Jakiś rok temu napisałam kilka części krótkiej historii. Po długich przemyśleniach postanowiłam wrzucić jej niewielki fragment. Mam nadzieję, iż wam się spodoba. Życzę miłego czytania i weny do komentowania
_______________________________
Po minionej nocy nastał kolejny dzień udręki w tym więzieniu. Nie spałam długo. Ciągle prześladują mnie obrazy śmierci Petera. Clarie tak po prostu wyssała z niego krew. Will nadal zachowuje się jakby nigdy nic między nami nie było, a przecież przyjaźniliśmy się od podstawówki. Wczoraj moi przyjaciele- Caroline, Vicky, Zach i Michael próbowali mnie wydostać z tego miejsca. Niestety, Damon i Clarie ich zaatakowali. Na całe szczęście nie zdążyli wyjść z samochodu, więc udało im się uciec. Nie wiem jak długo jeszcze będą o mnie pamiętać. W końcu jestem tylko człowiekiem, a te wredne wampiry mogą mnie zabić w każdej chwili. Nie mam pojęcia, jak długo jeszcze tutaj wytrzymam. Od paru miesięcy nie rozmawiałam z żadnym człowiekiem dłużej niż pięć minut w szkole w czasie lekcji. Wyjątkiem jest Katherine, ale nie o to chodzi. Czasem wydaje mi się, że lepiej by było sprowokować Damona do zabicia mnie.
-Ok -powiedziałam sama do siebie w myślach. -Dzisiejszy dzień będzie inny.
Schowałam pamiętnik pod materac i chwyciłam plecak. Upewniłam się, że włosy zakrywają ranę na szyi i zeszłam na dół. Na całe szczęście, wśród tych nienormalnych, siedemnastoletnich z wyglądu wampirów miałam dwie koleżanki, które powitały mnie z uśmiechem, gdy weszłam do kuchni. Jedna z nich- Sarah była wampirzycą, a druga- Katherine, człowiekiem. Zjadłyśmy razem śniadanie i razem z ekskortą Willa wyszłyśmy do szkoły. Byłam prawie pewna, że Damon i Clarie obserwują cały nasz dzień, bo przecież co zrobiłby Willam, jeśli trzy dziewczyny (w tym wampirzyca) spróbują uciec. Wysiadając z ich Porsche Carerra na parkingu zobaczyłam smutne miny moich ludzkich przyjaciół.
-Idź, zajmę czymś Willa- szepnęła mi na ucho Sarah i zaczęła zaczepiać wampira (byłego członka mojej paczki.Wyleciał z niej stając się wampirem i pomagając w porwaniu mnie). W końcu Willam wyczuł o co chodzi i odciągnął dziewczyny na bok, mówiąc do mnie.
- Pięć minut. Jeśli nie zobaczę cię pod klasą samej to...- nie musiał kończyć. Urwane zdanie u nich znaczyło: jeśli nie będziesz posłuszna, pożegnasz się z krwią lub życiem.
Podbiegłam do moich przyjaciół i doczekałam się bardzo przyjemnego powitania. Caroline prawie się rozpłakała. Vicky przytuliła Michaela, nie mogąc uwierzyć, że to ja i mówiąc ciągle, że nas zobaczą i zabiją. Tylko Zach zachował zimną krew i przytulił mnie serdecznie. Dopiero po chwili zobaczyłam jak przyjaciele zmienili się po tych czterech miesiącach.
Caroline, która zawsze przywiązywała wagę do wyglądu, teraz mniej się tym przejmowała. Jej farbowane kiedyś na blond włosy nabrały naturalnie brązowej barwy. Ubierała się normalnie, a nie sukienki za trzysta euro. Oczy również miała inne. Kiedyś błyszczały jej zdrowym błękitem lapis-lazuri, a teraz były matowoniebieskie.
Vicky była przerażona. Można było wyczytać z jej twarzy, że nie śpi po nocach. Worki pod oczyma i błyszczące od łez oczy wskazywały na to, że często płacze. Żal ścisnął mi serce.
Zach i Michael nie zmienili się aż tak bardzo. Obaj czarnowłosi i szaroocy, jak zwykle ubrani byli w ciemnych kolorach. Kiedyś cała paczka tętniła kolorami. Pokazywaliśmy nowe trendy, rządziliśmy szkołą. Po wykruszeniu się, została tylko czwórka zaspanych, poddenerwowanych szesnastolatków, czekających na śmierć z rąk wampirów. Chciałam im jakoś pomóc, ale nic nie mogłam zrobić. Zach szepnął mi do ucha próbując mnie pocieszyć parę słów, ale na mnie to już nie działało. Z dawnej Katherine prawie nic już nie pozostało.
- Mam dobrą wiadomość. Z naszej czwór... piątki, ty wyglądasz najlepiej.
Uśmiechnęłam się lekko, ale zaraz łzy popłynęły mi po twarzy.
- No już, wszystko będzie dobrze- pocieszał mnie Zach, a po chwili już cała paczka. Powstrzymałam łzy i otarłam twarz. Zerknęłam na zegarek. Zostały mi cztery minuty.
- Słuchajcie. Mam niecałe cztery minuty czasu...
- Bo wampiry nas zaatakują? Jeśli tylko to nam chcesz powiedzieć, to sobie daruj- powiedział ktoś i zaraz zrozumiałam kto. To była Rachel- dawna dziewczyna Willa, która ubzdurała sobie, że skoro mnie porwał i nie zabił jak Petera, to musi coś między nami być. Tylko ona spoza paczki wiedziała o tej całej aferze, ponieważ, widziała jak mnie porywali. Żądała wyjaśnień, więc Damon ją oświecił, a potem użył jako ,,lodówki". Porzucił nieprzytomną w lesie, a moi przyjaciele pomogli jej wrócić do domu.
- Daruj sobie, Rea! -wybuchłam. Skrywane we mnie uczucia od czasu porwania wydobyły się ze mnie ze zdwojoną siłą.- To, że twój chłopak cię zostawił dla jakiś nowych przyjaciół nie znaczy od razu, że masz się na mnie wyżywać! Sama nie mam ostatnio łatwych chwil! Czasami myślę, że to już mój koniec, a kiedy mam chwilę, aby moje życie było takie jak kiedyś, pojawiasz się ty! Skoro nie chcesz mnie oglądać, to po co tu przylazłaś!? Aby ponaśmiewać się ze mnie? Jeśli tak, to naprawdę możesz już sobie iść!- rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam, że wszyscy (łącznie z nauczycielami) stali i patrzyli się na nas.- A wy co?! To nie jest przedstawienie!- dodałam i szepnęłam Zachowi na ucho.- Jeśli chcecie mnie dalej ratować, to nie mówcie jej już nic!- ostatnie wyrazy wykrzyczałam. Strzepnęłam nieistniejący kurz z ubrania i dodałam spokojniej.- Muszę już iść. Tak nie pogadamy. Do zobaczenia.- Odeszłam parę kroków i dodałam.- Żegnaj, Rea. Mam nadzieję, że nie zobaczę cię więcej razy, niż będę musiała. Pamiętaj, nie wtrącaj się w moje sprawy, bo możesz tego pożałować.
Gdy doszłam pod klasę, byłam zdruzgotana. Czyżby ciągłe przebywanie z tyranami aż tak mnie zmieniło? Co, jeśli stanę się taka jak oni?
Przy szafce zobaczyłam stojącego Willa. Uśmiechał się triumfująco.
-Co tak szybko? Zostały ci jeszcze całe dwie minuty.
-Odwal się. Nie muszę ci nic tłumaczyć.
-Nie, ale to, co zaraz zrobię pewnie cię nie ucieszy, więc muszę cię uspokoić.
-A co chcesz zrobić? Kolejna zachcianka Damona? Nie jestem dawcą krwi...
Zanim zdążyłam coś jeszcze dodać, Will znalazł się przy mnie i pocałował w usta. Po chwili odsunął się kilka centymetrów. Uśmiechał się jeszcze bardziej triumfująco. Uderzyłabym go, gdyby nie towarzystwo praktycznie wszystkich uczniów. Zdruzgotana, wiedząc, że patrzy na nas cała szkoła (w tym moi przyjaciele) oparłam się o szafkę i zapytałam cicho, czując łzy na policzkach.
-Dlaczego tak mnie traktujecie? Jeśli mam tak żyć, to wolę stracić całą krew.
-Nie musiałbym tego robić, gdyby nie twój wyskok na parkingu. Musi być jakiś powód, dlaczego tak naskoczyłaś na Rea, więc aby zaoszczędzić ci niepotrzebnych kontaktów z ludźmi, zamierzam sam stać się powodem tej zmiany. Nie podziękujesz mi?
-Nienawidzę ciebie i reszty. Gdy będę miała szansę, zabiję was. Ty będziesz pierwszy. I nie licz na moje niegdyś dobre serce. Nie znasz mnie, a dawnej Katherine już nie ma. Pilnuj siebie i tych swoich przyjaciół, bo ja nigdy nie mówię, jak nie muszę- nie czekając na jego reakcję, odwróciłam się na pięcie i poszłam do klasy, ścierając łzy z policzków. Przez cały dzień unikałam kontaktu wzrokowego z kimkolwiek, a po lekcjach udałam się pod klasę Katherine. Miałam nadzieję, że chociaż ona będzie w stanie mnie zrozumieć.
-Musimy stąd uciekać.
-Co ty wygadujesz? Czekaj... No dobra, może to i dobry pomysł... Ale nie damy rady! Will zaraz nas złapie. A poza tym... Nawet gdyby udało nam się wyrwać im chociaż na chwilę, odnaleźliby nas i pewnie zabili na miejscu. Nie wiem jak ty, ale ja chcę jeszcze trochę pożyć- wyjąkała Katy.
-Ale...- zaczęłam.
-Nie i koniec. A przynajmniej nie dzisiaj.
Jej słowa bardzo mnie dotknęły. Owszem, zdawałam sobie sprawę z tego, iż mamy znikome szanse powodzenia. Mimo to bardzo potrzebowałam czyjegoś wsparcia...
Obróciłam się i przebiegłam cały hol, zanim Katherine znalazła się w jego połowie. Podeszłam do samochodu, przy którym czekał już na nas William.
-Cóż to, panna Elizabeth jako pierwsza? Czyżbyśmy mieli święto?- powiedział sarkastycznie.
-Daruj sobie, ok?
-Dlatego miałbym dać sobie spokój? W końcu w oczach wszystkich jesteśmy parą. Znikome droczenie się jest normalne.
-Spadaj. Nie mam nastroju.
-A kiedykolwiek miałaś?- westchnął, odblokowując samochód.
-Przed porwaniem z pewnością.
Zajęłam swoje miejsce przy oknie, na jednym z tylnych siedzeń i trzasnęłam drzwiami. Czekając, aż William odwiezie nas do domu, myślałam nad tym, jak wydostać się z tych wampirzych szponów.
_______________________________
Drogi pamiętniku
Po minionej nocy nastał kolejny dzień udręki w tym więzieniu. Nie spałam długo. Ciągle prześladują mnie obrazy śmierci Petera. Clarie tak po prostu wyssała z niego krew. Will nadal zachowuje się jakby nigdy nic między nami nie było, a przecież przyjaźniliśmy się od podstawówki. Wczoraj moi przyjaciele- Caroline, Vicky, Zach i Michael próbowali mnie wydostać z tego miejsca. Niestety, Damon i Clarie ich zaatakowali. Na całe szczęście nie zdążyli wyjść z samochodu, więc udało im się uciec. Nie wiem jak długo jeszcze będą o mnie pamiętać. W końcu jestem tylko człowiekiem, a te wredne wampiry mogą mnie zabić w każdej chwili. Nie mam pojęcia, jak długo jeszcze tutaj wytrzymam. Od paru miesięcy nie rozmawiałam z żadnym człowiekiem dłużej niż pięć minut w szkole w czasie lekcji. Wyjątkiem jest Katherine, ale nie o to chodzi. Czasem wydaje mi się, że lepiej by było sprowokować Damona do zabicia mnie.
Elizabeth
-Ok -powiedziałam sama do siebie w myślach. -Dzisiejszy dzień będzie inny.
Schowałam pamiętnik pod materac i chwyciłam plecak. Upewniłam się, że włosy zakrywają ranę na szyi i zeszłam na dół. Na całe szczęście, wśród tych nienormalnych, siedemnastoletnich z wyglądu wampirów miałam dwie koleżanki, które powitały mnie z uśmiechem, gdy weszłam do kuchni. Jedna z nich- Sarah była wampirzycą, a druga- Katherine, człowiekiem. Zjadłyśmy razem śniadanie i razem z ekskortą Willa wyszłyśmy do szkoły. Byłam prawie pewna, że Damon i Clarie obserwują cały nasz dzień, bo przecież co zrobiłby Willam, jeśli trzy dziewczyny (w tym wampirzyca) spróbują uciec. Wysiadając z ich Porsche Carerra na parkingu zobaczyłam smutne miny moich ludzkich przyjaciół.
-Idź, zajmę czymś Willa- szepnęła mi na ucho Sarah i zaczęła zaczepiać wampira (byłego członka mojej paczki.Wyleciał z niej stając się wampirem i pomagając w porwaniu mnie). W końcu Willam wyczuł o co chodzi i odciągnął dziewczyny na bok, mówiąc do mnie.
- Pięć minut. Jeśli nie zobaczę cię pod klasą samej to...- nie musiał kończyć. Urwane zdanie u nich znaczyło: jeśli nie będziesz posłuszna, pożegnasz się z krwią lub życiem.
Podbiegłam do moich przyjaciół i doczekałam się bardzo przyjemnego powitania. Caroline prawie się rozpłakała. Vicky przytuliła Michaela, nie mogąc uwierzyć, że to ja i mówiąc ciągle, że nas zobaczą i zabiją. Tylko Zach zachował zimną krew i przytulił mnie serdecznie. Dopiero po chwili zobaczyłam jak przyjaciele zmienili się po tych czterech miesiącach.
Caroline, która zawsze przywiązywała wagę do wyglądu, teraz mniej się tym przejmowała. Jej farbowane kiedyś na blond włosy nabrały naturalnie brązowej barwy. Ubierała się normalnie, a nie sukienki za trzysta euro. Oczy również miała inne. Kiedyś błyszczały jej zdrowym błękitem lapis-lazuri, a teraz były matowoniebieskie.
Vicky była przerażona. Można było wyczytać z jej twarzy, że nie śpi po nocach. Worki pod oczyma i błyszczące od łez oczy wskazywały na to, że często płacze. Żal ścisnął mi serce.
Zach i Michael nie zmienili się aż tak bardzo. Obaj czarnowłosi i szaroocy, jak zwykle ubrani byli w ciemnych kolorach. Kiedyś cała paczka tętniła kolorami. Pokazywaliśmy nowe trendy, rządziliśmy szkołą. Po wykruszeniu się, została tylko czwórka zaspanych, poddenerwowanych szesnastolatków, czekających na śmierć z rąk wampirów. Chciałam im jakoś pomóc, ale nic nie mogłam zrobić. Zach szepnął mi do ucha próbując mnie pocieszyć parę słów, ale na mnie to już nie działało. Z dawnej Katherine prawie nic już nie pozostało.
- Mam dobrą wiadomość. Z naszej czwór... piątki, ty wyglądasz najlepiej.
Uśmiechnęłam się lekko, ale zaraz łzy popłynęły mi po twarzy.
- No już, wszystko będzie dobrze- pocieszał mnie Zach, a po chwili już cała paczka. Powstrzymałam łzy i otarłam twarz. Zerknęłam na zegarek. Zostały mi cztery minuty.
- Słuchajcie. Mam niecałe cztery minuty czasu...
- Bo wampiry nas zaatakują? Jeśli tylko to nam chcesz powiedzieć, to sobie daruj- powiedział ktoś i zaraz zrozumiałam kto. To była Rachel- dawna dziewczyna Willa, która ubzdurała sobie, że skoro mnie porwał i nie zabił jak Petera, to musi coś między nami być. Tylko ona spoza paczki wiedziała o tej całej aferze, ponieważ, widziała jak mnie porywali. Żądała wyjaśnień, więc Damon ją oświecił, a potem użył jako ,,lodówki". Porzucił nieprzytomną w lesie, a moi przyjaciele pomogli jej wrócić do domu.
- Daruj sobie, Rea! -wybuchłam. Skrywane we mnie uczucia od czasu porwania wydobyły się ze mnie ze zdwojoną siłą.- To, że twój chłopak cię zostawił dla jakiś nowych przyjaciół nie znaczy od razu, że masz się na mnie wyżywać! Sama nie mam ostatnio łatwych chwil! Czasami myślę, że to już mój koniec, a kiedy mam chwilę, aby moje życie było takie jak kiedyś, pojawiasz się ty! Skoro nie chcesz mnie oglądać, to po co tu przylazłaś!? Aby ponaśmiewać się ze mnie? Jeśli tak, to naprawdę możesz już sobie iść!- rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam, że wszyscy (łącznie z nauczycielami) stali i patrzyli się na nas.- A wy co?! To nie jest przedstawienie!- dodałam i szepnęłam Zachowi na ucho.- Jeśli chcecie mnie dalej ratować, to nie mówcie jej już nic!- ostatnie wyrazy wykrzyczałam. Strzepnęłam nieistniejący kurz z ubrania i dodałam spokojniej.- Muszę już iść. Tak nie pogadamy. Do zobaczenia.- Odeszłam parę kroków i dodałam.- Żegnaj, Rea. Mam nadzieję, że nie zobaczę cię więcej razy, niż będę musiała. Pamiętaj, nie wtrącaj się w moje sprawy, bo możesz tego pożałować.
Gdy doszłam pod klasę, byłam zdruzgotana. Czyżby ciągłe przebywanie z tyranami aż tak mnie zmieniło? Co, jeśli stanę się taka jak oni?
Przy szafce zobaczyłam stojącego Willa. Uśmiechał się triumfująco.
-Co tak szybko? Zostały ci jeszcze całe dwie minuty.
-Odwal się. Nie muszę ci nic tłumaczyć.
-Nie, ale to, co zaraz zrobię pewnie cię nie ucieszy, więc muszę cię uspokoić.
-A co chcesz zrobić? Kolejna zachcianka Damona? Nie jestem dawcą krwi...
Zanim zdążyłam coś jeszcze dodać, Will znalazł się przy mnie i pocałował w usta. Po chwili odsunął się kilka centymetrów. Uśmiechał się jeszcze bardziej triumfująco. Uderzyłabym go, gdyby nie towarzystwo praktycznie wszystkich uczniów. Zdruzgotana, wiedząc, że patrzy na nas cała szkoła (w tym moi przyjaciele) oparłam się o szafkę i zapytałam cicho, czując łzy na policzkach.
-Dlaczego tak mnie traktujecie? Jeśli mam tak żyć, to wolę stracić całą krew.
-Nie musiałbym tego robić, gdyby nie twój wyskok na parkingu. Musi być jakiś powód, dlaczego tak naskoczyłaś na Rea, więc aby zaoszczędzić ci niepotrzebnych kontaktów z ludźmi, zamierzam sam stać się powodem tej zmiany. Nie podziękujesz mi?
-Nienawidzę ciebie i reszty. Gdy będę miała szansę, zabiję was. Ty będziesz pierwszy. I nie licz na moje niegdyś dobre serce. Nie znasz mnie, a dawnej Katherine już nie ma. Pilnuj siebie i tych swoich przyjaciół, bo ja nigdy nie mówię, jak nie muszę- nie czekając na jego reakcję, odwróciłam się na pięcie i poszłam do klasy, ścierając łzy z policzków. Przez cały dzień unikałam kontaktu wzrokowego z kimkolwiek, a po lekcjach udałam się pod klasę Katherine. Miałam nadzieję, że chociaż ona będzie w stanie mnie zrozumieć.
-Musimy stąd uciekać.
-Co ty wygadujesz? Czekaj... No dobra, może to i dobry pomysł... Ale nie damy rady! Will zaraz nas złapie. A poza tym... Nawet gdyby udało nam się wyrwać im chociaż na chwilę, odnaleźliby nas i pewnie zabili na miejscu. Nie wiem jak ty, ale ja chcę jeszcze trochę pożyć- wyjąkała Katy.
-Ale...- zaczęłam.
-Nie i koniec. A przynajmniej nie dzisiaj.
Jej słowa bardzo mnie dotknęły. Owszem, zdawałam sobie sprawę z tego, iż mamy znikome szanse powodzenia. Mimo to bardzo potrzebowałam czyjegoś wsparcia...
Obróciłam się i przebiegłam cały hol, zanim Katherine znalazła się w jego połowie. Podeszłam do samochodu, przy którym czekał już na nas William.
-Cóż to, panna Elizabeth jako pierwsza? Czyżbyśmy mieli święto?- powiedział sarkastycznie.
-Daruj sobie, ok?
-Dlatego miałbym dać sobie spokój? W końcu w oczach wszystkich jesteśmy parą. Znikome droczenie się jest normalne.
-Spadaj. Nie mam nastroju.
-A kiedykolwiek miałaś?- westchnął, odblokowując samochód.
-Przed porwaniem z pewnością.
Zajęłam swoje miejsce przy oknie, na jednym z tylnych siedzeń i trzasnęłam drzwiami. Czekając, aż William odwiezie nas do domu, myślałam nad tym, jak wydostać się z tych wampirzych szponów.
The Earth without art is just eh.