07-04-2012, 17:00
Poprawiona, rozwinięta wersja Wioli i Titta. Nie jestem jednak pewna kategorii Miłego czytania!
W pewnym rosyjskim gospodarstwie mieszkało stare małżeństwo- Wiola i Titto. Mężczyzna nie miał już siły zajmować się polem, toteż podjęli decyzję o zaadoptowaniu dziesięcioletniego chłopca do pomocy. Wiola ochoczo się zgodziła, więc jeszcze tego samego dnia Titto poprosił swojego przyjaciela, aby zadzwonił do domu dziecka w Anglii i wszystko załatwił. Dziecko musiało być silne i chętne do pracy.
Dwa tygodnie po podjęciu decyzji, mężczyzna pojechał na stację kolejową maluchem (który był najlepszym modelem samochodu w tamtej małej mieścinie). Kiedy zaszedł, stacja była pusta. Wszedł na salę dojeżdżających i zobaczył że jest tylko on, portier i mała szkaradna dziewczynka. Jej chudą twarzyczkę okalały dwa grube rude warkocze, pasujące kolorem do mnóstwa piegów zdobiących policzki. Na drobnym ciele niczym worek od ziemniaków wisiała wypłowiała kremowa sukienka. Kruche palce dziewczynki zaciskały drewnianą rączkę niewielkiej walizeczki. Mężczyzna rozejrzał się dookoła i zapytał portiera, czy nie dotarł jakiś chłopiec z Anglii.
- Och, nie, sir. Z Anglii przyjechała tylko ta dziewczynka.
- Acha...- powiedział Titto nieco zmieszany.- Dziękuję.
Mężczyzna podszedł niepewnie do rudowłosej i zaczął.
- Czy to ty przyleciałaś z domu dziecka w Londynie?
- Tak- odpowiedziała.- Moja mama zostawiła mnie tam, gdy miałam dwa lata. Ojciec zmarł na czarną ospę. Nie mam pojęcia, co to jest, ale podobno bardzo straszna choroba. Wie pan, że choroba ta przebiegała bardzo strasznie? Mama załamała się po tym zajściu. A pan był kiedyś na coś takiego chory? Moja babcia chorowała czasami na grypę, a pięć lat temu zmarła. Dziadek palił dużo papierosów i rak płuc...
- Wezmę twoją torbę- przerwał jej.
Dziewczynka szybko oddała walizkę. Chwilę potem siedzieli już na wytartych siedzeniach czerwonego malucha Titta, pędząc w kierunku starego gospodarstwa. Dziewczynka ciągle paplała, wydobywając z siebie potok niezrozumiałych słów. Nieprzyzwyczajony do długich rozmów z płcią żeńską Titto, zaraz po dotarciu do domu zamknął dziewczynkę w piwnicy.
Około południa, Wiola wypuściła ją na dwór. Początkowo nie rozumiała, czemu Titto tak bardzo się zdenerwował. Jednak gdy tylko rudowłosa otworzyła usta, kobieta zrozumiała postawę swojego męża. Zdecydowała jednak dać dziewczynce szansę.
- Niezwykłe są te ptaki na pobliskiej topoli. Śpiewają tak cudnie. A ten potok? Bajecznie niebiański. Niczym rozpacz przelana z radością, do których dodano zazdrość... Ach, pani sobie wyobraża...
- Dziecko, proszę... Zamilcz choć na chwilę. Chciałabym zobaczyć co potrafisz.
- Och, proszę pani! Czego ja nie umiem... Skaczę wyżej niż chłopcy z sierocińca, bluzeczki składam w kostkę lepiej niż panna Miour'e... Z pewnością też naczynia wycieram tysiąc razy dokładniej niż Emily...
- Nie chodzi mi o prace domowe!- wykrzyknęła nieco zniecierpliwiona Wiola.- Pracowałaś kiedyś w ogrodzie?
- Myłam płytki tarasowe, zbierałam piłki...
- Pieliłaś w ogrodzie, orałaś pole?
- Proszę? Nie, ach... Państwa pola są przecudowne! Najcudowniejsze! Ach, och... Piękność pól Afrodycie...
Zniechęcona Wiola wiedziała już, że nic tu po tej szkaradnej istocie. Szukali małego pomocnika, a dostali rozgadaną rudowłosą. Pomyślała, iż najmądrzej będzie oddać dziecko z powrotem do sierocińca. Jednak sekundę potem w jej głowie zrodził się lepszy pomysł.
- Kochanie, zechciałabyś mi pomóc w domu?
- Och, pani Wiolu! Muszę się jakoś państwu odwdzięczyć za tą niezwykłą pomoc mi okazaną! Tą dobroć. Wyciągnęli mnie państwo z sierocińca, dali dach nad głową...
- Dobrze, już dobrze. Jednak teraz zechciej mi powiedzieć, myłaś kiedyś okna?
Dziewczynka, przyzwyczajona do ciężkiej pracy nie zauważyła, iż pracowała cały dzień. Od pierwszej po południu do dziewiątej wieczorem umyła wszystkie okna w gospodarstwie, umyła podłogi, wytarła kurze i przyszyła guziki do koszul Titta. Wykonując te czynności nie marudziła. W kółko jednak mówiła o swoim dzieciństwie, zachwycała się pięknem przyrody wokół domostwa...
Gdy małżeństwo skończyło kolację, Wiola zawołała rudowłosą, odciągając ją od prania. Dziewczynka miała pozmywać naczynia. Spojrzała tęsknie na okruszki chleba, uświadamiając sobie, że przez cały dzień nic nie jadła. Postanowiła jednak na razie nic nie mówić i bez szemrania podeszła do umywalki. Gdy wycierała talerze, rozwiązał się jej język.
- A wiedzą państwo, że w sierocińcu dzieci też dostawały jeść? Tak, naprawdę. Ach, jak ja bym zjadła pajdę chleba z pomidorem... Albo ziemniaki i schabowego. Och... Ile bym dała za jabłko, może i śliwkę...- urwała.
Talerz wycierany przez rudowłosą wypadł jej z rąk i rozbił się na miliardy kawałeczków, które wpadły w każdy zakamarek kuchni.
- Ty!- wrzasnął Titto, podbiegając do dziewczynki i łapiąc ją za grube warkocze.
- Proszę, proszę! Nie, nie bijcie mnie! Przepraszam! Nie chciałam! To było śliskie!- krzyczała błagalnym tonem przez łzy.
- Nie trzeba było tyle gadać- zaśmiała się Wiola.
- Zapłacisz za to, gówniaro!
Mężczyzna, ciągnąc dziewczynkę za warkocze wywlókł ją na podwórko za ogrodem i przywiązał grubym sznurem do białego pnia drzewa. Rudowłosa wiła się, szlochając, ale to nie wzruszało starego małżeństwa.
- Żono, urządzimy sobie zawody na najlepszy rzut nożem?
- Z przyjemnością, mężu.
Wiola i Titto na przemian rzucali ostrymi nożami w kierunku dziewczynki. Ostrza wbijały się w kruchutkie ciało, zadając śmiertelne ciosy. Rudowłosa krztusiła się krwią, napływającą jej do gardła. Łzy mieszały się ze szkarłatnym płynem, a płacz z szatańskim śmiechem dwojga oprawców. Po kilku minutach, rudowłosa zmarła.
- Kochanie, nie sądzisz, że ta krew pięknie pasuje do szkaradnych włosów tej oto dziewoi?
- Tak... Chociaż sądzę, iż jej kruchutkie ciało idealnie nadawać się będzie na pokarm dla dzików.
- Cudowny pomysł!
*-*-*-*
Tak oto wyglądał ostatni dzień Ani Jacksoon. Młoda dziewczynka ostro pracowała całe swoje życie, aby stać się pokarmem dla dzików. Za to ostatni opiekunowie, w dzień po jej śmierci zadzwonili do domu dziecka w Warszawie, aby zaadoptować młodego chłopca do pomocy. Po cichu jednak liczyli na to, by znów wydarzyła się pomyłka, która pozwoli im na urządzenie zawodów na rzut nożem do celu...
Szkaradna rudowłosa
W pewnym rosyjskim gospodarstwie mieszkało stare małżeństwo- Wiola i Titto. Mężczyzna nie miał już siły zajmować się polem, toteż podjęli decyzję o zaadoptowaniu dziesięcioletniego chłopca do pomocy. Wiola ochoczo się zgodziła, więc jeszcze tego samego dnia Titto poprosił swojego przyjaciela, aby zadzwonił do domu dziecka w Anglii i wszystko załatwił. Dziecko musiało być silne i chętne do pracy.
Dwa tygodnie po podjęciu decyzji, mężczyzna pojechał na stację kolejową maluchem (który był najlepszym modelem samochodu w tamtej małej mieścinie). Kiedy zaszedł, stacja była pusta. Wszedł na salę dojeżdżających i zobaczył że jest tylko on, portier i mała szkaradna dziewczynka. Jej chudą twarzyczkę okalały dwa grube rude warkocze, pasujące kolorem do mnóstwa piegów zdobiących policzki. Na drobnym ciele niczym worek od ziemniaków wisiała wypłowiała kremowa sukienka. Kruche palce dziewczynki zaciskały drewnianą rączkę niewielkiej walizeczki. Mężczyzna rozejrzał się dookoła i zapytał portiera, czy nie dotarł jakiś chłopiec z Anglii.
- Och, nie, sir. Z Anglii przyjechała tylko ta dziewczynka.
- Acha...- powiedział Titto nieco zmieszany.- Dziękuję.
Mężczyzna podszedł niepewnie do rudowłosej i zaczął.
- Czy to ty przyleciałaś z domu dziecka w Londynie?
- Tak- odpowiedziała.- Moja mama zostawiła mnie tam, gdy miałam dwa lata. Ojciec zmarł na czarną ospę. Nie mam pojęcia, co to jest, ale podobno bardzo straszna choroba. Wie pan, że choroba ta przebiegała bardzo strasznie? Mama załamała się po tym zajściu. A pan był kiedyś na coś takiego chory? Moja babcia chorowała czasami na grypę, a pięć lat temu zmarła. Dziadek palił dużo papierosów i rak płuc...
- Wezmę twoją torbę- przerwał jej.
Dziewczynka szybko oddała walizkę. Chwilę potem siedzieli już na wytartych siedzeniach czerwonego malucha Titta, pędząc w kierunku starego gospodarstwa. Dziewczynka ciągle paplała, wydobywając z siebie potok niezrozumiałych słów. Nieprzyzwyczajony do długich rozmów z płcią żeńską Titto, zaraz po dotarciu do domu zamknął dziewczynkę w piwnicy.
Około południa, Wiola wypuściła ją na dwór. Początkowo nie rozumiała, czemu Titto tak bardzo się zdenerwował. Jednak gdy tylko rudowłosa otworzyła usta, kobieta zrozumiała postawę swojego męża. Zdecydowała jednak dać dziewczynce szansę.
- Niezwykłe są te ptaki na pobliskiej topoli. Śpiewają tak cudnie. A ten potok? Bajecznie niebiański. Niczym rozpacz przelana z radością, do których dodano zazdrość... Ach, pani sobie wyobraża...
- Dziecko, proszę... Zamilcz choć na chwilę. Chciałabym zobaczyć co potrafisz.
- Och, proszę pani! Czego ja nie umiem... Skaczę wyżej niż chłopcy z sierocińca, bluzeczki składam w kostkę lepiej niż panna Miour'e... Z pewnością też naczynia wycieram tysiąc razy dokładniej niż Emily...
- Nie chodzi mi o prace domowe!- wykrzyknęła nieco zniecierpliwiona Wiola.- Pracowałaś kiedyś w ogrodzie?
- Myłam płytki tarasowe, zbierałam piłki...
- Pieliłaś w ogrodzie, orałaś pole?
- Proszę? Nie, ach... Państwa pola są przecudowne! Najcudowniejsze! Ach, och... Piękność pól Afrodycie...
Zniechęcona Wiola wiedziała już, że nic tu po tej szkaradnej istocie. Szukali małego pomocnika, a dostali rozgadaną rudowłosą. Pomyślała, iż najmądrzej będzie oddać dziecko z powrotem do sierocińca. Jednak sekundę potem w jej głowie zrodził się lepszy pomysł.
- Kochanie, zechciałabyś mi pomóc w domu?
- Och, pani Wiolu! Muszę się jakoś państwu odwdzięczyć za tą niezwykłą pomoc mi okazaną! Tą dobroć. Wyciągnęli mnie państwo z sierocińca, dali dach nad głową...
- Dobrze, już dobrze. Jednak teraz zechciej mi powiedzieć, myłaś kiedyś okna?
Dziewczynka, przyzwyczajona do ciężkiej pracy nie zauważyła, iż pracowała cały dzień. Od pierwszej po południu do dziewiątej wieczorem umyła wszystkie okna w gospodarstwie, umyła podłogi, wytarła kurze i przyszyła guziki do koszul Titta. Wykonując te czynności nie marudziła. W kółko jednak mówiła o swoim dzieciństwie, zachwycała się pięknem przyrody wokół domostwa...
Gdy małżeństwo skończyło kolację, Wiola zawołała rudowłosą, odciągając ją od prania. Dziewczynka miała pozmywać naczynia. Spojrzała tęsknie na okruszki chleba, uświadamiając sobie, że przez cały dzień nic nie jadła. Postanowiła jednak na razie nic nie mówić i bez szemrania podeszła do umywalki. Gdy wycierała talerze, rozwiązał się jej język.
- A wiedzą państwo, że w sierocińcu dzieci też dostawały jeść? Tak, naprawdę. Ach, jak ja bym zjadła pajdę chleba z pomidorem... Albo ziemniaki i schabowego. Och... Ile bym dała za jabłko, może i śliwkę...- urwała.
Talerz wycierany przez rudowłosą wypadł jej z rąk i rozbił się na miliardy kawałeczków, które wpadły w każdy zakamarek kuchni.
- Ty!- wrzasnął Titto, podbiegając do dziewczynki i łapiąc ją za grube warkocze.
- Proszę, proszę! Nie, nie bijcie mnie! Przepraszam! Nie chciałam! To było śliskie!- krzyczała błagalnym tonem przez łzy.
- Nie trzeba było tyle gadać- zaśmiała się Wiola.
- Zapłacisz za to, gówniaro!
Mężczyzna, ciągnąc dziewczynkę za warkocze wywlókł ją na podwórko za ogrodem i przywiązał grubym sznurem do białego pnia drzewa. Rudowłosa wiła się, szlochając, ale to nie wzruszało starego małżeństwa.
- Żono, urządzimy sobie zawody na najlepszy rzut nożem?
- Z przyjemnością, mężu.
Wiola i Titto na przemian rzucali ostrymi nożami w kierunku dziewczynki. Ostrza wbijały się w kruchutkie ciało, zadając śmiertelne ciosy. Rudowłosa krztusiła się krwią, napływającą jej do gardła. Łzy mieszały się ze szkarłatnym płynem, a płacz z szatańskim śmiechem dwojga oprawców. Po kilku minutach, rudowłosa zmarła.
- Kochanie, nie sądzisz, że ta krew pięknie pasuje do szkaradnych włosów tej oto dziewoi?
- Tak... Chociaż sądzę, iż jej kruchutkie ciało idealnie nadawać się będzie na pokarm dla dzików.
- Cudowny pomysł!
*-*-*-*
Tak oto wyglądał ostatni dzień Ani Jacksoon. Młoda dziewczynka ostro pracowała całe swoje życie, aby stać się pokarmem dla dzików. Za to ostatni opiekunowie, w dzień po jej śmierci zadzwonili do domu dziecka w Warszawie, aby zaadoptować młodego chłopca do pomocy. Po cichu jednak liczyli na to, by znów wydarzyła się pomyłka, która pozwoli im na urządzenie zawodów na rzut nożem do celu...
The Earth without art is just eh.