Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Teatr snów (dawniej "Kim jesteś, Ruda?")
#1
Witam,
jakiś czas temu zamieściłam tu opowiadanie "Kim jesteś, Ruda?". Był to zalążek powieści "Teatr snów", która ukazała się dzięki wydawnictwu Dygresje: http://dygresje.pl/ksiazka/teatr-snow/, @wydawnictwodygresje. Premiera książki miała miejsce w październiku 2017.
Poniżej króciutki fragment po poprawkach i korektach. Zapraszam do lektury i do księgarń!

I. Sąd

Proces. Czarny Anioł
         
     "Gdzie ja jestem?" – Ruda rozejrzała się niespokojnie, bo choć dobrze znała to otoczenie, dziś wszystko wokół wydawało się dziwnie obce i nieprzyjazne.
     Milknące echo kroków kobiety wyznaczało rytm bicia jej serca. Wędrowała automatycznie od jednej budki telefonicznej do następnej, by usłyszeć niezmiennie ten sam sygnał – nieobecności. Taki przedziwny cykl życia i śmierci. Zmartwychwstawania. Serce Rudej na chwilę zamierało w nadziei – wykręcała numer, całą uwagę skupiając na magii siedmiu cyfr. Lecz na nic zdały się szeptanki, zaklęcia. Tego wieczoru czary kobiety straciły swą niezwykłą moc – telefon milczał, a w jej spojrzenie wkradła się pustka. Ból osobowości dopadł Rudą niespodziewanie, rozpierając usta do krzyku. Rozdarta i nieszczęśliwa kobieta miotała się w swej cielesnej powłoce, wydając z siebie tylko żałosne miauczenie, i powoli traciła siły. Właściwie sama była sobie winna – mogła przecież krzyczeć. Mogła? Zacisnęła usta zbyt mocno. Nie to miejsce, nie ta pora, nie to życie.
     Tej nocy Ruda spała źle. Właściwie nie źle, lecz twardo. Ucieczka przed własną osobowością w świat ułudnego spokoju wywołanego lekami pozbawiła kobietę marzeń sennych, ale pozwoliła choć na chwilę przymknąć oczy wypalone księżycem. W końcu była tylko nocnym zwierzątkiem, kotem. Skuliła się na kocu, a jej czarne futro lśniło w promieniach wschodzącego słońca.
     – Śniłam o śmierci – mówiła, mrużąc oczy. – Takiej tragicznej, bolesnej. Snułam się najpierw opustoszałymi ulicami. Padał deszcz… Wtedy zjawił się ten dziwny autobus. Przyjechaliśmy w przerażające swym ogromem miejsce. Dla zwykłego śmiertelnika były to tylko potężne, biało-niebieskie wieżowce… Ale ja wiedziałam, że to krematoria!… Bałam się! Dookoła snuł się dym palonych dusz… To chyba piekło!… I jeszcze ten szpaler mnichów nienaturalnej wielkości! Każda postać zamiast twarzy miała trupią czaszkę. Wszystko brunatnoszare. Mroczne… A przez ten potworny korytarz biegnie człowiek z pochodnią. Dokąd on biegnie?… Kim są zakapturzeni?…
     – To mi się kojarzy z Beksińskim [1]  – skwitował jej wywód Kefas. – A ty, Ruda, masz po prostu zbyt bujną wyobraźnię.
     Zbudziła się spłakana. Jeszcze długo jej ciałem wstrząsał urywany szloch. Wszystko wokół było obce. Kiedy wzrok przyzwyczaił się już do panującej ciemności, kobieta ujrzała widniejącą w oddali wąską smugę światła. Poszła w tamtym kierunku zwabiona blaskiem niczym ćma. Biało-niebieskie gmaszyska wystrzeliwały triumfalnie w niebo. Bury dym gęstniał z minuty na minutę… Krzyk zamarł Rudej na ustach. Nagle dwóch mnichów o trupich twarzach mocno chwyciło ją pod ręce.
     "To wciąż mi się śni" – pomyślała. – "Chciałabym się w końcu obudzić." Dotkliwy ból ramion błyskawicznie uświadomił jej, że się myli. Coraz bardziej przerażona mijała długie korytarze tonące w bladoniebieskiej poświacie, kręte klatki schodowe z wyszczerbionymi poręczami. Wciąż jednak była w towarzystwie dziwnej eskorty.
     "Muszę stąd uciec." – Ruda rozejrzała się gorączkowo, gdy stanęli przed świetlistymi drzwiami. Ten widok coś jej przypominał… "Światło neonu na ścianie pokoju Mroku – przemknęło jej przez myśl. Ale tamto przejście było zawsze zamknięte… Stąd nie ma wyjścia!" – stwierdziła przerażona.
      Wtedy to kątem oka kobieta dostrzegła szybko przybliżający się blask zapalonej pochodni. W kierunku Rudej biegł ów tajemniczy człowiek od mnichów.
     – Będziesz potrzebowała obrońcy – zaszemrał nad jej uchem. – Czeka cię długi proces, Ruda. W razie potrzeby zwróć się do mnie. Jestem Czarnym Aniołem – rzucił jakby od niechcenia i pobiegł dalej.
     Kiedy światełko jego pochodni znikło w mroku, świetliste drzwi otworzyły się bezszelestnie. Ruda odruchowo zatrzymała się w pół kroku. W kącie pomieszczenia o niekończących się białych ścianach długowłosy mężczyzna wił się w ekstatycznym tańcu. Przypominał jej kobrę napinającą ostrzegawczo swój kaptur tuż przed atakiem i kobieta znów panicznie pomyślała o ucieczce. Ale jak to zrobić? Niemożliwe! Jakby na potwierdzenie tego faktu jeden z mnichów pchnął ją wyraźnie zniecierpliwiony i trzęsąc dłonią pozbawioną ciała, wskazał na jarzące się w głębi ognisko. Tam, stłoczone dookoła niewielkiego płomienia, siedziały zakapturzone postacie i grzały swe pożółkłe kości. W pustych oczodołach dziwnie zgarbionych szkieletów migotliwie odbijał się blask ognia. Strażnicy wrót do piekieł! Zahipnotyzowana upiornym widokiem kobieta ze zgrozą spostrzegła, że właśnie sama staje się jednym z palących się drewienek. Zrobiło się jej potwornie gorąco. Wówczas bezcielesna ręka pochwyciła ją nagle – płonącą – i wrzuciła do płynącego obok strumienia. Ruda poczuła, że gaśnie i że jest jej zimno. Dostała dreszczy…
     Wtedy przebudziła się. Leżała na słomianym barłogu. Była cała mokra.
     – To chyba lochy – stwierdziła półgłosem, kiedy wysoko nad głową ujrzała maleńkie zakratowane okienko i skrawek nieba.
     Była noc. Ruda powoli zaczęła sobie przypominać ostatnie wydarzenia. Czarny Anioł wspominał coś o procesie…
     – Jaki proces? Co ja tu robię? – spytała głośno. – Wypuśćcie mnie stąd! – zaczęła krzyczeć. – Co chcecie ze mną zrobić?
     Gdy odpowiedziała jej głucha cisza, Ruda poczuła się jak osaczone zwierzątko. Usiadła bezsilnie na zimnej i wilgotnej posadzce. Krzyczała, dając ujście swojemu bólowi, rozpaczy, a przede wszystkim przerażeniu. Targała spazmatycznie długie włosy i wyła nieludzko… Potem przyszedł stan otępienia. Kobieta nie zareagowała na odgłos zbliżających się kroków ani nawet wtedy, gdy drzwi od jej więzienia otworzyły się z łoskotem.

Ruda. Spotkanie

    Dźwięk telefonu wyrwał mnie ze snu. Chwiejnym krokiem podeszłam do aparatu.
    – Halo?! – Znajomy głos radośnie zabrzmiał w słuchawce. – Cześć, Ruda! Nie mogłem się z tobą skontaktować. – Zwykle małomówny Kefas był wyraźnie ożywiony. – Co robisz? Możemy się spotkać?
    – Mam dziś cały wieczór wolny. – Spojrzałam na zegarek. – Za pół godziny będę gotowa.
    – Nie wierzę we własne szczęście. – Po drobnej uszczypliwości padła obietnica: – Znajdę cię na Placu. Mam dla ciebie niespodziankę.
    – Tylko mnie rozpoznaj – odparłam, kończąc niespodziewaną rozmowę.
    Kefasa spotkałam jakiś miesiąc temu u znajomych. Właściwie „spotkałam” to nie jest dobre słowo. Ten postawny mężczyzna o niebanalnej osobowości i duszy artysty przyszedł do nich w odwiedziny i już na progu przywitał mnie zagadkowymi słowami:
    – W końcu cię wyśniłem, Ruda.
    Poczułam niepokój, a zarazem dziwny pociąg do nieznajomego. Wprawdzie próbował zgrywać twardziela, ale pod tą maską krył się niepoprawny marzyciel. I choć mówi się, że oczy to zwierciadła duszy, wtedy w jego przepastnym spojrzeniu ujrzałam jedynie swoje mocno zniekształcone odbicie. Jak w stłuczonym lustrze…
    Zrobiłam szybko makijaż, przebrałam się – wszystko w tonacji złotobrązowo-czarnej niczym noc, gdy światła bywają zazwyczaj żółtawe, a cienie często są szare, brunatne czy wręcz granatowe. Z kocią zwinnością wyskoczyłam przez okno i pogrążyłam się w mroku. Autobus właśnie podjeżdżał.
    Kiedy przyjechałam w umówione miejsce, Kefasa jeszcze nie było. Cierpliwość nigdy nie należała do moich mocnych stron, więc czekanie dłużyło mi się niemiłosiernie. Dostrzegłam go dopiero po chwili. Stał w oddali i badawczo mi się przyglądał. Pomachałam na powitanie. Zbliżył się niepewnie.
    – Czy to naprawdę ty? – zawahał się. – Nigdy bym cię nie poznał, Ruda.
    – Ostrzegałam cię przecież – roześmiałam się.
    – Jesteś prawdziwą czarownicą. – Kefas podał mi rękę i udaliśmy się spacerem przez Miasto do Pokoju, miejsca, w którym światło księżyca staje się ciszą.
    Gdy stanęliśmy na klatce schodowej stuletniej kamienicy, mężczyzna zatrzymał się w pół kroku i znacząco położył sobie palec na ustach.
    – Cicho. Sąsiadka na pewno podgląda przez dziurkę od klucza. Nie chciałbym, żeby ta plotkara cię widziała.
    – Nie bój się – powiedziałam uspokajająco. – Ja już wiem, co robić.
    Trzy świece odbijające się w lustrze napełniły Pokój złocistym blaskiem. Usiedliśmy w najbardziej mrocznym kącie.
    – Wiesz, Ruda – szepnął Kefas – kocham cię i zupełnie nie wiem, co z tym zrobić. Zachwycasz mnie, przerażasz, a zarazem bolisz… Odczuwam ostatnio głęboką potrzebę modlitwy, ale musiałbym modlić się do ciebie, Ruda…
    Moje długie włosy, kontrastujące z czarno-złotym strojem, jarzyły się miedzianym połyskiem.
    Zbliżała się północ – pora, gdy czary zaczęły nabierać niezwykłej mocy. Kiedy piliśmy wodę, miała ona smak najlepszego wina… Słowa zamieniły się w szemrzący potok. Wypowiadane przeze mnie należały do Kefasa, kiedy mówił on – słyszałam siebie. Czyżby jedna osoba w dwóch różnych powłokach cielesnych?… A czas?… Czas zaczął się rozciągać.
    Nawet świece nie gasły zwyczajnie. One umierały, każda inaczej. Jedna szybko… Druga wolno, z jakimś rozpaczliwym pragnieniem dalszego świecenia… Trzecia – wydając z siebie ostatni błysk – pogrążyła Pokój w mroku. Tylko jedno źródło światła pociągało swą niesamowitością – świetliste drzwi na ścianie. Były jednak zamknięte.
    – Jesteś ciągle inna, zmieniasz się z minuty na minutę – szeptał Kefas.
    Patrzył z zachwytem, jak zapalam papierosa, a dym układa się w przedziwne, ulotne kształty.
    Niedomknięta noc…
    Świtało. Pokój Mroku Kefas opuszczał samotnie, ku zaskoczeniu wścibskiej sąsiadki. Kiedy zamykał drzwi i schodził po schodach, ciekawska kobieta, słysząc moje miauczenie, ujrzała jedynie znikający cień czarnego kota…

Oskarżenie

    Salę sądową oświetlały pochodnie. W ich blasku trupie twarze mnichów zdawały się jeszcze bardziej przerażające. Za masywnym drewnianym stołem ukryty w lekkim półmroku siedział Sędzia. Miał czerwone, świecące jak rozżarzone węgle oczy i sine usta. Czaszka, porośnięta tylko kępkami rozwichrzonych włosów, prześwitywała kosmosem, co sprawiło, że wyraźnie było na niej widać ruchy planet, śmierć i narodziny gwiazd, eksplozje, komety, mgławice…
    Na środku sali, w powrozach i łachmanach, stała rudowłosa kobieta. Jej twarz wyrażała całkowitą obojętność, tylko w oczach przyczaił się zwierzęcy strach. Oddychała szybko, raz po raz zaciskając skrępowane dłonie. Nagle drzwi otworzyły się i wbiegł człowiek z pochodnią. To był Czarny Anioł.
    Wówczas jeden z mnichów wstał i chrapliwym głosem ogłosił początek rozprawy.
    – Obecna tu kobieta zwana Rudą będzie dzisiaj sądzona przez nasze szacowne Zgromadzenie – odczytał pompatycznie z wielkiej Księgi. – Mamy szereg dowodów, że Ruda to czarownica i heretyczka. Należy więc w Czas Zaćmienia Księżyca rozpatrzyć je, po czym wydać stosowny do przewinień wyrok.
    "Inkwizycja" – przemknęło Rudej przez myśl. "Niedobrze."
    – Oddaję teraz głos oskarżycielowi – zakończył swój wywód zakapturzony szkielet, zamykając Księgę.
    Wtedy do mównicy podeszła postać jeszcze bardziej odrażająca. Prokuratorem był mnich równie wysoki jak pozostali, ale na jego bezcielesnej twarzy widać było resztki świeżo zakrzepłej krwi. Rudej zrobiło się słabo.
    – Dajcie jej łyk szampana – usłyszała z oddali, jakby przez mgłę. – Nie wolno nam przerywać rozprawy.
    Po chwili kobieta wróciła do siebie. Oskarżyciel zaczął odczytywać listę zarzutów.
    – Ruda to czarownica. Jest kotem, śni się innym – mówił z oburzeniem, gwałtownie gestykulując kościstymi dłońmi. – A przede wszystkim – zagrzmiał – Ruda kocha! Kocha mężczyznę, człowieka! – W pustych oczodołach mnicha rozjarzyło się na moment złowróżbne światło. – To heretyczka! – Jego głos odbijał się gniewnie od ścian sali i wracał do zgromadzonych. – Ona twierdzi, że istnieje miłość! Wobec powyższego domagam się najwyższego wymiaru kary! – zakończył.
     W tym momencie odezwał się Sędzia. Mimo monstrualnej postury i demonicznej wręcz fizjonomii miał bardzo dźwięczny i przyjemnie głęboki głos. Kiedy mówił, jego migoczące już oczy roziskrzyły się jeszcze bardziej.
     – Oskarżona ma głos. Co powiesz, Ruda, na swoją obronę?
     – Jestem niewinna! – krzyknęła kobieta. – Słyszycie, potwory? Jestem niewinna!
     Wzburzona wstrząsnęła włosami, które opadły na jej twarz. Na kamienną posadzkę sfrunęło kilka źdźbeł słomy. Wtedy niespodziewanie pojawiło się echo. Odbity od ścian głos zadźwięczał nagle w ciszy:
     – Winna, winna…
    "Czyżbym sama na siebie wydawała wyrok?" – pomyślała z przerażeniem.
     – To nieprawda! – krzyknęła.
     Echo powtórzyło:
     – Prawda, prawda…
     Na sali natychmiast zapanowało wyraźne poruszenie. Skrzekliwymi głosami, gorączkowo przy tym gestykulując, mnisi dość bezceremonialnie konsultowali się między sobą. Sędzia, rozdrażniony hałasem, uparcie starał się przywrócić spokój, z całych sił stukając swoim młotkiem. Po dłuższej chwili gwar wokół w końcu ucichł. Jedynie puste oczodoły zakapturzonych postaci wciąż pałały nienawiścią, a obnażone zęby zazgrzytały złowrogo na bezcielesnych twarzach.
    "Jestem zgubiona!" – Ruda zaczęła myśleć o ucieczce. Spojrzała w lewo i ujrzała Czarnego Anioła trzymającego pochodnię. Ich oczy się spotkały. Wtedy wydało się jej, że mężczyzna mrugnął porozumiewawczo. Kobieta rozejrzała się dumnie i powtórzyła spokojnie:
    – Jestem niewinna. Nie mam nic więcej do powiedzenia.
_____________________________________________________________________________
1. Zdzisław Beksiński (1929–2005) – polski malarz, fotograf, rysownik. W tekście mowa o obrazie pt. „Pochodnia”.
Odpowiedz
#2
Cytat:* * *
Echo zanikających kroków wyznaczało rytm bicia jej serca.
Eee, czyje to były kroki?

Cytat:ci. Taki dziwny cykl życia i śmierci. Zmartwychwstawania.
Ale żeś walnęła bombę już na samym początku.
Może innym to się spodoba, ale mnie się nie podoba.
I za dużo dywiz tak blisko siebie.

Cytat:Ból osobowości dopadł ją nagle, rozpierając usta do krzyku
Ból osobowości? Jesteś pewna?
Aaaa, że ten ból rozpierał?

Cytat:. To? Własne „ja”, które jest nią i jest nim, i jest niczym.
To w końcu kim, czym jest to jej "ja"? nią, nim, czy niczym?
Ty tak na poważnie?

Cytat:Tej nocy spała źle. Właściwie nie źle, dobrze.
Aleś Ty niezdecydowana jesteś.

Cytat:ą w świat spokoju, tego lekarskiego, pozbawiła ją wprawdzie marzeń sennych, ale dała na chwilę przymknąć oczy wypalone Księżycem.
Najpierw bawisz się w przesadne metafory, a później walisz "dała".

Cytat:– Śniłam o śmierci – mówiła.
Komu mówiła?

Cytat:– To mi się kojarzy z Beksińskim (Zdzisław Beksiński (1929–2005)
He, he, on też to mówi, co jest w nawiasie?
Jeżeli już, to robisz przypis.

Wiem. Mój ton komentarza jest dość opryskliwy, ale wierz mi, nie jestem do Ciebie uprzedzona. Nie jest jakoś źle, bo widzę, że masz bardzo dobry warsztat.

Aha, i byłoby ładnie z Twojej strony gdybyś skomentowała czyjś tekst. Warto się zorientować na własnej skórze, ile to zajmuje czasu.
Antonia? - 35 lat i 60 kilogramów czystej skromności. Angel
Odpowiedz
#3
Dzięki za szczere słowa.
Na pewno przeanalizuję Twoje uwagi.
Jeśli chodzi o przypis - próbowałam go zamieścić (w tekście mam takowy Smile), ale nie mam wprawy w pisaniu postów. To mój drugi w życiu, he, he. A na forum jestem dopiero od wczoraj.
Szacunek za porę czytania moich wypocin :-)
Spróbuję, jak radzisz, sama skomentować czyjś tekst. Wkrótce :-)
Odpowiedz
#4
Piszesz ładnie, ale początek zniechęcił mnie do przeczytania całości. Za dużo tam dziwnych zwrotów, oderwania od rzeczywistości. Ja lubię gdy tekst mnie wciąga od początku, jestem niecierpliwa. Wolę od pierwszych słów czuć twardy grunt, a potem ewentualnie wnikać wgłąb umysłów, nierealnych światów, itd. Chcę coś "widzieć" od pierwszych zdań. A tu nie widzę. Ale to moje subiektywne odczucia. Pewnie za chwilę znajdzie się grono Twoich wielbicieli Wink

Przeczytałam tekst wyrywkowo (wybacz, ale jestem potwornie zmęczona) i powtórzę, że ładnie i ciekawie piszesz. Chętnie bym przeczytała coś krótszego Twojego autorstwa.

Cytat:– Zastanów się – wyszeptał, – czy naprawdę tego pragniesz?

W dwóch miejscach wyłapałam ten błąd. Nie powinno być przecinka po "wyszeptał", bo jego rolę spełniają tu myślniki.
Odpowiedz
#5
(09-12-2015, 17:40)czarownica napisał(a): Piszesz ładnie, ale początek zniechęcił mnie do przeczytania całości. Za dużo tam dziwnych zwrotów, oderwania od rzeczywistości. Ja lubię gdy tekst mnie wciąga od początku, jestem niecierpliwa. Wolę od pierwszych słów czuć twardy grunt, a potem ewentualnie wnikać wgłąb umysłów, nierealnych światów, itd. Chcę coś "widzieć" od pierwszych zdań. A tu nie widzę. Ale to moje subiektywne odczucia. Pewnie za chwilę znajdzie się grono Twoich wielbicieli Wink

Przeczytałam tekst wyrywkowo (wybacz, ale jestem potwornie zmęczona) i powtórzę, że ładnie i ciekawie piszesz. Chętnie bym przeczytała coś krótszego Twojego autorstwa.

Cytat:– Zastanów się – wyszeptał, – czy naprawdę tego pragniesz?

W dwóch miejscach wyłapałam ten błąd. Nie powinno być przecinka po "wyszeptał", bo jego rolę spełniają tu myślniki.

Dziękuję, że mimo zmęczenia zechciałaś rzucić okiem na mój tekst Smile. Interpunkcja nie jest moją mocną stroną, więć na pewno nie jeden raz jeszcze trzeba będzie nanieść poprawki. W oryginale już zlikwidowałam te przecinki. Jeśli chodzi o krótszą formę literacką, to powiem jedynie, że z opowiadania (jego fragment opublikowany jest tu na forum) powstała powieść za namową jednej Pani Redaktor. Co do oderwania od rzeczywistości - cóż, taki zamiar przyświecał mi, gdy pisałam "wstęp", ale może to nie jest do końca taki błąd?
Odpowiedz
#6
Ja nie twierdzę, że to błąd. Po prostu mi to nie podchodzi, jest to moja subiektywna ocena Smile
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości