Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
The Secluded Age [+18]
#16
Pozmieniałem wytyczone błędy Wink. Nie wiem kiedy dodam drugą część 1 rozdziału, bo wiadomo - święta. Postaram się w wolnym czasie ;D
Odpowiedz
#17
W takim razie będę czekać. Smile
Odpowiedz
#18
Ok. Zamieszczam cały, skończony 1 rozdział.

rozdział pierwszy
Bunt

Była cicha, spokojna noc. W więzieniu stanowym San Quentin na peryferiach San Francisco właśnie trwał cogodzinny patrol. Na pierwszym piętrze budynku przechadzał się stanowczymi krokami ciemnowłosy strażnik z latarką w ręku. Pogwizdując cicho, świecił nią po ścianach i celach więźniów. Co pewien czas przystawał na kilka chwil, aby sprawdź godzinę na swoim zegarku. Do zakończenia zmiany jeszcze wiele mu brakowało. Pod wpływem straszliwej nudy postanowił udać się do najdalej umiejscowionej celi na swoim piętrze. Kiedy podszedł to żelaznych krat poprawił nieco kołnierz swojego granatowego munduru, po czym skierował światło latarki na twarz leżącego na pryczy więźnia. Ten jednak spał nadal, więc zanudzony wartownik zaczął włączać i wyłączać latarkę, której migotanie sprawiło, że skazaniec ocknął się po krótkiej chwili.
- Bryan, Bryan... Już się obudziłeś? - zapytał cichym głosem strażnik, po czym zaczął się lekko śmiać. Ciemnoskóry przestępca zaczął przecierać oczy. Kiedy spostrzegł chudawego klawisza z głupawym uśmiechem na twarzy, obrócił się na drugi bok i powiedział z złością:
- Daj mi święty spokój, żółtodziobie!
- Jak śmiesz tak odzywać się do strażnika, co? - szybko odpowiedział mundurowy, który tak naprawdę jedynie zgrywał twardego typka nie do skruszenia. Wszyscy więźniowie mieli go jedynie za żałosny dowcip ze strony zarządców więzienia. Bo kto brałby na poważnie osobę niską, chudą jak patyk, która dziwnym trafem pracuje w miejscu, gdzie znajdują się najgroźniejsi kryminaliści w stanie. Strażnik z wściekłości zmarszczył nieco czoło i ani myślał, aby odczepić się od skazańca.
- Wiesz jaki mamy dzisiaj dzień? 24 kwietnia. Mówi ci coś ta data? - zapytał mając w zanadrzu haczyk na mało szanującego go Bryana. - Zaraz, zaraz... Niech no ja sobie przypomnę... - kontynuował dalej, grając na nerwach więźniowi. - Ach tak! Przecież to tego dnia, trzy lata temu, wtrącili cię tutaj. To wtedy ostatni raz widziałeś się z swoją rodziną. Hmm... A za co dostałeś ten wyrok? No tak, przypomniało mi się! Przecież zamor...
- Zamknij ryj! - wykrzyczał pełen złości Bryan, który miał już dość pyszałkowatej postawy strażnika. Szybko wstał na nogi. Podszedł do żelaznych prętów i morderczym spojrzeniem wpatrywał się w klawisza, na którym pewnie wyładowałby już agresję, gdyby nie kraty. Przez kilka chwil obaj stali nieruchomo. Więzień z rozsadzającego go gniewu, a strażnik najwyraźniej ze strachu przed gwałtowną reakcją Bryana.
- I co?! Mocny tylko w gębie, tak?! - odparł w końcu przestępca, którego wciąż ręka świerzbiła, żeby przywalić w twarz wartownikowi. - Spierdalaj albo naprawdę pożałujesz swojej wykrakanej paszczy!
- Tak? Ciekawe co mi zrobisz, czarna pało! - odpyskował młody strażnik, i już po chwili poczuł na swojej szyi mocny uścisk dłoni Bryana, którą ten wyciągnął przez odstęp między prętami. Duszony brunet zrobił się lekko czerwony na twarzy i ze zdziwieniem wpatrywał się w pełnego złości więźnia.
- Spier-dalaj! - powtórzył jeszcze głośniej Bryan, którego wyrazu twarzy nikt z nas nie chciałby w życiu zobaczyć. Jednym, szybkim ruchem ręki odepchnął wartownika, który upadł na podłogę, wypuszczając z ręki latarkę. Oszołomiony tym, co właśnie się wydarzyło, szybko złapał się za bolącą, czerwoną od uścisku szyję i powoli podniósł się do pionu. Jeszcze raz rzucił okiem na stojącego przy kratach skazańca i speszony poszedł w kierunku upuszczonej przed chwilą latarki. Bryan westchnął, wypuszczając z siebie gniew, po czym wrócił na swoją skrzypiącą, drewnianą pryczę. Zacisnął z całej siły prawą pięść i uderzył nią o ścianę, chcąc pozbyć się tego dziwnego uczucia, które w nim panowało. Okolice kostek zaczęły mu lekko krwawić. "Pieprzony maminsynek" pomyślał i obrócił się na lewy bok, chowając zakrwawioną dłoń pod siebie.

Tymczasem, kiedy większość osób w budynku spokojnie spała lub patrolowała ośrodek, w gabinecie głównym trwała głośna wrzawa. Dość stary, łysy dyrektor więzienia o niezwykle bujnych, siwych wąsach właśnie odbierał telefon od centrali stanowej.
- Naprawdę? Jest aż tak źle? - odpowiedział zaskoczony po wysłuchaniu informacji.
- Panie dyrektorze, co się stało? - zapytał zaniepokojony zastępca - młody mężczyzna w okularach, który swoim charakterystycznym wyglądem przypomina typowego kujona, którego dobrze znamy z amerykańskich filmów. Uważnie wsłuchany w komunikat dyrektor jedynie przyłożył palec wskazujący do ust, sugerując, aby mu nie przeszkadzać. Zastępca zdjął okulary, które zaczął wycierać o swoją koszulę, tak, jak robi to zawsze, gdy jest zestresowany. Szybko założył je z powrotem, kiedy zauważył, jak dyrektor odkłada słuchawkę.
- I... i co jest? - zajęknął okularnik z trzęsącymi się rękoma.
- Nie pora na rozmowy! Włączaj alarm! - szybko wykrzyczał starszy pan. Zastępca posłusznie szybko podszedł do konsoli znajdującej się na ścianie i wcisnął czerwony przycisk. Nagle po całym budynku rozszedł się głośny sygnał. Więźniowie zerwali się ze swoich pryczy, a niektórzy z nich stanęli obok krat, aby zobaczyć, co się dzieje. Na każdym piętrze zebrało się wielu strażników, którzy ustawili się przy wejściach do wszystkich celi. Wyciągnęli swoją broń i z kamiennym wyrazem twarzy spoglądali wprost przed siebie.
- Hej! Co jest grane? O co chodzi? - Zewsząd słychać było pytania uwięzionych kryminalistów. Jednak żaden z wartowników nie raczył odpowiedzieć i dalej wyczekiwali następnych komend od dyrektora ośrodka. Po chwili z głośników na ścianach usłyszano jego głos:
- Uwaga! Ogłaszam ewakuację! Wszyscy mają bezpiecznie opuścić budynek, kierując się do wyjść ewakuacyjnych! Szybko!
Kilka chwil później wszystkie wejścia do celi zostały otwarte. Strażnicy pospieszali więźniów, aby cała akcja przebiegła jak najsprawniej. Jednakże nie szło tak gładko, jak wyobrażał to sobie sam dyrektor budynku. Na schodach prowadzących na parter wybuchły zamieszki. Bryan, który dopiero co wyszedł ze swojej celi, słyszał jedynie głośne krzyki wartowników, którzy chcieli zaradzić narastającemu napięciu. Jednak na nic się to nie zdało. Więźniowie, którzy chcieli wykorzystać idealną okazję na ucieczkę, zaczęli atakować uzbrojonych mundurowych.
- Wszyscy na nich! - wykrzyknął pewien umięśniony skazaniec, po czym skierował swoją ogromną dłoń na jednego z chudych strażników. Po krótkiej chwili przedarcie się przez schody było niemożliwe. Wszyscy w okolicach zaczęli się ze sobą siłować. Co pewien czas ktoś spadał ze stopni. Niewątpliwie to kryminaliści, którzy zaskoczyli swoją postawą, mieli przewagę nad stróżami prawa. Ale tylko do czasu.
- Zezwalam na użycie broni! Nie ma czasu! - oznajmił wąsaty dyrektor przez radiowęzeł. W tej chwili role się kompletnie odwróciły. Bryan, który był dość zaskoczony całą sytuacją panującą w budynku, ponieważ nie zetknął się jeszcze z podobną rzeczą, w pewnej chwili usłyszał strzały. Spojrzał w kierunku schodów na parter i zauważył ustawionych w rzędzie strażników, którzy celowali w każdą osobę, która przejawiała się agresywnym zachowaniem. Dźwiękom wystrzeliwanych naboi towarzyszyły również jęki rannych skazańców. Praktycznie co chwilę ktoś padał na podłogę postrzeloną nogą lub ramieniem.
- Starajcie się nikogo nie zabić! Opanujcie sytuację i wynocha! - odezwał się po raz kolejny dyrektor. Więźniowie zaczęli zachowywać się nieco posłuszniej i w pędzie kierowali się do wyznaczonych wyjść ewakuacyjnych. Bryanowi udało się nareszcie pokonać schody i znajdował się na parterze. Tam jednak na chwilę przystanął, aby dokładnie rozejrzeć się dookoła. Nie miał pojęcia, gdzie znajdowały się najbliższe drzwi na zewnątrz i pełen niepokoju odwracał głowę raz na lewo, raz na prawo. Po paru ułamkach sekundy postanowił biec dalej za tłumem znajdującym się przed nim. Miał nadzieję na szybkie opuszczenie budynku, ponieważ wciąż słyszał unoszące się w powietrzu naboje. Przebiegając przez sam środek holu poczuł w prawym ramieniu rwący ból. Spojrzał na nie i spostrzegł wylewającą się krew. Jęknął głośno i upadł na kolana. Przytrzymał ranę lewą dłonią. Widział przed sobą jedynie dziwne, białe plamki. Półprzytomny rozglądał się dookoła. Wszędzie widział uzbrojonych mężczyzn celujących w przebiegających więźniów. Niektórym udawało się wybiec na zewnątrz. Ci zaś, którym brakowało szczęścia, padali na podłogę tuż obok Bryana z wyciekającą krwią. Po chwili powieki postrzelonego skazańca zamknęły się. Z dłonią przyciśniętą do prawego ramienia upadł na plecy. Stracił przytomność.

Kiedy nie miał żadnego kontaktu z światem, widział przed sobą najważniejsze w swoim życiu chwile. Te z jego ukochaną rodziną. Minęły już trzy lata, odkąd to ostatnio widział twarze swoich najbliższych - żony Abby, starszej córki Dylan oraz synka Luke'a. To właśnie za nim tęskni najbardziej. Ma on zaledwie 3 lata i jest jego oczkiem w głowie. Przed oczami przemijały mu najweselsze w życiu chwile. Widział, jak bawił się z dziećmi w ogrodzie swojego letniskowego domku. Pomagał córce w trenowaniu do żeńskiej drużyny baseballowej - począwszy od tego, jak dobrze złapać kij, aż do swoich najlepszych rad i trików, które z pewnością mogłyby jej w wygraniu meczu z najtrudniejszym rywalem. Nie mniej wspomnień miał związanych z najmłodszym potomkiem. Jego pierwsze urodziny, słowa, czy kroki. Niewątpliwie Bryan kocha swoją rodzinę, skoro nawet wtedy, gdy jest nieprzytomny przez postrzelone ramię, myśli o niej i chce wszystkiego, co dla niej najlepsze. Jednak jest jedno "ale". Czy te wszystkie uczucia, które do nich kieruje, są prawdziwe, jak na pierwszy rzut oka się wydaje? Z pewnością każdy z nas marzy o ojcu, który jest gotów zrobić za nas wszystko (nie twierdzę, że takiego nie mamy), ale czy Bryan mógłby podpisać się pod taki opis, wiedząc, że zrobił coś tak przerażającego? Wtedy, trzy lata temu. Mężczyzna dostał aż sześć lat pozbawienia wolności w największym ośrodku w stanie, w zawiasach do dziesięciu. Pewnie mógłby liczyć na jeszcze więcej, gdyby nie jeden z najlepszych obrońców sądowych. Jest kochający, lecz nieopanowany.
Odpowiedz
#19
Skomentuję tylko tą część rozdziału, której wcześniej nie czytałam...
Cytat:właśnie odbierał telefon od centrali stanowej.
- Naprawdę? Jest aż tak źle? - odpowiedział zaskoczony po wysłuchaniu informacji.
I tu jest pewien błąd. Masz dwa określenia czasu (tak jakby), które sobie przeczą. Słowo 'właśnie' powinno9 poprzedzać coś, co jest powieściową teraźniejszością. Skoro dyrektor właśnie odbierał telefon, to następnym zdaniem nie może być przeskok po odebraniu. Dlaczego? Bo o jeszcze nawet nie odebrał tego telefonu, ciągle był w trakcie tej czynności. A to znaczy, ze dyrektor z na wpół odebranym telefonem dziwi się informacji, którą otrzymał przez telefon.
Cytat:zapytał zaniepokojony zastępca
Chwile temu go tam nie było.
Cytat:które zaczął wycierać o swoją koszulę, tak, jak robi to zawsze, gdy jest zestresowany
Użyłeś w tym zdaniu dwóch czasów. Cały rozdział prowadziłeś w czasie przeszłym, wiec nie wyskakuj z teraźniejszym.
Cytat:zajęknął okularnik z trzęsącymi się rękoma.
Brakuje 'się'.
Cytat:posłusznie szybko podszedł
1. Nie ma przecinka
2. Znerwicowany zastępca jest nagle spokojny i racjoalny
Cytat:Wszyscy w okolicach zaczęli się ze sobą siłować.
Co, wzięli stoły, położyli rączki i zaczęli stękać i rzęzić walcząc kto czyją rękę położy?
Cytat:oznajmił wąsaty dyrektor
Oznajmił, czyli przekazał informację w sposób... hm.. dość normalny i opanowany. Wykrzykniki nieco się z tym gryzą.
Cytat:którzy celowali w każdą osobę, która
Cytat:przejawiała się
agresywnym zachowaniem.
Aaa! Co to jest?! Przejwia się cechy, nie zachowania.... I jak to okropnie wygląda w tym zdaniu...
Cytat:ponieważ wciąż słyszał unoszące się w powietrzu naboje.
Zastanówmy się, co to słowo tu robi i jakie ma znaczenie, użycie...
Cytat:poczuł w prawym ramieniu rwący ból. Spojrzał na nie i spostrzegł wylewającą się krew. Jęknął głośno i upadł na kolana. Przytrzymał ranę lewą dłonią.
Ok, poczuł. A potem zobaczył krew i zaliczył glebę. A potem przytrzymywał ranę żeby nie zjechała. Tak to brzmi.
Cytat:Ci zaś, którym brakowało szczęścia, padali na podłogę tuż obok Bryana z wyciekającą krwią.
Oni byli z wyciekającą krwią, czy Bryan? Poza tym sama wyciekająca krew niekoniecznie sprawia, ze od razu trzeba padać na podłogę. Można by zamiast krwi (której potrzebujesz synonimów - jucha, posoka) wspomnieć o ich ranach.
Cytat:To właśnie za nim tęsknił najbardziej.
Co masz z tymi czasami?
Cytat:które z pewnością mogłyby jej w wygraniu meczu z najtrudniejszym rywalem.
Pomogłyby.
Cytat:Niewątpliwie Bryan kocha swoją rodzinę, skoro nawet wtedy, gdy jest nieprzytomny przez[z powodu i dalsze odmiany pod tą formę] postrzelone ramię, myśli o niej i chce wszystkiego, co dla niej najlepsze. Jednak jest jedno "ale". Czy te wszystkie uczucia, które do nich kieruje, prawdziwe, jak na pierwszy rzut oka się wydaje? Z pewnością każdy z nas marzy o ojcu, który jest gotów zrobić za nas wszystko (nie twierdzę, że takiego nie mamy), ale czy Bryan mógłby podpisać się pod taki opis, wiedząc, że zrobił coś tak przerażającego? Wtedy, trzy lata temu. Mężczyzna dostał aż sześć lat pozbawienia wolności w największym ośrodku w stanie, w zawiasach do dziesięciu. Pewnie mógłby liczyć na jeszcze więcej, gdyby nie jeden z najlepszych obrońców sądowych. Jest kochający, lecz nieopanowany.
Dobra... A teraz mówiąc krótko:
- Co masz z tymi czasami i dziwnymi, niepasującymi do zdania określeniami?!
-Poczytaj jakieś książki akcji, bo szybsze działania w twoim wydaniu sprawiają, że mam ochotę zamknąć przeglądarkę. Może jest trochę lepiej niż przy poprzedniej próbie, ale z tym fragmentem nadal kiepsko.
Odpowiedz
#20
Wy pewnie nawet błędy znaleźliście by w wydanej książce, np. Harrym Potterze xP. Ale dzięki za wytyczenie błędów. Przyznam, że jak pisałem dalszą część rozdziału to zbytnio spokoju wokół siebie nie miałem... Ale pisać będę dalej, bo po prostu to lubię! Wink
Odpowiedz
#21
nie wiem czy możliwym jest powstanie więzienia o zaostrzonym rygorze w środku ludnego miasta

pierwszy akapit – nieistotne szczegóły: ciemnowłosy strażnik, lewa noga (poza tym mamy noc, skąd skazaniec wie, że strażnik był ciemnowłosy a noga lewa? )

strażnik więzienia to nie policjant

Cytat:Strażnicy więzienni wyciągnęli swoje bronie
broń – zawsze liczba pojedyncza

Boże! Przykro mi, ale trzeba być głupim by w taki sposób przeprowadzać ewakuacje. Musisz nad tym popracować.

Można by pomyśleć, że Bryan dla jaj poszedł do więzienia.

Cytat:Bryan był tak ciekawy tego, co stało się dookoła
zabawnie to brzmiSmile

Dużo, dużo lepiej, będą z ciebie ludzie. Tylko opisać wiarygodnie więzienie, nie pędzić tak z akcją, opisać wiarygodnie bunt i będzie git. Człowieku, według mnie jest sens próbować dalej, widać, że się starasz, widać, że masz wizję, nawet scenografia jest oryginalna.

Bunty więzienne to jest to co lubię. Czyli pisz, pisz i jeszcze raz pisz, ja zawsze z chęcią przeczytam.
natural born killer
Odpowiedz
#22
Cytat:Wy pewnie nawet błędy znaleźliście by w wydanej książce, np. Harrym Potterze xP. Ale dzięki za wytyczenie błędów. Przyznam, że jak pisałem dalszą część rozdziału to zbytnio spokoju wokół siebie nie miałem... Ale pisać będę dalej, bo po prostu to lubię! Wink
No zdarza się znaleźć błąd w jakiejś wydanej książce, ale nie aż tak często. Zresztą ja akurat dosyć często pomijam jakieś literówki, nawet ortografy... Po prostu ich nie widzę, a interpunkcji nawet za bardzo nie potrafię stosować(nie za bardzo, to w moim przypadku komplement).
Spokój nie zawsze jest wskazany. Czasami warto posilić się realną atmosferą.
Pisz! Pisz koniecznie! I nie daj się krytyce jakakolwiek by nie była, bo nie warto się łamać. Ale zawsze można się podeprzeć jakąś radą.
Odpowiedz
#23
Ok. Po dość długami czasie napisałem część 2 rozdziału. Już wiem, że będzie dużo do poprawienia ;P

rozdział drugi
Apokalipsa
Nieprzytomny Bryan był kompletnie odcięty od tego wszystkiego, co działo się wokół niego. Strzał w prawe ramię sprawił, że z zamkniętymi oczami leżał na podłodze głównego holu więzienia przez wiele godzin. Jednak w pewnym momencie odzyskał przytomność. Otworzył powoli oczy i chcąc podnieść prawą dłoń do czoła zajęknął z straszliwego bólu. Dopiero po chwili przypomniał sobie o ranie, której od momentu zemdlenia do teraz w ogóle nie czuł. Jeszcze nie do końca mający kontakt z rzeczywistością Bryan obrócił głowę na lewo, aby rozejrzeć się po pomieszczeniu. Był jednak środek nocy i światła nie działały, dlatego niewiele mógł spostrzec - jedynie to, co otaczało go na kilka metrów. Wokół panowała głucha cisza. Niczego nieświadomy mężczyzna próbował wstać. Oparł się lewą dłonią o podłogę, aby wyprostować się od pasa w górę, po czym powoli wstawał na nogi. W tym momencie poczuł jeszcze silniejszy ból z postrzelonego ramienia, który na nowo zaczął krwawić. Bryan w mgnieniu oka chwycił ręką za ranę powstrzymując ulewającą się posokę. Z wielkim trudem utrzymał się w równowadze i zdecydował się obejrzeć ciemną okolicę. Zrobił zaledwie kilka cichych kroków, a już natknął się na przerażający widok. Z ogromnym zdziwieniem w oczach wpatrywał się na leżące przed nim ciało innego więźnia. Przyklęknął przy nim, aby zobaczyć, co mu się stało. Zwłoki leżały plecami ku górze, na których Bryan nie zauważył niczego, co mogłoby spowodować śmierć jego rówieśnika. Z trudem jedną ręką przewrócił ciało na drugą stronę. Na tułowiu, tuż przy sercu trupa znajdowała się wielka, zaschła plama krwi, która otaczała ranę od postrzału. W tym momencie Bryan z kamiennym wyrazem twarzy spojrzał na swoje prawe ramię, które ponownie skończyło krwawić.
- Co za szczęście... - wyburczał pod nosem Bryan i wykonał głęboki wydech. Łapiąc się za kolano wstał, żeby rozejrzeć się dalej po budynku. Co kilka kroków napotykał to samo, co dosłownie przed krótką chwilą. Wszędzie leżały ciała byłych więźniów, a każdy z nich zmarł z tego samego powodu - niepohamowanego ostrzału brutalnych strażników podczas ewakuacji. Niektórzy postrzeleni byli w brzuch w okolicach serca, a inni nawet w samą głowę. Na widok zwłok jednego z nich, również o czarnej maści skóry, jak Bryan, mężczyzna przystanął w miejscu. Przed jego oczyma ukazał się widok uciekających z ośrodka więźniów tuż przed postrzałem. Widział obraz biegnących skazańców przed używających broni klawiszami. Co chwilę ktoś padał na podłogę z wyciekającą strumieniami krwią. A przecież jeszcze jakiś czas temu wszyscy spokojnie siedzieli w swojej celi, nienarażeni na żadne niebezpieczeństwo. Może to nie idealne miejsce na spędzanie swojego życia, jednak wciąż je mieli. A teraz każdy ginął z postrzałów od przedstawicieli prawa.
- Kim jesteś dziwko? - wykrzyczał tajemniczy głos, a Bryan ocknął się. W tej samej chwili ktoś zza pleców złapał go za ręce i szyję. Ciemnoskóry więzień jęknął z bólu.
- Jak się nazywasz i co tu robisz? - ponownie zapytał napastnik, tym razem z większą stanowczością.
- Uwolnij mi szyję. - odrzekł po cichu Bryan dusząc się. - Nie mogę...
Nagle poczuł ulgę i wziął kilka razy głęboki oddech.
- Proszę bardzo, murzynku. Teraz mów! - odparł tajemniczy mężczyzna. Bryan chciał powoli odwrócić głowę, żeby zobaczyć, kto go zaatakował, ale po lekkim ruchu głową oberwał z pięści w lewą część pleców.
- Jeszcze raz kurwo spróbuj się odwrócić! Zadałem ci pytanie! - nalegał coraz bardziej i głośniej napastnik.
- Ok, ok... Jestem Bryan. Więzień.
- Aaa... Więzień! To tak jak ja, tak? - spytał dość sarkastycznie mężczyzną.
- Nie mam pojęcia. Nie dajesz mi się odwrócić! - odpyskował zdenerwowany czarny skazaniec. Nie usłyszał żadnej odpowiedzi, a jedynie cichy śmiech zza pleców. Potem nastała krótka, głucha cisza. Z oddali słychać było kroki zbliżającej się osoby, a za chwilę z ciemności wyłoniła się jakaś postać.
- Zobacz. Przyszedł do nas Drake! - powiedział do ucha Bryanowi trzymający go od tyłu za ręce mężczyzna.
- Ty dupku! Po co mówisz mu jak się nazywam?! - krzyknął na napastnika mężczyzna stojący kilkanaście metrów od twarzy Bryana. Ten jednak nie mógł dokładnie mu się przyjrzeć przez ciemność.
- Chcesz, żebym cię puścił samego tam na zewnątrz, szmato?! Wydajesz mnie jakiemuś intruzowi?! - kontynuował nowoprzybyły mężczyzna.
- Sorry, Drake. Wiesz, że nie chcę dla nas źle. - odpowiedziała pełna skruchy osoba trzymająca w uścisku Bryana. Powiedział to tak, jakby naprawdę bał się tego tajemniczego faceta tuż przy nich.
- Dobra, daj spokój durniu! Kim on jest? - zapytała ciemna postać wyciągając rękę w stronę rannego.
- Bryan. Przedstawił się jako Bryan.
- Bryan, tak? Powiedz mi. Co tu robisz? - Mężczyzna podszedł na dość bliską odległość, z której widać było już jego rysy twarzy. Był to facet w średnim wieku, z lekkimi wąsami i długą blizną na twarzy ciągnącą się od lewej strony czoła, aż do podbródka. Wpatrywał się na nieco zmieszanego, ale utrzymującego twardą postawę Bryana.
- Eh... Dopiero co się ocknąłem. Postrzelono mnie w ramię. Nie wiem co tu się do kurwy dzieje! - odpowiedział po chwili z lekkim nieprzekonaniem.
- Ah tak... Podczas ewakuacji, prawda?
- Tak...
- No nic. Dan, wieź go do gabinetu i zaopatrz mu jakąś tą paskudną ranę.
- Co? Mamy wziąć nieznajomego i jeszcze mu pomagać? - odparł niezdecydowany mężczyzna stojący za Bryanem.
- Nie zrozumiałeś, co powiedziałem? Już! - wykrzyknął na niego zdenerwowany Drake i odprawił ich machnięciem ręki. Dan jeszcze nie pokazując swojej twarzy zakuł Bryana w kajdanki i prowadził go od tyłu przez zbiorowisko zwłok do drzwi od gabinetu. Przekręcił szybko klamką wciąż pozostając niewidocznym dla rannego skazańca i wszedł z nim do pomieszczenia. Posadził Bryana na jakimś krześle tuż przy drzwiach i wyszedł na chwilę. Przytłoczony ostatnimi zdarzeniami siedział w głębokiej ciszy wszystko przemyślając.
"Na zewnątrz? O co chodziło temu kolesiowi z wypuszczeniem na zewnątrz?" - rozmyślał nad słowami Drake'a, który groził Danowi za nieposłuszeństwo. "Co się do cholery mogło stać, że to tak okropne?". Pełen pytań i zarazem ciekawości Bryan postanowił to sprawdzić. Jak najciszej wstał z krzesła, żeby nie zwrócić czyjejś uwagi. Wychylił głowę na hol i rozejrzał się dookoła. W ciemności jednak nie widział zbyt wiele, ale zdecydował się iść dalej. Spokojnymi, wolnymi krokami szedł ku głównemu wyjściu, omijając leżące na podłodze ciała postrzelonych ludzi. Co kilka chwil przystawał na trochę dłużej, aby ponownie zobaczyć, czy nikt go nie zauważył. Po pewnym czasie doszedł do ogromnych drzwi wyjściowych. Miał szczęście, bo był lekko otwarte. Całymi swoimi siłami, których po wszystkim, co go spotkało, nie miał za wiele, pchnął podwoje. Z początku nie zobaczył za wiele. Tam też panowała ciemność, lecz mniejsza przez światło Księżyca. Wyszedł dalej na parking, który był połączony z wejściem do budynku i zobaczył przerażający widok, na który stanął jak wryty. Wokoło otaczały go wraki spalonych śmigłowców, a tuż przy nich ciała wielu ludzi. Części helikopterów, którymi wszyscy mieli bezpiecznie upuścić więzienie, były dosłownie wszędzie. Jednak te zdewastowane maszyny nie były najbardziej przerażające. Największe zdziwienie i zszokowanie u Bryana wywołały zwłoki, które nie byłyby aż tak dziwne, gdyby nie to, że zamiast czerwonych plam po krwi, miały gęstą, zieloną maź. Bryan podszedł do ciała leżącego tuż obok niego, nad którym się pochylił, aby lepiej przyjrzeć się zielonemu śluzowi. Już wyciągnął dłoń, aby dotknąć ją, jednak powstrzymał go krzyk:
- Nie rób tego! - usłyszał Bryan zza pleców. Wstał na nogi i spojrzał się za siebie. Zauważył tam Dana i Drake'a stojącego przy drzwiach głównych ośrodka więziennego.
- Nigdy nie waż się dotykać tego śluzu! - powiedział do niego Dan, chudawy blondyn w pomarańczowym stroju więźnia. Bryan jeszcze raz spojrzał na zielone ciała leżące na parkingu i powoli wrócił się do środka budynku. Przystanął obok Dana, któremu dokładnie się przyglądał.
- Co jest? - zapytał blondyn.
- Jak taki młody laluś mógł mnie złapać! - zdziwił się Bryan. Po tych słowach Drake roześmiał się.
- Ciekawe... Sądziłem, że po zobaczeniu setek trupów od razu będziesz się o wszystko dopytywał, a tu proszę. Niezły twardziel z ciebie, co? - odparł starszy mężczyzna z wąsami.
Odpowiedz
#24
Styl jest koszmarny. Niektóre zdania są nierealne. Czy w ogóle czytałeś ten tekst po napisaniu? Nawet nie wiem jak Ci wskazywać co jest do poprawki, bo praktycznie każde zdanie należało by napisać od początku. Parę przykładów:

Cytat:kompletnie odcięty od tego wszystkiego
Niepotrzebne słowa "kompletnie" i "tego".

Cytat:Strzał w prawe ramię
Jeżeli już, to postrzał, rana postrzałowa itp.

Cytat:Jednak w pewnym momencie odzyskał przytomność.
W końcu, nareszcie itp. odzyskał przytomność.

Cytat:zajęknął z straszliwego bólu
"Jęknął". Słowo "zajęknął" nie istnieje.

Cytat:Dopiero po chwili przypomniał sobie o ranie, której od momentu zemdlenia do teraz w ogóle nie czuł.
Człowiek nieprzytomny nic nie czuje, więc było by dziwne, gdyby Bryan odczuwał ból przed odzyskaniem przytomności.

Cytat:Oparł się lewą dłonią o podłogę, aby wyprostować się od pasa w górę, po czym powoli wstawał na nogi.
Czy możesz nakręcić filmik, w którym zaprezentujesz jak wygląda podkreślony fragment?

Cytat:poczuł jeszcze silniejszy ból z postrzelonego ramienia, który na nowo zaczął krwawić
Primo: "ból w postrzelonym ramieniu"
Secundo: krwawią rany, a nie ból.

Cytat:powstrzymując ulewającą się posokę
Mam dla Ciebie przydatne narzędzie: Słownik Języka Polskiego. Sprawdzaj w nim znaczenie słów, których chcesz użyć.

Ulewać się - 1. «o płynie: wylać się poza brzegi naczynia»
Rana nie jest naczyniem, aby krew miała się z niej "ulewać".

posoka
1. «krew grubej zwierzyny, z wyjątkiem niedźwiedzia»
2. daw. «krew ludzka»

Posoka jako zamiennik słowa "krew" uszła by w dialogu opowiadania fantasy w ramach stylizacji mowy np. średniowiecznej. W opowiadaniu dziejącym się w realiach współczesnych, a już szczególnie w opisie sytuacji, razi sztucznością.

Cytat:utrzymał się w równowadze
Utrzymał się w pionie, skoro przed chwilą wstał.

Przykłady można mnożyć.

W warstwę fabularną się nie zagłębiałem, bo po prostu nie byłem w stanie na skutek konieczności poszukiwania w każdym zdaniu informacji co autor chciał napisać.
Pisać każdy może - jeden lepiej, a drugi gorzej.

Moja twórczość:
Dobry interes
Problem
Dług

Program w którym piszę:
yWriter5 - z własnym tłumaczeniem.
Odpowiedz
#25
Dobra, bez owijania w bawełnę:

Cytat:stanowczymi krokami

Jak to jest przechadzać się stanowczym krokiem? Stanowczym krokiem można ewentualnie maszerować, ale i to mi się trochę gryzie. Zmieniłbym przymiotnik. Może "pewny".

Cytat:Co pewien czas przystawał na kilka chwil, aby sprawdź godzinę na swoim zegarku
sprawdzić chyba powinno być. Druga sprawa, po cholerę przystawać, żeby spojrzeć na zegarek?

Cytat:ostatni raz widziałeś się z swoją rodziną.
ZE swoją rodziną. W paru innych miejscach był podobny błąd.

Cytat:odpyskował młody strażnik, i już po chwili poczuł na swojej szyi mocny uścisk dłoni Bryana, którą ten wyciągnął przez odstęp między prętami.
Inteligent, nie ma co. Stanął akurat tak blisko, żeby więzień mógł go sięgnąć, a do tego nie dał rady uskoczyć... Zupełnie nierealna scena.

Cytat:Okolice kostek zaczęły mu lekko krwawić.

Okolice kostek, czyli gdzie? Wystarczyłoby napisać "Zdarte kostki zaczęły lekko krwawić."

Cytat:głośna wrzawa

A wrzawa może być cicha?

Cytat:zapytał zaniepokojony zastępca - młody mężczyzna w okularach, który swoim charakterystycznym wyglądem przypomina typowego kujona, którego dobrze znamy z amerykańskich filmów.
nagle zmieniasz sposób i czas narracji. Nie czyta się tego dobrze. Z resztą w narracji mieszasz nagminnie czas przeszły z teraźniejszym.

Cytat:która przejawiała się agresywnym zachowaniem
nie można przejawiać się zachowaniem. Można przejawiać agresywne zachowanie.

Cytat:unoszące się w powietrzu naboje

znaczy się lewitowały sobie, tak? A poważnie, naboje mogą latać, świstać, ciąć powietrze, ale ciężko żeby się unosiły.

Cały akapit dotyczący rodziny i jego wspomnień, to totalna sieczka. Ciągłe zmiany czasu w narracji sprawiły, że poczułem się zagubiony jak pedofil w domu starców.

OK, pierwszy fragment poszedł. Bolesne to było doświadczenie, ale udało się. Zastanawia mnie dlaczego, mimo iż poprawiałeś go już ze trzy razy, wciąż jest tak niestrawny? Jedziemy dalej!

Cytat:Już wiem, że będzie dużo do poprawienia ;P
- to jak wiesz, to czemu nie posiedzisz nad tekstem dłużej, żebyśmy mogli napisać o nim coś ładnego, a nie dalej wytykać ci błędy?

Cytat:Nieprzytomny Bryan był kompletnie odcięty od tego wszystkiego, co działo się wokół niego.
trudno, żeby nieprzytomny ogarniał co się wokół niego dzieje.


Cytat:zajęknął z straszliwego bólu
co zrobił i z czego? Nie ma takiego słowa jak "zajęknąć". Spróbuj przeczytać nagłos "z straszliwego", trudno co? "Ze straszliwego"! Z resztą zwróciłem już na to uwagę wcześniej.

Cytat:obrócił głowę na lewo

W LEWO!

Cytat:powstrzymując ulewającą się posokę

ulewa to mi się, jak kończę czwarty czteropak. Ulewać krwią natomiast bohaterowi mogłoby się, gdyby był nadmiernie łakomym wampirem.

Cytat: Zwłoki leżały plecami ku górze, na których Bryan nie zauważył niczego, co mogłoby spowodować śmierć jego rówieśnika.
WTF!!! Na czym Bryan nie mógł znaleźć powodu zgonu? Na zwłokach, plecach czy górze?

Cytat:Niektórzy postrzeleni byli w brzuch w okolicach serca, a inni nawet w samą głowę
postrzał może być ostatecznie śmiertelny, ale postrzelić kogoś, to zranić ale nie zabić.

Cytat:Jeszcze raz [PRZECINEK] kurwo [PRZECINEK] spróbuj się odwrócić!
Pomijając interpunkcję, czytanie twoich dialogów boli.


Cytat:Potem nastała krótka, głucha cisza. Z oddali słychać było kroki zbliżającej się osoby

To jak głucha, to skąd te kroki?! Głucha, czyli absolutna cisza. Nie słychać NIC!

Cytat:odpowiedział po chwili z lekkim nieprzekonaniem
co to jest nieprzekonanie?

Cytat:zaopatrz mu jakąś tą paskudną ranę

To jest chyba najlepsze zdanie całego tekstu. Nie potrafię tego skomentować.

Skończyłem. Po ostatnim zacytowanym zdaniu nie pojawiły się kolejne, nie dlatego, że dalej było dobrze, tylko dlatego, że już nie miałem siły.

No cóż, nie mam dla ciebie dobrych wiadomości. To jest złe. Bardzo, bardzo, bardzo złe. Właściwie nie ma nic, co można byłoby w tych dwóch fragmentach wziąć za pozytyw. Fabuła jako taka nie istnieje. Jest to tylko opis jakichś tam wydarzeń w San Quentin. Krok po kroku, nic nie zastanawia i nie ciekawi. Ale fabuła miałaby szanse się rozwinąć, gdyby nie całkowity brak jakiegokolwiek warsztatu. Język polski u Pana kuleje! We wcześniejszych komentarzach pisano, abyś się nie zniechęcał krytyką i pisał dalej. Ja mam dla ciebie inną propozycję. Stephen King powiedział kiedyś, że aby być dobrym pisarzem, trzeba cztery godzinny dziennie czytać i cztery godziny dziennie pisać. Ty na najbliższe pół roku odpuść sobie drugą część planu i zamiast tego czytaj!!! Dużo, dużo, duuuuuużo czytaj, bo po jakości tego tekstu widać, ze nie robisz tego za często. Oceny cyferkowej nie wystawiam, bo po co?

EDIT:
A i przypomniało mi się: Po jakiego diabła tytuł jest po angielsku?! (!!!!!!!!) To już nie można napisać "Wiek Odosobnienia" (O ile dobrze zrozumiałem Secluded Age?)
Odpowiedz
#26
Słabizna, a początek szczególnie.
Odczucia bohaterów są wglądają sztuczne, a więzienie i jego opis bardzo spłycony. Akcję z alarmem przedstawiłeś jako bardzo spłyconą, pojawiają się "specjalnie wozy", jest trochę ruchu i to wszystko. Nic nie jest określone do końca.
Prowadzenie narracji w ten sposób sprawia, że tek wydaje się nie uporządkowany i chaotyczny.
Warto pomyśleć o odczuciach i psychologi postaci.

Cytat:Próbowaliśmy się dowiedzieć, o co chodzili, ale powiedzieli nam jedynie, że grozi nam nie bezpieczeństwo. Tak więcej nie wiemy o co chodzi, ale na pewno nie musisz się niczym martwić.

Brzmi bardzo naiwnie. Tego typu zdanie nie uspokaja, a już na pewno nie jest w stanie niczego wyjaśnić.
Nie podoba mi się 1/5
[Obrazek: Piecz2.jpg]






Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości