Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Szept uciszonych
#1
ROZDZIAŁ PIERWSZY

Johann Deku drzemał w swoim gabinecie, z głową na biurku, kiedy nagle poczuł, że ktoś próbuje wsunąć mu pod czoło coś papierowego. Otworzył oczy i zobaczył swoją asystentkę, Stenę Ledgred.
Chociaż miała ona zaledwie dwadzieścia cztery lata, to wykazywała się niezwykłą sprawnością i inteligencją. Była ona wysoką, niebieskooką kobietą z jasną karnacją i czarnymi, kręconymi włosami. Trzymała w ręce niewielką, zapieczętowaną kopertę.
- Sądząc po pieczęci, to wiadomość od Administratora – powiedziała bez ogródek. – Przed chwilą przyniósł ją Martel.
Johann spojrzał zdziwiony na Stenę. Martel był jednym z najbardziej zaufanych ludzi Administratora i jeśli został wysłany, by dostarczyć świstek papieru, to jego treść musiała być naprawdę ważna.
Stena cofnęła się kilka kroków, skrzyżowała ręce na piersi i patrzyła na przełożonego, dając do zrozumienia, że nie da mu spokoju, dopóki nie pozwoli jej zapoznać się z treścią listu.
Johann podniósł wzrok.
- Mam przeczytać na głos, czy wolisz sama? – zapytał ze złośliwością. Stena wzruszyła ramionami. Mężczyzna delikatnie odpieczętował kopertę i wyciągnął kartkę. Spojrzał na nią, odchrząknął, jakby właśnie miał wygłosić ważną przemowę i zaczął czytać. – Drogi Johannie! W Jua Miji doszło ostatnio do pewnych niepokojących wydarzeń. Uważam, że powinniśmy je omówić w bezpiecznym miejscu. Spotkaj się ze mną u Tomasa najszybciej, jak tylko możesz.
- Zakładam, że „u Tomasa” oznacza w eglisium?
- Nie znam innej osoby noszącej to imię, u której mógłby chcieć spotkać się Administrator – odparł Johann z przekąsem. Stena nie poczuła się urażona – przyzwyczaiła się już, że w jego obecności nie należy zadawać banalnych pytań. Odpowiedź na kolejne, które miała zadać, nie była już tak oczywista, ale Johann ją uprzedził: - Tak, możesz iść ze mną.
Stena skinęła głową i wyszła z gabinetu, on sam natomiast wziął list i kopertę i wrzucił do kominka. Ostrożności nigdy za wiele – pomyślał i narzucił na siebie futro.

Na posterunku poza Johannem i Steną był tylko jeden człowiek, głośno chrapiący. Nie mając ochoty się tłumaczyć, wyszli po cichu.
Nad drzwiami wisiał szyld: „Straż Imperialna Dystryktu Północnego”.
- Gdyby tylko nasza robota przypominała pracę Straży Imperialnej… - mruknął ponuro Johann. Stena nie mogła puścić tej uwagi mimo uszu. Nigdy tak nie robiła.
- Co masz na myśli?
Johann westchnął.
- Nadali mi tytuł Naczelnika Straży Imperialnej Dystryktu Północnego, brzmi świetnie, ale za niewielką podwyżkę dostałem mnóstwo dodatkowej pracy, a wciąż zajmuję się tym samym co wy, bo nie ma kto łapać drobnych złodziejaszków i ściągać zaległych podatków. Dobrze wiesz, że w tym samym czasie ci na Południu objadają się na ucztach i wydają innym rozkazy… Mam już prawie pięćdziesiąt lat, Steno, naprawdę chciałbym czasem odpocząć.
Stena wahała się, czy powinna zwrócić uwagę na to, że Johann mniej więcej pięć razy w każdym miesiącu otrzymuje propozycję przeprowadzki do któregoś z południowych dystryktów i rozpoczęcia tam pracy. Uznała jednak, że pomimo wszystkich tych zmartwień musiał mieć konkretne powody, dla których nie zdecydował się na wyjazd, a poza tym nie czuła się wystarczająco kompetentna, by rozmawiać na temat problemów życiowych pięćdziesięciolatków.
I, dajcie bogowie, żebym nigdy nie była – pomyślała i roześmiała się, przez co jej szef popatrzył na nią jak na idiotkę. Pokręciła głową i ruszyła w kierunku głównej ulicy.
Było bardzo chłodno i wietrznie – pogoda typowa dla pierwszych tygodni jesieni w całym Dystrykcie Północnym. Norr, jego stolica, leżała na krańcu najbardziej wysuniętego na północ punktu - wąskiego półwyspu. Dzięki ulokowaniu nad morzem mieszkańcy tego miasta mogli liczyć na teoretycznie łagodniejszą aurę, niż gdzie indziej na Północy, co wcale nie oznaczało, że mieli lekko. Zimy i tak były ekstremalne i każdego tygodnia ktoś zamarzał, a niemal co rok jakaś wyprawa handlowa nie wracała. Kupcy już dawno zdali sobie sprawę z tego, że ryzyko jest zbyt duże i przestali podróżować na Południe.
Skręcili w prawo. Ulica, w którą weszli była częścią Traktu Strażniczego, głównej drogi przebiegającej przez cały Endersol. Biegł on od portu w Jua Miji, położonej na południowym wybrzeżu stolicy całego cesarstwa, przez kilka ważniejszych miast i setki wsi, by zakończyć się przy tak zwanej "przystani" w Norr. Według Johanna bardziej adekwatnym określeniem byłoby "przystanieczka", gdyż była ona tak mała i rzadko odwiedzana, że rzadko cumowało tam więcej niż dwadzieścia łodzi. Większość z nich należała zresztą do rybaków, którzy, gdy tylko na morzu znikała pokrywa lodowa, płynęli na położone kilka kilometrów od brzegu wysepki, skąd wyruszali na połowy. Co kilka dni wracali z rybami, by za chwilę ponownie oddać się pracy. Rybacy ciężko harowali przez kilka miesięcy, ale pozostałą część roku, kiedy nie można było łowić, mieli prawo odpoczywać ile tylko dusza zapragnie. Dla nich te warunki były w porządku.
- Kiedy ostatnio rozmawiałeś z Administratorem? – Stena musiała zauważyć zamyślony wyraz twarzy Johanna. Pytanie, które zadała, nie wywołało jednak uśmiechu na jego obliczu.
- Trzy dni temu. I nie, nie wyglądał na kogoś, kto miał jakieś niepokojące wieści.
Eglisium Tomasa znajdowało się wśród budynków mieszkalnych, które zajmowały większą część miasta, począwszy od jego południowej granicy. Pomiędzy nimi a przystanią znajdowała się jeszcze tak zwana dzielnica handlowa, pełna sklepów i targowisk, a na samym cyplu administracyjna, w której znajdował się Pałac Administratora, posterunek, szkoła, drugie eglisium oraz niewielki park. Johann i Stena minęli właśnie ostatni kupiecki kram i obok nich zaczęły wyrastać identyczne, dwupiętrowe, drewniane budynki, ułożone w pasy. Większość rodzin zajmowała tylko jedno piętro, gdyż w Norr mieszkało ponad dwadzieścia trzy tysiące ludzi, a terytorium miasta było bardzo niewielkie. Złośliwi wskazywali, że ludzie nie musieliby się tak gnieść, gdyby Pałac Administratora i jego otoczenie nie zajmowało piątej części miasta, ale stanowił on ważny obiekt dla tożsamości obywateli całego Dystryktu Północnego i nie chciano go burzyć.
Weszli w jedną z wąskich uliczek pomiędzy dwoma pasami domów, minęli kilka z nich i stanęli przed eglisium. Był to budynek nieprzypominający innych świątyń – w zasadzie z daleka nie dało się powiedzieć, że w tym miejscu oddawano cześć bogom, ale nic dziwnego – jeszcze za czasów dzieciństwa Johanna był to zwykły budynek mieszkalny, przebudowany na potrzeby sakralne dopiero, kiedy ludzie przestali z powodu mrozu chodzić do eglisium w dzielnicy administracyjnej. Jedynym znakiem świadczącym o charakterze tego miejsca były dwie bardzo skromnie wykonane figury postawione po obu stronach drzwi – po lewej Augona, boga morza, a po prawej Geady, bogini zimy. Johann podszedł do wejścia i zapukał. Po chwili drzwi uchyliły się i zobaczył w nich zaniepokojoną twarz eglisiera Tomasa Piousa. Wyglądał na zaskoczonego, kiedy zobaczył Stenę, ale szybkim gestem nakazał im, żeby weszli do środka.
Gdy tylko znaleźli się wewnątrz, Tomas zatrzasnął drzwi i zamknął je na kilka zamków. Administrator Jonsen Gratus klęczał przed posągiem Dommera, boga sprawiedliwości i sędziego dusz i patrzył na jego niemal absurdalnie wydłużoną twarz. Tę cechę mu nieporadny rzeźbiarz - paradoksalnie, mieszkańcy Endersolu wierzyli, że miał on idealnie okrągłą głowę.
- Co się stało, Jaśnie Wielmożny Panie? – spytał Johann, doszedłszy do wniosku, że Jonsen nie zamierzał pierwszy się odezwać. Administrator dalej jednak milczał. Na pytanie Johanna odpowiedział więc Tomas.
- Wczoraj został zamordowany Brandsen i jego żona.
Burne Brandsen przed kilkunastoma laty był Naczelnikiem Straży Imperialnej Dystryktu Północnego. W odróżnieniu od Johanna jednak, już po otrzymaniu pierwszej konkretnej oferty pracy w Jua Miji spakował się i ogłosił, że wyjeżdża. Poznali się, kiedy byli dziećmi, Brandsen był dwa lata starszy i przez dość długi okres czasu byli najlepszymi przyjaciółmi. Burne jednak wyjechał i jakby zapomniał o ojczystej ziemi i znajomych, którzy na niej zostali, ograniczając się do wysyłanych raz na kilka miesięcy namiastek listów, w dodatku z upływem czasu robił to coraz rzadziej. Od jego wyjazdu widzieli się tylko dwa razy, ostatni raz siedem lat temu, kiedy Brandsen przyjechał do Norr, tropiąc gigantyczny spisek kupców. Niemniej Burne radził sobie nieźle i kilka miesięcy temu Johann otrzymał list, w którym stary przyjaciel chwalił się, że został głównym śledczym, co oznaczało, że po kolejnym awansie mógłby zacząć organizować uczty i korzystać z usług kobiet lekkich obyczajów za publiczne pieniądze. To go jednak nie interesowało – na razie chciał pracować i łapać przestępców.
Cóż, przestępcy złapali jego – pomyślał Johann. Na głos jednak powiedział co innego:
- Zakładam, że nie zostałbym tu wezwany, gdyby nasi koledzy z Jua Miji pochwycili sprawcę.
- Srebrne Węże. – Tomas niemal wypluł te słowa.
Srebrne Węże były bractwem profesjonalnych zabójców. Działały od wieków i chociaż poświęcono mnóstwo środków i ludzkich żyć, by ich rozbić, nigdy się to nie udało. Każde ich zabójstwo wyglądało podobnie – ofiara ginęła podczas snu, zawsze w swoim własnym łóżku, przez podcięcie gardła. Na miejscu zbrodni zawsze znajdowano wykonaną z czystego srebra figurkę węża.
- Cóż, gdybym chciał zabić jednego z najważniejszych policjantów w kraju, też wolałbym skorzystać z usług zawodowca – zauważył Johann ironicznie. Nie rozumiał jednak pewnej rzeczy – dlaczego to Administrator wydawał się być najbardziej zmartwiony tą sprawą, podczas gdy znał Brandsena słabiej niż on i Tomas.
- Tak, wiem nad czym się właśnie zastanawiasz – odezwał się nagle Jonsen. Johann niemal podskoczył. Administrator mówił, chociaż wciąż był wpatrzony w jakiś punkt na posągu Dommera. – Mój syn, Reihard, ten, który wstąpił do Straży Imperialnej w Jua Miji, pracował nad jakąś dużą sprawą razem z Brandsenem. Kazałem mu wracać do Norr, ale on twierdzi, że teraz tym bardziej musi ją rozwiązać.
Johann był zaskoczony, że Administrator zareagował tak histerycznie, w końcu nie stało się jeszcze nic złego, ani też nie mogli być pewni, że Reihardowi groziło niebezpieczeństwo. Był jednak sceptyczny także z innego powodu – może to dlatego, że nie miał dzieci i nie musiał się o nie troszczyć, ale uważał, że kiedy były już wystarczająco dorosłe, powinny móc robić co chciały. Jeśli syn Administratora miał pragnienie, by walczyć o sprawiedliwość, to jego ojciec powinien to uszanować. Nie mógł jednak tego powiedzieć na głos.
- Co sobie życzy w związku z tym Jaśnie Wielmożny Pan? – spytał Johann najbardziej uprzejmie i delikatnie, jak potrafił. Nie wyszło za dobrze.
- Daruj sobie wreszcie te uprzejmości! – krzyknął Administrator, chociaż w jego głosie było więcej rozpaczy, niż nakazu. Obrócił się w ich stronę. Po jego policzkach spływały łzy. – Johannie, jedź do Jua Miji i pilnuj mojego syna, błagam cię!
Johann przełknął ślinę i zamrugał oczami. Pomysł wyjazdu na Południe nie podobał mu się ani trochę, zwłaszcza, że zbliżała się zima, co oznaczało, że musiałby prawdopodobnie zostać tam na kilka następnych miesięcy. Postanowił spróbować przekonać Jonsena, że zachowuje się nieracjonalnie, a przynajmniej dać sobie czas na podjęcie decyzji.
- Czy Jaśnie Wielmożny… - Natychmiast się poprawił, widząc wzrok Administratora. - Czy wiesz, nad czym pracował Burne?
Jonsen pokręcił głową.
- Reihard napisał mi jedynie, że to coś dużego i nie jest to odpowiednia sprawa, by pisać o niej w liście.
- Czy cesarz podejmował jakieś kroki w sprawie śmierci Brandsena? Kontaktował się z Jaśnie Wielmożnym Panem? – Do rozmowy wtrąciła się Stena. Administrator znał ją słabo i była od niego ponad dwa razy młodsza, więc zwroty grzecznościowe z jej strony mu nie przeszkadzały.
- Dostałem tylko podpisane przez niego pismo, z informacją, że zostanie pochowany w Jua Miji, o ile jego rodzina nie będzie miała innej woli. – Zaczął się histerycznie śmiać. – Nie sprawdzili nawet, czy Brandsen miał rodzinę. Ale w końcu wysłali tę wiadomość do Norr, a my przecież nie umiemy czytać.
Dotknął bardzo delikatnej kwestii. Ponieważ mieszkańcy Dystryktu Północnego nie byli fanami podróży do obszarów położonych na południu, to z czasem pojawiło się tam mnóstwo bezsensownych stereotypów na ich temat. Chociaż tamtejsza inteligencja dobrze wiedziała, że nie są prawdziwe, to jednak w karczmach można było usłyszeć naprawdę absurdalne rzeczy.
A obecny cesarz, Temur VI, zdecydowanie bardziej pasował do karczm niż do inteligencji – pomyślał Johann.
Byli więc powszechnie uważani za barbarzyńców, którzy nie znają zasad kultury, a sztuka jest im już zupełnie obca. Ponieważ dość łatwo można było ich rozpoznać, przede wszystkim z powodu specyficznej mowy, to gdy tylko ktoś usłyszał północny akcent, od razu na wszystkich padał blady strach. Zupełnie jakby za chwilę jakiś niewinny człowiek miał zostać rozszarpany i publicznie zjedzony.
Johann uważał akurat, że to mieszkańcy Północy byli pod niektórymi względami bardziej cywilizowani – mieli na przykład nawyk sprawdzania zasłyszanych informacji, więc głupie stereotypy na Północy praktycznie nie istniały, a ludzie byli w sumie mądrzejsi niż w innych dystryktach. W dodatku nie było praktycznie problemu nierówności społecznych – każdy kto chciał przeżyć w ekstremalnych warunkach musiał ciężko pracować. Nie dotyczyło to co prawda kupców, ale oni też musieli najpierw się dorobić, poza tym na Południu uprzywilejowanych było znacznie więcej grup. Dlatego w Norr i innych miejscowościach Dystryktu nie tylko najzamożniejsi szli do szkoły, a kariery w urzędach, czy sądownictwie były otwarte nie tylko dla synów bogatych ojców.
- Myślę jednak, że nawet tego grubego pajaca zainteresowało, gdy zginął jeden z jego najważniejszych przydupasów – oświadczyła rozbrajająco Stena, co zszokowało Johanna, który nigdy nie spodziewałby się, że usłyszy z jej ust takie określenie na cesarza. Cały szczęście, że nikt tu go nie lubi - pomyślał. Kiedy kobieta zobaczyła zaskoczenie na twarzy przełożonego, rozłożyła ręce w geście „no co?”.
- Jonsenie, musisz się uspokoić – zaczął Johann. – Nie ma żadnych dowodów na to, że twój syn jest w niebezpieczeństwie.
Administrator widocznie nie miał jednak ochoty, by ktoś przemawiał mu do rozsądku.
- Jeśli nie chcesz jechać do Jua Miji, to po prostu mi powiedz. Wezwałem ciebie, bo to tobie i Tomasowi ufam najbardziej w tym mieście, a on z oczywistych powodów nie może jechać – mówił powoli, zdecydowanie, już bez rozpaczy w głosie. – Gdyby nie obowiązki, sam wybrałbym się do Cesarskiego Miasta i siłą przywiózł syna na Północ, ale w Norr jest pełno kupców z Południa, którzy chcą załatwić swoje sprawy, zanim śnieg zasypie im drogi. – Przerwał na chwilę i wziął głęboki oddech, a następnie najspokojniej jak potrafił wyartykułował: – Oczekuję od ciebie jasnej deklaracji.
Johann przeleciał wzrokiem po całym eglisium, jakby liczył, że któryś z bogów pomoże mu podjąć decyzję. Cóż, żaden jednak nie pomógł, więc zatrzymał wzrok na Jonsenie.
- W porządku. Pojadę.



Życzę miłej lektury i czekam na krytykę.
Odpowiedz
#2
Trochę mi się nudzi, więc, że tak powiem, zagłębię się dość mocno w tekst od strony narracji i stylu. Oczywiście nie musisz się zgadzać ze wszystkimi sugestiami, ale mam nadzieję, że przynajmniej niektóre z nich przydadzą Ci się na przyszłość. Smile

Cytat:Johann Deku spał w swoim gabinecie, z głową na biurku, kiedy nagle poczuł kartkę papieru wsuwającą mu się pod czoło.
Subiektywnie wydaje mi się, że zdanie to można napisać 'zgrabniej' (a nawet należy, bo to samiutki początek tekstu). Ja bym napisał tak:
Johann Deku spał w swoim gabinecie, z głową na biurku, kiedy poczuł, że ktoś próbuje wsunąć mu kartkę papieru pod czoło.
Ale jak mówię - to tylko takie subiektywne 'widzimisię'.

Cytat:Otworzył oczy i zobaczył Stenę Ledgred, swoją młodą asystentkę.
Powtórzenie.

Cytat:Johann spojrzał na nią.
Kobietę czy wiadomość? Wink

Cytat:Stena cofnęła się kilka kroków, skrzyżowała ręce na piersi i patrzyła na przełożonego, dając mu do zrozumienia, że nie da mu spokoju, dopóki nie pozwoli jej zapoznać się z treścią listu.
Pierwsze "mu" do wywalenia.

Cytat:Stena nie poczuła się urażona – przyzwyczaiła się już, że w jego obecności nie należy zadawać banalnych pytań. Odpowiedź na kolejne pytanie, które miała zadać, nie była już tak oczywista, ale Johann ją uprzedził
Tu z kolei do usunięcia drugie powtórzenie, bo ładnie to poleci na domyśle za sprawą frazy "które miała zadać".

Cytat:Stena skinęła głową i wyszła z jego gabinetu
Usuń pogrubienie - dałeś wcześniej jasno do zrozumienia, że gabinet jest Johanna, a w tym momencie powtarzanie tej informacji jest zbędne, nic nie wnosi.

Cytat:Wyszli po cichu, nie mając ochoty się tłumaczyć.
Zamieniłbym kolejność zdań podrzędnych, tak dla zróżnicowania narracji.

Cytat:pomyślała i roześmiała się, przez co jej szef popatrzył na nią jak na idiotkę.
Powtórzenie, akapit wyżej nazywasz go w ten sam sposób.

Cytat:Norr, jego stolica, położona była na najbardziej wysuniętym na północ punkcie - krańcu wąskiego półwyspu.
Powtórzenie. Zamiast 'położona była' proponuję 'leżała'.

Cytat:Dzięki ulokowaniu nad morzem mieszkańcy tego miasta mogli liczyć na teoretycznie łagodniejszą pogodę
Powtórzenie - daj 'aurę'.

Cytat:Zawsze znajdowali się chętni – mimo, że mogli przypłacić chęć zarobku życiem, to jednak szansa powodzenia było dużo większa, a pieniądze kusiły.
Podkreślenie - nie brzmi mi to. Po prostu.
Pogrubienie - dziwna sytuacja 'mimo że' po myślniku. Kiedy ten zlepej występuje na początku zdania to nie stawiamy przecinka. W tym wypadku - nie mam pojęcia. Wink

Cytat:Zaczynał się on na południu, przy porcie w Jua Miji, stolicy całego cesarstwa i biegł przez kilka ważnych miast oraz setki wsi, by zakończyć się w Norr.
Zaczynał, zakończył. Nudne słowa. Dobrze by wyszło, gdyby ubarwić to zdanie i zastosować jakieś obrazowe zamienniki.

Cytat:w większości należących do rybaków, którzy wyruszali na widoczne na horyzoncie wysepki, a stamtąd wypływali na połowy.
3x 'na', a zacytowany frgment krótki. Przeredagowałbym.

Cytat:kiedy nie można było łowić, mieli prawo odpoczywać ile tylko mieli ochotę
Pogrubienie zamieniłbym na - ile tylko dusza zapragnie.

Cytat:Pytanie, które zadała nie sprawiło jednak, że pojawił się na niej uśmiech.
W celu uniknięcia zaimkozy pogrubienie zamieniłbym na - nie wywołało uśmiechu na obliczu.

Cytat:Pomiędzy nimi, a portem znajdowała się jeszcze tak zwana dzielnica handlowa, pełna sklepów i targowisk, a także administracyjna, w której znajdował się Pałac Administratora, posterunek, szkoła, drugie eglisium, oraz niewielki park.
Tutaj usunąłbym dwa przecinki - ten po "nimi" (bo w wypadku, kiedy piszemy, że 'między tym a tamtym' nie stawia się przecinka). Usunąłbym też przecinek przed 'oraz'. Tak mi się wydaje, że byłoby poprawnie.

Cytat:Johann i Stena minęli właśnie ostatni sklep i zaczęli mijać identyczne, dwupiętrowe, drewniane budynki, ułożone w pasy.
Powtórzenie - minęli, mijać. Może pasowałoby - przechodzić obok? Sam nie wiem.

Cytat:Był to budynek nieprzypominający innych świątyń – w zasadzie z daleka nie dało się powiedzieć, że było to miejsce, gdzie oddawano cześć bogom
Proponuję:
Był to budynek nieprzypominający innych świątyń - w zasadzie z daleka nie dło się powiedzieć, że w miejscu tym oddawno cześć bogom...

Cytat:ale nic dziwnego – jeszcze kiedy Johann był małym chłopcem, był to zwykły budynek mieszkalny,
ale nic dziwnego - jeszcze za czasów dzieciństwa Johanna, był to zwykły budynek mieszkalny.

Cytat:Wydawał się być zaskoczony
Proponuję - wyglądał na zaskoczonego.
Subiektywnie lepiej mi brzmi.

Cytat:Administrator Jonsen Gratus klęczał przed posągiem Dommera, boga sprawiedliwości i sędziego dusz i patrzył na jego głowę.
Widzę to tak:
Administrator Jonsen Gratus klęczał przed posągiem Dommera, boga sprawiedliwości i sędziego dusz, patrząc w jego [daj określenie] twarz.

Cytat:Poznali się kiedy byli dziećmi
Przecinek przed 'kiedy'.

Cytat:Tym niemniej Burne radził sobie nieźle i kilka miesięcy temu Johann otrzymał list, w którym [kto?] chwalił się, że został głównym śledczym
"Tym" raczej do wywalenia. Zacząłbym to zdanie od "niemniej".
W miejscu, gdzie dopisałem "kto" daj "stary przyjaciel" albo coś w tym stylu.

Cytat:po kolejnym awansie mógłby zacząć organizować uczty i korzystać z usług kobiet lekkich obyczajów za publiczne pieniądze.
Hehe. Big Grin

Cytat:Administrator mówił, chociaż wciąż był wpatrzony jakiś punkt na posągu Dommera
Dopisz "w" przed "jakiś".

Cytat:ani też nie mogli być pewni, że Reihard był w niebezpieczeństwie
...że Reihardowi grozi niebezpieczeństwo.

Cytat:Jego twarz była pełna łez
Po jego policzkach ciekły łzy?
Stwierdzam, że masz spory problem z nadużywaniem 'być'. Tongue



Reasumując:
błędów interpunkcyjnych prawie nie masz, kilka jest, ale na taką objętość tekstu, to ilość wręcz śladowa. Język jest dość fajny, obrazowy. Dlatego dziwię się, co masz z tym nadużywaniem słowa "być". Koniecznie zwracaj na to uwagę w przyszłości.

Zawsze podziwiam ludzi, którzy Tworzą swoje światy, w których piszą. Wydaje mi się to strasznie trudne (sam piszę zwykle w świecie rzeczywistym). Dlatego muszę Cię pochwalić za świat przedstawiony: jest rozbudowany, a informacje na jego temat nie są podane nachalnie, ale zgrabnie powplatane w fabułę. Spodobała mi się ta różnica między południowcami, a ludźmi z północy - taki klasyczny podział my><oni.

Sterna i Johann to udani bohaterowie, pomimo tego, że są między nimi złośliwości, to czuje się podskórnie, że Ci oboje darzą się sympatią. Tę dwójkę uważam za udaną. Tomas wypadł nijako, Jonsen wzbudził we mnie antypatię, a wspominany cesarz Temur jest takim trochę mało oryginalnym wizerunkiem władcy. Wniosek - rozbuduj też postaci poboczne, bo dwójkę głównych bohaterów masz fajną.

Ciekawi mnie podróż na Południe w tych ekstremalnych warunkach. Mam nadzieję, że opiszesz to dokładnie i będzie to fajny, przygodowy rozdział. Zostawiłeś tu taką zapowiedź tego i jako czytelnikowi zrobiłeś mi smaka - nie popsuj tej/tych scen. Smile

Ale najważniejsze - przyhamuj z tym "być", a wtedy będzie się naprawdę nieźle.

Pozdrawiam!
Odpowiedz
#3
Dziękuję za wypisanie tych błędów, muszę przyznać, że niektóre mnie zdziwiły, bo myślałem, że etap gubienia słów mam już za sobą Tongue.

Od początku wiedziałem, że to pierwsze zdanie jest beznadziejne, zwłaszcza dlatego, że jest pierwsze, ale nie chciałem zaczynać tekstu w inny sposób, a nie wiedziałem, jak je przeredagować. Dziękuję za podpowiedź.

A co do wędrówki na Południe, to planuję ją opisać, ale najbardziej ekstremalna część czeka na bohaterów po jednym - dwóch dniach, wcześniej chcę jeszcze trochę ponudzić rozmowami w karczmach i gospodach.

Pozdrawiam.
Odpowiedz
#4
Dobra, obiecałem, więc biorę się do komentowania.

Cytat:Johann Deku drzemał w swoim gabinecie, z głową na biurku, kiedy nagle poczuł, że ktoś próbuje wsunąć mu kartkę papieru pod czoło. Otworzył oczy i zobaczył Stenę Ledgred, która była jego młodą asystentkę.
Szczerze mówiąc nie pasuje mi słowo "młodą". W tym miejscu jest zbędne. Znacznie sensowniejsze byłoby stwierdzenie "która była jego asystentką" (jeszcze ę, zamiast ą ci się trafiło). A potem opisanie jej wyglądu, z zaznaczeniem, że jest młoda.

Cytat:- To wiadomość od Administratora, sądząc po pieczęci – powiedziała bez ogródek. – Przed chwilą przyniósł ją Martel.
Początkowy fragment wypowiedzi zamieniłbym miejscami. "Sądząc po pieczęci, to wiadomość od Administratora." Brzmi to... lepiej, przynajmniej w mojej subiektywnej opinii.

Cytat:Johann spojrzał na kobietę. Martel był jednym z najbardziej zaufanych ludzi Administratora i jeśli został wysłany, by dostarczyć świstek papieru, to jego treść musiała być naprawdę ważna.
Ten fragment jest zasadniczo ok. Co prawda dodałbym jakiś opis zmiany wyrazu twarzy Johanna do fragmentu, gdy patrzy na asystentkę, tak dla zaakcentowania jego zdziwienia.

Cytat:Stena cofnęła się kilka kroków, skrzyżowała ręce na piersi i patrzyła na przełożonego, dając do zrozumienia, że nie da mu spokoju, dopóki nie pozwoli jej zapoznać się z treścią listu.
Trochę dziwne zachowanie, jak na asystentkę, w mojej opinii. Żeby miała czytać korespondencję jej szefa?

Cytat:- Mam przeczytać na głos, czy wolisz sama? – zapytał ze złośliwością. Stena wzruszyła ramionami. Mężczyzna delikatnie ściągnął pieczęć, odchrząknął, jakby właśnie miał wygłosić ważną przemowę i zaczął czytać. – Drogi Johannie! W Jua Miji doszło ostatnio do pewnych niepokojących wydarzeń. Uważam, że powinniśmy je omówić w bezpiecznym miejscu. Spotkaj się ze mną u Tomasa najszybciej, jak tylko możesz.

Szczerze mówiąc nie podchodzi mi trochę treść liściku. Zapieczętowany list z czymś takim? Tak się raczej nie robi, w mojej opinii powinien wysłać mu dokładne informacje, co ma z czym zrobić (jeśli jest jego szefem), albo po prostu przekazać mu, że chce się z nim sotkać. Dodatkowe informacje w liściku, który nie jest tajny to mimo wszystko ryzyko.
Na marginesie - to jest zapieczętowany list? Bo wcześniej określiłeś go jako "świstek papieru"... to tak trochę nie pasuje.

Cytat:Spotkaj się ze mną u Tomasa najszybciej, jak tylko możesz.
- Zakładam, że „u Tomasa” oznacza w eglisium?
- Nie znam innego Tomasa, u którego mógłby chcieć spotkać się Administrator
Tomasa, Tomasa, Tomasa... przerobiłbym ten fragment, to się trochę rzuca w oczy.

Cytat:Stena skinęła głową i wyszła z gabinetu, on sam natomiast wziął list, zapieczętował go ponownie i wrzucił do kominka. Ostrożności nigdy za wiele – pomyślał i narzucił na siebie futro.
Mhm, wszystko pięknie ładne, ale czemu jeszcze nie zgasił kominka, nie zebrał popiołów i nie rozsypał na cztery strony świata? Po co pięczętować przed wrzuceniem do kominka?

Cytat:Nie mając ochoty się tłumaczyć, wyszli po cichu.
Ten facet jest, jak piszesz dalej, Naczelnikiem, tak? To po co miałby się tłumaczyć? Trochę bezsensowne w mojej opinii.

Cytat:Stena nie mogła puścić tej uwagi mimo uszu – nigdy tak nie robiła.
Szczerze? Myślnik zbędny, zrobiłbym tam kropkę. Ten fragment ma miejsce w tej samej linii co wypowiedź - myślnik tam trochę myli, bo człowiek się spodziewa dalszej części wypowiedzi. Ja osobiście unikam w takiej sytuacji dodatkowych myślników.

Cytat:- Nadali mi tytuł Naczelnika Straży Imperialnej Dystryktu Północnego, brzmi świetnie, ale za niewielką podwyżkę dostałem mnóstwo dodatkowej pracy, a wciąż zajmuję się tym samym co wy, bo nie ma kto łapać drobnych złodziejaszków i ściągać zaległych podatków, podczas gdy ci na Południu objadają się na ucztach i wydają innym rozkazy…
Zbyt długie zdanie, sens ucieka w trakcie czytania. Podziel na kilka zdań.

Cytat:Mam już prawie pięćdziesiąt lat, Steno, potrzebuję trochę odpocząć.
Potrzebuję, potrzebuję, hmm... jakoś mi to trochę krzywo brzmi. Gdybym to ja pisał, w tym miejscu byłoby "Steno, naprawdę chciałbym trochę odpocząć.". Ale to, na ile się orientuję, nie jest zasadniczo błąd, tylko po prostu się to jakoś koślawo czyta.

Cytat:Było bardzo chłodno i wietrznie – pogoda typowa dla pierwszych tygodni jesieni w całym Dystrykcie Północnym.
Trochę sztampa Big Grin Gdzie byś nie spojrzał, w każdym fantasy na północy jest zimno Wink

Cytat:Kupcy doskonale zdawali sobie sprawę z ryzyka i sami już dawno przestali podróżować – zamiast tego oferowali tutejszym biedakom sowitą zapłatę za dostarczenie towarów na Południe.
I ci biedacy nie wzięliby po prostu zapłaty i nie poszli w cholerę? :/ Bo to tak raczej nie działa. Na tym miejscu wystarczyłoby wspomnienie, że niewielu kupców podróżowało zimą.

Cytat:Ulica, w którą weszli była częścią Traktu Strażniczego, głównej drogi przebiegającej przez cały Endersol. Biegł on od portu w Jua Miji, położonej na południowym wybrzeżu stolicy całego cesarstwa, przez kilka ważniejszych miast i setki wsi, by zakończyć się przy tak zwanej "przystani" w Norr.
Trakt Strażniczy? Trochę nietypowa nazwa. W takiej sytuacji bardziej pasują nazwy w stylu "Trakt Cesarski", itd. Ale to tylko taka luźna uwaga.

Cytat:Cumowało tam co najwyżej dwadzieścia łodzi rocznie, w większości należących do rybaków, którzy, gdy tylko na morzu znikała pokrywa lodowa, płynęli na położone kilka kilometrów od brzegu wysepki, skąd wyruszali na połowy. Co kilka dni wracali z rybami, by za chwilę ponownie oddać się pracy. Rybacy ciężko harowali przez kilka miesięcy, ale pozostałą część roku, kiedy nie można było łowić, mieli prawo odpoczywać ile tylko dusza zapragnie. Dla nich te warunki były w porządku.
Wiesz... początek sugeruje, że przez rok do tego "portu" wpływa dwadzieścia łodzi. To by zaś oznaczało, że tych rybaków musiałoby być maksimum dwóch-trzech Wink Bardziej pasowałaby wypowiedź, że "Przystań ta była tak mała i tak rzadko odwiedzana, że rzadko cumowało tam więcej niż dwadzieścia łodzi."

Cytat:Eglisium Tomasa znajdowało się wśród budynków mieszkalnych, które zajmowały większą część miasta, od jego południowej granicy.
Przyznam się, że nie zrozumiałem o co chodzi z "od jego południowej granicy" Big Grin Wyjaśnisz mi to może?

Cytat:Pomiędzy nimi a portem znajdowała się jeszcze tak zwana dzielnica handlowa, pełna sklepów i targowisk, a także administracyjna, w której znajdował się Pałac Administratora, posterunek, szkoła, drugie eglisium oraz niewielki park.
Wiesz... taki podział na dzielnice jest raczej nierealistyczny. Na ile mi wiadomo, w standardowym mieście sklepy istnieją w całym mieście, a za centrum administracyjne wystarczał Ratusz Wink Opcjonalnie jeszcze oddzielny budynek na sąd. Ale to taka luźna sugestia.

Cytat: Złośliwi wskazywali, że ludzie nie musieliby się tak gnieść, gdyby Pałac Administratora i jego otoczenie nie zajmowało piątej części miasta, ale stanowił on ważny obiekt dla tożsamości obywateli całego Dystryktu Północnego i nie chciano go burzyć.
Czyli co, Sejm jest ważnym obiektem dla tożsamości obywateli całej Polski? Big Grin Osobiście napisałbym coś w stylu "ale Administrator ani myślał opuszczać swój wielki i wygodny pałac, tak więc nigdy go nie zburzono.".
Ponownie - to już jest kwestia 100% opcjonalna, bo raczej nie jest to błąd, po prostu... niewłaściwe sformułowanie.

Cytat:w zasadzie z daleka nie dało się powiedzieć, że było w tym miejscu oddawano cześć bogom
Zbędne "było".

Cytat:jeszcze za czasów dzieciństwa Johanna, był to
Zbędny przecinek po "Johanna"

Cytat:kiedy ludzie przestawali z powodu mrozów chodzić do eglisium w dzielnicy administracyjnej.
"Przestawali" nie pasuje. Ogółem napisałbym coś w stylu "kiedy okoliczni mieszkańcy z powodu mrozu przestali chodzić do eglisium". Poza tym... trochę to bez sensu Wink Administracja jest, o ile się orientuję, mniej więcej w środku, nie? Więc, gdy ludzie przestali tam chodzić, zbudowano nowe eglisium w miejscu, do którego niektórym mieszkańcom było dwa razy dalej?

Cytat:Gdytylko znaleźli się wewnątrz
Spacja ci uciekła.

Cytat:Tę cechę mu nieporadny rzeźbiarz - paradoksalnie, mieszkańcy Endersolu wierzyli, że miał on idealnie okrągłą głowę.
Słówko "nadał" ci uciekło.

Cytat:- Co się stało, Wasza Wysokości?
Wasza Wysokość, jak już. Na marginesie, nie wydaje mi się, żeby taka tytulatura była odpowiednio w stosunku do Administratora Big Grin Owszem, na ile się orientuje to władca Dystryktu, ale określenie Wasza Wysokość pasuje raczej do króla, cesarza, etc.

Cytat: Burne jednak wyjechał i jakby zapomniał o ojczystej ziemi i znajomych, którzy na niej zostali ograniczając się do wysyłanych raz na kilka miesięcy namiastek listów, w dodatku z upływem czasu robił to coraz rzadziej.
Dałbym przecinek pomiędzy "zostali" i "ograniczając".

Cytat:Był jednak sceptyczny także z innego powodu – może to dlatego, że nie miał dzieci i nie musiał się o nie troszczyć, ale uważał, że kiedy były już wystarczająco dorosłe, powinny móc robić co chciały, a jeśli syn Administratora miał pragnienie, by walczyć o sprawiedliwość, to jego ojciec powinien to uszanować.
Nieco zbyt długie zdanie, przeciąłbym je na pół.

Cytat:Obrócił się na kolanach w ich stronę.
Dosyć ciekawa gimnastyka :d Jakoś sobie tego nie wyobrażam.


Cytat:Postanowił zwlekać z podjęciem decyzji.
Czy zwlekanie cokolwiek by dało w jego sytuacji? Trochę bez sensu decyzja Wink

Cytat:Czy wiesz, nad czym pracował Burne?
Zbędny przecinek Big Grin

Cytat:Ponieważ dość łatwo można było ich rozpoznać, przede wszystkim z powodu specyficznej mowy, to gdy tylko ktoś rozpoznał północny akcent, od razu na wszystkich padał blady strach, zupełnie jakby za chwilę jakiś niewinny człowiek miał zostać rozszarpany i publicznie zjedzony.
Kolejne absurdalnie długie zdanie.

Cytat:Johann uważał akurat, że to mieszkańcy Północy byli pod niektórymi względami bardziej cywilizowani – mieli na przykład nawyk sprawdzania zasłyszanych informacji, więc głupie stereotypy na Północy praktycznie nie istniały, a ludzie byli w sumie mądrzejsi niż w innych dystryktach. W dodatku nie było praktycznie problemu nierówności społecznych – każdy kto chciał przeżyć w ekstremalnych warunkach musiał ciężko pracować. Nie dotyczyło to co prawda kupców, ale oni też musieli najpierw się dorobić, poza tym na Południu uprzywilejowanych było znacznie więcej grup. Dlatego w Norr i innych miejscowościach Dystryktu nie tylko najzamożniejsi szli do szkoły, a kariery w urzędach, czy sądownictwie były otwarte nie tylko dla synów bogatych ojców.
Taka trochę utopia. Może to kwestia tego, że lubuję się w dark fantasy, ale bardziej prawdopodobne w mojej opinii by było, że ci szarzy, zwyczajni ludzie zarabiali by się na śmierć, po to by kupić od kupców chociażby tyle opału by dożyć wiosny Big Grin Ale to już twoja sprawa.

Cytat:- Myślę jednak, że nawet tego grubego pajaca zainteresowało, gdy zginął jeden z jego najważniejszych przydupasów – oświadczyła rozbrajająco Stena, co zszokowało Johanna, który nigdy nie spodziewałby się, że usłyszy z jej ust takie określenie na cesarza.
Zakładam, że zdajesz sobie sprawę, że w 99% państw o takim poziomie rozwoju jak to twoje, wylądowałaby w więzieniu za obrazę majestatu Wink Trochę głupio słuchać, jak taka osoba (było nie było - na stanowisku), robi takie coś. Lekko nierealistyczne, zwłaszcza że słabo zna Administratora. A co, gdyby był on fanatycznym zwolennikiem cesarza?

Cytat:Gdyby nie obowiązki, sam bym wybrał się do Cesarskiego Miasta
Sam bym wybrał się... czy ja wiem? W mojej opinii pasowałoby znacznie bardziej "sam wybrałbym się".

Cytat:zanim śnieg zasypie drogi powrotne.
Drogi powrotne? A to drogi są jednokierunkowe? Big Grin "zasypie drogi na południe" już prędzej.

******************************
Przeczytałem. Jak na razie niewiele wiadomo, bo i niewiele pokazałeś. Owszem, zaczyna się interesująco, ale nie jestem w stanie nic powiedzieć na temat fabuły, póki nie pokażesz większego jej kawałka. Za to, co pokazałeś na chwilę obecną, dałbym ci... 7/10. Wyższych zasadniczo nie wystawiam, jeśli nie mam za co wystawić Wink Poza garścią błędów w budowie universum i pomniejszych głupotek fabularnych, niczego więcej nie widzę.
Błędów w pisowni mało. Poza paroma źle zbudowanymi zdaniami i paroma "znikniętymi" słowami i spacjami, jest ok. 8/10.

Wychodzi więc.. 7,5/10. Mam nadzieję, że cię to satysfakcjonuje Big Grin


Wysłane w dwóch kawałkach, przez "limit obrazków w poście", który najwyraźniej obejmuje też cytaty. Admini, ogarnijcie się...
Cała moja twórczość, z której jestem zadowolony:
Na zwłokach Imperium[fantasy]
I to jest dokładnie tak smutne jak wygląda.

Komentuję fantastykę, miniatury i ewentualnie publicystykę, ale jeśli pragniesz mego komentarza, daj mi znać na SB/PW. Z góry dziękuję za kooperacje Tongue
Odpowiedz
#5
Cytat:Ten facet jest, jak piszesz dalej, Naczelnikiem, tak? To po co miałby się tłumaczyć? Trochę bezsensowne w mojej opinii.

Niby tak, ale mógłby spytać "dokąd idziecie?", a gdyby dostał odpowiedź typu "nie interesuj się", to mógłby się "obrazić", a po co robić sobie kłopoty Tongue.

Cytat:Było bardzo chłodno i wietrznie – pogoda typowa dla pierwszych tygodni jesieni w całym Dystrykcie Północnym.
Trochę sztampa Big Grin Gdzie byś nie spojrzał, w każdym fantasy na północy jest zimno Wink

Wiem, w zasadzie w pewnym momencie zastanawiałem się, czy nie umiejscowić akcji tak jakby na półkuli południowej, czyli żeby zima była w lipcu, ale uznałem, że to trochę dużo mieszania by było.

Cytat:Kupcy doskonale zdawali sobie sprawę z ryzyka i sami już dawno przestali podróżować – zamiast tego oferowali tutejszym biedakom sowitą zapłatę za dostarczenie towarów na Południe.
I ci biedacy nie wzięliby po prostu zapłaty i nie poszli w cholerę? :/ Bo to tak raczej nie działa. Na tym miejscu wystarczyłoby wspomnienie, że niewielu kupców podróżowało zimą.

Powiedzmy, że płacą po wykonaniu roboty.

Cytat:Ulica, w którą weszli była częścią Traktu Strażniczego, głównej drogi przebiegającej przez cały Endersol. Biegł on od portu w Jua Miji, położonej na południowym wybrzeżu stolicy całego cesarstwa, przez kilka ważniejszych miast i setki wsi, by zakończyć się przy tak zwanej "przystani" w Norr.
Trakt Strażniczy? Trochę nietypowa nazwa. W takiej sytuacji bardziej pasują nazwy w stylu "Trakt Cesarski", itd. Ale to tylko taka luźna uwaga.

Chciałem być oryginalny. Tongue

Cytat:Eglisium Tomasa znajdowało się wśród budynków mieszkalnych, które zajmowały większą część miasta, od jego południowej granicy.
Przyznam się, że nie zrozumiałem o co chodzi z "od jego południowej granicy" Big Grin Wyjaśnisz mi to może?

Chodzi o to, że ta dzielnica mieszkalna zaczynała się przy południowej granicy miasta.

Cytat:Pomiędzy nimi a portem znajdowała się jeszcze tak zwana dzielnica handlowa, pełna sklepów i targowisk, a także administracyjna, w której znajdował się Pałac Administratora, posterunek, szkoła, drugie eglisium oraz niewielki park.
Wiesz... taki podział na dzielnice jest raczej nierealistyczny. Na ile mi wiadomo, w standardowym mieście sklepy istnieją w całym mieście, a za centrum administracyjne wystarczał Ratusz Wink Opcjonalnie jeszcze oddzielny budynek na sąd. Ale to taka luźna sugestia.

W sumie to racja, ale Norr było budowane tak jakby od podstaw (nie wspomniałem o tym, bo nie miałem okazji), więc ktoś sobie tak zaplanował.

Cytat:Złośliwi wskazywali, że ludzie nie musieliby się tak gnieść, gdyby Pałac Administratora i jego otoczenie nie zajmowało piątej części miasta, ale stanowił on ważny obiekt dla tożsamości obywateli całego Dystryktu Północnego i nie chciano go burzyć.
Czyli co, Sejm jest ważnym obiektem dla tożsamości obywateli całej Polski? Big Grin Osobiście napisałbym coś w stylu "ale Administrator ani myślał opuszczać swój wielki i wygodny pałac, tak więc nigdy go nie zburzono.".

W sumie to rzeczywiście trochę dziwne, ale powiedzmy, że to bardziej jest Wawel, niż Sejm. Nie chciałem pisać o Administratorze w tym kontekście, bo to akurat ma być pozytywny bohater, a jeśli jedna z pierwszych wzmianek o nim mówiłaby o jego zachłanności na luksusy, to nie nastrajałoby pozytywnie do jego postaci.

Cytat:kiedy ludzie przestawali z powodu mrozów chodzić do eglisium w dzielnicy administracyjnej.
"Przestawali" nie pasuje. Ogółem napisałbym coś w stylu "kiedy okoliczni mieszkańcy z powodu mrozu przestali chodzić do eglisium". Poza tym... trochę to bez sensu Wink Administracja jest, o ile się orientuję, mniej więcej w środku, nie? Więc, gdy ludzie przestali tam chodzić, zbudowano nowe eglisium w miejscu, do którego niektórym mieszkańcom było dwa razy dalej?

Tu akurat jest mój błąd, bo napisałem o położeniu tych dzielnic, jakby rzeczywiście tak było. Tymczasem administracyjna jest na samym krańcu tego półwyspu (tzn. przy przystani), więc musieli w mrozie przechodzić przez handlową, a jak ktoś mieszkał przy południowej granicy, to jeszcze przez całą mieszkalną.

Cytat:Obrócił się na kolanach w ich stronę.
Dosyć ciekawa gimnastyka Big Grin Jakoś sobie tego nie wyobrażam.

Klęczał zwrócony w stronę posągu i obrócił się do Johanna, Steny i Tomasa, przed chwilą próbowałem to sam zrobić i udało się, chociaż na takiej posadzce, jaką można sobie wyobrazić w średniowiecznej świątyni ten manewr pewnie nie byłby przyjemny. Mogłem to dopracować.

Cytat:Postanowił zwlekać z podjęciem decyzji.
Czy zwlekanie cokolwiek by dało w jego sytuacji? Trochę bez sensu decyzja Wink

Miał więcej czasu na podjęcie decyzji, ewentualnie przekonanie Administratora, że zachowuje się trochę absurdalnie.

Cytat:Taka trochę utopia. Może to kwestia tego, że lubuję się w dark fantasy, ale bardziej prawdopodobne w mojej opinii by było, że ci szarzy, zwyczajni ludzie zarabiali by się na śmierć, po to by kupić od kupców chociażby tyle opału by dożyć wiosny Big Grin Ale to już twoja sprawa.

Właśnie chodziło mi o to, żeby pokazać, że na tej Północy, która w oczach mieszkańców Południa jest dzika i fuj, ludzie mogą zachowywać się normalniej, niż w tych niby cywilizowanych częściach państwa.

Cytat:- Myślę jednak, że nawet tego grubego pajaca zainteresowało, gdy zginął jeden z jego najważniejszych przydupasów – oświadczyła rozbrajająco Stena, co zszokowało Johanna, który nigdy nie spodziewałby się, że usłyszy z jej ust takie określenie na cesarza.
Zakładam, że zdajesz sobie sprawę, że w 99% państw o takim poziomie rozwoju jak to twoje, wylądowałaby w więzieniu za obrazę majestatu Wink Trochę głupio słuchać, jak taka osoba (było nie było - na stanowisku), robi takie coś. Lekko nierealistyczne, zwłaszcza że słabo zna Administratora. A co, gdyby był on fanatycznym zwolennikiem cesarza?

Wiem, w sumie nawet myślałem o tym podczas pisania i nie wiem czemu tego nie zmieniłem. Ewentualnie mogłem dodać, że Administrator nie lubi cesarza, czy coś.

Cytat:Wychodzi więc.. 7,5/10. Mam nadzieję, że cię to satysfakcjonuje Big Grin

Satysfakcjonuje, szczerze mówiąc spodziewałem się, że będzie gorzej.

Dziękuję za opinię, za chwilę poprawię błędy.
Odpowiedz
#6
Cytat:Niby tak, ale mógłby spytać "dokąd idziecie?", a gdyby dostał odpowiedź typu "nie interesuj się", to mógłby się "obrazić", a po co robić sobie kłopoty.
A to on już po prostu nie może wyjść z biura? A za odpowiedź wystarczyłoby "na spotkanie z kimś" Big Grin

Cytat:Wiem, w zasadzie w pewnym momencie zastanawiałem się, czy nie umiejscowić akcji tak jakby na półkuli południowej, czyli żeby zima była w lipcu, ale uznałem, że to trochę dużo mieszania by było.
Cóż, alternatywy są skomplikowane, po prostu bawi mnie to trochę Wink Efekt w dużej mierze tego, że tak jest u nas. Im bliżej na północ, tym zimniej. Identycznie jest np. z często stosowanymi w niektórych światach fantasy metrach.

Cytat:Powiedzmy, że płacą po wykonaniu roboty.
A towary? Wink Sporo warte, można sprzedać i pójść w cholerę. Wypadałoby to naprawdę nieco przepisać.

Cytat:Chciałem być oryginalny.
Cóż, twój świat, twoje nazwy Wink

Cytat:Chodzi o to, że ta dzielnica mieszkalna zaczynała się przy południowej granicy miasta.
Zatem sugeruję to nieco przepisać.

Cytat:W sumie to racja, ale Norr było budowane tak jakby od podstaw (nie wspomniałem o tym, bo nie miałem okazji), więc ktoś sobie tak zaplanował.
Zatem wszystko pasuje Wink

Cytat:W sumie to rzeczywiście trochę dziwne, ale powiedzmy, że to bardziej jest Wawel, niż Sejm. Nie chciałem pisać o Administratorze w tym kontekście, bo to akurat ma być pozytywny bohater, a jeśli jedna z pierwszych wzmianek o nim mówiłaby o jego zachłanności na luksusy, to nie nastrajałoby pozytywnie do jego postaci.
Nie ma ludzi bez skazy Big Grin A przynajmniej nie ma ich w moich światach. Tworzysz bliżej High Fantasy? Twoja decyzja.

Cytat:Tu akurat jest mój błąd, bo napisałem o położeniu tych dzielnic, jakby rzeczywiście tak było. Tymczasem administracyjna jest na samym krańcu tego półwyspu (tzn. przy przystani), więc musieli w mrozie przechodzić przez handlową, a jak ktoś mieszkał przy południowej granicy, to jeszcze przez całą mieszkalną.
Trzeba by to jakoś przepisać Wink

Cytat:Klęczał zwrócony w stronę posągu i obrócił się do Johanna, Steny i Tomasa, przed chwilą próbowałem to sam zrobić i udało się, chociaż na takiej posadzce, jaką można sobie wyobrazić w średniowiecznej świątyni ten manewr pewnie nie byłby przyjemny. Mogłem to dopracować.
Pamiętaj też o tym, że on jest stary raczej :d Więc i kolana w nie najlepszym stanie. Weź na to poprawkę.

Cytat: Miał więcej czasu na podjęcie decyzji, ewentualnie przekonanie Administratora, że zachowuje się trochę absurdalnie.
Czyli na twoim miejscu bym to napisał jakoś tak, że "Zdecydował się go przekonać o tym, że nie jest to dobry pomysł." Albo coś w tym stylu.

Cytat:Właśnie chodziło mi o to, żeby pokazać, że na tej Północy, która w oczach mieszkańców Południa jest dzika i fuj, ludzie mogą zachowywać się normalniej, niż w tych niby cywilizowanych częściach państwa.
Jak już mówiłem, ty piszesz bardziej high fantasy, ja bardziej dark fantasy. Kwestia podejścia do fantastyki.

Cytat:Wiem, w sumie nawet myślałem o tym podczas pisania i nie wiem czemu tego nie zmieniłem. Ewentualnie mogłem dodać, że Administrator nie lubi cesarza, czy coś.
Wystarczy napisać, że jej szef po jej wyskoku myśli sobie "całe szczęście, że nikt z tu obecnych nie lubi specjalnie cesarza". Bądź coś w tym stylu Wink

Cytat:Satysfakcjonuje, szczerze mówiąc spodziewałem się, że będzie gorzej.
U mnie ciężko dostać kiepską ocenę, chyba że naprawdę jest się grafomanem bez talentu i elementarnej wiedzy o ortografii.
Cała moja twórczość, z której jestem zadowolony:
Na zwłokach Imperium[fantasy]
I to jest dokładnie tak smutne jak wygląda.

Komentuję fantastykę, miniatury i ewentualnie publicystykę, ale jeśli pragniesz mego komentarza, daj mi znać na SB/PW. Z góry dziękuję za kooperacje Tongue
Odpowiedz
#7
ROZDZIAŁ DRUGI

Johann nie miał z kim mieszkać, a nie potrzebował całego piętra tylko dla siebie, więc dzielił lokum z młodszą od siebie o jakieś dwadzieścia pięć lat kobietą, Refeą. Pochodziła z któregoś z południowych dystryktów, a na Północ przyjechała, bo zakochała się w tutejszym chłopaku. On odszedł po kilku miesiącach, ale ona została.
Nie mówiła o sobie za wiele, nie powiedziała nawet, gdzie pracuje i Johann doszedł do wniosku, że prawdopodobnie nie był to chlubny zawód, ale nie licząc tego, że wracała zazwyczaj późną nocą, była porządną współlokatorką. W zasadzie nawet ją lubił – kiedy już rozmawiali, robiło się całkiem przyjemnie, a niezbyt interesowało ją jego życie, co mu bardzo odpowiadało.
Właśnie kompletował prowiant na drogę i zastanawiał się, czego brakuje, gdy, ziewając, weszła do kuchni.
- Już wróciłeś z pracy? – zapytała z rozdziawionymi ustami.
- Jutro wyjeżdżam – oznajmił. Jej wargi szybko się złączyły.
- Dokąd?
- Jua Miji.
Roześmiała się.
- Myślałam, że nie lubisz tych błaznów z Południa.
Johann spojrzał na nią rozbawiony.
- Zmusiły mnie do tego okoliczności. Teraz nie lubię ich jeszcze bardziej.
- Czekaj. – Rofea spoważniała. – Dobrze wiesz, że sama nie dam sobie rady ze wszystkimi opłatami.
- Nie planuję przestać ich uiszczać. Zamierzam wrócić najszybciej, jak to możliwe. – Rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie. – Postaraj się nie nabałaganić, kiedy mnie nie będzie.

Johann wyszedł na zewnątrz. Była dopiero druga po południu, a on miał tylko kilka rzeczy do zrobienia. Normalny człowiek poszedłby pożegnać się z przyjaciółmi, ale każdy, kto powinien wiedzieć o jego wyjeździe już został o nim poinformowany. Zdążył też uświadomić swoich współpracowników, kiedy wracał do domu z eglisium – chyba liczyli na to, że wyniesie się na Południe na dobre i każdy z nich będzie mógł podciągnąć się jeden stopień awansu zawodowego w górę, ale ostudził ich entuzjazm.
Stena uparła się, że chce jechać z Johannem, a on nie miał właściwie nic przeciwko. Perspektywa spacerów po zatłoczonych ulicach Jua Miji nie podobała mu się ani trochę, ale wolał chodzić po nich z kimś znajomym, niż samemu. Poza Dystrykt Północny wyjechał tylko kilka razy w całym życiu, a do stolicy zawitał dwukrotnie i nie miał miłych wspomnień. Nie spotkało go tam nic przykrego, ale nie znosił, gdy pod oknem pokoju w którym spał panował harmider, a ulice pełne były kupców próbujących wcisnąć każdemu tandetne towary.
W Cesarskim Mieście mieszkało ponad półtora miliona ludzi. Miasto było rozległe terytorialnie i zamieszkane przez ludzi pochodzących z każdego zakątka Endersolu, a jego liczne zabytki Johann mógłby nawet określić jako piękne, gdyby nie to, że zawsze były przepełnione. No i przez cały rok było gorąco – Johann nie był może fanem ekstremalnych mrozów w Norr, ale zdążył się do nich przyzwyczaić, na Południu warunki były natomiast niewiele mniej przegięte, tylko że w drugą stronę.
Postanowił, że najpierw pójdzie do Pałacu Administratora, gdzie miał omówić szczegóły wyprawy. Nie został jednak przyjęty przez Jonsena, a przez Martela, tego samego, który rano dostarczył list na posterunek. Zaoferowano mu konie z administratorskiej stadniny, a także poinformowano, że po przyjeździe do Jua Miji znajdzie się pod opieką Ambasadora Północy, który ma mu zapewnić wszystko, czego tylko będzie potrzebował. Martel ostrzegł go jednak, że Ambasador nie jest wtajemniczony w sprawę, a oficjalnie Johann i Stena udają się do Cesarskiego Miasta, by prowadzić śledztwo w sprawie przestępstw podatkowych.
- Ambasador ma swoje zajęcia i nie będzie robił problemów – zapewnił.
Na koniec spotkania wyciągnął ze spodni ciężki woreczek z pieniędzmi. Stwierdził, że to „na podróż”, ale Johann był pewien, że nawet jeśli poza nim i Steną jechało jeszcze dziesięć rozkapryszonych policjantek, to i tak wystarczyłoby złota. Właściwie gdyby to Jonsen bezpośrednio wręczył mu zapłatę, miałby opory, żeby ją przyjąć, ale Martela prawie nie znał, a pensja Naczelnika Straży Imperialnej Dystryktu Północnego była dość skromna. Przyjął więc podarunek i uprzejmie za niego podziękował. Następnie powiedział, że życzy sobie, by opłacano za niego czynsz i ruszył w stronę dzielnicy handlowej, by kupić trochę jedzenia.

Następnego dnia, Johann wstał bardzo wcześnie – poprosił Refeę, by obudziła go, gdy wróci z „pracy”. Było dopiero w pół do piątej, a ze Steną umówił się na siódmą. Dlatego też po zjedzeniu lekkiego śniadania i sprawdzeniu, czy spakował wszystko, co wydawało mu się potrzebne, rozpalił w kominku i wziął stary przewodnik po Endersolu, który odziedziczył po swoim ojcu. Chociaż dobrze znał trasę do Jua Miji, a na Trakcie Strażniczym znacznie łatwiej było umrzeć, niż się zgubić, to jednak postanowił spróbować zabić czas, czytając, co ma do powiedzenia o czekającej Stenę i jego drodze niejaki Demar Stomsen.
Okazało się niestety, że niewiele nowego. Pierwsze dwa dni wędrówki mieli spędzić głównie w towarzystwie niekończących się dzikich lasów oraz niewielkich osad, których mieszkańcy zajmowali się przede wszystkim polowaniami i liczyli, że to właśnie u nich zatrzyma się kilku podróżnych i sypnie groszem. Kiedy zacznie zapadać drugi zmierzch, powinni dotrzeć do Borgin Sumn – miasteczka leżącego u podnóża Gór Wilczych, najwyższego pasma w Endersolu i głównego muru oddzielającego terytoria i mieszkańców Północy i Południa. Po spędzonej w tamtym miejscu nocy, musieli przygotować się na najtrudniejszą część wędrówki. Trakt zamieniał się tam w niebezpieczny szlak, którego przebycie wymagało dużej sprawności fizycznej i jeszcze większej rozwagi – czyli cech, których zazwyczaj brakowało chętnym do rozgłaszania plotek na temat Dystryktu Północnego pijakom. Mimo dobrego oznakowania, co roku kilka osób przewracało albo poślizgało się w nieodpowiednich miejscach, co kończyło się dla nich tragicznie. Przez wiele lat szukano przyjaźniejszej dla ludzi ścieżki, ale nie dało to żadnego efektu, więc wytyczono ją w miejscu, gdzie góry wydawały się najwęższe.
Z oczywistych powodów nie mogły przez nie przejeżdżać wyprawy handlowe, więc te okrążały je od wschodu. Mniej więcej w połowie drogi z Norr do Borgin Sumn można było skręcić w lewo, w tak zwaną Drogę Nadbrzeżną. Zgodnie z nazwą, biegła ona wzdłuż wybrzeża, przez nieco bardziej płaski pas terenu. Tam na podróżnych czekali jednak groźni bandyci, z którymi mogła poradzić sobie liczna obstawa kupców, ale nie dwóch ludzi, nawet ze Straży Imperialnej. Problemu tego nie udało się wyeliminować nawet mimo starań zarówno ze strony kolejnych cesarzy, jak i władz Dystryktów Północnego i Centralnego, leżącego na południe od Gór Wilczych. Bogatsi mogli pozwolić sobie na wynajęcie ochrony, ale były też inne przeszkody – koszmarnie wysokie ceny w tamtejszych gospodach, często zaporowe dla zwykłych ludzi, oraz fakt, że Droga Nadbrzeżna nie łączyła się od razu z Traktem Strażniczym, a biegła dalej wzdłuż morza, przez co podróż do Cesarskiego Miasta przedłużała się o kilka dni. To był główny powód, dla którego Johann nie chciał skorzystać z tego rozwiązania.
Osoby trzymające się tradycyjnej drogi czas za to aż gonił – całą drogę w górach trzeba było przebyć w ciągu dnia, gdyż spędzenie nocy w takich warunkach niemal na pewno oznaczało śmierć. W lecie, kiedy dzień był długi, a temperatury nie aż tak ekstremalne nie trzeba było się spieszyć, ale Johann i Stena musieli się przygotować na konieczność wyruszenia przed świtem, jeśli chcieli upewnić się, że nawet jeśli coś ich zatrzyma, to zdążą, zanim zapadnie ciemność. A lista rzeczy, które mogły ich zatrzymać była długa, choć liczyła przede wszystkim zwierzęta. Mówiono także o bandach, które kryły się gdzieś w górskich jaskiniach i atakowały samotnych wędrowców, ale od wielu lat w górach nie napadnięto na nikogo – w każdym razie, żadna z osób, którym udało się je przejść nie mówiła o niczym takim.
Czy ty zawsze musisz szukać dziury w całym? – spytał się w myślach Johann. Oczywiście nie można było z pewnością stwierdzić, że każdy, kto nie wrócił z gór zaliczył nieszczęśliwy wypadek, ale wydawało się to bardziej prawdopodobne niż wizja ludzi-jaskiniowców, którzy potrafili przeżyć zimę przy temperaturach rzędu nawet minus pięćdziesięciu stopni.
Po drugiej stronie nie było odpowiednika Borgin Sumn, w którym zatrzymywałby się niemal każdy – zamiast tego podróżni mieli do wyboru kilka mniejszych osad, w których obowiązywała zasada, że czym bliżej gór, tym drożej i gorzej.
Niemal jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, w Dystrykcie Centralnym klimat był przez cały rok znacznie łagodniejszy niż na Północy. W jego stolicy, Mulattin, zdarzały się nawet lata, w których śnieg nie padał w ogóle.
Czytał właśnie o najciekawszych miejscach w tym mieście (wszystkie wymienione przez Stomsena zwiedził kiedy miał jakieś dwadzieścia lat), gdy wskazówki na zegarze pokazały godzinę szóstą trzydzieści. Pomimo ogólnej beznadziejności, wrzucił przewodnik do jednej z torb, założył ją i pozostałe na ramię lub plecy i wyszedł na zewnątrz.

Johann miał spotkać się ze Steną pod eglisium. Tak jak przewidywał, kiedy zobaczył, ile zabrała ze sobą rzeczy, był bliski zasłabnięcia.
Dzięki bogom za bagażowych – pomyślał. Bagażowi byli oficjalnymi pracownikami administracji Dystryktu Północnego i za drobną opłatą przewozili przez Drogę Nadbrzeżną ekwipunek osób, które planowały podróżować dalej Traktem Strażniczym. Ich stanowisko znajdowało się przy rozstaju tych dwóch szlaków, więc większość trasy wędrowcy musieli przebyć bez dużej części przedmiotów, ale było to lepsze niż taszczenie przez góry ciężarów. Zawozili oni towary aż do Jua Miji i przybywali zazwyczaj kilka dni po ich właścicielu, gdyż jechali dłuższą drogą. Zasady ich pracy były podobne do rybaków – przez całą zimę, kiedy przez Góry Wilcze nie dało się podróżować mieli wolne.
- Spakowałaś cały dom łącznie ze ścianami? - zapytał z udawaną złośliwością w głosie.
- Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że moglibyście być dwa razy skuteczniejsi, gdyby nie te wasze niesnaski? – Troskliwy głos, którego Tomas używał, gdy napominał wiernych rozległ się za plecami zaskoczonego Johanna. Eglisier westchnął głęboko i zwrócił się do nich: - Uważajcie na siebie. Lepiej ode mnie wiecie, że Cesarskie Miasto potrafi być bardziej niebezpieczne, niż góry i lasy Północy
- Nie jedziemy tam, by zginąć – zapewniła go Stena.
- Ja wiem. Po prostu… Mam złe przeczucia co do całej tej sprawy.
Nie ty jeden – pomyślał Johann, ale nie powiedział tego na głos. Zamiast tego zapewnił eglisiera, że to na pewno tylko przypuszczenia.
- Administrator prosił, byście regularnie pisali listy. Ich przekazaniem zajmie się Ambasador.
Potaknęli, pożegnali się z Tomasem i ruszyli na południe.

Stadnina znajdowała się ponad trzy kilometry za granicą Norr. Zajmowała podobny obszar co pałac, nie mogła więc zostać ulokowana na terenie niewielkiego miasta. Johann i Stena mogli wybierać spośród tych koni, które nie były ulubionymi swojego właściciela albo jego rodziny, więc ostatecznie do ich dyspozycji oddano tylko kilka. On wziął białą klacz, ona czarnego huculskiego ogiera.
Wszystkie wierzchowce musieli oddać pod Borgin Sumn, bo nie było możliwe pokonywanie na nich gór. Po drugiej stronie pasma musieli poradzić sobie sami. Johann planował kupić tam konie za pieniądze, które otrzymał od Martela, a potem odsprzedać je któremuś z handlarzy w Cesarskim Mieście.
Droga z Norr do Borgin Sumn była niemal linią prostą. Johann chciał pierwszego dnia przebyć więcej niż jej połowę, bo drugiego zamierzał spotkać się ze starym znajomym, który mieszkał u podnóża gór.
Za stadniną znajdowało się jeszcze kilkadziesiąt domów. Kiedy minęli niewielką, niemal baśniową chatkę, z obu stron Traktu coraz gęściej zaczęły pojawiać się sosny i modrzewie. Droga była wybrukowana i szeroka, znacznie szersza, niż było to potrzebne. Od lasu oddzielały ją zbudowane z drewnianych bali bariery, na tyle wysokie, by większość zwierząt nie było zagrożeniem dla podróżnych. Jechali w ciszy przez ponad godzinę, Johann na przodzie, aż w końcu odezwała się Stena:
- Skąd tak dobrze znasz Administratora i eglisiera?
Johann spodziewał się, że któregoś dnia usłyszy to pytanie.
- Były takie czasy, kiedy ja nie byłem zgorzkniałym Naczelnikiem Straży Imperialnej, Tomas nie spędzał całych dni na modleniu się do pokracznych rzeźb, a Jonsen nie był najważniejszą osobą w Dystrykcie. Można powiedzieć, że stanowiliśmy wtedy paczkę.
- Bez obrazy, ale ty i Tomas nie pochodziliście raczej ze szlacheckich rodów… Jak dwóch zwykłych chłopaków mogło przyjaźnić się z kimś, kto w przyszłości miał rządzić Północą?
- To długa historia.
- Nie wątpię, ale jeśli nie zauważyłeś, mamy sporo czasu.
Johann westchnął i zaczął opowiadać.
- Jak pewnie wiesz, Jonsen miał starszego brata, Larstona. To on powinien zostać Administratorem. Miał niemal wszystko, co było potrzebne, a kiedy się pojawiał, każda dziewczyna w Dystrykcie mdlała. Był oczkiem w głowie swoich rodziców, a w przyszłości miał ożenić się z córką cesarza. Oczywiście nie mógłby zasiąść na tronie w Jua Miji, ale Dystrykt Północny mógłby potężnie zyskać na znaczeniu. Mówili, że miało to być jedno z najważniejszych wydarzeń w naszej historii. Jego młodsze rodzeństwo nie było trzymane na tak krótkiej smyczy, Jonsen przez pewien czas chodził nawet do zwykłej szkoły.
- To tam się poznaliście?
- Nie. To było w lipcu… Rodziny cesarza i Administratora wybrały się na polowanie w lesie niedaleko Norr. Wcześniej z dziesięć razy sprawdzano, czy nie ma tam żadnych groźnych zwierząt, poszła z nimi też cała możliwa obstawa, a dzieciom zakazano oddalać się na więcej niż dwa metry.
- Larston nie posłuchał? – spytała Stena.
- Niezupełnie. To jego niedoszła żona gdzieś pobiegła, a on chciał ją dogonić. Dorośli poszli w inną stronę i dopiero po chwili zorientowali się, że dzieci zniknęły. Tymczasem dziewczyną Larstona zainteresował się ogromny wilk. Chłopak był odważny, więc chciał ją bronić i udało mu się, tylko że został pożarty. – Johann powiedział to tak bezbarwnym, chłodnym tonem, że aż przeraził Stenę. – Ja, Tomas i jego tata byliśmy wtedy w okolicy. Polowaliśmy na sarnę. Usłyszeliśmy krzyk, więc pognaliśmy zobaczyć co się stało. Kiedy przybyliśmy na miejsce, z dziewczynką był Jonsen. Zwierzę brało zamach na następną porcję mięsa. Ojciec Tomasa rzucił w nie włócznią... Byliśmy więc pierwszymi ludźmi, którzy pocieszyli tamtego małego chłopca, a z czasem, kiedy on tego zażądał, pozwolono nam się spotykać i razem bawić.
- Teraz chyba rozumiem, dlaczego Administrator tak bardzo nie chce, by jego syn pracował z dala od ojca.
- Tak, ale ja nie uważam, by morał tej historii miał zastosowanie także w przypadku dorosłych ludzi. Reihard jest dojrzały i rozsądny, na pewno wie co robi… Niemniej ja wyciągnąłem z niej jeszcze jedną lekcję.
- Jaką?
- Nigdy nie uganiaj się za kobietami – odparł zawadiacko Johann i przyśpieszył konia.
Odpowiedz
#8
Jak wiesz jak należę do tych co omijają kwestie warsztatowe i koncentrują się tylko na fabule. Nie czuje się na tyle mocny aby wyszukiwać błędy, oceniać warsztat, więc wolę oceniać jako czytelnik.

1. Bardzo mi się podoba ten wykreowany przez ciebie świat. Aczkolwiek nie do końca podoba mi się sposób jego opisania w pierwszej części (w drugiej już było moim zdaniem lepiej). Jako czytelnik naprawdę chciałem poznać przedstawiony przez ciebie świat jednakże rzucałeś mi opisy dosyć często nie przystające do tego co chciałem się dowiedzieć. W pierwszej części miałem uczucie rzucenia mnie na głęboką wodę. Przedstawiasz krainę całkowicie obcą mi jako czytelnikowi, ale zamiast wyjaśnić mi czym ona jest, jaki tam panuje klimat itd rzucasz opisy miasta i dopiero gdzieś tam po drodze mówisz o górach lodowych, podczas gdy ja do tego fragmentu myślałem raczej o krajobrazie podobnym do Chin lub Japonii. A może miałem wcześniej rację tylko że ta góra lodowa zbiła mnie z tropu?

2. Trochę nie podoba mi się twój sposób pisania. Przeważnie nie mam problemu z szybkim czytaniem, jednak przy twoimi tekście musiałem co chwilę wracać do wcześniejszych fragmentów aby zrozumieć o co biega. Jako czytelnikowi brakuje mi tu pewnej dozy rozwlekłości. Nie budujesz sporych fragmentów tekstu mimo to wciskam w nie ogromne ilości informacji. Łatwo coś ominąć.

3. Ciekawy świat, sama fabuła mnie nie porwała, ale myślę (patrząc na to jak się na razie rozwija), że nabierze tempa gdy dotrą na południe, więc z oceną tego elementu wstrzymam się do kolejnych części.

Jest spoko. Nie jestem oczarowany, ale przyznam że to opowiadanie wkręciło mi się. Ale to nie kwestia fabuły, zabójstwo jakiegoś kolesia, obcego czytelnikowi i wyprawa (dosyć spokojna, niestety nie tego oczekiwałem) na południe (północ-południe, północ nowoczesne, południe konserwatywne - zupełnie jak USA Big Grin) nie zainteresowałoby mnie, gdyby nie ciekawe realia (chociaż brak tu stworów, magii, nowoczesności itd. to i tak nie wiem dlaczego ale jak wyobrażam sobie ten świat to widzę jakby żywcem wyjęty z Final Fantasy)
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości