To było usunięcie zastrzału.
Pełne wkłucie w niedoczekaniu,
poniżej głębokości wiersza.
O świcie pojawiły się główki dzieci,
wykopały mnie bose,
nie do kochania.
Zaskakiwała przedostatnia latarnia.
Spędzałem z siebie ten czas.
Niezgarnięty przez zamiatarkę.
Retencja
To była przypadkowa zawrotka
za wciskającym się do ust językiem,
zaspokojenie nieaktualnego zaangażowania.
Brałem ją szybko bez znaczenia, nawet palcami,
rewanż pojedynczo zawyżanych wspomnień.
O świcie pojawiły się główki dzieci, przeciążając noc.
Zaskakiwała przedostatnia latarnia.
Spędzałem z siebie ten czas,
niezgarnięty przez zamiatarkę.
Pełne wkłucie w niedoczekaniu,
poniżej głębokości wiersza.
O świcie pojawiły się główki dzieci,
wykopały mnie bose,
nie do kochania.
Zaskakiwała przedostatnia latarnia.
Spędzałem z siebie ten czas.
Niezgarnięty przez zamiatarkę.
Retencja
To była przypadkowa zawrotka
za wciskającym się do ust językiem,
zaspokojenie nieaktualnego zaangażowania.
Brałem ją szybko bez znaczenia, nawet palcami,
rewanż pojedynczo zawyżanych wspomnień.
O świcie pojawiły się główki dzieci, przeciążając noc.
Zaskakiwała przedostatnia latarnia.
Spędzałem z siebie ten czas,
niezgarnięty przez zamiatarkę.