Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Toutes proportions gardées*
#1
Toutes proportions gardées*

 Nieoświetlona ulica gdzieś na peryferiach wielkiego miasta. Zimne światło księżyca srebrzy obficie ukwiecony balkon, pod którym czają się dwa, ledwo widoczne kształty. To najzdolniejsi szpiedzy tajnej  organizacji  PELARGOS*[2], z  jeszcze bardziej tajną siedzibą na Tristan da Cunha: Rozłupek i Fytoftoroza (zwana Fifcią).
 
FYTOFTOROZA: Coś tej wiosny wyjątkowo obrodziły pelargonie.
 
ROZŁUPEK: Porca puttana, no to mamy problem, bo Agentka Q. jest na nie uczulona.
 
FYTOFTOROZA: Katar sienny, wysypka?
 
ROZŁUPEK: Żeby to, u niej wszystko nietypowe, taka cholera, koniecznie musi się wyróżniać.
 
FYTOFTOROZA: Przecież to nieregulaminowo, agent powinien się wtapiać. 
 
ROZŁUPEK: No właśnie, ona się topi.
 
FYTOFTOROZA: Jak to topi?
 
ROZŁUPEK: Ciii... słyszysz, niech to -  puttańcia -  ktoś nadchodzi.

Kształty, już i tak ledwo widoczne, jeszcze bardziej jednoczyły się z głębokim, podbalkonowym mrokiem.
 
FYTOFTOROZA: Wiesz przecież, że musimy tam wejść, TO jest w piątej doniczce, z lewej, tak przynajmniej mówiła Agentka Q.

ROZŁUPEK: Czy Agentka Q. powiedziała, jak TO wygląda, czy w ogóle możemy jej wierzyć?  I czyjej lewej? A jeżeli ona jest obrotowym szpiegiem?

FYTOFTOROZA: Czy to ważne? Tak czy siak, musimy TO zdobyć,  od tego zależy  dalsze funkcjonowanie PELAGROS-a. Jeżeli nie chcesz iść na kompost – zabieraj się do pracy. A poza tym ona z niczym nie zdążyła przed tym całym topieniem.

AGENTKA Q: I to niby wy macie zaradzić złu? Przecież wiem, że gdyby nie wielebny, w życiu nie dostalibyście certyfikatu. Ciekawe dlaczego nie przydzielono mi do pomocy Dławigada*[3].

Rozłupek i Fytoftoroza rozglądają się nerwowo. Ponieważ nikogo nie widzą, zdezorientowani przestępują z witek na czułki. Za chmur wynurza się księżyc, który wygładzonym, rtęciowym poblaskiem odbija się w kałuży.

FYTOFTOROZA:   (z uwagą wpatruje się w kałużę). A ta -  skąd się tu wzięła?  Przecież nie padało.

ROZŁUPEK: Mówiąca młaka! Acha, chyba już wiem, to ona? Jednak na szkoleniu tego nie przerabialiśmy.

FYTOFTOROZA: Czyli Agentka Q. tak się topi? Ale i tak -  to ja jestem spotęgowana  do 00007, a ty tylko 07.  Capisci?  

 ROZŁUPEK: Nie wymądrzaj się, Jak wrócimy na Tristan da Cunha to zobaczymy komu wypłacą więcej funtów Świętej Heleny.  

AGENTKA Q: Spokój, natychmiast przestańcie!  Każdy, kto wstępuje na służbę PELARGOS-a, jest o tym informowany. Jestem z grupy prokariontów i mam zmutowany introm. Wy, eukarionty, czasami jesteście kompletnie bez jaj, ty – Fifci capisci, i ty -  madre di puttana? Zastanawiam się, po co mnie  do was przydzielono, kiedy nawet doniczkowy spisek jest zbyt trudnym wyzwaniem. Jednak dopóki zapach pelargonii jest intensywny, muszę na was polegać.

FYTOFTOROZA: Ja tam programowo nie mam jąder.

AGENTKA Q: No, dobra - powinnaś jednak mieć jaja!

ROZŁUPEK: Nasionka to moja specjalność, więc się, ty - kałużo, do jasnej puttańci,  nie wymądrzaj.

FYTOFTOROZA: I nie mów do mnie Fifcia!

AGENTKA Q: Do rzeczy, wprawdzie noc jeszcze młoda, ale musimy zdążyć przed tą ckliwą i beznadziejnie nudną parą.

ROZŁUPEK: Jak słońce wzejdzie, to ty Agentko Q. sama staniesz się parą!

Uradowany tak kunsztownym  żartem, zbytnio zbliżył się do kałuży,  która w jego kierunku wystrzeliła siarkowo żółtym, rozdwojonym na końcu językiem.  Zielone, okrągławe oblicze Rozłupka  zrobiło  się tak blade,  że  Fifcia  całkowicie zbrunatniała ze strachu. 

AGENTKA Q:  (kałuża wydała głośny chlupot). Zrozumiano! To ja tu jestem szefem! 

Po tak stanowczym dictum zaległa cisza, nawet księżyc  - pomimo że to jeszcze nie ta  pora - skurczył się do nowiu.

W tym samym czasie na Tristan da Cunha, w sekretnym garnizonie  pod Prowokacyjną Rafą Julii trwa śledztwo.  Przewodniczy jej nie kto inny, jak tylko sam wielebny Charles Dodgson*[4], jak zawsze ubezpieczany przez dwóch rosłych Ciconiidae*[5], ubranych w nieskazitelnie białe fraki z wyraźnie  widocznymi po obu bokach czarnymi pistoletami Beretta 92 FS.Sprawa jest bardzo poważna. Należy rozważyć, a w miarę niekorzystnego  rozwiązania, zapobiec temu, by ta melancholiczka i fatalistka donna J.  nie wygrała z Alicją w tradycyjnej grze karcianej - Dupa Biskupa – zawsze rozgrywanej wiosną, w porze rozkwitu pierwszych pelargonii.  Nieznani  sprawcy  złośliwie podmienili karty  i  zamiast  bociana z dumnie sterczącą z kupra  pelargonią, widnieje odcisk pocałunku panny J. złożony na niezidentyfikowanej, groźnej z wyglądu roślinie. To najprawdopodobniej niecny spisek. Trzeba ustalić, i zdobyć to ziele -  kto wie, czy nie गांजा -  zanim skrzyżuje się z prawomyślnymi, legalnymi pelargoniami.  Stąd zaistniała potrzeba wysłania ekspedycji w wiadome miejsce, bo przecież  tu,  na wyspie,  Alicja jest niekwestionowaną królową, chociaż to nie królik a bocian -  Żaribu  Ephippiorhynchus -  wiernie stoi u jej boku. Ten sam, któremu  Earle*[6] założył  obrączkę.

ROZŁUPEK: (stopniowo odzyskując swój naturalny  odcień i rezon) -  Skoro ty tu rządzisz, to powiedz,  jak dostaniesz się na balkon?

AGENTKA Q: (zniecierpliwiona, zafalowała drobniutkimi i uroczymi zmarszczkami kałuży). -  Że też akurat  mnie wysłano z tymi nieudacznikami, by dopilnować misji. (Kolejne zdanie skierowała w głąb swojego rozwodnionego ciała i  duszy - i to wtedy, gdy wielebny posłał mi znaczące spojrzenie. Jestem  prawie pewna, że Alicja maczała w tym palce). 

ROZŁUPEK i FYTOFTOROZA: (chórem)  - nam to też nie pasuje! Jedno z nas ma rozsiewać życie, a drugie odbierać. Taka sprzeczność, a tu jeszcze ty rozpaćkana do kałuży!

Siłą woli, a może również dlatego, że silniejszy powiew wiatru rozgonił pelargonijne wonie, kałuża z wolna przybierała kształt agentki Q, kiedy jednak z balkonu - ze wzmożoną siłą - powrócił zapach, oklapła i ponownie rozlała się ślicznie zaokrąglonym owalem.

Tymczasem amant R.  znudzony oczekiwaniem na wyjście ukochanej (jeszcze nie dotarła do niego wiadomość, że jest w drodze na Tristan da Cunha), a także nieświadomy rozgrywającej się sceny, z zadartą głową, wpatrzony we wiadomy balkon, z impetem wdepnął w kałużę, powodując rozbryzgowe esy-floresy  oraz, przy okazji, topiąc w niej nadepniętych i przyklejonych  do podeszwy tajnych agentów PELARGOS-a - tym samym całkowicie zmieniając bieg zdarzeń, tak, że trzeba będzie na nowo napisać dwie miłosne historie: Romeo i Alicja  oraz Tristan i Julia. A biedna Izolda?  Co robi?  To wiedzą  tylko stali bywalcy niektórych ulic wiecznego miasta.       

-----------

*[1] z zachowaniem wszelkich proporcji
*[2] Pelargos  – z greki  - bocian.
*[3} Dławigad, Mycteria ibis, z rodziny bocianów.
*[4] Charles Dodgson,  brat Lewisa Carrolla (autora „Alicji w Krainie Czarów” oraz  „ Po drugiej stronie lustra”). Na Tristan da            Cunha przebywał dwukrotnie, pełniąc posługę kapelana. .
*[5] Ciconiidae, (Ciconia ciconia),  bocian biały.
*[6]  Augustus Earle, artysta malarz, sławę zdobył  jako  malarz pokładowy na statku HMS Beagle, na którym naukowe podróże odbywał Karol Darwin. Earle na Tristan da Cunha miał  spędzić jeden dzień,  jednak szalejący  sztorm uwięził go  na osiem miesięcy.    
Odpowiedz
#2
Porca puttana! Toż to jawna kpina z najbardziej romantycznych bohaterów, jakich zna literatura, w dodatku zapodana w bluźnierczy s-f sposób Big Grin Big Grin Forma świetnie skomponowana z treścią, z dbałością o szczegóły - w moim guście.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości