Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Thank you
#1
Ostatnio przypomniałam sobie o tym opowiadaniu, przeczytałam i ogarnęło mnie lekkie samozadowolenie, myślę że ktoś powinien sprowadzić mnie z powrotem na ziemię (w końcu zawsze popełniam jakieś błędy a przez samozadowolenie ich nie dostrzegę). Tak więc proszę o krytykę. Nie, nie jest to o wampirach mimo jednego zdania poniżej, nie bójcie się.


Przyszedłem tam, lecz było już za późno. W tym domu światła były pogaszone, lecz słyszałem odgłosy chodzenia i lecącej z kranu wody. I pojedyncze słowa.

„Dziękuję ci... za twoją krew...”

Zacząłem uderzać w drzwi jakby to mogło pomóc. Nie mogło. Czułem zapach śmierci. Na chwilę przestałem, bo bolały mnie ręce. I wtedy usłyszałem skrzypnięcie tylnych drzwi.

Muszę tam iść. Muszę tam iść...

***

Obudziłem się tego dnia z naprawdę złymi przeczuciami. Jakby miało stać się coś złego. Co w mojej małej wiosce miało stać się złego? Przetarłem oczy i zacząłem ubierać się do szkoły.

- Tato, wychodzę - krzyknąłem, lecz nikt mi nie odpowiedział. Może spał. A może w ogóle go nie było. To nie byłby pierwszy raz. Szybko pokonałem drogę do szkoły. Nie byłem spóźniony, co było dość dziwne. W każdym razie był dość zaskoczony na mój widok.

- Perry, co ty tu robisz tak wcześnie? - spytał Tony, gdy obok niego usiadłem. - Aż dziesięć minut do dzwonka.

- Wcześnie się obudziłem - powiedziałem, drapiąc się po czole.

Nastało chwilowe milczenie.

- Przychodzi dziś nowa uczennica. Japonka - powiedział nagle. - Zna angielski i ma tu ciocię więc przyjechała do naszej małej wioski.

Milczałem. Co mnie obchodziła jakaś dziewczyna? Poza tym nie lubiłem Japonek. Tak w ogóle to nie lubiłem dziewczyn, choć miałem już szesnaście lat. Może jest coś ze mną nie tak? Nie wiedziałem. W każdym razie nie było to dla mnie najważniejsze.

- Japonki to najładniejsze dziewczyny na świecie. Chciałbym ją już zobaczyć - powiedział.

- Słyszałem, że dziewczyny z takiego jednego małego kraju są najładniejsze... Ale nie pamiętam z jakiego... A nawet jeśli Japonki byłyby najładniejsze, to przecież od każdej reguły są wyjątki - odpowiedziałem.

- Jesteś pesymistą - powiedział Tony, wykrzywiając się do mnie.

Zadzwonił dzwonek. Nauczycielka wraz z niską, ciemnowłosą dziewczyną, weszła do klasy.

- Och, Perry - powiedziała, gdy mnie zobaczyła. - Jak miło, że zaszczyciłeś nas swoją obecnością tak wcześnie.

Klasa się zaśmiała. Ja tylko wzruszyłem ramionami. Spojrzałem na nową uczennicę. Miała skromnie spuszczoną głowę. Nie widać było jej twarzy.

- To Chihiro Kagayaki. Bądźcie dla niej mili - powiedziała nauczycielka. Dziewczyna podniosła głowę. Miała nieśmiałą, zaczerwienioną twarz.

- Słooodka - powiedział Tony, lecz ja nie podzielałem jego zdania. Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że było coś nie tak z tą dziewczyną. To było bezsensowne przeczucie.

- Mi-miło mi was poznać - powiedziała i ukłoniła się jak prawdziwa Japonka.

Miała skośne oczy i szczupłą twarz. Ubrała się w mundurek szkolny (pewnie ze swojej japońskiej szkoły), choć u nas nie było obowiązku nosić mundurków.

- Usiądź, Chihiro - powiedziała, wskazując trzecią ławkę od strony okna, czyli miejsce przed nami. Usiadła i ukradkowo spojrzała na nas. Gdy napotkała spojrzenie Tony’ego, zaczerwieniła się i odwróciła głowę. Zachowywała się normalnie, znaczy, normalnie jak na Japonkę, ale nie mogłem się pozbyć wrażenia, że coś z nią nie tak.

- Kawaii - powiedział Tony, tak by go usłyszała. Wzdrygnęła się. Przestałem się zajmować dziewczyną i postanowiłem pójść spać jak zwykle.

***

- Obudź się Perry, jest przerwa. - Szarpał mną Tony.

- No i co z tego? - spytałem, gdyż miałem ochotę jeszcze spać.

- Dobra rób co chcesz. - Olał mnie. - Idę z Chihiro na przerwę.

Podniosłem głowę i zauważyłem jak razem wychodzą z klasy. Tony wydawał się od niej dużo wyższy niż w rzeczywistości, ponieważ dziewczyna garbiła się, udając taką nieśmiałą. Wiedziałem, że to udawanie. Po prostu to wiedziałem. Wróciłem do spania.

***

Obudziłem się na następnej przerwie. Tony i Chihiro siedzieli w ławkach obok mnie i rozmawiali.

- Czemu właściwie przyjechałaś do USA, Kagayaki-san? - spytał Tony. Zastanawiałem się czemu nie zwracał się do niej normalnie. Może chciał jej przypomnieć rodzinne strony? Dziewczyna nie odpowiedziała na jego pytanie. Miętosiła rąbek spódnicy i patrzyła w podłogę.

- To... - zaczęła.

- Jeśli nie chcesz to nie mów - powiedział szybko Tony. Miał zmartwione oczy.

- Nie, powiem - powiedziała. - Ktoś... Ktoś zamordował moich rodziców.

Zapadła cisza. Reszta osób w klasie też zamilkła, słysząc jej słowa.

- Podobno stało się to na moich oczach, ale ja niczego nie pamiętam... Musiałam być w strasznym szoku. Sprawcy nadal nie odnaleziono, a ja... Ja przeprowadziłam się tutaj. To cała historia - wyjaśniła.

- Coś z podejrzaną łatwością o tym mówisz - wtrąciłem się. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Trwało to kilka sekund. W jej oczach było coś, co sprawiło, że zadrżałem. Ale było to skrzętnie ukryte.

- To stało się trzy miesiące temu, w czerwcu. Przeszłam terapię i już ze mną dobrze - powiedziała i spuściła oczy. Tony rzucił mi zirytowane spojrzenie i położył dziewczynie rękę na ramieniu.

- Nie jesteś sama - powiedział pocieszająco. Spojrzałem na nich i poczułem złość. On nic nie rozumie. Niech on przestanie ją dotykać. Niech przestanie...

- Dziękuję - powiedziała i uśmiechnęła się lekko.

Odwróciłem głowę. On nic nie rozumie...

***

- Bądź trochę milszy dla Kagayaki-san - poprosił mnie Tony, gdy szliśmy razem do szafek. Spojrzałem przez okno. Była ciepła jesień, w ogóle nie padało. Tony szedł na spotkanie drużyny baseballowej.

- Nie lubię jej - powiedziałem. Wyjął z szafki swój kij i worek z ubraniami.

- Nic ci nie zrobiła - powiedział.

- Po prostu mi nie pasuje - uciąłem.

Spojrzał mi w oczy.

- Bądź dla niej miły ze względu na mnie - powiedział tak stanowczo, że aż się tego po nim nie spodziewałem. Bądź, co bądź Tony był wesoły, sympatyczny i uległy. Uprawiał sport, miał powodzenie do dziewczyn, ścinał krótko włosy, prawie jak na rekruta... Czyli był przeciwieństwem mnie. Spojrzałem na kij baseballowy i zadrżałem.

- Och, wybacz - powiedział i schował go za siebie. - Zrób to, o co cię proszę.

- Dobrze... - zgodziłem się. Uśmiechnął się promiennie.

- Do zobaczenia jutro! - powiedział i pobiegł na boisko. Ja wyszedłem ze szkoły. Czekała mnie długa droga do domu. Długa, bo musiałem ją przejść samemu, jak zawsze w czwartki. Podłączałem słuchawki do telefonu.

- Ano... - Usłyszałem. Odwróciłem się. Chihiro stała przede mną, ciągle zgrywając nieśmiałą.

- Czy mogę razem z tobą wrócić do domu? - spytała.

Już miałem odmówić, gdy przypomniałem sobie, że miałem być dla niej miły. Ze względu na Tony’ego.

- Tak - powiedziałem niechętnie i razem poszliśmy zapiaszczoną drogą.

- Nie wiem jak mogę się do ciebie zwracać... - zaczęła.

- Perry - rzuciłem. Dziewczyna poruszyła rękami nerwowo.

- Czułabym się niezręcznie... Czy mógłbyś podać swoje nazwisko?

- Nie lubię go, mów mi po imieniu - powiedziałem.

Zamilkła przez chwilę skonsternowana, po czym się odezwała:

- Dobrze, Perry-san. - odpowiedziała w końcu.

Spojrzałem na nią zirytowany. Przeszliśmy już kawałek drogi, gdyż pod wpływem nerwów zwykle przyspieszam kroku.

- Nie tak? - Wyglądała na przestraszoną - To może Perry-kun?

- Wiesz co? W ogóle się do mnie nie zwracaj - rzuciłem i jeszcze bardziej przyspieszyłem.

- Przepraszam - powiedziała, już prawie za mną biegnąc. Zatrzymałem się. Wpadła na mnie i szybko się odsunęła.

- O co chodzi? - spytała. Patrzyła się na moją twarz, ale nie w oczy.

- Daj spokój z tą pozą nieśmiałej Japonki - warknąłem. - Mnie nie oszukasz!

Zapadło milczenie. Na ścieżce, którą szliśmy nie było nikogo. Słońce było coraz niżej na niebie, ale jeszcze nie zachodziło. Dziewczyna zastanawiała się przez chwilę, po czym uśmiechnęła się.

- Masz racje - powiedziała. Jej głos był inny niż wcześniej. - Nie zauroczę cię tym. Jesteś... inny niż wszyscy.

Spojrzała mi w oczy. Uśmiechnięta i pewna siebie. Jej oczy były przerażające, choć nie widziałem w nich nic szczególnego. Odsunąłem się od niej bezwiednie.

- Coś takiego... Boisz się? - spytała, przechylając głowę w bok.

- Nie - odpowiedziałem i wyprostowałem się. To absurd, żeby się jej bać, prawda?

- Nie - powtórzyła i zbliżyła się do mnie. Musiałem się zmusić, żeby znów się nie cofnąć.

- Jesteś ładny - stwierdziła, dotykając moich włosów. A podobno Japończycy są powściągliwi...

- O czym ty mówisz? - spytałem.

- Stwierdzam fakt. Jesteś ładny. Masz ciemne włosy, dawno nieścinane. Lubię takie - odpowiedziała. - Gdybyś jeszcze nie był taki... antypatyczny, ktoś mógłby cię pokochać.

- Nie interesują mnie dziewczyny - powiedziałem.

- Dziewczyny - powtórzyła. Nadal była blisko, a ja starałem się powstrzymać, żeby się nie odsunąć. Uśmiechnęła się.

- Tony-kun też jest ładny... - powiedziała.

- Tony? - Czułem, że coraz trudniej mi oddychać. Chciałem krzyknąć, by zostawiła go w spokoju, ale nie mogłem wydusić z siebie głosu.

- Ma krótkie włosy. Nie wygląda tak ładnie, jak ty - stwierdziła. - Ale też może być.

- Dlaczego...? - zacząłem.

Uśmiechnęła się szerzej.

- Przestań! - krzyknąłem i podniosłem na nią rękę. Nie przypuszczałem, że kiedyś uderzę dziewczynę. Ale wtedy, choć wstyd się przyznać, byłem tak przerażony jakbym widział przed sobą ducha. Uderzenie nie było mocne. W ostatniej chwili zwolniłem rękę, żeby uderzenie nie było zbyt mocne.

- Ah! - jęknęła, przystawiając sobie rękę do twarzy. Spojrzała na mnie skrzywdzonym wzrokiem. Odsunąłem się.

- Przepraszam! - powiedziałem i uciekłem. Gdy biegłem, czułem na plecach jej wzrok.

Dobiegłem do domu, zdyszany z bolącymi płucami. Już dawno straciłem kondycję. Otwieranie drzwi trwało wieczność, tak bardzo trzęsły mi się ręce.

- Tato! - krzyknąłem, gdy wpadłem do domu. Nikt nie odpowiedział. Zamknęłam drzwi na cztery spusty i pobiegłem do swojego pokoju. Otworzyłem szafkę i sięgnąłem po leki uspokajające. Nie brałem ich już od półtorej roku, lecz one nadal tam były. Według daty ważności można było je brać jeszcze przez dwa tygodnie. Połknąłem trzy tabletki bez popicia. Po kilku minutach moje serce zaczęło zwalniać, a ja położyłem się na łóżku, spokojny i senny. Mimo iż się jej bałem, chciałem żeby to, co się stało było prawdą. Naprawdę się bałem myśląc, że mogę znowu mieć urojenia...

***

Poczułem ciepłą dłoń na swojej głowie. Otworzyłem oczy. Na łóżku obok mnie siedział Tony.

- Co się stało? - spytał. - Wyglądasz strasznie.

- Skąd się tu wziąłeś? Mój tata cię wpuścił? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.

- Zostawiłeś otwarte drzwi - powiedział. - A twój tata dzwonił, że będzie dopiero za kilka dni, wyjechał do miasta w celach służbowych...

- Nieprawda - przerwałem mu.

- Co? Co nieprawda? - zdziwił się.

- Zamknąłem drzwi. Na wszystkie zamki - powiedziałem.

Nastała niezręczna cisza.

- Nie... Wszedłem tu ponieważ drzwi były uchylone...

- Na pewno zamykałem - powiedziałem stanowczo i wstałem z łóżka. Kręciło mi się w głowie.

- Perry...

- Na pewno zamykałem drzwi... Na pewno...

- Perry, przerażasz mnie... - powiedział.

Wyszedłem do przedpokoju. Drzwi były zamknięte na jeden zamek, pewnie przez Tony’ego. Stałem tak i patrzyłem na drzwi. W mojej głowie zaświtał obraz Chihiro, która wyjmuje z włosów wsuwkę, wsuwa ją do zamka i przekręca... Udaje jej się otworzyć drzwi, wchodzi i stoi nade mną z nożem... Ale czemu mnie nie zabiła? Poza tym, kto normalny otwiera włosy wsuwką? Przecież to działa tylko na filmach. Zacząłem się głupkowato uśmiechać. Przecież to absurd! Jak mogła otworzyć włosy wsuwką?

- Perry... - Usłyszałem. Tony stał obok mnie.

- O co chodzi? - spytałem, uśmiechając się.

- Wiesz co, teraz sobie przypomniałem... Twój ojciec mówił jeszcze, że zgubił klucze... Może sprawdź czy czegoś wam nie ukradli, może wszedł tu jakiś złodziej...

Uśmiech zszedł mi z twarzy i zbladłem.

- Oj, spokojnie, Perry. - Tony poklepał mnie po ramieniu. - Nic ci się nie stało przecież, nie? Sprawdź czy coś zginęło, a potem zadzwoń do ubezpieczyciela...

Pokiwałem głową. Razem sprawdziliśmy mieszkanie. Nic nie zginęło. Telewizor stał jak stał, w schowku na pieniądze nadal była ta sama kwota, biżuteria mojej zmarłej matki też była na swoim miejscu.

- Nic nie zginęło. To chyba dobrze.

- Wcale nie - powiedziałem. - Po co ktoś miałby wchodzić i niczego nie kraść? Może chciał mnie zabić lecz cię usłyszał i wyskoczył przez okno z drugiej strony? Albo gdzieś się tu schował?

Tony wbił we mnie wzrok.

- Perry... - zaczął troskliwie.

- Co?! Tak, wiem, mam paranoję! Ale nie jestem nienormalny! - krzyknąłem na niego, zrywając się z krzesła. Nienawidziłem, gdy mnie tak traktował.

- Nie to chciałem powiedzieć - powiedział cicho. - Może to był złodziej, chciał coś ukraść ale zobaczył ciebie i się przestraszył? - zasugerował. Usiadłem. To było w miarę logiczne. W miarę.

- Przepraszam - powiedziałem, ukrywając twarz w dłoniach. Chciałem mu uwierzyć, mimo że w mojej głowie kołatał się obraz Chihiro, machającej radośnie moimi kluczami.

- Nic się nie stało. Każdy ma prawo się przestraszyć. Zadzwoń do taty, żeby wysłał fachowca do wymiany zamków. Ja idę do domu. Chciałbym coś zjeść.

- Uhm... - Kiwnąłem głową.

- Pa, Perry, trzymaj się - powiedział i wyszedł. Zamknąłem drzwi, co było bez większego sensu. Wziąłem telefon stacjonarny i wykręciłem numer do taty.

- Persival Senior Ericksen, słucham?

- Tato? - spytałem bez sensu. To był on i jego urzędowy ton.

- Cześć, Perry, o co chodzi? Słyszałem, że zostawiłeś otwarte drzwi, to bardzo...

- Zamknąłem je na cztery spusty... Ty zgubiłeś klucze i ktoś sobie wszedł. Mogłem zginąć - przerwałem mu. W słuchawce zapadła cisza.

- Perry, wszystko w porządku?

- Zadzwoń po kogoś kto wymieni zamki - powiedziałem.

- Dobrze, Perry, ale powiedz co się dzieje...

- Nic. Przyślij kogoś.

- Dobrze.

Znowu zapadła niezręczna cisza w słuchawce. Nie wiadomo, czemu zbierało mi się na płacz.

- Kiedy wracasz? - spytałem słabym głosem.

- Nie wiem Perry, mam jeszcze trzy spotkania. A co się stało?

- Nic, tato... - powiedziałem cicho. - Do zobaczenia.

- Do zobaczenia, Perry.

W domu było cicho, nie słyszałem nic oprócz sygnału oczekiwania w słuchawce. Włączyłem telewizor i czekałem na fachowca. Przyszedł o dziewiętnastej i wymienił zamki. Dał mi do nich nowe klucze. Poczułem się bezpieczny...

***

Nie wiem, co wolę: mieć urojenia czy żeby to działo się naprawdę. Siedzę w ławce sam. Spóźniłem się do szkoły, więc Tony usiadł z Chihiro. Chyba mają się ku sobie. Złości mnie to... Mam złe przeczucia. Bardzo złe.

- Czy Chihiro może wracać z nami do domu? - spytał mnie. Chihiro trzymała go za rękaw i patrzyła na mnie nieśmiało.

- Wolałbym... - zacząłem, ale gdy zobaczyłem jego spojrzenie, zamilkłem i kiwnąłem głową. Szliśmy we trójkę w milczeniu. Ja po lewej, ona po prawej, Tony w środku. Ciągle trzymała go za rękaw, udając powściągliwość. Chciałem wziąć go za ramię i od niej odciągnąć. Wiedziałem jednak, że wyjdę na dziwaka. Musiałem zrobić coś innego.

- Tony... - zacząłem.

- Tak? - Spojrzeli na mnie oboje. Przybliżyłem się do Tony’ego.

- Mógłbyś przyjść dzisiaj do mnie? - spytałem, po czym dodałem szeptem: - sam.

- A coś się stało? - spytał.

- Nie, tak chciałem żebyś wpadł. Tak, za godzinę... - powiedziałem.

- Ok. - Uśmiechnął się. Nawet ja słabo się uśmiechnąłem. Rozeszliśmy się do domów.

Taty nie było. To dobrze. Szykowała się poważna rozmowa z Tony’m. Musiałem przygotować się psychicznie. Sprzątałem dom, jednocześnie myśląc nad tym, co powiem, gdy zadzwonił telefon. Numeru nie znałem. Odebrałem telefon.

- Halo? - spytałem. W słuchawce słyszałem tylko czyjś oddech. Przestraszyłem się.

- Halo?! - powtórzyłem.

- Co chcesz zrobić, Perry-kun? - spytała. To był jej głos, w słuchawce.

- Skąd masz mój numer? - spytałem przerażony.

- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie, Perry-kun. - powiedziała pouczającym tonem.

Milczałem. Zaciskałem pięści przerażony.

- Czemu Tony-chan do ciebie przychodzi? - spytała. - Co chcesz mu powiedzieć?

- Tony-chan? - powtórzyłem bezwiednie.

- Tak, Tony-chan. Mój chłopak - powiedziała.

- Chyba oszalałaś! Nie może być twoim chłopakiem po jednym dniu - wykrzyknąłem.

- Może. Leci na mnie - powiedziała. Nie spodziewałem się po niej tych słów. - Zazdrosny?

- Nie pozwolę ci zrobić mu krzywdy! - powiedziałem stanowczo.

Zachichotała cicho do słuchawki.

- Nie masz nic do gadania, Perry-kun. - powiedziała.

- Jak z nim dzisiaj porozmawiam, to już nigdy się do ciebie nie odezwie! - krzyknąłem do słuchawki. - Zrozumie, że jesteś niebezpieczna!

- Och, Perry-kun... - powiedziała z politowaniem. - Myślisz, że Tony-chan uwierzy ci? Zakochanemu w nim chłopakowi z urojeniami?

- To nie są urojenia!

- Tak. Ty o tym wiesz i ja to wiem. Ale wiedz, nikt inny ci nie uwierzy...

- To nie prawda, Tony jest moim przyjacielem i...

- Nikt ci nie uwierzy! - krzyknęła. Tak głośno, że oszołomił mnie jej krzyk. Rozłączyła się, lecz ja nadal stałem w miejscu z słuchawką przy uchu. Skąd ma mój numer? Skąd wiedziała o moich urojeniach? Tony jej powiedział?

Gdy rozległ się dzwonek do drzwi, to aż podskoczyłem. Rzuciłem słuchawkę na widełki i pobiegłem do drzwi. Nie bez strachu spojrzałem przez wizjer, ale to był Tony... Otworzyłem mu drzwi.

- Hej, chciałeś się ze mną widzieć, więc oto jestem - rzucił wesoło. Uśmiechał się od ucha do ucha. Zobaczyłem, że jest ubrany w swoją wyjściową koszulę i ciasne dżinsy. Ja akurat często się tak ubierałem, ale on zwykle ubierał się sportowo.

- Idziesz gdzieś? Znaczy po wyjściu ode mnie?

- Tak, do Chihiro. Coś mi mówi, że ona mnie lubi. Nie będziemy chyba długo razem siedzieć, prawda? - spytał. Spojrzałem na niego z przerażeniem.

- Co się dzieje, Perry? - spytał. Pokręciłem głową załamany. Czułem się bezsilny. Tak długo myślałem, co mu powiedzieć a teraz nie wiedziałem, co robić. Wszystko wyleciało mi z głowy.

- Nie możesz iść do Chihiro - powiedziałem.

- Dlaczego? - zdziwił się. - O co ci chodzi?

- Ona jest niebezpieczna - walnąłem prosto z mostu. - Nawet nie wiesz jak mnie raz przestraszyła. Przed chwilą dzwoniła do mnie na domowy i mówiła takim przerażającym głosem. Nie możesz do niej iść, Tony... Jestem pewien, że ona zabiła swoich rodziców. Nie wiem, czemu ona to robi, ale... - tłumaczyłem, mając nadzieję ze mi uwierzy.

- Perry - jęknął Tony - znowu je brałeś? Znalazłeś w szafce i wziąłeś? Pewnie przeterminowane? Kiedyś kazałem ci je wyrzucić, zrobiłeś to?

- Co? - zdziwiłem się. - Nie! Nie brałem tych psychotropów! Brałem tylko trzy tabletki uspokajające wczoraj, po tym jak Chihiro mnie przeraziła. Proszę, uwierz mi.

Tony poszedł zdecydowanym krokiem do mojego pokoju i otworzył jedną z szafek. Gwałtownie wyrzucił całą jej zawartość na biurko.

- Leki uspokajające, recepty, trzy butelki syropu na kaszel... aż trzy? Chciałeś się upić?

- Nie, ja... - zdziwiłem się. Nie pamiętam żebym miał aż tyle syropu na kaszel.

- O, są. Stare psychotropy, napoczęte - powiedział, wskazując na listek tabletek.

- Zapomniałem je wyrzucić. Ale naprawdę nie brałem ich, przysięgam. Musisz mi uwierzyć. Nigdy nie chciałem dla ciebie źle, chcę cię ochronić - powiedziałem, lecz on tylko wyminął mnie z zaciętą miną. Kierował się do drzwi. Pobiegłem za nim i chwyciłem go mocno za ramię.

- Proszę, musisz mi uwierzyć - powiedziałem.

- Perry... Po prostu połóż się i idź spać, dobrze? Uspokój się. Nie wiem, co ty sobie uroiłeś w swojej głowie, ale nie chcę by dotyczyło to mnie i Chihiro.

- Nic sobie nie uroiłem, przysięgam! Czemu nie chcesz mi uwierzyć?! - krzyknąłem. - Myślałem że jesteśmy przyjaciółmi.

- Tak, ja też tak myślałem - powiedział, wyrywając mi swoje ramię. - Idę do Chihiro. Nawet nie myśl sobie żeby iść za mną. Lepiej zamiast tego idź do psychologa.

Odtrącił mnie i wyszedł, a ja zostałem w przedpokoju z trzęsącymi się dłońmi. Patrzyłem się tępo w drzwi. Może on miał racje...? Poszedłem do pokoju i usiadłem na łóżku, patrząc na stertę leków na moim biurku. Może on miał racje...?

***

- Czemu jesteś taki nieobecny, Tony-chan? - spytała Chihiro, ciągnąc go za rękaw. Spojrzał na nią. Piękna, nieśmiała, japońska dziewczyna. Jak Perry mógł pomyśleć, że to seryjna morderczyni? Było tylko jedno wytłumaczenie, którego Tony się trochę bał.

- Nic się nie stało Chi-chan - powiedział.

- Masz naderwany rękaw - powiedziała, chwytając go za rękę. - Coś się stało?

- Nie chcesz wiedzieć... - powiedział cicho. - Niepotrzebnie zepsuję ci humor...

- Nie przejmuj się tym Tony-chan. Zwierz mi się, to nas zbliży - powiedziała, uśmiechając się słodko. Westchnął. Może rzeczywiście?

- Chodzi o Perry’ego. On... uroił sobie, że jesteś seryjną morderczynią i chcesz mi coś zrobić - powiedział.

- Och! - jęknęła. - Dlaczego? Coś mu zrobiłam?

- Nie przejmuj się - powiedział. - On... jest dziwny. Zdarzyło się coś co sprawiło, że stał się inny niż kiedyś. Nie wiem, czy chcesz abym ci to opowiadał...

- Opowiedz - poprosiła. - Zrzuć to z siebie.

- W pierwszej klasie gimnazjum byliśmy w drużynie baseballowej, jedynej w wiosce. Trenował nas bardzo wymagający facet, bardzo impulsywny. Często wrzeszczał, przeklinał na nas, zdarzyło mu się czymś rzucić. Nasza drużyna nie była zbyt dobra, czasem udawało nam się coś wygrać, ale w sumie nie zawsze. Nie wiem czemu nadal byliśmy w drużynie, skoro nam to przysparzało więcej stresu niż frajdy. Może przez ambicję... W każdym razie Perry był najlepszy w drużynie. Spoczywała na nim ogromna presja, trener na niego liczył... Dostaliśmy szansę przebicia się w zawodach międzyszkolnych, a wtedy Perry... po prostu zawalił sprawę... - Przerwał Tony jakby chciał zebrać myśli a potem znów kontynuował: - Trener dużo się nadenerwował i nabluzgał. Przegraliśmy jednym punktem i zmarnowaliśmy naszą szansę. Trener poprosił Perry’ego do swojej kanciapy pod koniec następnego treningu. Czasem tak robił, gdy chciał przemówić do rozsądku chłopakowi, który się za bardzo obijał. Postanowiłem na niego zaczekać, żeby dodać mu otuchy. Spodziewałem się, że po prostu wyjdzie z kanciapy zdenerwowany krytyką trenera, a ja go pocieszę... - Znów przerwał.

- I co się stało? - spytała Chihiro. Zdawała się być tym wręcz zaciekawiona.

- Nagle usłyszałem krzyki. Trener wpadł w szał i pobił go swoim kijem baseballowym... Gdy wpadłem do kanciapy opamiętał się i błagał bym nie mówił nikomu, że to on. Ja, ignorując go zupełnie, zadzwoniłem po karetkę i policję. Starałem się zachować zimną krew, mimo że miałem wtedy trzynaście lat. Odratowali Perry’ego mimo jego rozległych obrażeń, a trenera zamknęli. Powiesił się w celi. Był zrozpaczony tym, że jego gniew wziął nad nim górę i skrzywdził dziecko. - Westchnął.

- Ale... przecież teraz Perry jest w pełni sprawny i nic mu w sumie nie jest. Coś jeszcze musiało się stać...

- Tak. Po trzech miesiącach hospitalizacji wrócił do domu. Mógł wrócić do sportu, ale kategorycznie stwierdził, że rezygnuje, przez co ojciec się od niego odwrócił. Miał zespół stresu pourazowego, który dość szybko przerodził się w depresję... Odwiodłem go od samobójstwa i zabrałem go do psychologa. Przepisał mu jakieś leki i wydawało się wszystko wychodzić na prostą. Lecz pewnego dnia zostaliśmy zaproszeni na imprezę. Świetnie się bawiliśmy i trochę popiliśmy rzecz jasna... Perry miał dość słabą głowę. Podpity przypomniał sobie, że ma wziąć leki, więc wziął... Pijany nie wiedział, co robi, więc przedawkował. Wszyscy myśleli, że to próba samobójcza, nikt nie chciał uwierzyć, że to był wypadek. Ledwo udało się go uratować. Doznał trwałych zmian w mózgu, więc miał czasem urojenia, senne koszmary, lęki, zaburzenia emocjonalne. Od roku jednak było w miarę spokojnie. Odstawił silne psychotropy i tylko od czasu do czasu brał leki uspokajające. Lecz teraz chyba wziął coś mocniejszego, bo znów zaczął mieć urojenia.

- Ale żeby uznać mnie za morderczynie... - jęknęła.

- Obawiam się że przyczyniła się do tego jeszcze jedna rzecz, ale nie jestem pewien czy jest prawdą i dlatego wolę o tym nie mówić... Chociaż nie wiem...

Chihiro wstała i poszła do kuchni. Poszedł za nią i stanął obok niej, przyglądając się jak robi sushi. Sprawnie kroiła składniki, zdjęła ryż z gazu, rozwijała wodorosty. Kątem oka zobaczył na rogu blatu jakieś klucze.

- Powiesz mi co to za rzecz? - spytała łagodnie i rzuciła mu szybkie spojrzenie ciemnych oczu. - Wolałabym wiedzieć, dlaczego myśli, że jestem zabójcą...

- Cóż... Obawiam się, że on... jeju, jakie to niezręczne... zakochał się we mnie albo coś - powiedział i spuścił głowę zawstydzony. Nie zauważył na ustach Chihiro przelotnego uśmiechu.

- Chyba powinienem z nim o tym porozmawiać... - stwierdził Tony, patrząc na coraz to bardziej znajomo wyglądające klucze w rogu blatu.

- Ale nie porozmawiasz. - Usłyszał i spojrzał na Chihiro. Zobaczył jej oczy, które nagle stały się zimne i poczuł nagły, ostry ból na brzuchu.

***

Po jakimś kwadransie wielce konstruktywnego gapienia się przed siebie zerwałem się z miejsca. To nie urojenie. To na pewno nie urojenie. Moje serce biło jak oszalałe. Musiałem ratować Tony’ego, ale nie mogłem się skupić. Potrzebowałem kilku tabletek uspokajających. Znalazłem listek, w którym była tylko jedna. Wziąłem ją i zabrałem inny listek, na którym było pięć. Nie czekając aż zacznie działać, wybiegłem z domu, zamykając drzwi na tylko jeden zamek. Wybiegłem na środek pustej ulicy, zastanawiając się którędy iść. Chihiro wspominała, że mieszka u swojej ciotki, pochodzącej z Japonii. W wiosce znajdował się jeden japoński dom. Zacząłem biec w tamtą stronę. Niebo ciemniało, zaczynał padać deszcz. Dom znajdował się na obrzeżach wioski, miał cienkie ściany oraz okna i drzwi z maty ryżowej i ciemnego drewna. Znajdowałem się już niedaleko, lecz zatrzymałem się, gdy usłyszałem wykrzyczane własne imię. Wiedziałem, że powinienem się ruszyć, ale poczułem strach, bo po tym krzyku zapadła głucha cisza...

***

Tony zobaczył w jej rękach zakrwawiony nóż i zastanawiał się, czy to dzieje się naprawdę. Wydawało mu się to jakimś snem, mimo że ból w brzuchu mówił sam za siebie. Wycofał się z kuchni do salonu i padł na podłogę. Próbował doczołgać się do drzwi, jednak strach i ból krępowały mu ruchy. A ona tak po prostu stała nad nim, w mundurku i fartuchu kuchennym, z zakrwawionym nożem w dłoni. Dotknęła zakrwawionego ostrza noża i spojrzała na krew, która została jej na palcach.

- Dziękuję... - powiedziała i padła na kolana tuż obok niego.

Zaczął osłaniać się przed nią, lecz ona i tak znajdowała sposobność by dźgać go w brzuch.

- Dlaczego to robisz? - wykrzyknął, gdy na chwilę przestała. Zatrzymała się i spojrzała na niego.

- Bo pragnę czuć krew na rękach. To takie trudne do zrozumienia? Perry na pewno ci to powiedział. Ale nie uwierzyłeś mu.

Przewróciła go na plecy i usiadła na nim. Obróciła nóż w dłoniach. Tony zaczął krzyczeć, wykrzykiwać jego imię. Chihiro nie spodobało się to. Zwykle lubiła krzyki ofiar, ale teraz mogłyby zainteresować kogoś z wioski. Postanowiła go uciszyć...

***

Zacząłem łomotać w drzwi, choć to i tak nie miało już sensu. W japońskim domu panowała głucha cisza, oprócz dźwięków kroków i wody z kranu. Usłyszałem dźwięk otwieranych tylnych drzwi. Wiedziałem, że powinienem obejść dom i wejść do lasu za nią. Nie wiem, dlaczego wyważyłem drzwi do domu i wszedłem tam zupełnie świadomy, co tam znajdę. Minąłem przedpokój, gdzie zostawiało się buty, poszedłem korytarzem i zobaczyłem wejście do dwóch pokoi oraz schody. Ściany w domu zrobione były z papieru ryżowego. Otworzyłem jedne z nich. Stara japonka w kimonie leżała tam, osłonięta jakimś materiałem. To musiała być ciotka Chihiro. Zadrżałem, jednak ta kobieta nie znaczyła dla mnie nic, więc nie wpadłem w panikę. Otworzyłem drzwi do salonu i od razu zamknąłem oczy. Był to duży pokój, połączony z kuchnią. Niski stół został odsunięty pod ścianę. Tony leżał na środku pomieszczenia z rozciętym brzuchem i... i... Cóż, widać Chihiro miała inwencje twórczą, jeśli chodzi o zabijanie. Wyjąłem listek tabletek i łyknąłem wszystkie pięć, mając nadzieję, że to mi pomoże. Wyszedłem z domu tylnymi drzwiami i poszedłem między drzewa. Gdy usłyszałem jej głos przystanąłem za drzewem.

- Muszę to zrobić - powiedziała sama do siebie i nacięła się nożem w brzuch. Jęknęła i zaraz wyrzuciła go za siebie. Podarła swoje zakrwawione ubranie i zdjęła je z siebie. Obandażowała sobie brzuch i założyła żółtą sukienkę. Odetchnęła z ulgą i upuściła ubranie na trawę. Podszedłem cicho i podniosłem zakrwawiony nóż. Odwróciła się i spojrzała na mnie z uśmiechem.

- Dziękuję, że wziąłeś ten nóż - powiedziała. - Wszyscy pomyślą, że to ty mnie zabiłeś.

- Zobaczą też, że próbowałaś sfingować własną śmierć - powiedziałem, pokazując ubranie.

- Myślisz, że pozwolę ci się zabić? - spytała. - Ucieknę, a ludzie o wszystko oskarżą ciebie.

Rzuciłem się na nią z nożem, lecz odskoczyła i cofnęła się na drzewo. Uśmiechała się.

- Czyż nie fajny miałam sposób zabicia Tony’ego? - spytała - Ludzie pomyślą, że musiał to zrobić ktoś naprawdę dziwny. Jak ty.

- Nie jestem niepoczytalny - powiedziałem. - Nigdy nie byłem. Mam zmiany w mózgu, ale nigdy nie zrobiłem nic złego. Jeśli mam zostać wsadzony do więzienia albo do zakładu, to przynajmniej niech nie pójdę tam na marne.

- Niech tak będzie - powiedziała. - Złap mnie, jeśli potrafisz.

Zaczęła uciekać między drzewami. Nacięcie na skórze wcale jej nie przeszkadzało. Biegłem za nią, choć czułem się coraz słabszy. Nie mogłem się poddać. To była sprawa życia i śmierci.

Uderzyłem ręką o drzewo i wypuściłem nóż z ręki, ale nie miałem czasu zatrzymywać się i go podnosić. Poza tym ja byłem chłopakiem, byłym baseballistą, a ona tylko niską Japonką. Byłem w stanie zabić ją gołymi rękami. Nagle poczułem, że zwalniam i obraz rozmazuje mi się i zmienia przed oczami. Nagle zobaczyłem trenera zamachującego się kijem. Uchyliłem się, mimo iż wiedziałem, że jego nie może tu być. Wywróciłem się prosto w ostre krzaki. Wyjąłem drżącą ręką pusty listek po tabletkach. Gdy go zobaczyłem to myślałem, że zemdleję. To nie były tabletki uspokajające. Pomyliłem się! Znalazłem się w świecie iluzji i jedynym wyjściem było zamknąć oczy i to przetrwać. Po prostu zamknąć oczy...

***

Tony miał wrócić do domu co najwyżej następnego dnia, lecz nie wrócił. Jego matka poszła, więc do domu Chihiro Kagayaki. Zastała wyważone drzwi, martwą Setsuko Kagayaki oraz swojego martwego syna. Wpadła w histerię i zaczęła biegać po całej wiosce. Ktoś wezwał policję. Funkcjonariusze patrzyli z przerażeniem na ciało chłopca, który miał nóż wbity w środek czoła. Zaczęli szukać Chihiro Kagayakę, lecz znaleźli tylko jej zakrwawione ubranie. Później znaleziono także zakrwawiony nóż z odciskami palców, nienależącymi do Chihiro. Były większe i wyraźniejsze. Zaraz wyszło na jaw, że zaginął również Persival Junior Ericksen. Uznano go od razu za winnego, a Chihiro za martwą. Jednak nie odnaleźli ich ciał, ani ich samych. W przekonaniu, że Perry jest winny, utwierdził ich listek po tabletkach psychotropowych, odnaleziony w krzakach. Makabryczne morderstwo kilku osób wywołało wrzawę wokół małego miasteczka. W całym stanie mówiono teraz tylko o tym. Wszystkim przypomniała się sprawa sprzed pięciu lat, która wydarzyła się w nieco większym miasteczku, gdzie zamordowano ze szczególnym okrucieństwem licealistę Noaha Mackensa. Świadek, licealistka Eva Merridew powiedziała wtedy, że widziała zabójcę, lecz nie jest w stanie go rozpoznać. Podobno chciał zabić w tamtym miejscu drugiego licealistę, Micaha Jonesa, lecz zobaczył ją, wepchnął chłopaka do białego vana i odjechał. Wielu ludzi podważało jej zeznania, lecz nie było żadnych innych dowodów, więc sprawa została umorzona. Zastanawiano się czy te sprawy coś wiąże, lecz szybko ucichły takie spekulacje. Wina młodego Perry’ego Ericksena była zbyt oczywista.

***

Obudziłem się. Było mi bardzo zimno. Chyba miałem gorączkę i zapalenie gardła. Przez chwilę myślałem, że wydarzenia poprzedniego wieczora to tylko sen, lecz gdy zauważyłem, gdzie się znajduję, pozbyłem się złudzeń. W ręku trzymałem listek po tabletkach. Odrzuciłem go od siebie przerażony i wstałem, mimo iż okropnie bolała mnie głowa. Zacząłem iść przed siebie, choć to nie miało sensu. Bo gdzie mógłbym pójść? Chihiro już dawno uciekła, a nawet jeśli jakimś cudem bym ją znalazł, byłem zbyt słaby, żeby ją zabić. Potknąłem się o korzeń i upadłem. I wtedy usłyszałem kroki. Ktoś pochylił się nade mną.

- Kim... Kim jesteś...? - spytałem.

- Spokojnie, pomogę ci - powiedział. Cały drżałem. Chyba byłem bardzo chory. Mężczyzna miał jasnobrązowe włosy prawie do ramion i kilkudniowy zarost. Wziął mnie na ręce z łatwością i zaniósł do dużego czerwonego samochodu, otworzył drzwi i położył mnie na tylnym siedzeniu.

- Kim jesteś? Co robisz? - spytałem znowu. Zacząłem się bać, gdyż facet wydawał mi się podejrzany.

- Jestem... - jakby się zawahał. - A niech będzie. Nazywam się Micah.

***

Młoda dziewczyna w żółtej sukience szła poboczem autostrady. Wydawała się być pewna siebie, mimo że cały dzień nic nie jadła i nie miała dokąd pójść. Nagle zobaczyła neon.

- Dom Uciech? - mruknęła, po czym wzruszyła ramionami. - A niech będzie.

Nie mogła uwierzyć, że pracowanie w takim miejscu nie napawało jej strachem. „Chyba przestałam być już człowiekiem” - stwierdziła jednak i zapukała do drzwi.
Odpowiedz
#2
Cytat:Ostatnio przypomniałam sobie o tym opowiadaniu, przeczytałam i ogarnęło mnie lekkie samozadowolenie, myślę że ktoś powinien sprowadzić mnie z powrotem na ziemię (w końcu zawsze popełniam jakieś błędy a przez samozadowolenie ich nie dostrzegę). Tak więc proszę o krytykę. Nie, nie jest to o wampirach mimo jednego zdania poniżej, nie bójcie się.

cóż, po przeczytaniu niestety sprowadzę Cię na ziemię.


Cytat:Przyszedłem tam, lecz było już za późno. W tym domu światła były pogaszone, lecz słyszałem odgłosy chodzenia i lecącej z kranu wody. I pojedyncze słowa.
odgłosy chodzenia brzmią cokolwiek dziwnie


Cytat:Zacząłem uderzać w drzwi jakby to mogło pomóc. Nie mogło. Czułem zapach śmierci. Na chwilę przestałem, bo bolały mnie ręce.
przestał czuć zapach śmierci, bo bolały go ręce?


Cytat:Obudziłem się tego dnia z naprawdę złymi przeczuciami. Jakby miało stać się coś złego. Co w mojej małej wiosce miało stać się złego? Przetarłem oczy i zacząłem ubierać się do szkoły.
za dużo zła na tak małym fragmencie jest złe...

Cytat:- Tato, wychodzę - krzyknąłem, lecz nikt mi nie odpowiedział. Może spał.
Nikt spał, czy tak?
Cytat:A może w ogóle go nie było. To nie byłby pierwszy raz. Szybko pokonałem drogę do szkoły. Nie byłem spóźniony, co było dość dziwne. W każdym razie był dość zaskoczony na mój widok.

kto na litość boską?


Cytat:- Wcześnie się obudziłem - powiedziałem, drapiąc się po czole.

Nastało chwilowe milczenie.

- Przychodzi dziś nowa uczennica. Japonka - powiedział nagle. - Zna angielski i ma tu ciocię więc przyjechała do naszej małej wioski.

1. niezły wywiad ma Tony.
2. drewniany ten dialog


Cytat:- Japonki to najładniejsze dziewczyny na świecie. Chciałbym ją już zobaczyć - powiedział.
myślę, że to bardzo nienaturalnie brzmi, zwłaszcza w ustach szesnastoletniego, zapewne przepełnionego hormonami chłopca



Cytat:Zadzwonił dzwonek. Nauczycielka wraz z niską, ciemnowłosą dziewczyną, weszła do klasy.

Zadzwonił dzwonek i do klasy weszły nauczycielka i niska, ciemnowłosa dziewczyna.


Cytat:Klasa się zaśmiała. Ja tylko wzruszyłem ramionami. Spojrzałem na nową uczennicę. Miała skromnie spuszczoną głowę. Nie widać było jej twarzy.
Bardzo. Krótkie. Zdania. Niszczą. Dynamikę. I. Utrudniają. Odbiór.



Cytat:- Słooodka - powiedział Tony, lecz ja nie podzielałem jego zdania. Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że było coś nie tak z tą dziewczyną. To było bezsensowne przeczucie.
padłam. umarłam. wezwać nekromantę, potrzebuję respałna. Słoodka???


Cytat:- Mi-miło mi was poznać - powiedziała i ukłoniła się jak prawdziwa Japonka.

Miała skośne oczy i szczupłą twarz. Ubrała się w mundurek szkolny (pewnie ze swojej japońskiej szkoły), choć u nas nie było obowiązku nosić mundurków.

- Usiądź, Chihiro - powiedziała, wskazując trzecią ławkę od strony okna, czyli miejsce przed nami. Usiadła i ukradkowo spojrzała na nas. Gdy napotkała spojrzenie Tony’ego, zaczerwieniła się i odwróciła głowę. Zachowywała się normalnie, znaczy, normalnie jak na Japonkę, ale nie mogłem się pozbyć wrażenia, że coś z nią nie tak.
1. kto powiedział???
2. wysnuliśmy kiedyś teorię, że Japończycy nie mają dusz, ale na Bór Wszechszumiący, co z nią było nie trak? Oczy jej błyszczały na czerwono? Puszczała kłęby dymu z nozdrzy? Zionęła ogniem?



Cytat:- Nie, powiem - powiedziała. - Ktoś... Ktoś zamordował moich rodziców.

Zapadła cisza. Reszta osób w klasie też zamilkła, słysząc jej słowa.

- Podobno stało się to na moich oczach, ale ja niczego nie pamiętam... Musiałam być w strasznym szoku. Sprawcy nadal nie odnaleziono, a ja... Ja przeprowadziłam się tutaj. To cała historia - wyjaśniła.
i mówi o tym od tak, obcemu kolesiowi. Nawet w świetle dalszych wydarzeń jest to skrajnie bez sensu.

Cytat:- Coś z podejrzaną łatwością o tym mówisz - wtrąciłem się. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Trwało to kilka sekund. W jej oczach było coś, co sprawiło, że zadrżałem. Ale było to skrzętnie ukryte.

- To stało się trzy miesiące temu, w czerwcu. Przeszłam terapię i już ze mną dobrze - powiedziała i spuściła oczy. Tony rzucił mi zirytowane spojrzenie i położył dziewczynie rękę na ramieniu.
tiaaa, a teraz wszyscy robimy hurrra

Cytat:- Nie jesteś sama - powiedział pocieszająco. Spojrzałem na nich i poczułem złość. On nic nie rozumie. Niech on przestanie ją dotykać. Niech przestanie...
straszna zaimkoza, on, ona, ich, ją...


Cytat:- Bądź trochę milszy dla Kagayaki-san - poprosił mnie Tony, gdy szliśmy razem do szafek. Spojrzałem przez okno. Była ciepła jesień, w ogóle nie padało. Tony szedł na spotkanie drużyny baseballowej.
zajrzałam do kuchni. lodówka się rozmroziła i zalało podłogę. Papież wygłosił homilię.
Nie jestem złośliwa - chciałam pokazać Ci połączenie zdań. Zwróć na to uwagę, wiem, że wyolbrzymiłam, ale dokładnie tak to wygląda.

Dalej nie będę dogłębnie analizowała Twojego tekstu, bo musiałabym zatrzymywać się przy nieomal każdym zdaniu czy mikroakapicie.

Powiem ogólnie: jest źle.

Fabuła: nie trzyma się kupy i zupy. Naiwna, przewidywalna, osadzona w sztampowym środowisku
Postacie: płaskie, półprzeźroczyste, niby coś tam mówią, ale brzmi to raczej jak recytowanie wierszyków na szkolnym przedstawieniu: sztucznie. Zerowa psychologizacja, żadnego z bohaterów ani nie polubiłam, ani nie znienawidziłam. Przeszłam obok nich obojetnie.
Styl: w zasadzie brak. Robisz mnóstwo błędów logicznych, źle redagujesz zdania, gubisz podmioty, często powtarzasz, za krótko opisujesz, nie budujesz napięcia ani klimatu.

Moja rada:
Po pierwsze nie zniechecaj się. Każdy kiedyś zaczynał i robił dokładnie takie same błędy jak Ty.
Po drugie, spróbuj przeczytać prace innych forumowiczów i sama je ocenić - co Ci się podobało, co nie i dlaczego. Szukaj tego, co wzbudzi Twoją aprobatę i spróbuj wprowadzić taki sposób narracji u siebie, modyfikuj zebrane doświadczenia z lektury, aż powstanie coś indywidualnego dla Ciebie. I w drugą stronę tak samo: unikaj tego, co Cię drażni.
Po trzecie: spróbuj sobie zrobić kilka wprawek: poćwicz opisy emocji, bo nie wystarczy powiedzieć, że Jaś się boi, by przekazać uczucie czytelnikowi. Odbiorca ma czuć dreszcz na plecach, jego oddech ma przyspieszyć, strużka zimnego potu ma zrosić mu kark tak, że gdy usłyszy BU! to aż podskoczy na krześle.

Tyle ode mnie

powodzenia.


Marks BorderPrincess napisał(a):Kto tam był sędzią, bo czegoś nie czaje. Skoro Laik zaledwie kopnął w udo, a Andrzej trafił z pięści w twarz, to czemu Laik wygrał turniej?

Odpowiedz
#3
Właśnie o to mi chodziło! Wiedziałam że coś jest nie tak, dobrze że tutaj to dałam, za mało uwagi poświęcam błędom stylistycznym jak zwykle. Poprawię i dzięki za krytykę.

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości