Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Silniejszy układ
#1
Spiker w radiu rozpoczynał właśnie serwis informacyjny o dwudziestej drugiej, kiedy Gracz Pierwszy zatrzymał swoje auto na parkingu klubu Kometa. Wraz z rzężeniem silnika umilkło radio. Wysiadł z samochodu i nie zamykając go na kluczyk, ruszył do wejścia lokalu.
Wnętrze było ciemne i duszne. Pachniało pizzą, a nad głowami gości snuły się gęste chmury papierosowego dymu. Bar zlokalizował bez trudu, wystarczyło podążyć w kierunku blasku oświetlających go kolorowych lampek. Usiadł na wysokim krześle i zastygł na dłuższą chwilę, aż kelnerka podeszła i spytała, co podać.
– Wystarczy kawa – odpowiedział głosem, który rozproszył dreszcz po całym ciele dziewczyny. Gracz Pierwszy wpatrywał się w nią ze skupieniem. Wodził wzrokiem po twarzy, ramionach, głębokim dekolcie. Spojrzenie hipnotyzowało i przerażało dziewczynę. Poczuła lęk, jednak coś kazało jej strać nieruchomo i czekać aż mężczyzna skończy oględziny.
W końcu spuścił wzrok i zaczął wpatrywać się w blat baru. Zmarszczył czoło, jakby intensywnie nad czymś rozmyślał. Kelnerka przyniosła kawę i pospiesznie ewakuowała się z pola widzenia podejrzanego typa.
Gracz Pierwszy pił spokojnie, zaledwie raz na kilka minut sięgając po filiżankę i ujmując jej ledwie zauważalną ilość płynu. Obserwująca go z zaplecza kelnerka odniosła jednak wrażenie, że choć kawę pije powolnie, to w rzeczywistości bardzo się niecierpliwi. Obserwowała go, intuicyjnie czując, że to twarz, którą warto zapamiętać. Takie oblicza, jak jego, straszą z listów gończych w drukowanych na pochodzącym z recyklingu papierze magazynach detektywistycznych. Podkrążone oczy, siwe włosy, uciekające ze skroni, worki pod oczami. I to spojrzenie. Spojrzenie człowieka umęczonego własną paranoją. Wewnętrzną tragedią, która mimo starań właściciela, krzyczy całemu światu „pomóżcie, coś jest nie tak”.
– Halo, pani barmanko! – tuż nad uchem wydarła się Graczowi Pierwszemu roześmiana, wyraźnie wstawiona dziewczyna o bujnych, kręconych włosach. – Jeszcze kolejkę dla mnie i dziewczyn, dobra? Jeszcze raz martini!
Dziewczyna za barem dziarsko kiwnęła głową i przystąpiła do napełniania kieliszków. Wiedziała, że mężczyzna znów przeszywa ją wzrokiem. Z trudem opanowała drżenie ręki, w której trzymała butelkę. Odetchnęła z ulgą, kiedy Gracz Pierwszy przeniósł swoje zainteresowanie na rozszczebiotaną imprezowiczkę.
– Witam pana! – dziewczyna zamawiająca drinki wrzasnęła mu prosto w ucho, prezentując taki entuzjazm, że wydawało się, jakby spotkała dawno nie widzianego znajomego.
Gracz Pierwszy nie odezwał się. Spojrzał na nią i zastygł. W ruchu zostały tylko gałki oczne, lustrujące dziewczynę tak, jak tę za barem. Dostrzegając jego zainteresowanie, uśmiechnęła się zalotnie. Ze stojaka przy nalewaku wyciągnęła słomkę i zaczęła gryźć ją, obdarzając mężczyznę flirciarskim spojrzeniem. Drugą rękę oparła o bar i zaczęła nawijać ciemne, lśniące loki na palce.
Nieznajomy coraz szerzej otwierał oczy. W jego spojrzeniu była ekscytacja, zaciekawienie. Było też coś, co mówiło „znalazłem!”.
– Mogłaby pani być moją damą – powiedział w końcu.
Brunetka roześmiała się głośno, rozbawiona staromodnym słownictwem.
– Damą? To zależy, mości rycerzu... – Z wdziękiem odrzuciła burzę loków do tyłu, odsłaniając ramiona.
– Od czego?
Nachyliła się tak, że biust omal nie wysunął się z kusej bluzki na ramiączkach i szepnęła Graczowi Pierwszemu do ucha:
– Od tego, czy twój rumak jest wystarczająco silny, by mnie unieść. – Oparła dłoń na udzie mężczyzny.
Gracz Pierwszy skrzywił się lekko. Na tyle, by okazać zażenowanie nachalnym flirtem, a jednocześnie nie spłoszyć brunetki. Dziewczyna cofnęła rękę, jednak nie odeszła.
– Mamy wieczór panieński mojej dobrej znajomej. Siedzimy już tu jakiś czas i muszę przyznać, że damskie towarzystwo zaczyna mnie nudzić. Może zechciałbyś się przyłączyć? – Dziewczyna bez ceregieli przeszła na „ty”.
Mężczyzna drgnął nieznacznie usłyszawszy zaproszenie. Nabrał powietrza i szybko wypuścił. Zdradzał niemałe podekscytowanie, co brunetka uznała za seksualne podniecenie.
– A koleżanki? Nie będą miały nic przeciwko?
– Wręcz przeciwnie! To wieczór panieński! Towarzystwo tak przystojnego mężczyzny będzie świetną atrakcją.
Kąciki ust Gracza Pierwszego uniosły się ledwie zauważalnie. Wszystko idzie tak gładko. Musiały już sporo wypić, skoro ta młoda kobieta uważa go za przystojnego.
– Zaniosę wasze drinki – zaoferował się.
– Dziękuję – odpowiedziała dziewczyna i odwróciła się do niego plecami, przecierając szlak do właściwego stolika.
– Na mój rachunek – rzucił barmance, odchodząc.
Brunetka odwróciła się. Wszystko idzie tak gładko.
Podążył za nią. Rzucił okiem na trzymaną w lewym ręku tacę. Sześć kieliszków.
Sześć dziewcząt.
Oby wystarczyło.
Prawą dłoń wsunął do kieszeni spodni i namacał odpowiednią ilość maleńkich kapsułek. Wyjął garść. Wprawnymi ruchami otwierał je i wsypywał zawartość do drinków. Schował resztki i spojrzał na zegarek.
Gdy oboje dotarli do stolika, proszek w kieliszkach przestał już musować. Dziewczyna dostawiła krzesło i skinieniem ręki zachęciła, by usiadł. Jej towarzyszki przyjęły gościa z entuzjazmem. Każda wzięła swojego drinka i wzniosły toast.
– A ty? Nie napijesz się z nami – spytała szczupła, ostrzyżona na krótko blondynka o krwistoczerwonych ustach.
– Nie piję alkoholu. Zadowolę się kawą – skłamał.
– Dziewczyny, to prawdziwy dżentelmen! Przy barze nazwał mnie damą! – Brunetka wzięła się pod boki, przybrała pozę sugerującą dumę.
– No proszę – podekscytowała się jedna z kobiet. – Ze świecą szukać dzisiaj takich romantyków. Dzisiaj wszystkie możemy być twoimi damami. – Puściła do niego oko.
– Bardzo bym chciał. Bardzo.

Gracz Pierwszy wypowiadał się oszczędnie, lakonicznie odpowiadał na pytania. Jego tajemniczość była dla wstawionych imprezowiczek intrygująca. Co chwila patrzył dyskretnie na zegarek. Rozmawiali dokładnie piętnaście minut.
– Ten lokal jest nudny. Zbyt dużo tu dzieciaków, znam ciekawsze miejsce. Co powiecie na małą wycieczkę?
Dziewczęta, wyraźnie zaciekawione, popatrzyły po sobie.
– Czemu nie – odpowiedziała brunetka.
– W samochodzie będzie odrobinę ciasno, ale myślę, że jakoś się zmieścimy. Zresztą, to niedaleko. – Wstał, zachęcając tym samym do wyjścia.
Po przejechaniu niespełna kilometra wszystkie były już nieprzytomne.

***

Gracz Pierwszy wniósł ostatnią dziewczynę do mieszkania i położył na podłodze obok pozostałych. Wyszedł z mieszkania, zamykając drzwi na klucz. Udał się do garażu, gdzie odnalazł piłę spalinową. Otworzył jedną z szuflad regału z narzędziami. Sięgnął do wnętrza, odsunął stertę pordzewiałych śrub i nakrętek, po czym wydobył zwitek cienkiego, elastycznego drutu oraz dużą, grubą igłę.
Z kieszeni płaszcza wyjął telefon, wybrał numer i przyłożył aparat do ucha.
– Kiedy będziesz gotowy?
– Za kilka minut – zabrzęczało z głośniczka komórki.
Blefuje, pomyślał Gracz Pierwszy. To stary, doświadczony zawodnik. Tacy zawsze blefują. Wiedział, że rozmówca nie jest gotowy. Nie mógł jednak zdradzić zdenerwowania. Ta gra wymaga żelaznych nerwów.
– Ja również – odpowiedział Gracz Pierwszy.
Nastała chwilowa cisza. Walka na cierpliwość. Każdy z nich analizował wszystkie możliwości, wszelkie potencjalne scenariusze, każde słowo, które mogło paść teraz z ust przeciwnika.
– Po prostu zacznijmy o godzinie, którą ustaliliśmy wczoraj. Tak będzie najlepiej dla nas obu – zaproponował głos z aparatu.
– Dobrze. – Gracz Pierwszy przerwał połączenie i udał się do mieszkania.

***

Spiker w radiu rozpoczynał właśnie serwis informacyjny o dziesiątej rano, gdy czarny mercedes wjechał na teren opuszczonego magazynu hurtowni spożywczej. Niespełna dwie minuty później dołączyło do niego audi w kolorze dojrzałej wiśni. Gracz Pierwszy sięgnął po leżącą na fotelu pasażera torbę i wydobył z niej maskę.
Patrzył w lusterko wsteczne, manewrując głową tak, by w jego wąskiej tafli obejrzeć swój obecny wygląd. Gracz Pierwszy przepoczwarzył się w Czerwonego Jokera. Szeroki uśmiech i krwistej barwy romby namalowane na oczach skutecznie ukrywały rzeczywisty wygląd.
Siedzący w audi Gracz Drugi dał sygnał klaksonem, że jako Zielony Joker jest już gotowy.
Mężczyźni wysiedli z samochodów i stanęli naprzeciw siebie. Żaden z nich nie wyciągnął ręki na przywitanie. Spocona dłoń zbyt wiele mówiłaby o tym, jak mocni czują się w dzisiejszej grze. Czerwony Joker poczuł wielką ochotę na papierosa. Powstrzymał się jednak. Stres nie rozpłynąłby się w powietrzu wraz z dymem, a stałby się tylko widoczny dla przeciwnika.
– Zaczynajmy – odezwał się w końcu Zielony Joker.
Wsiedli do swoich aut i wtoczyli się niespiesznie do hali przez wjazd dla wózków widłowych.
Krupier już na nich czekał. Ubrany w modny, czarny garnitur, również skrywał twarz za maską. Była jednak inna od tych, które nosili Gracze. Nie miała zdobnych malunków ani pobrzękujących dzwoneczków. To również był Joker, jednak o twarzy pozbawionej uśmiechu i kolorów.
– Ustawcie samochody równolegle do siebie i wyjdźcie. Zawołam was, gdy wszystko będzie gotowe – rozkazał Krupier.

Czerwony Joker i Zielony Joker wyszli na zewnątrz. Każdy z nich zrobił po kilka kroków w przeciwnych kierunkach, po czym zastygli w bezruchu, odwróceni do siebie plecami. Wytężając zmysły, nasłuchiwali siebie nawzajem. Każdy ruch, każde jęknięcie, odchrząknięcie i kaszlnięcie mogło być dla przeciwnika informacją. Zastała niemal całkowita cisza. Dało się usłyszeć jedynie szumiący w drzewach wiatr i odgłosy krzątaniny Krupiera w budynku. Jeden, potem drugi trzask zamykanej klapy bagażnika zasygnalizowały, że człowiek w magazynie jest już w połowie przygotowań.
Czas zwolnił dla obu Graczy. Krupier odezwał się po dziesięciu minutach, które dla nich zdawały się godziną.
– Zapraszam – dał krótki sygnał.
Jokery – Czerwony i Zielony – weszli do środka i stanęli przy samochodach. Na betonowej podłodze leżało dziesięć płyt pilśniowych o wymiarach dwa i pół na półtora metra. Po pięć dla każdego. Na wszystkich odznaczał się kształt przykryty grubą, czarną foliową płachtą.
Krupier stał nieruchomo, trzymając dłonie za plecami.. Tylko oczy, widoczne przez otwory w masce przeskakiwały w zniecierpliwieniu z jednego Gracza na drugiego.
Najgłośniejszymi odgłosami stały się oddechy. Wszystko poza nimi zamilkło, a te stawały się coraz głośniejsze i szybsze. Po szyi Zielonego Jokera spłynęła kropla potu. Modlił się, by Czerwony jej nie dostrzegł.
Zielony przełknął ślinę i to już z pewnością nie umknęło uwadze przeciwnika.
Czerwony drgnął. Z nerwów kręciło mu się w głowie. Myśli opętało jedno pytanie: to prawdziwe zdenerwowanie czy blef? Czy Zielony ryzykowałby aż tak, by go zwieść?
– Podstawowa stawka to pięćset tysięcy euro. Dodatkowo mój zwierzchnik gwarantuje zwycięzcy bezpieczeństwo w razie wszczęcia śledztwa. Pobiera on jednak piętnaście procent ostatecznej puli. Mam nadzieję, panowie, że jesteście tego świadomi. Słucham propozycji, panowie – powiedział Krupier.
– Sześćset tysięcy – wypalił od razu Zielony.
– Przyjmuję – Czerwony Joker odpowiedział ze spokojem w głosie. Taka stawka była dla niego do przyjęcia.
Zielony Joker, mając twarz zwróconą prosto na przeciwnika, łypał wciąż na płyty leżące po stronie Czerwonego. Wpatrywał się w nie długo, porównywał rozmiary kształtów pod płachtami.
– Milion – powiedział w końcu. – Milion euro.
Czerwony Joker w lot zrozumiał, że to czysto taktyczne zagranie. Westchnął głośno, by pokazać Zielonemu Jokerowi strach, którego w rzeczywistości nie czuł. Napięcie rosło jednak z każdą sekundą, gdy myślał nad podniesieniem stawki. Krew napływała mu do głowy, stanął w lekkim rozkroku, obciążając równomiernie obie nogi, by nie zachwiać się pod wpływem emocji.
Stoi naprzeciw siebie dwóch najwytrwalszych graczy. Dwóch, którzy nigdy dotąd nie zakończyli żadnej partii porażką. Czas na ostateczne rozstrzygnięcie. Szczyt podium ma bowiem miejsce tylko dla jednej osoby.
– Życie – powiedział Czerwony Joker.
Zielony, wzorem Krupiera schował dłonie za sobą.
– Przyjmuję.
– Sprawdzam.
Krupier przeszedł na stronę Zielonego Jokera i szybkim ruchem zerwał płachtę z pierwszej płyty. Makabryczny widok nie wzruszył żadnego z trzech mężczyzn. Na płycie leżała kobieta, a właściwie dwie. Ich ciała były ucięte w pasie i zszyte ze sobą drutem. Szew wykonany był wprawnie. Równy, starannie obmyty z krwi.
Następnie podszedł do płyt Czerwonego i postąpił tak samo. Na pierwszej leżała jedynie podłużna sterta szmat uformowanych na kształt ludzkiego ciała. Zielony wyraźnie się rozluźnił. Wypuścił powietrze z płuc i lekko się zgarbił. Krupier zerwał płachtę z drugiej karty Czerwonego. Martwe, szeroko otwarte oczy brunetki z baru patrzyły gdzieś w przestrzeń. Na ustach tkwił niedokończony krzyk przerażenia. Dół damy stanowiła chuda kobieta o krótkich blond włosach.
Krupier naprzemiennie odkrywał po jednej karcie z obu stron. Gdy skończył, wszystko stało się jasne.
– Zielony Joker – wywołał Gracza Drugiego Krupier, otwartą dłonią wskazując płyty: cztery podwójne kobiety i dwóch podwójnych mężczyzn. – Para dam i para waletów – oznajmił.
Następnie zwrócił się w stronę kart Czerwonego. Podobnym gestem wskazał zwłoki uczestniczek wieczoru panieńskiego z klubu Kometa.
– Czerwony Joker: Trójka dam. Silniejszy układ kart, Czerwony Joker wygrywa.
To, co nastąpiło po ogłoszeniu wyniku, było dla Krupiera tak oczywiste, że sięgnął po broń schowaną za klapą marynarki, zanim Gracz Drugi zdążył wystartować. Zielony Joker rzucił się do ucieczki. Zrobił kilka błyskawicznych kroków, po czym padł na podłogę. Na jego plecach wykwitła czerwona plama. Plastikowa twarz Jokera potoczyła się po podłodze, brzęcząc srebrnymi dzwoneczkami.
Czerwony Joker bez słowa wyszedł na zewnątrz i upewniwszy się, że znikł z pola widzenia Krupiera, szybkim ruchem zdjął maskę. Otarł rękawem ociekającą potem twarz, zachłannie łykając powietrze. Oparł się dłonią o ścianę. Dopiero teraz poczuł naprawdę silne zawroty głowy.
Gdy wrócił do budynku, Krupier kończył wrzucać zwłoki do samochodu Zielonego Jokera. Wsiadł za kierownicę, odpalił silnik i zawrócił autem tak, by stało gotowe do wyjazdu. Wolno podjechał do stojącego przy wejściu Czerwonego. Opuścił szybę i wystawił w jego stronę dłoń trzymającą czek upoważniający do poboru gotówki z konta Gracza Drugiego.
– Gratuluję, Czerwony Jokerze. Kwota wypisana na czeku to wartość pańskiej wygranej po odliczeniu piętnastu procent. – Zamilkł na krótką chwilę, po czym dodał, patrząc na rozbujane wiatrem brzozy – To fascynujące, nie sądzi pan? Zebranie większej liczby pasujących do siebie kart nie zawsze idzie w parze z ich siłą.
Krupier odjechał, nie czekając na odpowiedź i zostawiając Gracza Pierwszego samego.
Wraz z rykiem silnika, odezwało się samochodowe radio. Gracz Pierwszy nawet nie zwrócił uwagi, którą godzinę rozpoczął serwis informacyjny.
Odpowiedz
#2
Cytat:który rozproszył dreszcz po całym ciele dziewczyny
rozproszył? wywołał albo coś, rozproszył mi zdecydowanie nie pasuje w tym zdaniu
Cytat: jednak coś kazało jej strać nieruchomo i czekać[,] aż mężczyzna skończy oględziny.
dobrze, że literówka nie poszła t=r Big Grin przecinek zjadłeś
Cytat: Prawą dłoń wsunął do kieszeni spodni i namacał odpowiednią ilość maleńkich kapsułek. Wyjął garść. Wprawnymi ruchami otwierał je i wsypywał zawartość do drinków. Schował resztki i spojrzał na zegarek.
ciężko mi to sobie wyobrazić. Jedną rękę ma zajętą przez tacę, drugą wyciąga sześć tabletek, które trzyma w garści i jeszcze je otwiera tą ręką, a wszystko w trakcie marszu i tak, że nikt tego nie zauważył? chiba naciągane



A, więcej mi się nie chciało. Trochę przecinków zjadłeś, literówki się zdarzyły, raz chyba znaku zapytania nie dałeś. Czasem też dziwnie budowałeś zdania albo używałeś wg mnie nieodpowiednich słów. Huh, nie wiem, co powiedzieć o opku. Jakieś takie mdłe, bez emocji. Za płytkie jest. Pomysł jest fajny, makabryczny, ale tego w ogóle nie czuć. Ot, takie wiesz, jest bo jest. Zdecydowanie powinno być dłuższe, bardziej nastawione na emocje które przeżywają Gracze i które powinien przeżywać czytelnik.
Nie wiem czy dać 2 czy 3 na 5 ;x Pomyślę i zagwiazdkuję.

Pozdrawiam Tongue
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#3
Jak mówiłem, zaglądam do innego Twojego tekstu. Wybrałem ten, bo widzę, akcja w barze, a lokal tego typu akurat mi się przyśnił. Odłażąca tapeta na ścianach, dziwne barokowe obrazy i czerstwy chleb w koszyczku na stole. Kelnerem był kościotrup z roztrzaskaną czaszką wypełnioną winem. Nalewał herbatę Johnowi Cleese.

Cytat:Wnętrze było ciemne i duszne. Pachniało pizzą, a nad głowami gości snuły się gęste chmury papierosowego dymu. Bar zlokalizował bez trudu, wystarczyło podążyć w kierunku blasku oświetlających go kolorowych lampek

Nie powinno być odwrotnie? Najpierw opis z zewnątrz, potem wnętrze?

Cytat: Szef wykonany był wprawnie

Szew.

Rozczarowałem się strasznie. Spodziewałem się emocjonującej gry między świetnie nakreślonymi postaciami, długiego pojedynku w warunkach miejskich, kluczenia, labiryntów, zasadzek i blefów, przypadkowości...
Nawet nie ma za kim się ująć, nie wiadomo skąd organizacja zajmująca się taką grą, ani kim byli gracze. Hej, mordują jak psychole i pocą się jakby mieli zdawać maturę... To mało konsekwentne budowanie postaci, choć akurat to był jedyny moment dramaturgii.
Mogli chociaż mieć różne maski. Mogłeś stworzyć całe otoczenie, zakłady widzów-świrów, ich rozmowy o graczach i szansach, opisać klimatyczną miejscówkę, degenerację społeczeństwa itd.
Końcówka ohydna, do tego moim zdaniem wyprana z emocji. Zacząłeś interesująco, skończyłeś słabo.
Brakuje mi...głębi. Ichi the Killer np. to głębszy film niż się wydaje, z życiową rolą, psychologią, świetną scenografią i kultem wokół, u Ciebie tylko rzeź dla rzezi.
Wiem, że tak widać lubisz, no ale...

Mogę pochwalić hm... klamrę spinającą utwór. Powodzenia, stać Cię na więcejSmile
Odpowiedz
#4
Bar, miejsce, gdzie wydaję drinki, nie bar, jako lokal Big Grin
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#5
Shaedd, podchodzisz to tego opowiadania zupełnie inaczej, niż ja. To, co Ty wytykasz jako wadę, dla mnie jest osiągniętym celem. Takie same maski, brak emocji - to wszystko było z mojej strony celowe i jestem bardzo zadowolony z tego efektu. W założeniu tak właśnie miało być: bohaterowie są pozbawieni osobowości, ukrywają ją przed sobą, a zatem i przed czytelnikiem. Maski i pseudonimy różniące się tylko nieznacznie miały na celu nadać im anonimowość. Emocje natomiast również miały być ukryte, na wierzchu miało być tylko zdenerwowanie, które nie zawsze da się ukryć. Grałeś kiedyś w pokera? Trzeba być powściągliwym w okazywaniu emocji.
Krytykujesz mój tekst, jak rozumiem, głównie dlatego, bo nie pokrywa się z Twoim widzimisię. Ja miałem inne widzimisię i nic Ci na to nie poradzę, moje prawo. Dzięki za komentarz!
Odpowiedz
#6
Szerzej o tym tekście wypowiadałem się wcześniej, ale podkreślę jeszcze pewną rzecz - stawką w grze w Twoim opowiadaniu jest spora "kwota", coś dla czego warto porywać i robić dalsze okropne rzeczy. Z chęcią poczytałbym to opowiadanie z alternatywnym szczegółem - otóż, gdyby stawka w tej grze była nic niewarta. Powiedzmy, że byłaby to symboliczne dziesięć złotych na parę piw. To by mogło fajnie podkreślić bestialstwo czynów obu graczy. Ale tak jak jest, też jest nieźle jak na mój horrorowy nos. Wink

Pozdro!
Odpowiedz
#7
Wygląda, że widzimy wszystko na odwrótSmile
Cóż...poniekąd jest tak, jak mówisz, inne oczekiwania, inna treść. W końcu nie miałem niczego przeciw warsztatowi, ani stylowi. Następnym razem będę podchodził do tekstów inaczejSmile

Trzymaj się!Smile
Odpowiedz
#8
Mam nieco mieszane uczucia. Napisane jest świetnie, zwłaszcza podobało mi się, jak opisałeś napięcie Jokerów, po prostu się to czuło. Pomysł też oryginalny, lekko szokujący... zakończenie mnie jakoś rozczarowało. Może się czepiam, ale spodziewałam się czegoś mocnego, jakiegoś powalenia, a skończyło się tak... wręcz obyczajowo. Nie jest to błąd oczywiście, tylko mój prywatny odbiór, nie siedzę za bardzo w horrorach. Z pewnością jednak umiesz budować napięcie i zaintrygować, bo z zainteresowaniem czekałam, co będzie dalej.
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz
#9
Niezwykły pomysł na opowiadanie. Makabryczny, ale o to przecież chodziło. Właściwie od początku do końca trzyma w stałym napięciu i całe szczęście nie ma momentów, gdzie jakimś głupim błędem zrujnowałbyś ten misterny domek z kart. Może opowiadanie mogłoby być "gęstsze", a postacie trochę lepiej opisane. Bo w sumie potrafię sobie wyobrazić tylko Gracza Pierwszego. Rozumiem, że nad wszystkim góruje nuta tajemniczości, ale kilka dodatkowych opisów by nie zaszkodziło. Zwłaszcza, jeśli udałoby się je utrzymać w takim klimacie jak reszta opowiadania.
Skupiłeś się na samym pomyśle i wokół niego dobudowałeś fabułę. Pomysł jest na tyle wyrazisty, że trudno się dziwić...
Jest jeden moment, który powinien być napisany dużo lepiej. Chodzi mi o fragment, kiedy jeden z graczy mówi: "życie". Zostawiłeś to samo sobie, żeby czytelnik sam sobie jakieś tam emocje poczuł. Ale tutaj potrzeba poprowadzenia za rączkę. Brakuje reakcji drugiego gracza. Brakuje napięcia. Równie dobrze mógł powiedzieć: "Bułka z chrzanem".
Postać krupiera też mnie trochę rozczarowała. Nie sprawia wrażenia zimnego i obojętnego mistrza gry i chyba jest trochę za uprzejmy. Ten gość powinien być maksymalnie oszczędny w słowach.
Generalnie umiejętnie prowadzisz narrację i umiesz stworzyć specyficzny klimat napięcia. Opowiadanie nie zaskakuje (poza momentem odrzucenia płacht), nie ma zwrotów akcji, ale i tak czyta się dobrze.
Jest makabra, jest klimat.
Zakończenie średnie, chociaż nie sposób nie zauważyć, że przez całe opowiadanie przewija się motyw samochodowego radia. Nie spełnia on żadnej funkcji poza klamrą kompozycyjną i pretekstem do opisów sytuacji. W sumie lepsze to niż pogoda.
Zastanawiam się między 3 a 4, bo w sumie trochę tych niedociągnięć wymieniłem, ale z drugiej strony niewiele trzeba zmieniać, żeby opowiadanie nadawało się do publikacji, więc wystawiam 4/5.
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości