Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Romeo
#1
Nie każda droga prowadzi do domu szczególnie, gdy się z niego wychodzi podlotkiem. Czasami jest to nie ta ławka w parku, nie ten chłopak na pierwszej randce, innym razem jeden uśmiech za dużo, który może złapać przypadkowy przechodzień.
 
Kręciłam się po parkiecie, kiedy mnie dopadł i zaczął szarpać. Zatrzeszczały stawy i zobaczyłam jego oczy. Przerażające, szalone. Kto go wypuścił i dlaczego nic o tym nie wiem?
– Wszędzie cię szukam, suko, a ty tańczysz? To teraz zatańczymy!
Ciągnął mnie przez całą salę i nikt nie protestował, nikt nie stanął w obronie, nikt nie pomógł. Nawet ochrona zapadła się pod ziemię, jakby w piekle układała pasjansa.
Czułam, że za chwilę wyrwie mi rękę. Przyspieszyłam potykając się o własne, drżące nogi.
Nie bawił się w dyplomatę, wiedział czego chce i realizował, z zimną kalkulacją, kolejną chorą wizję. Dlatego wrzucił mnie do auta jak worek kartofli i ruszył z piskiem opon.
Wiedziałam jaki będzie ciąg dalszy. Ostatni raz, kiedy przyjechała erka zapamiętałam jedynie, że zapalało się i gasło światło, i że już nic nie bolało. Błogosławiony niebyt. Zawieszenie.
 
Jak będzie tym razem? Czy w końcu uda mu się zakończyć to, co przed laty brutalnie przerwano? Oderwany od ofiary miotał się i ciskał gromy. Pobił kilku policjantów i dopiero wtedy, dzięki szybko ściągniętym posiłkom, uspokoił się - zapakowany w kaftan. Przez kilka lat siał postrach na oddziałach psychiatrycznych. Mówili o nim ''wariat'' i mówili jeszcze, że nie mam już się czego bać.
 
Teraz siedziałam z nim w starym gracie i całe życie przelatywało mi przed oczami, razem z każdym mijanym kilometrem. Kadr za kadrem. Migawki śmiechu i płaczu, rozpaczy, i nadziei.
Nie odzywał się, ja też nic nie mówiłam, bo do kogo?
 
Nic się nie zmieniło w jego norze. Ten sam smród, a może jeszcze większy, po dłuższej nieobecności.
Z impetem wylądowałam na jakimś zapchlonym krześle, obijając po drodze kolana. Nawet nie zdążyłam złapać oddechu, a już ściskał gardło. Mocniej, lżej, i tak bez końca. Kiedy traciłam przytomność budził kopniakiem. Później przytulał, całował, by za chwilę znowu powrócić do gardła.
 
A światła tańczyły...
 
Ostatnie, co tym razem zapamiętałam, to jego uśmiech, wreszcie szczery, wyzwolony.
 
Gdy znaleźli nas rano, wisiał na pasku od spodni, zaczepionym o klamkę. Ściskał moją rękę, jakby chciał zabrać ze sobą. Spełniło się jego marzenie. Miał mnie tylko dla siebie. Na zawsze.
Odpowiedz
#2
Podoba mi się prowadzenie tej narracji, od początku do końca - konsekwentna, choć przewidywalna. Aczkolwiek profil głównej bohaterki mocno psychopatyczny, na początku nie zdradzał tej satysfakcji, którą odczuła na końcu historii. I to największy plus tego opowiadania.
Nieco kuleje interpunkcja, ale całości broni fajna, nienachalna psychologia. Bohaterowie nakreśleni są mocno, jakby węglem na białym tle.
Trudno jest w tak małej objętości przekazać wszystkie emocje. Autorce się udało.
Pozostawiam 5.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#3
Dziękuję, Mirando, że przeczytałaś i zostawiłaś ślad.
Pozdrawiam.
Odpowiedz
#4
(23-08-2019, 14:09)elka napisał(a):
Jak będzie tym razem(kropka lub przecinek) czy w końcu uda mu się zakończyć to, co przed laty brutalnie przerwano? 

Tekst niedługi, mocno dopracowany. Styl taki, że czyta się lekko. Rzecz o szaleństwie ale bez zbędnej brutalizacji czy dosłowności. Zahacza kantem nawet o problemy izolowania sprawców po odbyciu wyroku od ofiar. Literackie wrażenie pozytywne.
Odpowiedz
#5
Gunnar napisał(a):Tekst niedługi, mocno dopracowany. Styl taki, że czyta się lekko.

Zgadzam się! Nawet ja przeczytałem, wbrew temu, że zupełnie nie lubię takich pesymistycznych opowieści. Smile I przy okazji trochę skomentuję. Po pierwsze, mam pytanie: czy narratorka została zabita? Z postrzegania jej jako realnej narratorki wynika, że nie; ale w literaturze narrator może być martwy (tak było chociażby w niedawno przypomnianym utworze o facecie, który zdążył powiedzieć "Heil Hitler!"). A z tekstu nie jest całkiem jasne, w jakim stanie była dziewczyna, kiedy ich znaleźli.

Inne, o czym chcę napisać: narratorka zachowuje się bardzo nieracjonalnie. Trzeba było głośniej krzyczeć i bardziej zdecydowanie walczyć. Wtedy chyba nie byłoby takiego problemu, że niby nikt się nie wtrącił, nawet ochrona. A jeśli już trafiła do samochodu, trzeba było przeszkadzać mu jechać; stwarzający zagrożenie na drodze samochód szybko zwróciłby nie siebie uwagę.
Odpowiedz
#6
Narratorka nie mogła nic zrobić.

Cała fabuła by się rypła. 

 A tak fajnie wyszło. Chyba nikt przed nią nikt na to nie wpadł.
Odpowiedz
#7
Nie spodziewałam się zainteresowania tym moim maleństwem.
Przepraszam, że dopiero teraz odpowiadam.

Wszystkim oczywiście bardzo dziękuję za przeczytanie i komentarze. Proza nie jest moją mocną stroną, więc tym bardziej cieszy, kiedy ktoś zobaczy w niej coś pozytywnego...

Gunnar, D.M, Grain - raz jeszcze dziękuję.

Gunnar, poprawiłam zgodnie z sugestią.

D.M nie chcę dopowiadać, niech to zostanie w domyśle czytelnika.

Grain - masz rację. Na tym oparłam fabułę.

Pozdrawiam.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości