Ocena wątku:
  • 3 głosów - średnia: 3.33
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Szklani ludzie
#1
Witam,

to to, co zamierzam Wam przedstawić to ni opowiadanie, ni scenariusz. Właściwie to napisałem to z dość dziwnego powodu. Otóż, bardzo chciałem, żeby kiedykolwiek powstała taka a taka gra (pewnie niejeden/niejedna z Was zna to uczucie) i zacząłem sobie zapisywać jak by wyglądał jej scenariusz. Oto sam początek tego dziwacznego projektu. Zapraszam zainteresowanych do czytania.

Prawo. Od kiedy Ziemia się kręci zawsze je łamano. Nie ważne jak mało zakazów miałoby się w nim zawierać, zawsze znajdzie się cała masa amatorów przestępczości. Swego czasu wsadzano takich do więzień. Opłacali ich podatnicy, niewinni ludzie, by oprychom żyło się dostatnio i przytulnie. Na szczęście zrezygnowano z zakładów karnych i powrócono do metod bardziej bezwzględnych. Zorganizowano Lochy. Średniowieczna tradycja obchodzenia się z tymi, którzy gardzą prawem okazała się najlepsza. Teraz bandziory dostają to na co zasługują. Ale co, gdy niewinny człowiek zostanie posądzony o dokonanie zbrodni? Wtedy niech modli się o szybką śmierć.

***

Miałem przed sobą całe życie gdy mnie zrzucili. Dwadzieścia cztery lata na karku, kochająca dziewczyna, kilku dobrych kumpli, może nawet przyjaciół – sam nie wiem, nigdy do końca nie potrafiłem zdecydować. Może po prostu nie wiem czym jest przyjaźń, ale teraz nie ma to żadnego znaczenia. Przyjaźń w niczym mi nie pomoże tu, w Lochach. Jest mi zimno, nawet bardzo. Jak ja nienawidzę tego uczucia. Boże, ależ było mi dobrze tam na górze, nie nauczony dyskomfortu żyłem sobie jak pan. A teraz, gdy wszystkie kości łamie mi lodowaty chłód, nie wiem co mam ze sobą zrobić. Nie mogę przez to nawet spać. „Za co tak cierpię?” – nie raz zadawałem sobie to pytanie. Przecież byłem niewinny, nie zabiłem tego chłopaka. Ale o tym wiedziałem ja, nie ci ludzie, którzy mnie osądzali. Co tam ludzie! Bóg to wiedział! Wie nadal, i co? Pozwala mi tu od tak gnić? Za co? Teraz sczeznę tu jak szczur, po tym wszystkim co przeżyłem… Chryste Panie, co ja przeżyłem. Wszystko dokładnie pamiętam…

TWARDE LĄDOWANIE

Stałem nad ogromną dziurą w ziemi, która z zadziwiającą dokładnością wyłożona była malutkimi płytkami w kolorze miodu. Jej kształt również był przerażająco dokładny, okrąglutki jak ta lala. Naokoło pustkowie otoczone blaskiem zachodzącego słońca. Przy mnie dwóch strażników, obaj trzymali mnie pod ramię i pilnowali, chyba żebym sam nie rzucił się w zionącą otchłań przed wyczytaniem wyroku. Straszliwie niesprawiedliwego i okrutnego.
- Morderstwo dokonane z premedytacją na młodym chłopaku. Motywem zbrodni był zysk materialny. Kara – Lochy – stojący po przeciwnej stronie wielkiej dziury facet w policyjnym pancerzu lakonicznie podsumował moją rzekomą zbrodnię. Nikogo nawet nie obchodziło moje zdanie. Na skinienie policjanta, dwóch strażników pchnęło mnie przed siebie. Poleciałem w dół jak kamień. Byłem przerażony i pewny tego, że zaraz zginę. I lepiej by dla mnie było, gdybym padł tam wtedy na łeb i się zabił. Niestety, przeżyłem.

Gdy się ocknąłem, leżałem na mokrej kamiennej posadzce. Śmierdziało szczynami i zgnilizną. Zastanawiałem się jakim cudem przeżyłem upadek z tej wysokości. Do dziś pozostaje to dla mnie tajemnicą. Tak czy owak, połamałem sobie obie nogi. Pełzłem po zimnej podłodze jak robak, desperacko szukając jakiegoś wyjścia, jakichś drzwi, czegokolwiek. Wtedy ujrzałem nad sobą trzech mężczyzn, którzy jakby wyrośli przede mną spod ziemi. Podniosłem niepewnie wzrok, a w moich oczach zapewne dało się odnaleźć ból i strach. Najstarszy (jak domniemałem) z mężczyzn wystąpił krok w przód i patrzył na mnie z góry władczym wzrokiem, jak gdyby oceniając. Wszyscy odziani byli w pewnego rodzaju kombinezony ochronne, nie wiem co to było ale czegoś takiego nigdy nie widziałem na powierzchni. Szare spodnie i góra stanowiły całość. Na wierzchu mnóstwo metalowych płytek i elementów ochronnych. Lekko siwiejący już gość w końcu przerwał tę ciągnącą się w nieskończoność chwilę niepewności i skinął na pozostałych mężczyzn. Tamci natychmiast chwycili mnie pod ramiona i zaczęli dokądś wlec. Byłem przerażony. „Pomocy, ratunku!” – wrzeszczałem, sam nie wierząc, że ktoś mnie usłyszy i uratuje. Patrzyłem w surową twarz szpakowatego faceta, który szedł tuż za mną i strażnikami. „Co chcecie mi zrobić? Zostawcie mnie w spokoju, dajcie umrzeć!” – nie chciałem cierpieć, strasznie się tego bałem. Zawleczono mnie do jakiegoś pomieszczenia, oświetlonego jedną lichą lampą i rzucono na kozetkę. Obaj faceci oddalili się na chwilę a ja utrzymywałem kontakt wzrokowy z najstarszym. Patrzył mi w oczy, ani na chwilę nie odwracając wzroku. Znów miałem coś wrzasnąć, ale wtedy poczułem okropny ból z tyłu głowy, przeszywający i przenikliwy. Słyszałem dźwięk jakiegoś urządzenia mechanicznego, przypominający dźwięk wiertarki. „Wiercą mi otwór w głowie” – pomyślałem w przerażeniu i zacząłem płakać z bólu i strachu. Trwało to dobrą chwilę, gdy w końcu wszystko się skończyło, a ból zaczął słabnąć. Przynajmniej ten z tyłu głowy. Ze zdziwieniem i radością odkryłem, że żyję. Czułem się jednak coraz słabiej, zimny pot skraplał się na moim czole. Odpłynąłem…

Gdy się ocknąłem, z największym trudem odkleiłem górną powiekę od dolnej. Czułem się jakby wypełniał mnie śluz. Nagle poczułem, że usta mam pełne śliny… Nie, to nie była ślina, tylko jakaś ohydna maź. Zakręciło mi się w głowie i natychmiast zwymiotowałem sobie na nogi, raptownie podnosząc się do pozycji siedzącej. Wtedy spostrzegłem, że stał przy mnie on, ten siwawy facet. Otarłem usta zewnętrzną częścią dłoni i spojrzałem mu w twarz. Ku mojemu zdziwieniu odezwał się do mnie z wyczuwalną nutką troski w głosie:
- Jak się czujesz?
- Bywało lepiej – odpowiedziałem szczerze.
- Większość tak reaguje po tym zabiegu, nie przejmuj się. Nic ci nie będzie. Przepraszam za zamieszanie i za ból, który ci zadaliśmy, ale to było konieczne. Inaczej nie poradziłbyś sobie w Lochach.
Ponieważ nie do końca rozumiałem o co chodzi, ośmieliłem się zapytać:
- Co właściwie mi zrobiliście?
Mężczyzna skrzyżował dłonie na plecach i spokojnym krokiem począł krążyć po pokoju.
- Wszczepiliśmy ci moduł energii psionicznej.
- Wszczepiliście mi co?
- Coś, dzięki czemu przeżyjesz – mężczyzna stanowczo zabrał głos. – Każdy człowiek posiada energię psioniczną, jednak jej pełne wykorzystywanie jest domeną tylko najzdolniejszych psioników, którzy praktykują przez wiele lat. Czasem kilkanaście, czasem nawet kilkadziesiąt. Jest jednak prostszy sposób, wszczepienie modułu psionicznego – i to właśnie ci zrobiliśmy.
Patrzyłem na krążącego po pomieszczeniu faceta i nie mogłem uwierzyć w to co do mnie mówi. W mojej głowie kłębiło się całe mnóstwo pytań. A zatem pytałem:
- Dlaczego niby bez tej energii tak trudno tu przeżyć?
Mężczyzna uśmiechnął się pobłażliwie i począł wszystko mi wykładać:
- Widzisz – zaczął. – W lochach nie jesteśmy sami. Żyją tu istoty, o których ludzie, którzy odkryli Lochy nie mają pojęcia. Są to stworzenia przystosowane do życia w tych warunkach, które radzą sobie o wiele lepiej niż my, skazańcy. Gdyby nie psionika… Posłuchaj, żadna broń, rozumiesz? Żadna nie jest w stanie zdziałać tego co energia, która w nas drzemie. Ale o tym pewnie jeszcze się przekonasz.
- Skoro użytkowanie tej energii jest tak trudne, jak udało wam się skonstruować moduł, pozwalający na jej bezproblemowe wykorzystywanie? – pytania kłębiły mi się w głowie, było tyle niejasności.
- Nie głupi z ciebie chłopak – mężczyzna znów się uśmiechnął, a mnie zrobiło się przez chwilę jakoś tak przyjemnie. – To co ci powiem jest dość niewiarygodne, lecz prawdziwe. W Lochach znaleźliśmy generator energii psionicznej, rozumiesz? Od początku był tu silnik, który produkuje dziwną energię i nikt nie wie skąd się wziął. Na szczęście wielu mamy pośród skazańców amatorów fizyki i nauk ścisłych. Dzięki nim udało nam się stworzyć moduł. Każdy nowoprzybyły przechodzi przez proces, który masz już za sobą.
- Myślałem, że chcecie mi zrobić krzywdę, przewiercić mnie wiertarką, ukrzyżować, odciąć kończyny, czy coś jeszcze gorszego – zacząłem czuć się pewniej i poczułem, że na mojej twarzy mimowolnie pojawia się uśmiech.
- Musielibyśmy być idiotami, by chcieć cię okaleczać lub zabić. Skazańcy muszą trzymać się razem, żeby tu przeżyć. Każda para rąk się do czegoś przydaje, a żeby z człowieka był pożytek musi nauczyć się radzić sobie w Lochach. Do tego niezbędny jest moduł.
Byłem podekscytowany. Czułem, że trafiłem do innego świata, wtedy jeszcze nie wiedziałem jak bardzo niebezpiecznego. Wtedy postrzegałem go jako nową przygodę pełną nieznanego. Zainteresowany tematem, ciągnąłem rozmowę dalej:
- Jak korzystać z tej energii? Czy to trudne?
- Moduł, który zamontowaliśmy w twojej potylicy to tylko narzędzie. Umysłem i jego energią kierujesz ty sam. Posiadając moduł szybko nauczysz się podstaw. Trzeba ci jednak wiedzieć, że energia ta nie jest nieskończona. W miarę korzystania z jej możliwości, wyczerpujesz jej zapasy. Musisz dbać o to, by poziom twojej bioplazmy nie spadł do zera. Gdy nie masz energii, nie zrobisz żadnego użytku z modułu.
- Jak uzupełnić zapas tej bioplazmy? – musiałem zrobić bardzo głupią minę, zadając to pytanie, bo mężczyzna znów pobłażliwie się uśmiechnął.
- Bioplazma jest w tobie, to twój organizm ją produkuje i póki żyjesz będzie się cały czas kumulowała wewnątrz twojego ciała. Jej regeneracja jest jednak bardzo powolna i dlatego nasi naukowcy skonstruowali odpływy z głównego generatora na prawie całą sieć Lochów. Z pomniejszych generatorów można pobrać zapas bioplazmy w bardzo łatwy sposób, wystarczy dotknąć taki generator.
- Skąd mam wiedzieć, że moja bioplazma się wyczerpała?
- Uwierz, że będziesz wiedział. Wystarczy, że raz skorzystasz z modułu i zużyjesz swój pierwszy zapas bioplazmy. Poczujesz, jak to jest, gdy przepływa ona żywo przez twój organizm i tym bardziej poczujesz, kiedy jej zabraknie.
- Czy prócz generatorów nie ma innego sposobu…
- Jest – mój mentor szybko mi przerwał, chyba doskonale znając wszystkie pytania (i co ważniejsze, odpowiedzi na nie), które zadają nowi. – Możesz regenerować swoją bioplazmę spożywając ją. To jest tak. Każdy żywy organizm posiada w sobie zapas bioplazmy. Gdy umiera, bardzo szybko rozchodzi się ona w przestrzeni.
- A więc dusza składa się z bioplazmy? – przerwałem mu choć czułem, że nie powinienem.
Spojrzał na mnie surowo i kontynuował, nie odpowiadając na moje pytanie:
- Nasi uczeni zbierają ją i w laboratorium przerabiają na materię zdatną do doustnego spożycia.
- Nieźle – wykrztusiłem z siebie, będąc pod ogromnym wrażeniem tego, co słyszałem.
- Takie napoje bioplazmowe są jednak dość kosztowne.
- Jak to, to macie tu pieniądze? – spytałem szczerze zdziwiony.
- No dobrze – mężczyzna podjął ton, który wskazywał na to, iż zamierza zmienić temat, co zaczynało mnie lekko irytować; już drugi raz uniknął odpowiedzi na zadane przeze mnie pytanie. – czas zrobić porządek z twoimi nogami, zdaje się, że je połamałeś.
Naraz przypomniało mi się, jak bardzo bolą mnie połamane kości.
- Tak, zanim się zrosną nie będę dla was zbytnio pożyteczny, co?
Mężczyzna prychnął krótko i stanął tuż nade mną. Chwycił mnie za prawą rękę i położył na prawej nodze. Analogicznie zrobił z lewą kończyną.
- Teraz zamknij oczy i skup się.
Postąpiłem zgodnie z nakazem.
- Wyobraź sobie, że twoje ciało jest przezroczyste, zrobione ze szkła.
- Dobrze – odpowiedziałem podekscytowany a w mojej głowie widziałem już swoją sylwetkę, siedzącą na kozetce. Całą szklaną, błyszczącą.
- Wewnątrz twojej szklanej powłoki płynie twoja energia, nie stoi w miejscu, lecz jest aktywna. Nie jest ani gwałtowna, ani powolna. Wciąż się miesza i z gracją wypełnia szklanego ciebie. Jaki ma kolor twoja bioplazma?
- Niebieski – odpowiedziałem bez zastanowienia.
- Dobrze, teraz spójrz na swoje szklane nogi. W każdej z nich jest przezroczysty zator, który blokuje energię, nie wpuszcza jej w to miejsce. To twoje złamania. Ale masz jej przecież mnóstwo w dłoniach. Bioplazma świetnie przepływa przez szklaną skórę, lecz nie roni na zewnątrz ani kropli. Nie można jej wylać, więc się nie bój, można ją najwyżej spalić i teraz spal jej trochę, by z twoich rąk płynęła do nóg tak długo, aż wypełni zatory.
Wypełniało mnie ciepłe mrowienie. Właściwie to było mi trochę ciepło a trochę chłodno na zmianę, ale zarówno ciepło, jak i chłód były bardzo przyjemne.
- Ból znika – kontynuował głos, który zdawało się istniał już tylko w mojej głowie. – Nogi zdrowieją, a zatory wypełniają się niebieską, ciekłą energią. Jakie to uczucie?
- Wspaniałe.

***

Uleczenie nóg za pomocą psioniki było dla mnie szokiem. To, że sam byłem w stanie dokonywać takich rzeczy, a żyłem tyle lat nieświadom swoich możliwości. Oczywiście teraz miałem wszczepiony moduł i wszystko zdawało się takie proste, jednak to, jak potężny jest ludzki umysł i ciało… To wciąż nie dawało mi spokoju. Byłem jednocześnie zafascynowany i przerażony tym faktem. Abel (bo tak nazywał się szpakowaty jegomość, który mnie wprowadził w tajniki nowego świata) nauczył mnie podstaw psioniki, czyli tego jak wykorzystywać ją do ‘’naprawy’’ własnego ciała. Wkrótce dowiedziałem się o pozostałych, jakże licznych zastosowaniach energii psionicznej.

Abel prowadził mnie wilgotnym korytarzem do, jak się okazało, jednego z najważniejszych miejsc w całych Lochach. Pomieszczenie to mieściło w sobie generator główny i w przeciwieństwie do oświetlonego jedynie lichym światłem lamp korytarza, było bardzo jasne i ciepłe. Mój mentor uścisnął dłoń mężczyzny w białym kitlu, który był mniej więcej w tym samym wieku co on, a następnie przedstawił nas sobie:
- To jest ten nowy – zwrócił się do mężczyzny, nie podając mojego imienia, po czym wskazując go ręką spojrzał na mnie. – Doktor Isaac Freeman.
- Bardzo mi miło – odezwałem się.
Doktor jedynie się uśmiechnął i powiedział:
- Gotów nauczyć się czegoś nowego?














Odpowiedz
#2
Wygląda na to, że będę pierwszy. Czytało się przyjemnie. Zacząłem lekko zniechęcony, bo zrzucanie człowieka, tuż po odczytaniu wyroku skojarzyło mi się z początkiem pierwszego Gothica i w ogóle ta konwencja gry komputerowej w pierwszej chwili do mnie nie przemawiała, ale ostatecznie dałem się wciągnąć i do momentu wyleczenia nóg jakoś poleciało. Teraz konkrety:

Cytat:- Morderstwo dokonane z premedytacją na młodym chłopaku. Motywem zbrodni był zysk materialny. Kara – Lochy
Jakbyś tak pogrzebał w kodeksie karnym, albo obejrzał jakiś film z rozprawą sądową i liznął trochę prawniczego żargonu, to zdanie wyglądałoby lepiej, bo teraz brzmi naiwnie.

Nieszczególnie oryginalny pomysł Lochów, za to fajny patent z psioniką.

O Lochu nie wiele można powiedzieć, bo nie wiele Lochu zwiedziliśmy, jednak na tę chwilę ten świat wydaje się mniej złowrogi niż być powinien. A nawet całkiem milusi. Siedzą sobie najwięksi zwyrole i gdy pojawia się nowy, to nie każą mu się schylać po mydełko, jak to bywa w więzieniach, tylko "Choć stary, wszczepimy ci moduł, bo lubimy cię i musimy trzymać się razem." Niechby poczuł najpierw jak trudno przetrwać bez tego. Jakby z początku miał trochę bardziej pod górę, a współwięźniowie nie byli tacy milutcy, to może efekt byłby lepszy.

Przegiąłeś z tym połamaniem nóg. Rozumiem, że obrażenia były potrzebne, żeby pokazać scenę uleczenia, jednak skoro koleś połamał na wejście obie nogi, to można się spodziewać, że co najmniej 1/3 więźniów w ogóle nie przeżywa zrzutu... bez sensu. Inaczej bym go tam wtrącił, a nogi (czy cokolwiek innego połamał w toku zapoznawania się z nowym miejscem zamieszkania). Poza tym:
Cytat:Naraz przypomniało mi się, jak bardzo bolą mnie połamane kości.
Pieprzony cyborgCool Zapomniał, że bolały go połamane nogi?!

Jakiś ciapowaty ten bohater. Od razu zaczyna "Dajcie mi spokojnie umrzeć". Uwierz mi, że każdy, choćby na co dzień był nie wiadomo jakim fajtłapom, w obliczu zagrożenia, będzie walczył, gryzł, kopał i wyzywał, a nie prosił, żeby go zabili, byle bezboleśnie.

Ogólnie akcja dzieje się, na moje oko, za szybko. Chyba przez to, że większość tekstu to dialog. Powinieneś częściej wprowadzać w dialogach coś po myślniku. Robisz to ale rzadko i z reguły to jest w stylu:

Cytat: - Coś, dzięki czemu przeżyjesz – mężczyzna stanowczo zabrał głos.
Gdyby stanowcze zabranie głosu było bardziej opisowe byłoby sporo lepiej. W ogóle brakuje opisów. Bardzo. Opisów bohaterów, lochu etc.

A no i do tego wszystkiego "bioplazma". Nie wiem czemu, nazwa wydaje mi się infantylna. Poza tym psionika to chyba moc płynąca z umysłu, a bio - kojarzy mi się z czymś bardziej cielesnym, organicznym. Ale to moje odczucie, więc się nie przejmuj.

Tyle uwag. Jak znam życie i to forum, za chwilę pojawi się parę osób, które przepuszczą cały tekst przez maszynkę językowo-ortograficzno-interpunkcyjną i pewnie ich uwagi będą konkretniejsze. Ja tam nie lubię się rozdrabniać, co mi się rzuciło w oczy to już wiesz. Całość ma potencjał i na razie punktacji żadnej w postaci cyferek wystawiał nie będę, bo w tym fragmencie jest za mało do takiej oceny. Na pewno z przyjemnością przeczytam następny fragment, jeśli się pojawi.
Odpowiedz
#3
Cytat:za chwilę pojawi się parę osób, które przepuszczą cały tekst przez maszynkę językowo-ortograficzno-interpunkcyjną
Skąd wiedziałeś? Big Grin
Cytat:nie nauczony
nienauczony. Jeśli się nie mylę, to, to jest rzeczownik odczasownikowy, więc pisownia jak u rzeczowników i przymiotników.
Cytat:wystarczy dotknąć taki generator.
takiego generatora.
Cytat:Całą szklaną, błyszczącą.
- Wewnątrz twojej szklanej powłoki płynie twoja energia, nie stoi w miejscu, lecz jest aktywna. Nie jest ani gwałtowna, ani powolna. Wciąż się miesza i z gracją wypełnia szklanego ciebie. Jaki ma kolor twoja bioplazma?
Cytat:Wkrótce dowiedziałem się o pozostałych, jakże licznych zastosowaniach energii psionicznej.

Czytałam wyrywkowo, więc raczej nie wyłapałam wszystkiego. Zgadzam się z opinią Okruszka.
Przestępcy, tak? Jak na przestępców są kompletnie niewiarygodni. Naprawdę, wredniejsze od nich osoby się uznaje za miłe.
Odpowiedz
#4
Ano widzisz. Pomysł dobry, ba nawet intrygujący. Przeczytałem i przed oczy przyszła mi reklama jak to małemu gówniarzowi na drodze do poznawania (mli, mli przesłodzonego aż mdli) świata, stają ból i gorączka.

Zamiast studni raczej zorganizowałbym skazańcowi zjazd w dość stromej rurze. Wiesz, początek może być całkiem pionowy, dalej robi się łuk, dajmy na to schodzący po linii śrubowej aż do poziomego odcinka na końcu dla wyhamowania. Taka zabawka może być dowolnie długa ( znaczy ciągnąć się na wieleset metrów (a nawet kilometry w dół) i jeśli jest odpowiednio śliska ( lód, płynąca woda) każdy taki lot przeżyje. Sugerowałbym również na końcu gustowne i odpowiednio śmierdzące bajoro ze szlamem, coby skazany wiedział w jaki gnój się wpakował. W wypadku studni granica głębokości to 4 - 5 metrów, a i tak było by sporo ofiar śmiertelnych. Nie mówiąc o tym że Twoi więźniowie zapewne dość szybko zmajstrowaliby drabinę i wyleźli na powierzchnię. Inna metoda to struga powietrza wiejąca do góry wewnątrz wąskiej, bardzo głębokiej studni, ale tu prędkość wiatru musiała by sięgać 200 km/h żeby odpowiednio spowolnić spadanie, a i wydostać się z podziemia łatwo budując coś w stylu spadochronu. Tyle na temat kwestii spadania i wpadania.

Atmosfera w podziemiach również wydaje się nadmiernie mdło - słodka jak na kloakę ludzkości. Osobiście sugerowałbym coś z klimatów przedstawionych choćby w "Kronikach Ridika". Myślę że opowiadaniu pikanterii dodała by scena spotkania z grupą odpowiednio zwyrodniałych skazańców. W końcu twój bohater jest młody i zapewne atrakcyjny, więc jakaś odpowiednio perwersyjna scena w stylu "lalunia podnieś mydełko" na pewno tekstowi by nie zaszkodziła. A otrzymany przy próbie oporu "wpierdol" mógłby być przyczyną obrażeń.

Twoi zaś psionicy, mogli by być specyficzną kastą, lepiej wykształconych, bardziej ludzkich więźniów, przed którymi reszta czuje respekt. Mogli by oni tworzyć coś w rodzaju enklawy normalności w środku piekła.

Myślę że po tym piekle powinien się nieco pobłąkać twój bohater, nie znając jego regół, aż wreszcie pobity i upodlony, na skraju śmierci mógłby zostać zabrany do psioników.



To tyle jeśli chodzi o moje rady.
W sumie można zrobić z tego całkiem dobre i odpowiednio treściwe opowiadanie, a może nawet i powieść. Tylko trzeba cokolwiek to wszystko uwiarygodnić, i nadać kolorytu. Te podziemia naprawdę muszą ociekać szlamem i śmierdzieć jak samo dno piekieł. Mają być mroczne jak sam Hades, tak jakby za każdym cieniem czy załomem śmierć ostrzyła swoją kosę o kamień. Cyberpunkowy świat Psioników, ma wydawać się zaś oazą spokoju, choć i w nim powinno się czuć z lekka klaustrofobiczną, duszną atmosferę zagrożenia.

Czyli parafrazując wers pewnej piosenki, zakrzyknę: "Więcej mroku!'

Pozdrawiam serdecznie.

corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#5
Bardzo mi się spodobało to Smile
Pomysł zdaje się nie jest jakiś specjalnie odkrywczy, ale ogólnie przyjemnie się to czytało i nie nudzisz.
Odpowiedz
#6
Cytat:Atmosfera w podziemiach również wydaje się nadmiernie mdło - słodka jak na kloakę ludzkości.
Gorzkiblotnica, nie zgodzę się. Odebrałem to w ten sposób, że moduł psioniczny (nazwa średnia, swoją drogą) powiększa możliwości ludzkiego umysłu, ale też, jak w przypadku ludzi intensywnie medytujących, sprawia że stają się bardziej świadomi i po prostu lepsi. Taki niezamierzony efekt uboczny. Nagle tysiące zbrodniarzy stają się świętą armią walczącą ze złem. Czyż to nie ciekawsze niż po raz kolejny opisywanie surowego i brutalnego świata bezprawia?

Cytat:Zamiast studni raczej zorganizowałbym skazańcowi zjazd w dość stromej rurze. Wiesz, początek może być całkiem pionowy, dalej robi się łuk, dajmy na to schodzący po linii śrubowej aż do poziomego odcinka na końcu dla wyhamowania. Taka zabawka może być dowolnie długa ( znaczy ciągnąć się na wieleset metrów (a nawet kilometry w dół) i jeśli jest odpowiednio śliska ( lód, płynąca woda) każdy taki lot przeżyje. Sugerowałbym również na końcu gustowne i odpowiednio śmierdzące bajoro ze szlamem, coby skazany wiedział w jaki gnój się wpakował.
Protestuję. Opisałem coś takiego w tekście: "Wszyscy lubimy zjeżdżalnie" i proszę nie powielać pomysłu Big Grin
http://www.via-appia.pl/forum/showthread.php?tid=10102

Traktuję tekst jako normalne opowiadanie, nie pomysł na grę ani scenariusz. Podoba mi się, nawet bardzo.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości