19-03-2020, 17:07
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 19-03-2020, 17:10 przez Bruno Schwarz.)
Ze sklepowego zaplecza wyskoczył lew. Myślałem, że umrę od samego patrzenia na ogromną bestię, która ledwo zmieściła się w wąskim przejściu przy kontuarze. Na szczęście zwierzę tylko mnie powąchało i wróciło tam, skąd przyszło. Po chwili pojawił się też i sprzedawca. Mały, łysawy człowieczek w drelichowym fartuchu.
Zakryłem sobie jedno oko, a drugie przytknąłem do kolejarskiego munduru, żeby zajrzeć przez dziurką na piersi i zobaczyłem jego bijące serce, w którym grzechotała ołowiana główka Szweda spod Jarosławia.
- Czego dusza potrzebuje? – zapytał obojętnie.
- Chciałbym kupić armię Niemców spod Stalingradu. Tych najmniejszych.
Sprzedawca odwrócił się do sklepowego regału i zaczął nerwowo podskakiwać, bo nie mógł dosięgnąć do półki z Niemcami.
- Niech pan mi zrobi nóżkę! – rozkazał poirytowany faktem, że jest takim wyjątkowo małym sprzedawcą.
Podszedłem usłużnie i już chciałem mu zrobić nóżkę, kiedy z zaplecza wyjrzał kudłaty łeb lwa, więc cofnąłem się przezornie za kontuar. Wtedy sprzedawca wrzasnął donośnie.
- Filuś, bierz go!
I kocur nabrawszy rozpędu przeskoczył kontuar i wylądował mi na plecach, powalając mnie na sklepowe linoleum. Sprzedawca nic sobie z tego nie robił, tylko zniknął na zapleczu, żeby wrócić z aluminiową drabiną bez kilku szczebelków, całą obesraną przez ptaki. Tymczasem lew przymierzał moją głowę do swojej obślinionej paszczy jak gumową piłeczkę i mruczał przy tym przyjaźnie.
- Ale pana nastraszyłem – zaśmiał się sprzedawca pakując do papierowej torebki garść Niemców spod Stalingradu i dodał. – Dorzucę panu kilku rannych Rusków znad Bzury i jednego pijanego Włocha. Za to, że się pan tak ładnie bawi z moim Filutkiem.
***
Wsiadłem do autobusu, a ludzie gapili się na mnie, że mam na głowie i twarzy poodciskane lwie zęby. Kierowca zapomniał swojej trasy i kluczyliśmy wąskimi uliczkami, aż wgłębienia na mojej głowie i twarzy zupełnie ustąpiły, więc już nikt się mną nie interesował z wyjątkiem jednego starca. Wyjąłem z torebki przypadkowego Niemca i w akcie zemsty zacząłem przygryzać mu główkę, jak wiśniową pestkę.
- Co pan robi? – zapytał starzec w kolejarskim mundurze z małą dziurką na wysokości serca.
- Mszczę się za to, co mnie dzisiaj spotkało – odpowiedziałem sucho.
- To niech pan zajrzy do tej dziurki, którą mam na piersi, a wtedy pan zrozumie, że tak się nie robi.
Zakryłem sobie jedno oko, a drugie przytknąłem do kolejarskiego munduru, żeby zajrzeć przez dziurką na piersi i zobaczyłem jego bijące serce, w którym grzechotała ołowiana główka Szweda spod Jarosławia.