03-11-2012, 09:51
Wiele napisano książek zachęcających do wiary w siebie, wzięcia w garść własnego losu i sterowania nim w dowolną stronę. Ktoś nawet wymyślił nazwę: literatura motywacyjna. Dzieła o tytułach w rodzaju: „Obudź śpiącego w sobie giganta”, „I ty możesz odnieść sukces w biznesie”, „Sprzedawca doskonały”, „Jak żyć szczęśliwie” okupują miejsca na księgarskich półkach i wydaje się, że chętnych do ich nabycia jest całkiem sporo, podczas gdy do upchniętej w kącie poezji czy mniej komercyjnej prozy nikt nie podchodzi.
Problem w tym, że Kazek książek przekonujących, że każdy z nas jest supermanem, nigdy nie czytał. Emeryt ten znał dzieła Lema, sięgał po Miłosza, nigdy jednak nie ciągnęło go do ubogiej w składniki odżywcze dla mózgu amerykańskiej sieczki.
Jak to zatem możliwe, że podczas smażenia boczku na patelni, poczuł w sobie moc? Mięso skwierczało wesoło, obsypane dookoła posiekaną drobno cebulką, aromat rozniósł się po mieszkaniu, na swoją kolej czekały już trzy jajka. Prosta jajecznica, smaczny i umiarkowanie zdrowy posiłek, który miał lada chwila zostać spożyty, musiał jednak poczekać.
Kazek wyłączył gaz.
Coś łaskotało go w stopy, poza tym zauważył gwałtowny przypływ energii. Ostatni raz miał jej w sobie tyle w czasach, gdy biegał i intensywnie jeździł na rowerze. Czyżby skoczyło mu ciśnienie? Był już w wieku, kiedy człowiek rano uświadamia sobie, co akurat go boli, gdzie czuje dyskomfort. Apteczkę miał wyposażoną, w pogotowiu czekał aparat do pomiaru ciśnienia.
Wyszedł na balkon. Wciągnął powietrze i niespodziewanie dla samego siebie triumfalnie wrzasnął. Idący chodnikiem młody człowiek zerknął na Kazka i puknął się w czoło.
Kazimierz tymczasem zrozumiał, że chce latać. Chwycił poręcz i naprawdę zamierzał wyskoczyć. Dla niego upadek z drugiego piętra prawdopodobnie skończyłby się tragicznie, nie wątpił jednak, że nie spadnie, bo czuł pociąg w jednym kierunku – do góry!
Poleciał!
Zahaczył o budynek jednym bamboszem, zatem na półboso wzniósł się ku błękitnemu niebu, dopiero na wysokości przekraczającej zapewne wielkość Wieży Eiffela znieruchomiał i otworzył oczy ze zdumienia.
- Odbiło mi na stare lata – stwierdził, lecz przestrach trwał krótko, wyparł go zachwyt. Z wysoka próbował wypatrzeć blok, w którym mieszkał. Stał na miejscu, miał go pod dużym palcem bosej stopy.
Nie myślał, jak wyląduje, nadal interesował go jeden kierunek – ku błękitowi. Wyżej i wyżej, aż zaczął marznąć. Wiał wiatr, poza tym temperatura spadła i nawet na gołej pięcie poczuł gęsią skórkę. Co by na to powiedział jego lekarz? Kazek postanowił odbyć szaleńczy lot dookoła miasta, w ten sposób utraci nadmiar energii i spokojnie wróci do mieszkania. Leciał jak wariat, omal nie zderzył się z kilkoma ptakami, które skrzeczały jeszcze chwilę potem, nie mogąc wyjść z szoku. Jeden nie trafił do gniazda, inny dostał rozwolnienia.
Stopniowo wytracał wysokość. Widział więcej szczegółów i wkrótce zorientował się, nad jakimi osiedlami przelatuje. Wracał do siebie. Dobrze, że akurat nikt nie widział, jak wpada przez balkon, hamowanie wyszło dość niezgrabnie. W kuchni zerknął na jedynego bambosza. Skąd to pierze na nim? Wyrzucił go. Jutro kupi nowe kapcie.
Dokończył przygotowanie jajecznicy i zjadł ją z wielkim smakiem.
* * * * * * * * * * * * *
Proszę o komentarze przy „Grillu” (jak ktoś lubi horrory)
http://www.via-appia.pl/forum/showthread.php?tid=9860
Problem w tym, że Kazek książek przekonujących, że każdy z nas jest supermanem, nigdy nie czytał. Emeryt ten znał dzieła Lema, sięgał po Miłosza, nigdy jednak nie ciągnęło go do ubogiej w składniki odżywcze dla mózgu amerykańskiej sieczki.
Jak to zatem możliwe, że podczas smażenia boczku na patelni, poczuł w sobie moc? Mięso skwierczało wesoło, obsypane dookoła posiekaną drobno cebulką, aromat rozniósł się po mieszkaniu, na swoją kolej czekały już trzy jajka. Prosta jajecznica, smaczny i umiarkowanie zdrowy posiłek, który miał lada chwila zostać spożyty, musiał jednak poczekać.
Kazek wyłączył gaz.
Coś łaskotało go w stopy, poza tym zauważył gwałtowny przypływ energii. Ostatni raz miał jej w sobie tyle w czasach, gdy biegał i intensywnie jeździł na rowerze. Czyżby skoczyło mu ciśnienie? Był już w wieku, kiedy człowiek rano uświadamia sobie, co akurat go boli, gdzie czuje dyskomfort. Apteczkę miał wyposażoną, w pogotowiu czekał aparat do pomiaru ciśnienia.
Wyszedł na balkon. Wciągnął powietrze i niespodziewanie dla samego siebie triumfalnie wrzasnął. Idący chodnikiem młody człowiek zerknął na Kazka i puknął się w czoło.
Kazimierz tymczasem zrozumiał, że chce latać. Chwycił poręcz i naprawdę zamierzał wyskoczyć. Dla niego upadek z drugiego piętra prawdopodobnie skończyłby się tragicznie, nie wątpił jednak, że nie spadnie, bo czuł pociąg w jednym kierunku – do góry!
Poleciał!
Zahaczył o budynek jednym bamboszem, zatem na półboso wzniósł się ku błękitnemu niebu, dopiero na wysokości przekraczającej zapewne wielkość Wieży Eiffela znieruchomiał i otworzył oczy ze zdumienia.
- Odbiło mi na stare lata – stwierdził, lecz przestrach trwał krótko, wyparł go zachwyt. Z wysoka próbował wypatrzeć blok, w którym mieszkał. Stał na miejscu, miał go pod dużym palcem bosej stopy.
Nie myślał, jak wyląduje, nadal interesował go jeden kierunek – ku błękitowi. Wyżej i wyżej, aż zaczął marznąć. Wiał wiatr, poza tym temperatura spadła i nawet na gołej pięcie poczuł gęsią skórkę. Co by na to powiedział jego lekarz? Kazek postanowił odbyć szaleńczy lot dookoła miasta, w ten sposób utraci nadmiar energii i spokojnie wróci do mieszkania. Leciał jak wariat, omal nie zderzył się z kilkoma ptakami, które skrzeczały jeszcze chwilę potem, nie mogąc wyjść z szoku. Jeden nie trafił do gniazda, inny dostał rozwolnienia.
Stopniowo wytracał wysokość. Widział więcej szczegółów i wkrótce zorientował się, nad jakimi osiedlami przelatuje. Wracał do siebie. Dobrze, że akurat nikt nie widział, jak wpada przez balkon, hamowanie wyszło dość niezgrabnie. W kuchni zerknął na jedynego bambosza. Skąd to pierze na nim? Wyrzucił go. Jutro kupi nowe kapcie.
Dokończył przygotowanie jajecznicy i zjadł ją z wielkim smakiem.
* * * * * * * * * * * * *
Proszę o komentarze przy „Grillu” (jak ktoś lubi horrory)
http://www.via-appia.pl/forum/showthread.php?tid=9860