Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Sławuś. Jajecznica
#1
(fragment wspomnień z Syberii)
 
SŁAWUŚ

Przeliczyłem młodzież. W porządku, nikogo nie brakowało. Odświeżeni, niepamiętający już o zmęczeniu, obtarciach, pęcherzach na dłoniach, bólu krzyża i piekących po wczorajszym słoneczku plecach, wsiedliśmy do samochodu. Po wjechaniu na polną, piaskową drogę, znowu wznieciliśmy tuman kurzu za osinobusem. Byłem już porządnie zgłodniały, pozostali pewnie też. Z każdą minutą byliśmy bliżej sowchozu, gdzie, zgodnie z obietnicą dyrektora, miała na nas czekać jajecznica. Gorąca, pachnąca, z wkrojonym boczkiem lub wędzonką, z podsmażoną cebulką. Do tego świeżutki chlebek i masełko. Na samą myśl ślinka ciekła, a soki żołądkowe zaczynały intensywniej pracować…
 
Samochód podskakiwał na nierównościach drogi. Kiszki zaczynały już nam porządnie marsza grać, na szczęście nie żałobnego, a obiadowego. Z marzeń o smakowitej jajecznicy na obiad wyrwał mnie nagle okrzyk zdziwienia, pomieszanego z oburzeniem:
 
– Gdzie moje klapki?!
 
Kto to tak wrzeszczy?! Spojrzałem do tyłu. No tak, któż by inny? Sławek, Sławeczek. Dwa dni był już z nim spokój. Widocznie o dwa za długo, postanowił o sobie przypomnieć.
 
– Nie krzycz tak, uszy bolą. Nie jesteśmy na wiecu. Co się stało?
 
– Nie ma moich klapek!
 
– Mówiłem że słyszę. Uszy mam świeżo umyte. Jakich klapek?
 
– Moich! No na nogi, moich japonek.
 
– A miałeś je? Może zostawiłeś w pokoju?
 
– Nie, panie komendancie. Na pewno miałem. Jak chodziliśmy na brzegu, to je założyłem. A teraz nie mam.
 
– No dobrze, wrócimy po nie. Masz szczęście, że ujechaliśmy ledwie kawałek. Hans, zawróć.
 
Powróciliśmy nad zalew, zszedłem z nim ze skarpy. Klapki leżały na brzegu, równiutko ułożone, jeden obok drugiego, jak na paradzie. Oczy Sławusia roziskrzyły się radośnie, jakby odnalazł zagubiony skarb. Rzuciłem pośpiesznie:
 
– Zakładaj je i wracajmy. Szybciej, bo jajecznica nam wystygnie.
 
Wskoczyliśmy do osinobusu. Pogoniłem kierowcę:
 
– Dawaj Hans, dawaj. Jajecznica stygnie.
 
Samochód przyspieszył, rzucając nami na nierównościach i dziurach w drodze jak workiem ziemniaków. Kurz wzbijany za osinobusem mógłby dać zasłonę całemu pułkowi wojska ruszającemu do natarcia.
 
– A gdzie moje kąpielówki?!
 
No nie! Tego już za wiele. Znowu Sławek?
 
– Co znowu? Teraz jeszcze kąpielówki? Może masz je na sobie?
 
– Nie. Przebrałem się po kąpieli.
 
– Może kąpałeś się w tym, co masz?
 
– Nie. Te są w paski, a kąpielówki są w kwadraciki. Nie mam ich!
 
Odwróciłem się i wzrokiem zlustrowałem jego „niewymowne”. Były faktycznie w paski, do tego suche. Byliśmy już jednak w połowie powrotnej drogi. Kąpielówki to nie jest żaden skarb, aby specjalnie po nie wracać.
 
– Hans, nie zatrzymuj się, jedziemy dalej.
 
– Panie komendancie, wróćmy po moje kąpielówki.
 
– Teraz już za późno. Mogłeś pamiętać. Na stołówce jajecznica stygnie. Jutro po pracy znów nad Ob pojedziemy. Może będą leżały tam, gdzie je zostawiłeś.
 
– Ale…
 
– Żadne ale. Chyba że pozostali zgodzą się jeść zimną jajecznicę.
 
Spojrzenia „wywołanych do odpowiedzi”, jakie spoczęły na dwumetrowym Sławusiu, nawet jego przygięły do ziemi. Usiadł pokornie, stłamszony tymi spojrzeniami, mrucząc coś pod nosem. Minę miał tak nieszczęśliwą, jakby własną matkę pozostawił na bezludnej wyspie. Widocznie rozmyślał o być może niepowetowanej stracie. Byłem jednak niewzruszony jak ostaniec. Nie, nie byłem samotny w swoim postanowieniu – czułem milczące poparcie jeszcze dwudziestu siedmiu głodomorów. Wszyscy pewnie już przełykali ślinkę na myśl o czekającym na nas obiedzie. Z powodu braku kawałka materiału z kwadracikami nie będziemy przecież rozwiązywać kwadratury koła – jak odzyskać kąpielówki i jednocześnie zdążyć zjeść gorącą jajecznicę, z unoszącym się wokół cudownym zapachem wędzonki i podsmażanej cebulki…
 
JAJECZNICA

Hansa nie musiałem już poganiać. W kilka minut byliśmy w sowchozie i z fasonem zajechaliśmy przed stołówkę. Nikt nie myślał o przebieraniu się wpierw w baraku z roboczych ubrań. Nawet dziewczyny zrezygnowały z umycia włosów pod beczkowym prysznicem. To wszystko mogło poczekać, jajecznica nie. Wbiegliśmy hurmem na stołówkę, nawet mnie nogi poniosły. Odsunęliśmy z hałasem krzesła i usiedliśmy. Talerze już stały na stołach; widać dopiero postawione, bo parował z nich gorący posiłek, wprawiając w drgania powietrze nad nimi. Spojrzeliśmy…

 – Gdzie jest jajecznica?!
 
Na talerzach leżały duże kawały… czego? To ciasto, czy co? Zaskoczony, jak wszyscy, przysunąłem bliżej talerz i przypatrzyłem się. Nie, to nie było ciasto. Konsystencja białawej masy wyraźnie świadczyła, że była wykonana z kaszy, ale wyrośnięta jak drożdżówka.
 
Gwałtownie odsunąłem krzesło i podszedłem do lady, odgradzającej stołówkę od kuchni. Za nią, nieruchome jak posągi o rubensowskich kształtach, stały cztery kucharki.
 
– Co to jest na talerzach?!
 
Ponadwymiarowe „ósemki”, ukryte pod fartuchami indagowanych, gwałtownie zafalowały od nagłych, głębokich wdechów spowodowanych... zaskoczeniem? Świętym oburzeniem? Przeżytym wstrząsem psychicznym?
 
– Jak to, co? Jajecznica!
 
– To ma być jajecznica?
 
– A co innego?!
 
Wziąłem na wstrzymanie, policzyłem w myśli do czterech i jeszcze raz zapytałem:
 
– Jak wy robicie tu jajecznicę?
 
– No jak, jak? Najpierw zarabia się kaszę z mąką, trochę wody, potem dodaje jajca, jeszcze raz wyrabia i piecze na blasze. Dali dla was aż dwanaście jajców! Tylko dla was. Miały być duże kawały dla każdego, to dwie blachy musiałyśmy zrobić. Na jedną blachę aż sześć jajców! A jajca bardzo drogie, z daleka przywożone. Bardzo drogie!
 
Ponownie wziąłem głęboki oddech, aby uspokoić rozdygotane nerwy. Znowu jaskrawo uwidoczniła się różnica kulturowa. Znów zderzyły się dwie odrębne społeczności, o całkiem innych nawykach żywieniowych. W domu potrafiłem zjeść jajecznicę z ośmiu jajek, obficie okraszoną wędzonką i kiełbasą. Jajecznicę, a nie jakieś nie wiadomo co, do którego zużyto ledwie dwanaście jajek na prawie trzydziestu głodomorów. Czy widział ktoś jajecznicę z niecałego pół jajka na głowę?! Popatrzyłem wściekły na kucharki. Szybko się jednak zreflektowałem. Właściwie, cóż te kobiety są winne? Zrobiły jajecznicę taką, jaką zawsze robiły. Nie pomyślałem, że jajecznica może tutaj oznaczać całkiem inną potrawę. Do tego te jajca takie drogie.
 
Nie powiedziałem już nic więcej, wróciłem do stołu i z westchnieniem usiadłem. Nie musiałem młodzieży nic tłumaczyć, wszyscy słyszeli moją rozmowę. Na tyle język rosyjski każdy znał ze szkoły. Mruknąłem:
 
– Spróbujcie to to zjeść, póki ciepłe. Dziś nic nie da się zmienić, dyrekcja pewnie już zamknięta – i wbiłem widelec w „jajecznicę”.
 
W ślad za mną kilkunastu śmiałków także wbiło sztućce w jedzenie. Włożyłem pierwszy kęs do ust; od razu urósł mi w buzi. Cholera! Znowu mdławe, kompletnie bez smaku. Czy tu nigdy nie doprawiają potraw? Nawet niby-jajecznicy? Przypraw nie mają czy co?!
 
Poprosiłem kucharki o sól. O dziwo, miały ją w kuchni. Posoliłem, dużo jednak nie pomogło. Przecież nie jedliśmy zupy, aby można było sól wymieszać i rozpuścić. Zdesperowany, próbowałem wyłączyć zmysł smaku i zacząłem przełykać kęs za kęsem. Byłem, po pracy w polu, głodny jak pies. Podobnie i pozostali. Większość dziobała już widelcami w talerzach i zjadała „jajecznicę”. Kilka dziewcząt jednak, tak jak poprzednio, po pierwszym kęsie przestało jeść. Wyłamywały się z kolektywu, jeszcze nie pojęły w pełni znaczenia tego słowa. Znowu pewnie pójdą do sklepu i zakupią puszki rybne. Czy one nie rozumieją, że długo tak nie wytrzymają, bez gorących posiłków? A tam, niech robią jak chcą, nie jestem niańką. Za kilka dni, kiedy wydadzą przywiezione pieniądze i porządnie zgłodnieją, to przywykną nawet do miejscowego, stołówkowego jedzenia.
Odpowiedz
#2
Wspomnienia w tym temacie: w dzieciństwie lubiłem patrzyć, jak ktoś je jajecznicę. Big Grin Oraz jak ktoś je gotowane jajko. Można też przypominać sobie, kiedy miałem jakie zwyczaje co do tego, w jakiej postaci jadać jajka, a w jakiej nie jadać; ale to byłby zbyt długi opis. Smile Jajecznice w mojej rodzinie przedstawiały sobą prawdziwe jajecznice z jednego lub kilku jajek dla każdego.

A teraz nie jadam jajek, bo z reguły dotrzymuję diety wegańskiej. Przemysł jajeczny wywołuje potrzebę zabijania młodych kogutów.
Odpowiedz
#3
Wolę jeść jajecznicę niż tylko oglądać, jak ktoś inny to robi. Co do jedzenia - jem wszystko... oprócz jednej potrawy, która mi nie smakuje Wink
PS. Minęło wiele lat od opisywanych. Mam rzadki, ale kontakt, z kimś Nowosybirsku. Wiele się u nich zmieniło, oprócz... dalej jajecznicę robią tak samo Wink
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości