19-01-2014, 13:33
"To jest ciekawe" - człowiek o świecie.
C-bot do bazy. Szukam tego porwanego Mikołaja, Emigrołaj go nazwałem… he he he. Szukam, szukam. Nie wiem czy nie straciłem z wami łączności, ale co tam – gadatliwy jestem, he he. Mniej się boję. You make work and work makes you, ha ha. Co znowu sobie ubzdurałeś? Mniejsza o to, skoro większa o tamto. O, widzę jakąś wioskę… co to jest na niebieską kapustę z kiosku?...
….
To niecodzienne i nieco dziwne, że dwaj kosmici – Sajo i Nara – wylecieli z Abecedii. Przecież cierpieli na międzyplanetarną agorafobię. Jednak ostatni strajk godowy spowodowany zaatakowaniem hiptokremensów przez samą Sandrę Buldog w galaktyce Ajncwajdraj, gdzie panował Smog z Melepetorii po ataku Ciamandelli na Ciapelengę, ale to długa i skomplikowana opowieść, nawet dla tak oczytanego narratora jak ja.
- Przypomnij mi, po co mamy lecieć na Ziemię? – dopytywał się Sajo.
- Przecie już mówiłem.
- Ale… no wiesz.
- Co wiem?
- No wiesz, co wiesz… Chodzi o pretekst, aby czytelnicy mogli to zrozumieć.
- A, chodzi o czytelników. No więc… musimy sprawdzić czy u nich w porządku, bo nikt tam nie był.
- Takie zadupie pewnie jest już po apokalipsie. Słyszałem, że oni tam wymyślają bogów i się o nich zabijają.
- A pamiętasz, jak kilka tysięcy lat temu zrzuciliśmy im owady? Ha ha ha – to było ładne pozbycie się śmieci. Puszka z kosmosu… he he.
- Albo jak sfingowaliśmy im Mikołaja, bo też chcieliśmy mieć święta.
Na mięciutkiej panoramie chmur pojawiło się UFO, po czym wylądowało na trawniku pana Duptaka. Samochód puszczał oczko, jakby chciał zachować coś w tajemnicy. Pojazd ten miał odejście takie, jakie odejście ma człowiek.
Naprzeciwko stał Brandenburger z szyldem „Hamburger - z gówna powstałeś, w gówno się obrócisz”.
- Cóż za N-tropia.
Sajo i Nara przez chwilę lustrowali otoczenie, po czym wyszli z wehikułu. Zauważyli jakiegoś skina w skórze, który machał pałką. Tą z drewna.
- Może i jestem łysy, ale nie głupi. Jesteście z innej planety?
Mózgi nastawione na translację ludzką.
- Jesteśmy z innej planety – mówili obaj jednocześnie.
- Czym się zajmujecie?
- Czym się… co?
- Co robicie?
- Nie rozumiem.
- No ja na przykład wczoraj poznałem panią Cysternę, na którą mówię Cysia i pomagałem jej w oglądaniu telewizji.
- Co człek to obyczaj. Ale takiemu to przydałby się kamerton izolacyjny.
- Co proszę? Masz jakiś problem?
- Znowu nie rozumiem. Jesteś brzydki.
- Miej pretensje do Boga, zrobił mnie na swe podobieństwo.
- Ludzie łykają te pastylki z fantasmagorią w schemacie - te egoistyczne zwierzęta nigdy się nie nauczą równowagi. Bóg - symbol ludzkiego dobra? Kupy od razu.
- Świadomość jest miłą nadzieją.
- Czym się różnicie od innych organizmów w tej galaktyce?
- Produkujemy mysz do komputera z myszy, szampan z szamponu, opady z odpadów…
- Starczy, bo mi jeszcze pęknie guma od gaci. Jak u nas panowało bezrobocie, czyli kiedy nie produkowaliśmy robotów, a Słoń C był bogiem, byliśmy bardziej obcy niż ty.
- Masz coś z głową?
- Włosy.
Nara zaczął chwytać Sajo za prawy pośladek i wstrząsać nim niczym cytryną, którą się wstrząsa.
Skin w skórze zaczął wrzeszczeć:
- U nas podczas świąt zwierzęta mówią ludzkim głosem!
- Jak nazywa się zdrobniony węgiel?
- Miau.
Kosmici zaczęli rechotać.
- Zrytawe nieco – ocenił Nara.
- Azaliż dodupne – dodał Sajo.
- Bez przesady. Jesteś nietolerancyjny wobec nietolerancyjnych poglądów.
Skin zrobił się czerwony.
- Na czym to stanęliśmy?
- Na dywanie.
Upadli na asfalt ze śmiechu. Był wczorajszy.
- Psyche została celebrytką, Amor męską prostytutką dla gejów – wyjaśniał skin ze smutkiem w wargach. – Czuję się, jakby podczas spania wyjęto mi mózg, zagrano nim w siatkówkę nieparzystą ilość razy, po czym włożono z powrotem.
- Ludzie są dziwni.
- Mam wrażenie, że coś otworzyło im oczy, ale zamknęło umysły. Jesteśmy albo efektowni, albo efektywni.
- Albo szanujesz organizmy, albo nie? Bzdury... szalone głowy, ostudzenia potrzebują.
- Winszuję patentu.
- A dziękuję, dziękuję. Co tu tak śmierdzi? Macie słaby ciąg w okapie. Gdzie wasz władca?
- Nie tańczył w rytmie cywilizacji.
- Tak romantycznie łączy was nienawiść...
Sajo już pragnął skończyć rozmowę.
- To jakaś ludzka komedia samca omega – rzucił na odchodne i poszli kupić niebieski szalik.
Do ich pozaziemskich główek zaczęły dochodzić różne bełkotliwe informacje.
Lustrując otoczenie fasad, poczęli chodzić jak pijani, łkając w kierunku niebios.
Kitty Faces wydały nową płytę. Betonową tym razem. Nowy film Uwe Bolla o Jezusie, pod tytułem "Rampage: Niedoceniony wybawiciel ludzkości czyli nie Postal". Z miłości do Diabła, Szatan został ukrzyżowany dzisiaj o piątej trzydzieści - oglądaj na żywo, chyba tylko w dwójce. Sunshine Yellow Friday (w ksrócie SYF) rozprzestrzenia się szybciej niż twoja stara. "Książę Piersi: Pieszczoty Czasu". Niektórzy nawet podcinają sobie żyły ze szczęścia. Potęga śmiechu ogarnęła cały dorobek cywilizacji.
- Skoro istnieją byty, musi też być jakiś odbyt – wyjąkał z zeschniętych ust Sajo.
- Ja nie wiem… co ty paplasz?
- Dziewięćdziesiąt dziewięć procent tego, co mówię, jest głupie. Jeden procent to cytaty.
Dopiero teraz zauważyli, że otoczyło ich stado ludzkiego bydła najgorszej maści – inni łysi przedstawiciele organizacji „Jedz, pij, żuj”, którzy mieli żółte szaliki.
- Ładny kolorek – pochwalił Nara.
Kosmici zostali pobici. Leżeli tak jeszcze przez pół godziny, aż tłum łysych ichmości opuścił placówkę rekreacyjną dla kiboli.
- Rozumiem jeszcze, żeby się bić o złoto, czy o jakąś rację… ale o kolory? Ci ludzie już kompletnie zgłupieli. Lećmy stąd.
Polecieli z powrotem. Mało pamiętali z pobytu u Ziemian, ale nie była to z pewnością miła retrospekcja. Czy była jakaś szansa na przebudzenie się mieszkańców tej okrutnej planety? Nie wiedzieli.
Przyszłość nie jest pewna, co daje pewność, że będzie milej. Taki mamy przywilej.
C-bot do bazy. Szukam tego porwanego Mikołaja, Emigrołaj go nazwałem… he he he. Szukam, szukam. Nie wiem czy nie straciłem z wami łączności, ale co tam – gadatliwy jestem, he he. Mniej się boję. You make work and work makes you, ha ha. Co znowu sobie ubzdurałeś? Mniejsza o to, skoro większa o tamto. O, widzę jakąś wioskę… co to jest na niebieską kapustę z kiosku?...
….
To niecodzienne i nieco dziwne, że dwaj kosmici – Sajo i Nara – wylecieli z Abecedii. Przecież cierpieli na międzyplanetarną agorafobię. Jednak ostatni strajk godowy spowodowany zaatakowaniem hiptokremensów przez samą Sandrę Buldog w galaktyce Ajncwajdraj, gdzie panował Smog z Melepetorii po ataku Ciamandelli na Ciapelengę, ale to długa i skomplikowana opowieść, nawet dla tak oczytanego narratora jak ja.
- Przypomnij mi, po co mamy lecieć na Ziemię? – dopytywał się Sajo.
- Przecie już mówiłem.
- Ale… no wiesz.
- Co wiem?
- No wiesz, co wiesz… Chodzi o pretekst, aby czytelnicy mogli to zrozumieć.
- A, chodzi o czytelników. No więc… musimy sprawdzić czy u nich w porządku, bo nikt tam nie był.
- Takie zadupie pewnie jest już po apokalipsie. Słyszałem, że oni tam wymyślają bogów i się o nich zabijają.
- A pamiętasz, jak kilka tysięcy lat temu zrzuciliśmy im owady? Ha ha ha – to było ładne pozbycie się śmieci. Puszka z kosmosu… he he.
- Albo jak sfingowaliśmy im Mikołaja, bo też chcieliśmy mieć święta.
Na mięciutkiej panoramie chmur pojawiło się UFO, po czym wylądowało na trawniku pana Duptaka. Samochód puszczał oczko, jakby chciał zachować coś w tajemnicy. Pojazd ten miał odejście takie, jakie odejście ma człowiek.
Naprzeciwko stał Brandenburger z szyldem „Hamburger - z gówna powstałeś, w gówno się obrócisz”.
- Cóż za N-tropia.
Sajo i Nara przez chwilę lustrowali otoczenie, po czym wyszli z wehikułu. Zauważyli jakiegoś skina w skórze, który machał pałką. Tą z drewna.
- Może i jestem łysy, ale nie głupi. Jesteście z innej planety?
Mózgi nastawione na translację ludzką.
- Jesteśmy z innej planety – mówili obaj jednocześnie.
- Czym się zajmujecie?
- Czym się… co?
- Co robicie?
- Nie rozumiem.
- No ja na przykład wczoraj poznałem panią Cysternę, na którą mówię Cysia i pomagałem jej w oglądaniu telewizji.
- Co człek to obyczaj. Ale takiemu to przydałby się kamerton izolacyjny.
- Co proszę? Masz jakiś problem?
- Znowu nie rozumiem. Jesteś brzydki.
- Miej pretensje do Boga, zrobił mnie na swe podobieństwo.
- Ludzie łykają te pastylki z fantasmagorią w schemacie - te egoistyczne zwierzęta nigdy się nie nauczą równowagi. Bóg - symbol ludzkiego dobra? Kupy od razu.
- Świadomość jest miłą nadzieją.
- Czym się różnicie od innych organizmów w tej galaktyce?
- Produkujemy mysz do komputera z myszy, szampan z szamponu, opady z odpadów…
- Starczy, bo mi jeszcze pęknie guma od gaci. Jak u nas panowało bezrobocie, czyli kiedy nie produkowaliśmy robotów, a Słoń C był bogiem, byliśmy bardziej obcy niż ty.
- Masz coś z głową?
- Włosy.
Nara zaczął chwytać Sajo za prawy pośladek i wstrząsać nim niczym cytryną, którą się wstrząsa.
Skin w skórze zaczął wrzeszczeć:
- U nas podczas świąt zwierzęta mówią ludzkim głosem!
- Jak nazywa się zdrobniony węgiel?
- Miau.
Kosmici zaczęli rechotać.
- Zrytawe nieco – ocenił Nara.
- Azaliż dodupne – dodał Sajo.
- Bez przesady. Jesteś nietolerancyjny wobec nietolerancyjnych poglądów.
Skin zrobił się czerwony.
- Na czym to stanęliśmy?
- Na dywanie.
Upadli na asfalt ze śmiechu. Był wczorajszy.
- Psyche została celebrytką, Amor męską prostytutką dla gejów – wyjaśniał skin ze smutkiem w wargach. – Czuję się, jakby podczas spania wyjęto mi mózg, zagrano nim w siatkówkę nieparzystą ilość razy, po czym włożono z powrotem.
- Ludzie są dziwni.
- Mam wrażenie, że coś otworzyło im oczy, ale zamknęło umysły. Jesteśmy albo efektowni, albo efektywni.
- Albo szanujesz organizmy, albo nie? Bzdury... szalone głowy, ostudzenia potrzebują.
- Winszuję patentu.
- A dziękuję, dziękuję. Co tu tak śmierdzi? Macie słaby ciąg w okapie. Gdzie wasz władca?
- Nie tańczył w rytmie cywilizacji.
- Tak romantycznie łączy was nienawiść...
Sajo już pragnął skończyć rozmowę.
- To jakaś ludzka komedia samca omega – rzucił na odchodne i poszli kupić niebieski szalik.
Do ich pozaziemskich główek zaczęły dochodzić różne bełkotliwe informacje.
Lustrując otoczenie fasad, poczęli chodzić jak pijani, łkając w kierunku niebios.
Kitty Faces wydały nową płytę. Betonową tym razem. Nowy film Uwe Bolla o Jezusie, pod tytułem "Rampage: Niedoceniony wybawiciel ludzkości czyli nie Postal". Z miłości do Diabła, Szatan został ukrzyżowany dzisiaj o piątej trzydzieści - oglądaj na żywo, chyba tylko w dwójce. Sunshine Yellow Friday (w ksrócie SYF) rozprzestrzenia się szybciej niż twoja stara. "Książę Piersi: Pieszczoty Czasu". Niektórzy nawet podcinają sobie żyły ze szczęścia. Potęga śmiechu ogarnęła cały dorobek cywilizacji.
- Skoro istnieją byty, musi też być jakiś odbyt – wyjąkał z zeschniętych ust Sajo.
- Ja nie wiem… co ty paplasz?
- Dziewięćdziesiąt dziewięć procent tego, co mówię, jest głupie. Jeden procent to cytaty.
Dopiero teraz zauważyli, że otoczyło ich stado ludzkiego bydła najgorszej maści – inni łysi przedstawiciele organizacji „Jedz, pij, żuj”, którzy mieli żółte szaliki.
- Ładny kolorek – pochwalił Nara.
Kosmici zostali pobici. Leżeli tak jeszcze przez pół godziny, aż tłum łysych ichmości opuścił placówkę rekreacyjną dla kiboli.
- Rozumiem jeszcze, żeby się bić o złoto, czy o jakąś rację… ale o kolory? Ci ludzie już kompletnie zgłupieli. Lećmy stąd.
Polecieli z powrotem. Mało pamiętali z pobytu u Ziemian, ale nie była to z pewnością miła retrospekcja. Czy była jakaś szansa na przebudzenie się mieszkańców tej okrutnej planety? Nie wiedzieli.
Przyszłość nie jest pewna, co daje pewność, że będzie milej. Taki mamy przywilej.
Miejmy nadzieję, że baba do lekarza będzie przychodzić, póki żyjemy.