Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Tata Adasia i politpoprawność
#1
Tata Adasia i politpoprawność fragment większej całości


"To jest przymiotnik negujący. Dodany do rzeczownika zaprzecza jego właściwemu znaczeniu". Mniej więcej w ten sposób, w okolicach Polskiego Sierpnia, Jacek Fedorowicz napisał o znaczeniu stanowczo nadużywanego w mowie i piśmiennictwie powojennych dziesięcioleci słowa socjalistyczny. Zwłaszcza obarczone wspomnianym przymiotnikiem rzeczowniki przedstawiające pojęcia abstrakcyjne (na przykład: moralność , sprawiedliwość, praworządność, kultura, wychowanie, edukacja) stanowiły własne zaprzeczenie i niejako parodię pierwotnego znaczenia.
Tata Adasia często przypominał sobie o tym w latach dziewięćdziesiątych, gdy na jego oczach (i uszach) zawrotną karierę robiło słówko inaczej. Dodawane do niektórych przymiotników lub imiesłowów przymiotnikowych, stawiane zawsze po nich. Taka moda.
Najpierw dodano ten wyraz do przymiotnika sprawni. I to akurat nie budziło ani niesmaku, ani kontrowersji. Wręcz przeciwnie, określenie w ten sposób ludzi poruszających się na wózkach inwalidzkich, borykających się z niedostosowaną do ich potrzeb miejską infrastrukturą i pokonujących bariery własnej niedoskonałości, wywoływało aprobatę, odruchową sympatię. Ale nie wszystkim inaczej tak dobrze się trafiło. Inaczej pożenione z imiesłowem kochający było już powodem polemik i kontrowersji. Bo i sam temat gorące budził w społeczeństwie namiętności i emocje te nie tylko w przenośni, ale i dosłownie przeniosły się były na ulice.
Kiedy się tych zbitek zawierających inaczej trochę już namnożyło, Tata Adasia przeraził się nie na żarty, że przyjdzie mu znów żyć w zakłamanym społeczeństwie. Tylko patrzeć, jak na brudasa będę musiał mówić czysty inaczej, a na złodzieja pożyczający inaczej - myślał, nie zdając sobie sprawy jak bliski był intuicyjnego uchwycenia sensu zjawiska zwanego polityczną poprawnością. Bo i brudasów i złodzieji w owych czasach w naszym kraju nie brakowało, więc i jedni i drudzy wcale pokaźnym potencjałem wyborczym dysponowali.
W niesłusznych czasach komuny mówiło, co nam wolno, a czego nie wolno Politbiuro, teraz mamy narzucającą normy politpoprawność. Przyszła z Ameryki, co Taty Adasia specjalnie nie dziwi, nie pierwsza to i nie ostatnia epidemia stamtąd przywleczona. Ta politpoprawność nie ze szlachetnych pobudek hotdogożercom do głowy przyszła, a z zimnego, wykalkulowanego politycznego zapotrzebowania na głosy wyborców przeróżnych mniejszości: rasowych, społecznych, seksualnych, zdrowotnych i religijnych. Wymysł, co prawda, amerykański, ale przyznać trzeba, że unijni biurokraci przywykli do niego jak do wygodnych, domowych kapci i czują się z nim komfortowo.
Tata Adasia komfortu rozumienia politycznej poprawności nie doświadcza. Zasada ogólna jest dla niego jasna: każdy może zostać twoim wyborcą, więc mów mu to, co chce usłyszeć. Ale diabeł tkwi w szczegółach i łatwo pogubić się w tym, co komu wolno powiedzieć, a czego w żadnym wypadku nie. Są słowa tabu, których trzeba się wystrzegać i słowa wytrychy, które otwierają zamknięte drzwi. Przydałyby się kursy jakieś, a do tego podręczny słownik politpoprawności, żeby przed wpadkami się uchronić.
A taką wpadkę zaliczyć można choćby nieopatrznie posługując się naszymi ludowymi przysłowiami. Można zarobić posądzenie o seksizm (Baba z wozu, koniom lżej), narazić się ekologom (Na pochyłe drzewo kozy skaczą), czy niektórym grupom zawodowym (Pijany jak szewc). Pewien nasz polityk zacytował w swoim blogu staropolskie przysłowie o Murzynie, co zrobił swoje i oberwało mu się za rasizm. Tatę Adasia trudno o sympatię dla polityków, a tego konkretnego szczególnie, podejrzewać, ale w opisanym przypadku uznał, że internetowi bojówkarze politpoprawności przekroczyli granice zdrowego rozsądku. Poza tym, nie bardzo trafia mu do przekonania dlaczego anatemą obłożone jest akurat słowo Murzyn, a sprzeciwów nie wywołuje używanie innych słów, którym zwykło się określać rasy, na przykład Arab, Indianin czy Eskimos. Słowa te nie mają przecież wydźwięku pejoratywnego, jeżeli nie są użyte w obraźliwym kontekście. Rzecz jest w intencji. Jeśli ktoś używa takich słów jak "czarnuch", czy "żółtek", to zgoda - jest to obraźliwe, bo w takiej intencji te słowa wymyślono i spopularyzowano. Ale Murzyn?
Na przykład w zdaniu: "Wysoki Murzyn w rozpiętym letnim garniturze i zsuniętym na bakier słomkowym kapeluszu przechadzał się po nadbrzeżu". Czytelnik bez trudu wyobrazi sobie opisany jednym zdaniem obraz. Zastąpienie inkryminowanego słowa jakimkolwiek substytutem czy opisem odbierze zdaniu literacką precyzję bądź zakłóci jego harmonię.
Kiedyś rozważania nad tym uznano by za stratę czasu. Dziś politpoprawni naprawiacze języka nie cofną się przed niczym. Tata Adasia natknął się na stronę internetową, na której rozpętano dyskusję nad rasistowskim przesłaniem wierszyka Tuwima pod tytułem "Murzynek Bambo". Ku swemu zaskoczeniu Tata Adasia stwierdził, że nie jest to ani primaaprilisowy żart, ani artystyczny happening. Dyskusja toczona była jak najbardziej serio, a postulaty o wykreślenie wiersza ze szkolnych czytanek i nałożenia nań cenzorskiego zakazu przypomniały mu jako żywo minioną, zdawałoby się bezpowrotnie, epokę.
I miał potem Tata Adasia sen. Stał na zatłoczonym rynku obserwując egzekucję. Na szafot wprowadzono więźnia, który nie wiadomo dlaczego, ale to w końcu sen, wyglądał jak Waryński na starych stuzłotówkach, choć Tata Adasia wiedział, że to jest Sienkiewicz. Kat założył mu stryczek na szyję, a mistrz ceremonii o wyglądzie inkwizytora odczytał wyrok. Oskarżony Sienkiewicz Henryk skazany zostaje na śmierć za szerzenie przekonań rasistowskich oraz wielokrotną obrazę osób innych narodowości tudzież wyznawców innych religii, a jego bezecne książki zostaną spalone na stosie. "Rasistowska swołocz! Masońska świnia!" - darł się tłum, co wydawało się Tacie Adasia jakby bez sensu, ale kiedy to tłum wywrzeszczał coś sensownego? Ciało pisarza zadyndało na szubienicy, a z stojącej na rynku przyczepy dwaj ludzie o urodzie węglarzy zrzucali szypami do ognia egzemplarze "W pustyni i w puszczy", "Ogniem i mieczem", "Potopu". Od czasu do czasu z tłumu jakieś bliżej nie zidentyfikowane ręce dorzucały pojedyncze sztuki, które leciały na stos łopocąc kartkami. Gdy ogień sięgał wysokości paru pięter wylądowały w nim sterty filmów na kasetach i dvd. Smród plastiku i duszący dym sprawił, że Tata Adasia się obudził. I wcale nie miał ochoty jak Martin Luther King zawołać: Miałem sen!
Jeśli sen miał być przestrogą czy drogowskazem, to skutku swego nie odniósł. Tata Adasia ani myśli dać się zwariować i nadal po swojemu zamierza nazywać rzeczy po imieniu, czy się to komu podoba, czy nie. I nie jest to wyraz konserwatyzmu, czy sklerozy. Tata Adasia z duchem czasu naprzód podąża, lecz jako niepoprawny indywidualista jest politpoprawny inaczej.
[align=justify]
http://reflektorbossa.pl/
Blog o kolarstwie. Zapraszam zainteresowanych.
Odpowiedz
#2
Ten "socjalistyczny" to został nam do dziś, tylko że się zmienił w "obywatelski". W związkach z większością abstrakcyjnych pojęć znaczy w zasadzie to samo co poprzednia forma, czyli w zasadzie nic nie znaczy.
W sumie podzielam zdanie taty Adasia - nie ma co komplikować języka w obawie przed zarzutem niepoprawności. Język powinien być jednak silny, wyrazisty, rozmiękczanie go jest rozmiękczaniem rzeczywistości.
Swoją drogą do dziś nie wiem, jak mówić na "homoseksualistę", żeby nie było to tak naukowo (słowo w tej formie jest za długie), ale jednocześnie nie było pogardliwe, a i nie było też jawnym i brzydkim anglicyzmem (jak słówko "gej"). Jakieś pomysły?
"Jeśli moja poezja ma jakiś cel, to jest nim ocalenie ludzi od postrzegania i czucia w ograniczony sposób."

— Jim Morrison
Odpowiedz
#3
"Murzynek Bambo" już zniknął ze szkolnych ławek.
Co do komentarza Accattone to podobna sprawa jest z, popularnym obecnie, metroseksualistą. Nie chcę złorzeczyć, ale możemy doczekać czasów, w których pojawią się także Interseksualiści czy nawet Subseksualiści.
Idąc dalej za ironią Taty Adasia możemy wysnuć wniosek, że prędzej czy później także na brudnych i kradnących się nie skończy. W końcu 'mieszkańcy więzień' też muszą być poddani poprawności politycznej. Wszystko przed nami. Jeszcze powróci 'Odbierający życie', mark my words :-)
Namaste, Tygerski
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#4
Odpowiadam szybko, bo doszłam tu po śladach i nie chcę, żeby mi umknęło;-)
Zgadzam się z sensem, ideą refleksji - język poddany jest rozmaitym etykietom, także etykiecie politycznej poprawności. W języku politpoprawnym są też mody wyrazowe, pojęciowe i inne.

W sprawie formy:
w moim odczuciu mało oryginalna, ograna wieloma skeczami kabaretowymi sytuacja "chłopka roztropka" (sławna Pelagia Smolenia), trochę przypomina koncept z serialu "Tata Marcina powiedział".

Jako artykuł publicystyczny o charakterze popularnym - realizuje cel czytelnie i atrakcyjnie
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości