Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pułapka
#1
- Mam tego dość!
Błyskawicznym ruchem ręki zerwała kilka wiotkich pasemek trawy, mieląc je w dłoni ze złości.
- Ciszej, Andrea.
Suche trawy zatańczyły na wietrze, skąpane w jasnych promieniach czerwonego słońca, wyłaniającego się zza horyzontu. Podwinęłam nogi pod siebie i spojrzałam na odległy świat, ciągnący się pod nami – beztroski i bezproblemowy. Białe pyłki miotały się nad długimi trawami, ścigając się dokuczliwie. Było ciepło.
- Ja nie daję rady... – zapłakała cicho, chowając twarz w dłoniach. – Chcę do domu.
- Ci... – szepnęłam, smutnym spojrzeniem wpatrując się w uroki porannej wyprawy.
- Nie rozumiesz mnie! – Andrea szarpnęła głową do góry i wbiła we mnie pełne wyrzutu spojrzenie. – Jesteś silna psychicznie. Przetrwasz. Pokażesz tym dupkom, na co cię stać. Ja jestem żałosną ofiarą losu, w która nikt nie wierzy. Nikt. Czuję się niepotrzebna – strażnicy patrzą się na mnie jak na przekąskę, nie równą sobie przeciwniczkę.
- Grunt to wiara w siebie, mała.
- Wiara. – Andrea zaśmiała się z słodką goryczą, odrzucając ogniste włosy do tyłu i patrząc w pomarańczowe niebo. – Straciłam resztki nadziei. Chcę uciec.
- Stop – powiedziałam stanowczo, wstając i otrzepując jasne dżinsy. – Koniec na dziś.
Moja towarzyska również wstała, a jej lazurowe oczy patrzyły gdzieś w dal, zamglone przez surrealistyczne marzenia.
- Życie nie ma sensu.
- Och, zamknij się. Te nielegalne wyprawy naprawdę nam szkodzą – odgoniłam ręką dokuczliwą muchę. – Raz ja, raz ty narzekamy na swój beznadziejny los. – Przystanęłam, zakręciłam się i rozłożyłam ręce – nie jest tak źle. Żyjemy.
Andrea zacisnęła blade wargi, wkładając dłonie do spranych spodni.
- Może i żyjemy. Ale zbliżamy się do piekła.
Pozwoliłam sobie na delikatny uśmiech, gdy sarkastyczna przyjaciółka minęła mnie i krótkimi kroczkami pognała przez pasma wzgórz. Zaśmiałam się i pobiegłam za nią. Dopiero przy lesie zdołałam ją dogonić i ramię w ramię wkroczyłyśmy między wysokie pienie, zdobione przez majestatyczne korony rozkwitłe zielenią. Przez soczyste liście przebijało się marne, złociste światło poranka i coraz bardziej napastowała mnie myśl, że nasza wyprawa zbliża się ku końcowi.
- Apropo narzekania – odezwała się Andrea – zapomniałam dodać, że jestem mała, chuda i słaba. Zmiotą mnie z powierzchni ziemi prędzej czy później.
- Zapominasz o jednym – westchnęłam demonstracyjnie. – Mają nas tu trenować, a nie zabijać.
- To prawie to samo – z przejęciem odrzekła, ale w jej oczach igrało rozbawienie.
Miło było widzieć, że nie jest równie przybita, co ja. Moja współlokatorka ma to do siebie, że narzeka, ale gdy jest na skraju wyczerpania psychicznego, zachowuje się jak zombie. Nie mówi, nie je. To ja potrafię ukryć miliony negatywnych uczuć w ciszy. I to stanowiło wadę.
- O, i jest. – szepnęłam.
Przystanęłyśmy przy wielkim, szarym murze akademii. Uklękłam i wczołgałam się przez małą dziurę, stworzoną przez Carla. Andrea poszła w moje ślady i po sekundzie znalazłyśmy się w otoczeniu ostrzyżonych krzewów, które znajdowały się obok alei.
Pomachałyśmy we dwójkę do Carla, który wysłał nam czarujący i szczery uśmiech. Mężczyzna zaraz zakryje przejście i zostaniemy uwięzione w Akademii. Carl był starym pracownikiem, który zajmował się głównie ogrodem i bezpieczeństwem. Wzbudzał respekt u innych, ponieważ za zmarszczoną skórą kryły się lata doświadczenia, zyskanego przez pracę w tym ośrodku.
Udałyśmy się ku wejściu do internatu dziewcząt. Maszerując między pięknymi kwiatami, śmiałyśmy się i korzystałyśmy ze wspólnego czasu. Jednak zbliżając się do drzwi czułam coraz większy niepokój.
- Panno Nicole. – gruby i wysoki głos Henricka mnie przeraził. – Zdaje sobie panna sprawę, że za pół godziny młodsi strażnicy mają zjawić się w auli?
Wysłałam przepraszające spojrzenie Andrei.
Henrick zaplótł dłonie z tyłu, wypinając dumnie pokaźną pierś i kołysząc się na potężnych nogach. Miał krótko ostrzyżone włosy i żydowską urodę, jednak wzbudzał postrach u praktycznie wszystkich –wyróżniał się barczystą i postawną sylwetką.
- Oczywiście, że pamiętam. – uśmiechnęłam się życzliwie i ciszej dodałam: - jak mogłabym zapomnieć...
Henrick, ze względu na sympatię, którą mnie darzy, codziennie gdy mnie spotyka przypomina mi o ważnych spotkaniach. To stało się tak denerwujące, aż próbuję go unikać. Na dodatek dobija to Andreę, którą smuci fakt, że jestem młodym strażnikiem i to mi przypada najgorszy los. Z pozoru czeka mnie chwała i piękne życie, jednak za tym idzie cierpienie i poświęcenie. Sama się bałam – często przez bezsilność płakałam, ale nikt o tym nie wiedział. Musiałam być przecież silna.
- To ja lecę. – Przytuliłam ją i pognałam do pokoju, by zmienić strój.

Ostatnio jakoś nie mam weny. Dziś cudem spłodziłam ten fragmencik i chętnie dowiem się, co o nim sądzicie. Mam 13 lat, więc stąd ten nie za wysoki poziom.
Odpowiedz
#2
(01-04-2012, 19:42)Nicolette napisał(a): Błyskawicznym ruchem ręki zerwała kilka wiotkich pasemek trawy, mieląc je w dłoni ze złości.
- Ciszej, Andrea.
Suche trawy zatańczyły na wietrze, skąpane w jasnych promieniach czerwonego słońca, wyłaniającego się zza horyzontu. Podwinęłam nogi pod siebie i spojrzałam na odległy świat, ciągnący się pod nami – beztroski i bezproblemowy. Białe pyłki miotały się nad długimi trawami, ścigając się dokuczliwie. - Powtórzenia

Ja jestem żałosną ofiarą losu, w która(ą) nikt nie wierzy.

nie równą ("nie z przymiotnikami w stopniu równym piszemy łącznie" Smile) sobie przeciwniczkę.

Andrea zaśmiała się z słodką goryczą, odrzucając ogniste włosy do tyłu i patrząc w pomarańczowe niebo. - Jak gorycz może być słodka? Nie czaję xD

Moja towarzys(z)ka również wstała, a jej lazurowe oczy patrzyły gdzieś w dal, zamglone przez surrealistyczne marzenia.

- Och, zamknij się. Te nielegalne wyprawy naprawdę nam szkodzą(.)(O)odgoniłam ręką dokuczliwą muchę. - Zapis dialogu.

Pozwoliłam sobie na delikatny uśmiech, gdy sarkastyczna przyjaciółka minęła mnie i krótkimi kroczkami pognała przez pasma wzgórz. - Bardziej by mi pasowało "drobnymi kroczkami", ale to moja subiektywna opinia.


Dopiero przy lesie zdołałam ją dogonić i ramię w ramię wkroczyłyśmy między wysokie pienie, zdobione przez majestatyczne korony rozkwitłe zielenią. - Przepraszam, co to pienie? <walę głową o ścianę> xD Chodziło o pnie, tak? W sumie ładne zdanie zepsuł mi ten błąd w odmianie.

Przez soczyste liście przebijało się marne, złociste światło poranka i coraz bardziej napastowała mnie myśl, że nasza wyprawa zbliża się ku końcowi. - Niby wiem o co biega, ale chyba chodziło Ci o to, że są soczyście zielone, mam przynajmniej taką nadzieję. Soczyste mogą być, kiedy się je żuje Big Grin

- Apropo narzekania - Á propos :]

- To prawie to samo – z przejęciem odrzekła, ale w jej oczach igrało rozbawienie. - Bardziej pasuje "odrzekła z przejęciem", ładniej brzmi.

Miło było widzieć, że nie jest równie przybita, co ja. - "Jak ja" ^^

- Panno Nicole. – (G)gruby i wysoki głos Henricka mnie przeraził. - Zapis dialogu.

Wysłałam przepraszające spojrzenie Andrei. - Lepiej brzmi "posłałam".

- Oczywiście, że pamiętam. – uśmiechnęłam się życzliwie i ciszej dodałam: - (J)jak mogłabym zapomnieć...

Mam 13 lat, więc stąd ten nie za wysoki poziom. - Wiek to tylko liczba Smile Ja jestem tylko rok starsza. Don't worry, be happy!


Uwagi pisałam od razu przy cytacie, bo było mi tak łatwiej Smile

Cóż, szczerze powiedziawszy, to nieco mnie zaintrygowałaś. Chętnie przeczytam kolejny fragment. Ale mimo wszystko... 3+/5 Smile Musisz popracować nad stylem.
Ani czas, ani mądrość nie zmieniają człowieka – bo odmienić istotę ludzką zdolna jest wyłącznie miłość. ~Paulo Coelho



Jeżeli potrzebujesz kogoś, kto przeczyta Twój tekst i podzieli się spostrzeżeniami - pisz na PW. Na pewno odpiszę.
Odpowiedz
#3
Och, miło mi, że odpowiedziałaś. Z podnieceniem czekałam na pierwszą odpowiedź, ponieważ ten fragment jest nietypowy jak dla mnie. Nie starałam się przy opisach i to jest w sumie mój normalny, nie ulepszany przez ciągłe poprawki styl. Możesz przeczytać mój poprzedni fragment, zobaczysz, jak się różnią.
Boże, ale błędy popełniłam... Aż mi wstyd, szczególnie za te "pienie".
A propos! Kurcze, tego właśnie szukałam. Dzięki Ci za wyczerpującą odpowiedź, biorę się za korektę.
Odpowiedz
#4
Ależ proszę bardzo Smile
Też z niecierpliwością wyczekuję na pierwszy post pod moimi tekstami. Żadnego jeszcze tu nie zamieściłam, ale jestem zarejestrowana na kilku innych forach, więc wiem, jakie to ważne dla początkujących autorów. Szczególnie, że zabrałam się nie za opowiadanie, a za powieść. No i parę serii wieloczęściowych opowiadań, które już kończę i po korekcie nimi zarzucę.

Ale do rzeczy: nie mogę się doczekać kolejnej części, bo mimo błędów naprawdę udało Ci się mnie zaciekawić. W tym tekście jest pomysł, a postaci już lubię, choć nie są zbyt dokładnie opisane. Cóż, nie pozostaje mi nic prócz czekania.

Co do "pienie"... zdarza się najlepszym Big Grin Ja kiedyś napisałam "który" przez 'u'. A ostatnio, na konkursie ortograficznym, "czmychnąć" napisałam przez 'h'. A moje błędy wcale nie kończą się na takich kosmetycznych rzeczach, nie nie...

No, ale żeby off-topu nie było to dodam jeszcze, że niektóre opisy są nieco zbyt wydumane. Niekoniecznie błędne, ale takie... przesadzone. Zabija to właściwą fabułę, ponieważ przez takie rzeczy trudno przebrnąć. No dobra, bo znów się rozpisuję, jeszcze ktoś mnie tutaj stenteguje za pisanie głupot na ten sam ciągle temat.

Już skończyłam! Big Grin

PS. Nicolette, super avatar Big Grin
Ani czas, ani mądrość nie zmieniają człowieka – bo odmienić istotę ludzką zdolna jest wyłącznie miłość. ~Paulo Coelho



Jeżeli potrzebujesz kogoś, kto przeczyta Twój tekst i podzieli się spostrzeżeniami - pisz na PW. Na pewno odpiszę.
Odpowiedz
#5
Fajne to to nawet choc stanowczo za krotkie. Czytelnik wlasciwie nie wie kto, z kim i dlaczego, przydaloby sie to rozbudpwac albo dorzucic nastepne czesci. Ale zle nie jest.
I "pienie" zostajaBig Grin Musowo!
Jgbart, proud to be a member of Forum Literackie Inkaustus since Nov 2009.
http://www.youtube.com/watch?v=4LY-n9nx5...re=related

Necronomicon " Possesed Again" \m/
Necrophobic "Hrimthursum" \m/

EVERYONE AGAINST EVERYONE - CHAOS!
Odpowiedz
#6
Poprawiona wersja i jej kontynuacja


- Mam tego dość!
Błyskawicznym ruchem ręki zerwała kilka wiotkich pasemek trawy, mieląc je w dłoni ze złości.
- Ciszej, Andrea.
Sucha łąka zatańczyła na wietrze, skąpana w jasnych promieniach czerwonego słońca, wyłaniającego się zza horyzontu. Podwinęłam nogi pod siebie i spojrzałam na odległy świat, ciągnący się pod nami – beztroski i bezproblemowy. Przy mocnym podmuchu wiatru trawa pochyliła się ku ziemi, zafalowała, a białe pyłki zawirowały wzburzone.
- Ja nie daję rady... – zapłakała cicho, chowając twarz w dłoniach. – Chcę do domu.
- Ci... – szepnęłam, smutnym spojrzeniem wpatrując się w uroki wzgórza.
- Nie rozumiesz mnie! – Andrea szarpnęła głową do góry i wbiła we mnie pełne wyrzutu spojrzenie. – Jesteś silna psychicznie. Przetrwasz. Pokażesz tym dupkom, na co cię stać. Ja jestem żałosną ofiarą losu, w którą nikt nie wierzy. Nikt. Czuję się niepotrzebna – strażnicy patrzą się na mnie jak na przekąskę, a nie równą sobie przeciwniczkę.
- Grunt to wiara w siebie, mała.
- Wiara. – Andrea zaśmiała się z goryczą, odrzucając ogniste włosy do tyłu i patrząc na pomarańczowe niebo. – Straciłam resztki nadziei. Chcę uciec.
- Stop – powiedziałam stanowczo, wstając i otrzepując jasne dżinsy. – Koniec na dziś.
Moja towarzyszka również wstała, a jej lazurowe oczy patrzyły gdzieś w dal, zamglone przez surrealistyczne marzenia. Znajdowałyśmy się na cichej polanie, na którą raz na tydzień wymykałyśmy się z Andreą. Otoczone pięknym lasem rozprawiałyśmy o życiu i problemach, które przysporzyła nam Akademia Hallager. Akademia, gdzie rodzice wysyłają swoje dzieci w obawie przed atakami na młodych ludzi. Tutaj trenują nas na strażników, wpajają nam błędne wartości i katują masą ćwiczeń i wiążących się z tym cierpień.
- Życie nie ma sensu.
- Och, zamknij się. Te nielegalne wyprawy naprawdę nam szkodzą. – Odgoniłam ręką dokuczliwą muchę. – Raz ja, raz ty narzekamy na swój beznadziejny los. – Przystanęłam, zakręciłam się i rozłożyłam ręce – nie jest tak źle. Żyjemy.
Andrea zacisnęła blade wargi, wkładając dłonie do spranych spodni.
- Może i żyjemy. Ale zbliżamy się do piekła.
Pozwoliłam sobie na delikatny uśmiech, gdy sarkastyczna przyjaciółka minęła mnie i drobnymi kroczkami pognała przez drogę. Zaśmiałam się i pobiegłam za nią. Dopiero przy lesie zdołałam ją dogonić i ramię w ramię wkroczyłyśmy między wysokie pnie, zdobione przez majestatyczne korony rozkwitłe zielenią. Przez soczyście zielone liście przebijało się marne, złociste światło poranka i coraz bardziej napastowała mnie myśl, że nasza wyprawa zbliża się ku końcowi.
- A propos narzekania – odezwała się Andrea – zapomniałam dodać, że jestem mała, chuda i słaba. Zmiotą mnie z powierzchni ziemi prędzej czy później.
Opuściła głowę, a ruda grzywka zsunęła się na jej czoło. Miała uroczy, mały nosek.
- Zapominasz o jednym – westchnęłam demonstracyjnie. – Mają nas tu trenować, a nie zabijać.
- To prawie to samo – odrzekła z przejęciem, ale w jej oczach igrało rozbawienie.
Cieszyło mnie, że nie jest równie przybita co ja. Kryłam miliony negatywnych emocji za grobową ciszą, za to moja przyjaciółka miała to do siebie, że narzeka, ale w sytuacji krytycznej przypomina zombie.
- O, i jest. – szepnęłam.
Przystanęłyśmy przy wielkim, szarym murze akademii, zewsząd otoczonym lasem. Mur był zbudowany z równo ociosanych sześcianów o takich samych wymiarach. Na samym dole mieściła się kwadratowa, wąska dziura, przez którą przyszło nam się wczołgiwać na teren Akademii. Po sekundzie ja i Andrea znalazłyśmy się w otoczeniu uroczych drzew owocowych.
Pomachałyśmy we dwójkę do Carla, który wysłał nam czarujący i szczery uśmiech. Pomocny mężczyzna zaraz zakryje przejście.
Carl był starym pracownikiem, który zajmował się głównie ogrodem, lecz nieoficjalnie dbał również o bezpieczeństwo. Wzbudzał respekt u innych, ponieważ pracował w akademii od początków jej istnienia. A to nie lada wyzwanie, zważając na wszystkie ataki i niefortunne wydarzenia, którym ta szkoła stawiała czoło. Teraz to tylko stare opowieści, którym starsi uczniowie straszą adeptów. Ochrona i ćwiczenia wprowadzone do życia codziennego stworzyły bezpieczne miejsce.
Udałyśmy się ku wejściu do internatu dziewcząt. Maszerując między pięknymi kwiatami, śmiałyśmy się i korzystałyśmy ze wspólnego czasu. Kolorowe motyle frunęły nad feerią liści, szeleszczących na wietrze, które tworzyły ruchome cienie na ostrzyżonej i zadbanej trawie.
Jednak strażnik, czekający przed oszklonymi i nowoczesnymi drzwiami przypomniał, po co tu jestem. Posłałam przepraszające spojrzenie do Andrei, które wyraźnie speszona pchnęła drzwi i znikła w otchłani sennego korytarza.
- Panno Nicole. – Gruby i wysoki głos Henricka rozbrzmiał w mej głowie. – Zdaje sobie panna sprawę, że za pół godziny młodsi strażnicy mają zjawić się w auli?
Powiedziawszy to, zaplótł dłonie z tyłu, wypinając dumnie pokaźną pierś i kołysząc się na potężnych nogach. Miał krótko ostrzyżone włosy i żydowską urodę, jednak wzbudzał postrach u praktycznie wszystkich –wyróżniał się barczystą i postawną sylwetką.
- Oczywiście, że pamiętam. – uśmiechnęłam się życzliwie i ciszej dodałam: - Jak mogłabym zapomnieć...
Henrick, ze względu na sympatię, którą mnie darzy, codziennie gdy mnie spotyka przypomina mi o ważnych spotkaniach. To stało się tak denerwujące, aż próbuję go unikać. Na dodatek dobija to Andreę, którą smuci fakt, że jestem młodym strażnikiem i to mi przypada najgorszy los. Z pozoru czeka mnie chwała i piękne życie, jednak za tym idzie cierpienie i poświęcenie. Sama się bałam – często przez bezsilność płakałam, ale nikt o tym nie wiedział. Musiałam być przecież silna.
- To wspaniale. – rozciągnął pełne usta w życzliwym uśmiechu. – Pół godziny.

Biegłam ile sił w nogach przez korytarz, ponieważ na prozaicznych czynnościach straciłam o wiele za dużo czasu. Ubrana w przylegający do ciała, oddychający kombinezon ponownie wzbudziłam w Andrei smutek, i sama przez to była przybita. Jednak biegłam – bo tak trzeba. Rozwiane, jasne włosy chwyciłam i zawiązałam w koczek. Wchodząc na halę, spojrzenia starszych skierowały się w moją stronę.
- Przepraszam.
Z spuszczoną głową przebyłam parę metrów i przystanęłam obok mojej grupy wiekowej. Paul, Shira, Ed i Wensley stali równie spięci, co ja, gdy byłam tu pierwszy raz. Na szczęście mam większe doświadczenie od nich, bo poprzez życzliwość Henricka zapoznałam się z halą i ludźmi, którzy na niej przebywają. Lubiłam go, ale czasem był irytujący. Wolałam przy nim milczeć i nie okazywać swej prawdziwej natury - inaczej chłopak by się speszył.
Wszystkie rozmowy nagle umilkły, gdy drzwi gwałtownie otworzyły się i Oksana wkroczyła na halę. Gdy szła, wydawało się, jakby sunęła po niebieskich matach, z których stworzona była podłoga na hali. Stanowiła autorytet, choć była kobietą. To jej przypadało wiele ważnych decyzji o reformach w szkolnictwie uczniów. Podziwiałam ją.
- Szesnastki są w całości? – zapytała, odszukując mnie wzrokiem.
Nazywają mnie i moich znajomych szesnastkami, bo tyle liczy sobie nasz wiek.
Dopiero po chwili zauważyłam go. Paul jak zawsze trzymał się przy Oksanie, a gdy przystanął obok niej, wysłał mi przeciągłe spojrzenie. Odwzajemniłam je równie intensywnie, bo nie chciałam okazywać strachu. A bałam się cholernie.
Henrick pojawił się znikąd obok niej i powiedział:
- Tak. Nicole ponownie spóźniona.
Paul uśmiechnął się delikatnie, ale nie był to uprzejmy uśmiech – raczej kpiący. Zaróżowiłam się, opuszczając głowę i wbijając wzrok w niebieską podłogę.
- Siedemnastki i osiemnastki? – kobieta omiotła spojrzeniem uczniów.
- Są. Wszyscy punktualnie.
- Perfekcyjnie. – Oksana przyodziała tajemniczy uśmiech. – Miło jest was znowu wszystkich spotkać. Czuję, że najbliższe miesiące będą bardzo produktywne.
- Podzielam twoje zdanie, Oksano – wtrącił Paul. – Nowy zestaw ćwiczeń i strategia obronna jest już gotowa. Nie długo wprowadzimy ją do ogólnych lekcji, a wam przypadnie rola oswojenia uczniów z nowymi, rygorystycznymi zasadami.
- No to co? – Oksana spojrzała na Paula. – Zaczynami?
Gdy ustawiliśmy się grupami w czterech kątach sali, Shira podeszła do mnie.
- Czemu jesteś taka spięta? – spytała, wykonując skłon do przodu.
- Nie jestem – zaprzeczyłam.
- Nie ważne. – uśmiechnęła się przyjacielsko. – czy tobie też się wydaje, że Oksana jest zauroczona Paulem?
Chciałam, by odeszła, ponieważ nie czas na pogaduszki, ale z lekka zszokowała mnie tym spostrzeżeniem.
- Nawet jeżeli, to tylko ze względów fizycznych. Nie mają żadnego romansu... czy coś.
- Pojęcia nie mam – zachichotała zarumieniona.
Wysłała tęskne spojrzenie do Paula, który stał przy starszej mentorce, taksując spojrzeniem uczniów i szybko coś mówiąc.
Podczas gdy Shira rozpływała się nad jego widokiem, wykonałam cztery ćwiczenia rozgrzewające i odebrałam kołek od Henricka. Ten uśmiechnął się do mnie pocieszająco, ale to i tak nie wpłynęło na mój nastrój. Czułam się przygnębiona, jak wtedy, gdy podczas deszczowych poranków jadę autobusem do szkoły. Poprawka. Jechałam. Teraz uczelnię mam dwa kroki od internatu, choć zdecydowanie wolę poprzednie życie w Anglii. Gdy nie budziłam się, nastawiona na cierpienie i kotłowanie w sobie negatywnych uczuć.
Na nasze szczęście zostaliśmy wprowadzeni w szczegóły przez Oksanę (dziewczyny były bliskie omdlenia w pobliżu Paula) i całkiem szybko mogliśmy wtrącić swoje własne uwagi i ustalić nowe godziny spotkań.
Gdy zebraliśmy się w grupie, usiadłszy na niebieskich trybunach, wszyscy strażnicy zaczęli wymieniać się uwagami.
- Podoba mi się pomysł, by uczniowie poczuli odpowiedzialność i podjęli nocne warty. Jeżeli zawiodą, nie wiele zmienią w planie obronnym, ale na pewno zaczną podejmować doroślejsze decyzje. Nicole, pamiętasz jak o tym wspominałaś?
Siedziałam wgapiona w drzwi, gdy Melanii, strażniczka klas trzecich, mówiła o swoich odczuciach względem zmian. Nagle spojrzenia skierowały się na mnie i jak zawsze poczułam się nieswojo.
- Na litość boską – zaśmiała się Oksana – spałaś w ogóle, maleńka? Wyglądasz jak wrak człowieka. Halo?
- No, przyznaj się, Nicole – Melanii podjęła temat, by błyskotliwie zażartować. – Odpoczywałaś, czy wkuwałaś do egzaminów?
- Nie mogłam zmrużyć oka. To przez Andreę. – skłamałam szybko. Czułam wzrok Paula i tym razem nie zebrałam odwagi, by spojrzeć mu w oczy. – Ma bóle migrenowe.
- Och, kochana. Może chcesz zmienić współlokatorkę? – Oksana wysłała mi współczujące spojrzenie.
- Nie! – zaprzeczyłam szybko, a Paul parsknął pod nosem. Zmarszczyłam brwi ze złości.

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości