Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Renowacja oświatowych zgliszcz
#1
By przejść do następnej klasy, uczeń musi poniechać ruchu na świeżym powietrzu. Wychowanie fizyczne powolutku zanika, rośnie za to ciężar jego tornistra, a zamiast wprowadzania edukacyjnych udoskonaleń pozwalających nadążyć za światowymi rozwiązaniami w nauczaniu, mnożą się koncepcje powrotu do rozmodlonych czasów palenia czarownic i wiary w szatana.
Powstaje zatem zdeformowane pokolenie anemicznych i niewykształconych pociech; lekarze alarmują: mówią o coraz częstszych przypadkach dysleksji, autyzmu i  skoliozy. O alergiach na byle co. O próchnicy, astmie, złym odżywianiu, braku higienistek.
*
Problem szkoły, to długotrwały proces. Od lat uciążliwy. Tak wyśmienicie zaniedbany, że stale jest na etapie prób i zamiany gorszych błędów na lepsze. W stanie wiecznych eksperymentów, kontynuowania prowizorki i kolejnych przymiarek do gruntownej zmiany programowych założeń.
Na temat pedagogiki wybucha co pewien czas ożywiona dysputa. Ale w kwestiach kluczowych, czyli METODY NAUCZANIA POŁĄCZONEGO Z WYCHOWANIEM, zachowujemy wymowne milczenie.
Zagadnienia związane ze szkołą budziły i nadal budzą niespotykane kontrowersje. O ile rzecz dotyczy przeprowadzania merytorycznych polemik i o ile jest to krasomówcza bitwa na argumenty, podziały nie są szkodliwe. Przeciwnie: wspomagają burzę mózgów.  Lecz jeśli zawężone są do ignoranckiego pytlowania, do sofistycznych kłótni, w których dominuje zacietrzewienie - podziały nie pomagają, gdyż trudno spodziewać się po karczemnej wymianie ciosów jakichś sensownych rezultatów.
*
Szkoła nie może kształcić nieuków. Nie powinna też być przechowalnią tragicznego stada ciemniaków. A co powinna? Zarażać wiedzą. Mieć nauczycieli z powołania. Profesorów potrafiących przyciągnąć uwagę ucznia wykładanym materiałem. Zainteresować nim na tyle, by sam, z własnej inicjatywy, pragnął go szczerzej poznać.
Szkoła nie musi być przykrym obowiązkiem. Straconym  czasem jałowej rywalizacji. Ma przygotowywać do świadomie obywatelskiego, społecznego życia we współczesnej cywilizacji.
Głos w sprawie szkolnictwa zabierają wszyscy. Bo sprawa dotyczy każdego; ten, czy inny obywatel uczestniczy - jako rodzic lub nauczyciel - w podejmowanych rozwiązaniach. Jest odpowiedzialny za ich wdrażanie. Biernie lub czynnie bierze udział w kształceniu przyszłego charakteru pokolenia. Pokolenia, które już wkrótce będzie decydować w jego imieniu.
Konieczne jest zatem współdziałanie trzech tenorów oświaty: rodzica, ucznia, pedagoga. Tej zaś nie ma.
Uczeń siedzi w szkole na ogół solidne parę godzin. Wraca do domu i ślęczy drugie tyle nad odrabianiem prac domowych. Uczeń wyróżniający się na lekcjach, aktywny w zadawaniu kłopotliwych pytań, pytań znacznie wykraczających poza materiał, zachłanny na zdobywanie ponadprogramowej wiedzy, jest niemile widziany. I to zarówno przez nauczycieli, jak rówieśników.
Niekonwencjonalne umysły stanowią zagrożenie dla reszty klasy: opóźniają wykonanie przeciążonego PROGRAMU. Nauczyciele też wolą być szablonowi, statystyczni, podatni na formatowanie, nie chcą się WYCHYLAĆ z umiejętnościami wyższymi od średnich.
*
Niedostosowany do współczesnych wymagań program szkolny jest tak napięty, a nauczyciele tak wymagający, że aby zasłużyć na wredne miano KUJONA, LIZUSA lub PRYMUSA i zdać do klasy oczko wyżej, uczeń musi zrzec się własnych ambicji i rżnąć mile widzianego głąba.
Do całokształtu edukacyjnej nędzy dokładają się rodzice: popychają ich w kierunku zaspokajania WŁASNYCH ambicji. Wedle powiedzenia: mnie nie udało się zostać lekarzem, fizykiem, organistą, niech on/ona nim będzie. I bidny malec odwala katorgę posłusznego wykonawcy rodzicielskiej woli: gania na angielski lub drałuje na korepetycje (korepetycje dowodzą, że albo dydaktyk jest zbyt słaby, by wykładać zrozumiale, albo przedmiot jest przeładowany, a klasa za duża).
Podkreślić trzeba, że brakuje pedagogów z krwi i kości, że nauczycielski poziom wykształcenia jest na ogół niziutki; nie gwarantuje nauki łatwej, szybkiej i przyjemnej.
*
Zasób słów woła o pomstę do nieba. Jak więc jego uczeń może zrozumieć cały tekst lektury skoro jest w stanie pojąć zaledwie co drugie wyrażenie, a byle nieznane sformułowanie interpretuje mylnie?
Jak może nie nudzić się sylabizując Sienkiewicza? Jego przebogaty język - zwłaszcza staropolszczyzna - jest dla niego za skomplikowany. A to drażni, prowokuje do wzgardliwego odrzucenia utworu. Skwitowania go wyniosłym rżeniem.
Przykładowy sienkiewiczowski język został pokonany przez galopujący duch czasu. Zubożony i zastąpiony współczesną sałatą słowną. Zdania pełne stylistycznych figur i mistrzowskich porównań, są za długie, za bardzo passe: męczą zblazowane oczy nawykłe do braku koncentracji. Lektura dłuższa, niż paruminutowa, wyzwala w nim uczucia zniechęcenia i bezradności, uniemożliwia skupienie i wytrwanie w podążaniu za myślą autora; z tego to powodu dzieła światowej klasyki przechodzą do literackiej kanciapy z anachronicznymi cymesami.
*
Przykład idzie z góry: niekiedy dziecko bywa dla ojca dodatkową gębą przy stole, konkurentem do michy, niesfornym bachorem pętającym się pod nogami. Mikrus, który widzi, jak tato rzuca mamą o ścianę, uczy się, że jest to objaw miłości. Z nauki tej wyciąga wniosek, że jak dorośnie, będzie taki sam. I mając takie przekonanie, wkracza w szkolne mury.
Słyszy w domu, jak rodzice pomstują na nauczyciela, nazywają go złamasem, który ukrzywdził ich latorośl, bo postawił zły stopień, z zachwytem patrzy, jak cwałują do szkoły z awanturą i histerycznymi wyzwiskami, by ustawić do pionu fikającego belfra; w ten sposób uczą go bezkarności i braku szacunku do drugiego człowieka.
Nauczyciel wobec całej klasy nazywa ucznia na lekcjach tumanem, debilem, niedojdą, lub obdarza podobnym komplementem, jak więc może być dla niego autorytetem?
Ale zdarza się to niekiedy. Zbyt często niestety. Wina jest po wszystkich stronach. Rodziców, gdyż są zakłamani. Dzieci, bo są narcyzami przekonanymi o swojej cudowności. Nauczycieli, bo nie powinni uprawiać tego zawodu.
 
Odpowiedz
#2
Przedstawiciel ZNP, udzielając wywiadu w telewizji używa słów "wziąść" i "przełanczać". Oto obraz nauczycielstwa polskiego. Nędza i rozpacz.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#3
R.A. Ziemkieiwicz - retweet

Czemu ty dręczysz mnie córko Broniarza
Nowe śpiewki twe wyświetla mi mój komp
Przestań już muczeć i ludzi przerażać
że ich dzieci uczyć mógł taki głąb!
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości