Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
PINAKOTEKA CIEMNOŚCI
#1
Pachniała ziemią, słońcem i wiatrem. Kwietniową skibą budzącą się do życia, stęsknioną ziaren, marzącą o tchnięciu nowego istnienia w pierwiastki roślin. Niecierpliwą ruchu jaki w niej zapoczątkuje odwieczny cykl. Nagrzana ostrym, wiosennym słońcem i czekająca na osuszający powiew ciepłego wiatru. Pachniała przyrodą.
Trzymałem ją za rękę wędrując przez tą dziwną krainę. Czerwona trawa łąki zdawała się płonąć. Rozgarniana naszymi stopami ścieliła się z sykiem, jakby ogień gniewał się, że go depczemy. Pobliskie krzaki czarnego bzu okadzały duszącym zapachem słów, które mój mózg tłumaczył: Co robisz? Dokąd ją zabierasz? Jej miejsce jest zupełnie gdzie indziej. Zapłacicie obydwoje za tą podróż.
Czy słowa mogą mieć zapach? Mogą. Mogą mieć kolor, wyglądać różnie – dystyngowanie, jak we fraku i cylindrze lub nonszalancko, w podartych dżinsach i powyciąganym t-schircie.
Kocham cię – te mają wygląd wariata poprawiającego poły smokingu i zawiązującego sznurówki w starych adidasach. Są niebieskie jak jej oczy i otulają feromonami dojrzewającej szesnastolatki.
Masz trzydzieści parę lat.
Ja pięćdziesiąt.
Wąska i kręta ścieżka prowadzi pośród szmaragdowych wzgórz. To dziwne, bo obok nas przebiega szeroka, wygładzona droga, po której przesuwa się tłum ludzi. Dziwnie znajomych. I ty, i ja, rozpoznajemy twarze, kłaniamy się, machamy ręką na powitanie, a oni nic. Mijają obojętnie, albo patrzą z politowaniem lub ledwo maskowaną pogardą. Nie dla nas ta droga i akceptacja towarzystwa tłumnej podróży.
Chcecie kurzu, wybojów i szlabanów? Płacić myto na każdym skrzyżowaniu i tłumaczyć się z celu przed każdym pieprzonym policjantem zatrzymującym do kontroli? Oglądać się wiecznie ze strachem, bo może ktoś dogania, przeładowując w pośpiechu wielkie „magnum”? A znacie chociaż cel? - zdaje się pytać ich wzrok.
Tak i nie.
Nasza droga jest prosta i zawsze prowadzi we właściwym kierunku. Czemu nią nie idziecie?
Nie wolno nam. Łamiemy zasady ruchu. Ale jest piękna. Popatrzcie...

Na poboczu rosły przedziwne, tęczowe kwiaty. Splatały się jak dziki bluszcz. Rosły szybko owijając się łodygami, delikatnie muskając kosmkami. Drżały wtedy w jakiej ekstazie, obijały kielichami kwiatostanu, wydając srebrne dźwięki dzwonków. Nuty tęsknoty. Zapach tęsknoty. Wygląd tęsknoty. Piękne.
Dziwna kraina.
W oddali las. Mieszany. Pokręcone sosny, strzeliste buki pokryte raczkującą zielenią i strojne w iglaste suknie, jodły. Po wejściu do niego ogarnął ich zapach butwiejących liści i mokrego poszycia. Ale powietrze było kryształowe, samo pchało się do płuc. Docierając krwiobiegiem do mózgu odpalało pokłady dopaminy. Zamknąłem oczy i przytuliłem ją. Świat zredukował się do przestrzeni między naszymi ustami. Malutki, ale strasznie gęsty świat.
Czyjaś ręka na ramieniu spowodowała, że otworzyłem oczy. Stał przede mną brodaty mężczyzna w długiej szacie, skórzanych ciżmach i w śmiesznej cappucino z nausznikami.
Dlaczego tędy idziecie? Przecież jest wygodna droga?
Czasami trzeba iść trudniejszą.
Po co?
Żeby dojść do nieba. Tamta droga tam nie prowadzi. Jest drogą obowiązku, powszedniości i zasad. Można nią wygodnie iść, ale tam nie ma miejsca dla wariatów. I niepotrzebnie zakochanych.
I sądzicie, że ta was tam doprowadzi?
Tak.

Mężczyzna uśmiechnął się i podrapał po brodzie.
Czyż nie jest tu wkoło pięknie? Właśnie jak w niebie?
Rozejrzałem się zdumiony. No faktycznie, te drzewa, kwiaty, powietrze... Dwa różnobarwne słońca wiszące nad głowami...
Mężczyzna podniósł się.
Ruszajcie.
To dokąd w końcu prowadzi ta droga?
Do waszego miasta. Tam się jeszcze spotkamy.

Wszedł na drogę schylił się i podniósł dwa kamienie.
To na szczęście. Dopóki będziecie je mieli, będziecie razem.
Wzruszyłem ramionami.
Zwykłe, szare kamienie?
Nigdy nie wiesz co jest twoim szczęściem. Czasami najbardziej prozaiczna rzecz na świecie zamienia się w coś innego. Niech każde pilnuje swojego.

Ruszył w stronę lasu, ale przystanął na chwilę i obrócił się.
Aha, i nie śpieszcie się. Niebem jest ta droga, a nie cel.


Miasto też było dziwne. Stare kamieniczki połyskiwały czerwonymi dachówkami i mrugały znajomo szybami w skrzynkowych oknach. Odblask dwóch słońc wydobywał z nich witrażowe efekty. Tylko patrzeć jak się Madonny w nich będą ukazywać! Pomiędzy nimi wyrastały szare pudła socjalistycznych bloków z wielkiej płyty. Zadziwiający melanż starości i siermiężnej współczesności moich lat. Wszystko to pasowało jak pięść do nosa. Ulice też jakieś eklektyczne: kocie łby, kostka i za chwilę połatany asfalt.
Wszystko trochę znajome, trochę obce.
Przemykaliśmy wąskimi uliczkami z dala od głównych arterii i tłumów. Na widok przechodnia odwracaliśmy się do ciemnych ust bram lub przechodziliśmy na drugą stronę ulicy. Skąd ta niechęć i strach?

Czekał na nas na skrzyżowaniu. Cały czas w tym śmiesznym stroju, taki niedzisiejszy, stary, pachnący pleśnią i historią.
Chodźcie.
Weszliśmy w czeluść bramy i szliśmy tunelem. Ściskałem coraz mocniej jej rękę. Czułem jak staje się gorąca i mokra od potu. W ciemności widziałem oczy połyskujące białkami. Wielkie, wystraszone. Mnie samego ogarniał nieuzasadniony niepokój pełzający po trzewiach i przenikający falami do mózgu.
Wreszcie światło. Podwórko otoczone ścianami kamienic, drzwi na pierwszym piętrze i znajomy zapach zalewajki i smażonego schabowego.
Jesteś u siebie.
Wszystko mi mówiło, że tak. I nie. Znowu dziwne miejsce i uczucie. Wszędzie pełno luster i obrazów.
Rozgość się. To twój dom.
Stałem bez ruchu.
Możesz mi trochę spraw wyjaśnić?
Jeśli tylko będę umiał.
Gdzie ja jestem? Co tu się dzieje? Nie znam tej pięknej krainy, niektórzy ludzie wydają mi się znajomi. Część twarzy pamiętam dobrze, niektóre jak przez mgłę, niektóre są całkiem nieznajome. Podobnie z otoczeniem. Część miejsc pamiętam, część, nie. Czegoś się boję. Wszystko tu trochę inne – piękne i straszne. Trafiliśmy do jakiegoś wybrakowanego nieba stworzonego przez psychodelicznego Boga?
Ty zostań
– zwrócił się do niej – i poczekaj. Ktoś się tobą zajmie.
Poczekaj chwilę – Dotknąłem jej brzoskwiniowego policzka. Miała delikatny meszek jak ten owoc. Musnąłem go ustami, a on załaskotał delikatnie nerwowe końcówki warg. Przytuliłem dziewczynę do siebie jakoś tak mocno. Nie wiem czemu tak.
Spojrzałem w lustro i odsunąłem się gwałtownie.
To lustro... -wychrypiałem.
Tak?
Nie ma jej w nim. Jestem sam.
A co w tym dziwnego? To twój dom to i odbicie twoje. Ona zobaczy siebie w swoim domu. W swoim lustrze. Chodź już.

Wyjąłem z kieszeni kamień i położyłem go na szafce stojącej obok. Ona położyła swój.
Pierwszy pokój i lustro zajmujące całą ścianę. Naprzeciwko ogromny obraz Boscha „Piekło”. Poskręcane sylwetki w paroksyzmach bólu i strachu. Uwijające się diabły i porozrzucane narzędzia tortur.
Dziwny gust Boga. Nawet jak na wybrakowane niebo.
W krysztale zobaczyłem pochyloną postać w masce maszkarona. Sterczał z niej długi nos z drewna. Obróciłem się na pięcie i ten w lustrze zrobił to samo. A więc rzeczywiście odbicie.
A cóż to jest? Wyglądam jak jakiś Pinokio.
Jesteś Pinokiem.
Bo kłamię?
Bo kłamiesz i masz dobre serce.

W sąsiednim pokoju wisiało następne, oprawione w ciężką, złoconą ramę. Obok „Mapa piekieł” Botticellego. Znowu chaos postaci, porządek kręgów i szaleństwo kary.
W tafli mały, jasnowłosy chłopiec kuli się na śniegu pocierając zgrabiałymi palcami zapałki o draskę. Chwilowy płomień, trochę światła, ciepła i mrok. I znowu... i znowu. W pudełku tylko kilka zapałek.
Znam tego chłopca. Widuję go w moim albumie z dzieciństwa.
Tu coś się nie zgadza. Nie jestem dziewczynką. Marne nawiązanie do baśni.
A jakie to ma znaczenie? Tak samo marzysz w nędznym świetle zapałek. Tak samo marzniesz w ich złudnym cieple. A ile ich jeszcze masz w pudełku? Ty już nawet pudełka nie masz.

I tak wędrowaliśmy: Dali, Memling, Delacroix, Durer i Brzydkie Kaczątko, które nigdy nie stało się łabędziem, Kubuś Puchatek, który uwielbiał miód. Najlepiej pitny. Jaś skopany po tyłku przez puszczalską Małgosię, czy Kot w butach, mający wysokie mniemanie o sobie, a pozostający tylko wyleniałym futrem bez własnego przypiecka.
Krążyłem zafascynowany zapominając o wszystkim.
Doszliśmy do wielkiej jadalni. Oczywiście pełnej luster i obrazów. Na wielkim, dębowym stole stała błękitna zastawa. Z przyjemnością wciągnąłem w nozdrza zapach ulubionych potraw.
Gdzie ona?
Nie ma. Mój przyjaciel odprowadził ją do siebie.
Bez pożegnania?
Pożegnania są smutne. Po co więcej smutku, niż człowiekowi jest przypisane.
Potem ją znajdę.

Z kuchni dobiegał gwar znajomych głosów.
Kto tam jest?
Nie poznajesz? Twoja żona i dzieci.

Rozsiadł się wygodnie na krześle.
Dokończmy wyjaśnienia. Wszystko co widzisz i spotykasz, to twoje wspomnienia. Życia, snów, marzeń, przeczytanych książek, ulubionej muzyki. Niektóre są świeże i wtedy pamiętasz je dobrze, stare są wyblakłe i schowane za mgłą. Miejsca też są projekcją pamięci. Byłeś, śniłeś...
Chwileczkę. Niektórych nie znam na pewno. Nic mi nie mówią.
To jej świat wspomnień. Połączyliście je. Wyjątkowo silnie związało was uczucie. Ale to nie zmienia faktu, że jest niemożliwe. Ten świat czasu, w którym jesteśmy, też składa się z ludzi. A tam, gdzie są ludzie, obowiązują ludzkie zasady, normy, moralność czy obowiązek. Piękno nie zwalnia nikogo od ich przestrzegania. Nie chcieliście iść szeroką drogą z innymi, ale nie myślcie, że dzięki temu jesteście ponad nich.

Splótł ręce i położył je na blacie. W pobrużdżonej wiekiem twarzy widziałem konglomerat stanowczości, rezygnacji i zamyślenia. Rozterki? Wątpliwości?
Gdzie ona jest?
Już mówiłem. W swoim domu. Z mężem i dziećmi. Jedzmy.
Znajdę ją.
Próbuj. Cuda zdarzają się niezależnie od miejsca gdzie jesteś. Nawet w krainie nieskończonego czasu, czasami zakrzywia się czas i przestrzeń. Tylko po co? Świat widział tyle rozstań, cierpień, łez, goryczy i trwa. Z waszym też będzie istniał.
A nasza miłość?
Tu nie ma to znaczenia. Mieliście swoje niebo. Mówiłem, że jest nim droga, a nie cel. Jedzmy, bo wystygnie.

W milczeniu zdjąłem pokrywki z zastawy. Kurwa mać! Zupa dyniowa i królik z brokułami! Nienawidzę tego!
Co jest? W cały domu tak pięknie pachniało!
Nic nie jest takie jak się wydaje. Nie tutaj i nie tobie
.
Zerwałem się od stołu i pobiegłem do przedpokoju. Do dupy to wszystko. Muszę biec do niej. Tylko adres. Adres.
Jaki adres?
Stał za mną. Przygarbiony. W jego oczach widziałem współczucie.
Na szafce leżał kamień. Jeden. Nie był już szary. Lśnił niesamowitym blaskiem. Grały w nim załamania światła, refleksy kolorów iskrzyły ciepło, pieszcząc oko, wwiercając się w głowę i wywołując dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Czysty diament!
Co to jest?
Twoje najpiękniejsze wspomnienie.

Do dupy z takim niebem! - Szarpałem drzwi, które nie chciały się otworzyć. - Jest pięknie, kolorowo i przewidywalnie. A nic nie jest tak jak chcę. Nawet jedzenie. Nie chcę. Wsadź sobie gdzieś ten kamień. Ją chcę. Nawet Bóg nie może być takim popaprańcem, żeby stworzyć coś takiego... bezdusznego.
Złapał za moją rękę szarpiącą drzwi.
Niebo nie jest skrojone na miarę twoich oczekiwań, tylko tego co robiłeś. Zresztą... - Parsknął - To ty cały czas mówisz o niebie.
Wykonałem kilka głębokich oddechów. Nacisnąłem ponownie klamkę. Cholera, te drzwi otwierały się do środka.
Dawaj adres.
Pokręcił przecząco głową.
To nie jest miejsce o jakim myślisz. Tu nie będzie dobrze.
To gdzie ja jestem, do kurwy, nędzy?!
W najgłębszej czeluści piekła. Nawet ja się nie odważyłem opisać tego kręgu... Aha, nie przedstawiałem się. Alghieri. Dante Alghieri.

Musiałem mieć strasznie głupią minę.
Nie ma nic gorszego, niż cierpieć w otoczeniu piękna, znajomych twarzy i miejsc. Mieć szczęście na odległość ręki i nie móc dosięgnąć. Dziesiąty krąg. Nazywa się „Niespełnienie”.

Dwa słońca pieściły moją twarz. Pod zamkniętymi powiekami wirowały kolorowe kręgi. Ludzie przemykali obok mnie, potrącając i mrucząc pod nosem, że blokuję przejście. Idźcie już. Omińcie i nie zwracajcie uwagi.
Ruszyłem przed siebie. Cuda się zdarzają. Nawet na samym dole piekła.
Odpowiedz
#2
Dawno Cię nie czytałem, Mirku, ale widzę, że nie wyszedłeś z wprawy Smile I muszę stwierdzić, że styl Ci się trochę zmienił. W tym tekście widzę, że próbujesz nowych rozwiązań narracyjnych i to mi się podoba. Opisywany świat jest efemeryczny i tajemniczy. Nakreślone najważniejsze rzeczy, reszta pozostawiona w wyobraźni czytelnika - to lubię Smile

Z uwag, to tylko jedno zdanie wydało mi się dziwne:
Cytat:Stałem nieporuszony.
Ciężko mi wyłuszczyć, o co mi chodzi, ale coś mi tu zgrzyta.

Niemniej technicznie bardzo dobry tekst.

Mnie idea Nieba ogólnie przeraża, dlatego trafiłeś. A cierpienie, kiedy teoretycznie nie ma się powodów do cierpienia też znam. Chyba chodzi o wrażliwość.

Spędziłem przyjemnie czas nad tym opowiadaniem. Pozdrówka! Angel
Odpowiedz
#3
Właśnie technicznie marnie (w sensie gorzej od reszty, choć i tak względnie; korekta byłaby prosta i niewiele zajęła) a artystycznie świetnie.
Co jak co, miruś. Trochę tu czytam, ale tylko ciebie komentuję - bo warto. Miło się ciebie czyta. Ładnie piszesz i o ładnych rzeczach. Końcówka mi się podobała. I w ogóle tekst jest nie tylko ładny i marzycielski tak, że się czytelnik też ładni i marzy, ale ma też w sobie pewną prawdziwość. Czyta się z przejęciem i zanurza w tym, co piszesz.
Odpowiedz
#4
Dzięki, Chłopy.
Hanzo, fajnie, że wpadłeś. Wiesz (bo kiedyś pisałem) jak cenię sobie Twoją opinię. Tego "nieporuszonego" zmieniłem. Stylu nie zmieniłem, tylko postanowiłem napisać coś inaczej, aby dać odpór "miłośnikom"Wink mojego talentu na HuH. Zobaczymy jak sobie poradzą z anonimowym tekstem. Choć niektórzy mówią mi, że jestem rozpoznawalny już na poziomie budowy zdań. Dlatego zapis dialogów jest formą niedopowiedzenia, czy były one naprawdę, czy są tylko fantasmagorią chorego mózgu.
Miriadku, co jest nie tak od strony technicznej? Bo jeśli interpunkcja, to u mnie norma. Z reguły Belcia walczyła z moją ignorancją, ale teraz zajmana studiowaniem i nie mam sumienia jej prosić o korektę.
Parę rzeczy poprawiłem w warstwie logicznej i wizualnej. Ale czy o to Ci chodzi?
No i wiesz doskonale jak u mnie jest z wiarygodnością. Mogę tylko napisać, że sprawa trwa i jest piękna.Angel
Dzięki za opinię.Shy
Odpowiedz
#5
No takie właśnie detale, jak pomieniona interpunkcja, tą zamiast tę, t-schirt, słowa mają wygląd wariata, które "są niebieskie" (jasne, mowa o słowach, ale się to w takim razie śmiesznie kłóci), zmiana narracji z pierwszoosobowej na trzecio (a potem z powrotem), tak samo zwracanie się narratora do niej per ona a czasem wprost, per ty,
oraz to:
Cytat:Grały w nim załamania światła, refleksy kolorów iskrzyły ciepło, pieszcząc oko, wwiercając się w głowę i wywołując dreszcz wzdłuż kręgosłupa.
opis z wyższej półki abstrakcji. wszystko tu upchałeś, a ja widzę nic (a już na pewno nie diament) bo wywróciłeś mi wyobraźnię na lewą stronę.

Szybko dałoby się rzecz po prostu doszlifować. Pamiętam, że wprowadziłbym też parę osobistych zmian, ale takich typu zrezygnowanie z jednowyrazowych równoważników zdań tu i tam. I to w zasadzie jedyne defekty tekstu, całe nic. Trochę ten dante jak dla mnie nachalny Smile Już lepiej było wspomnieć coś o beatrycze, mniej wprost po prostu podsunąć tożsamość tego gościa.
Sam widzisz - detale, doczepki ku doszlifowaniu.
Odpowiedz
#6
Noo. Jestem pod wrażeniem Smile. Ty i całkiem niedosłowne opowiadanie. Gratuluję.

Inna sprawa, że uporządkowałbym dialogi. Z porządnymi przypisami, co kto powiedział, co przy tym zrobił, pewnie łatwiejsze by było w czytaniu.
Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#7
Cześć, Gorzki i fenks. Wyjaśniałem w komciach, dlaczego taki jest zapis dialogów. To efemeryczny i mało realistyczny świat. Pozostawiam czytelnikowi decyzję, czy uzna całą tą sytuację jako realne wydarzenie, czy za wytwór chorego mózgu. Całość w ogóle jest niedopowiedziana, pożywka dla wyobraźni, dlatego taki zapis - czasem nie wiadomo czy dialogu, czy rozmyślań.Blush
Odpowiedz
#8
Cytat:Nigdy nie wiesz co jest twoim szczęściem. Czasami najbardziej prozaiczna rzecz na świecie zamienia się w coś innego. Niech każde pilnuje swojego.

Cytat:Czy słowa mogą mieć zapach? Mogą. Mogą mieć kolor, wyglądać różnie – dystyngowanie, jak we fraku i cylindrze lub nonszalancko, w podartych dżinsach i powyciąganym t-schircie.
Kocham cię – te mają wygląd wariata poprawiającego poły smokingu i zawiązującego sznurówki w starych adidasach. Są niebieskie jak jej oczy i otulają feromonami dojrzewającej szesnastolatki.

Heart
Odpowiedz
#9
Dzięki, Wiedźmo.Heart
Odpowiedz
#10
I znowu biedna Antonia musiała zajrzeć do słownika
mirek13 napisał(a):Pachniała ziemią, słońcem i wiatrem. Kwietniową skibą budzącą się do życia, stęsknioną ziaren, marzącą o tchnięciu nowego istnienia w pierwiastki roślin
Tu spokojnie bez kropki, ponieważ drugie samodzielne zdanie jest nielogiczne.
Czyli:
mirek13 napisał(a):Pachniała ziemią, słońcem i wiatrem, kwietniową skibą budzącą się do życia, stęsknioną ziaren, marzącą o tchnięciu nowego istnienia w pierwiastki roślin
Lepiej z przecinkiem.

mirek13 napisał(a):Niecierpliwą ruchu jaki w niej zapoczątkuje odwieczny cykl
Kto lub co jest "niecierpliwe"?

mirek13 napisał(a):Trzymałem ją za rękę - PRZECINEK - wędrując przez tą dziwną krainę.
PRZECINEK przed -ąc.
Może kiedyś się nauczysz.

mirek13 napisał(a):Czerwona trawa łąki zdawała się płonąć.
Wywaliłabym "łąkę".

mirek13 napisał(a):Zapłacicie obydwoje za tą podróż.
TĘ podróż.

mirek13 napisał(a):Mogą mieć kolor, wyglądać różnie – dystyngowanie, jak we fraku i cylindrze lub nonszalancko, w podartych dżinsach i powyciąganym t-schircie
He, he, dobre.

mirek13 napisał(a):Kocham cię – te mają wygląd wariata poprawiającego poły smokingu i zawiązującego sznurówki w starych adidasach. Są niebieskie jak jej oczy i otulają feromonami dojrzewającej szesnastolatki.
Nie spodziewałam się, tak więc zaskoczka
A gdyby tak: te dwa słowa mają wygląd...

mirek13 napisał(a):Mijają - NAS - obojętnie,
Mijając NAS.

mirek13 napisał(a):W oddali las. Mieszany.
Brakuje mi czasownika.

mirek13 napisał(a):Świat zredukował się do przestrzeni między naszymi ustami.
o, żesz ty orzeszku

mirek13 napisał(a):Czułem - PRZECINEK - jak staje się gorąca i mokra od potu

No, nie wiem, co powiedzieć, może tyle, że jestem pod wrażeniem?
Przeczytałam z ogromną przyjemnością.
Antonia? - 35 lat i 60 kilogramów czystej skromności. Angel
Odpowiedz
#11
Cytat:Całość w ogóle jest niedopowiedziana, pożywka dla wyobraźni, dlatego taki zapis - czasem nie wiadomo czy dialogu, czy rozmyślań.
Tak to odebrałem. Ów "chaos" w dialogach tutaj akurat nie przeszkadza, ciekawe efekty daje, jednak twierdzę, że w opowiadaniu dłuższym niż to, które zaprezentowałeś nie sprawdziłby się.

Bliski jest mi motyw drogi. Można dobrze pokazać, można wiele pokazać, nawet jeżeli krótko i zwięźle napisane. Tobie wyszło i lekko, i sugestywnie, choć temat wcale lekki nie był. Nie przyłączam się do tych, którzy twierdzą, że łatwo Cię po owym opku rozpoznać. "Pięć biletów do nieba" - to był Twój styl, bardzo charakterystyczny, jednak tutaj dostrzegam silne Gorgiaszowe malarskie wpływy... co Ty na to? Wink

Jak zwykle lektura nieco myśli egzystencjalnych pomiędzy jedną a drugą szarą komórką u mnie pozostawiła, ale trudno na gorąco coś napisać. Bardzo spodobała mi się koncepcja, że niebo może być ową drogą, a gdzie owej drogi kres? ...Ferią barw każdy ranek rozkwita, chociaż wiem, że do celu nie dojdę. Piosenka Zadury brzęczała mi we łbie kiedy czytałem. Zacny tekst napisałeś.

Żeby wazelina nie zalepiła Ci otworów fizjologicznych do reszty, jedna uwaga:
Cytat:Odblask dwóch słońc wydobywał z nich witrażowe efekty. Tylko patrzeć jak się Madonny w nich będą ukazywać! Pomiędzy nimi wyrastały szare pudła socjalistycznych
nich - nich - nimi... aże mi okulary zaparowały.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości