Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Strumień świadomości - "Przepis na szczęście"
#1
Mam wielką potrzebę buntu kiedy słucham piosenek piżamy porno. Życie nie jest proste szczęście nie jest kolorowe a wieczność wcale nie wydaje się być tak długa jak twierdzą uczeni. Ciepła kawa pobudza mnie do życia, pozwala bym znowu stanęła na rozdrożu pomiędzy kopnięciem które mi gwarantuje i oderwaniem które fundują mi jutubowskie piosenki. Wszystko jest takie samo: jedna cecha pozytywna zostaje przykryta przez negatywną, porażki przez sukcesy, ludzie dobrzy przez ludzi złych, dzień przez noc, uśmiech przez łzy, linie lotnicze przez podziemne metro. Wybór. Dzięki temu człowiek może dokonywać wyborów, tak się to dzisiaj pięknie nazywa. Na moje oko jest to tylko mieszanie w ludzkich głowach, optymalne utrudnianie życia na ziemi i świetny sposób na wykazanie własnej indywidualności poprzez wybory niecodzienne. A kiedy przychodzi dokonywać wyborów poważnych czyli nie-dnia-codziennego człowiek myśli że postawiony jest przed czymś nie do przeskoczenia, w sytuacji w której jest totalnie bezsilny i mimo że z poprzednimi razami się udawało, teraz ma się związane ręce. To są złudzenia które gwarantuje nam świat, większości sami je potworzyliśmy. Bo oczywiście kto człowiekowi tak bardzo wszystko utrudni i zatruje jak nie sam człowiek? Pan Olek powiedział że to wszystko jest nadzwyczaj proste – wsiadam do pociągu i chwilę później jestem w Lizbonie. Ale nie potrzebuję poznawać świata dopóki nie poznałam samej siebie. A za bycie sobą płaci się rachunki, może dlatego tak niewiele osób potrafi się na to zdobyć. Bo po co tracić coś skoro można grać, po co się starać skoro można być kimś lepszym. Kimś kto nie istnieje. Tylko komu to przeszkadza w dzisiejszych czasach. Znowu próbuję wykazać jaka jestem wspaniała nieomylna i świadoma wszystkich istniejących pułapek. Fakt, że widzę dużo rzeczy nie musi oznaczać że umiem się ich wystrzegać i tak w tym momencie nie potrafię dosięgnąć szczęścia, które jest tak bliskie i dostępne jak kolejny kubek kawy. Jak kliknięcie odtwórz ponownie i słuchanie setny raz tego samego utworu z masakrycznie dobranymi ilustracjami. Tak, w gruncie rzeczy egzystencja człowieka polega na wiecznej ucieczce przed szczęściem a nie za gonieniem go. Nie trzeba gonić czegoś co jest w każdej chwili wręcz podsuwane pod nos. O co chodzi? Nuda, urozmaicenie, fałszywe przekonania? Dlaczego nie mogę zrobić tego malutkiego kroczku w przód, a łatwiejsze jest cofanie się, ciągły bieg za siebie. Nie podobają mi się moje idee, próbą ułatwiania życia w sposób wyrzekania się z jego ułatwień, wszystko tylko utrudniam. Warto iść nie przekór? Czy muszę być perfekcjonistką? Koniec z końcem muszą być powiązane. Pisanie nie może koligować ze szkołą, a ta nie może przeszkadzać w życiu towarzyskim, do tego rezygnacja z resztki wolnego czasu dla znajomych którzy po raz setny potrzebują się wygadać wypłakać i nasmarkać w rękaw. Zgadzam się na to, bo jak mówią pozytywnej energii nie można chować dla siebie samego. Może rzucę tym wszystkim i zamiast studiów w stronę polonistyczno-teologiczno-filozoficzną zamienię na resocjalizację i wtedy nauczę się o życiu więcej niż przez kilka lat szkolenia o największych myślicielach wszech czasów. I będę pisać do samego końca choćby nikt miał nie czytać tych wypocin zawierających tyle błędów, że niejeden polonista złapałby się za głowę. Czemu to ja muszę zbawiać świat, czemu ubzdurałam sobie że jestem w stanie to zrobić i czemu prócz głupiego gadania nie umiem się za to zabrać. Rozdawanie uśmiechu to ponoć pierwszy krok do reformacji, cokolwiek miałyby one znaczyć. Potrzebny mi tylko impuls, mały impuls, wielkie kopnięcie, początek czegoś, co jeszcze nie narodziło się w głowach ludzkich, może kolejny przełom większy niż wynalezienie druku. Przepis na szczęście, ot co!

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wspomnę tylko o dwóch sprawach: po pierwsze, nie wiedziałam, który dział wybrać - ten, czy może psychologię, dlatego w razie czego proszę o przeniesienie.
Dwa: brak znaków interpunkcyjnych w niektórych miejscach zamierzony i w strumieniach oczywiście dozwolony. Smile
Nie należy przywiązywać wagi do przeszłości,
ale tym co jest tu i teraz kreować jak najlepszą przyszłość.
: )
Odpowiedz
#2
Pidżama porno jest ok, bunt jest ok, dochodzenie do własnych wyborów jest ok. Twój tekst jest poruszający, bardzo dobry. Nie czepiam się interpunkcji.
Lepiej pisać, niż tracić czas na głupich gadkach. Ale to wymaga poświęceń.
Popieram.

Pozdrawiam.
Odpowiedz
#3
Ja bym to dał nawet do publicystyki, pomimo enigmatyczności. I zdecydowanie poprawiłbym interpunkcję i powtórzenia :-)
Namaste, Tygerski
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#4
Oczywiście, tekst zawiera dużo błędów, szczególnie jeśli chodzi o interpunkcję, ale przyjęłam zasadę, że w strumykach nie będę poprawiała niczego, kompletnie. To właśnie urok tych prac - odzwierciedlają myśli, często nieskładne i nielogiczne. Nie chciałabym tego zatracić.
Nie należy przywiązywać wagi do przeszłości,
ale tym co jest tu i teraz kreować jak najlepszą przyszłość.
: )
Odpowiedz
#5
Zacząłem czytać, ale muszę powiedzieć, że dowolność interpunkcji odrzuciła mnie, po prostu mam zbyt zmęczony mózg, żeby sobie samemu dzielić zdania. Zapowiada się ciekawie, ale to jednak tekst literacki - a w takim obowiązują pewne zasady, których powinniśmy się trzymać. Chętnie wrócę - jeśli poprawisz interpunkcję. Szczególnie, że Pidżama to jeden z moich ulubionych zespołów. Smile

P.S. Przenoszę do działu Publicystyka - bo raczej tam miejsce tego kawałka.
P.P.S. PiDŻama, nie Piżama. I z dużego pe.
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#6
I kolejne wątpliwości. Zawsze pisałam strumyki właśnie w ten sposób i wiem, że jest on dozwolony.
Pan James Joyce w "Odysie" pisał tą techniką i zdarzało się, że znak interpunkcyjny pojawiał się po kilku stronach.
Nie musi to być poprawne, tylko takie, jakie są myśli, a tutaj przecież nie panuje ład - prawda?
Sądzę, że strumyk ma większą wartość w takiej właśnie postaci, ale jeszcze dziś stworzę jego drugą wersję, poprawną.
Myślę, że będę pisała na dwa sposoby - co komu pasuje. To chyba dobre rozwiązanie. Smile
Nie należy przywiązywać wagi do przeszłości,
ale tym co jest tu i teraz kreować jak najlepszą przyszłość.
: )
Odpowiedz
#7
Jeżeli Ci się chce pisać na dwa baty, to jasne Smile Ja po prostu nie potrafię czytać takiego słowotoku w prozie, za bardzo mnie meczy. Poezja to co innego - krótkie wersy i podział na strofki jest czytelny i przejrzysty nawet bez znaków interpunkcyjnych.
Moze gdyby to było na papierze, byłoby łatwiej, ale na ekranie to tragedia, dla mnie przynajmniej...
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#8
Specjalnie dla rootsrata, druga wersja tej samej pracy.
Smile

Mam wielką potrzebę buntu, kiedy słucham piosenek Pidżamy Porno. Życie nie jest proste, szczęście nie wygląda jak wielobarwna tęcza, a wieczność wcale nie wydaje się być tak długa, jak twierdzą uczeni. Ciepła kawa pobudza mnie do życia, pozwala bym znowu stanęła na rozdrożu pomiędzy kopnięciem, które mi gwarantuje i oderwaniem, jakie fundują mi jutubowskie piosenki. Wszystko jest takie samo: cechy pozytywne zostają przykryte przez negatywne, porażki przez sukcesy, ludzie dobrzy przez ludzi złych, dzień przez noc, uśmiech przez łzy, linie lotnicze przez podziemne metro. Wybór. Dzięki temu człowiek może dokonywać wyborów - tak się to dzisiaj pięknie nazywa. Na moje oko jest to tylko mieszanie w ludzkich głowach, optymalne utrudnianie życia na ziemi i świetny sposób na wykazanie własnej indywidualności, poprzez zachowanie niecodzienne. A kiedy przychodzi dokonywać wyborów poważnych, czyli nie-dnia-codziennego, człowiek myśli, że postawiony jest przed czymś nie do przeskoczenia, w sytuacji, w której jest totalnie bezsilny i mimo że z poprzednimi razami się udawało, teraz ma związane ręce. To złudzenia, które gwarantuje nam świat, jednak w rzeczywistości większość z nich sami potworzyliśmy. Bo, oczywiście, kto człowiekowi tak bardzo wszystko utrudni i zatruje, jak nie sam człowiek? Pan Olek powiedział, że to wszystko jest nadzwyczaj proste – wsiadam do pociągu i chwilę później jestem w Lizbonie. Ale nie potrzebuję poznawać odległych zakątków Ziemi, dopóki nie poznałam samej siebie. A za bycie sobą płaci się rachunki. Może właśnie dlatego tak niewiele osób potrafi się na to zdobyć. Bo po co tracić coś, skoro można grać, po co się starać, skoro można być kimś lepszym. Kimś kto nie istnieje. Tylko komu to przeszkadza w dzisiejszych czasach? Znowu próbuję wykazać jaka jestem wspaniała, nieomylna i świadoma wszystkich istniejących pułapek. Fakt, że widzę dużo rzeczy nie musi oznaczać, że umiem się ich wystrzegać. I tak w tym momencie nie potrafię dosięgnąć szczęścia, które jest tak bliskie i dostępne, jak kolejny kubek kawy. Jak kliknięcie odtwórz ponownie i słuchanie setny raz tego samego utworu, z masakrycznie dobranymi ilustracjami. Tak, w gruncie rzeczy egzystencja człowieka polega na wiecznej ucieczce przed szczęściem, a nie za gonieniem go. Nie trzeba biec za czymś, co jest w każdej chwili wręcz podsuwane pod nos. O co chodzi? Nuda, urozmaicenie, fałszywe przekonania? Dlaczego nie mogę zrobić tego malutkiego kroczku w przód, a łatwiejsze jest cofanie się, ciągły bieg za siebie? Nie podobają mi się moje idee, próbą ułatwiania życia w sposób wyrzekania się z jego ułatwień, wszystko tylko utrudniam. Warto iść nie przekór? Czy muszę być perfekcjonistką? Koniec z końcem – one zawsze muszą być powiązane. Pisanie nie może kolidować ze szkołą, a ta nie może przeszkadzać w życiu towarzyskim, do tego rezygnacja z resztki wolnego czasu dla znajomych, którzy po raz setny potrzebują się wygadać, wypłakać i nasmarkać w rękaw. Zgadzam się na to, bo jak mówią: pozytywnej energii nie można chować dla siebie samego. Może rzucę tym wszystkim i zamiast studiów w stronę polonistyczno-teologiczno-filozoficzną wybiorę resocjalizację i wtedy nauczę się o życiu więcej, niż przez kilka lat szkolenia o największych myślicielach wszech czasów. I będę pisać do samego końca, choćby nikt miał nie czytać tych wypocin, zawierających tyle błędów, że niejeden polonista złapałby się za głowę. Czemu to ja muszę zbawiać świat, czemu ubzdurałam sobie, że jestem w stanie to zrobić i czemu, prócz głupiego gadania, nie umiem się za to zabrać? Rozdawanie uśmiechu to ponoć pierwszy krok do reformacji, cokolwiek miałyby one znaczyć. Potrzebny mi tylko impuls, mały impuls, wielkie kopnięcie, początek czegoś, co jeszcze nie narodziło się w głowach ludzkich, może kolejny przełom - większy niż wynalezienie druku. Przepis na szczęście, ot co!
Nie należy przywiązywać wagi do przeszłości,
ale tym co jest tu i teraz kreować jak najlepszą przyszłość.
: )
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości