Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
[Thriller???] Koszmar Stumilowego Lasu (część druga)
#1
I WSZYSTKO STAJE SIĘ JASNE


Cała czwórka znajdowała się w ciemnej jamie, do której ledwo co się przedostawały promyki słońca. W jamie, która była odcięta od jakichkolwiek normalnych miejsc. Wokół zombiaki. Pod stopami pokrzywdzonych było trochę zimnej wody. Trzech z nich - Prosiaczek, Pan Sowa i Kubuś Puchatek ustawili się przed Tygryskiem, który wyjaśniał, co tak naprawdę zaszło. Miał rację. Odkrył prawdę. Ale nie on jedyny, jak mówił to wcześniej. Dzięki Królikowi oraz Panu Sowie. A właśnie to ten drugi był mordercą...
- To był Pan Sowa - mówił Tygrysek - Przeczytałem w Kronice Stumilowego Lasu, iż był niegdyś podejrzany o zabójstwo pewnego chemika. Przekupił sędzię, który prowadził sprawę. Pan Sowa podczas krótkiego i niesprawiedliwego pobytu w więzieniu pisał pamiętnik. Sam o tym wspomniał przed natarciem zombiaków. Tak już jest, że podczas wiosennych porządków można przez pomyłkę oddając książki dla Pani Łasicy podarować swój zakurzony pamiętnik. Pani Łasica nie wiedziała co zrobić z zapiskami, gdzie ukryta była cała prawda o tym, co zaszło podczas wyroku sądowego. Policja rozpoczęła poszukiwanie sprawcy. Nie wiedzieli gdzie mieszka, więc w naszej gazetce Głosie Wybrzeża umieszczono portret pamięciowy oraz nagrodę za wskazanie miejsca, gdzie się znajduje morderca. Nasz były przyjaciel musiał doprowadzić do tego, aby gazeta nie dostała się w nasze ręce. Ktoś mógł go wydać. Jednak Pan Sowa jako doświadczony znawca chemii i fizyki spróbował stworzyć istotę, która mogłaby być przez niego sterowana za pomocą głosu i gestów. Najpierw potrzebował kogoś zmarłego, kto by nie zbudził zbyt wielkich podejrzeń. Abyśmy tego nie zobaczyli. Tak więc wszystkich mieszkańców zaprosił na grę w pokera. Niemal każdy przyszedł, poza tym była noc. Zaprosił Krzysia tłumacząc mu zapewne w liście o czymś strasznym. Może o śmierci Puchatka? Tak czy inaczej, Krzyś pszybył na miejsce, a Pan Sowa wykorzystując sytuację i głupi pretekst choroby serca wyszedł się przewietrzyć przy okazji dusząc Krzysia w krzakach. To skrobanie, jak określił Prosiaczek było szamotaniem. Najwyraźniej wizyta Pana Sowy się nieco przedłużyła. Chciał wziąć ciało z powrotem, by nie pozostawić żadnych śladów, lecz mu się nie udało. Prosiaczek okazał się odważny i spłoszył mordercę. Prawda wyszła na jaw, jednak nikt nie był pewien kim jest zabójca. Oczywiście wykopał ciało Krzysia tworząc potwora na własne rozkazy. Na swoim piętrze miał maszynę, dlatego ukrywał to przed nami tłumacząc, iż coś tam pisze.
Tygrysek chrząknął, przełknął ślinę i móił dalej:
- Aby zabić Pani Łasicę i nie zostać podejżanym musiał wyrobić sobie alibi. Dlaczego to on zrobił, skoro w tym czasie był z większością mieszkańców na naradzie? Oczywiście wykorzystał w tym celu swój twór chemiczny. Potwór udusił ofiarę i zabrał jej całą przesyłkę. Cel został osiągnięty. Jednak okazało się, że ktoś go mógł przejżeć. Były dowody. Kronika. Nasłał na mnie zombiaka, którego pozwolił mi zabić. Gdy tylko wyszedłem, podkradł się i biorąc książkę zabrał również ciało bestii. Było mu tego mało. Postanowił klonować swoich podwładnych tworząc w tym przypadku wielu zmutowanych zombii. To była armia. W czasie, kiedy klonowały się istoty Pana Sowy, ten nie mógł im wykonać rozkazu, gdyż przez cały czas był skazany na wędrówkę wraz z nami. To wyjaśniało rózwnież jego smutek podczas patrzenia się w niebo. Kiedy rodzina Kangurów się wyprowadziła, wiedział, iż koło się zagłębia. Postanowił nas zabijać po kolei, albo zostawić paru, przekroczyć granicę, znaleźć bezpieczne miejsce i nas powystrzelać. Mógł nas także wziąć za zakładników. Bał się.
- Sukinsyn! - krzyknął Prosiaczek - A ja mu nawet pożyczyłem kiedyś pieniądze!
- Ale to nie koniec. Był jeszcze Królik, który najwyraźniej coś podejrzewał. Dotyczyło to rozmowy o przeczytanych książkach i czasie mrocznego czynu. Pan Sowa musiał się go pozbyć. Los sprawił, że był przedostatni, a ostatni stał się Królik. Więc Pan Sowa spał spokojnie, dopóki nie obudził go Puchatek. Potem już nie spał, tylko czychał na dogodny moment. Prosiaczek ułatwił mu zadanie, było ciemno. Więc chwycił go za szyję i z nim skończył. Pozostało mu tylko zasnąć, bądź choć udawać. Ktoś pierwszy musiał się w końcu obudzić i to zauważyć. Wypadło na mnie. Jeśli natomiast chodzi o dowody, to jest nim z pewnością mieszkanie Pana Sowy oraz Kronika i liczne gazety na jego temat.
Nastąpiła minuta ciszy. Pan Sowa padł na kolana.
- Więc mnie zabijcie! - krzyczał - Zabijajcie mnie! I tak nie przetrwacie! Zginiecie razem ze mną! Powinniśmy się trzymać razem!
- Nie chcemy mieć w grupie pieprzonego zdrajcy... - rzekł za wszystkich Kubuś
Tygrysek wyjął pistolet z kabury i podnosząc go, wycelował w głowę sprawcy.
- Zginiesz marnie... - mówił ze spokojem, po czym zwrócił się do pozostałych - Nie patrzcie, odwródźcie się. To koniec.
Padł strzał.

Wszystko...na...marne...!...to...koniec...wszystkiego...a...miało...być...tak...aaaghh!!!

Wykrwawił się na śmierć. Wszyscy patrzeli na niego przez chwilę. Czuli ból. Przecież zabijając mordercę, człowiek również staje się nim. To było przerażające...
- Chodźmy - mywówił z trudem Tygrysek - Chodźmy i gińmy, bo tylko to nam pozostało do jasnej cholery!
- Tak więc zostało nas trzech. Morderca został zabity. - Puchatek łkał - Ale my żyjemy! Wygramy tę wojnę! Jeden za wszystkich...
Nie dokończyli. Byli zbyt zmęczeni. Zmęczeni tym, co za chwilę się stanie.
- Nie pozostało nam nic innego, jak walczyć... - przemówił Tygrysek patrząc w niebo
- Walczyć i zginąć! - dodał Prosiaczek
- Tak więc walczmy! Zwyciężymy! - wykrzyczał ostatni raz w swoim życiu Puchatek
Każdy wziął swój karabin i wyszedł z jamy. Każdy biegnął. Przekraczając rzekę strzelali na oślep. Zombiaków było multum. Około miliona.
- Żryjcie ołów, kurwa! - krzyczał na całe gardło wściekły Tygrys - Tak! Gińcie!!!
Po chwili padł Prosiaczek.
- Został mi jeden granat! - krzyknął umierając. Nie zdążył nim żucić. Zawleczka potoczyła się po ziemi. Podbieł do niego Puchatek otwierając usta. Nie zdążył nic powiedzieć. Granat wybuchł.
- Wy gnoje! Gińcie, zdradliwe świnie! - Tygrys szalał - Nieee...!
Ostatni zombiak, ten z twarzą niczym nie różniącą się od tej Kłapoucha chwycił go za szyję.
- Żegnaj, przyjacielu... - wymówił ostatnim tchem konający Tygrysek - Żegnajcie, przyjaciele...do zobaczenia...! W niebie...albo w...

Zabijać. Dusić. Zdobywać. Zabijać. Dusić. Zdobywać. Zabijać. Dusić. Zdobywać. Zabijać.

Potwory przemierzały tak Stumilowy Las, aż nie spaliło ich samo słońce. Wyparowali. Nie słyszeli nic, prócz słów, które pochodziły z ust ich samych. To nie byli już ludzie. To były bestie niszczące wszystko na swojej drodze. Królika i Pana Sowę też dopadli. Kangurzycę oraz jej Maleństwo również. To był koniec.
Ostatni promyk światła, ostatni blask słońca... i niczego już nigdy nie zobaczą.



KONIEC





LATO


Panna Tosia wyglądała dzisiaj nadzwyczaj ładnie.
- Poruczniku Gofer, Kapitan Burek przesyła panu dokument zawierający spis byłych mieszkańców Stumilowego Lasu. - mówiła czysto i płynnie stojąc w drzwiach - Podobno ludzie mogą już się tam wprowadzać, policja wykonała tam dokładne oględziny. Ani żywej duszy. Ciał też nie znaleziono. Dokładnie, jakby zapadli się pod ziemię.
- Zostało coś znalezione? - Pan Gofer opierał się o fotelik kłądąc nogi na biurku, jak to zwykł często robić - Jakieś papiery, dokumenty?
- Nic. Większość budynków i mieszkań zostało wyburzone. Dziwna sprawa, mówię panu, dziwna sprawa... - Panna Tosia, sekretarka jak zwykle wypielęgnowana i czysta, przedstawiała fakty - Odnaleziono w jednym z domów pamiętnik. Prowadził go niejaki Prosiaczek. Dzięki temu ustalono pewne przyczyny zgonów osób trzecich. Pamiętnik kończy się słowami Wyruszamy w bój. Mam nadzieję, że wrócimy z powrotem. Z kimś walczyli. Ale z kim? Nie wiadomo. A oto dokumenty.
Porucznik Gofer wziął nogi z powrotem.
- Przepraszam, czy mogłaby pani być taka miła i przeczytałaby mi charekterystyki poszczególnych osób? - domagał się
- Ależ oczywiście... - wzruszyła lekceważąco ramionami - Wiemy niewiele. Mieszkała tam Kangurzyca, prostytutka wraz ze swoim dzieckiem, imienia niestety nie znamy. Był to najwyraźniej syn Tygryska, który utrzymywał sytuację rodzinną w tajemnicy. A propos tego Tygrysa, za młodu pracował jako handlarz nielegalnej sprzedaży broni palnych. Nie zamknęli go jednak. Poza tym, Kubuś Puchatek żył jako skorumpowany policjant. Prosiaczek, o którym wspomniałam udzielał pożyczek.
- Był lichwiarzem.
- Dokładnie. - przytaknęła Tosia - Ponoć wybił swoich patologicznych rodziców, którzy go maltretowali. Żył odtąt w wiecznym strachu. Znaleziono tam także pole marihuany, które należało do mieszkańcy nazywanego przez innych Królikiem. Dobre pseudo. Kłapouchy, o którym wspomina Prosiaczek w swoim pamiętniku był narkomanem i uchodźcą. Prowadził także Klub Anonimowych Alkoholików. W okolicach jego namiotu znalezione zostały szczątki szubienicy. Jednakże ciała oczywiście nie było nigdzie.
- Coś jeszcze?
- Tak. Pan Sowa, o którym wspominaliśmy z dwa lata temu. Pamięta pan? Prowadziliśmy tę sprawę. Z naszych notatek wynika, iż pracował jako chemik produkujący nieznane i przede wszystkim groźne substancje mogące unicestwić większość mieszkańców. Na miejscu doszło do wybuchu, prawdopodobnie z jego mieszkania. Jakaś maszyna, czy coś.
- To wszystko?
- Oprócz tego jeszcze Krzyś, hazardzista. I Pani Łasica, która zajmowała się przemytem nielegalnych towarów.
- Ciekawe... Niemal wszyscy to zbrodniarze. Ach, zmęczony jestem tym wszystkim. Mieszkańcom będzie się spokojnie żyło. Możo to i nawet dobrze, że zniknęli. Przynajmniej mniej zła na świecie...
- Otóż to, poruczniku, otóż to.
- To wszystko wydaje się być nienormalne. Na północy morze, nie mieli się jak wynieść.
- To jeszcze nie wszystko, byłabym zapomniała! - ocknęła się asystentka detektywa - W miejscu tym znaleziono także kilkanaście karabinów i różnych broni.
- Tygrysek...
- Też tak uważam.
- Ale co tam, nie przejmujmy się tym aż za bardzo - mówił powoli wstający porucznik - Zabójcy nie żyją, więc nie ma się co martwić. Zapraszam panią na kawę.
- Bardzo chęnie... - odpowiedziała i razem opuścili pokój.

Pewnie się zastanawiacie, drodzy czytelnicy, skąd ja to wiem? Otóż opowiedział mi o tym pewien marynarz (wampir na dodatek), który ze zbiegiem okoliczności zmarł tydzień później. Wierzę, że... Przepraszam, ale ktoś wchodzi do mojego poko... ahhggghhh!!!!!!

Zabijać. Dusić. Zdobywać. Zabijać. Dusić. Zdobywać. Zabijać. Dusić. Zdobywać. Zabijać.


KONIEC
i teraz już ten prawdziwy.
Miejmy nadzieję, że baba do lekarza będzie przychodzić, póki żyjemy.
Odpowiedz
#2
Też odświeżam, urzekł mnie opis "prawdziwych zajęć" mieszkańców Stumilowego Lasu. W ogóle świetne opowiadanie. Co ja się będę rozpisywać...?
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości