Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
[Thriller???] Koszmar Stumilowego Lasu
#1
WSTĘP

Jak myślicie, co by się stało, gdyby tak wymieszać style różnych pisarzy? Na przykład A.A. Milne z Agatą Christie, co o tym sądzicie? I jeszcze szczypta Lee Goldberga do tego. To mogłoby być ciekawe, prawda? Nigdy w życiu nie widziałem czegoś takiego, więc jeśli się zdarzy wam coś takiego znaleźć, dajcie mi znak (najlepiej w formie dymnej) z waszego komina. Smile

LIST

Kochani czytelnicy!


Na początku swojego listu, chciałbym go już zakończyć.

Pozdrawiam z Kraju Kwitnącej Zarazy!





UWAGA!!! - CZYTANIE MOŻE DOPROWADZIĆ DO ZAWAŁU BĄDŹ TEŻ INNYCH CHORÓB WEWNĘTRZNYCH!!!



WIOSNA

Wiosna to czas, kiedy większość zwierząt się budzi ze snu zimowego, kwiatki zaczynają rosnąć, a drzewa zapuszczają swe liście. I nie inaczej było w Stumilowym Lesie, gdzie każdy mały lasek, każda górka tętniła zielenią, a świeże i dosyć wilgotne po wczorajszej ulewie powietrze idealnie nadawało się do oczyszczenia organizmu ze zbędnych toksyn.
Puchatek był dziś nieco zdenerwowany, gdyż nie miał miodku w swojej spiżarni. Chodził nerwowo raz w tą, a raz w drugą stronę.
- Grrr...! Kiedy będzie ta dostawa - mówił sam do siebie - Pani Łasica obiecywała mi już na początku wiosny przywieźć dziesięć nowych i czystych baryłek soczystego miodu!
Wtem jego czerwone ze złości oczy zauważyły w progu najlepszego przyjaciela do rozmów i wszelkich pomocy.
- Co słychać, Kubusiu? - zaczął Prosiaczek ciekawie rozglądając się po zabałaganionym mieszkaniu misia - Widzę, że nie robisz wiosennych porządków, tak jak wszyscy? Czyżby wkradł się w ciebie Pan Leń?
Puchatek ani drgnął.
- Myślę - powiedział
- O! A o czym?
- O wszystkim... - odparł leniwie, robiąc przy okazji kolejne okrążenie wzdłuż swego pokoju
- Więc nie myśl zbyt dużo, bo gdzieś czytałem że filozofowie krótko żyją. Dziś wieczorem Pan Sowa zaprasza na następną pokerową rozgrywkę. Przyjdź koniecznie!
Po chwili milczenia, gdy już Prosiaczek miał wychodzić Puchatek zatrzymał go pytaniem:
- A Królik nadal sprzedaje towar ze swojego pola? Bo byłoby milej, gdyby wieczór spędzić relaksując się natu...
- Nie ma! - przerwał mu Prosiaczek szybko - Ostatnie pięć kilo sprzedał Kłapouchemu, któremu najwyraźniej sen zimowy się lekko przedłuży.
Zachichotali oboje.
- Przepraszam cię, Kubusiu ale muszę wracać czyścić pokoje! - zawołał biegnąc różowy przyjaciel
Puchatek stał jeszcze nieruchomo i gapił się w pustą spiżarnię. W końcu leniwym ruchem zamknął drzwi.
- Eh, trzeba się jakoś odstresować, pozapominać o codziennych problemach. A poker jest najlepszy, jeżeli chodzi o odreagowanie. - Rzekł Kubuś Puchatek, wychodząc z domku.
Nastała cisza.





PIERWSZY WIECZÓR, PIERWSZE CIAŁO


Nastał chłodny wieczór. Lecz nie był on aż taki zimny, aby zakładać kurtkę czy bluzę. Był on po prostu chłodny. Każdy wybierał się na grę w pokera, dokładnie jeszcze doczyszczając pokoje, by następnego dnia, rano wyglądały pięknie.

Pan Sowa siedział przy dużym, okrągłym stole w swoim równie wielkim pokoju na parterze.
- Och, jaka piękna noc nam się szykuje! Dobrze, że ma się tutaj tylu przyjaciół, z nimi nie da się nudzić! Miejmy nadzieję, że przyjdą wszyscy, bo szykuję dla nich miłą niespodziankę. - Mówił sam do siebie Pan Sowa sortując karty już po raz dziesiąty, czy jedenasty czekając na przybyszów.

Królik jak zwykle punktualny, zdążył jeszcze ukryć marchewki pod baldachimem, w razie ulewy. Ostatnimi czasy było dużo opadów, aż nazbyt dużo. Rośliny by tego nie wytrzymały.
- Ciekawe, co też szykuje nam Pan Sowa. Na pewno będzie jakaś niespodzianka, znam go zbyt dobrze. Nie mogę zapomnieć, kiedy w tamtym roku podczas gry w pokera Pan Sowa zaprosił Krzysia. Każdy był uradowany! Nie łatwo ściągnąć tutaj najlepszego kolegę, w dodatku tak leniwego. Rzadko tu bywa ten chłopiec, a byłoby znakomicie, gdyby zamieszkał na około dwa tygodnie w Stumilowym Lesie. - Mówił sam do siebie, kierując się w stronę domku Pana Sowy.

Tygrysek brykał sobie po polanie, kiedy przypomniał sobie o grze tego wieczoru.
- No tak! Zapomniałem! Przecież Sowa robi karciany turniej! Nie mogę się spóźnić!
I zaczął powoli truchtać przez ścieżkę.

- Nie, nie możesz iść na ten turniej! - krzyczała Kangurzyca do swojego synka, Maleństwa - To gra tylko dla dorosłych i dzieci tam nie wpuszczają! Poza tym hazard grozi uzależnieniem! Absolutnie tam nie pójdziesz!
Mały kangurek już nawet nie próbował rozmawiać z matką i czmyhnął na górę.
- Niczego mi nie wolno! A wszystkim innym tak! Mam ich gdzieś, niech sobie sami rozkazują! - Mówiło do siebie Kangurzątko, a potem wyszło tajnym wejściem przez strych i zniknęło w mroku ciemnej nocy.

Kubuś Puchatek siedział na swoim bujanym foteliku i rozwiązywał krzyżówkę.
- Ciało niebieskie na pięć liter...
Zegar tykał wskazując ósmą godzinę w nocy.
- ...hmm, może smerf!
W końcu zegar wybił dwudziestą z opóźnieniem i Puchatek przypomniał sobie o spotkaniu.
- Mam nadzieję, że będzie tam coś do jedzenia!

Tymczasem Prosiaczek stojąc przed lustrem przymierzał po kolei różne krawaty: w paski, w kropki, w plamy... a, ten krawat został poplamiony sokiem z czerwonych jagód, które różowa świnka tak uwielbiała.
- Może ten? A może jednak ten? Nie, ten zbyt łagodny. Ten ostry, ten zbyt mały, ten za duży... eh, biorę tego i idę, kto wie co można napotkać o tej godzinie w drodzę do domku Pana Sowy. Och, jak mi brakuje Krzysia! Ale zimno i ciemno! Ale ciemno! Ale co tam, idę!
Prosiaczek idąc tak usłyszał coś dziwnego w gęstwinie. Jakby chrapanie jakiegoś zwierzęcia.
Wolał nie zaglądać tam. Lepiej nie, może Tygrysek się upił. Albo może być coś tam ciekawego! Nie, lepiej nie. Szedł dalej, a im bardziej przybliżał się do domku Pana Sowy, tym głośniejsze było chrapanie. W końcu Prosiaczek odsłonił lekko krzaczek, a to co zauważył było przerażające...

Gdzie indziej, w nazwanym przez naszych bohaterów Ponurym Zakątku spał cichutko Kłapouchy. Zbudził go nagle dziwny dźwięk w trawie. Poruszył się lekko, rozejrzał się dookoła i dalej chrapał. Tym razem jednak nie zbudził go szmer, lecz pamięć.
- Ach tak, miałem iść na ten turniej... uaaa...mlask...! nie idę... po co... to mi nic nie da... zostaję...

Pan Sowa rozejrzał się po pokoju i zliczył przybyłych.
- A więc jesteście! Brakuje nam jeszcze tylko Kangurzątka...
- Szkoda! Ominie go dobra zabawa! - krzyknął Tygrysek
- A właśnie, że nie masz racji, przyjacielu. Dzieci w tym wieku nie powinny się przyglądać takim poczynaniom. - rzekł Królik kąśliwie
- Spokój! - wyciszył zebranych Pan Sowa - Brakuje nam też...
- Jestem! - wszyscy usłyszeli piskliwy głos Prosiaczka - Słuchajcie! Wszyscy! Stało się coś strasznego! Chodźcie za mną!
Wszyscy popatrzyli się na siebie nawzajem. Każdy mieszkaniec Stumilowego Lasu wiedział, że ich różowy przyjaciel jest zdolny do jakichkolwiek fantazji, a na dodatek jest bardzo bojaźliwy. Nie mogli zapomnieć, jak w tamtym roku pomylił Pana Sowę z ogromnym duchem. Na szczęście szybko prawda wyszła na jaw.
Lecz teraz wyglądało to poważniej. Twarz Prosiaczka znacznie zbladła, a atmosfera chłodnej nocy dodała mieszkańcom strachu.
- Mów powoli Prosiaczku, co się stało? - rozpoczął Pan Sowa
- Nie mogę tego wyjaśnić, musicie sami to zobaczyć!
Nikt nie próbował nawet się ruszyć. W końcu Pan Sowa zgodził się z prośbą Prosiaczka, i wszyscy wyruszyli.
- Jeżeli to kolejny kawał z twojej strony, Prosiaku, to powyrywam ci nogi z twojej różowej dupy. - Tygrysek jak zwykle był szczery, a miewał zwykle zaburzenia osobowości albo też rozdwojenie jaźni. Tak czy siak, był dosyć nrwowy i najbardziej męski ze wszystkich mieszkańców Stumilowego Lasu.
- Zobaczycie... - powiedział Prosiaczek - To tam, w krzakach...
- Co, zobaczyłeś tam świerszcza?
- Przestań, Tygrysku! Patrzcie!
Prosiaczek odsłonił gęstwinę i wszyscy zamarli. Stali tak długą chwilę, milcząc i patrząc się na ciało martwego Krzysia. Krew spływała powoli z jego pękniętych warg.
- Sprwdzę mu puls - rzekł spokojnie Królik
- Wątpię, żeby żył. - odparł równie spokojnie Tygrysek - Gdyby żył, już dawno by się poruszył.
Królik sprawdzał po kolei części jego ciała.
- Spójrzcie na jego szyję! - wszyscy otwarli oczy ze zdumienia - Ślady duszenia. Morderstwo.
W tej chwili grupa przyjaciół zamarła jeszcze bardziej. Stali i patrzyli to na nieporuszające się ciało Krzysia, to znów na siebie.
- Co on tutaj w ogóle robi? - zapytał się ostrożnie i cicho Puchatek - Ktoś go zapraszał?
Nastąpiła chwila ciszy.
- Ja go nie zapraszałem - odparł opanowany Pan Sowa - Właściwie nie szykowałem żadnej niespodzianki, prócz baryłek miodu dla Kubusia i nowych skarpetek dla Prosiaczka. Musiał sam przyjechać i zrobić nam niespodziankę.
- No to zrobił. - Tygrysek gapił się ciągle w szyję Krzysia
- Kto mógłby go udusić? - zapytał podejrzliwie Królik patrząc na pozostałych - Ja szedłem przez Sosnowe Wzgórze
- Ja też - bronił się Puchatek - Wolałem nie iść przez rzekę, jeszcze bym wpadł i byłyby dwa zgony...
- Ja siedziałem przy stole... - rzekł Pan Sowa
- To prawda - przerwał mu Tygrysek - Ale wychodził pan na chwilę, by się orzeźwić wilgotnym powietrzem, jak pan to określił.
- O, a od kiedy my jesteśmy na per pan? - zaznaczył Puchatek - Mówmy do siebie na ty, w końcu w grupie łątwiej jest rozwikłać tę zagadkę.
- Więc traktujesz to wydażenie, Kubusiu - mówił Prosiaczek - Jak zagadkę? Chyba za dużo krzyżówek, pomyśl. Zmarł nasz najlepszy przyjaciel. Ale racja, w grupie potrafimy wiele...
- Tak, szczególnie jeśli do tej grupy należy tekże morderca - zauważył Tygrys
- Więc myślisz, że...
- Tak myślę
- Ja też - przerwał Królik, przełknął ślinę i zaczął mówić dalej - Załóżmy, że Krzysia zabił ktoś z nas. Kto miałby to zrobić?
- Prosiaczek - rzekł nie krępując się Tygrys
- Tak, miał okazję... w końcu to on go znalazł. - wytłumaczył Królik - Może zauważył Krzysia, zabił go, a potem udał, że go znalazł przypadkiem.
- Co?! Osądzacie mnie? Naprawdę myślicie, że go zabiłem? - wybuchł złością Prosiaczek
- Spokojnie, przyjaciele. Musimy omówić to dokładnie i na spokojnie. Chodźmy do domu Pana Sowy, jeśli on oczywiście na to zezwoli.
- Ależ oczywiście, że tak Króliku, jednak co zrobimy z ciałem?
- No tak, trzeba będzie je zakopać - zerknął na pozostałych Królik - Dobrze, wy idźcie, a ja pójdę po łopatę.
- Idę z tobą! - rzekł Pan Sowa - Lepiej chodzić wszędzie razem, wy zostańcie i czekajcie. My zaraz wrócimy.
I tak też się stało. Wszyscy skierowali się do domku Pana Sowy, by omówić tą jakże przykrą sprawę.
- Stało się. Musimy sprawdzić, czy ktoś z nas nie kłamie. Porozmawiamy spokojnie, proszę się nie unosić, ponieważ każdy jest podejrzany aż do wykluczenia pewnych wniosków. Zaczynajmy.
Nie podobało się nikomu, a zwłaszcza Prosiaczkowi, że traktuje on to wydarzenie niczym grę, jak jakąś zabawę w detektywa.
- Zacznijmy od ciebie, Prosiaczku
- Tak?
- Opisz nam dokładnie, jak to się stało i co robiłeś, zanim wyszedłeś z domku.
- Więc, to było tak. Zanim wyszedłem, przymierzałem krawat przed lusterkiem mówiąc sam do siebie. Później, gdy już wyszedłem, idąc ścieżką i mijając Świecący Strumień, przechodząc przez mały mostek usłyszałem w gęstwinie dziwne chrapanie...
- Chrapanie?
- Chrapanie, skrobanie, sam nie wiem dokładnie. Tak czy siak, z początku się bałem, aczkolwiek gdy zajrzałem do gęstwiny, ujrzałem martwego Krzysia.
- A co było później? - dopytywał się Puchatek
- Kontynuując dalszą wędrówkę pobiegłem do was, a dalej to już wiecie.
- Wiemy. - mruknął pod nosem Tygrysek
- Dobrze Tygrysku, teraz ty. Opowiedz, jak tu dotarłeś i czy czegoś nie zauważyłeś, co można by uznać za podejrzane i ważne dla sprawy.
- Wybijałem szkodniki u Królika - tłumaczył się pasiasty przyjaciel - Następnie poszedłem na łąkę odpocząć, potem sobie przypomniałem o kartach. No i przyszedłem, nic nie widziałem szczególnego. A teraz ty, Puchatku.
Kubuś był zaskoczony faktem, że przyjaciele o nim nie zapomnieli.
- Właściwie rozwiązywałem krzyżówkę, i tak jak Tygrysek zapomniałem o spotkaniu. Dopiero, kiedy spojrzałem na zegarek, uświadomiłem sobie, iż Pan Sowa na mnie czeka. To tyle na ten temat.
Wszyscy siedzieli nieruchomo.
- Oczywiście jeszcze Królik i Pan Sowa. Zaczekamy na nich. - Tygrysek nie lubiał odwlekania działań, czy też spraw. Chciał robić wszystko na raz, a potem tego żałował nudząc się okropnie.

Minuty ciągnęły się niemiłosiernie, gdy wreszcie w drzwiach stanął Królik, a za nim Pan Sowa.
- Jesteśmy. Zakopaliśmy go obok Sosnowego Wzgórza, przy tym pomniku.
- To dobrze, siadajcie i gadajcie. Który pierwszy? Może ty, Króliku.
- Dużo wyjaśniać nie trzeba. Po tym, jak Tygrysek pozabijał niewdzięczne turkusie, które atakowały mi ziemniaki, przysłoniłem marchew baldachimem, żeby nie było im za mokro w czasie deszczu. Później wyruszyłem na pokera.
- A pan, Panie Sowa?
- Cóż, od początku tu byłem i siedziałem sortując karty i uważając, by spotkanie odbyło się tak, jak planowałem. Jednak okazuje się, że nie da się oszukać losu.
- Ponoć wychodził pan w czasie rozmów powitalnych? - pytał dalej z dziarską miną i przenikliwym spojrzeniem obejmując wszystkich Puchatek - Jak pan to wyjaśni?
- Tak, wyszedłem. Ostatnio mam małe problemy z sercem, chyba zbyt mało robiłem ruchu. Wyszedłem, by zaczerpnąć świeżego powietrza, nic więcej.
- Kiedy pan wyszedł i ile to trwało?
- Myślę, że około pięciu minut. A wyszedłem wtedy, gdy przyszedł Tygrysek.
Nastała niezręczna cisza. Nikt się nie odezwał. Wszyscy patrzyli teraz po sobie i szukali motywu jak i zarówno sposobności, by zamordować Krzysia.
W końcu Puchatek wraz z Królikiem postanowili, że najlepiej będzie się pomodlić przy miejscu, gdzie zakopano Krzysztofa. Każdy się modlił za Krzysia. Prawie każdy. Z pewnością jeden z nich modlił się nie o Krzysia, lecz o siebie aby prawda nie wyszła na jaw.
Po modlitwie każdy skierował się do swego domku, by obudzić się rano i zapomnieć o tym, co się stało tego chłodnego wieczoru.




ODROBINA FANTAZJI


Ten wieczór, ta noc - wsyzstko było ciemne i mroczne. Potrzeba było gwiazdy, która mogłaby oświetlić tą niejasność. Każdy teraz leżał na swoim łóżku rozmyślając o tym, co się wydarzyło. Prawie każdy...

Tygrysek, tak - to na pewno on! Z pewnością zamordował Krzysia! Jest taki bewzględny na wszystko, a przecież był zły i wrzeszczał na mnie, gdy powiedziałem, że znalazłem zwłoki. To na pewno on.

To na pewno Pan Sowa. Zaprosił nas specjalnie, by pokazać morderstwo. Nie wiem tylko dlaczego. Jaki miał motyw zabójstwa? Kto właściwie mógłby zabić Krzysia? Cholera jasna, nie wiem. Ale na wszelki wypadek...

Było ciemno. Jednak w blasku księżyca Prosiaczek patrząc w okno zauważył kogoś, kto buszował w ziemi łopatą. Któż to mógłby być? Podejść do niego i spojrzeć mu prosto w oczy? Czy pozostać cichym i nie mówić o tym nikomu?! Nie wiedział tego. Widział kogoś dosyć wysokiego jak Królik, lub też Tygrysek próbującego coś znaleźć. Postanowił, że pozostawi to dla siebie. Ten KTOŚ miał przy sobie łopatę, więc byłoby niebezpiecznie go zajść od tyłu i odkryć prawdę. Tajemnicza postać wygrzebała coś z ziemi. Co to było? Co to jest? Prosiaczek nachylił się lekko do okna, by pozostać niezauważonym, zerknął i... już wiedział. Był to pistolet.

To na pewno ktoś z nas. Myślę, że Królik. Wyglądał na opanowanego tak jak i Pan Sowa. Ale nie mam zdania, kto mógłby zabić Krzysia i po jaką cholerę jeszcze pozostawić go w krzakach. Może to nie było zabójstwo z premedytacją. To ktoś chory psychicznie, tak - psychol. Oni tacy są, mieli trudne dzieciństwo i teraz mszczą się na słabych. Tak to już jest.

Nikt mnie nie szanuje. To wszystko bez sensu, już rozumiem dlaczego Kłapouchy jest taki smutny. Nie ma z kim porozmawiać, może w dzieciństwie miał tak samo jak ja. Szkoda mi go. Nienawidzę ich. Nienawidzę swojej matki! Nienawidzę! Napewno bawili się świetnie. Beze mnie. Może chcą żyć beze mnie. Ale czy ja potrafię bez nich?

Ciężko stwierdzić, kto mógłby pozbawić życia Krzyśka, jednak uważam, że to Puchatek. To jego najlepszy przyjaciel, może powiedział mu o czymś, albo ten coś zauważył. Puchatek, żeby zachować to w tajemnicy zaprosił go, a później zabił. Tak, to możliwe. W dodatku ta krzyżówka. Ha! Co za pretekst, na pewno każdy jest tutaj winien. Każdy coś ukrywa.

- Tylko, żeby nikt mnie nie widział... Chodź, malutki. Dobrze się spisałeś. Ale to dopiero początek! Ha, ha, ha, ha!

Tak, będę musiała z nim porozmawiać. Pójdę zobaczyć, czy jest na górze. Ka... O nie!

Ciekawe, czy robili tam coś ciekawego. Wątpię. Poker. Ale nuuudna gra. Bez sensu. To wszystko jest bez sensu. Świat jest bez sensu. Ludzie są bez sensu. I to ma właśnie swój sens.

Nastał ranek, kiedy słońce ukazało się znad horyzontu oglądając to, co za chwilę się wydarzy. Prosiaczek wstał wcześnie i przypomniał sobie o tajemniczej postaci, która grzebała wczoraj w ziemi i znalazła tam pistolet. Tygrysek albo Królik. Jeden z nich.
Zapewne Tygrysek, jest taki bewzględny na wszystko...
- Udam się do Puchatka, razem wszystko omówimy - rzekł poważnie idąc w stronę chatki Kubusia.
Idąc tak nagle zauważył dziurę w ziemi - tą, w której kopał Tygrysek. Obejrzał, nic nie znalazł. Poszedł dalej.

- I co o tym myślisz? - zapytał Królik stąpając niecierpliwie nogą - Kto mógłby go wykopać?
- Nie mam pojęcia. - odparł spokojnie Tygrysek - Po co komu martwe ciało? Mamy już dwie zagadki. Kto zabił Krzysia i kto zabrał jego ciało z powrotem. To bez sensu. To pewnie jakiś psychicznie chory osobnik. Nie mogę uwieżyć, że to ktoś z nas.
Splunął na ziemię i począł mówić dalej:
- Myślałem o tym wieczorem i doszedłem do wniosku, że coś przeoczyliśmy.
- Co to takiego? - zaciekawił się uszaty przyjaciel
- To, że wcale nie musiał tego zrobić ktoś, kto był na przyjęciu. Równie dobrze mogła to wykonać osoba z zewnątrz.
- Chyba nie podejrzewasz Kangurzycy...
- Nie, o niej nie pomyślałem. Mówiłem raczej o Kłapouchym.
Królik wykonał spojrzenie na Tygryska, w którym malowało się zaskoczenie.
- No tak! Nie pomyśleliśmy o nim! - wybuchnął z podniecenia
Tygrysek stał spokojnie obserwując przyjaciela.
- Przepraszam, źle się zachowałem. Proszę mi wybaczyć.
- Nie szkodzi. Każdy może zwariować. I tutaj mamy podane na tacy wyniki tego szaleństwa. A właściwie już nie mamy, bo ktoś je zabrał - mówił z ironią w głosie twardy Tygrys - Należy również zaznaczyć, że mógłby to zrobić ktoś, kogo nie znamy. Jest jeszcze panna Łasica, małe Kangurzątko i wiele innych podejrzanych. Ale po co ktoś miałby zabijać Krzysia?
- Pieniądze?
Tygrysek przez chwilę się zastanowił.
- Nie, raczej nie. Jednak w jakim celu odkopałby ciało z powrotem? Bez sensu.
- Tu nic nie ma sensu! Oho, chyba idzie nasz różanoskóry świadek. Idę, muszę wykopać marchewki.
- Tak, tak. Na razie.
Prosiaczek zrobił dziwną minę. Najwyraźniej zauważył, że nie ma Krzysia.
- Co to ma znaczyć? Przenosicie go?
- Kogo?
- Nie udawaj głupiego, Tygrysie. Gdzie wzięliście Krzysia? Dokąd go zabraliście?
- Ja nic nie zrobiłem, przyszliśmy tu rano i już tak było.
- Kto pszyszedł?
Właśnie. Królik był pierwszy. To on odnalazł dziurę, co go tutaj przygnało? Ja szedłem w stronę jego domku, ale kogoś zauważyłem w lesie. To był on. Ciekawe...
- O czym myślisz, Tygrysku?
- Ach, o niczym, Prosiaczku. Po prostu wykluczam pozostałych.
- Jakich znowu pozostałych?
- Pomyślałem, że zamiast szukać kogoś, kto mógłby zamordować naszego przyjaciela, lepiej skupić się na tych, którzy nie mogli. I koło będzie się zagłębiać.
- No, tak. Ale każdy ma jakieś wyjaśnienie.
- Ktoś kłamie.
- Mogę to być ja. Może ty. Może wszyscy. To taki eskapizm, nie sądzisz?
Tygrysek nie odezwał się, kiwnął tylko głową i wyraził coś nie zrozumiałego o porządkach domowych.
Taaak, na pewno. Cudowne wyjaśnienie.
Prosiaczek stał jeszcze tak przed dziurą wykopaną w ziemi, aż z rozumu nie wybiłaby go pani Kangurzyca ze łzawiącymi oczami.
- Prosiaczku! Ratunku! - krzyczała
- Pani Kangurzyco, co się stało? - zapytał wystraszony i zmieszany nieco różowy prosiak
- Maleństwo! Mój syn! Nie wiem, gdzie on jest! Przepadł, zniknął! Uciekł! Zaginął!
- Proszę się opanować - Prosiaczek próbował uspokoić matkę młodego kankurka, jednak ona coraz bardziej łkała - Proszę się uspokoić! Zaraz pobiegnę po innych mieszkańców i go znajdziemy. Musi gdzieś być. Może poszedł dokądś z Tygrysem, przecież lubi go bardzo. Spokojnie...

Tymczasem gdzieś obok Sosnowego Wzgórza, Kangurzątko patrzyło gdzieś niedaleko skały. Płakało. Zauważyło Prosiaczka, Puchatka, Tygryska i swoją matkę oraz innych mieszkańców Stumilowego Lasu.
Idą po mnie. Już się stęsknili. Najpierw nie pozwalają iść za nimi, a potem sami po mnie idą.
- Moje maleństwo, nic ci się nie stało? - mama Kangurzątka biegła z rozpaczą - Och, nic ci nie jest? Dlaczego uciekłeś?
- Bo... nie pozwoliłaś mi grać w pokera! - odparł twardo kangur. Był on zwykle nieśmiały, jednak bliskość z Tygryskiem to zmieniła. Stał się trochę bardziej odważny.
Wtem do ucha Prosiaczka rzekł po cichu Puchatek:
- Proszę cię, Prosiaczku, nie mów nikomu o tym, kto nie wie o zabójstwie. A już w szczególności rodzince Kangurów. Niepotrzebnie się wystraszą...
- Albo staną się ofiarą. - powiedział powoli Tygrysek słysząc całą rozmowę - Ciekaw jestem, co robi pan Sowa. Zastałem jego dom pusty.
- Może wyszedł się przewietrzyć, bąźmy choć odrobinę racjonalni. - wypowiedział na głos Prosiaczek - Poza tym Królik też z nami nie poszedł, zasłaniając się hodowlą swoich warzyw.
- Przynajmniej ma jakieś zajęcie - przemówił Tygrysek
- Czemu go aż tak bronisz? Kiedyś się ciągle kłóciliście! - zauważył zadowolony ze swej roli detektywa Puchatek
- No, tak. To prawda, masz rację, więc jednak śmierć przybliża ludzi w pewnym sensie. - mówił - Najlepszy przyjaciel to wróg twojego wroga.
- Tak, zwłaszcza, jeśli nie wiesz, kto tak na prawdę jest twoim wrogiem.
- A może czymś handlujecie? - Prosiaczek zapytał delikatnie, jednak nie wyszło mu to
- Niby czym? - wypierał się Tygrysek
- Nie wiem, tak jakoś mi to przyszło do głowy, przepraszam. Ostatnio czytam dużo kryminałów. W jednym z nich pewien męszczyzna zakopał pod ziemią broń, aby tamten zapłacił mu i ją wykopał. Takie tam bzdury.
Tygrysek spojrzał na niego niepewnie.

Morderca nie musi być wcale jeden. Może być dwóch. Królik i Tygrys. Współpracują ze sobą, a gdy jeden z nich umrze - wszystko stanie się jasne...

Królik natomiast szedł tymczasem w okolice miejsca powodzi z pszeszło dwóch lat, zauważając tam Pana Sowę gapiącego się w strumyk.
- Dzieńdobry, Panie Sowo. - zaczął delikatnie
- Witam pana. Co tam słychać? Nasi młodzi koledzy nadal bawią się w detektywów? - zapytał się równie delikatnie co Królik
- Nie. Tym razem szukają małego Kangurzątka, podobno gdzieś polazł, nie wiadomo gdzie. Nie mam czasu. A co pan porabia?
- Ach, nudzę się. Co prawda nadal czytam dużo książek, jenak Pani Łasica, nasz, że tak powiem, listonosz-dostawca miała mi przynieść nowe księgi. Jednak się spóźnia. Szkoda, już chyba piąty raz kończę Zbrodnię i karę.
- Słyszał pan o tym, że wykopano ciało Krzysia?
- Tak, od Puchatka bodajże. Dziwna sprawa. Po co komu martwy człowiek?
- Musiał to być jakiś szaleniec.
- Jestem pewien, że mówiąc JAKIŚ ma pan kogoś na myśli, hę?
- No, tak. Mam pewną teorię na ten temat. Uważam, że mógłby być to Kubuś Puchatek. Ostatnio się zmienił.
- Nie wygląda mi na mordercę.
- Najciemniej jest pod latarnią, panie Sowo.
- Tak, a najjaśniej na samym końcu...
Ciekawe, co miał na myśli...
Patrzyli teraz razem w strumyk.

- Kangurzątko się znalazło, wszystko w porządku. Tylko jakoś ta sprawa z Krzychem mnie dręczy. Po cholewcię wykopywać ciało z powrotem? Może ktoś coś tam zostawił? Ale przecież wziął ciało. Nie, w kółko to samo. Nie rozumiem.
- Oj, Puchatku. Ja też, ale musimy to rozwikłać. Kto wie, kiedy zabójca uderzy ponownie.
- Myślisz, że uderzy? - zdziwił się Kubuś - Moim zdaniem nie uderzy, jeśli nie zostawimy tej sprawy w spokoju.
- Aż tak ci na tym zależy? - spytał kąśliwie Prosiaczek - Przecież to twój najlepszy przyjaciel, Kubusiu, czy nie mam racji?
- Masz rację, dlatego też wolę o tym nie myśleć. Aż ciarki mi przechodzą po plecach!
Coś ukrywa. Ta świńska morda o czymś wie i nie chce mi o tym powiedzieć. Menda!
- Pomyślmy. Sposobność miał każdy, motywu nie miał raczej nikt. Chętnie sprawdziłbym teraz kieszenie ofiary, jednak ciało ukradli. Może tam by coś było.
Cichy jest. Ten misiowaty menel nie chce się do czegoś przyznać. Czuję to. Wiem to!
- Lepiej porozmawiajmy o czymś innym. Zapomnijmy o tym całym wydarzeniu.
- Tak, a morderca na to czeka. Żebyśmy zostawili to w spokoju, ale coś w tym jest.
- Za dużo czytasz tych horrorów, Prosiaczku, za dużo.

Wszyscy mieszkańcy spotkali się przy Strumyku Nadzieji, gdzie około dwóch lat temu Puchatek wraz z Tygryskiem schowali się przed powodzią.
- Słuchajcie moi drodzy - zaczynał Tygrys - Porozmawiajmy o...
Wtem przybiegło Kangurzątko wrzeszcząc:
- Ratunku! Pomocy! Potwór! Bestia!
Wszyscy odwrólili się z przerażeniem.
- Co się stało? Gdzie to jest?
- Potwór! Gonił mnie! Taki zielony, brrr!
- Na pewno mu się zdawało - rzekł lekceważąc sytuację Prosiaczek
- I kto to mówi... - sarkastycznie odparł mu Puchatek
- Naprawdę, gonił mnie! Nie wierzycie? To chodźcie za mną!
- Słuchajcie - mówił Tygrysek - Ja z Prosiaczkiem pójdziemy za Kangurzątkiem, a wy tu zostańcie i sprowadźcie naradę. Wieczorem o czymś porozmawiamy.
Jak powiedział, tak też zrobili. Maleństwo prowadziło ich wzdłuż Miodowego Lasu.
- To tutaj. Gdzieś tutaj widziałem potwora. - mówił z przerażeniem mały kangurek
- A jak ten potworek wyglądał? - zapytał z ironią Prosiaczek
- Taki zielony, wzrostu Krzysia. Z daleka myślałem, że to on. Ale mnie goniła, bestia. Zakrwawiona twarz, brak włosów. - tłumaczył z dokładnością i szczegółami mały kangur.
- Nic tutaj nie widzę - rzekł z powagą Tygrysek
- Chyba nie wierzysz temu bachorowi? - Prosiaczek zapytał szeptem - Wymyśla bajkę, żeby nas odciągnąć od morderstwa.
- Co ty bredzisz? Naprawdę, kryminały ci poprzewracały w twoim różowym łbie, jak Boga kocham! - Tygrysek wyjął pistolet
- O! A co my tu mamy? - zauważył Prosiaczek
- Pistolet, jakbyś nie wiedział, mój drogi miłośniku kryminałów. Używam go do obrony.
- A więc ty to wykopałeś z ziemi? - upierał się
- Tak, ja. Po ostatnim wydarzeniu jakoś nie chcę być kolejną ofiarą zabójcy. Wolę się obronić.
- Słuszna uwaga. - zaznaczył Prosiaczek - Jednak daje to dowód w sprawie, że to ty mogłeś zabić Krzysia.
- Z takim warunkiem, że ja takiego świństwa nie zrobiłbym w swoim życiu.
- No, nie jestem taki pewien. Jesteś dosyć nerwowy...
- A ty za dużo gadasz! - rozmowa prremieniła się w kłótnię - Czytasz to gówno i ci się po tym w głowie przewraca! Ostatnio narzekałeś na nudę, chciałeś trochę akcji. No to teraz masz akcję i to taką, w której zmarła już jedna osoba! Dopiero, zaznaczam, DOPIERO!
Zapadła cisza.
- Dobrze, już się nie kłóćmy, bo jeszcze maleństwo usłyszy.
- Racja.
Szli tak już kawał drogi, kiedy nagle...
- O Boże! - krzyknął mały kangur - Ktoś tu leży!

Wszyscy mieszkańcy stali przy zwłokach. Nastąpiła chwila milczenia. Tygrys postanowił, że sam odwróci ciało i okaże się, kim jest ofiara. Powoli sam zajrzał w twarz zmarłej osoby.
- Cholera - zaklnął - Pani Łasica.
Wszyscy zamarli. Tak, jak wtedy, bez wyjątku. I tym razem ktoś się uśmiechnął. Ktoś był mordercą. Każdy to wiedział i podejrzewał kogoś innego. Podejrzewali siebie nawzajem.
- No tak, mówiłem zapewne o książkach. - Pan Sowa niezręcznie przeciął milczenie - Pani Łasica była z nami tyle dobrych lat. Już wiem, dlaczego jej nie było. Och, nie mogę na to patrzeć.
Pan Sowa pszeszedł na drugą stronę lasku i usiadł na skale, patrząc w niebo.
- Mi miała przynieść baryłki miodu. Kurde, co ja teraz zjem!
- A ty tylko o jedzeniu, Puchatku! - okrzyczał go Królik - To co zrobimy?
- Jak to co? - rzekł w zamyśleniu Prosiaczek - Pójdziemy spać z nadzieją, że jutro nie obudzimy się z zarżnietym gardłem.
- Błąd. - wtrącił Tygrysek pszeszukując ciało - Duży błąd robicie, moi znajomi. Pani Łasica bez towaru nigdzie się nie porusza. Gdzie baryłki? Gdzie książki? Przecież nie zapomniała tego, prawda? Chyba, że kłamiecie.
Spojrzeli wszyscy po sobie w milczeniu.
- Posłuchajcie - kontynuował pasiasty - Każdego można udusić. Jednak radzę dobrze się zamknąć w swoich pokojach i mieć to - wskazał im kaburę z... - Jasna cholera, gdzie mój pistolet?!
- Pistolet?
- Tak, pistolet! Ktoś mi go zabrał! Który to? - Tygrys był wściekły
- Opanuj się, może ci wypadł przez pomyłkę. - próbował go uspokajać Prosiaczek
- To któryś z was. Na pewno. Czuję to. Słuchajcie mnie: Ktoś jest mordercą, jestem pewien. Miejcie się na baczności. Brońcie się w razie ataków. Można nam zaufać? Phi! Jeżeli znajdziecie jakiś trop, zgłoście się do mnie!
- A może to ty jesteś mordercą? Kto normalny trzyma pistolet, a? - w końcu odezwał się Pan Sowa - Nikt tego nie wie. To wojna między każdym z każdym. Zwariujecie, mówię wam. Ja też. Ja już zwariowałem. Wy też. Kurde, nie słuchajcie mnie, bo pieprzę coś bez sensu. Za dużo tego. Dwa morderstwa. Dwie uduszone postacie, nasi przyjaciele. Odkryjemy prawdę. A ten, który to zrobił...
Nie dokończył. Zrobił tylko parę chwiejnych kroków w stronę swojej chatki.
- Panią Łasicę zabił na pewno ten potwór. - Upierało się Kangurzątko
- Tak, masz rację - przytaknął Tygrysek, a wszyscy popatrzyli na niego z niedowierzaniem - Ten, kto zabił Panią Łasicę z pewnością nie jest już człowiekiem. To bestia. Ten, który jest zdolny do takiego czynu, eh, nie nazwałbym tego kogoś człowiekiem.
Raczej Prosiaczkiem...
- Nie wiem kto to. Ale się dowiem, choćbym nawet miał zginąć. Strzeżcie się, jutrzejszy dzień przyniesie nowego zmarłego. Jestem pewien. Dobranoc.
- Dobranoc.
- Dobrej nocy! Jestem ciekaw, czy jutro rano obudzę się wypoczęty i zrelaksowany. Albo, czy w ogóle się obudzę...
- Do zobaczenia!
- Chyba w niebie, Prosiaczku...
Wszyscy poszli do swych łóżek zmęczeni i ciekawi, co przyniesie jutro.





POTWÓR


Podejrzewam Kangurzycę. Tak, ona taka zawsze niewinna. To ona zabiła. Oby dwa morderstwa. Ciekawe, czy ktoś jutro odkopie ciało Pani Łasicy? Ale kto? Może ja? Nie, wiem - czasem nie panuję nad sobą, ale bez przesady. A może Kangurządko ma rację? To bestia, która nawiedziła Stumilowy Las. Tak, to ona. To Kangurzyca.

Jestem pewien, że to maleństwo. Tak, Kangurzątko to jeszcze dziecko. Dzieci snują różne fantazje, a później nie umieją odróżnić kartek książki od realności, jak na przykład Pan Sowa i Prosiaczek. Tak... To ktoś z nich. Na pewno.

To Krzyś. Nie wiem, czemu ale tak sądzę. Jestem mistrzem, bo czytałem wiele kryminałów i wiem, że to Krzyś. Udał, że zmarł, abyśmy go wykluczyli. Ale dlaczego? Cholera, rozwiążę tę zagadkę...


Trzeba się stąd wynieść jak najprędzej. Trzeba uciec, ale dokąd? Jak najdalej. Zabiorę dziecko i wyruszymy dokądś. Wyniesiemy się z tego miejsca zła. Mogę zginąć. Tak, pewnie. Ale mój syn musi przetrwać!

Nie wierzą mi, wiem to! Myślą, że potwory nie istnieją, ale to prawda! Istnieją! Słyszałem od mamy, że na Wschodnim Wybrzeżu Haków istnieją legendy, które mówią o potworach. Udowodnię swą rację! Ale ci dorośli są głupi i bezmyślni! Czyżby oni stracili całą swoją wyobraźnię?

Noc była ciepła, powietrze również, tylko cichy wiaterek kołysał sny mieszkańców Stumilowego Lasu.
Puchatek leżał w swym łóżku i zastanawiał się nad morderstwem, kiedy usłyszał pukanie do drzwi.
- Kto tam? - zapytał
- To ja, Tygrysek! - usłyszał znajomy głos - Mam poważną sprawę!
Kubuś ostrożnie otworzył drzwi.
- Już się wystraszyłem, że to ktoś inny. Wiesz... o co chodzi?
- Zobaczysz. Chodź, nie uwierzysz. Kangurek miał rację.
- Z czym?
- Z tym potworem...
- Że niby co? - stanął jak wryty
- Posłuchaj. Usłyszałem pukanie do drzwi, więc otworzyłem. - opowiadał Tygrysek - Ujrzałem dziwnego, zielonego potwora, takiego jak opisywało mi Kangurzątko. Jednak ten był podobny do... Pani Łasicy!
Puchatek popatrzał na niego z niedowierzaniem.
- I co potem?
- Chwyciłem za łom, ten skubaniec chciał mnie udusić. Jednak rozwaliłem mu, czy raczej JEJ głowę.
- Chodźmy, muszę to zobaczyć.
Szli pewien czas, aż wreszcie dotarli do domu Tygryska.
- Co do cholery?!
- No i gdzie to ciało?
- Było tu! Naprawdę! Leżało w progu! Ktoś je zabrał!
- Zostawiłeś otwarte drzwi?
Tygrys nie odpowiedział. To było logiczne, że zostawił je otwarte.
- Wierzysz mi, Kubusiu, prawda? - zapytał pokrzywdzony
- Nie wiem, nie mam dowodu. A bez dowodu nie ma nic...
- Cholera jasna, był tutaj ten potwór, pieprzony gówniarz! Zabiłem go! A on co? Poszedł sobie?!
- W końcu to potwór. Może Krzysia też nie zabrano, tylko on sam... no wiesz...
- Wierzysz w takie coś?
- A ty?
- Widziałem to. Wyglądało groźnie. Menelstwo.
- Chodźmy to komuś powiedzieć.
- Komu?
- Nie wiem. Trzeba coś z tym zrobić. Chodźmy do Pana Sowy albo do Prosiaczka, oni są oczytani.
- Wolę do Pana Sowy, Prosiaczek czyta tylko kryminały...

- A więc mówicie, że był cały zielony?
- Tak sądzi Tygrysek, ja tylko poszedłem za nim.
Rozmawiali w oświeconym pokoju, na parterze. Jego goście często zastanawiali się, co też się znajduje na górze. Ale teraz mieli głowę zaprzątniętą czymś innym.
- Moim zdaniem to mało prawdopodobne, ale jeśli macie rację to mogę być nieco bezczelny, ale pan, panie Tygrysie - mówił Pan Sowa - Mógł pan wyrobić sobie na tym alibi. Jeżeli zaraz nie wydarzy się jakieś morderstwo, czyli ma pan rację. Albo chce pan się oczyścić z podejrzenia.
Tygrys był wściekły. Jego oczy napełniły się czerwienią. Gdyby nie Puchatek, mogłoby dojść do jakiegoś wypadku, ale Kubuś trzymał Tygryska za ręce, by nie zrobił jeszcze jakiegoś głupstwa. A do tego był zdolny. Popatrzył na biurko, które było przygotowane dla jakiegokolwiek pisarza.
- Pisze pan książkę?
- Kiedyś pisałem pamiętnik, ale gdzieś zgubiłem.
- Słuchajcie. Trzeba zebrać naradę. Odbędzie się ona u mnie w domu. Niech przyjdzie każdy, koniecznie.

Rankiem, kiedy słońce wstało - wszyscy mieszkańcy oprócz tych, którzy byli wykluczeni i nie chcieli przyjść, siedzieli teraz w domku Tygryska.
- Posłuchajcie, moi drodzy. - rozpoczął przemowę Tygrys - W związku z zaistniałą sytuacją pewnego zagrożenia ze strony zombii, musimy zacząć działać! Więc niechaj każdy, kto ma ukończone osiemnaście lat weźmie karabin, hełm wojenny oraz kompas, aby się nie zgubić. Wyruszymy na poszukiwania. Na poszukiwania zombiaków!



STUZOMBIJNY LAS


Niemal wszyscy ustawieni byli przy Świecącym Strumieniu. Czekali. Stali i czekali.
- Podobno rodzinka Kangurów się wyprowadziła, prawda? Podejrzane...
- Wszystko staje się podejrzane, kiedy jest się świadkiem czegoś naprawdę podejrzanego.
Czekali tak długie godziny...

Zauważyłem, że od kiedy nawiedził mnie ten potwór, coś z mojego pokoju zniknęło. I wiem nawet co to. W mojej bardzo skromnej biblioteczce znajdowała się Kronika Stumilowego Lasu. A komu byłaby ona potrzebna? Prosiaczek i Pan Sowa. Oni czytają książki. Muszę mieć na nich oko.


Wszystko szło po moim planie, aż tu nagle... jasna cholera! Będę musiał jakoś uciec! Zapewne podejrzewają mnie! Muszę jakoś odwrócić ich uwagę!

Wszystko bez sensu. Świat bez sensu. Ludzie bez sensu. Nawet życie stało się bez sensu. Śmierć także jest bez sensu. A może tak ma być? Moje myśli najwyraźniej są bez sensu, muszę się od tego wyzwolić. Pętelka... to moja ucieczka... tak... będę tak sobie wisiał spokojnie i bujał raz w tą, a raz znowu w drugą stronę...

- Gdzie jest Puchatek? - zapytał Prosiaczek zauważając brak swojego przyjaciela
- Wysłałem go na zwiady, aby sprawdził - tłumaczył mu Tygrysek - czy Panią Łasicę przypadkiem też nie odkopano.
- Czy to coś da?
- Na pewno. Da nam spokój...
Puchatek wrócił.
- Wykopany dół... to samo! Znalazłem tylko to!
Wszyscy spojrzeli zaciekawieni tym, co Kubuś trzymał w ręce. Był to pistolet Tygryska.
- Nie przypominam sobie, żeby... - próbował wybrnąć z sytuacji - Może wypadł mi wcześniej?
- Może. Tak czy siak, to dziwne...
- Zwykła nieuwaga i tyle.
- Wczoraj mówił pan coś innego...
- Wczoraj był inny dzień, panie Różowy! Jak mogłem zabić bliźniego!
- Normalnie. Udusić go.
- Pana bezczelność jest nad wyraz bezczelna, panie Prosiaku!

Śmierć zmienia ludzi. I chyba wiem, kto to zrobił. To Puchatek. Podrzucił Tygryskowi pistolet, wpierw mu go zabierając. Na dodatek bawi się w detektywa. Jest psycholem. Każdy geniusz to psychol. Psychol, tak. Najpierw zabija, a potem prowadzi śledztwo. Czytałem o tym.

To z pewnością to nadęte prosię zabiło Krzysia i udusiło Panią Lisicę! Naczytał się kryminałów i teraz mu się pieprzy w głowie! Udowodnię to!

To na bank Pan Sowa. Daję głowę, że to on! Podobno pisał kiedyś książkę, czy coś w tym stylu. Pisarze, którzy nie mają natchninenia właśnie tak robią...

To Tygrysek, wiadomo! Nie panuje nad sobą! Najpierw ten pistolet, później to zbesztanie Prosiaczka. Zobaczymy, kto będzie miał rację. Zobaczymy!

- Jednak śmierć Pani Łasicy nam coś dała - wyraził się Królik - Zacisnęła koło podejrzeń.
Wszyscy popatrzyli na niego ze zdumieniem.
No, proszę. Królik też wydaje się od niedawna dosyć dziwny.
- A moim zdaniem jest tak jak w I nie było już nikogo. Naprawdę! - Prosiaczek najwyraźniej chciał się pochwalić przeczytanymi dotąd książkami - Wszyscy zginiemy! To apokalipsa!
- Przesadzasz, Prosiaczku. To wojna. A my jesteśmy żołnierzami. - Puchatek starał się uspokoić sytuację i podnieść przyjaciół na duchu - Ten, kto popełnił zbrodnię, domaga się kary!
Puchatku, jesteś geniuszem. Dzięki! Zbrodnia i kara. No tak! Chyba już wiem, kto za tym wszystkim stoi!
- Mam pytanie do ciebie, Prosiaczku - rzekł spokojnie już Tyrysek - Czy książka Zbrodnia i kara nie jest czasem kryminałem?
- Raczej thiller, ale tak czy inaczej jest to o zabijaniu. A dlaczego pytasz?
- Nie, nic... tak po prostu. Kurczę, chyba zwariowałem. Ale jak tu nie zwariować, skoro to wszystko bez sensu. Trzeba się cieszyć tym, co się ma i brnąć dalej.
Tygrys patrzył na zachód słońca i wydawał się zasmucony.

Szkoda, że was tu nie ma. Albo nawet to i dobrze. Kochałem was, kocham i nadal będę was kochał. Nawet, gdy przemienicie się w stado zmutowanych potworów. Nikt nie odkryje naszej tajemnicy. Będziemy rodziną na zawsze. Ale niedługo przekroczycie grani... o, nie! Jasna cholera!

Tygrysek, Puchatek, Prosiaczek, Pan Sowa oraz Królik. Pięć osób. To zapewne któryś z nich.
- Czy zauważyliście - spostrzegł Puchatek - iż każdy, kto zgninął przekraczał granicę i nie był dokładnie stąd? Krzyś tutaj nie mieszkał, Pani Łasica również była nietutejsza.
- Celne spostrzeżenie. - pochwalił Puchatka Tygrys - Jednak dręczy mnie jedno: rodzinka Kangurów niedługo także przekroczy granicę. Czy to oznacza, że staną się zielonymi bestiami?
- Nie wiemy. - Pan Sowa siedział na skale, jak zwykł to robić i gapił się w niebo - Morderca najwyraźniej nie chce ujawnić swej obecności.
- Nie wiemy, co się dzieje w innych miejscach, na przykład we Wschodnim Wybrzeżu Haków. - zauważył Prosiaczek - Może to stamtąd pochodzi zabójca, niestety Głos Wybrzeża, nasza gazeta tutaj nie dotrze, gdyż Pani Łasica nie żyje.

A może to wszyscy prócz mnie? Nie, to straszne. Chyba wiem, kto za tym stoi. To Pani Łasica, ale dlaczego ona? A może była świadkiem tamtego morderstwa? Cholera wie...

- Podsumujmy, co wiemy. - wyraził się Królik - Ktoś zabił Panią Łasicę, ale dlaczego akurat w tamtym miejscu? Możliwe jest, iż ciało zostało przeniesione w to miejsce.
- Tam nikt nie chodzi, a poza tym to daleko. - odezwał się Pan Sowa
- Chodził tam zawsze syn Kangurzycy.
Wszyscy ucichli. Każdy się nad czymś zastanawiał.

Jesteśmy otoczeni przez zombii. Ciekawe, czy Wschodnie Wybrzeże Haków też cierpi na to samo. Albo oni nic nie wiedzą. Zginiemy. To pewne. Kangurzyca już pewnie jest zielonym zombiakiem. To koniec. Wszyscy zginiemy. Cholera...


To całe zamieszanie przez Kłapouchego. On jest przestępcą. Choć główną bohaterką tej powieści jest raczej Pani Śmierć. A Pan Strach i Pan Wstyd oraz Dziecko Szaleństwo nas wybiją. To Kłapouchy, z pewnością to on. Ten, który nie znajduje sensu życia, niszcczy je sobie. Tymczasem niszcząc też życie innych... Granica została przekroczona.


Puchatek prowadził rozmowę z Prosiaczkiem i Królikiem, który wspominał o dawnych dziejach, kiedy Pan Sowa i Tygrysek gawędzili o czymś zupełnie innym...
- Przepraszam pana, czy czyta pan kryminały? - ostrożnie zadał pytanie ten drugi
- Tak, parę czytałem kiedyś. - odpowiedział lekceważąco rozmówca - Teraz zajmuję się chemią, jak pan wie.
- Widziałem u pana na półce książkę Klonowanie materii, więc teraz pan się takim czymś zajmuje, mam rację?
- Nie miałem czasu, by tego przeczytać. Nawet nie zacząłem...
To dlaczego była w niej zakładka, hę?
Godziny mijały.
- Jak pan myśli - zagaił rozmowę Królik - Ile czasu potrzeba, aby pobiec z domu Pana Sowy do miejsca zdarzenia?
- Mówisz o Krzysiu? Jakieś dwie minuty szybkiego biegu.
Choroba serca. Jasne.
- Ciekawe, co z Kłapouchym... - przypomniał sobie o przyjacielu Pan Sowa - Stale o nim zapominamy...
- Pesymista. Może zombiaki już go zeżarły. I teraz jest jednym z nich. To przykre.
- Raczej straszne, niż smutne.

Co mogło pisać w tej kronice? Muszę sobie to przypomnieć, to z pewnością doprowadzi mnie do pewności co do tej jakże trudnej sprawy...

Już niedługo rozpocznie się bitwa!




PRAWDA JEST DZIEWICĄ


Nastąpiła cisza. Cisza apokalipsy. Chłodny jeszcze, choć wiosenny wiatr kołysał liście na drzewach. Pięciu głupich, którzy wlewali wodę do studni. Tak, oni. Każdy posądzał siebie nawzajem, a tylko dwóch z nich znało prawdę. Ten, który podejrzewał prawdziwego mordercę wraz z tym, który zabił Krzysia i Panią Łasicę. A może nie tylko ich?
Powietrze mówiło samo za siebie, coś się zbliżało.
- Słuchajcie! - mówił Pan Sowa, niezwykle obudzony. A zazwyczaj zachowywał się ospale, może to już kwestia wieku. A fakt, że nie mieli przy sobie kawy oznaczał, że Pan Sowa pogodził już się ze swym losem. Zyskał pozycję stojącą - Słuchajcie! Dziś jest sądny dzień! Wybijemy te zielone ścierwa!
Wszyscy krzyknęli z odwagą w głosie, tylko Prosiaczek wydawał się być nieco nieobecny.
- Zwyciężymy! - krzyknął Tyrysek - Musimy dać z siebie wszystko! Karabiny w ręce i ognia!
Nawet z oddali słychać było dokładnie pięć wrzeszczących postaci. Gotowi byli zbawiać świat. Ale jeden z nich robił to wbrew swojej woli. Jeden z nich był kłamcą.

Nagle zza horyzontu pojawiło się około dwudziestu zielonych wojowników, którzy zachowywali się nad wyraz agresywnie.
- Gińcie, parszywe istoty! - wykrzyczał Puchatek z karabinem w ręku - Tak! Gińcie!
Potwory nie miały żadnych szans, nawet wbiegając na mostek. Rozpoczęła się strzelanina, jednak bestie nie miały broni, więc nie miały również szans z przygotowanymi do walki mieszkańcami Stumilowego Lasu. Krew bryzgała na wsyzstkie strony. Jeden z zombiaków chwytając za szyję Puchatka chciał go pozbawić życia, lecz dzielny Tygrys zdążył przebić mu kulą tchawicę.
- To był ostatni! - wykrzyczał z radością Prosiaczek - Cha, cha! Wygraliśmy!
- Nie, to jeszcze nie koniec. Patrzcie! - Pan Sowa jednak był innego zdania, i miał rację. To nie był koniec. To był dopiero początek. - Jasna cholera, a nie mówiłem?! Jest ich około pięćdziesięciu!
- Niech pan spojrzy w drugą stronę! Drugie pięćdziesiąt!
- Setka! - mina Prosiaczka mówiła sama za siebie, że nie był on raczej zadowolony - I co teraz zrobimy?
Tygrysek wyjął z kieszeni granaty.
- No, cóż. - powiedział - Trzeba będzie zmienić nazwę.
- Co ty gadasz? Jaką nazwę?! - Prosiaczek był dziś niezwykle nerwowy
- Jak to jaką? Ze Świecącego Strumienia na Krwawy Strumień! - wytłumaczył mu żartobliwie Tygrysek - A teraz na serio. Macie, każdy dostanie po granacie. Użyjcie ich mądrze, dobrze? Zwyciężymy.
- Mam tylko jedno pytanie, Tygrysku! - Królik wreszcie otworzył swe usta w celu uzyskania rozmowy
- No?
- Skąd masz tyle broni?
- Po dziadku. Służył na wojnie.
- Aha...
- Przepraszam bardzo, ale najwyraźniej mam przed oczami stu zielonych pojebańców. Więc proszę mi wybaczyć...
- Ależ oczywiście, proszę pana! Dołączę się również!


Oni sobie żartują? Chyba już doszczętnie zwariowali! To wojna, Puchatek miał rację. To wojna.


Pięciu dzielnych żołnierzy, w tym jeden fałszywy kontra setka bezmózgowców bez broni. Szanse były równe...
Granaty latały już na początku, a krew lała się gęsto. Tryskała to na prawo, to zaś na lewo.
- A masz, zielona poczwaro!
Armia zombii walczyła dzielnie, lecz co drugi przebiegający mostek padał na twarz zamieniając się w nieboszczyka.
- Całe szczęście, że nie są nieśmiertelne!

Tak. Całe szczęście...

- Z lewej flanki! Biegną, gnoje! - Tygrysek podniecony był tą krwawą jatką karmiąc potwory ołowiem - Strzelajcie! Jeszcze z trzydziestu!

W końcu po wielkiej strzelaninie, karabiny ucichły.
- To koniec. Mam nadzieję.

Kurde. Czyżbym zapomniał na starość? Chyba nie wyłączyłem...

- Mogę pójść na zwiady, kapitanie? - zapytał Pan Sowa podchodząc do Tygryska
- Nie, lepiej trzymajmy się razem!

Kurna, już wiem! Już wiem! Cha, cha, cha! Wiem, kto to zrobił! I jakim sposobem, wiem! Kronika, Głos Wybrzeża - no tak! Muszę szybko o tym komuś powiedzieć!

Tygrysek z uśmiechem obserwował wszystkich. Już wiedział, kto to zrobił. Królik z resztą też. Jednak nie wiadomo, czy oboje mieli na myśli tego samego osobnika...
- Patrzcie! - Puchatek oglądał twarze pokonanych bestii - Niemal wszystkie wyglądają niczym Krzyś!
- A te są podobne do Pani Łasicy! - Prosiaczek zaczął również zaglądać w ich ciała

Już wiem. Tylko komu o tym powiedzieć? Królikowi. On wygląda na porządnego.

- Niedługo przyjdzie wieczór. Musimy poszukać jakiegoś schronienia. - wypowiedział zmęczonym głosem Pan Sowa

Od początku podejrzewałem Królika. On taki dziwny...


Już wiem, kto to zrobił. Jedyne czego mi brak, to dowodu. Muszę komuś o tym powiedzieć, na pewno Tygrysek mi pomoże.








KTOŚ JĄ ROZBIERZE I SIĘ Z NIĄ PRZEŚPI


Schowali się do ciemnej jamy, gdzie rozpalili ognisko. Nie mieli co jeść. Byli głodni. I wystraszeni. Morderca bał się odkrycia nagiej prawdy, a reszta bała się śmierci ze strony mordercy jak i zombiaków. Strach i głód. Niepewność ściskała ich żołądki. Usiedli dookoła ogniska patrząc sobie w oczy. Dwoje z nich już wiedziało.

Popatrzmy. Ktoś z nich kłamie. Jeden z pośród tych czterech. Królik odpada, spokojny z niego ziomek. Na pewno nie zabiłby nawet muchy, jeżeli, że o czymś nie wiem. Co innego Tygrysek. Widać, że coś ukrywa. Nie obchodzi go nic, po za rozwiązaniem zagadki. A ja chcę żyć nadal.

Wiem, kto to. Wiem to wraz z Królikiem. Jutro z rana, jeśli dożyję - czeka ich niespodzianka. Powiemy wszystko. Morderca zostanie ukarany. Tylko jak? Zabijemy go? Nie wiem, ale to byłoby najbezpieczniejszym rozwiązaniem.

Tygrysek się z tym upora. Jest odważny. Dobrze mieć kogoś takiego przy swoim boku. Czuję, że jutro wszystko się rozstrzygnie. Powiemy mu o tym.

I po co mi to było? Wiedzą to, jestem tego pewien. Cholerka! Mam przy sobie karabin, gdybym tak ich zastrzelił... Nie, to bez sensu! Stałbym się jednym z tych głupich zombiaków! A Tygrysek jest dobrym ochroniarzem! Ale on chyba wie...

To jeden z nich. Ale kto? Może ktoś już wie? Chciałbym stąd uciec, ale nie mam dokąd. Dobrze, że te zielone potwory nie umieją pływać. Inaczej bylibyśmy już od dawna martwi.

Zabijać. Dusić. Zdobywać. Zabijać. Dusić. Zdobywać. Zabijać. Dusić. Zdobywać. Zabijać.

Zaczynała się noc. Każdy przykryty kocem próbował zasnąć. Ale bał się. Bał się mordercy.
- Może ktoś będzie stróżował, co? - Powiedział Kubuś zdenerwowanym głosem - Najwyżej będziemy się zmieniać. Każdy po godzince, co wy na to?

Nie! Tylko nie to! Morderca też będzie stróżował! Ale chwila, nie ma dokąd uciec. A gdy nas zabije, zombiaki go wykończą. Jeżeli, że zabije jednego... albo wszystkich oprócz Tygryska, bo to dobry ochroniarz. Może będzie go szantażował?! Cholera wie!

Może nawet zabijać. Mnie raczej oszczędzi. Wiem wszystko.

- Ja jestem za. - wymamrotał pod nosem Tygrysek - Ale nie wiem, co wy o tym sądzicie...
- To bez sensu! - zbuntował się Prosiaczek - Nejlepiej będzie, jeżeli nikt nie pobawi się w stróża!
- Albo śpimy wszyscy, albo w ogóle nie śpimy!

Albo śpimy wszyscy oprócz mordercy, albo w ogóle nie śpimy i jutro padniemy.

- Będziemy się zmieniać co godzinę, ale po dwie osoby, co wy na to?
- Będą problemy z kolejką, popieram Puchatka.
- Dobrze, niech tak będzie. Puchatek ma rację. - zgodził się Pan Sowa - I tak wątpię, aby ktoś mógł spać ze świadomością, że udusi go jego śpiący sąsiad...
Wszyscy byli zadowoleni, prócz Prosiaczka.

Prosiaczek się zmienił. Kiedyś był nieśmiały i bojaźliwy, a teraz? Hmm, podejrzane...

Podejrzewam, że ktoś zginie tej nocy. Będę miał oczy otwarte. Zabójca nie przepuści takiej okazji. Zło uzależnia, ale ja wybrałem własną ścieżkę...

Minęło pięć minut, kiedy wszyscy poszli spać. Na warcie stał Tygrysek.

Obserwuję cię, Tygrysku. I choć udaję, że śpię - to wiem, że coś zrobisz. O czym możesz myśleć, co? O mnie? O zwykłym, nieśmiałym i niskawym różowym stworzonku? Ciekawe...

Na pewno ktoś mnie obserwuje. Wyczuwam różowe truchło, tak... Gapi się na mnie, nie ufa mi... Cholera!

Po trzydziestu minutach każdy już spał. Każdy, oprócz mordercy. Albo nawet i on zasnął. Nawet ci, którzy spać nie pragnęli, usnęli i błąkali się teraz po krainie snów. Tylko Tygrysek nie spał, gdyż stał na straży.

Dotarli szczęśliwie do domu? Do Wschodniego Wybrzeża Haków? A co z Kłapouchym?

Po trzydziestu kolejnych minutach, Tygrysek zbudził Prosiaczka i sam ułożył swe ciało pod kocem.

Zgaszę ognisko, trzeba to będzie dobrze rozegrać.... Po mnie jest Puchatek, później Pan Sowa, a na samym końcu Królik aż do samego rana. Uff, tylko żeby przetrwać...

Minęła godzina. Prosiaczek sennym ruchem zbudził następnego w kolejce.

Spokojnie, nie zaśniesz. Jestem wytrwały. Dam radę, tak...

I po godzince.
Cholera, gdzie spał Sowa? Chyba gdzieś tam, po prawej... Ciemno tu jak w dupie!
Kubuś szedł po omacku, przez pomyłkę potykając się o głowę Prosiaczka.
- Ała! - krzyknął różowy - Uważaj, debilu!
- Przepraszam najmocniej! - wyszeptał z trudem Kubuś
Stanął i myślał w ciemności, aż w końcu ktoś sam go dotknął. Usłyszał głos Pana Sowy:
- Spokojnie. Idź spać, Kubusiu.

I co my dalej zrobimy? Przecież nie wydostaniemy się stąd! Będziemy musieli czekać na pomoc... To istny koszmar!

Pszyszła kolej na Królika. Pan Sowa starannie go zbudził.
- Dobrze, już idę... - wymamrotał zmęczonym głosem

Wszystko przebiega pomyślnie.

Minuty mijały...




ROMANS ZOSTANIE ODKRYTY


Kiedy słońce już wyszło i gdy tylko nastał ranek, jako pierwszy obudził się Tygrysek. Rozejrzał się wokoło, wszyscy spali nadal (albo przynajmniej udawali).

Ktoś tej nocy nie spał. Szukał okazji...

Rozejrzał się ponownie, coś mu nie pasowało.

Puchatek, Prosiaczek, Pan Sowa, ja i...

Zrobił minę wystraszonego.

Czyżby Królik jeszcze nie wrócił? Pójdę się rozejrzeć...

Szedł ostrożnie, by nie zbudzić żadnego z przyjaciół. Przyjaciół. Albo i wrogów...
- Króliku, jesteś tam? - zapytał wychodząc z jamy - O jasna cholera!
Zauważył martwego kolegę. Zdenerwował się. Po oględzinach zdecydował, że wróci z powrotem i zamelduje o tym pozostałym, jednak zza pleców usłyszał znajomy, piskliwy głos:
- No proszę, proszę... - mówił do Tygryska - Ale spodziewałem się, że to ty stoisz za tym wszystkim...
- Co? Ja nie... Myślisz, że...
- Chodźcie tu wszyscy! Zobaczcie, kto jest mordercą! Ha, przyłapałem go na gorącym uczynku! Chodźcie tutaj! - zwoływał resztę Prosiaczek zadowolony ze swego odkrycia.
Pojawili się wszyscy. Patrzyli na Tygrysa ze zdumieniem.
- A więc prawda wyszła na jaw... - zaczął Puchatek
- To nie tak, jak myślicie! Wytłumaczę wam to! - Tygrysek stał przy swoim - Nie zabiłem go! Naprawdę, uwierzcie mi!
Jednak nie słuchali już go.
- Co z nim zrobimy? - zapytał się Prosiaczek patrząc na dwóch niewinnych - Zastrzelimy go?
- Spokojnie. Może go nie zabił. Ktoś go wrobił. - mówił Puchaty - Wyjaśnijmy to racjonalnie. Chodźmy do ogniska, porozmawiamy. Każy opowie, jak to się stało.

Nie minęło parę minut, a Puchatek znów siedział w roli detektywa i przepytywał podejrzanych.
- Kto był pierwszy?
- Tygrysek! - wskazał palcem Prosiaczek - Nasz morderca!
- Opowiedz nam Tygrysku, jak to było. Wszystko po kolei...
- Stróżowałem, po prostu. Przez pierwsze dwadzieścia minut chyba każdy mnie widział, czyż nie? Gdy minęła godzina, obudziłem tego wścibskiego Prosiaka, którego tak nienawidzę. I to tyle, jak na razie.
- Dobrze. Prosiaczku, teraz ty. Powiedz nam, jak to było...
- Normalnie. Stałem godzinę, po czym pszyszła kolej na misia.
- Ja od razu powiem, że było dosyć ciężko, gdyż ciemność zasłaniała mi...
- Przepraszam, że przerywam - wtrącił się Tygrysek - Ale kto w takim razie zgasił ognisko?
Wszyscy popatrzyli po sobie.
- No, ja właściwie... - przyznał się Prosiaczek
- A po jaką cholerę to zrobiłeś? Żeby było ciemniej i aby nikt nie widział tego, co zaszło?
- Ale Królik był ostatni! - Wypierał się różowy
- Jednak mogłeś go wcześniej zabić, było ciemno, więc nikt go nie widział! I potem wziąć ciało i...
- Przepraszam, ale albo już jestem tak stary, że słyszę głosy zmarłych - mówił Pan Sowa - Albo usłyszałem dokładnie Królika, którego dotknąłem.
- Więc to odpada... - zniechęcony Puchatek przepytywał podejrzanych dalej - Tak więc było tak ciemno, że ledwo co widziałem. Ale, gdy Prosiaczek zgasił światło, był tak senny, że mógł nie zauważyć, że budzi mnie. Dwie osoby mogły się zamienić miejscami, wiecie... Mógł ktoś położyć się na moim miejscu, mogłem nie poczuć...
- To bez sensu... Mów dalej - popędzał go Tygrysek
- Tak więc było ciemno. O ile dobrze pamiętam, potknąłem się o głowę Prosiaczka.
- Dokładnie, tak było.
- Następnie stanąłem, by pomyśleć. Pan Sowa sam podszedł i otarł się o me ramię.
- Skąd wiesz, Puchatku, że to był Pan Sowa?
- Bo do mnie przemówił...
- O takiej godzinie mogłeś usłyszeć kogoś zupełnie innego...
- To nie ma znaczenia - odparł Tygrysek - Kontynuuj, Kubusiu
- No i to tyle. Panie Sowo, teraz pana kolej...
Pan Sowa chrząknął i zaczął opowiadać:
- Dużo mówić nie trzeba. Po tym, jak minąłem Kubusia poszedłem na wartę. Pszyszła kolej na Królika, którego starannie zbudziłem.
- Albo tak starannie, że go pan udusił.
- Tak czy siak, potrzeba dowodu...
Nastała cisza. Puchatek jeszcze nad czymś myślał. W końcu zapytał:
- Czy usłyszał pan jego głos?
- Tak, dokładnie. Był dosyć zmęczony...

Ktoś kłamie...

- Zombiaki nie mogły go zabić, gdyż nie umieją pływać... Więc teraz już chyba nie ma wątpliwości, że morderca jest wśród nas.
- A może pomiędzy zabójstwem Krzysia, Pani Łasicy i Królika nie ma związku? - zapytał ostrożnie Pan Sowa - Nic nie wiemy...
- Ja wiem... - powiedział powoli donośnym głosem Tygrysek


Forum mi urywa całe opowiadanie, więc tu jest druga część.
Żartowałem - tutaj.
Miejmy nadzieję, że baba do lekarza będzie przychodzić, póki żyjemy.
Odpowiedz
#2
Co trzeba ćpać, żeby to wymyślić? Świetny tekścik. Big Grin
Widzę, że "Psychodeloman" Horsztyńskiego to nie jedyny tak abstrakcyjnie szaleńczo wciągający tekst na forum.
Poker w Stumilowym Lesie, słownictwo, w ogóle sytuacja i kreacja - połączenie bajki i brutalnego ataku zombie. Kto by na to wpadł? Szalenie mi się podoba.

Niezły dowcip z tym linkiem. W ogóle tekst nafaszerowany humorem. ;D
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości