Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Treser
#1
Małe opowiadanko, co by nie wypaść całkiem z wprawy. Traktuję je bardziej jako niewielką wprawkę.

Treser



- O kurwa mać! – powiedział drżącym półgłosem, opierając się o ścianę. Ręce trzęsły mu się jak u narkomana na głodzie. Jak zawsze płakał i pociągał nosem.

- Jakiś problem? – zapytałem. Lubi, jak się odzywam zaraz po fakcie.

- Nie. Ale to duża odpowiedzialność, rozumiesz? Zawsze się trochę denerwuję.

- Spoko, nie stresuj się. Mamy jeszcze co najmniej cztery i pół godziny do świtu – odparłem jak zwykle moim super spokojnym, opanowanym tonem, którego używałem w czasie „Wypadu”. Kiwnął mi tylko głową, pociągnął potężnego gila i zawrócił do zakrystii. Ja zostawałem na zewnątrz. Uważa, że tylko on jest godny, by uczestniczyć w obrzędzie. Nigdy nie protestowałem, ale i tak mi to powtarzał. Naprawdę czuje, że ma misję. Pocieszny chłopak.

Zdążyłem jeszcze zobaczyć, jak dogorywający śmieć wierzga nogami jak kogut pozbawiony głowy. Mimo że stoję dobre parę metrów od ściany kościoła, to i tak słyszę ten przeklęty odgłos: bulgot, połączony z nieludzkim jękiem, przetykany świstem powietrza wydobywającym się z rozciętej krtani. Obrzydliwe, zawsze przy tym upiornym akompaniamencie robi mi się gorąco. Czasem nawet się boję. Nie tego, że robimy źle, ale że wpadniemy.

Chcecie wiedzieć jak się poznaliśmy? Powiedzmy, że niezupełnie przypadkiem nawiązaliśmy kontakt w Internecie. Pomogła nam w tym moja wrodzona umiejętność kojarzenia faktów. I oczywiście kasa, na której brak nie mogę narzekać. W każdym razie znamy się już długo, ale nigdy nie dowiedziałem się, jak ma na imię. W sumie to zawsze chciałem go o to zapytać. W firmie nazywamy go Kapłan, na jego życzenie. Nie mam nic przeciwko, w końcu to bardzo adekwatny pseudonim.

Zawsze było mi go trochę szkoda. Pamiętam, jak opowiadał mi dlaczego robi to, co robi. Naprawdę, nie życzę nikomu takiego losu. Matkę to miał ostro pojebaną. Dewotka, która nie widziała świata poza kościołem, kółkiem różańcowym i Legionem Maryi. Nawiedzona wariatka. A stary? Tępy wielki cep, który umiał tylko chlać i dać w mordę. Kradł drzewo z lasu, nieraz po kilka dni nie wracał do domu. Jego matka wiedziała, że w tym czasie rżnął jakieś miejscowe latawice, ale uważała, że żeby dostąpić świętości, musi cierpieć na tym żałosnym kurwidołku. Chryste, średniowiecze. Rozumiecie chyba, że nie muszę mówić co się stało, jak wrócił pewnego razu do domu zapłakany, krwawiąc obficie z odbytu i zarzekając się na wszelkie świętości, że to zasługa miejscowego proboszcza? Trzy tygodnie szpitala, wybite dwa zęby, złamany obojczyk, palec wskazujący lewej i środkowy prawej dłoni. Wstrząśnienie mózgu. Masakra, jaką zafundował mu stary tylko po to, żeby to stare kurwisko zamknęło już mordę. Na szczęście obydwoje już nie żyją. Ojciec się zapił, matka umarła na zawał. Tak, szkoda mi go.

Kolejne gwałty powtarzały się regularnie, w końcu księżulek poczuł się bardzo pewnie. Naprawdę nie wiem, jak on to wytrzymał. Tyle upokorzeń, bólu, łez. Ale najgorsza chyba była świadomość, że nie może na nikogo liczyć. Nawet nie próbował wspominać o tym rodzicom, bo i tak wiadomo jakby się to skończyło.

Nie wiem kiedy otruł swojego oprawcę, ale chyba stało się to po roku. Nigdy nie mówił dokładnie, jak wyglądał jego pierwszy raz, ale wspomniał, że dolał czegoś do wina mszalnego. Kiedy się poznaliśmy miał już na koncie dwóch innych. Zatrudniłem go u siebie jako kierowcę. Dobry z niego chłopak, pracowity. Jednocześnie zacząłem po godzinach zapoznawać go z moją bazą danych. Nie chwaląc się powiem tylko, że mam jeden z największych spisów pedofilii wśród księży w kraju. Przez cztery lata działania fundacji zebrałem około siedmiu tysięcy pięciuset nazwisk. „Nie bój się” jest drugą co do wielkości taką instytucją w państwie, zatrudniam na stałe około sześciuset osób. Informacje zbieramy typowo: telefony zaufania, blog, skrzyneczki na listy, do których każdy może wrzucić swoje błaganie o pomoc.

Odkąd działamy wspólnie mamy na koncie dwanaście ofiar. Przeważnie ja znajduję odpowiednich kandydatów, on za to planuje całą akcję. Wybieramy głównie małe miejscowości, takie zamknięte enklawy, w których księża są niemal celebrytami. Schemat jest prosty: organizujemy w pobliskim mieście konferencje na temat walki z pedofilią. Kilkudniowe pokazy dają mu dość czasu, by mógł się rozeznać. Moim zadaniem jest zapewnienie nam alibi, więc przeważnie mamy około dwudziestu osób z fundacji, które potwierdzą, że w momencie, gdy pleban z niedalekiej wioski spotkał się ze swoim przeznaczeniem, my byliśmy albo na bankiecie, albo po prostu spaliśmy w hotelu. Zadziwiające, jak skuteczne są banalne wymówki.

Mogę mu towarzyszyć tylko do momentu, w którym zabija. Potem, gdy przystępuje do swojego obrzędu muszę wyjść, bo uparcie wierzy, że słowa modlitwy, jaką wymawia nad umierającym zostały mu zesłane od samego Pana. Musicie wiedzieć, że nie jest upośledzony, nie jest wariatem, czy psychopatą. Jest wybrańcem. I wiecie co? Ja tam mu wierzę. Opowiedział mi, jak we śnie Pan go naznaczył. Uczynił prawdziwym kapłanem i dał moc rozgrzeszania. Jakby w bonusie dorzucił mu do tego specjalny tekst, którym raczy swoich grzeszników. Nigdy nie nalegałem, żeby zdradził mi swoją modlitwę, nigdy też nie wątpiłem, że on wierzy w to, że naprawdę zbawia ich plugawe dusze.

Rytuał zawsze odbywał się podobnie. Ściągał ich do konfesjonału, albo do zakrystii, by pogadać o sprawach duchowych, o których oni są w stanie rozmawiać o każdej porze. Zabijał też w jeden sposób – krótkie pchnięcie w gardło. Nie jak to robią na filmach, gdzie jadą nożem dookoła szyi. Raz w krtań, by nie zdążył nawet krzyknąć. Pozostaje po nich tylko ten przeklęty bulgot. Czasem jednak uderzenie jest zbyt mocne. Najgorszym momentem mojego życia była chwila, w której dobre paręnaście minut szarpał się z nożem zaklinowanym między kręgami. Bałem się jak cholera, do tego ten pożal się Boży sługa za nic nie chciał zdychać. Następnie odmawia modlitwę. Trwa to trochę, bo Kapłan zawsze stara się, aby jego odpowiednik amen przypadł na moment, w którym rozgrzeszany wyzionie ducha. A potem jest swoista komunia. To mnie autentycznie obrzydza. On próbuje ich krwi. Nie oblizuje teatralnie noża, tylko delikatnie, końcem języka dotyka czerwonej stali. Aż chce się rzygać. I zawsze płacze. Przed, w trakcie i chwilę po. Nie mam pojęcia dlaczego…

Ten płacz zawsze mnie intrygował, bo niebezpiecznie kontrastuje z jego wyglądem. Ma ponad metr dziewięćdziesiąt, waży pewnie ze sto dziesięć kilo, a jego dłoń przypomina patelnię. Taki pieprzony John Coffey z „Zielonej Mili”! Góra mięśni, która gotowa byłaby się popłakać, gdyby niechcący przejechała kota.

Pewnie się zastanawiacie, czy ja zabiłem jakiegoś? Odpowiedź brzmi: nie. Raz było blisko, gdy księżulkowi udało się wyrwać i zaczął uciekać na zewnątrz. Musiałem jakoś ratować sytuację, więc przyłożyłem mu z całej siły w gardło drewnianym kijem od szczotki, który połamał się jak zapałka. Padł dusząc się, a oczy wyłaziły mu z orbit. Kapłan dopadł go od razu i zadał cios, żeby go dobić. Pamiętam z jakim gniewem wtedy na mnie spojrzał.

- Oszalałeś? Ty nie możesz go zabić, wtedy nie będzie zbawiony! Nie jesteś godny! – powiedział wtedy tonem tak spokojnym, że o mało się nie zlałem.

On robi to z poczucia misji. A ja? Na początku okłamywałem sam siebie, że też. Wiecie, śpiewka o tym, ilu chłopakom oszczędzę w ten sposób cierpień, bla, bla, bla. A gówno prawda! Robię to, bo to kocham. Kocham adrenalinę, która w hurtowych ilościach buzuje w moim mózgu, gdy stojąc na czatach czekam, aż ktoś nas nakryje. Kocham uczucie, gdy wracamy do siebie, on już nie płacze i obaj udajemy, że nic się nie stało. Kocham czytać potem w gazetach o brutalnych, rytualnych mordach na księżach. Wreszcie kocham tę namiastkę boskiej władzy! W końcu Ja decyduję kto zginie, a kto będzie żył.

Pytacie kim jestem? Odpowiem: Treserem. Trzymam za mordę najgroźniejsze zwierzę świata – człowieka.
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom! Just call me F.
Odpowiedz
#2
Cytat:- O kurwa mać! – powiedział to drżącym półgłosem, opierając się o ścianę.
Jakoś przeszkadza mi „to”. Nie wystarczyłoby po prostu samo „powiedział”?

Cytat:Mimo, że stoje dobre parę metrów od ściany kościoła, to i tak słyszałę ten przeklęty odgłos:...
„Mimo że” nie rozdziela się przecinkiem, man Tongue

Cytat:Nie tego, że robimy źle, ale tego, że wpadniemy.
Nie brzmiałoby lepiej bez jednego „tego”?
Nie tego, że robimy źle, ale że wpadniemy – hm?

Cytat:Matkę to miał jawnie pojebaną. Dewotka, która nie widziała świata poza kościołem, kółkiem różańcowym i Legionem Maryji.
To „jawnie” brzmi tak sobie. Może zamienić to na coś innego? Może na „ostro”? Tongue
Legion Maryi. Bez J.

Cytat:Ale najgorsza chyba była świadomość, że nie może liczyć na nikogo.
Dziwny szyk. Lepiej byłoby: że nie może na nikogo liczyć.

Cytat:Moim zadaniem jest zapewnienie nam alibi, więc przeważnie mamy około dwudziestu osób z fundacji, którzy potwierdzą, że w momencie, gdy pleban z niedalekiej wioski spotkał się ze swoim przeznaczeniem, my byliśmy albo na bankiecie, albo po prostu spaliśmy w hotelu.
Które potwierdzą.

Cytat:Nie możesz ty go zabić, wtedy nie będzie zbawiony!
Ty nie możesz go zabić, ... - tak brzmi lepiej.

No, stary, przeszedłeś po cienkim lodzie, odważnieBig Grin Momentami jak dla mnie aż zanadto, trochę zbyt wulgarnie czasem. No, ale pomysł pierwsza klasa! Podoba mi się bardzo, nawet rozpatrując go obiektywnym okiem Tongue Mam nadzieję, że liczysz się z tym, że niektórzy się mogą troszkę oburzyćBig Grin Tak, jak już Ci wcześniej mówiłem, ostatnie zdanie miażdży! Genialna pointa.
Trochę literówek i kilka przecinków do wstawienia, trochę do wywalenia.
Podobało się!
Odpowiedz
#3
Bardzo słabe to opowiadanie. Wulgarność języka, wręcz brukowo-ulicznego nie pozwala na normalne czytanie. Widać sztuczność w tym zabiegu, jakby chodziło o jakieś celowe epatowanie klimatami spod budki z piwem. Można było wyrazić to w normalny, literacki sposób. Tak mamy jakiś bełkot bohatera z półświatka. Tematyka delikatnie powiedziawszy, ohydna. Nie wiem do kogo był adresowany powyższy utwór, ale na pewno nie mnie.
Odpowiedz
#4
"nie zupełnie przypadkiem nawiązaliśmy kontakt w Internecie.:- no, oj,oj ;p

"Nigdy nie mówił dokładnie jak wyglądał jego pierwszy raz" - nie wiem czy nie ma być przecinka przed jak,

"Pewnie się zastanawiacie, czy ja zabiłem jakiegoś?" - nie stawiamy przecinków przed "czy", tak mi się wydaje,

"chłopakom oszczędzę ten sposób cierpień" - brakuje "w",

"Robię to, to kocham." - chyba nie tak miało być,

Koniec świetny, sam tekst, hmm niby rzuca mną, jak słyszę o księżach pedofilach, ale nie wiem czy do końca mi się podobał. Chodzi mi o fabułę, bo warsztatowo jest git.

Pozdrawiam Wink
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#5
Dzięki wszystkim za czytanie. Tekst poprawiłem wg. wskazań Disa i haniela (thx men), za radą dolores ograniczyłem liczbę przekleństw.
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom! Just call me F.
Odpowiedz
#6
Cóż...
Podpisać się mogę pod komentem Dolores.
To jest bardzo słabe opko.
Treść, język, walą Ci to na łeb.
Nie mogłeś inaczej tego napisać?
Bardziej po literacku?
Nie po cwaniacku.
Tego nikt nie kupi, człowieku.
I temat jakiś demoniczny opisany jak gadka dwóch kolesi przy flaszce.
Źle.
Chciałeś dać jakąś tam pointę, ale to ginie w tym kwasie.
Odpowiedz
#7
Jest nawet lepiej jak dobrze.
Błędów nie zauważyłem (sporo wytknęli ci moi poprzednicy).
Nie wiem jak wyglądało to przed ograniczeniem ilości przekleństw (pewnie bardziej by mi się podobało) ale teraz jest całkiem w porządku.
Fabularnie jest całkiem nieźle. Chętni zobaczyłbym to opowiadanie w dłuższej formie, która przedstawiałaby jakąś akcję (tu mamy tylko opowieść jednego z bohaterów, więc się nie liczy). Najlepiej w narracji trzecioosobowej.
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out.
Odpowiedz
#8
Mocne, fajne, przyjemne w odbiorze.
Dostaniesz też wielkiego + za nawiązanie do Zielonej Mili.
Dobrze wykorzystałeś niewielką ilość tekstu do ciekawego pokazania charakterów obu postaci. Wypadły autentycznie.
Zgadzam się również z przedmówcami względem pinty.
Błędów nie wytykam, bo zrobili to już moi poprzednicy. Bardzo przyjemnie się to czytało.

Odpowiedz
#9
Pierwszy motyw z księdzem i zakrwawionym... wiesz czym Tongue wywołał lekki uśmiech, ale potem już pełna powaga.

Podobała mi się puenta, jak koleś wyjaśniał czemu jest Treserem. Zasłanianie się misją, sprawiedliwością etc... Niezły akcent na koniec.

Technicznie nie mogę się przyczepić.

I znowu to mi wygląda jak prolog do czegoś... aż się prosi o kolejną historię z ich udziałem... może jakąś dłuższą?
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości