Radek niechcący został wampirem.
Przemiana wydarzyła się, kiedy uciekł z więzienia. Chcąc zmylić pościg, biegł przez cmentarz. Tam zauważył mężczyznę, który stał między grobami, a jego blada skóra błyszczała w świetle księżyca, jak pomalowana farbą fluorescencyjną. Radek postanowił stłuc i okraść chuderlaka, bo co jak co, ale na wolności pieniądze były potrzebne bardziej niż sama wolność.
Niepozorny i wyglądający na schorowanego człowiek okazał się nadspodziewanie silny. Sprał Radka bez większych problemów, rzucając nim po okolicznych grobach niczym wypchaną kukłą. Potem zanurzył wielkie kły w jego szyi.
A kiedy Radek odzyskał przytomność, nie był już człowiekiem. Stał się mrocznym nosferatu.
Wkrótce też uznał, że nosi imię, które nie pasowało do krwiopijcy.
– Co to za imię dla wampira? – narzekał. – Radek, kurwa fa, z fabryki kładek.
Po burzy mózgu, trwającej dwa tygodnie i trzy dni, zakrzyknął tryumfalnie:
– Od dziś jestem, kurwa fa, Rad!
***
Wampir Rad był tej nocy bardzo rad.
Podziwiał swoją zdobycz, a w zasadzie nowy dom czyli trumnę. Do tej pory sypiał na cegłach w ruinach dawnego zamku krzyżackiego, ale kiedy reumatyzm zaczął dokuczać, postanowił zaopatrzyć się w coś szykownego i wygodnego. A że doświadczenie w zawłaszczaniu cudzych rzeczy miał niemałe...
– Buchnąłem sypialnię, kurwa fa, jakiejś nadzianej pycie – tłumaczył szczurom zgromadzonych pod ścianą lochu. – Po co mientkiej fajce taka bajerancka skrzynka? Przecież kima w koju. A ja mam tera zajebicho kwadrat.
Nogą, na której dyndał rozklejony trampek, sprawdzał komfort trumny. Cmokał z zadowoleniem, raz po raz szczerząc kły.
Niespodziewanie usłyszał ujadanie psa, a zaraz potem niski głos:
– Wyłaź, cwelu. Wiem, że się tam kitrasz. Rusz styję, bo nie po to po nocy zaginam, żebyś szpenia palił.
Rad postanowił spełnić żądania przybysza. Nie ociągając się, wyszedł z ruin i stanął naprzeciw muskularnego, łysego mężczyzny.
– Kiler cię wyniuchał, szmato. – Przybysz mówił o bullterierze, którego trzymał na smyczy. – Jebnąłeś z wystawy trumnę i myślisz, cioto, że jest git?
– Wąchaj pałę, frajerze – odpowiedział spokojnie Rad i natychmiast dodał: – Trzeba było, kurwa fa, lepiej lukać.
– Zaraz, pierdolony pedale, spuszczę Kilera i będzie rzeź.
– Dawaj go na buta, a później z dupy zrobię ci kisiel.
Napakowany sterydami właściciel zakładu pogrzebowego jako pierwszy zauważył, że rozmowa doskonale się klei. Postanowił rozładować napięcie i skierować dyskusję na inne tory:
– Grypsujesz? Gdzie garowałeś? Bo ja w Iławie.
– W Barczewie – odpowiedział. – Za dziesionę – doprecyzował, po czym dodał z dumą w głosie: – Dwa razy się ciąłem i raz pałąk łykłem.
– O! To siadaj, ziomuś. – Zaprosił interlokutora ruchem głowy na leżący fragment muru. – Pobajerzymy trochę. Jestem Waldemar.
– A ja Rad – odrzekł wampir, kiedy usadowił się obok nowo zapoznanego.
– Skumaj, Rad – tłumaczył. – Ja tu teraz legalny biznes prowadzę. Nie, no gdzieś na boku coś się poszpunci. A to zajumać bryczkę, a to upchnąć szuwaks, wiadomo. Mam też burdel w piwnicy, ale robota numer jeden to pogrzeby. Obczajasz?
– Obczajam, kurwa fa – przytaknął. – Co mam nie obczajać?
– To szlus. Widać po twojej misce, że kręcę gadkę z dobrym ziomkiem – pochwalił go Waldemar, po czym powrócił do tematu: – Szmalec z pogrzebów jest w porzo. Zgredy kopyrtają co rusz, więc, bez zbędnych farmazonów, nalegam o zwrot trumny. I od razu dodam, że możesz u mnie mieć robotę. To, jak buchnąłeś towar, to klasa, ziomuś. Nawet Kiler się nie jargnął.
Waldemar mówił, ale wampir już go nie słuchał. Rad czuł potworny głód, który począł przyprawiać go o halucynacje. Patrząc na mężczyznę, widział olbrzymią kaszankę, a leżący obok pies przypominał mu talerz czerniny.
Rad zaatakował.
***
Waldemar obudził się bardzo głodny. Wstał z wilgotnej trawy i pociągnął za smycz.
– Trzeba, Kil, coś wpierdolić – oznajmił.
Ruszyli do miasta pogrążonego w głębokim śnie.
– I obczaj, że moja ksywa teraz to Wal. Bo co to za imię dla wampira, Waldemar?
Kil szczeknął dwa razy, co oznaczało: „Fakt, chujowe.”
Przemiana wydarzyła się, kiedy uciekł z więzienia. Chcąc zmylić pościg, biegł przez cmentarz. Tam zauważył mężczyznę, który stał między grobami, a jego blada skóra błyszczała w świetle księżyca, jak pomalowana farbą fluorescencyjną. Radek postanowił stłuc i okraść chuderlaka, bo co jak co, ale na wolności pieniądze były potrzebne bardziej niż sama wolność.
Niepozorny i wyglądający na schorowanego człowiek okazał się nadspodziewanie silny. Sprał Radka bez większych problemów, rzucając nim po okolicznych grobach niczym wypchaną kukłą. Potem zanurzył wielkie kły w jego szyi.
A kiedy Radek odzyskał przytomność, nie był już człowiekiem. Stał się mrocznym nosferatu.
Wkrótce też uznał, że nosi imię, które nie pasowało do krwiopijcy.
– Co to za imię dla wampira? – narzekał. – Radek, kurwa fa, z fabryki kładek.
Po burzy mózgu, trwającej dwa tygodnie i trzy dni, zakrzyknął tryumfalnie:
– Od dziś jestem, kurwa fa, Rad!
***
Wampir Rad był tej nocy bardzo rad.
Podziwiał swoją zdobycz, a w zasadzie nowy dom czyli trumnę. Do tej pory sypiał na cegłach w ruinach dawnego zamku krzyżackiego, ale kiedy reumatyzm zaczął dokuczać, postanowił zaopatrzyć się w coś szykownego i wygodnego. A że doświadczenie w zawłaszczaniu cudzych rzeczy miał niemałe...
– Buchnąłem sypialnię, kurwa fa, jakiejś nadzianej pycie – tłumaczył szczurom zgromadzonych pod ścianą lochu. – Po co mientkiej fajce taka bajerancka skrzynka? Przecież kima w koju. A ja mam tera zajebicho kwadrat.
Nogą, na której dyndał rozklejony trampek, sprawdzał komfort trumny. Cmokał z zadowoleniem, raz po raz szczerząc kły.
Niespodziewanie usłyszał ujadanie psa, a zaraz potem niski głos:
– Wyłaź, cwelu. Wiem, że się tam kitrasz. Rusz styję, bo nie po to po nocy zaginam, żebyś szpenia palił.
Rad postanowił spełnić żądania przybysza. Nie ociągając się, wyszedł z ruin i stanął naprzeciw muskularnego, łysego mężczyzny.
– Kiler cię wyniuchał, szmato. – Przybysz mówił o bullterierze, którego trzymał na smyczy. – Jebnąłeś z wystawy trumnę i myślisz, cioto, że jest git?
– Wąchaj pałę, frajerze – odpowiedział spokojnie Rad i natychmiast dodał: – Trzeba było, kurwa fa, lepiej lukać.
– Zaraz, pierdolony pedale, spuszczę Kilera i będzie rzeź.
– Dawaj go na buta, a później z dupy zrobię ci kisiel.
Napakowany sterydami właściciel zakładu pogrzebowego jako pierwszy zauważył, że rozmowa doskonale się klei. Postanowił rozładować napięcie i skierować dyskusję na inne tory:
– Grypsujesz? Gdzie garowałeś? Bo ja w Iławie.
– W Barczewie – odpowiedział. – Za dziesionę – doprecyzował, po czym dodał z dumą w głosie: – Dwa razy się ciąłem i raz pałąk łykłem.
– O! To siadaj, ziomuś. – Zaprosił interlokutora ruchem głowy na leżący fragment muru. – Pobajerzymy trochę. Jestem Waldemar.
– A ja Rad – odrzekł wampir, kiedy usadowił się obok nowo zapoznanego.
– Skumaj, Rad – tłumaczył. – Ja tu teraz legalny biznes prowadzę. Nie, no gdzieś na boku coś się poszpunci. A to zajumać bryczkę, a to upchnąć szuwaks, wiadomo. Mam też burdel w piwnicy, ale robota numer jeden to pogrzeby. Obczajasz?
– Obczajam, kurwa fa – przytaknął. – Co mam nie obczajać?
– To szlus. Widać po twojej misce, że kręcę gadkę z dobrym ziomkiem – pochwalił go Waldemar, po czym powrócił do tematu: – Szmalec z pogrzebów jest w porzo. Zgredy kopyrtają co rusz, więc, bez zbędnych farmazonów, nalegam o zwrot trumny. I od razu dodam, że możesz u mnie mieć robotę. To, jak buchnąłeś towar, to klasa, ziomuś. Nawet Kiler się nie jargnął.
Waldemar mówił, ale wampir już go nie słuchał. Rad czuł potworny głód, który począł przyprawiać go o halucynacje. Patrząc na mężczyznę, widział olbrzymią kaszankę, a leżący obok pies przypominał mu talerz czerniny.
Rad zaatakował.
***
Waldemar obudził się bardzo głodny. Wstał z wilgotnej trawy i pociągnął za smycz.
– Trzeba, Kil, coś wpierdolić – oznajmił.
Ruszyli do miasta pogrążonego w głębokim śnie.
– I obczaj, że moja ksywa teraz to Wal. Bo co to za imię dla wampira, Waldemar?
Kil szczeknął dwa razy, co oznaczało: „Fakt, chujowe.”