Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Transport bytów
#1
Transport bytów

Jestem pisarzem. I to całkiem dobrym. To jednak tylko skutek uboczny tego, czym zajmuję się naprawdę. Transportuję byty. Sprawiam, że zmieniają położenie. Raz są tam, raz tu. Lubię to, nie jest to misją, odpowiedzialnością, żaden ze mnie Chrystus-narodów. Zwykła zabawa. Bo przede wszystkim jestem mordercą. I to dużo lepszym niż pisarzem.
Nie gniewaj się, że ją zjadłem.
Na początku zawsze mówią mi: smacznego. Smacznego, szepczą. Bezgłośnie poruszają ustami, zapraszają, ruchem warg kreślą w powietrzu kręgi. Potem te wszystkie ślicznotki zamieniają się w falę i korpuskułę jednczośnie, rozchodzą się w przestrzeni i drażnią moje czopki i pręciki. Smacznego, rozchylają, zmieniają prawą na lewą, lewą na prawą i udają, że są niejadalne, dobre jak lody, lato i twoja dziewczyna. Przełykam głośno ślinę.
Nie gniewaj się, że zjadłem twoją dziewczynę. Miała serce zimne jak moje piwo. Jestem seryjnym mordercą, prawdziwym smakoszem. Poza tym dziewczyny lubią artystów.
Upiekły się rumiane i podały się do stołu. Sala jadalna transportu miejskiego, godzina siódma czterdzieści i cztery, tak nam na imię, o tej porze wszystkim tak samo. Najpierw tłoczymy się i niecierpliwie przestępujemy z nogi na nogę, twoje są najlepsze, jak New York drapiesz nimi chmury. Wypatrujemy. A potem wszyscy wlewamy się do jednej foremki, co rano ciasno i po brzegi, upinam, wypinasz do mnie swoje duże oczy. Drzwi naszego piekarnika zamykają się, ucinając wszelkie spekulacje, wstyd i trzy nosy.
Poniedziałki są najsmaczniejsze, bo tylko najlepsze potrafią imprezować również na początku tygodnia. W nocnym autobusie na osłodę życia dostaję jak od Foresta prawdziwą Czekoladkę. Wciąż pełna witaminki D po słonecznym weekendzie spływa lepkim sokiem, roztapia się, moje biedna fondue, mam malinkę na patyku, czy mógłbym zanurzyć i skosztować? Nawet nie próbuję się opamiętać, jestem żarłokiem na hipoglikemii, musi mnie pani uratować. Śliczna Pralina udaje, że nie patrzy, że jest trzeźwa, że jedzie do szkoły, na tenis i kółko teatralne. Na końcu przelewa mi się między palcami i już sam nie jestem pewien, czy ja ją zjadam, czy łapczywie wypijam. Usta mam czarne i gorzkie, milion procent kakao w mojej porannej Nutelli, pamiętaj, śniadanie to najważniejszy posiłek dnia, zwłaszcza że kolacji już nie będzie.
Wysoki sądzie, zjadłem je wszystkie, wcale nie żałuję. Proszę do mnie mówić Humbert Humbert, Humpty Dumpty, Hannibal Kanibal, i choć to takie głupie nazywać się podwójnie, to na serio – jeśli chodzi o wyszukany styl prozy – na mordercy zawsze można polegać, na zdrowie i smacznego. Czy nie miały poprzedniczek? Owszem, miały. W księstwie nadmorskiej mgły, gdzie proszę mnie odesłać, odcinając najpierw język schodzący w stąpnięciach, po jednym na każdy kęs. Panie i panowie przysięgli, oto dowód rzeczowy numer jeden: mój język w tym zeznaniu, proszę spróbować, wciąż jest na nim ich smak. Pysznie.
We wtorki rzadko wychodzę z domu, ale jeśli już, to tylko tramwajem zwanym podążaniem. Za nogami, które leczą. Należą do Madonny, którą widuję, jak wszyscy święci, tylko w ekstazach i w numerze siedem. Ma aureolę i pieprzyk w intymnym miejscu, jak to możliwe, że go tutaj dojrzałem? Jest surowa, zimna i blada jak na tych wszystkich rzeźbach w kontrapoście. Jestem drapieżnikiem, a pani moją świętą zwierzyną. Najpierw się czaję i obserwuję z ukrycia, zresztą ona i tak nie dostrzega zwykłych śmiertelników. Jest gwiazdą, sławną piosenkarką, wyszła z obrazu za milion dolarów i ma nogi, które leczą. Owijam je algami, kolanka do mnie mrugają, łydki pulsują energią, czystym sportem, same mięśnie w tym moim z niej sushi, i tylko uda jakby przeczuwały, chowają się za gęsią skórką. Wspinam się wyżej i węszę, czuję świeży smak, pierwotne instynkty zwyciężają, wyją gdzieś blisko, i zanurzam zęby w krwistym mięsie, w najlepszej sztuce w mieście. Zdrowo i ekologicznie, doskonale działa na ciało oraz duszę.
Zasadniczo rzecz biorąc, konsumpcja to nie morderstwo, przynajmniej nie natychmiastowe. Poza tym każdy kiedyś umrze. Gdy zjadam je wszystkie, to tak jakbym stawał się nimi. Albo one stają się mną? Ożywają we mnie. Ich cząstki, cząsteczki chemiczne nasycają moją krew, podróżują po całym ciele i wbudowują się w moje komórki, proszę się rozgościć. I jeśli mają szczęście, pobędą tam aż do samego końca. Jestem mozaiką, kolorowym kolażem komórkowym.
Środa minie, tydzień zginie. To zupełnie jak pani na moim języku. Nadepnęła mnie pani. Przepraszam, to zupełnie umyślnie, mówią do mnie jej pośladki. Proszę się posunąć, kontynuują, pchają się i wbijają mi się w twardy mózg w spodniach. I chcę już przybić z nimi piątkę, kiedy orientuję się, że na ramieniu siedzi jej żyrafa i pilnuje, trzeba było schować ją w szafie. Szyja pachnie zimą, wspinam się wyżej, włosy jak rozlany w wodzie atrament, jestem pewien, że smakują orzechówką. I już mam próbować, gdy odwraca się do mnie i tak zostajemy – twarzą w twarz. Patrzę w oczy i prawie zamarzam od chłodu. Za to jej piersi bacznie mnie obserwują i zdają się mrugać porozumiewawczo, nie przejmuj się, to tylko taka poza. Królowa Śniegu wciąż świdruje mnie beznamiętnym wzrokiem, tłum zaczyna wypełniać każdą wolną przestrzeń i zbliżamy się do siebie, grawitacja, skarbie. Ani myśli się uśmiechać, jest zdecydowanie zbyt dużo ludzi, można zapomnieć o intymności, oddychaniu i portfelach. Zaczynają napierać ze wszystkich stron, miała pani takie cudowne kształty, lordozy i kifozy, a teraz nagle stajemy się smutno jednowymiarowymi. Ściskają nas. Śnieżynka otwiera buzię i widzę wyraźnie, że w środku zrobiona jest z bordowego aksamitu, tłumy szaleją, wyciskają z niej cudowne nadzienie, które smakuje jak konfitury. Korzystam z chwili i zjadam je łapczywie, przegryzając białym chlebem jej ciała.
Środki transportu miejskiego komunikują ludzi. Jednorazowe bilety to jednorazowe kondomy do jednorazowej miłości. Przysięgam, kochałem je wszystkie. Przez te kilka przystanków, kiedy dowoli mogłem się delektować i objadać. Prawie codziennie wielki romans. Patrzysz, jak patrzę, uciekasz wzrokiem w okno i się uśmiechasz, spotykamy się spojrzeniami w połowie drogi, pierwsza randka, druga, kolacja i śniadanie, ślub, a potem żyjemy krótko i szczęśliwie, dopóki nie wysiądziesz na przystanku już-się-więcej-nie-spotkamy.
Chciałbym przedstawić resztę swoich ofiar. Niestety nie jest to możliwe, bo zostałem złapany na gorącym uczynku.
Podobno każdy ma swojego superbohatera. Mój ma anielskie dłonie oraz stopy czyniące cuda, prawdziwa bajka, głowę pełną pofałdowań istoty szarej i rude loki. Szukałem akurat kolejnej ofiary, gdy weszła do pociągu. Dobrze się znamy, moja Muza pomagała mi już nieraz, ale straszna z niej zazdrośnica. Nie ma żartów z takimi, wielu facetów straciło już w ten sposób głowy, a potem na próżno szukać nóg, które leczą. No więc moja Ruda Muza usiadła naprzeciwko, nie narzekałem, całkiem fajnie, bo w lecie nie nosi majtek. Najpierw więc mi coś obiecała, a potem z dezaprobatą założyła nogę na nogę i pokręciła głową, nic nie mówiąc. Przepraszam, już nie będę! Od dziś tylko ty! I już miałem zacząć ją jeść, jeden kęs, auć, boli! Drugi, i prąd przebiega przez cały kręgosłup. Jak to możliwe, że połamałem na niej wszystkie swoje zęby? Siadam na ziemi i zaczynam liczyć. Wszystkie! Wtedy mój rudy Anioł Stróż wstaje i otwiera mi czaszkę, wkłada słomkę i wypija. Pomalutku, gul, gul, matko, tak seksownie trzyma w buzi tę rurkę. Wypija mój mózg, moją krew, całe wnętrze, na końcu wyciska jak tubkę po paście do zębów i zabiera opakowanie na pamiątkę. Gdy wraca do naszego domu, wszystko zwraca, bo cierpi na bulimię, dba o linię i ma plan. Wypluwa mnie jak atrament na papier i pisze, tworzy wielkie dzieła z moich resztek, maluje na płótnie olejem z mojej głowy, nawet z moich strun głosowych robi skrzypce i gra dubstep. Zostaje artystką światowej sławy. Z mojej mozaiki.
I to sztuka właśnie. Transport bytów. Raz są tam, raz tu. Spotykane gdzieś po drodze małe zdrady wyplute potem przez bulimiczną muzę.
Mógłbym przetransportować cały świat, gdybym chciał.


Michał Erazmus
Odpowiedz
#2
Jak zwykle, Erazmusie, niepozbawiony pewnego uroku, gęsto napakowany różnościami słowotok pełną parą, chociaż na prąd i benzynę w tym przypadku.

Poza tym jestem jakoś dziwnie przeświadczona, że jednak Chrystus Narodów, bez łączników, ale zarówno tym, jak i mnóstwem innych drobiazgów raczej się nie przejmiesz Smile. Podobnie jak sugestią niejakiego uporządkowania, dodania małego coniego tu, a odjęcia tam, taka drobna plastyka by się przydała.

Pozdrów Dolores.
Odpowiedz
#3
Dzięki piękne, Księżniczko, za odwiedziny i zostawienie śladu. Miło, że wciaż ten styl działa i się jeszcze nie przejadł. I jak zwykle pewnie masz rację z tą plastyką i Chrystusem Narodów. Wink

Pozdrowiłbym z chęcią Dolores, ale nie mogę, bo jak się dowie, że to od innej kobiety, będzie zazdrosna i zrobi mi straszną awanturę.
Odpowiedz
#4
Radziłabym uważać na użytkownika erazmus, bo to łamacz serc i urwipołeć, tak słyszałam. Sad

Co do tekstu - przeczytałam go już wcześniej i zgadzam się z Księżniczką, jeśli chodzi o Chrystusa Narodów.
A reszta - Heart.
No, może poza zakończeniem, ale to moje osobiste jakieś problemy.
nie jestem zupą pomidorową,
żeby mnie wszyscy mieli lubić
Odpowiedz
#5
Moja miła Fantasmagorio, ja wcale nie łamię serc. Ja je zjadam. Jak smakuje Twoje?

A od problemów najlepiej uciekać. Wink
Odpowiedz
#6
Literacka schizofrenia i ADHD, a przez wszystko przeziera ogromna wprawa i inteligencja. Pojawiają się wciąż aluzję do konkretnych książek i pewnie wszystkich nie wyłapałem.
Ciekawe, ogólnie rzecz biorąc. Ale jedno słowo to za mało, żeby określić całość. Intrygujące.
Ciekawe i intrygujące. To już dwa słowa. Solidne, ładne kamyczyki poutykane w słoiku aż po brzeg, ale wydaje mi się, że za dużo skrupulatności, żeby każdą możliwą szczelinkę zatkać piaskiem. Za dużo piasku, moim zdaniem. Za gęsto.
Nie każde zdanie musi być majstersztykiem, uwierz mi Wink Na dłuższą metę to trochę męczące dla czytelnika. Czasami trzeba odetchnąć.

4/5
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#7
Misiek, engarde! natchnąłeś mnie ;p
jak Ty czasem cos inteligentnego napiszesz to aż nawet miejscami bym zazdrościł, gdybym umiał zazdrościć xD
"poza tym dziewczyny lubia artystów" ^_^
normalnie zdarzało mi się w przeszłości mieć lekki dystans do narracji Twoich tekstów, ale tu jestem tak zespojony, że prawie mógłbym to recytować i nikt nie posądziłby mnie o plagiat Wink
A po czternaste, jak ja bym coś takiego napisał, to w ogóle by się nie przyjęło xD
Niemniej jednak jak już sie odkleję na moment od poezji, to się zemszczę utworem (niepojedynkowym niepojednanym niepomieszczanym niepopotam xD )
I pamiętaj, Misiek, dopóki karuzela się kręci... Ese, dopóki się kręci <żółwik>
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#8
Dziękówa, panowie, za lekturę i ślad.

Laj, no tak, gęsty, stężony i intensywny, od zawsze miewałem pewne problemy z umiarem. Jestem też perfekcjonistą i serio lubię dopieszczać te moje małe zdania. Lubię też czasem, gdy każdy akapit może stanowić odrębną całość. Ale ja mam problemy z umiarem. Wink

Tajger, widzę, że czynisz postępy we francuskim, to dobrze, to ważne, by mieć język giętki. Ja Ci tylko przypomnę, że kiedyś mieliśmy się pojedynkować, ale stchórzyłeś, hihi. No i ten, Ty lepiej uważaj, nie wyrywaj dup na moje bajery, bo jeszcze wpadniesz na kogoś, kogo już poznałem. Napastę nie nadepnij! Tongue

Pozdrawiam serdecznie obu panów.
Odpowiedz
#9
Przeczytałem z prawdziwą przyjemnością. Rzadko się zdarza, aby treść - no, co tu ukrywać – dość paskudna i obsceniczna, była tak pięknie, literacko i apetycznie podana.
Odpowiedz
#10
Cześć, Gorgiaszu, to zabawne widzieć Twój komentarz akurat pod tekstem o bytach. Nic nie istnieje, hm? Hihi, i nie przesadzajmy z tą obsceną, polecam spróbować dziewczyn w transporcie miejskim, pyszna sprawa.

Dzięki wielkie za lekturę i ślad. Pozdrawiam serdecznie!
Odpowiedz
#11
Z przyjemnością się czyta taką twórczość, czekam na dalsze opowieści.

__________________
Chcę zacząć używać neostrata ora biodermokosmetyki dla zdrowia skóry.
Odpowiedz
#12
Dziękuję bardzo za lekturę i ślad. Cieszę się, że wciąż zaglądają tu ludzie, którzy znają się na prawdziwej sztuce i wielkiej literaturze. Smile
Odpowiedz
#13
Hmm. Z tą Wielką literaturą to bym jednak uważał Tongue, bo sodówka głowę gotowa rozsadzić. No ale opowiadanie jak zwykle całkiem całkiem. W sumie jest coś czego Ci tak pozytywnie zazdroszczę. Właśnie umiejętności oderwania się od logiki. Z tym chyba trzeba się urodzić. To właśnie u Ciebie najbardziej podziwiam.
Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#14
Gorzki, o rany, rany, jak ja Cię dawno nie widziałem i nie czytałem! Tym bardziej miło Cię czytać po takiej przerwie pod swoim tekstem. Smile Jak to nie wielka literatura!? Sad I zawsze staram się odrywać od logiki w sposób w pełni zaprojektowany i logiczny, to dopiero sztuka, mówię Ci.

Dzięki wielkie za lekturę i ślad! Serdecznie pozdrawiam. Smile
Odpowiedz
#15
Lubię twe "juniversum", mam nadzieję że jest w nim jakiś ukryty sens, logika mimo iż skryty przez Ciebie pod płaszczykiem stuprocentowego absurdu. Tylko może niech to będzie podane w lżejszej formie - aby jednak czytało się lżej. Dobrze że są akapity - to jeszcze poskracaj te zdania jakeś "samomianowany" perfekcjonista.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości