Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Romuald z Janusią
#1
Photo 
[Obrazek: american-birthday-parties-18th-century-800x800.jpg]

Jak się miewasz Biała Różo? Również kicz? U mnie w miarę.

Leżę na kanapie właśnie, z lampką nieprzesadnie czerwonego wina - niby smaczne, choć kwach, przyznam, straszny. Rupert się nie spisał, we Włoszech pijałem ciekawiej, on się nie zna zupełnie.

Kontempluję obecnie wczorajszą gafę, którą ku mojej uciesze odważyłaś się palnąć podczas wieczerzy u barona Ochocińskiego. Rżałem w duszy jak angielskie źrebię, masz ty, mój Różowy Bieliczku, dowcip ze wszech miar celny.

Plączę włoski w palec, męczy mnie służąca - wchodzi mi co rusz z miotełką, lecz na wodzy mam wybuchy po naszej nocy ostatniej. Wygryzłaś ze mnie resztki burzy, co rozsadza gwałtownie, gdy za długo sam przesiaduję - cześć i chwała za to wdziękom, które roztaczasz jak Stanisław, mój ogrodnik. Ach, te roztocze. Męczy mnie alergia, Janusiu moja, nic nie poradzę, że o jednym myślę tylko, kiedy tak się z nosa ciurem leje. Mam to niemądre wrażenie bycia gniazdem wszelakiego ptactwa, stąd za pewne mój rozczulony wobec siebie nastrój, jak mniemam chwilowy.

Rozmawiałem po tej znamiennej już w środowisku kolacji z panią, właśnie, Ochocińską. Baronowa nie kryła urazy, zresztą kryć ona nie potrafi niczego, brak manier u niej urąga całej sferze, dodam nawet, że przy niej i Ty, Janusiu, na szlachciankę się nadajesz. Tak się widzisz stało, Przepióreczko, że chcąc w licznym gronie wytknąć tejże damie prostą nieuwagę, poruszyłaś temat zapomniany pobłażliwie przez towarzystwo nasze, temat zepchnięty, usunięty jakby, co wiesz już, według konwenansów często czynimy. Otóż dawny kochanek baronówny Ochocińskiej, szukał, i niedyskretnie znalazł, spełnienia w kobiecie dojrzalszej nie tylko myślą, ale i wiekiem. Sam na imię miał on Bożydar, nie lejąc wody niepotrzebnie i drzewa od razu całego nie komentując, napomnę jedynie, że daleki jest to bratanek miejscowego nauczyciela etyki, któremu po tym właśnie incydencie koloratkę odebrano. Teraz tak, tenże młodzieniec rozkochał w sobie najpierw Gienię, a następnie matronę jej okrutną, baronową Ochocińską. Sprawa zaszłaby popiołem, gdyby nie fakt, że młodej, dowiedziawszy się o romansie, serce puściło w połowie i matce wybaczyć za nic nie chciała, obnażając ich nietypową znajomość ojcu swemu, baronowi, który z kolei Bożydara uwielbiał, lecz zdanie swoje szybko zmienił. Młodzieniec został zbrukany na łamach wszystkich dzienników prawie i to w każdej dziedzinie, gdyż te, jak wiesz na pewno, mój Pączusiu, pod pieczą są i skarbem barona. Józef jednak nie poprzestał i na tym. Kazał on swej niewiernej żonie i zrozpaczonej córze przyznać się do współdzielenia oblubieńca przez samym księdzem proboszczem, aby ten pokutę im naznaczył.

Sęk tkwił jednak w spowinowaceniu duchowego z Bożydarem, i tym sposobem miejscowy konkordat napiął się jak wstęga dekoracyjna, po czym zamiast pęknąć, związał się na kształt stryczka - niestety, wokół szyi bogu ducha winnego księdza. Wtedy poleciały stołki i teraz biedaczysko w szkole ślęczy wykładając savoir vivre, a szkoda, bo tak zabawnie historie spowiedników nam w towarzystwie opowiadał.

Otóż moja Pstra Zeberko, mówiąc do tej starej flądry Ochocińskiej, bo wiesz jak małpy tej nie znoszę, że może “nie najlepszym byłoby pomysłem picie z kielicha córki, gdyż ta, jak wiadomo, chorobę ostatnio roznosi”, towarzystwo zgodnie jakoś pominęło faktyczny stan podgorączkowy młodziutkiej Gieni. Zaszła stara ropucha rumieńcem z miejsca, choć tyś w słusznej sprawie się stawiła, jak najbardziej - w dbałości co więcej o sprawę wagi najwyższej, a mianowicie zdrowia gospodyni. Biednej, szczupłej baronównie również się zebrało prędko, w toalecie poczęła szukać schronienia i pawie pióra poleciały przebijając zgiełkiem nawet rzępolenie akordeonisty, który nie omieszkał zaraz głośniej zamłócić. Dalej, że świat niewielki, to i nauczyciel, mimo tego, że Bożydara na salony już nie zapraszano, również obecny tam się znalazł. Otóż ten jegomość, stryj daleki popularnego niegdyś w baronostwie amanta, tak poczerwieniał, że sam baron Ochociński, jak pamiętasz zresztą, rąbnął w stół był pięścią silnie jak kowal, lecz tak niefortunnie zarazem, że powodowany drżeniem blatu tenże kielich całej niezgody, wpadł w rezonans i wychylił się w podskoku nazbyt żywo i czerwieńsze od wina, które teraz dzierżę (pożal się Dionizy) tamto, puściło się poza ramy naczynia w tempie, w oczach moich, jakby zwolnionym, lądując prosto na rozkroku śnieżnobiałej, zdobionej tandetnymi (w sam raz do niej pasującymi) cekinami sukni baronowej Ochocińskiej. Dopełnił towarzystwu ten incydent obrazek z dawna przemalowany, jednak jak to z oryginałami bywa, wartością swoją sentymentalną na wierzch się przebił.

Cieszę się wybitnie, żem zaprosił cię na tamtą wieczerzę, a o imię swoje i szacunek martwić się nie próbuj nawet, szkoda trosk i nerwów czasu - bronił go będę, i już broniłem, honorem, którego mocy równać się może wyłącznie sędziwe drzewo na szczycie starej góry. Zresztą, Janeczko, ty moje Piórko Jastrzębie, masz ty ten akurat atut pochodzeniowy, że wstydzić się nie musisz za nic, a mówić ci wolno w towarzystwie paradoksalnie więcej, niźli niejednemu hrabi do siebie w najskrytszych marzeniach.

Tym listem pragnę Ciebie, najdroższa, przede wszystkim uspokoić, gdyż po scenie całej wydałaś mi się nawet poddenerwowana. Cieszę się także, że miałem okazję przedstawić ci pokrótce gorszące całkiem związki wyższych sfer, abyś i Ty spojrzeć mogła na nie z przymrużeniem oka. Przekonany jestem, że dzięki temu bawić się mogła będziesz wyborniej, a i ja zatem, tak więc i my.

Kończąc nadmienię, że zjawiam się u Twoich progów jutro z rana, przygotuj tedy proszę tę podwiązkę, którą Ci podarowałem i co skubać ją lubię zębami, a bieliznę miej na sobie z prac w polu, niezmienioną. Kaszy także nagotuj jaglanej z rodzynkami, na mleku krowim. Zjem Cię, Truskaweczko moja, ze smakiem, a pupę zbiję jak należy pasem, oraz chwycę za uda i pośladki tak, aby i sam Bożydar się na wygnańczej ziemi ze wstydu palił.

Całuję, Romuald.
Odpowiedz
#2
Trochę zbyt rozwlekłe jak dla mnie, ale można poczytać.
Ciekawie to opisujesz przyznam, te podwiązki i tak dalej. Całość ogólnie rzecz biorąc trzyma klimat. Chyba udało Ci się wprowadzić czytelnika w ichniejsze czasy, a przynajmniej takiego jak ja.
Konsekwencja w narracji i opowiadaniu jest, a jak nie ktoś inny wyłapię, ja nie widzęWink
Tak czy inaczej nie usnęłam, a w dniu dzisiejszym to na prawdę duża zaleta.
Ładnie vysogot 4/5
[Obrazek: Piecz2.jpg]






Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości