Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Trzy świnki
#1
Żyły sobie trzy świnki – Johnny Miellony, Johnny Pietchony oraz Johnny Zasmażka. Tak naprawdę, nie wiadomo było jak się nazywają, więc by łatwo ich od siebie odróżnić – stosowało się znamiona: Chud, Śred i Grub, którego zwano również Pedzigniewem, zważywszy na podrywanie chłopca przez GG.
Mieszkali oni na ubogim ranczu, gdzie prąd produkowano z dziewiczej krwi owiec, a w salonie najdobitniejszym trunkiem była od zawsze mineralna – tak toksyczna, że nie trzeba było się trudzić z owcami.

Jasność smagnęła lekkim jęzorkiem pierwszy pokój na piętrze. Kiedy pianie koguta zbudziło Chuda, który skosztowawszy wcześniej owocu waginy spał niczym cnotliwy baranek, wyszedłszy z burdelu i nałożywszy kowbojski kapelusz na łeb, oddał się porannej medytacji, stojąc i gapiąc się na słońce jak palant.
‘Szybki numerek był krótszy niż numerek pokoju, za to czuję się jak Adam, a obok mnie była Ewa, którzy zapoczątkowali ludzkość. Gadam bzdury’ – skonstatował, mając zresztą rację (ten jeden, jedyny raz), po czym skoczył na konia i pocwałował w kierunku baru.
Nagle jednak, zza kaktusa wyjawił się on – WhiteWolf we własnej osóbce, stary Tommy Lee Jones w roli szeryfa, mistrz udawania mistrzostwa i ubijania świń.
Pewnie dlatego Johnny dostał krwotoku, przeczuwając zagrożenie. Tak naprawdę krwotok był chwilowy, albowiem pobiegła nasza świnka (wraz z koniem oczywiście) do domku na wieprze.
Budynek ten okazał się islamską ubojnią.

Huga-bugowcy od zarania dziejów interesowali Średa. Bardziej ich natura, niż oni sami – choć to chyba na jedno wychodzi.
Ilość dzieci z wycieczki z Krakowa do Bynajmniej Niedużego Kanionu Krokodyli była zadowalająca – średnia, powiedziałbym nawet (przyp. autora). Podzieleni zostali na dwie gildie – jedna, Totalni Niedźwiedzie – była nastawiona na demoralizację drugiej – Dziwnych Ciot, którzy pragnęli pokoju, spokoju i innych stanów dla małych dzieci.
‘Bo to są małe dzieci’ – zamyślił się Johnny, następnie ruszywszy zad swój i zad konia w kierunku domku.

Grub siedział w domu i parskał śmiechem, a także dużą ilością owoców.
‘Na pewno są smaczne’ – pomyślał z niesmakiem.
Należy napomknąć, iż imć Johnny Zasmażka, jak na niego wołali ludzie – o, ironio – lubił Zasmażkę ze świeżutkich owoców, a najlepiej do tego mydło wyciągnięte z waginy. Umoczone potem w pocie – i w pocie czoła skołowane z bazaru u Rosjan, wiadomo.
Nagle dane mu było usłyszeć pukanie, a o pukaniu właśnie myślał. O płukaniu również.
Otworzył drzwi i nawet się nie obejrzał (bo nie było gdzie w tak ciasnym mieszkanku), żeby zobaczyć Johnny’ego wjeżdżającego na stół. Koń, po zeskoczeniu Średa, wbiegł prędko do łazienki, uklęknął na prawym kopycie i zaczął odganiać muchy.
Po chwili przez okno wpadł Johnny, ten najmniej średni, a najchudszy z trójki, po czym zeszczał się w gacie.
- Panowie, mamy tu szeryfa na emeryturce – rzucił z przekąsem – do ubicia.
Zaśmiał się przerażająco przeraźliwie, a także rzucił przekąskę – najświeższe paluszki, te z nartami.
WhiteWolf przyciągnął swym koniem wózek z obrotowym pistoletem maszynowym, co nawet się zrymowało, a następnie ustawiwszy go na środku placu – zaczął śrutować okna jak jakiś amerykański blacharz z gry komputerowej.
- Pragną oszukać innych, siebie już im się udało – „pomrukliwie” westchnął.
Zaczął strzelać z takim impetem, jakby urodził się impotentem, a następnie zauważył swoją żonę na kiblu z bratem Pittem.
- Teść cię nie polubi – żachnął się Grub.
Rozkazał Chudowi wskoczyć na siebie, a Średowi wybiec od drugiej strony. W ten sposób zaskoczony BlackDog skierował maszynówkę na ową anomalię, kiedy to Śred strzelił mu w lewą część potylicy.

Później mówiono, że to wcale nie oni, i że „Moda na sukces” spaczyła Garry’ego Oldmana i tak mieszali, że teraz to już nie wiadomo komu ufać.
Miejmy nadzieję, że baba do lekarza będzie przychodzić, póki żyjemy.
Odpowiedz
#2
Ciekawy tekst. Początek jest na tyle intrygujący, że człowiek ani się obejrzy i postanawia zaznajomić się z całością. Momentami wzniosły, można rzec, niemal biblijny ton wypowiedzi narratora. Trzymałbym się tego, tymczasem gdzieś tam mignęło mi "imć" żywcem jak od Sienkiewicza. Postawiłbym na jedno z dwojga stylów raczej. Nadmiar abstrakcji w końcówce mnie przytłoczył i przyznam, że nie skumałem do końca, o co miało chodzić, niemniej fajnie było się dzięki temu tekstowi oderwać od nudnej rzeczywistości na te kilka chwil. Także jest spoko w moim odczuciu.

Pozdrawiam! Smile
Odpowiedz
#3
Cóż, tekst ten pisałem, że tak to ujmę - poza strumieniem świadomości. Właściwie w ogóle nie myślałem nad sensem wyrazów. Smile
Nie oczekiwałem również tak przychylnej opinii, za którą dziękuję.
Miejmy nadzieję, że baba do lekarza będzie przychodzić, póki żyjemy.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości