Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Samotność w przestworzach, część 1
#1
Planeta wyglądała obiecująco. Adam obserwował ją z odległości niespełna miliona kilometrów, przez mały teleskop doskonale dostrzegał błękit oceanów, zarysy nielicznych lądów, widział też jej bladego satelitę, o połowę mniejszego od ziemskiego Księżyca. Znał ten widok doskonale, patrzył w tamtą stronę tysiące razy.
Czy nie kusiło go, by spróbować wylądować i dotknąć stopą nieznanego lądu, tak przypominającego macierzystą planetę? Zostałby pierwszym odkrywcą, pionierem, otworzyłby nowy rozdział w historii ludzkości.
Tylko po co?
Zresztą w pojedynkę raczej nie udałoby mu się uruchomić i poprowadzić lądownika, nie wspominając o powrocie na Kosmolot. Byłby to rozpaczliwy wyczyn, przy tym zupełnie bezsensowny.
Był sam. Robert, jego ostatni kolega, zmarł przed tygodniem, podzielił tym samym los trzech innych astronautów. Może niezupełnie w ten sam sposób, dwóch popełniło samobójstwo. Cała załoga otrzymała nieduże kapsułki, które powodowały natychmiastowe i bezbolesne opuszczenie tego świata. Adam też miał ten element wyposażenia zawsze przy sobie. Ostatnia pomoc, na wypadek nieznośnego cierpienia, gdyby w czasie wyprawy coś poszło nie tak.
Rzeczywiście, poszło bardzo nie tak. Zupełnie inaczej, niż zakładali. Inaczej, niż marzyli.
Cud techniki, statek kosmiczny który potrafił ścisnąć przestrzeń przed sobą i w jednej chwili przeskoczyć o całe lata świetlne. Starannie dobrana załoga. Mieli udać się w pobliże gwiazdy Wega, uznanej przez grono uczonych za wartą odwiedzenia. Zgodnie z obliczeniami kosmolot miał wypaść w odległości kilkunastu godzin świetlnych od gwiazdy i zbliżyć się do niej używając tradycyjnego napędu. Potem schemat: badania układu planetarnego, czyli setki pomiarów i zdjęć, a następnie powrót w glorii chwały, niezliczone wywiady i sława na wieki, podobna do tej jaką los obdarzył Kolumba i Magellana.
Tak... Lecz mechanizm się zepsuł. Więcej, uległ zniszczeniu. Zaraz po gwałtownym przeskoku wiedzieli, że nie jest dobrze. Wiele dni starali się przekonać samych siebie, że można coś zrobić. Niestety, kosmolot nie mógł już kurczyć przestrzeni.
Byli oddaleni od Ziemi o 25 lat świetlnych. Nawet nie chciało im się liczyć, ile czasu zająłby powrót bez pomocy sprytnego urządzenia, oszukującego prawdziwą odległość. Sto tysięcy lat? Dwieście tysięcy? Otchłań czasu. Wypadli poza zasięg ludzkiej cywilizacji. Mogli nawiązać łączność radiową, lecz półwieczne oczekiwanie na odpowiedź skutecznie zniechęcało do podjęcia takiego wysiłku.
Jakże szybko stracili wolę życia. Czternaście miesięcy i pozostał tylko Adam. Położenie Robinsona na samotnej wyspie było nieskończenie lepsze niż astronauty, który nie miał żadnej nadziei na spotkanie bliźniego. Albo niewielką. Być może za kilkanaście lat Ziemianie wyślą następny pojazd, choć było to mało prawdopodobne. Po takiej porażce, kiedy niewiarygodnie kosztowna misja kończy się zniknięciem kosmolotu wraz z załogą, Rządy raczej nie dadzą się przekonać, by powtórzyć całą operację jeszcze raz. Chyba, że pojawią się nowe idee i odkrycia, pozwalające na międzygwiezdne podróże w bezpieczniejszy sposób i przede wszystkim – taniej.
Adam czasami kierował teleskop w stronę Słońca. Ledwie widoczny punkt, jeden z tysięcy podobnych. Oczywiście o zobaczeniu Ziemi z tej odległości nie było mowy. Tam toczy się życie, rozwija nauka, pulsuje ekonomia, wiodąc ludzkość od bogactwa ku kryzysowi, po nieustającej sinusoidzie ziemskiej doli. Tam miliardy istot szukają swego miejsca, snują plany, kontemplują sztukę, gonią za rozrywką...
Obok Wegi spokój. Adam nie miał wątpliwości, że na pobliskiej planecie jest życie. Był równocześnie niemal pewny, że nie jest to życie rozumne. Po tak długim czasie, kiedy pojazd orbitował w pobliżu, zauważyłby efekty działalności istot inteligentnych, które rozwinęły cywilizację techniczną. Mogło też być tak, że na powierzchni trwają kultury bardziej prymitywne. W każdym razie lądy porastała bujna roślinność, tak to wyglądało z daleka.
Niejeden raz kusił Adama pomysł lądowania. Wiedział jednak, że poza trudnościami technicznymi, istniało ryzyko złapania obcego wirusa. Musiałby cały czas mieć na sobie kombinezon, z niewielkim przecież zapasem tlenu. Lądować na pięknej planecie, z powietrzem czystszym niż na Ziemi, w sterylnym kombinezonie? Frustrujące.
Na kosmolocie był władcą ciasnego, lecz bezpiecznego mikroświata. Nadal posiadał zapasy liofilizowanej żywności, wodę, system odzyskiwania płynów z powietrza działał bez zarzutu, mieszankę do oddychania wytwarzał na miejscu. Pewnego dnia komfort zacznie się zmniejszać, jedzenia też nie wystarczy na lata, na razie jednak nie myślał o tym. Cały czas miał przecież w zasięgu wzroku żyzną planetę. Nie mając wyboru, zaryzykuje. Zostanie pierwszym kolonizatorem Ziemi 2. Tak ochrzcił błękitno- zieloną kulę, dziewiczy świat, czekający na odkrycie.
Po kolejnych kilku tygodniach, jakie minęły od czasu, kiedy został sam, zdecydował się jednak nadać długi komunikat. Trzy dni z rzędu wysyłał wyczerpujące informacje o swoim położeniu, o wydarzeniach w pobliżu Wegi, o stanie statku i obserwowanej planecie. Starał się przedstawić ją w jak najkorzystniejszy sposób, może to sprowokuje Ludzi do wysłania tu następnych kosmolotów? Może będą liczyli na znalezienie cennych kruszców lub diamentów? Przy odrobinie szczęścia wyprawa w dłuższym okresie mogłaby nawet przynieść zysk.
Wiadomości pomknęły. Ziemianie otrzymają je za dwadzieścia pięć lat.
Odpowiedz
#2
"statek kosmiczny który potrafił ścisnąć przestrzeń przed sobą" - ja bym dał te tradycyjne zaginać, bo potem też masz, statek nie potrafił już kurczyć, a mi to nie brzmi w ogóle, znacznie lepiej jest statek nie mógł już zaginać przestrzeni, hm?Smile

"Chyba, że pojawią się nowe idee" - mimo że, chyba że, nie rozdzielamy przecinkiem

Hmmm, w sumie to nic jeszcze nie wiemy, jest tylko zarys tego, co ma być, ale żeby się wypowiedzieć o fabule, przydałoby się tego więcej. Językowo jest raczej dobrze, przynajmniej dla mnie, tam jakieś przecinki co najwyżej.

Sam pomysł to raczej nic nowego, póki co, bo kto wie, może coś wprowadzisz zaskakującego, ale teraz to tylko odwieczne marzenie ludzkości o gwiazdach Wink Ale mam jeden zarzut, ludzkość szykuje się do tego lotu, wydaje miliardy dolarów/złotych/euro i wysyła tylko 5 (racja, pomyliłem się Tongue) astronautów? I w dodatku samych facetów? Musieli być bardzo pewnie powodzenia swojej misji, chyba że z góry było założone, że to raczej wyprawa w jedną stronę. Inaczej wypadałoby dać do załogi również kobiety, żeby w razie natknięcia się na planetę zdatną do zamieszkania, można ją było skolonizować, a raczej czwórka facetów miałaby z tym problem Tongue

No nic, czekam na więcej, czyta się sprawie, ale za mało tego, by coś więcej powiedzieć.
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#3
Cytat:Ale mam jeden zarzut, ludzkość szykuje się do tego lotu, wydaje miliardy dolarów/złotych/euro i wysyła tylko 4 astronautów?
Pięciu.
Wyprawa miała być krótka, kilka tygodni zaledwie. Przeskok ku wybranej gwieździe trwa mgnienie oka.
W drugiej części będzie opisane, jak to wyglądało.
Długiej fabuły nie oczekuj, to tylko mały obrazek. Wiemy, że rozwlekłych opowiadań prawie nikt tu nie czyta.

Dzięki za uwagi, są sensowne, chociaż przy "kurczeniu" chyba pozostanę Tongue
Odpowiedz
#4
Jo. Szybko się czyta, dobrze napisane. Warsztatowo bardzo ok, chociaż szkoda, że tak krótko. Co do fabuły, to z racji krótkości niewiele wiemy, chociaż mnie coś tam chwyciło. Na małej przestrzeni udało Ci się zarysować ciekawą, chociaż nie najoryginalniejszą historię, której następną część (części?) chętnie sprawdzę. Co do bohatera, to na razie za wiele nie powiem, mam nadzieje, że rozwiniesz postać ciekawie. Jeśli miałbym oceniać tekst jako wstęp, dałbym na razie 7/10.
Pozdrawiam.
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom! Just call me F.
Odpowiedz
#5
Cytat:los trzech innych astronautów. Może niezupełnie w ten sam sposób, dwóch popełniło samobójstwo.
skoro tylko dwóch popełniło samobójstwo, to co się stało z pozostałą dwójką? Zgaduję, że nie wchodzi w grę tajemnicza, zakaźna choroba. Nie podejrzewam w tym wypadku również jakiegoś obcego, który pomylił ludzki statek z ichnią restauracją, przynajmniej nic na to nie wskazuje. Zawały i podobne też odpadają, astronauci nawet dziur w zębach nie mogą mieć, o ile mi wiadomo, o wadach serca i innych narządów nie wspominając. Więc co?
Cytat:Cała załoga otrzymała nieduże kapsułki(...)na wypadek nieznośnego cierpienia, gdyby w czasie wyprawy coś poszło nie tak.
w jak odległej przyszłości to się odgrywa? Czy może w jakimś alternatywnym świecie? Jakie kraje (zakładając, że przy przedsięwzięciu wysłania tych ludzi w kosmos współpracowało ich kilka - popraw mnie, jeśli się mylę - czy to zostało w ogóle przez ciebie określone?) brały w tym udział? Nie znam się, co prawda, ale mam wątpliwości, czy coś takiego zostałoby zaakceptowane i wprowadzone w życie. Szczególnie, że takie wyprawy są, muszą być, bardzo dokładnie planowane i przewidywane, więc musiano by również przewidzieć, jakiego rodzaju niebezpieczeństwo miałoby wywołać te straszne cierpienia - zamierzasz może to uwzględnić później? Pierwszy raz słyszę o czymś takim w tekście, nie licząc samobójstw dla uniknięcia niewoli bądź zabicia przez wroga, ale to dawniej... Interesowałoby mnie, z czego to wynika. Btw "na wypadek nieznośnego cierpienia" - nie brzmi, to raz, dwa, nie pasuje do SF. Konkrety, nieznośnie cierpienie to u cierpiącej na nieszczęśliwą miłość trzynastolatki co najwyżej Wink

Skoro się upierasz przy kurczeniu przestrzeni, to ok, ale zupełnie nie potrafię sobie tego wyobrazić. Jak to miałoby działać, na czym polegać? Pierwsze, co mi się kojarzy, to ściskanie gazów Confused

Cytat:Lecz mechanizm się zepsuł. Więcej, uległ zniszczeniu.
ok. Zepsuł się - wszystko czasem się psuje. W przypadku mechanizmów w statkach kosmicznych, czy cokolwiek to jest, to psucie się ma trochę gorsze skutki, niż w przypadku komórki, ale od napraw komórek są odpowiedni ludzie, poza tym można kupić drugą, albo skorzystać z zapasowej, bo wielu ma dwie albo więcej. CZY KONSTRUKTORZY LATAJĄCEGO PO KOSMOSIE USTROJSTWA SĄ GŁUPSI OD KOLESI DŁUBIĄCYCH W KOMÓRKACH? Czy wśród tych pięciu nie było mechanika/elektronika/chemika/wróżki zębuszki/hydraulika/kogokolwiek (nie wiem, na jakiej zasadzie działał ten mechanizm), kto umiałby to naprawić, ewentualnie stwierdzić, co się stało? Czy ludzie, którzy konstruowali i testowali takie urządzenie, nie byli w stanie przewidzieć, że może okazać się jednorazówką? Wreszcie, czy ze względów czysto zdroworozsądkowych, czy nie powstał żaden zapasowy mechanizm, czy też alternatywny, plan pozwalający wrócić w sensownym czasie do domu? Przecież nawet na zwykły obóz zabiera się dodatkową parę skarpet i parę groszy więcej, na wszelki wypadek._.

Cytat:Wiedział jednak, że poza trudnościami technicznymi, istniało ryzyko złapania obcego wirusa. Musiałby cały czas mieć na sobie kombinezon, z niewielkim przecież zapasem tlenu. Lądować na pięknej planecie, z powietrzem czystszym niż na Ziemi, w sterylnym kombinezonie? Frustrujące.
nom. Prawie jak złamać paznokieć tuż przed pójściem do klubu. Mam pytanie: kim był Adam w tej załodze? Etatowym poetą, biologiem, astrofizykiem, grajkiem? Dziwi mnie jego podejście - poleciał po coś w kosmos. Został, z jakichś tajemniczych powodów, sam, zapasy żarcia kiedyś mogą mu się skończyć, samą wodą nie pożyje się aż tak długo, jak by się chciało. Widoki na powrót, jeśli opierać się na tym, co mamy w tym fragmencie, niewielkie, a on boi się wylądować na planecie, która, wedle opisu, może nadawać się do przeżycia? Zresztą, przecież mniej więcej się orientowali, co tam jest, bo przecież zanim zaryzykowano ludzkie życie i wydano furę kasy na przygotowanie ich do podróży i wybudowanie odpowiedniego statku z osprzętowaniem itp, przecież wysłali tam jakąś mądrą maszynkę, żeby to mniej więcej ogarnęła? I jeśli nie, to dlaczego?

Nie oceniam, za mało, czekam na dalszy ciąg.


Odpowiedz
#6
O rany, Księżniczko, ale się rozpisałaś.
Kapsułki powodujące śmierć to nie mój pomysł, zdaje się, że prawdziwi astronauci też je mieli, przynajmniej na początku tzw. ery kosmicznej.
Dziwisz się awarii pojazdu, który posiadał napęd nowego typu? Apollo 13 miał poważną awarię, mimo, że nie był konstrukcją nowatorską. To wcale nie znaczy, że konstruktorzy byli głupi. Wypadki się zdarzają.

Cytat:Skoro się upierasz przy kurczeniu przestrzeni, to ok, ale zupełnie nie potrafię sobie tego wyobrazić.
Teorii kwantowej też nikt nie potrafi sobie wyobrazić, a działa Smile

Cytat:czy nie powstał żaden zapasowy mechanizm, czy też alternatywny, plan pozwalający wrócić w sensownym czasie do domu?
Kolumb też nie miał motorówki ukrytej pod pokładem. Śmiałe projekty są ryzykowne.

Przyznaję, że czytasz uważnie. Pytanie o los dwóch ludzi, którzy nie popełnili samobójstwa jest bardzo celne.
Będzie jeszcze jedna część, muszę tylko "wygładzić" tekst. Pozostanie więcej niejasności, bo to krótkie opowiadanko, w którym nie chodzi o akcję tylko o tytułową samotność, odizolowanie od tego, co dla nas jest codziennością. Mnie zawsze w pisaniu bardziej chodzi o nastrój czytelnika niż wciskanie mu logicznej opowiastki, którą sprawdzi z podręcznikiem matematyki pod ręką i uśmiechnie się, kiedy nie znajdzie błędów.


Odpowiedz
#7
Podręcznik matematyki? A co to? Big Grin
Mnie nie chodzi o to, żeby każdy drobiazg się zgadzał, zresztą specem żadnym nie jestem. Ale widzisz, po pierwsze, po literaturę SF sięgają zazwyczaj dość myślący ludzie, z tego co się orientuję, więc ważne jest, żeby nie było czegoś takiego, że po pierwszej stronie stwierdzą "rany, co za bzdury, po co ja to czytam". Po drugie - wrzuciłeś mały fragment, więc skąd miałam wiedzieć, do czego zmierzasz i na czym chcesz się skupić?

Nie dziwię się awarii, więcej, jestem pewna, że podczas dowolnej hipotetycznej wyprawy takich awarii zdarza się, kilka, kilkanaście, ale czy każda awaria na statku kosmicznym musi być od razu nie do naprawienia, tragiczna w skutkach i tak dalej? Wink Zresztą, to nie jest najważniejsze. W sumie masz pewnie rację, ale nadal mi się to nie podoba, że nie było planu B ;P

Z tym kurczeniem - nie wiem, dlaczego, ale wydaje mi się dość istotne wiedzieć, na jakiej zasadzie oni się przemieszczają, nawet, jeśli to miałoby być czary mary opierające się na totalnie przez ciebie zmyślonym prawie fizyki. Sądząc po tym, co piszesz, opowiadanie może być za krótkie, żeby wplatać szczegółowe wyjaśnienia, ale może jakaś wzmianka?

Skoro chcesz się skupić na nastroju, pokazaniu samotności, to upierałabym się przy trochę większej ilości informacji o bohaterze, tym, co może nam pokazać, z jakim człowiekiem mamy do czynienia.
: )
Odpowiedz
#8
Niezłe Smile Ogólnie nie czytam opowiadań tego typu, ale to wyjątkowo mnie zainteresowało. W niewielkim kawałku przedstawiłeś zarys planety tak, iż bez trudu można ją sobie wyobrazić. Gdy z początku przeglądałam, w oczy rzuciło mi się imię Adam. Fajnie dobrane do osoby, która zajmie się (mam nadzieję) odkrywaniem nowej planety.
Cytat:Wiadomości pomknęły. Ziemianie otrzymają je za dwadzieścia pięć lat.
Nieciekawie xD Biedny Adam.
Zapowiada się fajnie, ale z ostateczną oceną się powstrzymam. Czekam na rozwinięcie akcji Smile
Pozdrawiam
The Earth without art is just eh.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości