Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Sanctus
#16
Rok 1519 – Cel

Północ minęła kilka minut temu. Stałem w jednym ze ślepych zaułków, w które zapuszczają się tylko najgorsze elementy społeczeństwa. Wybrałem to miejsce celowo, aby zmniejszyć ryzyko wykrycia przez Nocną Straż, która łapała każdego podejrzanego człowieka. Czekałem na mój cel, który miał przechodzić ulicą, z którą łączyła się krótka uliczka prowadząca do zaułka, gdzie się znajdowałem. O człowieku, którego miałem zgładzić nie wiedziałem prawie nic poza tym, że szpieguje dla wrogów Odrodzonego Kościoła Katolickiego i jest mężczyzną w średnim wieku. Zatajanie innych informacji było celowym zabiegiem. Miało zapobiec poczuciu więzi emocjonalnej z ofiarą i możliwym przez to niepowodzeniu misji. Podczas zabijania mieliśmy nic nie czuć. Ani podniecenia, ani ekscytacji. I faktycznie tak było. Po moim czwartym zabójstwie przestałem odczuwać wobec mych celi cokolwiek poza współczuciem. Współczuciem wobec ich głupoty, że stanęli naprzeciw Kościoła i najpotężniejszego człowieka świata – papieża. Zdawało mi się, że słyszę kroki. Powoli wychyliłem się zza ściany jednego z budynków, pomiędzy którymi znajdował się zaułek, aby sprawdzić kto nadchodzi. To był on. Cel. Rozpoznałem go dzięki intuicji. Podczas nauki, będąc dzieckiem, uczono mnie, że najniebezpieczniejszą bronią zabójcy ni jest jego sztylet, lecz intuicja. Coś, co odpowiednio rozwinięte, pozwalało rozpoznawać cele nie znając ich wyglądu. Coś co dawało przewagę nad wrogiem podczas walki. Zwłaszcza jeśli przeciwników było kilku.
Taka sytuacja miał miejsce teraz. Cel szedł w asyście czterech – najprawdopodobniej najemnych zbirów – żołdaków. Dwóch z przodu, dwóch z tyłu. Dobrze. Zaskoczę cię. Zginiesz pierwszy, potem twoja eskorta. Jeśli nie ucieknie.
Z woreczka przywiązanego do pasa wyjąłem eliksir. Jedna z dziesięciu mikstur tworzonych z ziół, które wspomagały rożne zmysły jaki i zwiększały sprawność fizyczną. Mały flakonik z różową zawartością, który trzymałem w ręce zwiększał wydajność organizmu i poprawiał zmysł wzroku. Wypiłem płyn i poczułem ciepło rozchodzące się po całym ciele. Zakręciło mi się w głowie, zamknąłem oczy opierając się o budynek. Miałem wrażenie, jakby moja głowa miała zaraz pęknąć od pulsującego bólu. W momencie, w którym zdawało mi się, że to nastąpi wszystko ustało. Świat wrócił do normy. Potrzebowałem chwili, aby zorientować się gdzie stoję. Usłyszałem kroki. Cel się zbliżał. Jak najszybciej wszedłem głębiej w zaułek, połączyłem się z ciemnością. W oczekiwaniu, aż szpieg wraz ze swą eskortą przejdą obok zaułka, obmyśliłem plan zabójstwa. Jako, że znajdowaliśmy się w dzielnicy mniejszych budowli o dachach, po których można był z łatwością się poruszać postanowiłem zaatakować z wysoka. Po ścichnięciu kroków wdrapałem się na jeden z budynków między którymi się znajdowałem. Uważając by nie spaść podszedłem do krawędzi z której obserwowałem mężczyzn. Szli ciągle prosto, nie skręcali w boczne alejki. Dobrze. Jeszcze kilka kroków i zadanie zostanie wypełnione. Poruszając się po dachach ruszyłem za moim celem. Wiedziałem, że stanie się to za parę chwil. Byłem coraz bliżej budynku, który idealnie nadawał się na zeskok. Jeszcze kilka chwil. Zaufać instynktowi. Dzięki niemu wyczujesz ten moment. Moment, w którym śmierć upomina się o twoją ofiarę. Trzy. Dwa. Jeden. Zamknąłem oczy zdając się na instynkt. „Teraz – zdawało mi się, że słyszę jego krzyk w głowie – skacz! To jest ten moment!” Otworzyłem oczy. Szpieg, zdrajca, który musiał zostać zgładzony znajdował się tuż pode mną. Wysokość byłą idealna. Skoczyłem w locie wysuwając ukryte ostrze z rękawa. W powietrzu udało mi się zrobić tylko jednego „kręciołka” - okręciłem się wokół własnej osi i dosięgłem celu. Impet uderzenia mojego ciała zwalił go z nóg, ostrze wbiło się idealnie, w samo gardło, tam gdzie była tchawica. Ciało mężczyzny zadrżało w konwulsjach. Nim jego straż przyboczna zorientowała się, że ich mocodawca nie żyje zwinnym saltem w tył odskoczyłem od nich. Spod płaszcza wyciągnąłem cztery noże do rzucania i cisnąłem nimi w przeciwników. Żołdacy byli nieopancerzeni. Ich jedyną ochronę skórzane zbroje wątpliwej jakości. Sztylety z łatwością je przebiły. Pierwszy dostał tam gdzie znajdowało się serce. Kolejni dwaj w niechronione gardła. Ostatniego trafiłem w ramię. Zawył z bólu wypuszczając trzymaną w ręce broń – kordelas. Doskoczyłem do niego, powalając celnym kopniakiem w żołądek. Przygotowałem ostrze skrywane w rękawie płaszcza. I wtedy naszła mnie pewna myśl. Jeśli powiem mu z czyjej woli został zamordowany jego niedawny pan, wywoła to chaos i panikę. Oskarżenia skierują się w zupełnie inną stronię. Państwo Papieskie i Odrodzony Kościół Katolicki będzie bezpieczny.
- Oszczędź – wychrypiał ocalały najemnik. - Oszczędź mnie. Daruj me życie...
- Milcz – powiedziałem władczym tonem. - Twój niedoszły pan i mocodawca sądził, że zdoła oszukać jednego z najpotężniejszych cesarzy jacy istnieli. Pomylił się i zapłacił za to najwyższa cenę. Ciebie jednak zostawię przy życiu, abyś opowiedział wszystkim o tym co tu widziałeś. Przekaż ludziom, że z cesarza nie wolno kpić ani próbować go oszukać!
Mężczyzna, nim zemdlał z upływu krwi, zdołał wycharczeć ledwo słyszalne „T-t-ttaak, paniee...” Dobrze. Oczywistym jest na kogo padną oskarżenia o ten mord. Na Cesarstwo Niemiec. Jest to pewne, tym bardziej, że cesarz sam siebie lubi określać mianem „najpotężniejszego cesarza świata jaki kiedykolwiek istniał”. Papież nie ma dobrych stosunków z tym krajem, lada dzień kruchy sojusz może się zerwać. Dobrze, że trafiłem na prostego żołnierza, zwykłego najemnika. Doświadczony żołdak łatwo domyśliłby się, że próbuje go oszukać. Żaden zabójca nie zdradza swego mocodawcy. Co ważniejsze, żaden mądrze myślący zleceniodawca nie każe niczego przekazać komuś kto będzie o tym rozpowiadał na prawo i lewo. Jeżeli jakikolwiek zabójca zrobiły coś podobnego – przekazał wiadomość – złamałby jedno z Przykazań Kodeksu - „Nigdy nie nawiązuj kontaktu ze swymi ofiarami. Nigdy też nie oszczędzaj tych, którzy unikną twego ostrza.”
Byłem świadom tego, że sam złamałem tą zasadę rozmawiając z eskortującym cel żołnierzem. Jednak nie był to mój pierwszy raz.

oOo

- Zawiodłeś mnie, Fabio – spojrzałem na twarz mego Mistrza stojącego przede mną. Z łatwością wyczytałem z niej, że jest zły. Wściekły. Na mnie, swego najlepszego ucznia.
- Wiem. Nie będę się sprzeczał. Przyznaję, że zawiodłem twe zaufanie mistrzu.
Starzec popatrzył na mnie. Spojrzałem mu w oczy i spuściłem wzrok. Nigdy nie potrafiłem wytrzymać wzroku żadnego z Dziesięciu Mistrzów. Wątpiłem, aby ktokolwiek potrafił. Ich spojrzenia wwiercały się w twoją psychikę. Jeśli patrzył byś na nich za długo mogłeś zwariować. Nikt nie wiedział co było tego przyczyną, jednak wśród młodszych adeptów krążyły plotki, że posiadają oni tajemne moce. Bzdura. Jeśli tak by było papież już dawno by ich ekskomunikował i oskarżył o herezje.
- Twoja uległość mnie niepokoi – Mistrz obrócił się plecami do mnie. - Co się stało z twą słynną na cały klan brawurą?
Nie odpowiedziałem. Nie musiałem.
- Tak – mężczyzna z powrotem obrócił się w moją stronę. Popatrzył na mnie i podrapał się po brodzie. - Tak jak myślałem. To już jest ten czas.
Zamilkł. Znów dane mi było klęczeć przed jego plecami. Wymamrotał parę słów pod nosem i z powrotem zwrócił się do mnie.
- To już ten czas. Ten czas, kiedy stajesz się prawdziwym zabójcą. Przestajesz być nieokrzesanym młodzikiem. Przeradzasz się w tego, który atakuje z ciemności. Rozumiesz?
- Tak, Mistrzu. Rozumiem. - Starałem się ukryć podniecenie, niestety moja twarz zdradzała wszystko.
Rozumiesz – starzec pokiwał głową w zadumie. - Zobaczymy czy zrozumiesz za cztery dni, podczas Wejścia. Zacz tery dni masz być gotowy. Luigi pomoże ci się przygotować. Powie czego możesz się spodziewać. Mam nadzieję, że wiesz gdzie go szukać?
- Tak, Mistrzu. Wiem. - Czułem narastające podniecenie. Jeszcze tylko cztery dni, a zostanę zabójcą, tym który atakuje z cienia.
- Dobrze, dobrze – powiedział sam do siebie. - A teraz znikaj. Idź się odśwież.
- Dobrze, Mistrzu Vittorio. I... dziękuję za wyrozumiałość.
- Nie ma za co dziękować. Oddychasz jeszcze tylko dlatego, że jesteś mym najlepszym uczniem.


oOo


Karoca podskoczyła na wyboju. Obudziłem się. Sen uleciał równie szybko jak się pojawił. Wspomnienie o którym śniłem wraz z nim. Wyjrzałem przez okienko pojazdu – pogoda była paskudna. Lało jak z cebra, a do tego wiał silny wiatr, przyginający do ziemi pomniejsze drzewka. Od trzech dni byłem w drodze do Wenecji. Nie poinformowano mnie w jakim celu. Wszystkiego miałem dowiedzieć się na miejscu. Być może chodziło o następne zadanie. Możliwym było też, że zostałem wezwany do siedziby klanu z jakiegoś ważnego powodu. Jednak jeśli mnie pamięć nie zawiodła w tym miesiącu nie było żadnych rocznic ani świąt, które dotyczył by Sanctus.
Rozmyślając tak, dopiero po dłuższej chwili zauważyłem, że karoca przestała podskakiwać. Stanęliśmy. Byliśmy jeszcze kilka dni drogi od celu, a postój mieliśmy odbyć dopiero po zapadnięciu zmierzchu. Powoli uchyliłem drzwiczki karocy i wyjrzałem na zewnątrz. Jedynymi docierającymi do mnie dźwiękami był wiatr wyjący pośród drzew i krople bębniące od trakt. Powoli, rozglądając się opuściłem pojazd. Po kilku chwilach moje ubranie, składające się z luźnej wełnianej koszuli i grubych bawełnianych spodni było przemoczone. Wyjąłem płaszcz schowany w karocy i jak najszybciej nałożyłem go na siebie. Narzuciłem kaptur na głowę i podszedłem do woźnicy. Jakiś mężczyzna siedział obok niego. Z wrodzonej ostrożności sprawdziłem czy ostrze ukryte w rękawie wciąż tam jest. Upewniwszy się, że tak krzyknąłem od obu mężczyzn.
- Hej! Jeszcze nie zmierzcha, a droga wolna, więc co jest powodem naszego postoju? - woźnica nie obrócił się w moją stronę, nawet nie drgnął. Nieznajomy siedzący przy nim zeskoczył z drugiej strony karocy. Mężczyzna, do niedawna powożący, spadł ze swego miejsca i potoczył się pod moje nogi.
Nieznajomy obszedł konie i zwrócił się w moim kierunku charcząc.
- Poddaj się, a ocalisz życie – jego głos był nieprzyjemny dla ucha. Miał ubranie przywodzące na myśl stereotypowego asasyna – długie białe szaty i kaptur spod którego nie było widać twarzy. Wyglądał tak, jak prości ludzie wyobrażali sobie zabójcę. Marny kamuflaż. Niestety mój woźnica najprawdopodobniej nigdy o tym stereotypie nie słyszał.
Nie rozumiem. Mam się poddać nieznajomemu, który terroryzuje mnie na trakcie, przerywa podróż i zabija niewinnego człowieka. Ktoś taki jak ty zasługuje jedynie na pogardę i śmierć – odparłem, starając się, aby mój głos brzmiał jak najgroźniej.
Mężczyzna zachichotał i wysunął ukryte ostrze. Rzucił się na mnie. Zareagowałem błyskawicznie. Uchyliłem się na bok. Przeciwnik poleciał do przodu i upadł na ziemię. Młodzik. Nieskoordynowane ruchy, zbyt przewidywalne zamiary. Tak, zdecydowanie był to młodzik. Podniósł się z klęczków i zrezygnował z zamiaru zabicia mnie za pomocą ostrza wysuwanego z rękawa. Wyjął sztylet do niedawna schowany pod płaszczem i ponownie zaatakował. I ponownie popełnił ten sam błąd. Skoczył na mnie nie biorąc pod uwagę tego, że mogę zrobić unik. I znów wylądował na ziemi. Tym razem bardzo niefortunnie, bo sztylet trzymany w ręce wypadł mu u mężczyzna nadział się nim na gardło. Walka była skończona. Podszedłem do trupa i przeszukałem. Miał przy sobie list, zapewne rozkazy, dwa noże do rzucania, dodatkowy sztylet i mieszek florenów. Zabrałem lis, resztę zostawiłem. Jedno z Przykazań Kodeksu zabraniało nam okradać nasze ofiary, chyba że będą miał przy sobie rzeczy o ważnym znaczeniu. List niewątpliwe do tych rzeczy należał. Uwolniłem konie od karocy i wsiadłem na jednego z nich, drugiego puszczając wolno. Powolnym kłusem ruszyłem w stronę najbliższej wsi, leżącej przy trakcie biegnącym do Wenecji.
Moje opowiadania:

To tylko interes(fantasy)
Nieznany(science fiction)
Głos ludu(fantasy)

"Lepiej, by się nas bano niż kochano, jeśli nie da się osiągnąć obu tych rzeczy naraz."

Odpowiedz
#17
Nuda klimatyczna.
Zdarzenie na zdarzeniu, zdarzeniem pogania, jakbyś pisał sprawozdanie
Portret psychologiczny - katastrofa - jaki jest Fabio?
Świat się rozpada, nie ma kształtów, barw, zapachów.

A ostrzegałam o narracji - a twój narrator usiadł przed monitorem i uprawia narrację - piszę, co widzę.
Twój narrator jest bezrefleksyjny i dlatego - ponieważ jest pierwszoosobowy - bohater nie ma własności - jest pusty i przezroczysty
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#18
Cytat: w które zapuszczają się tylko najgorsze elementy społeczeństwa. Wybrałem to miejsce celowo, aby zmniejszyć ryzyko wykrycia przez Nocną Straż, która łapała każdego podejrzanego człowieka. Czekałem na mój cel, który miał przechodzić ulicą, z którą łączyła się krótka uliczka prowadząca do zaułka, gdzie się znajdowałem. O człowieku, którego

chyba Cię poniosło, co?Big Grin
Cytat: Podczas zabijania mieliśmy nic nie czuć. Ani podniecenia, ani ekscytacji.

wydawało mi się, że poznanie ofiary raczej nie spowoduje tego, że poczuł byś podniecenie albo ekscytację
Cytat: pomiędzy którymi znajdował się zaułek, aby sprawdzić[,] kto nadchodzi.


Cytat: Podczas nauki, będąc dzieckiem, uczono mnie, że najniebezpieczniejszą bronią zabójcy ni[e] jest jego sztylet, lecz intuicja.

nauki uczono, powtórzenie, wpojono mi może? A będąc dzieckiem wykreśl, zbędne jest i średnio mi pasuje
Cytat: Taka sytuacja miał miejsce teraz.

literówka
Cytat: Cel szedł w asyście czterech – najprawdopodobniej najemnych zbirów – żołdaków.

nie brzmi Ci to zdanie dziwnie? Albo zbirów albo żołdaków, po co takie fanaberie
Cytat: Jedna z dziesięciu mikstur tworzonych z ziół, które wspomagały rożne zmysły jaki i zwiększały sprawność fizyczną. 

to wcale nie jest z wieśka wzięte, co?Big Grin nawet reakcja podobna ;p
Cytat: Po ścichnięciu kroków wdrapałem

nie lepiej ucichnięciu?
Cytat:


Nie chce mi się poprawiać, za dużo tego... Pierwsza część jest mocno średnia, jest sama akcja, wplatasz też niby intrygę, ale dość nieumiejętnie i bez sensu, a żołnierz w średniowieczu, który mdleje z powodu utraty krwi, umiera, nie ma szpitali takich jak teraz, żeby mu krew wpompowali...

Cytat:Zacz tery dni masz być gotowy.
e?

Wiesz co, Tobie się nie chce sprawdzić własnego tekstu, ja tego też nie będę robił.
W tym, co przeczytałem jest mnóstwo błędów, przecinki, szyk zdań, suche opisy, besensowne styuacje, słabe dialogi, zero uczyć i marne kreacje bohaterów. Wszystko do poprawy.

Pozdrawiam
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#19
Nie podoba mi się. Przewidywalne i trochę w formie sprawozdania.
Cytat:Zacz tery dni masz być gotowy.
to jest dobre Big Grin
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości