Siedziałem akurat przy biurku, kiedy zadzwonił telefon.
- Detektyw Moor. Słucham?-
Po drugiej stronie była jakaś kobieta, jej głos był delikatny. Przez chwilę nawet, poczułem jakby szeptała mi do ucha.
- Ach, wreszcie się do pana dodzwoniłam detektywie-
Odezwała się nonszalancko.
-Mam dla Pana pracę, jeżeli to będzie pana interesowało. Panie Moor -
Słuchałem jej uważnie. Musiałem czymś opłacić zaległe rachunki za biuro, tym bardziej ostatnio wlepiony mandat za parkowanie w złym miejscu. Ona jeszcze o tym nie wiedziała, ale nie ważne co by mi zaproponowała. I tak bym to wziął.
Deszcz spokojnie padał, raz za razem obijając się o szyby, tworząc istną symfonie dźwięków. Pogoda w Londynie nie była za dobra. Pieprzony wiek, o tak nieskomplikowanej dacie jak 1930. Gdy obchodziłem sylwester samotnie w biurze, wiedziałem że to nie będzie dobry rok.
Całymi dniami padało, a jak wychodziło łaskawie słońce, to potem znów zaczynało kropić. Nie będę wspominał o chmurach czarnych jak węgiel, i tej mgle. Jedynie czego naprawdę nie cierpię w tym mieście to tej cholernego "całunu ciemności".
- Proszę kontynuować, proszę Paniii... -
Zaciąłem się aby wymusić w niej grzecznościowe przedstawienie się. Nie wiem czy Ona o tym zapomniała, ale nigdy nie lubiłem rozmawiać bez uprzedniego przedstawienia się. Ona znała moje nazwisko, ja Jej nie.
- Patricia Mc'Douel -
"Jej słowa. Ładnie wymawia swoje imię, a do tego usłyszałem jeszcze że chyba bawi się kablem od telefonu. Pewnie siedzi na łóżku, albo leży. Macha nogami? Nie nie... chociaż może. Siedzi w dużym pokoju mieszkalnym, za duża cisza i echo. Bogaty mąż? Zabawa kablem, oznaka swobody i nonszalancji. Jest łowczynią. Kłopoty z bogatym mężem. Mc'Douel te imię brzmi szlachecko, tak tak ... Blondynka albo brunetka, teraz są modne. "Ciemne włosy" nigdy nie były szczere." Te myśli szybko przeleciały i ustąpiły nad kolejną dawką informacji, ale to co chciałem wiedzieć, już wiedziałem.
- Proszę kontynuować Pani Patricio... -
-Detektywie dzwonie w sprawie mojego męża...-
Milczałem. "Nic nowego, można było się domyśleć. Pewnie ją zdradza, albo ona tylko tak przypuszcza, a może szuka zabawki. Może chce się pobawić?"
-Chyba mnie zdradza i chciała bym się dowiedzieć z kim i ewentualnie od jakiego czasu -
Przełożyłem papierosa do drugiej ręki, spojrzałem na pustkę na biurku i odpowiedziałem, puszczając siwy dym z ust. Lampa stojąca w pokoju, aż za często używana co jakiś czas przerywała, zatapiając mnie w ciemnościach.
- Dobrze, niech Pani przyjdzie do mnie jutro, w godzinach popołudniowych. Nie ważne jakich. Będę na Panią czekał. -
Dodałem jednak po chwili, nie dając jej możliwości odpowiedzi.
- Proszę przynieść też jakieś zdjęcie Pani męża, abym mógł go później rozpoznać -
-Dobrze,... Detektywie. Do zobaczenia jutro. -
Miód jakby wlał mi się do uszu. Nic nie odpowiedziałem. Rozłączyła się, a ja zacząłem "czekać".
Przez całe późniejsze popołudnie wyobrażałem sobie, jak Ona może wyglądać. Jej głos był nad wyraz delikatny i spokojny, melancholijny i uwodzicielski. Jak dźwięk pragnienia które jest Twoim największym marzeniem. Złapałem się na tym że zaczynałem sobie wyobrażać jutrzejszą scenę. Scenę w której ona siada na moim biurku, i nachylając się ukazuje swój bogaty dekolt… scenę w której później mówi mi że chce… .
Nawet nie zdążyłem się zorientować kiedy zasnąłem, lecz „wieczór” obudził mnie pukaniem w drzwi.
- Kto,.. słucham?- odezwałem się zaspany i usiadłem na sofie próbując zbudzić się z resztek snu.
- Micki! Gazeciarz! Mam dla Pana jak zwykle ostatni numer… -
-Dobra wejdź-
Znałem małego bardzo dobrze, mieliśmy wspólny układ. Ja dawałem mu co jakiś czas trochę kasy a on w zamian zawsze wieczorem przynosił mi dzisiejszą gazetę, a konkretnie ostatni egzemplarz tej gazety. Dlaczego akurat tak? Bo on cały dzień rozdawał te gazety, a ja cały dzień czekałem na telefon w biurze. Proste jak zapalenie zapałki.
- O to On, świeżutki jak bułeczki z rana, sprzedane wieczorem – podał mi gazetę uśmiechając się jak zwykle bardzo serdecznie. Zresztą zawsze się ze mnie naigrywał że jestem jedynym detektywem który czyta o wydarzeniach ostatni, ale zawsze jest na miejscu pierwszy. Może dlatego go lubiłem, zresztą miał szesnaście lat, ale był cholernie inteligentnym chłopakiem.
- I jak tam? Jest jakaś robota szefie? – zapytał się Micki
- Coś tam jest. Chyba będę miał kolejne romansowe zlecenie.-
- Kolejna cizia pyta o kochankę swego męża?-
- Jak byś zgadł Micki – zapaliłem papierosa, i otworzyłem gazetę na pierwszej stronie.
- No dobra szefie, to do jutra! – Micki uchylił kaszkiet i wyszedł z biura.
- No do jutra, mały… - odpowiedziałem mu cicho, wczytany w gazetę.
Posiedzenie Lordów w sprawie więziennictwa, sprzedaż folwarków obcokrajowcom, emigracja ze starego kontynentu. Wszystko spokojnie opisane przez ludzi szperających we wszystkim dziedzinach zwyczajnego społeczeństwa, i wyciągających każde gówno i brud, powiększając je dwu, a nawet czterokrotnie. Dziennikarze. Trzeba przyznać że każdy z nich musisz doskonale znać się na ludzkiej psychice i potrzebach. Ale żeby pisać o taki pierdołach jak „Elena, aktorka z teatru nowoczesnego porzuciła swego bogatego męża Lorda Andre posądzając go o trzykrotną zdradę…”. Założył bym się że to jeden z kumpli po fachu ten smród wyciągnął na jej własne życzenie. „…Rozprawa zacznie się za tydzień, w budynku sądu miejskiego o godzinie 12, w południe. Aktorka życzy sobie aby rozprawa była otwarta dla każdego. Mając na celu uczulenie kobiet, w stosunku do kontaktów ich mężów z nieznajomymi, pracownicami oraz…”. No cóż, każdy walczy jak może, ale wielkie pieniądze i władza niesie ze sobą wielkie rządze. Szkoda że ludzie nie rozumieją tego że tak zawsze było i już nigdy się nie zmieni.
Kolejne artykuły, przeskoczyłem bardzo szybko. Nic godnego uwagi, prócz
„kolejnej powtórki z rozrywki” „Tajemnicze zniknięcie kolejnej kobiety w „Londyński Slamsach”. Policja oskarża tego samego porywacza który prawdopodobnie dokonał porwania i brutalnego morderstwa Betty Millow, pokojówki jednego z Lordów.” Z tego co pamiętam, tą sprawę prowadzi komisarz Barnaky z jego świtą „Rycerzy” jak zwą ich mieszkańcy Londynu. Najbardziej prawi i "kulturalni" panowie w tej części kraju. Może i prawi są, ale co do kultury, nie był bym tak skłonny przytaknąć. Ostatni raz gdy byłem na komisariacie, po godzinach pracy, jeden rzygał przez okno śpiewając jakąś kolędę, a z kolei cała reszta próbowała rozegrać kolejną partię pokera z kilkoma prostytutkami. Chłopaki są nieźli w łapaniu przestępców… ale do kulturalnego zachowania, jeszcze im trochę brakuje.
Odłożyłem gazetę na biurko, potem leniwie spojrzałem przez okno na Londyn. „Gdyby nie nasi kochani lordowie, nie było by co czytać, co rozwiązywać, kogo łapać i co najważniejsze, na kim zarabiać” pomyślałem. Po chwili poczułem straszne ssanie w żołądku. „Jak dawno jadłem?” nawet już nie pamiętałem, więc szybko ubrałem swój płaszcz i wyszedłem na miasto.
Knajpa „Agnes” była kilkadziesiąt metrów od mojego biura. Tam czułem się jak „w domu”. Żarcie było smaczne, piwo dobre a Pani Agnes, zawsze lubiła ze mną czasem trochę wypić, po pracy. Sama właścicielka, była postawną i dojrzała kobieta, mającą za sobą parę nieudanych związków i już kilka lat na karku, ale nada jej spojrzenie mówiło „ Jestem Panią swego losu, .. chcesz sprawdzić ?”.
-Witaj Moor. Zgaduje że zgłodniałeś? –
Uśmiechnięta blondynka akurat czyściła blaty od stolików, przed przyjściem klientów.
-No wiesz, mały głód –
Zażartowałem. Zawsze miło mi było gdy ją widziałem, naprawdę sympatyczna kobieta.
- Kartofle z kotletem? Sałatka po grecku z sosem mięsnym czy może… frytki z piwem-
Jak zwykle dobitna i bezwzględna w swoich żartach, wiedziała bowiem że nigdy nie mam kasy.
- To trzecie kobieto, to trzecie. A tak przy okazji, jak idą interesy? Wiesz już coś na temat tej dzierżawy lokalu? –
Jej lokal był małym jednopiętrowym budynkiem. Ona mieszkała na pierwszym piętrze, zaś na parterze miała swoje królestwo. Kilka lamp oświetlało całe wnętrze, obszerna sala z drewnianymi stolikami. Na środku miejsce do tańczenia, nie duże ale zawsze, zaś z boku mała scena dla mało znanych zespołów lub wykonawców. Ta knajpa była jej całym życiem.
- No cóż, urzędnicy powiedzieli że mogę ten dom wykupić na własność. Trochę to będzie kosztować, ale niby opłacało by mi się to, patrząc z perspektywy dłuższego okresu. Tylko że pozostaje jedno ale…-
Poszła za bar, aby zacząć smażyć frytki
- Jakie ale? Pieniądze?-
-Nie, Olsen. Będzie bardzo nie zadowolony i zapewnie podniesie „składkę ochronną”. A jego chłopcy, mogą się rozbestwić, jak będą wiedzieli że stać mnie było na wykupienie tego budynku…-
Olsen, nietypowy człowiek interesu. Jak do tej pory nieuchwytny lis i złodziej. Ma w garści większość sądów i policji. Wszyscy o tym wiedzą że ściąga od wszystkich haracze ale nikt nic z tym nie może zrobić. Bo wszyscy są od niego uzależnieni i wszyscy do niego należą.
- Aaaa… ta franca…-
Zacisnąłem dłoń w pieść bo nienawidziłem jak ktoś o nim wspominał. Ten fiut już dawno powinien wylądować za kratkami na co najmniej sześć dożywoci.
- Mój detektywie… -
Pewnie zauważyła moje zdenerwowanie. Bo podniosła wzrok znad frytek i z anielskim uśmiechem powiedziała.
- Będzie dobrze, coś wymyśle. Na pewno.-
- Nie wątpię w to Agnes. Jeżeli ktoś miałby sobie z takim problemem poradzić to tylko Ty-
Od razu zdenerwowanie uszło, jak ręką odjął kiedy położyła przede mną michę pełną frytek i piwo. Spojrzała się na mnie, śmiejącymi się oczami
- Teraz jedz, bo widzę że już niebawem nie będziesz w stanie nawet wychodzić z tego swojego biura, z braku sił. Powiem Ci nawet więcej, a wiesz co?
- Co ?-
- Szkielet z Ciebie, Panie Moor –
Zaśmiała się przy tym donośnie. Nawet jej nie „oddałem” byłem zajęty pochłanianiem frytek i popijaniem piwa. Do knajpy zaczynali schodzić się klienci. Ten wieczór spędziłem już tylko z piwem i towarzystwem Agnes.
Sen. Wytwór wyobraźni człowieka czy jakieś wewnętrzne przesłanie informujące o czymś. Nie wiem. Ale czasem miewałem taki dziwny Sen. W jego trakcie słyszę cały czas przesuwające się wskazówki zegara, a gdzieś z boku głosy szepczące jakieś słowo „goń”. Biegnę, cały czas biegnę pustą ulicą, gonie za czymś, próbuje coś dogonić ale nigdy mi się to nie udaję. Zawsze ta sama ponura pogoda i cienie ludzi spoglądające na mnie z okien. Długa londyńska uliczka, bardzo kurwa długa… .
- Detektyw Moor. Słucham?-
Po drugiej stronie była jakaś kobieta, jej głos był delikatny. Przez chwilę nawet, poczułem jakby szeptała mi do ucha.
- Ach, wreszcie się do pana dodzwoniłam detektywie-
Odezwała się nonszalancko.
-Mam dla Pana pracę, jeżeli to będzie pana interesowało. Panie Moor -
Słuchałem jej uważnie. Musiałem czymś opłacić zaległe rachunki za biuro, tym bardziej ostatnio wlepiony mandat za parkowanie w złym miejscu. Ona jeszcze o tym nie wiedziała, ale nie ważne co by mi zaproponowała. I tak bym to wziął.
Deszcz spokojnie padał, raz za razem obijając się o szyby, tworząc istną symfonie dźwięków. Pogoda w Londynie nie była za dobra. Pieprzony wiek, o tak nieskomplikowanej dacie jak 1930. Gdy obchodziłem sylwester samotnie w biurze, wiedziałem że to nie będzie dobry rok.
Całymi dniami padało, a jak wychodziło łaskawie słońce, to potem znów zaczynało kropić. Nie będę wspominał o chmurach czarnych jak węgiel, i tej mgle. Jedynie czego naprawdę nie cierpię w tym mieście to tej cholernego "całunu ciemności".
- Proszę kontynuować, proszę Paniii... -
Zaciąłem się aby wymusić w niej grzecznościowe przedstawienie się. Nie wiem czy Ona o tym zapomniała, ale nigdy nie lubiłem rozmawiać bez uprzedniego przedstawienia się. Ona znała moje nazwisko, ja Jej nie.
- Patricia Mc'Douel -
"Jej słowa. Ładnie wymawia swoje imię, a do tego usłyszałem jeszcze że chyba bawi się kablem od telefonu. Pewnie siedzi na łóżku, albo leży. Macha nogami? Nie nie... chociaż może. Siedzi w dużym pokoju mieszkalnym, za duża cisza i echo. Bogaty mąż? Zabawa kablem, oznaka swobody i nonszalancji. Jest łowczynią. Kłopoty z bogatym mężem. Mc'Douel te imię brzmi szlachecko, tak tak ... Blondynka albo brunetka, teraz są modne. "Ciemne włosy" nigdy nie były szczere." Te myśli szybko przeleciały i ustąpiły nad kolejną dawką informacji, ale to co chciałem wiedzieć, już wiedziałem.
- Proszę kontynuować Pani Patricio... -
-Detektywie dzwonie w sprawie mojego męża...-
Milczałem. "Nic nowego, można było się domyśleć. Pewnie ją zdradza, albo ona tylko tak przypuszcza, a może szuka zabawki. Może chce się pobawić?"
-Chyba mnie zdradza i chciała bym się dowiedzieć z kim i ewentualnie od jakiego czasu -
Przełożyłem papierosa do drugiej ręki, spojrzałem na pustkę na biurku i odpowiedziałem, puszczając siwy dym z ust. Lampa stojąca w pokoju, aż za często używana co jakiś czas przerywała, zatapiając mnie w ciemnościach.
- Dobrze, niech Pani przyjdzie do mnie jutro, w godzinach popołudniowych. Nie ważne jakich. Będę na Panią czekał. -
Dodałem jednak po chwili, nie dając jej możliwości odpowiedzi.
- Proszę przynieść też jakieś zdjęcie Pani męża, abym mógł go później rozpoznać -
-Dobrze,... Detektywie. Do zobaczenia jutro. -
Miód jakby wlał mi się do uszu. Nic nie odpowiedziałem. Rozłączyła się, a ja zacząłem "czekać".
Przez całe późniejsze popołudnie wyobrażałem sobie, jak Ona może wyglądać. Jej głos był nad wyraz delikatny i spokojny, melancholijny i uwodzicielski. Jak dźwięk pragnienia które jest Twoim największym marzeniem. Złapałem się na tym że zaczynałem sobie wyobrażać jutrzejszą scenę. Scenę w której ona siada na moim biurku, i nachylając się ukazuje swój bogaty dekolt… scenę w której później mówi mi że chce… .
Nawet nie zdążyłem się zorientować kiedy zasnąłem, lecz „wieczór” obudził mnie pukaniem w drzwi.
- Kto,.. słucham?- odezwałem się zaspany i usiadłem na sofie próbując zbudzić się z resztek snu.
- Micki! Gazeciarz! Mam dla Pana jak zwykle ostatni numer… -
-Dobra wejdź-
Znałem małego bardzo dobrze, mieliśmy wspólny układ. Ja dawałem mu co jakiś czas trochę kasy a on w zamian zawsze wieczorem przynosił mi dzisiejszą gazetę, a konkretnie ostatni egzemplarz tej gazety. Dlaczego akurat tak? Bo on cały dzień rozdawał te gazety, a ja cały dzień czekałem na telefon w biurze. Proste jak zapalenie zapałki.
- O to On, świeżutki jak bułeczki z rana, sprzedane wieczorem – podał mi gazetę uśmiechając się jak zwykle bardzo serdecznie. Zresztą zawsze się ze mnie naigrywał że jestem jedynym detektywem który czyta o wydarzeniach ostatni, ale zawsze jest na miejscu pierwszy. Może dlatego go lubiłem, zresztą miał szesnaście lat, ale był cholernie inteligentnym chłopakiem.
- I jak tam? Jest jakaś robota szefie? – zapytał się Micki
- Coś tam jest. Chyba będę miał kolejne romansowe zlecenie.-
- Kolejna cizia pyta o kochankę swego męża?-
- Jak byś zgadł Micki – zapaliłem papierosa, i otworzyłem gazetę na pierwszej stronie.
- No dobra szefie, to do jutra! – Micki uchylił kaszkiet i wyszedł z biura.
- No do jutra, mały… - odpowiedziałem mu cicho, wczytany w gazetę.
Posiedzenie Lordów w sprawie więziennictwa, sprzedaż folwarków obcokrajowcom, emigracja ze starego kontynentu. Wszystko spokojnie opisane przez ludzi szperających we wszystkim dziedzinach zwyczajnego społeczeństwa, i wyciągających każde gówno i brud, powiększając je dwu, a nawet czterokrotnie. Dziennikarze. Trzeba przyznać że każdy z nich musisz doskonale znać się na ludzkiej psychice i potrzebach. Ale żeby pisać o taki pierdołach jak „Elena, aktorka z teatru nowoczesnego porzuciła swego bogatego męża Lorda Andre posądzając go o trzykrotną zdradę…”. Założył bym się że to jeden z kumpli po fachu ten smród wyciągnął na jej własne życzenie. „…Rozprawa zacznie się za tydzień, w budynku sądu miejskiego o godzinie 12, w południe. Aktorka życzy sobie aby rozprawa była otwarta dla każdego. Mając na celu uczulenie kobiet, w stosunku do kontaktów ich mężów z nieznajomymi, pracownicami oraz…”. No cóż, każdy walczy jak może, ale wielkie pieniądze i władza niesie ze sobą wielkie rządze. Szkoda że ludzie nie rozumieją tego że tak zawsze było i już nigdy się nie zmieni.
Kolejne artykuły, przeskoczyłem bardzo szybko. Nic godnego uwagi, prócz
„kolejnej powtórki z rozrywki” „Tajemnicze zniknięcie kolejnej kobiety w „Londyński Slamsach”. Policja oskarża tego samego porywacza który prawdopodobnie dokonał porwania i brutalnego morderstwa Betty Millow, pokojówki jednego z Lordów.” Z tego co pamiętam, tą sprawę prowadzi komisarz Barnaky z jego świtą „Rycerzy” jak zwą ich mieszkańcy Londynu. Najbardziej prawi i "kulturalni" panowie w tej części kraju. Może i prawi są, ale co do kultury, nie był bym tak skłonny przytaknąć. Ostatni raz gdy byłem na komisariacie, po godzinach pracy, jeden rzygał przez okno śpiewając jakąś kolędę, a z kolei cała reszta próbowała rozegrać kolejną partię pokera z kilkoma prostytutkami. Chłopaki są nieźli w łapaniu przestępców… ale do kulturalnego zachowania, jeszcze im trochę brakuje.
Odłożyłem gazetę na biurko, potem leniwie spojrzałem przez okno na Londyn. „Gdyby nie nasi kochani lordowie, nie było by co czytać, co rozwiązywać, kogo łapać i co najważniejsze, na kim zarabiać” pomyślałem. Po chwili poczułem straszne ssanie w żołądku. „Jak dawno jadłem?” nawet już nie pamiętałem, więc szybko ubrałem swój płaszcz i wyszedłem na miasto.
Knajpa „Agnes” była kilkadziesiąt metrów od mojego biura. Tam czułem się jak „w domu”. Żarcie było smaczne, piwo dobre a Pani Agnes, zawsze lubiła ze mną czasem trochę wypić, po pracy. Sama właścicielka, była postawną i dojrzała kobieta, mającą za sobą parę nieudanych związków i już kilka lat na karku, ale nada jej spojrzenie mówiło „ Jestem Panią swego losu, .. chcesz sprawdzić ?”.
-Witaj Moor. Zgaduje że zgłodniałeś? –
Uśmiechnięta blondynka akurat czyściła blaty od stolików, przed przyjściem klientów.
-No wiesz, mały głód –
Zażartowałem. Zawsze miło mi było gdy ją widziałem, naprawdę sympatyczna kobieta.
- Kartofle z kotletem? Sałatka po grecku z sosem mięsnym czy może… frytki z piwem-
Jak zwykle dobitna i bezwzględna w swoich żartach, wiedziała bowiem że nigdy nie mam kasy.
- To trzecie kobieto, to trzecie. A tak przy okazji, jak idą interesy? Wiesz już coś na temat tej dzierżawy lokalu? –
Jej lokal był małym jednopiętrowym budynkiem. Ona mieszkała na pierwszym piętrze, zaś na parterze miała swoje królestwo. Kilka lamp oświetlało całe wnętrze, obszerna sala z drewnianymi stolikami. Na środku miejsce do tańczenia, nie duże ale zawsze, zaś z boku mała scena dla mało znanych zespołów lub wykonawców. Ta knajpa była jej całym życiem.
- No cóż, urzędnicy powiedzieli że mogę ten dom wykupić na własność. Trochę to będzie kosztować, ale niby opłacało by mi się to, patrząc z perspektywy dłuższego okresu. Tylko że pozostaje jedno ale…-
Poszła za bar, aby zacząć smażyć frytki
- Jakie ale? Pieniądze?-
-Nie, Olsen. Będzie bardzo nie zadowolony i zapewnie podniesie „składkę ochronną”. A jego chłopcy, mogą się rozbestwić, jak będą wiedzieli że stać mnie było na wykupienie tego budynku…-
Olsen, nietypowy człowiek interesu. Jak do tej pory nieuchwytny lis i złodziej. Ma w garści większość sądów i policji. Wszyscy o tym wiedzą że ściąga od wszystkich haracze ale nikt nic z tym nie może zrobić. Bo wszyscy są od niego uzależnieni i wszyscy do niego należą.
- Aaaa… ta franca…-
Zacisnąłem dłoń w pieść bo nienawidziłem jak ktoś o nim wspominał. Ten fiut już dawno powinien wylądować za kratkami na co najmniej sześć dożywoci.
- Mój detektywie… -
Pewnie zauważyła moje zdenerwowanie. Bo podniosła wzrok znad frytek i z anielskim uśmiechem powiedziała.
- Będzie dobrze, coś wymyśle. Na pewno.-
- Nie wątpię w to Agnes. Jeżeli ktoś miałby sobie z takim problemem poradzić to tylko Ty-
Od razu zdenerwowanie uszło, jak ręką odjął kiedy położyła przede mną michę pełną frytek i piwo. Spojrzała się na mnie, śmiejącymi się oczami
- Teraz jedz, bo widzę że już niebawem nie będziesz w stanie nawet wychodzić z tego swojego biura, z braku sił. Powiem Ci nawet więcej, a wiesz co?
- Co ?-
- Szkielet z Ciebie, Panie Moor –
Zaśmiała się przy tym donośnie. Nawet jej nie „oddałem” byłem zajęty pochłanianiem frytek i popijaniem piwa. Do knajpy zaczynali schodzić się klienci. Ten wieczór spędziłem już tylko z piwem i towarzystwem Agnes.
Sen. Wytwór wyobraźni człowieka czy jakieś wewnętrzne przesłanie informujące o czymś. Nie wiem. Ale czasem miewałem taki dziwny Sen. W jego trakcie słyszę cały czas przesuwające się wskazówki zegara, a gdzieś z boku głosy szepczące jakieś słowo „goń”. Biegnę, cały czas biegnę pustą ulicą, gonie za czymś, próbuje coś dogonić ale nigdy mi się to nie udaję. Zawsze ta sama ponura pogoda i cienie ludzi spoglądające na mnie z okien. Długa londyńska uliczka, bardzo kurwa długa… .
https://horyzontrpg.com
System fabularny space-apo. Indi.
System fabularny space-apo. Indi.