Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Siostry Krwi [NZ] Rozdział I
#1
My wiemy. Bardzo brzydko jest już w pierwszym poście dodawać tekst, ale obiecujemy się poprawić.

Chcemy wam przedstawić opowiadanie pisane przez trzy osoby. Mamy nadzieję, że nie odstrasza was to.

Pisałyśmy go razem- Madeline, Rossbell oraz Bemuse.

Już na początku chciałyśmy zastrzec, bo docierały do nas sygnały, że początek opowiadania przypomina pewien serial o wdzięcznym tytule ‘’Czarodziejki’’. Z uśmiechami na twarzach możemy uspokoić wasze wzburzone serca- mimo początku, to opowiadanie ma z nim niewiele wspólnego. W dalszych rozdziałach stanie się to bardziej wyraziste, dlatego prosimy o cierpliwość.
Tekst nie jest jeszcze zakończony. W sieci znajduje się już 11 rozdziałów, ale oczywiście mamy już więcej napisane.

Jest to nasz pierwszy tekst, który piszemy razem, więc prosimy- bądźcie wyrozumiali.

Jedna z głównych postaci męskich ma na imię Severus. Prosiłybyśmy bardzo, aby nie mylić go z Severusem Snape’m, Mistrzem Eliksirów kultowej serii J.K.Rowling.

Co do imion bohaterek. Błagamy, nie posądzajcie nas o kopiowanie ich ze ‘’Zmierzchu’’! Rosalie i Bella to normalnie funkcjonujące w doczesnym świecie imiona- nie wymyśliła ich Meyer.
Dla ciekawskich imię Bella to prawdziwe imię Bemuse, a Rosalie to drugie imię Rossbell. Choć w jej papierach występuje w polskiej wersji- Rozalia.

Tyle gwoli wyjaśnienia.

Z pozdrowieniami
Siostry Krwi.

Rozdział zbetowany przez Bzzzyt.

[Obrazek: obraz1es.jpg]
ROZDZIAŁ I

Atmosfera tajemniczości niczym mgła przysłaniała trójkę dziewczyn, które otoczone świecami siedziały w półkolu, na podłodze motelowego pokoju, który znajdował się na ulicy Wait Stress. Żadna z nich nie zwracała uwagi na zbliżającą się wielkimi krokami burzę i deszcz, który zacięcie bębnił w szyby okien już od paru godzin. Ze skupieniem wpatrywały się w otwarte stronnice starej księgi, która leżała przed nimi.
- Wiecie, że nie powinnyśmy tego robić? - głos Belli przeciął powietrze jak ostry sztylet. Rozejrzała się panicznie na boki, próbując dojrzeć, czy ktoś nie zagląda do pokoju przez brudną szybę.
- Wiemy. - Rose pokiwała głową w zamyśleniu - ale już za długo nie ćwiczyłyśmy, jeszcze stracimy swoją moc.
- Ale to nie oznacza, że od razu musiałyśmy kraść księgę ciotce i uciekać w siną dal!
- Nie, to oznacza, że pożyczyłyśmy księgę od ciotki i wybrałyśmy się na krótkie „wakacje”.
- To od czego zaczniemy? - spytała Maddie, odgarniając z twarzy kosmyk ciemnych włosów. - Przemianę zostawmy na koniec, bo uwielbiam patrzeć, jak wstaje słońce. – Dziewczyna niemal podskakiwała z podekscytowania.
- Może od… - Rose przewertowała stronnice starej księgi - ...wzywania żywiołów?
Głos rozsądku, pod postacią Belli natychmiast się odezwał:
- Ty już całkiem zwariowałaś. To zaawansowana magia! Nie osiągnęłyśmy jeszcze takiego poziomu!
- Oj, Bella, wyluzuj. Jak się nie uda to trudno, przynajmniej spróbujmy. - Entuzjazmu Maddie nic nie było w stanie zakłócić.
- Dobra. Tu jest napisane, że musimy wyciągnąć przed siebie rękę i skupić się na wezwaniu żywiołu, który jest przypasowany do naszego znaku zodiaku. - powiedziała Rose, zanim Bella zdążyła odpowiedzieć siostrze.
- Ja jestem Skorpion, czyli woda - Maddie spoważniała i zaczęła się skupiać, wyobrażając sobie w myślach różne źródła przezroczystej cieczy.
- A ja Baran, czyli ogień - Bella zabrzmiała trochę pewniej, niż parę minut temu. Rose dziwnie na nią spojrzała.
- Ja jestem Strzelec, czyli też ogień. Jestem ciekawa jaki to będzie miało efekt, skoro jesteśmy w trójkę Siostrami Krwi, a my dwie władamy tym samym żywiołem. W księdze nic nie było o tym napisane.
Spojrzały po sobie w milczeniu, niepewne, co mają robić. Ciszę przerwał odgłos pioruna, który rozdarł niebo jak świetlisty pocisk.
- Dobra, zabieramy się do roboty. Ja pierwsza.
Maddie powierciła się chwilę, aby usiąść wygodnie na nierównej podłodze wyłożonej dawno nie praną wykładziną, skupiła się i wyciągnęła przed siebie rękę. Po paru minutach nic się nie stało. Dziewczyna otworzyła oczy i z wyraźnie już opuszczającą ją nadzieją, założyła ręce na piersi. Rose poklepała ją po plecach i zrobiła to samo, co jej siostra przed chwilą. Siedziała tak przez chwilę, gdy Bella powiedziała:
- Daj spokój Rose. Miałam rację, nic z tego nie będzie.
Usta Rose zwęziły się ze złości, ale nie opuściła ręki. Otworzyła jednak oczy i spojrzała na Bellę.
- Pomóż mi.
- Co...?
- Może jak połączymy moce to się uda? W końcu to ten sam żywioł.
- Bella, ona ma rację. To może się udać. - szepnęła Maddie.
Blondynka niepewnie wyciągnęła dłoń i złączyła ją z wyciągniętą ręką Rose.
- Gotowa?
- Bardziej już nie będę.
Zamknęły oczy i z całych sił zaczęły się skupiać na swoim żywiole.
Lekki powiew wiatru przeciskający się przez szparę pod oknem zgasił wszystkie świece, ale dwie nastolatki nie zwracały na to uwagi. Tylko Maddie, siedząc w całkowitej ciemności wpatrywała się w miejsce, gdzie, jak sądziła, siedziały jej siostry. Ciemność rozdarł promyk światła, który wydobywał się ze złączonych dłoni Belli i Rose. Czarnowłosa dziewczyna zacisnęła zęby na pięści, by nie pisnąć z podekscytowania, jednak jej siostry wciąż były pogrążone w skupieniu. Promyk przemienił się w kulę ognia, gdy dziewczyny bezwiednie rozłączyły dłonie i stworzyły pomiędzy nimi przestrzeń. Ogień stopniowo się powiększał, co już mniej spodobało się Maddie.
- Bella? Rose? Możecie już przestać, zadziałało.
Dziewczyny jednak nie reagowały. Spanikowana, ze strachem wpatrywała się w rosnącą kulę ognia. Bezradnie wyciągnęła przed siebie rękę. Musi się udać! Z całej siły zacisnęła oczy i skupiła się na przywołaniu wody. Po chwili strumień tejże cieczy z głośnym pluskiem ochlapał twarze Belli i Rose. To przywróciło im zdolność samokontroli. Z trudem otworzyły oczy i opuściły ręce. Ogień zgasł. Siedziały w ciemności, aż kolejny piorun nie przebił nieba. Maddie zebrała się w sobie i poszła zapalić światło. Żółte promienie żarówki leniwie rozlały się po pokoju. Dziewczyny zamrugały, aby przyzwyczaić wzrok do takiej ilości światła. Rose spojrzała na czarnowłosą siostrę, której twarz była zaczerwieniona, jak po ciężkim wysiłku. Z jej ust wydobyło się krótkie:
- Wow.
Bella spojrzała na nią karcącym wzrokiem i powiedziała:
- Dopóki osobno nie nauczymy się władać nad żywiołem, koniec ze wzywaniem ich razem. Gdyby Madd nas nie ochlapała wodą, to Merlin jeden wie, co by się stało. - Woda spływała po jej włosach, ale nie zwracała na to uwagi. Spojrzała na Maddie, która nadal stała koło włącznika światła. – Skąd tak w ogóle wytrzasnęłaś wodę?
- Stąd, skąd wy ogień.
Rose zmierzyła ją taksującym spojrzeniem.
- Czyli każdej się udało. Bajer.
- Ja na dzisiaj mam dość. Idziemy się przejść? Zaraz będzie świtać. - Maddie stanęła koło dziewczyn i wyciągnęła do nich ręce, pomagając wstać.
Po chwili dziewczyny zniknęły, a na ich miejsce pojawiły się trzy czarne koty. Różniły się tylko kolorem oczu.
- No, to w drogę. - zamiauczała Bella, której oczy kolorem przypominały korę dębu pokrytego mchem.
- Jak ja to uwielbiam! - Maddie wskoczyła na parapet okna i łapką je uchyliła. Popatrzyła na siostry, które za nią wskoczyły. W jej tęczówkach barwy morza błysnęły wesołe iskierki.
Zielone oczy spoczęły na niej, a ich właścicielka z dumnie podniesionym ogonem powiedziała:
- Ale tym razem idziemy gdzieś dalej.
- Dobra, Rose. Prowadź.
Po chwili zniknęły, a pokój pozostał pusty.
Stronnice księgi zamknęły się z głuchym łoskotem.

Trzy czarne kotki przechadzały się po zielonych pagórkach Walii.
Jedna z nich spojrzała na wschodzące słońce i zamruczała z rozkoszy. Po burzy pozostała tylko mokra trawa i kałuże. Brązowooka kocurka prychnęła i przyspieszyła, wskakując na płot.
- Jak myślicie, co zrobi nam ciotka, gdy wrócimy do domu? - spytała Bella, stawiając ostrożnie łapki na cienkim płocie.
- A w ogóle mamy zamiar wrócić? - spytała Rose.
- Kiedyś na pewno... Przecież nas znajdzie... Nie ważne czy za dwadzieścia, czy pięćset lat. - Maddie wyprężyła swój grzbiet, mówiąc podniesionym tonem.
- Głupie kocury! Złazić mi z tego płotu! - wrzasnęła jakaś kobieta w papilotach z okna domu, który w świetle pierwszych promieni słońca, przybrał barwę pomarańczy. Małe serduszko Belli przyspieszyło, gdy ze strachem zeskoczyła z płotu i rzuciła się do ucieczki. Maddie i Rose dogoniły ją, śmiejąc się.
- Co za ludzie. - mruknęła pod nosem, przejeżdżając łapką po wąsikach.
Skręciły w róg i pobiegły, ścigając się, która pierwsza wróci do motelu. Mimo, że słońce powoli wschodziło, nadal było dosyć ciemno.
Pierwsza dobiegłaby Maddie, gdyby nie to, że zgubiła się, nie wiedząc, które okno należy do ich pokoju. Bella wyprężyła ogon, pokazała siostrze mały języczek i wskoczyła na parapet. Rose z rozbiegu wpadła do pokoju i z poślizgiem wleciała na zgaszoną świecę. Maddie spokojnie usiadła na parapecie i zmieniła formę w ludzką.
- Czy wam tu czymś nie śmierdzi? - spytała, odgarniając kwiecistą zasłonę. Odpowiedziały jej jednak miauknięcia. Spojrzała na siostry z politowaniem. - Nie rozumiem języka kotów mając ludzkie uszy.
Rose wskoczyła na jedno z trzech łóżek i zmieniła się w swoją formę, prężąc się przy tym, jakby wciąż była kocicą.
- O czym ty mówisz? - spytała, zezując na wciąż siedzącą na parapecie siostrę. - Myślisz, że Bells znów złapała po drodze jakąś mysz?
- Ha, ha, ha. - rozległ się ironiczny śmiech od strony łazienki. - To nie było zabawne. - Wchodząc do pokoju, dziewczyna odrzuciła swoje blond włosy, po czym rozsiadła się na niezbyt wygodnym fotelu.
- Chodzi mi o to, że wyczuwam tu emocje... Jakieś takie... negatywne wibracje...
- Wibracje. - prychnęła pod nosem Rose.
- Ej!
- Chodzi mi o to, że... Nie czujecie zapachu tych perfum? Dajcie spokój. Cuchnie jakby była tu perfumeria.
- Taa... perfumy to nawet ja wyczuwam, ale żadnych „wibracji”. - nabijała się dalej Bella.
Siostry zaczęły się śmiać, z czerwieniejącej na twarzy Maddie.
- Dobra, ale same to czujecie. Ktoś tu był. - Ciemnowłosa siostra zgromiła je wzrokiem i przeszła się po pokoju. Włączyła światło i rozejrzała się.
Wszystko było jednak w nienaruszonym stanie: Trzy łóżka w miarę pościelone i zakryte wielokolorowymi kapami, uchylone okno, wypalone świece i biały wosk na wykładzinie. Nawet paluszki były tak samo rozgniecione na stoliczku jak je wcześniej zostawiły.
- Wszystko gra... - Wzruszyła ramionami Bella.
- Nie, ja też to czuję. - mruknęła Rose - Albo to tylko ta napięta atmosfera.
Dziewczyny zaczęły biegać po pokoju szukając czegoś, co mogło przepaść, jednak i pieniądze, i komórki, i wszystko inne było na swoim miejscu.
- Dobra, wiecie co? - mruknęła Maddie. - Wydawało mi się, że kiedyś widziałam w księdze zaklęcie, które mówi, kto był ostatni raz w tym pomieszczeniu...
- Dobra, a gdzie zostawiłaś księgę? - spytała Rose, wstając z łóżka.
Odpowiedział jej przerażony wzrok siostry.
- O cholera... - wykrztusiła wreszcie Maddie. - Ktoś nam zabrał księgę!
- Szlag by to! - krzyknęła Bella wpatrując się w środek pokoju, na którym, niewątpliwie, jeszcze niedawno spoczywał ich największy skarb.
- Która z was ją tu zostawiła bez ochrony magicznej? No która?! - Rozhisteryzowana Rose złapała Bellę za ramię i zaczęła nią potrząsać.
- Hej, uspokójcie się! - Maddie dobiegła do sióstr i rozdzieliła je mocnym pchnięciem.
Bella, zarumieniona z gniewu, patrzyła na równie wzburzoną i zadyszaną Rose, stojącą naprzeciw.
- Niby dlaczego to my miałybyśmy zostawić księgę bez ochrony? Przecież ty jesteś tak samo winna!
- Ja?! To przecież ty zmieniłaś się ostatnia! Mogłaś zadbać o księgę przed wyjściem!
- No nie, to już są kpiny! Słyszałaś, Madd, co ta wariatka mówi? Moja wina! Ha! Śmieszne!
Księga była ważna, sprawiła, że były siostrami. Była artefaktem magii i potęgi. W dodatku nawet nie była ich. Należała do ciotki, która, kto wie, czy nie odeśle ich z powrotem do sierocińca, gdy dowie się o kradzieży. Tymczasem pozostałe siostry wciąż kłóciły się zaciekle.
- Sama jesteś świrnięta! - Rose wrzasnęła na blondynkę - Ty i ta cała twoja perkusja to jeden wielki obłęd!
- Odczep się od mojej perkusji - wysyczała Bella - To, że nie potrafisz na niczym grać, nie świadczy jeszcze o tym, że inni są równie ułomni, jak ty.
- Powiedziałaś: ułomni?! - Rose zagotowała się z wściekłości.
Nagle dostała od tyłu poduszką w głowę. Zdezorientowana spojrzała na Maddie kulącą się na łóżku, myśląc, że to jej sprawka, jednak wtedy rozległ się szyderczy śmiech Belli. Odwróciła się szybko w jej stronę.
- To ty to zrobiłaś! Dlaczego używasz swoich mocy przeciw mnie, co? Nie myśl sobie, że jesteś taka cwana, siostrzyczko!
Rose zmrużyła oczy, a na policzku Belli natychmiast pojawiło się długie, płytkie cięcie, jakby ktoś przeciągnął ostrzem noża po jej twarzy.
Dziewczyna krzyknęła z bólu i zaskoczenia, przykładając rękę do krwawiącej rany.
- Wiesz, ty już nie jesteś moją siostrą. Właśnie w tym momencie przestałaś nią być! Ja ci krzywdy tą poduszką nie zrobiłam, ale... zaraz mogę zrobić.
Blondynka odciągnęła dłoń od policzka i przecięła nią powietrze ze świstem sprawiając, że lampka nocna, stojąca obok głowy Maddie, zaczęła frunąć z zawrotną prędkością w stronę Rose. Widząc to, dziewczyna natychmiast zerwała się z łóżka i złapała lampkę tuż nad głową niczego nie świadomej jeszcze siostry.
- Wiecie co? Obie jesteście nienormalne! Nawet nie wyczuwam już waszych emocji! To koniec Sióstr Krwi! - wykrzyknęła wymachując rękami, uprzednio rzucając lampę na materac.
- No i bardzo dobrze. - prychnęła Rose - W takim razie spadam stąd, zanim Bella zacznie rzucać po pokoju stolikiem i telewizorem. I tobie radzę to samo. Byle daleko ode mnie.
Jak powiedziała, tak wybiegła z pokoju trzaskając głośno drzwiami.
Maddie i Bella zostały same i za wszelką cenę starały się na siebie nie patrzeć. Blondynka, wpatrując się w butelkowozieloną wykładzinę, machnęła ręką od niechcenia, sprawiając, że poduszka i lampka nocna wróciły na swoje miejsca. Po chwili sama podeszła do jednego z łóżek i owinęła się ciasno kołdrą.
Przez parę godzin obie siedziały na swoich łóżkach w ciszy, przerywanej jedynie cichym szlochem obu na przemian. Zaschnięta krew wciąż gościła na policzku Belli, jakby na pamiątkę tej kłótni, na pamiątkę tego, że Rose użyła przeciw niej swojej największej broni.
Maddie patrzyła na zaschnięty na wykładzinie wosk. W głowie odbijał jej się śmiech całej trójki, gdy wychodziły przemienione w koty. Ten spacer... To był jej pomysł! Gdyby nie wyszły, przecież nikt nie ukradłby im księgi... Najpierw musiałby je zabić.
Potem przypomniała sobie latające poduszki, lampy i krew. Gdyby jej nie było, wolałaby nie myśleć do jakich rękoczynów by doszło między jej siostrami.
O, przepraszam. Byłymi siostrami.
- Wróci... Ja to wiem. Nie zostawi nas tak przecież... - szepnęła Maddie, ocierając łzy. Kto zostawia rodzinę, mimo największego terroru? Rodzina, to rodzina, nie?

Recepcjonistka siedząca w hallu motelu spojrzała zaskoczona, gdy usłyszała trzaśnięcie drzwi piętro wyżej. Po chwili w zasięgu jej wzroku pojawiła się brązowowłosa dziewczyna, która wybiegła z budynku.
Łzy zamazywały obraz i ciekły po policzkach Rose. Nie patrzyła, gdzie biegnie. Ból w jej sercu był tak wielki, że odbierał całkowitą zdolność racjonalnego myślenia. Był to ból najgorszy z możliwych - ból złamanego serca. Straciła przyjaciółki przez swoją głupotę, i dobrze o tym wiedziała. Czemu choć raz nie mogła posłuchać Belli? Dlaczego ją zraniła? Znienawidziła siebie i swoją moc. Po co mi ona? Tylko niszczy, zamiast pomagać! Było jednak za późno i nic nie mogła zrobić. Więc biegła. Uciekała od wyrzutów sumienia, karcących spojrzeń i zawodu.
Gdy w końcu się otrząsnęła, łzy zaschły jej na twarzy. Wzrok miała pusty, beznamiętny. Jej pionowe źrenice z uwagą przyjrzały się miejscu, w którym się znajdowała. Nie wiedziała, gdzie jest. Otaczały ją drzewa i jakieś stare, zapuszczone budynki. Mimo to usiadła na zwalonym pniu i wspominała. Ogarnął ją smutek na myśl, że nie ma dokąd wrócić. Ciotka pewnie się jej wyrzeknie, gdy dowie się co się stało, a do dziewczyn nie miała odwagi wrócić. Zamknęła oczy i wsłuchała się w odgłosy natury.
Łzy znów zaczęły spływać jej po twarzy, ale jakby nie zwracała na to uwagi.
Cichy śpiew ptaków został zagłuszony przez odgłos pęknięcia gałązki. Od razu skupiła się na tym dźwięku, starając się nie dać po sobie poznać, że cokolwiek usłyszała. Gdy odgłos powtórzył się, otworzyła oczy z nadzieją, że ujrzy przyjaciółki.
Jednak to, co zobaczyła, mocno ja przeraziło, zamiast ucieszyć.
Zerwała się z pnia i wytarła z twarzy resztę łez. Przypatrywało się temu pięciu mężczyzn w ciemnych ubraniach, którzy ją otoczyli. Nie znała ich, ale sądząc po wyrazach ich twarzy, nie należeli do najmilszych ludzi na świecie. Mężczyzna stojący naprzeciwko niej, barczysty, o czarnych oczach i średniej długości włosach powiedział głosem pełnym sarkazmu:
- Proszę, proszę… Kogo my tu mamy. Rosalie.
Gniew stłumił strach Rose i już po chwili stała dumnie wyprostowana, wpatrując się prowokacyjnie w mężczyznę stojącego przed nią.
- Czyżbyśmy się znali? Wydaje mi się, że nie, bo twoja twarz raczej wpada w pamięć. Nie codziennie widzi się przecież Zetasa z bliska, nieprawdaż? - uniosła jedną brew, gdy zobaczyła, że mężczyzna uśmiecha się sarkastycznie.
- Na twoim miejscu trzymałbym język za zębami, inaczej pomogę ci zająć go czymś innym.
Policzki dziewczyny zarumieniły się, jednak nadal pozostała w tej samej pozycji.
- No proszę, rumieni się jak dziewica – Facet stojący po prawej stronie pnia zachichotał lekko. Spojrzała na niego i siłą spojrzenia próbowała go zranić. Bez efektu. Strach powrócił, gdy zrozumiała, że straciła moce. Była bezsilna. Spojrzała na czarnowłosego mężczyznę, który pierwszy się do niej zwrócił.
- Czego chcecie?
- Może tego, może tamtego…
I znowu się w niej zagotowało. Zwęziła oczy i powiedziała:
- Radziłabym wam gadać, bo…
- Bo co? Naślesz na mnie swoje siostrzyczki? Chyba nie za bardzo ci pomogą. W końcu same sprowadziły na ciebie nas.
Popatrzyła na niego zszokowana, nie wiedząc o czym mówi. Gdy dojrzał jej wzrok, wybuchł złowrogim śmiechem.
- Irmina wam nie powiedziała? Dowiedz się więc, droga Rose, że po, czy raczej przed ucieczką, wasza ciotka nałożyła na was czar. Dopóki trzymałyście się razem i uznawałyście za siostry, dopóty byłyście bezpieczne i nieosiągalne. Gdy jednak twoje siostry wyrzekły się ciebie, a ty oddzieliłaś się od nich, stałaś się dla nas łatwym celem.
Przez chwilę Rose stała i patrzyła na niego wzrokiem pozbawionym wyrazu. Czuła się jak sparaliżowana. Nie wiedziała, czy facet kłamie, czy może jednak miał rację. I co on miał wspólnego z ciotką? Czyżby staruszka wysłała w pogoń za nią i jej siostrami tych typków? Jakoś jej się nie wydawało, by byli tu po to, by zabrać ją z powrotem do Cork.
- Jak mnie znaleźliście? - spytała Rose, patrząc na „Zetasa” z szalejącym sercem. - Śledziliście mnie? Po co?
- Nie pochlebiaj sobie. Nie tracilibyśmy czasu by śledzić kogoś takiego jak ty. Po prostu znalazłaś się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Można by powiedzieć, że spadłaś nam z nieba. Eric, może pokażesz naszej małej przyjaciółce to, o czym myślę? - Jego głos był przeładowany ironizmem. Jego zimne oczy spoczęły na jednym z jego koleżków. Chłopak wystąpił. Rose, dzięki swojej zdolności widzenia nawet w nocy, dostrzegła jego ostre rysy i bliznę biegnącą od ust po brodę. Wyciągnął swoją rękę, a na jego palcu błysnął złoty sygnet.
Dziewczyna drgnęła, widząc że mężczyzna podchodzi do niej. Zaczęła się wycofywać planując szybką ucieczkę, ale potknęła się o zwalony konar i upadła. Eric nachylił się nad nią z szerokim uśmiechem. Jego palec wskazujący i środkowy dotknęły czoła Rose. Z gardła dziewczyny wyrwał się okrzyk, po czym upadła na suche liście, które jak zawsze spadały na jesień, odpływając i zapominając o kłótni z siostrami.
Przeniosła się do pięknej doliny, gdzie nikogo nie było oprócz niej. W miejsce, o którym od zawsze marzyła.
Jest nas trzy, dlatego gdy komentujemy podpisujemy się swoim nickiem :]

Nasz pierwszy, wspólnie napisany tekst:
Siostry Krwi
Odpowiedz
#2
Zacząłem czytać i już pierwsze zdanie mnie lekko zniechęciło. Jak tajemniczość może przysłaniać cokolwiek? Mgła przysłania jakiś widok tak że jego elementy są niewyraźne lub w ogóle niewidoczne. Porównanie nietrafne i samo określenie również.
Atmosfera tajemniczości przesłania trójkę dziewczyn - atmosferę tajemniczości to ty, znaczy wy drogie Autorki macie uzyskać opisami, nie przymiotnikiem.

Pozostając w temacie pierwszego zdania. W oczy rzuca się jego zbytnia złożoność i powtórzenie 'który'. Ech, ja się czepiam pierwszego zdania a dwa następne znów powtórzenia 'który'.

"głos Belli przeciął powietrze jak ostry sztylet" - czyli jaki to był głos: głośny, niski, wysoki niepewny, drżący? Niepotrzebne przekombinowanie. Zdania przekombinowane czyta się na początku z lekka dozą humoru, później z narastającą irytacją. Nie wiem czy widziałyście taki przyjemny cykl filmów Ania z Zielonego Wzgórza. Chyba w drugiej części Ania potwornie obraża się na Gilberta, że ośmielił się skrytykować jej podniosły i totalnie niepraktyczny styl pisarski, który był dziwaczny, niepraktyczny i którym nikt się nie posługiwał.
Nie widziałyście tego filmu? Hym, widać jestem za stary.

"Głos rozsądku, pod postacią Belli natychmiast się odezwał:" hmm a to mnie zabiłyście, drogie Autorki. Czyli głos rozsądku, albo raczej Głos Rozsądku, znajdował się w tym pokoju motelowym w przebraniu Belli? Niesamowite, a pokrzywiony szyk zdania? Mistrz Yoda by sie nie powstydził.

Uch. Mam sugestie Drogie Autorki. Niech jedna z was weźmie tekst i zacznie czytać go na głos. Pozostałe dwie niech słuchają i zastanowią się nad: 1. powtórzeniami, 2. stylistyka zdań (innymi słowy czy to ładnie brzmi), 3. nad tym co mówią bohaterki (mówia tak samo, opowiadają o jakiś rzeczach które przypominają wymysły dziecka nie zaś instrukcje z prastarej mądrej księgi wiedzy tajemnej).
Opisy maja budować klimat. Maja przybliżać czytelnikowi atmosferę, nastrój, czynności bohaterów ich odczucia, wrażenia zmysłowe i pozazmysłowe. Nie może narracja przebiegać w sposób: "No i usiedli, przeczytali w książce, że mają się skupić i zaczęli się skupiać".

Jak już przemyślicie i poprawicie tekst i usuniecie te wszystkie powtórzenia i błędy stylistyczne, wklejcie proszę go ponownie. Wtedy będzie można po ludzku komentować i wskazać na słabe punkty.
Mam nadzieję, że moja pisanina się wam na coś przyda. Pozdrowienia!
"Mówię sam do siebie, ale ponieważ cenię sobie swoją opinię, nadałem sobie tytuł doktora." Erich Segal
Odpowiedz
#3
Cytat:Atmosfera tajemniczości niczym mgła przysłaniała trójkę dziewczyn, które otoczone świecami siedziały w półkolu, na podłodze motelowego pokoju, który znajdował się na ulicy Wait Stress. Żadna z nich nie zwracała uwagi na zbliżającą się wielkimi krokami burzę i deszcz, który zacięcie bębnił w szyby okien już od paru godzin. Ze skupieniem wpatrywały się w otwarte stronnice starej księgi, która leżała przed nimi.
Trzy zdania opisu i w każdym „który/który/która”. Trzeba unikać powtórzeń, zwłaszcza tak nagminnych, jak to słowo. Poza tym literówka - „otwarte stronice” powinno być.

Cytat:Ciszę przerwał odgłos pioruna, który rozdarł niebo jak świetlisty pocisk.
Trochę się czepiam i może się nie znam, ale piorun chyba nie wydaje odgłosu... Tongue

Cytat:Jak powiedziała, tak wybiegła z pokoju trzaskając głośno drzwiami.
Tak się nie mówi. Można napisać „jak powiedziała, tak zrobiła”, ale już „jak powiedziała, tak wybiegła” brzmi trochę bezsensownie.

Cytat:O, przepraszam. Byłymi siostrami.
Lepsze byłoby samo „Byłymi siostrami”.

Cytat:Nie zostawi nas tak przecież...
Przecież nas tak nie zostawi.

Cytat:Znienawidziła siebie i swoją moc. Po co mi ona? Tylko niszczy, zamiast pomagać! Było jednak za późno i nic nie mogła zrobić. Więc biegła. Uciekała od wyrzutów sumienia, karcących spojrzeń i zawodu.
Piszecie (nie przywykłem się do zwracania się do autora w liczbie mnogiej Tongue ) o uczuciach bohaterki i w ten opis wplatacie „Po co mi ona”? - wypowiedź tejże. W rezultacie nie wiem, czy czytam opis przeżyć, czy słowa bohaterki.

Cytat:Łzy znów zaczęły spływać jej po twarzy, ale jakby nie zwracała na to uwagi.
„Jakby” jest niepotrzebne.

Cytat:Mężczyzna stojący naprzeciwko niej, barczysty, o czarnych oczach i średniej długości włosach powiedział głosem pełnym sarkazmu:
- Proszę, proszę… Kogo my tu mamy. Rosalie.
Mam wątpliwości, czy sarkazm to adekwatne określenie dla tej wypowiedzi...

Musicie poprawić interpunkcję. Braki przecinków i kropki przy dialogach. W Kąciku Literata znajdziecie opis zasad pisania dialogów o raz kiedy postawić kropkę po wypowiedzi bohatera, a kiedy nie.

Takie sobie opowiadanko, wpasowujące się w młodzieżową modę i standardy. Ja tam się nie zachwyciłem Tongue
Czytając Wasze tłumaczenia na temat imion bohaterów, zastanawiałem się, czy warto zapożyczać imiona z tych modnych czytadeł i od razu szukać sobie na nie usprawiedliwienia. Waszym wytłumaczeniem na starcie same dałyście do zrozumienia, że w tym przypadku tak właśnie było. Moim zdaniem lepiej się nieco wysilić i wymyślić własne imiona dla bohaterów Wink

EDIT:
Jeszcze jedno! Darujcie sobie takie metafory jak "głos Belli przeciął powietrze jak ostry sztylet". Niekoniecznie mam słuszność, ale w moim odczuciu zalatuje tandetą Wink
Odpowiedz
#4
(12-01-2011, 19:15)Disaster napisał(a): Czytając Wasze tłumaczenia na temat imion bohaterów, zastanawiałem się, czy warto zapożyczać imiona z tych modnych czytadeł i od razu szukać sobie na nie usprawiedliwienia. Waszym wytłumaczeniem na starcie same dałyście do zrozumienia, że w tym przypadku tak właśnie było. Moim zdaniem lepiej się nieco wysilić i wymyślić własne imiona dla bohaterów Wink

Jak wyjaśniłyśmy, imiona Bella i Rose są ... totalnie "nasze". Tak jak Maddie jest imieniem jednej z nas, tak Bella i Rose, a tego się w papierach zmienic nie da Wink Można było oryginalnych szukać, ale... Te były bliższe naszym sercom. Smile
Co do Severusa, może racja... Co prawda, imię jak imię. Nie jest to "zarezerwowane" dla Rowling, ale już parę osób czepiało się właśnie, że Eric, Rose i Bella są Zmierzchowe, a Sev Potterowy...
Nawet parę osób nazywało Snape'em Severusa.

Dziękujemy za konstruktywne komentarze, które naprawdę pomagają zrozumieć, co jest nie tak. Naczytałam się już wielu krytycznych komentarzy, w których było jedynie "Zmierzchowe", "zryte z Czarodziejek" itd. bez konkretów. Smile

Ach, tam - gwoli ścisłości - gdzie, jest "Po co mi ona?" było w pliku kursywą, jako myśl Rose. Jak widać, na forach trzeba osobno zaznaczać kursywy itd.

Jest nas trzy, dlatego gdy komentujemy podpisujemy się swoim nickiem :]

Nasz pierwszy, wspólnie napisany tekst:
Siostry Krwi
Odpowiedz
#5
Będzie ten tekst poprawiany? Chętnie przeczytam, ale dopiero po naniesieniu poprawek, bo nie chcę się powtarzać z moimi przedmówcami.
Odpowiedz
#6
Tak, dziś mamy zamiar poprawić i wstawić poprawioną wersję. Musimy się tylko spotkać.
Jest nas trzy, dlatego gdy komentujemy podpisujemy się swoim nickiem :]

Nasz pierwszy, wspólnie napisany tekst:
Siostry Krwi
Odpowiedz
#7
ROZDZIAŁ I - WERSJA POPRAWIONA

Opary magii unoszące się w powietrzu niczym mgła przysłaniały trójkę dziewczyn, siedzących na podłodze. Wspólnie tworzyły one półkole, mając przed sobą kilka zapalonych świec. Zza nieszczelnego okna ich motelowego pokoju słychać było warkot silników samochodów jadących po Wait Street. Żadna z dziewczyn nie zwracała jednak uwagi na te odgłosy, jak i na deszcz, który zacięcie bębnił w szybę. Ze skupieniem wpatrywały się w otwarte stronice starej księgi, leżącej pomiędzy nimi.
- Wiecie, że nie powinnyśmy tego robić? - powiedziała powątpiewająco Bella. Rozejrzała się zaraz na boki, jakby bojąc się, że ktoś je podgląda.
- Wiemy. - Rose pokiwała głową w zamyśleniu. - Ale już za długo nie ćwiczyłyśmy, jeszcze stracimy swoją moc.
- A więc po co ukradłyśmy ciotce księgę i uciekłyśmy w siną dal? Tylko żeby sobie „poćwiczyć”?
- Nie, my tylko pożyczyłyśmy księgę od ciotki i wybrałyśmy się na krótkie „wakacje”.
- To od czego zaczniemy? - spytała Maddie, przerywając tym samym wymianę zdań dziewczyn. - Przemianę zostawmy na koniec, bo uwielbiam patrzeć, jak wstaje słońce. – Mówiąc to, niemal podskakiwała z ekscytacji.
- Może od… - Rose przewertowała strony starej księgi.- ...wzywania żywiołów?
Bella, jako ich wspólny głos rozsądku, odezwała się:
- Ty już całkiem zwariowałaś. To zaawansowana magia! Nie osiągnęłyśmy jeszcze takiego poziomu!
- Oj, Bella, wyluzuj. Jak się nie uda to trudno, przynajmniej spróbujmy. - Entuzjazmu Maddie nic nie było w stanie zakłócić.
- Dobra. Tu jest napisane, że musimy wyciągnąć przed siebie rękę i skupić się na wezwaniu żywiołu, który jest przypasowany do naszego znaku zodiaku. - powiedziała Rose, zanim Bella zdążyła odpowiedzieć siostrze.
- Ja jestem Skorpion, czyli woda. - Maddie spoważniała i starała się wyobrazić sobie rwącą rzekę.
- A ja Baran, więc ogień. - głos Belli zabrzmiał trochę pewniej, niż parę minut temu. Rose dziwnie na nią spojrzała.
- Ja jestem Strzelec, czyli też ogień. Zobaczymy, jaki to wszystko da efekt, skoro jesteśmy we trójkę Siostrami Krwi, a my dwie władamy tym samym żywiołem. W księdze nic nie jest na ten temat napisane.
Dziewczyny spojrzały po sobie w milczeniu, niepewne, co mają dalej robić. Ciszę przerwał odgłos grzmotu przetaczającego się po niebie, a światło błyskawicy wlało się do ciemnego pokoju.
- Dobra, zabieramy się do roboty. Ja pierwsza - zadecydowała szatynka.
Maddie powierciła się chwilę, aby usiąść wygodnie na nierównej podłodze wyłożonej dawno nie praną wykładziną. Już kilka sekund później zmrużyła oczy w skupieniu i wyciągnęła przed siebie rękę. Czekała długo, ale nic się nie działo.
Wreszcie podniosła powieki i, z wyraźnie już opuszczającą ją nadzieją, założyła ręce na piersi. Rose poklepała ją po plecach i sama spróbowała przywołać żywioł. Trwała tak w bezruchu, gdy Bella powiedziała:
- Daj spokój Rose. Miałam rację, nic z tego nie będzie.
Usta Rosalie zamieniły się w cienką linię, ale nie opuściła ręki. Otworzyła jednak oczy i spojrzała na Bellę.
- Pomóż mi.
- Co...?
- Może jak połączymy moce to się uda? W końcu to ten sam żywioł.
- Hej, ona ma rację. To może się udać. - szepnęła Maddie.
Blondynka niepewnie wyciągnęła dłoń i złączyła ją z wyciągniętą ręką Rose.
- Gotowa?
- Bardziej już nie będę.
Zamknęły oczy i z całych sił starały się, by w ich umysłach zagościł ogień.
Lekki powiew wiatru przeciskający się przez szparę pod oknem zgasił wszystkie świece, ale dwie nastolatki nie zwracały na to uwagi. Tylko Maddie, siedząc w całkowitej ciemności wpatrywała się w miejsce, gdzie, jak sądziła, siedziały jej siostry.
Wtem, na tle wszechogarniającej czerni, pojawiła się iskra, która wyskoczyła ze złączonych dłoni Belli i Rose. Ciemnowłosa dziewczyna zacisnęła zęby na pięści, by nie pisnąć z podekscytowania, jednak pozostałe czarownice wciąż były pogrążone w skupieniu.
Iskra szybko zmieniła się w kulę ognia, gdy dziewczyny bezwiednie rozłączyły dłonie i stworzyły pomiędzy nimi przestrzeń. Płomienie stopniowo zwiększały swój zasięg, co już mniej spodobało się Maddie.
- Bella? Rose? Możecie już przestać, zadziałało.
Dziewczyny jednak nie reagowały. Spanikowana, ze strachem wpatrywała się we wciąż rosnące ognisko unoszące się w powietrzu. Bezwiednie wyciągnęła przed siebie rękę. Musi się udać! Z całej siły zacisnęła oczy i skupiła się na przywołaniu wody. Po chwili strumień tejże cieczy z głośnym pluskiem ochlapał twarze blondynki i drugiej szatynki. To przywróciło im zdolność samokontroli. Z trudem otworzyły oczy i opuściły ręce. Ogień zgasł.
Znów siedziały w ciszy i ciemności, dopóki kolejny piorun nie przebił nieba. Maddie zebrała się wtedy w sobie i poszła zapalić światło. Żółte promienie żarówki leniwie rozlały się po pokoju. Dziewczyny zamrugały, aby przyzwyczaić wzrok do takiej ilości światła. Rose spojrzała na czarnowłosą siostrę, której twarz była niezdrowo rumiana, jak po ciężkim wysiłku. Z jej ust wydobyło się krótkie:
- Wow.
Bella spojrzała na nią karcąco stwierdzając:
- Dopóki osobno nie nauczymy się władać nad żywiołami, koniec ze wzywaniem ich razem. Gdyby Madd nas nie ochlapała wodą, to Merlin jeden wie, co by się stało. - Woda spływała po jej włosach na wykładzinę, ale nie przejmowała się tym. Patrzyła za to na Maddie, która nadal stała koło włącznika światła. – Skąd tak w ogóle wytrzasnęłaś wodę?
- Stąd, skąd wy ogień.
Rose zmierzyła ją przeciągłym spojrzeniem tak, jak jej siostra.
- Czyli każdej się udało. Bajer - orzekła.
- Ja na dzisiaj mam dość. Idziemy się przejść? Zaraz będzie świtać. - Maddie stanęła koło dziewczyn i wyciągnęła do nich ręce, pomagając wstać.
Po chwili wszystkie trzy zniknęły, a na ich miejsce pojawiła się trójka czarnych kotów. Różniły się one tylko kolorem oczu.
- No, to w drogę. - zamiauczała Bella, której tęczówki kolorem przypominały korę dębu.
- Jak ja to uwielbiam! - Maddie wskoczyła na parapet okna i łapką je uchyliła. Popatrzyła na siostry, które za nią wskoczyły. W jej oczach barwy morza błysnęły wesołe iskierki.
Zielona para oczu spoczęła na niej, a ich właścicielka z dumnie podniesionym ogonem zamruczała:
- Ale tym razem idziemy gdzieś dalej.
- Dobra, Rose. Prowadź.
Po chwili zniknęły, a pokój pozostał pusty.
Stronice księgi zamknęły się z głuchym łoskotem.

Trzy czarne kotki przechadzały się po zielonych pagórkach Walii.
Jedna z nich spojrzała na wschodzące słońce i zamruczała z rozkoszy. Po burzy pozostała tylko mokra trawa i kałuże. Brązowooka kocurka prychnęła i przyspieszyła, wskakując na płot.
- Jak myślicie, co zrobi nam ciotka, gdy wrócimy do domu? - spytała Bella, stawiając ostrożnie łapki na cienkim płocie.
- A w ogóle mamy zamiar wrócić? - odpowiedziała jej pytaniem Rose.
- Kiedyś na pewno... Przecież nas znajdzie... Nie ważne czy za dwadzieścia, czy pięćset lat. - Maddie wyprężyła swój grzbiet.
- Głupie kocury! Złazić mi z tego płotu! - wrzasnęła jakaś kobieta w papilotach z okna domu, który w świetle pierwszych promieni słońca, przybrał barwę pomarańczy. Małe serduszko Belli przyspieszyło, gdy ze strachem zeskoczyła ze sztachet i rzuciła się do ucieczki. Maddie i Rose dogoniły ją, śmiejąc się.
- Co za ludzie. - mruknęła pod nosem brązowooka, przejeżdżając łapką po wąsikach.
Skręciły za róg i pobiegły, ścigając się, która pierwsza wróci do motelu. Mimo, że wstawał nowy dzień, nadal było dosyć ciemno.
Pierwsza dobiegłaby Maddie, gdyby nie zagubiła się nie wiedząc, które okno należy do ich pokoju. Bella wyprężyła ogon, pokazała siostrze mały języczek i wskoczyła na parapet. Rose z rozbiegu wpadła za nią do pokoju i z poślizgiem wleciała na zgaszoną świecę. Maddie zaś spokojnie usiadła na parapecie i zmieniła swą formę w ludzką.
- Czy wam tu czymś nie śmierdzi? - spytała, odgarniając kwiecistą zasłonę.
Odpowiedziały jej jednak miauknięcia. Spojrzała na siostry z politowaniem.
- Nie rozumiem języka kotów mając ludzkie uszy.
Rose wskoczyła na jedno z trzech łóżek i również zmieniła się w człowieka, prężąc się przy tym, jakby wciąż była kocicą.
- O czym ty mówisz? - spytała, zezując na wciąż siedzącą na parapecie siostrę. - Myślisz, że Bells znów złapała po drodze jakąś mysz?
- Ha, ha, ha. - dobiegł je ironiczny śmiech z łazienki - To nie było zabawne. - Wchodząc do pokoju, dziewczyna odrzuciła swoje blond włosy, po czym rozsiadła się na niezbyt wygodnym fotelu.
- Chodzi mi o to, że wyczuwam tu emocje. Jakieś takie... negatywne wibracje...
- Wibracje - prychnęła pod nosem Rose.
- Ej!
- Chodzi mi o to, że... Nie czujecie zapachu tych perfum? Dajcie spokój. Cuchnie jakby była tu perfumeria.
- Taa... perfumy to nawet ja wyczuwam, ale żadnych „wibracji”. - Bella wciąż się z niej nabijała.
Siostry zaczęły się śmiać, z czerwieniejącej na twarzy Maddie.
- Dobra, ale same to czujecie. Ktoś tu był. - Ciemnowłosa czarownica zgromiła je wzrokiem i włączyła światło.
Wszystko było jednak w nienaruszonym stanie: trzy łóżka w miarę pościelone i zakryte wielokolorowymi kapami, uchylone okno, wypalone świece i biały wosk na wykładzinie. Nawet paluszki były tak samo rozgniecione na stoliczku jak je wcześniej zostawiły.
- Wszystko gra... - Wzruszyła ramionami Bella.
- Nie, ja też to czuję - mruknęła Rose. - Albo to tylko ta napięta atmosfera.
Dziewczyny zaczęły biegać po pokoju szukając czegoś, co mogło przepaść, jednak i pieniądze, i komórki, i wszystko inne było na swoim miejscu.
- Dobra, wiecie co? - mruknęła Maddie. - Wydawało mi się, że kiedyś widziałam w księdze zaklęcie, które mówi, kto był ostatni raz w danym pomieszczeniu...
- Dobra, a gdzie zostawiłaś księgę? - spytała Rose, wstając z łóżka.
Odpowiedział jej jedynie przerażony wzrok siostry.
- O cholera... - wykrztusiła wreszcie Maddie - Ktoś nam zabrał księgę!
- Szlag by to! - krzyknęła Bella wpatrując się w środek pokoju, na którym, niewątpliwie, jeszcze niedawno spoczywał ich największy skarb.
- Która z was ją tu zostawiła bez ochrony magicznej? No która?! - Rozhisteryzowana Rose złapała Bellę za ramię i zaczęła nią potrząsać.
- Hej, uspokójcie się! - Maddie dobiegła do sióstr i rozdzieliła je mocnym pchnięciem.
Bella, zarumieniona z gniewu, patrzyła na równie wzburzoną i zadyszaną Rose, stojącą naprzeciw.
- Niby dlaczego to my miałybyśmy zostawić księgę bez ochrony? Przecież ty jesteś tak samo winna!
- Ja?! To przecież ty zmieniłaś się ostatnia! Mogłaś zadbać o księgę przed wyjściem! - odparowała Rose.
- No nie, to już są kpiny! Słyszałaś, Madd, co ta wariatka mówi? Moja wina! Ha! Śmieszne!
Maddie zrezygnowana usiadła na swoim łóżku, załamana wybuchem kolejnej bezsensownej kłótni. Dobrze wiedziała, że księga była najważniejsza, że dzięki niej stały się siostrami. Że nawet nie była ich, a należała do ciotki, która, kto wie, czy nie odeśle ich z powrotem do sierocińca, gdy dowie się o kradzieży. Jednak sama uważała wrzaski pozostałych dziewczyn za całkowicie zbędne.
Tymczasem dwie siostry wciąż kłóciły się zaciekle.
- Sama jesteś świrnięta! - Rose wrzasnęła na blondynkę. - Ty i ta cała twoja perkusja to jeden wielki obłęd!
- Odczep się od mojej perkusji. - wysyczała Bella. - To, że nie potrafisz na niczym grać, nie świadczy jeszcze, że inni są równie ułomni, jak ty.
- Powiedziałaś: ułomni?! - Rose zagotowała się z wściekłości.
Nagle dostała od tyłu poduszką w głowę. Zdezorientowana spojrzała na Maddie kulącą się na łóżku, myśląc, że to jej sprawka, jednak wtedy rozległ się szyderczy śmiech Belli. Odwróciła się szybko w jej stronę.
- To ty to zrobiłaś! - oskarżyła rozbawioną. - Dlaczego używasz swoich mocy przeciw mnie, co? Nie myśl sobie, że jesteś taka cwana, siostrzyczko!
Rose zmrużyła oczy, a na policzku Belli natychmiast pojawiło się długie, płytkie cięcie, jakby ktoś przeciągnął ostrzem noża po jej twarzy.
Dziewczyna krzyknęła z bólu i zaskoczenia, przykładając rękę do krwawiącej rany.
- Wiesz, ty już nie jesteś moją siostrą. Właśnie w tym momencie przestałaś nią być! Ja ci krzywdy tą poduszką nie zrobiłam, ale... zaraz mogę zrobić.
Blondynka odciągnęła dłoń od policzka i przecięła nią powietrze ze świstem. Sprawiła tym, że lampka nocna, stojąca obok głowy Maddie, zaczęła frunąć z zawrotną prędkością w stronę Rose. Widząc to, szatynka natychmiast zerwała się z łóżka i złapała lampkę tuż nad głową niczego nie świadomej jeszcze siostry.
- Wiecie co? Obie jesteście nienormalne! Nawet nie wyczuwam już waszych emocji! To koniec Sióstr Krwi! - wykrzyknęła wymachując wściekle trzymaną przez siebie lampką.
- No i bardzo dobrze. - prychnęła Rose. - W takim razie spadam stąd, zanim Bella zacznie rzucać po pokoju stolikiem i telewizorem. I tobie radzę to samo. Byle daleko ode mnie.
Ledwo skończyła zdanie, wybiegła z pokoju trzaskając głośno drzwiami.
Maddie i Bella zostały same i za wszelką cenę starały się na siebie nie patrzeć. Blondynka, wpatrując się w butelkowozieloną wykładzinę, machnęła ręką od niechcenia, sprawiając, że poduszka i lampka nocna wróciły na swoje miejsca. Po chwili sama podeszła do jednego z łóżek i owinęła się ciasno kołdrą.
Przez parę godzin obie czarownice siedziały na swoich łóżkach w ciszy, przerywanej jedynie cichym szlochem obu na przemian. Zaschnięta krew wciąż gościła na policzku Belli, jakby na pamiątkę tej kłótni, jak dla przypomnienia, że Rose użyła przeciw niej swojej największej broni.
Maddie patrzyła na grudki wosku na wykładzinie. W głowie obijał jej się śmiech całej trójki, gdy wychodziły przemienione w koty. Ten spacer... To był jej pomysł! Gdyby nie wyszły, przecież nikt nie ukradłby im księgi... Najpierw musiałby je zabić. Jednak potem przypomniała sobie latające poduszki, lampy i krew. Gdyby jej nie było, wolałaby nie myśleć do jakich znów rękoczynów doszłoby między jej siostrami.
Czy też raczej b y ł y m i siostrami.
- Wróci... Ja to wiem. Przecież nas tak nie zostawi - szepnęła Maddie, ocierając łzy. Kto porzuca rodzinę, mimo największego terroru? W końcu rodzina to rodzina, nie?

Recepcjonistka siedząca w hallu motelu zamrugała zaskoczona, gdy usłyszała trzaśnięcie drzwi piętro wyżej. Po chwili w zasięgu jej wzroku pojawiła się brązowowłosa dziewczyna, przebiegająca obok kontuaru i wypadająca na zewnątrz.
Łzy zamazywały obraz i ciekły po policzkach Rose. Nie patrzyła, gdzie biegnie. Ucisk w jej sercu był tak wielki, że odbierał całkowitą zdolność racjonalnego myślenia. Był to ból złamanego serca - najgorszy z możliwych. Straciła przyjaciółki przez swoją głupotę i dobrze o tym wiedziała. Czemu choć raz nie mogła posłuchać Belli? Dlaczego ją zraniła? Zaczynała nienawidzić i siebie i swoją moc. Po co mi ona? Tylko niszczy, zamiast pomagać! Było jednak za późno i nic nie mogła zrobić. Więc biegła. Uciekała od wyrzutów sumienia, karcących spojrzeń i zawodu.
Gdy w końcu się otrząsnęła, łzy zaschły jej na twarzy, wzrok miała pusty, beznamiętny. Jej pionowe źrenice z uwagą przyjrzały się miejscu, w którym się znalazła. Nie wiedziała, gdzie jest. Otaczały ją drzewa i jakieś stare, zapuszczone budynki. Mimo to usiadła na zwalonym pniu i wspominała. Ogarnął ją smutek na myśl, że nie ma dokąd wrócić. Ciotka pewnie się jej wyrzeknie, gdy dowie się o kradzieży, a do dziewczyn nie miała odwagi nawet się odezwać. Zamknęła oczy i wsłuchała się w odgłosy natury.
Łzy znów zaczęły spływać jej po twarzy, ale jakby nie zwracała na to uwagi.
Cichy śpiew ptaków został zagłuszony przez odgłos pęknięcia gałązki. Dziewczyna od razu skupiła się na tym dźwięku, starając się jednak nie dać po sobie poznać, że zwrócił jej uwagę. Gdy odgłos powtórzył się, otworzyła oczy z nadzieją, że ujrzy siostry.
Jednak to, co zobaczyła, mocno ja przeraziło, zamiast ucieszyć.
Zerwała się z pnia i wytarła z twarzy resztę łez. Przypatrywało się temu pięciu mężczyzn w ciemnych ubraniach, którzy ją otoczyli. Nie znała ich, ale sądząc po wyrazach ich twarzy, nie należeli do najmilszych ludzi na świecie. Mężczyzna stojący naprzeciw niej, barczysty, o czarnych oczach i średniej długości włosach powiedział chłodno:
- Proszę, proszę… Kogo my tu mamy. Rosalie.
Gniew stłumił strach Rose i już po chwili stała dumnie wyprostowana, wpatrując się prowokacyjnie w mężczyznę.
- Czyżbyśmy się znali? Wydaje mi się, że nie, bo twoja twarz raczej wpada w pamięć. Nie codziennie widzi się przecież Zetasa z bliska, nieprawdaż? - Uniosła jedną brew, gdy zobaczyła, że mężczyzna uśmiecha się drwiąco.
- Na twoim miejscu trzymałbym język za zębami, inaczej pomogę ci zająć go czymś innym.
Policzki dziewczyny zaczerwieniły się, jednak nadal pozostała w tej samej pozycji.
- No proszę, rumieni się jak małolata. – Facet stojący po prawej stronie pnia zachichotał lekko.
Spojrzała na niego i siłą woli spróbowała go zranić. Bez efektu. Strach powrócił, gdy zrozumiała, że straciła moce. Była bezsilna. Spojrzała na czarnowłosego mężczyznę, który pierwszy się do niej zwrócił.
- Czego chcecie?
- Może tego, może tamtego…- Ten najwyraźniej bawił się jej kosztem.
I znowu się w niej zagotowało. Zwęziła oczy i powiedziała:
- Radziłabym wam gadać, bo…
- Bo co? Naślesz na mnie swoje siostrzyczki? Chyba nie za bardzo ci pomogą. W końcu same sprowadziły na ciebie nas.
Popatrzyła na niego zszokowana, nie wiedząc o czym mówi. Mężczyzna, gdy zobaczył wyraz jej twarzy, wybuchnął złowrogim śmiechem.
- Irmina wam nie powiedziała? - zapytał retorycznie. - Dowiedz się więc, droga Rose, że po, czy raczej przed ucieczką, wasza ciotka nałożyła na was czar. Dopóki trzymałyście się razem i uznawałyście za siostry, dopóty byłyście bezpieczne i nieosiągalne. Gdy jednak twoje siostry wyrzekły się ciebie, a ty oddzieliłaś się od nich, stałaś się dla nas łatwym celem.
Przez chwilę młoda czarownica stała i patrzyła na niego spojrzeniem pozbawionym wyrazu. Czuła się jak sparaliżowana. Nie wiedziała, czy facet kłamie, czy może jednak ma rację. I co on właściwie miał wspólnego z ciotką? Czyżby staruszka wysłała w pogoń za nią i jej siostrami tych typków? Jakoś jej się nie wydawało, by byli tu po to, by zabrać ją z powrotem do Cork.
- Jak mnie znaleźliście? - spytała Rose, patrząc na „Zetasa” z szalejącym sercem. - Śledziliście mnie? Po co?
- Nie pochlebiaj sobie. Nie tracilibyśmy czasu by śledzić kogoś takiego jak ty. Po prostu znalazłaś się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Można by powiedzieć, że spadłaś nam z nieba. Eric, może pokażesz naszej małej przyjaciółce to, o czym myślę? - Jego głos był przeładowany nonszalancją.
Zimne oczy faceta spoczęły na jednym z jego koleżków, a chłopak wystąpił. Rose, dzięki swojej zdolności widzenia nawet w nocy, dostrzegła jego ostre rysy i bliznę biegnącą od ust po brodę. Wyciągnął swoją rękę, a na jego palcu błysnął złoty sygnet.
Dziewczyna drgnęła, widząc że mężczyzna podchodzi do niej. Zaczęła się wycofywać planując szybką ucieczkę, ale potknęła się o zwalony konar i upadła. Eric nachylił się nad nią z szerokim uśmiechem. Jego palec wskazujący i środkowy dotknęły czoła Rose. Z gardła dziewczyny wyrwał się okrzyk, po czym opadła na suche liście, które jak zawsze żółciły się jesienią. Odpłynęła zapominając o kłótni z siostrami.
Przeniosła się do pięknej doliny, gdzie nikogo nie było oprócz niej. W miejsce, o którym od zawsze marzyła.


Nie używamy kolorów w postach. K.
Jest nas trzy, dlatego gdy komentujemy podpisujemy się swoim nickiem :]

Nasz pierwszy, wspólnie napisany tekst:
Siostry Krwi
Odpowiedz
#8
Nigdy nie czułem takich klimatów. Ogólnie mi sie nie podoba. Pachnie mi tutaj trochę Zmierzchem. Nie chodzi o imiona, ale bardziej o "story".Dziewczyny znajdują księgę, same uczą się z niej magii.Przemieniają się w koty i uciekają. Potem ktoś okrada je, tworzy się wyłam w grupie, a Bella spotyka tłum mężczyzn (dlaczego nie kobiet i mężczyzn?), obowiązkowo ubrani mrocznie i wysyłają ją do jakiejś krainy. Nie przemawia to do mnie. (Oczywiście jest to uproszczone.) Ale dla mnie to strasznie przewidywalne a do tego niespójne.
Ale to tylko mój subiektywny gust. Sam mam problemy ze sprawami językowymi. Więc stylu nie oceniam, chociaż byłem w stanie szybko to przeczytać - a to jest plus. To znaczy, że nie macie topornego języka.
Pozdrawiam. Smile
"Mój temat jest moim życiem, moje życie jest moim tematem."
~Giacomo Casanova
Odpowiedz
#9
Tak, zapewne może się takie wydawać na początku, jakkolwiek nie o to chodzi w tej historii. Później, z każdym rozdziałem historia zaczyna nabierac kształtów i rozjaśniac się. Nie, żebym przekonywała, czy coś - nie, nie. Chodzi mi tylko o to, że mianem "Zmierzchu" nazwano < niemiłe dreszcze >.

SPOJLER / OPIS OPOWIADANIA:

Trzy dziewczyny kradną książkę swojej przyszywanej ciotce, i uciekają z nią. W wyniku niefortunnego zdarzenia książka znika, a dziewczyny rozstają się. Łamią przy tym czar, którym obarczyła je ciotka.
Cała trójka znajduje się w wielkim niebezpieczeństwie i po krótkim czasie każda zostaje porwana przez wysłanników jednej organizacji –Bractwa. Splot wydarzeń sprawia, że Rose musi zawrzeć umowę z Severusem, wg której pomoże mu ona w odnalezieniu księgi, w zamian otrzymując słowo, iż jej siostrom nie stanie się już krzywda.
Wkrótce dziewczyny dowiadują się, jak ważny artefakt zaginął przez nie, i jakie to niesie za soba konsekwencję.
Jak wielką rolę w całym zamieszaniu ma jedna książka, o której wartości nie miały pojęcia. W to wszystko zamieszana jest jeszcze jedna organizacja, najważniejsza w ich świecie- Rząd, która wykorzystuje prastare zaklęcie przeciw własnemu ludowi. Dziewczyny oraz bractwo muszą przywrócić naturalny porządek i pozbyć się uroku, który magiczny rząd naniósł na swoich obywateli. Do tego potrzebna im jest księga. I tu koło się zamyka.
Jest nas trzy, dlatego gdy komentujemy podpisujemy się swoim nickiem :]

Nasz pierwszy, wspólnie napisany tekst:
Siostry Krwi
Odpowiedz
#10
Wychodzę z założenia, że jeśli tekst trzeba czytelnikowi wyjaśniać to jest to zły tekst. Innymi słowy, tekst powinien obronić się sam. Dodawanie opisów na forum i wyjaśnień tego co się chciało uzyskać aby rozjaśnić czytelnikom wrażenia z tego co się uzyskało oznacza bezapelacyjnie, drogie Autorki, że czeka was jeszcze dużo pracy. No chyba, że jesteśmy zbyt mało inteligentni aby dopatrzyć się sensu. W zasadzie to jest możliwe, geniusze zazwyczaj są nierozumiani. Wink Ale sądzę, że póki co - w oczekiwaniu na takiego geniusza - poprawiajmy nasze teksty.
"Mówię sam do siebie, ale ponieważ cenię sobie swoją opinię, nadałem sobie tytuł doktora." Erich Segal
Odpowiedz
#11
Dziewczyny, bardzi ciekawe opowiadanie Smile Początki zawsze są najgorsze i najtrudniejsze ^^ Ale bardzo ciekawy pomysł Tongue
Dziewczyny kradną księgę, a potem im ktoś ją zabiera? xD
Jeśli chodzi o imiona, to rozumiem Tongue Ja sama NIENAWIDZĘ wymyślać imion bohaterom Tongue To najgorsze, co może być Tongue
A wracając do opowiadania, to podobają mi się bohaterki. Nie wiem, ale tak jakoś już od początku wpadły mi w oko Tongue Każda wydaje sie być inna Tongue
No cóż, poczekamy, zobaczymy Tongue Czekam na następny rozdział Wink
[...] niech nie ślubuje przebrnąć przez ciemności nocy, kto nie widział jeszcze zmroku.
— John Ronald Reuel Tolkien
Władca Pierścieni. Drużyna Pierścienia


Lizz <3
Odpowiedz
#12
Cytat:Wychodzę z założenia, że jeśli tekst trzeba czytelnikowi wyjaśniać to jest to zły tekst. Innymi słowy, tekst powinien obronić się sam. Dodawanie opisów na forum i wyjaśnień tego co się chciało uzyskać aby rozjaśnić czytelnikom wrażenia z tego co się uzyskało oznacza bezapelacyjnie, drogie Autorki, że czeka was jeszcze dużo pracy. No chyba, że jesteśmy zbyt mało inteligentni aby dopatrzyć się sensu. W zasadzie to jest możliwe, geniusze zazwyczaj są nierozumiani. Ale sądzę, że póki co - w oczekiwaniu na takiego geniusza - poprawiajmy nasze teksty.

Według mnie może racja z tym bronieniem się tekstu, jednakże początki zazwyczaj są najnudniejsze, płaskie, a po nich większość nie patrzy już w dalszy tekst. Dlatego chciałam napisać opis, by może nim jako tako zachęcić, żeby nie rezygnował ktoś po 1 roz. i dał szansę 2. Dopiero wtedy z czystym sumieniem mógł nazwać to coś "Zmierzchowym"...
Jest nas trzy, dlatego gdy komentujemy podpisujemy się swoim nickiem :]

Nasz pierwszy, wspólnie napisany tekst:
Siostry Krwi
Odpowiedz
#13
Przyznaję się bez bicia - nie czytałem. A dlaczego? Bo już napisałyście 11 rozdziałów, więc co mogą zmienić moje uwagi (doczepiam się do strony logiczno-faktyczno-narracyjnej). Jeśli zauważyłbym błąd a na nim oparty jest już 11 rozdziałowy wątek to o co tutaj chodzi?
One sick puppy.
Odpowiedz
#14
Zawsze można zmienić. Np.: W jednym opowiadaniu, które mam skończone, jak zaczęłam poprawiać (nie, żeby teraz było dobrze, bo wymiękłam chwilowo) to poprawiłam parę wydarzeń, usunęłam parę dialogów, czy je dodałam. Każde obiektywne spojrzenie raczej się przyda, nawet jeżeli dotyczy jakiegoś wątku. Smile
-M.


A ja jeszcze dodam coś od siebie. Mimo, że najwyrazniej ten tekst (a raczej jego początek) nie przypadł wam do gustu, to jednak jestem szczęśliwa, że tu trafiłam. Przynajmniej wiem, co jest złe i jak kształcić swój styl pisania- rady wypowiadających się są bardzo przydatne. Dlatego nim przyjdzie mi do głowy jakiś pomysł odnośnie nowego tekstu, zapoznam się bliżej ze wszystkim, co na tym forum jest.

Jeszcze raz dziękuję za krytykę, która choć z początku przybiła, teraz podbudowała i zaczyna hartować ^^.
Dzięki,
Ross
Jest nas trzy, dlatego gdy komentujemy podpisujemy się swoim nickiem :]

Nasz pierwszy, wspólnie napisany tekst:
Siostry Krwi
Odpowiedz
#15
Witajcie,

Faktycznie Wasze opowiadanie kojarzy się z pewnym serialem, ale jestem ciekawa, co Wy pokażecie w dalszych częściach tej historii.
Unikajcie słów: swój/swoje itd, ponieważ w bardzo wielu wypadkach wiadomo, że ręka/grzbiet itp musiały być danej osoby, bo żadnej innej nie mogły być.
Unikajcie słów: jakieś/jakichś itp, bo one nic do tekstu nie wnoszą.
Unikajcie pisania: Bella popatrzyła na nią i powiedziała: Piękny dzień, prawda? -> można to napisać - Piękny dzień - Bella popatrzyła na nią - Prawda?
Unikajcie też powtórzeń typu się/się, bo to Wam się zdarza dość często.
Poza tym w pierwszej chwili wymieniacie tylko imiona bohaterek, później wymieniacie je wg koloru włosów, ale Czytelnik nie ma szans przyporządkować koloru włosów do imion. Przynajmniej mi się to nie udało. Nie potrafiłam sobie też w żaden sposób bohaterek wyobrazić, bo nie napisałyście nic - poza kolorem włosów - o ich wyglądzie. Warto byłoby to zmienić.
Trochę mnie też zdziwiło, że niby takie dobre przyjaciółki, a tak się strasznie kłócą i od razu do rękoczynów przechodzą?

MOJE SUGESTIE:

Rozejrzała się zaraz na boki, jakby bojąc się, - powtórzenie: się/się, wytnij> na boki (zawsze się rozgląda na boki)
tym samym wymianę zdań dziewczyn. - wytnij > dziewczyn (wiadomo, że dziewczyn nie było nikogo innego)
starej księgi.- ...wzywania - brak spacji
skoro jesteśmy we trójkę Siostrami Krwi, - wytnij > we trójkę (wiadomo, że we trójkę)
przetaczającego się po niebie, a światło błyskawicy wlało się do ciemnego pokoju. / - Dobra, zabieramy się do roboty - powtórzenie: się/się/się
- Daj spokój(,) Rose.
by w ich umysłach zagościł ogień. - <zagościł> nie do końca mi pasuje, może lepiej <pojawił się>?
wpatrywała się we wciąż rosnące ognisko unoszące się w powietrzu. - powtórzenie: się/się
ochlapał twarze blondynki i drugiej szatynki. - <ochlapał twarze dziewczyn/sióstr>
na nią karcąco(,) stwierdzając:
nauczymy się władać nad żywiołami, - wytnij > nad
które za nią wskoczyły. - <wskoczyły za nią>
W jej oczach barwy morza błysnęły - <oczach koloru morza>
Maddie wyprężyła swój grzbiet. - wytnij> swój
języka kotów(,) mając ludzkie uszy.
zmieniła się w człowieka, prężąc się - powtórzenie: się/się
Cuchnie(,) jakby była
po pokoju(,) szukając czegoś,
krzyknęła Bella(,) wpatrując się
wykrzyknęła(,) wymachując wściekle
z pokoju(,) trzaskając głośno drzwiami.
jedynie cichym szlochem obu na przemian. - wytnij > obu na przemian (wiadomo, że ich)
Gdyby jej nie było, wolałaby nie myśleć do jakich znów rękoczynów doszłoby między jej siostrami. - <Wolała nie myśleć, do jakich rękoczynów znów by doszło między jej siostrami, gdyby jej nie było.>?
przebiegająca obok kontuaru i wypadająca na zewnątrz. - <kontuaru, wypadając na zewnątrz>
jej na twarzy, wzrok miała pusty, beznamiętny. Jej pionowe - powtórzenie: jej/jej
przyjrzały się miejscu, w którym się - powtórzenie: się/się
pewnie się jej wyrzeknie, gdy dowie się o kradzieży, a do dziewczyn nie miała odwagi nawet się odezwać. Zamknęła oczy i wsłuchała się - powtórzenie: się/się/się/się
skupiła się na tym dźwięku, starając się - powtórzenie : się/się
mocno ja przeraziło, zamiast ucieszyć. - <ją>
może tamtego…- Ten najwyraźniej - brak spacji
W końcu same sprowadziły na ciebie nas. - <Same nas na ciebie nasłały>?
Mężczyzna, gdy zobaczył wyraz jej twarzy, - wytnij > mężczyzna (wiadomo, że on)
Dowiedz się więc, droga Rose, że po, czy - <A więc, droga Rose, wiedz, że>
tracilibyśmy czasu(,) by śledzić kogoś
Wyciągnął swoją rękę, - wytnij > swoją
Zaczęła się wycofywać(,) planując
Odpłynęła(,) zapominając o kłótni

Dużo weny życzę, pozdrawiam,
Lilith
Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj.
William Shakespeare
[Obrazek: gildiaPiecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości