Pożeracz Zaimków Zwrotnych swoje zrobił.
(07-02-2015, 09:55)mirek13 napisał(a): Sterczałem na tej pętli autobusowej od piętnastu minut. Jest szósta dwadzieścia, i do autobusu jeszcze prawie pół godziny.

A jest jakiś powód do przeskakiwania w czasie narracji?
(07-02-2015, 09:55)mirek13 napisał(a): Wyszedłem wcześniej od Adama, bo nie miałem ochoty na poranne spotkanie śniadaniowe z jego żoną i dziećmi. Wczoraj wypiliśmy za dużo i przysnąłem. W zasadzie uciekłem od niego wczesnym rankiem z moralniakiem, a współczujący przyjaciel wcisnął mi na pożegnanie dwa żywce.

„Moralniak” wydaje się niepotrzebnym uzupełnieniem, pierwsze zdanie jasno określa sytuację i ewentualny nastrój bohatera.
(07-02-2015, 09:55)mirek13 napisał(a): Wiedeńska to odsiecz przeciw demonowi.

„Odsiecz” jest raczej „dla” niż „przeciw”. A w ogóle najlepiej łączy się z rzeczownikiem w celowniku – „na odsiecz okrążonemu wojsku” na przykład. „Wystąpiły w roli odsieczy dla umęczonego organizmu w walce z demonem skacowanego poranka.” Jakiś taki trop, w tę stronę. Choć oczywiście siła rażenia równoważnika zdania jest większa. I coś trzeba by zrobić z „wiedeńskim” nawiązaniem. Myśl. :-)
(07-02-2015, 09:55)mirek13 napisał(a): I chwilowe zwycięstwo po pierwszym piwie. Cóż, jaki żołnierz, taka wiktoria. Zapasowa amunicja tkwiła w zewnętrznej kieszeni kurtki.
A tu jest całkiem ładnie.
(07-02-2015, 09:55)mirek13 napisał(a): Zbliżyłem się powoli do dziecka, wziąłem za brodę i delikatnie podniosłem głowę.

Był człowiek - guma, jest kobieta z brodą. I ktoś podnosi głowę. Kto?
(07-02-2015, 09:55)mirek13 napisał(a): Twarz zdeformowana opuchlizną, zabarwioną fioletowo-żółtym siniakiem, ale oczy... mój Boże, cały Wyspiański ze swoimi pastelowymi portretami!

Znowu się wymądrza, palant. Narrator w sensie.
(07-02-2015, 09:55)mirek13 napisał(a): Jej buźka i całe ciało drgały spazmatycznie
.
„Buzia”. To nie niemowlę. Ale w ogóle takie zdrobnienia są niebezpieczne, nawet dziecko ma "twarz".
(07-02-2015, 09:55)mirek13 napisał(a): Dziewczynka pokiwała głową nie podnosząc jej z kolan.

Trochę by jej było trudno. Nos by sobie obiła. „Nie unosząc głowy”, czy "kryjąc twarz" to jednak coś innego, niż „nie podnosząc z kolan”.
(07-02-2015, 09:55)mirek13 napisał(a): Mgła unosiła się powoli i wyłoniły się budynki fabryki DSS SMITH. Kiedyś było to socjalistyczne ustrojstwo, produkujące tekturę i papier do twarzy (znaczy do dupy). Szorstki i szary jak ten ustrój.
Taki zabieg – z nawiasem – nie pasuje do rodzaju literackiego. Napisz po prostu, że do dupy, zabrzmi wiarygodnie w ustach skacowanego faceta. Dałbym sobie spokój z nazwą własną zakładu. Nie lokujesz swojego opowiadania w żadnym konkretnym miejscu, sceneria jest umowna, to i DSS SMITH w niczym nie pomoże.
(07-02-2015, 09:55)mirek13 napisał(a): Obok postawiono kilka bloków pracowniczych z obowiązkowym sklepem - w zasadzie monopolowym (w jednym z tych bloków mieszkał do dziś mój przyjaciel).

Konstrukcja zdania nie do przyjęcia. "Obok postawiono kilka bloków pracowniczych - to właśnie w jednym z nich mieszkał do dziś mój przyjaciel - i obowiązkowy w takich razach sklep; niby spożywczy, a w zasadzie monopolowy."
(07-02-2015, 09:55)mirek13 napisał(a): Odnalezienie wskazanej na kopercie osoby też okazało się problemem w tym zakładowym Pentagonie.
Popłynąłeś. Nadmiarowe spiętrzenie porównań niczemu nie służy. Jednorazowe odwołanie się do amerykańskiego kompleksu wojskowo-wywiadowczego wystarczy. Czytelnik nie cymbał, nie w każdym akapicie musi być słowotrysk.
(07-02-2015, 09:55)mirek13 napisał(a): Utykający w bucie ortopedycznym, funkcjonariusz w/w agencji, zlokalizował wreszcie uciekinierkę..
Tu dla odmiany pismo urzędowe ze skrótem dla niego - i tylko dla niego - odpowiednim. I dlaczego uciekinierka? Dlaczego nie – na przykład – zakonspirowany "nielegał"?
(07-02-2015, 09:55)mirek13 napisał(a): W tym kraju ZUS swoimi haraczami, potrafi zniszczyć nawet tak potężną instytucję ochrony.
I znowu narrator się mądrzy. Klepiąc przy tym zaangażowane banały.
(07-02-2015, 09:55)mirek13 napisał(a): Wprawdzie jest sobota, ale częściowo pracują w wolne dni, więc może będzie otwarte.
Że kto pracuje? Częściowo? Zakład? Sklep? Połowa tego, połowa tego?
(07-02-2015, 09:55)mirek13 napisał(a): Na portierni czuwał skład o podobnym poziomie jaki wcześniej opisałem.
??? „Skład o podobnym poziomie”?!
(07-02-2015, 09:55)mirek13 napisał(a): Podszedł do mnie wyrośnięty (ok.165 cm.) bodyguard.

No koszmar. Popatrz: „Podszedł do mnie wyrośnięty bodyguard. Jakieś półtora metra z kawałkiem. Większość kawałka to była firmowa, czarna bejsbolówka z długim daszkiem i złotym wężem. Albo tygrysem. W każdym razie czymś bardzo złowrogim”. Można krócej, można dłużej, ale tak, jak u Ciebie - nie można.

Dość.
Robimy remanent.
Przyzwoita superata po stronie inwencyjno-konfabulacyjnej. Dobra historia, do nich masz talent.
Fatalne manko po stronie technicznej.

Piszesz niewiarygodnie niechlujnie. Nie – że źle. Nieuważnie. Całe opo jest do przeredagowania, zdanie po zdaniu. Najwyraźniej masz wywalone na mrówczą pracowitość. Sorki, ale wypuszczanie do netu a vista tego, co się rodzi pod palcami, to jedna ze znamiennych cech grafomanii. Do kupy z dobrym samopoczuciem i tłumaczeniami, które spotkałem pod którymś z Twoich tekstów – że napisałeś „na szybko”, że co tam forma, treść się liczy – powinny zapalić czerwone światełko ostrzegawcze.
Się zostawia. Się wraca. Się przemyśliwuje i poprawia. Dopiero po takiej obróbce się pokazuje światu.
Inaczej nie ma nic ponad poziom anegdoty opowiadanej w towarzystwie przy pękających kolejno flaszkach.

Żeby nie było – opowiadaczem jesteś zupełnie niezłym.
Odpowiedz
#11
Allahu, pozostanę chyba przy opowiadaczu, jeśli są tylko nieliczni słuchacze. Nobla pozostawiam lepszym. Dzięki za rozkminkę.
Odpowiedz
#12
Mnie też się podoba, masz fajny styl opowiadania, trochę niedbały i nie jakoś super dopracowany, ale właśnie taki przystępny, dla każdego. Zauważyłam, że lubisz takie zwyczajne, codzienne tematy i całkiem nieźle się w nich poruszasz Smile
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz
#13
Najpierw ukłon w stronę Eiesz.
Powiem Ci Tak. Przeorałeś ten tekst i poniekąd dobrze zrobiłeś. Zawsze warto wskazać co jest nie tak. Zakładam, że znasz się na tym, masz doktorat z filolologii, albo pracujesz w redakcji lub wydawnictwie. Wtenczas rady Twoje cenne są nad złoto.
Z drugiej jednak strony (a zdaniem moim skromnym) poniósł Cię nieco zapał. Powtarzam, na moje skromne zdanie
Z wymienionych przez Ciebie błędów, przychyliłbym się do dwu zaledwie. Pozostałe napiętnowane przez Ciebie zwroty stanowczo nimi nie są.
Język polski na szczęście nie jest konstrukcją o tak sztywnych zasadach jak języki programistyczne i sposób w jaki autor pisze, jest dopuszczalny. Dla mnie nawet atrakcyjny.
Faktycznie, zdanie o dziewczynce
Cytat:Zwinięte na połamanej ławce, z podkulonymi nogami, które obejmowały brudne ramiona,
jest dość nieszczęśliwe. Aczkolwiek kiedy czytałem opowiadanie nie odczułem zgrzytu.
Na szczęście umysł ludzki ma "filtry logiczne" i nie zawiesza się przy takich zdaniach.
Będę bronił Mirkowego pisania. Bo to jego styl, chropowaty nieco, to fakt. Dzięki temu poznam jego tekst choćby i nie podpisany.
Sam osobiście nie lubię tekstów nadmiernie wymuskanych i wymizianych. Tracą wyraz i specyficzny ryt autora. Robią się homogenizowaną papką.
Z moich doświadczeń, a bywało że coś tam mojego drukiem w czasopismach wydawano, wynika, że korektorzy aż tak nie starają się być świętszymi od papieża.
Oczywiście portal ma za zadanie pomagać autorom w doskonaleniu się, ale popadając w nadmierną przesadę nie pomożemy, ale zaszkodzić możemy. Nazbyt uładzony tekst zatraci wyraz. Nie zostanie poprawiony, tylko zwyczajnie wykastrowany.

Mirek. Do Twoich prac zaglądam zazwyczaj dla przyjemności, a nie z obowiązku. Jesteś niezłym obserwatorem rzeczywistości.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#14
Cytat:Łachy mgły mieszały się leniwie w lekkich porywach chłodnego powiewu
mamy tu klasyczną przewinę złamania takiej, można spokojnie powiedzieć: reguły pierwszego zdania. łachy, bo takie postrzępione te mgły zapewne, komiksowe takie, stąd zrównanie z łachmanem (no bo chyba nie chodzi o terminologię rzeczną?). ale czy dobre? w moim odczuciu nie bardzo. bardziej widziałbym te strzępki właśnie, konkretnie mówiące nam o formie, jaką mamy sobie wyimaginować. tym bardziej, że łachy czegoś/kogoś, to łachy, które na tym czymś/kimś wiszą. trudno więc powiedzieć, czym powinny być łachy mgły.
nie chodzi o to, zeby kazde takie zdanie w powyższy sposób analizować i z uporem szukać nieskazitelnej logiki. ale czasem coś zwyczajnie w zdaniu nam nie pasi i wtedy staramy się dociec, co to takiego. moim zdaniem właśnie ten, opisany wyżej, problem ma to zdanie.
a to dopiero początek, bo jest jeszcze leniwe mieszanie się tych mgieł, ich łach, najkonkretniej, a to wszystko z winy lekkich porywów chłodnego powiewu. lekki, ale poryw. poryw, ale dodatkowo powiew. chłodny - ale lekki. no dobra, to ostatnie jest jak najbardziej logiczne i w porządku, ale zbiera się tego ilość niemała i są to wszystko prawie kontrasty. co najgorsze - ostatecznie nic nie umiemy sobie wyobrazić. ni to łach, ni to konkretny rodzaj mgły - no bo co właściwie ma znaczyć łach mgły?; co głowa, to inne wyobrażenie, coś czuję (każdy z nas widział niejedną mgłę, nieczęsto jest tak, że się mgłę "dogoni" i dosłownie w niej zatopi, a już zdecydowanie fenomenem jest, gdy ma coś na kształt łachów).
musiałem się rozpisać, bo zarzut może się wydać śmieszny i bezzasadny, a śmiem uważać, że taki nie jest (co prawda nie mam pewności żadnej, czy jakkolwiek to powyżej potwierdziłem/uzasadniłem zrozumiale)...

o! widzę, że nie jedyny, a nawet nie pierwszy to zauważam. uff.

e, niech go cholera weźmie, wytknął już tyle, ile sam zoczyłem Tongue i kurde najpierw piszę, a potem sprawdzam, czy aby ktoś tego już w komencie nie uwzględnił. też głupi jestem, niech mnie ta sama cholera weźmie, po czym odda jeszcze gorszej.

dobra, to nie będę się czepiał szczegółów.
tym razem mnie nie ukradło. i w ogóle przeciętne. koncept i wykonanie.
nic się nie stało, naturalnie, nie musi być zawsze jedwabiście Smile
Odpowiedz
#15
Ja akurat wiem o co Mirkowi chodzi z tą mgłą. Czasem (dość rzadko) kiedy na ziemi leży jeszcze miejscami śnieg, a powietrze jest dość ciepłe i bardzo wilgotne, nad samą ziemią snuje się taka cienka warstwa mgły, zaledwie dwadzieścia trzydzieści cm grubości. Lubi wlewać się i zalegać w zagłębieniach gruntu. Widziałem takie zjawisko kilka razy.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości