Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Rdza
#1
 WWWPrzechodząc przez wyschnięte koryto rzeki, napotkałem krainę wymarłą.
Był to cel mej podróży o charakterze zawodowym. Żar lał się z nieba, w oddali powietrze falowało. Uschnięta trawa, długa i pożółkła szeleściła pod moimi stopami. Nawet owady umilkły. Biedna, umęczona ziemia. Trudne środowisko zbliżało mnie z naturą, wyostrzając zmysły, dopatrując się szczegółów, których w komfortowych warunkach bym nie dojrzał. Odczuwałem otoczenie równie intensywnie, jak siebie samego.
Zdawało mi się, że wtapiam się w krajobraz. Oddech głęboki - wdychając i wydychając gorące powietrze, synchronizował się z jakimś tajemniczym pulsem tej ziemi.
Nigdy jeszcze w swoim życiu nie kontemplowałem otoczenia tak jak wtedy.
Nudne, monotonne pustkowia. Po dziwnym uczuciu symbiozy nastąpiło prawie niezauważalnie wchłanianie, jakby kraina porwała mój umysł i chciała mnie przerobić na swoją modłę, albo to ja upodabniałem się do okolicy. Obserwując ludzkie zachowanie, zdaje mi się, że człowiek ma w naturze upodabnianie się do otoczenia, jak kameleon, czy to trafiając do ludzkich grup, czy też trafiając na niegościnną ziemię. Byłem czujny, jakbym strzegł się przed niebezpieczeństwem. Chciałem wtopić się w tło. Odczuwałem osobliwy spokój, gdyż był kompletny, lecz towarzyszyła mu napięta czujność. To na pewno za sprawą wszechobecnego pustostanu. Patrzałem się w pustkę i ona przyglądała się mnie. Przyjmowałem ją do serca, a ona przyjmowała mnie do swojego.
Podobało mi się takie zawieszenie analitycznego umysłu. Byłem zbyt zmęczony, by myśleć o mej pracy. Skupiałem się na najprostszych sprawach, umykających zwykle człowiekowi, gdy jest zajęty tymi skomplikowanymi myślami, które są jak kości rzucane mózgowi niby psu, w które musi się wgryzać. Zachłanny i egoistyczny ludzki umysł ciągle się nudzi.
Jak rozpieszczone dziecko nieustannie krzyczy o uwagę, nie dając nam chwili spokoju. Już dawno stał się naszym panem, zamiast wytresowany się słuchać, rządzi nami. Zegarek zaczął nas nakręcać, umysł stał się niebezpiecznym pasożytem, dodatkowe koło u wozu. Wreszcie odpocząłem od niego.
 WWWZiemia chrzęściła, gdy chodziłem po spękanym podłożu. Wchodząc w większe kępy traw, unosił się kurz. Niebieskie niebo w tym upale potęgowało wrażenie pustki, wydawało się być głębokie jak nigdy wcześniej. Wytężając wzrok, przebijałem się przez zachwycająco czysty błękit, aż po ciemny granat i dalej czerń. Potem wracałem oczyma do ziemi i migały mi jasne plamki. Czasami walały się jakieś śmieci. Plastikowe, metalowe, szklane. Z dziwną kontemplacją długo obserwowałem zgniecioną puszkę coli.
Może faktyczne ten upał tak na mnie wpływał, ale przysiągłbym, że dane wtedy było mi doświadczyć „patos rzeczy”. Nie pamiętam wielu ważnych spraw, które lepiej dla mnie powinienem pamiętać, a utkwiły mi w głowie te szczegóły z wyrazistością wręcz niepojętą. Proste, nieważne szczegóły z przeciętnego dnia, jakich było wiele w moim życiu.
Czułem gorące powietrze na mojej skórze, pot na twarzy leciał z czoła i zalewał mi oczy. Pomimo że zawsze nosiłem czapkę z daszkiem, nigdy nie nosiłem okularów. Wbiłem sobie do głowy, iż nie chcę przysłaniać sobie prawdziwych kolorów. Dziwne też było to, że pomimo gorąca nie chciało mi się pić. Zauważyłem, że dyszę z otwartą gębą jak pies regulujący ciepłotę ciała schładzając się w ten sposób, czy jak zmiennocieplny krokodyl.
 WWWWreszcie niczym widmo, wyłonił się zza kotary przezroczystego, rozedrganego powietrza budynek. Ten jedyny obiekt na przestrzeni wielu kilometrów był moim celem. Sterczał posępnie, niszczejący i opuszczony. Długi, niski, dwupiętrowy. Kiedyś tu była szkoła. Wyjąłem aparat i zacząłem robić zdjęcia.
Z popękanych, szarych ścian odpadał tynk, wszystkie metalowe rzeczy pordzewiały. Na pierwszy plan wysuwał się plac zabaw z niszczejącymi ławkami i huśtawkami.
Podchodząc bliżej, popchnąłem małą karuzele. Rdzawy skrzek wstrząsnął mną do głębi, gdyż nie spodziewałem się, że tak rozdzierająco zaskrzypi. Dalej boisko do gry w nogę i kosza. Podszedłem do pordzewiałej siatki otaczającej szkołę tylko z jednej strony. Łapiąc się jej, obserwowałem uschnięty świat. Do spokoju doszła nostalgia, smutek. Chciałem go już od dłuższego czasu poczuć, a nie miałem ku niemu powodów, w moim spokojnym, bezstresowym byciu. Siatka kojarzyła mi się z niewolą, dlatego też pomogła poczuć nostalgię więźnia i jego tęsknotę. Nie było ptaków, by dopełnić ten sentymentalny obraz. Ptaki w locie kojarzą się z wolnością i podróżą.
Będąc dzieckiem, pojechałem na wieś do babci. Miejscowość leżała niedaleko morza, czułem bryzę w powietrzu. Tuż za małym domkiem babcia miała ogródek, a za nim lasy, bagna, pola. Pamiętam, jak zbierało się na deszcz i wtedy z góry dolatywało mnie przenikliwe wołanie. Kto usłyszał raz krzyk jastrzębia ten wie o czym mówię. Rozwibrowany, donośny w czystym, świeżym powietrzu. Na tle ciemnoszarych, kłębiastych chmur, majestatycznie krążyły. Dodać do tego nikłą wiedzę o świecie 9-latka, w miarę nowego na tym świecie, dwa razy mocniej przeżywającego i czującego, nie trudno wtedy pojąć, że miałem ogień w sercu. Zupełnie jakby mnie wołały. Chciałbym latać.
 WWWZawróciłem do ponurego budynku. Zostało mi jeszcze do zrobienia parę zdjęć wewnątrz. Przystanąłem przy karuzeli, chcąc się jeszcze nią pobawić, odkładając wejście do szkoły, która zdawała się groźnie na mnie łypać. Z powybijanych okien ziało czernią wnętrza.
Gdy wprawiona ponownie w ruch skrzypiąca, zardzewiała karuzela po swojemu zaśpiewała, jakby w odpowiedzi z wnętrza budynku dobiegł mnie dźwięk, lekki, melodyjny i na wskroś upiorny. Zrobiło mi się zimno, nagły chłód z wnętrza rozszedł się na całe ciało, aż zadygotałem. No i doczekałem się rozrywki. Nie przeczę, że na poważnie się przestraszyłem. Ten dźwięk wpłynął na psychikę dzięki swej normalności z nutką czegoś nieuchwytnego, lecz obcego. A wszelkie podejrzenie nieznanego wywołuje instynktowny lęk. Nie spodziewałem się takiego dźwięku tutaj. Ta placówka powinna być opuszczona. Z początku odczułem strach przed jakimiś obcymi ludźmi wewnątrz, ale oburzało mnie to „coś” tak szarpiące nerwy. Odzew przypominał melodyjne zawodzenie, mogące się wydobywać z całkiem dźwięcznego gardła, lecz było tak mechaniczne i anonimowe, że nie byłem pewien, czy ten dźwięk wydobył z siebie ktoś o specyficznej barwie głosu, czy to był instrument kojarzący się trochę z trąbką. Najbardziej jednak przykre skojarzenie miałem z jakimiś metalowymi przedmiotami. Coś jakby zmęczenie materiału. I muszę się do tego przyznać, chociaż to musiała być moja chora wyobraźnia, zaśpiew ten miał w sobie… coś rdzawego. Nie był chropowaty, schrypnięty ani rzężący, tylko ta niemalże nieuchwytna gama kojarzyła mi się z rdzą. Rdzawy krzyk - nie umiałem wtedy racjonalnie wyjaśnić sobie czemu akurat tak. Gdyby to był jakiś przedmiot, skrzypiące drzwi, nawet jeśli by to spowodował człowiek, poczułbym zwykły, swojski strach, przed jakimś włóczęgą. Najbardziej mnie w tym wyprowadzała z równowagi myśl, że to mógł być ludzki głos... bardzo dziwne.
 WWWWszedłem w objęcia ciemności, gdy budynek pochłonął mnie. Mrok był pełen kolorowych plam, które widziałem po wejściu z oślepiającego słońca. Odczułem zmianę powietrza. W uszach tępy pogłos jak po wyjściu z koncertu. Wydawało mi się, że tak może czuć się kosmonauta w przestrzeni kosmicznej, na zewnątrz absolutna cisza, słychać tylko oddech i bicie serca. Byłem jeszcze bardziej poddenerwowany. Jakiekolwiek racjonalne wyjaśnienia nie stłumiły moich lęków. Odgłos kroków odbijał się echem, pogłębiając uczucie pustki.
Zajrzałem do klasy pozbawionej drzwi. Powywracane ławki i krzesełka, biurko nauczyciela. Pierwsze piętro zachowało się w lepszym stanie. Znalazłem sekretariat i pokój dyrektora, meble wewnątrz były zdewastowane. Na korytarzu gablotka z pomazaną reklamą. Usiadłem na ławce, żeby odpocząć, wciąż czując podskórny lęk. Bardzo otępiały od upału, próbowałem pozbierać myśli.
 WWWPlacówka została opuszczona w latach 80 - tych. Nigdy do końca nie wyjaśniono prawdziwej przyczyny przeniesienia uczniów i pracowników ani powodu porzucenia. Oficjalna przyczyna była bardzo naciągana i niesatysfakcjonująca. Nierentowność, nieopłacalność, zbyt mała ilość uczniów. Dużo ciekawsze są plotki. Podobno nieprawdziwe, lecz widać, że skuteczne były, skoro przyczyniły się do takiej niesławy tego miejsca.
Pod koniec swej działalności, nauczyciele odchodzili, uczniowie masowo się przenosili. Czy faktycznie rozsiewane ploty mogły doprowadzić do uczniowskiego exodusu?
Szkoła powinna zostać wyczyszczona z wszelkich mebli, a jak się przekonałem, wszystko zostawiono, jakby cokolwiek związanego z tym miejscem mogło przynieść pecha.
Mnie osobiście zdziwiło, że dopiero po 30 latach rząd wreszcie chce przejąć opuszczoną szkołę. Będzie tu galeria, może jakiś supermarket, choć widziałem też, że są chętni przebudować nieużytek na hotel. Zależy, kto wygra przetarg.
Moim zadaniem było tylko udokumentować obecny stan, a potem masa papierkowej roboty. Słowo daję, w tym przeklętym kraju biurokracja jest absurdalna. Nie da się z tą wielogłową hydrą wygrać, prędzej pożre wszystkich uczciwych przedsiębiorców i biednych ludzi, potem jak nikogo już jej nie zostanie, pożre sama siebie. Takie właśnie niewesołe myśli nękały mnie na wspomnienie, o dalszej części mej pracy, że zdołały odegnać nawet lęk.
Myśli zaczęły mi się mieszać. Kompletny bezsens pourywanych zdań, przypadkowych słów, skrawki jakichś obrazów.  WWWChciało mi się spać, lecz zaraz z otępienia wyrwał mnie stukot z górnego piętra. Aż podskoczyłem ze zdenerwowania. Obraz zawirował mi przed oczami i poczułem ostrą igłę w sercu. W pełnej napięcia chwili usłyszałem butelkę staczającą się ze schodów. Powolne staczanie się tego zwykłego przedmiotu, spowodowało uczucie grozy nieporównywalne z chwilą poprzednią. Ręce trzęsły mi się tak, że nie mogłem utrzymać w nich aparatu. Największym powodem mej paniki jednak był stan kompletnej blokady myślowej. Wśród pierwotnych odruchów dominował prymitywny strach. Taki stan być może pomógłby mi na krótką metę, gdyby doszło do konfrontacji z niebezpieczeństwem, ale bez racjonalnego umysłu, czułem się wręcz bezbronny. W takiej chwili każdy oręż by mnie zawiódł, co mi nawet po broni palnej, gdy byłem na poziomie bezmyślnego gada? Chłodny analityczny umysł umiejący podejmować szybkie decyzje - oto największy skarb.
Jeśli ktoś wtedy mnie obserwował, musiał mieć duży ubaw, oglądając ten rzegotający worek kości. Chyba padłbym trupem w tamtej chwili, gdybym usłyszał jeszcze jeden dźwięk. Oczekiwanie okrutnie szarpało mi nerwy, stan napięcia był już nieznośny.
 WWWPostanowiłem wejść na ostanie piętro, skąd spadł przedmiot, lecz co sobie myślałem, wchodząc tam, do tej pory nie wiem. Myślę, że przyczyna błędnej interpretacji owych zjawisk, po części leżała w raportach, jakie zebrał mój kolega, z którym razem pracowaliśmy. Przypomniały mi się wtedy na schodach wywiady, jakie przeprowadził.
Oficjalne raporty uznawane przez władze przedstawiają i tak bardzo przykrą historię, że bez szalonych wymysłów czułbym się nieswojo.
 WWWWszystko zaczęło się od szkolnego chuligana, którego ojciec był bogatym przedsiębiorcą i wspomagał finansowo szkołę, tak więc przymykano oko na jego wybryki. Dziwnym trafem i na nieszczęście najbliżej zaprzyjaźnił się z bardzo sympatyczną i grzeczną parą. Chłopak i dziewczyna paradoksalnie nie byli lubiani w klasie, przez wzgląd na swą wysoką kulturę osobistą i miastowe obejście. Nie byli w żaden sposób spokrewnieni ani ich rodzice się nie znali, lecz w osobliwym zbiegu okoliczności zostali przeniesieni w bardzo podobnym czasie. Osamotnieni i odrzuceni, przyjęli towarzystwo innego wyalienowanego chłopaka. Agresywny i złośliwy nie miał kolegów i nawet przekupstwem nie mógł sobie ich zjednać. Tym bardziej wysoki status społeczny i pieniądze wzbudzały zazdrość. Tak więc mieli ze sobą coś wspólnego i na dodatek łączyła ich żywa wyobraźnia i wysoka inteligencja.
 WWWŁobuz miał starszego kuzyna za „wielką wodą”, który przyjechał do niego na wakacje. Przywiózł ze sobą coś, co zamieniło życie owej trójki w piekło, a śmierć w ohydną makabrę. Czym była owa rzecz? Naprawdę nie wiem, lecz kuzynostwo łączyła cecha nieposkromionej wyobraźni i byle rupieć ze strychu mógł dać zaczątek manii przedmiotu przeklętego.
 WWWZ przykrych wspomnień wyrwał mnie tupot stóp. Był niewyraźny, tak więc podejrzewałem, że był to omam słuchowy. I rozmowa, jakby z oddali, czyjś ożywiony monolog, czy też może echo mych kroków, gdy ze schodów wszedłem w korytarz? Ciężko być pewnym, gdy echo się niesie, a strwożone serce mocno bije. Krew pulsuje w skroni, oddech rzęzi.
Kolejny lęk sparaliżował me serce, gdy zdałem sobie sprawę, iż na tym piętrze doszło do tragedii. Po raz kolejny przeklęte i niechciane myśli zaczęły mnie dręczyć.
 WWWCo też naprawdę przywiózł ze sobą kuzyn chłopaka? Dzieciak na lekcji zaczął się zachowywać jak wariat, z manią w głosie zaczął krzyczeć o złudzie świata, iluzji ludzkiego bytu, o istocie człowieczeństwa i potrzebie wolności, o zrzucaniu masek, które na co dzień nosimy i ukazywaniu prawdziwych obliczy. W swym szaleństwie to ostatnie zrozumiał dosłownie i wprowadził w czyn. Na lekcji języka omawiano dzieła największego według nauczyciela przedstawiciela romantyzmu. Wyrostek wstał i wykrzykując wulgaryzmy pod adresem mistrza stwierdził, że „epopeją narodową podciera się w kiblu”. Żalił się, że prawdziwego romantyzmu się nie wykłada, czyli takiego, który obnaża mrok ludzkiej duszy. Nie ma większego pisarza w tej dziedzinie niż Poe. W tamtych czasach ten pisarz nie był bardzo popularny w naszym kraju, tak więc przypuszczam, że poznał go od swego kuzyna.
 WWWPo płomiennym przemówieniu wyjął nóż i powoli zaczął podchodzić do nauczyciela. Klasa momentalnie się zerwała i wśród pisków dziewczyn prawie wszyscy uciekli, prócz dwójki przyjaciół. Wykrzyczał cytat „Pojmać go i zedrzeć zeń maskę - niech obaczym, kogo przyjdzie nam wywiesić o świcie na murach!” Po czym zaczął ciąć sobie twarz. Nauczyciel co ciekawe nie próbował odebrać ostrza biedakowi, lecz czym prędzej wybiegł z klasy, porywając ze sobą dwójkę zszokowanych uczniów. Zadzwonił po pogotowie, a następnie po władze. Przerażeni uczniowie zebrali się przed głównym wejściem, lecz kazano się wszystkim rozejść. Oficjalna wersja mówi, że znaleziono wykrwawione ciało nastolatka w klasie, lecz nie było postronnych świadków. Plotki dają do zrozumienia, że ciała nie znaleziono w klasie, tylko strzępy czegoś, co było kiedyś twarzą. Sam upiór zdołał się doczołgać do domu swej jedynej przyjaciółki, co świadczy o tym, że czuł większy afekt względem niej jak przyjaciela.
Osunąwszy się na kolana przed jej drzwiami, znieruchomiał i w takiej pozie też go znaleziono.
Nie ma nic, co by mogły potwierdzić te wymysły. Z rodzicami dziewczyny nie udało się przeprowadzić wywiadu. Ona sama wróciła po dwóch dniach do szkoły, co prawda bardzo zlękniona, lecz nic nie wskazywało na to, by się załamała. Jestem niemal pewny, że to były narkotyki, tylko jakie? Musiały to być jakieś psychotropy, może kwasy, na pewno coś po czy nie czuć bólu.
 WWWPrzechodziłem właśnie koło klasy, w której zdarzyła się owa masakra. Salę zamknięto i już jej nie używano, ze względu na przykre wspomnienia, lub bardziej może nawet ze względu na legendę, która krążyła. Podobno dało się usłyszeć dochodzące stamtąd kroki i bolesne jęki, a z samego rana w oknie widać straszną, czerwoną twarz. Tchórzliwy stróż nocny sam podsycał wyobraźnię biednych dzieciaków, gdy się zwierzał, że nocami na obchodzie coś słyszy i czuje. Irracjonalnie zgarbiony i czujny, niemal na palcach skradałem się obok klasy. Starałem się nawet nie spoglądać w jej kierunku.
 WWWKorytarz w tym miejscu był wyjątkowo ciemny, gdyż okna znajdowały się dopiero na samym końcu, gdzie klasy się kończyły. Coś lekko zaskrzypiało, byłem tego pewien. Z tego, co się orientowałem byłem obok łazienki dla dziewczyn. Wyobraźnia mi podpowiadała, że mógł to być kurek w zardzewiałym i nieużywanym już kranie. Jakby ktoś go odkręcał. Gdy owładnięty zgrozą przechodziłem obok wiedziałem, że moje przypuszczenia są słuszne. Leciała woda. Budynek jest oczywiście odcięty, nie ma prądu i wody, lecz nawet wtedy będzie trochę, by coś poleciało. W dzieciństwie byłem biedny i gdy po kolei wszystko odłączano, a na ostatku wodę, mama odkręcała kurki do oporu i pod koniec dnia mieliśmy kilka misek.
 WWWMiałem już pewność, że ktoś tu jest. Bałem się jednak, iż to może nie być człowiek. Ten bzdurny zabobon paraliżował mnie, gdyż wiedziałem, co się stało w szkolnych toaletach, obok których zaraz będę musiał przechodzić.
Po tygodniu od wypadku przyjaciel samobójcy powiesił się w męskiej łazience. Bardzo możliwe, że wraz ze swą dziewczyną brali te same prochy co poprzedni. Na pewno były testy toksykologiczne na wykrycie środków odurzających, gdy przeprowadzono sekcje zwłok, lecz bez stosownych upoważnień policja nie chciała udostępnić nam kartoteki ze sprawy.
Byłem zdziwiony, że nie wzięto pod obserwację tej dwójki po pierwszej tragedii. Podczas lekcji wyszedł do łazienki, zawiesił uprzednio już schowaną linę i skończył ze sobą. Z sufitu wystawał hak podtrzymujący masywny klosz, który oczywiście został zbity. Sterczał samotnie, aż zainspirował drugiego szaleńca w historii szkoły. Chłopak, który odkrył ciało, stracił głos na całe dwa lata. Kompletnie się załamał i zamknął w sobie. To, co zobaczył, musiało być przerażające. Podobno, zanim otworzył drzwi, słyszał poskrzypywanie liny i metaliczny (rdzawy) pisk wyrobionego haka. Potem mówiło się, że czasami słychać bujające skrzypienie szubienicy i wtórujący mu mechaniczny zgrzyt. Szczerze mówiąc nie chciało mi się sprawdzać jak wygląda łazienka i czy wciąż wisi sobie ów kuszący hak.
Nieprawdopodobne, ale nikt po tym nie zwrócił uwagi na dziewczynę. Co za znieczulica, przecież straciła przyjaciela i chłopaka.
 WWWW drugiej łazience poderżnęła sobie gardło kawałkiem szkła. Z opisu mojego kolegi wyniesionego z wywiadu, rana była tak głęboka i straszliwa, że nawet fanatyk religijny nie byłby w stanie okaleczyć się w ten sposób dla swojego boga. To był dla mnie dowód, że padła ofiarą tej samej trucizny. Nie mam wątpliwości, że te najcięższe narkotyki potrafią tak dalece zmienić stan świadomości.
Dwie dziewczyny, które pierwsze się na nią natknęły, zwierzyły się, że ona jeszcze wtedy żyła, próbowała coś sobie śpiewać, lecz z rozszarpanego gardła dobywał się tylko bulgot. W umywalce było mnóstwo krwi i podobno rdzawa plama ciągle się pojawiała pomimo nieustannego czyszczenia. Obydwie dziewczyny miały awersję do pewnego rodzaju woni, który im się skojarzył z zapachem krwi. Kto miał okazje zapoznać się z większą ilością krwi, ten wie, jaki ma ona specyficzny zapach i smak. Wtedy oczami wyobraźni widziałem jak w piękny, słoneczny dzień otwierały ze strachem drzwi, słysząc dziwne bulgoczące dźwięki i czując ten zapach. Krew pachnie i smakuje trochę jak metal, szczególnie miedź, może rdza. Oczywiście wszyscy potem mieli skojarzenia słuchowe i czuciowe.
 WWWDo tej pory nie wiem czemu tak bezwiednie szedłem. Nie byłem ani zaciekawiony, ani nie chciałem się udręczyć w strachu. Mózg mi się chyba przegrzał i lazłem jak automat. Ostatnia sala była pozbawiona drzwi. Gdy do niej podchodziłem, zauważyłem wydobywające się z niej dziwne światło w kolorze sepii. Gdy tam zajrzałem, w rdzawym świetle uniósł się jakiś kształt. Kontur chudej sylwetki człowieka. Czarna istota poruszała się niezgrabnie, powoli, gdy nagle znieruchomiała, kompletnie zesztywniała i cień zgęstniał tam, gdzie człowiek powinien mieć szyję. Czy to była lina? Czym tu czuć? Tylko te myśli kołatały się po moim tępym łbie tuż przed ucieczką. Wybiegłem z ruiny, jakby goniła mnie horda bestii.
 WWWTeraz w parku, siedząc sobie na ławce, wciąż zdumiewam się nad swoją głupotą i tchórzostwem. Domyśliłem się wszystkiego, gdy po dotarciu do domu trochę ochłonąłem.
Jedyny błąd popełniony wtedy to wybór pory dnia. Wiedziałem, że będą upały, których nie zniosę. Z lenistwa, zamiast iść tam rano, wyruszyłem po południu. Nie przeczę, że doświadczyłem zdumiewającego przeżycia dzięki temu, że wylazłem na piekielnie gorące słońce, które omal nie ugotowało mnie na grzankę. Z budyniem zamiast mózgu wszelkie wrażenia zmysłowe odbierałem na opak. Wszystkie okna były powybijane, meble poniszczone. Idealny plac zabaw dla dzieciaków.
Pierwszy dźwięk, jaki usłyszałem, był zwykłym skrzypieniem powoli otwieranych, nienaoliwionych drzwi. Kroki, głosy, dziwne dźwięki były wygłupami dzieciarni.
Takie miejsca zwykle nie bywają puste, są dobrym schronieniem dla narkomanów, bezdomnych, włóczęgów, znudzonej młodzieży, a nawet mam znajomych, którzy szukają tego typu opuszczonych placówek, by się postrzelać w Paintball albo ASG.
Przypominając sobie szczegóły, zdumiałem się, jak mogłem tak wszystko przeinaczyć.
Ostatni incydent był tak trywialny w swej oczywistości, że aż mi wstyd. Gdy skradałem się, z materaca podniósł się zaspany człowiek i stąd jego dziwne ruchy. Mógł mieć kaca, mógł być osłabiony z głodu. Okno było zasłonięte szmatą, przez co wszystko zalewała dziwna poświata. I najfajniejsze - materializujący się stryczek, był zwykłą ręką zgiętą tak, jak zwykliśmy się drapać po głowie. Co za wstyd! I żal. Miałbym stuprocentową pewność, gdybym jeszcze chwilkę tam został. Osobnik by się w końcu odezwał i wszelkie wątpliwości by się rozwiały.
 WWWPrzypomniała mi się akurat teraz ta historia, gdy zobaczyłem osobę, z którą wiąże się to samo uczucie. Żal spowodowany ucieczką. I ta pewność, że wszystko zaprzepaściłem przez swe tchórzostwo. Gdybym choć trochę jeszcze wytrzymał i został. Wszystko by się wyjaśniło. Szła ze swoim chłopakiem, może nawet mężem.
Gdybym się nie bał i został.
Odpowiedz
#2
Lubię czytać takie opowiadania o nieprzyzwoicie późnej godzinie, mają wtedy większą "siłę rażenia". Wink To taka wstępna dygresja, a teraz do rzeczy.

Największym plusem tekstu jest umiejętnie budowany klimat. Widać, że też lubisz horrory i z rozmysłem stosujesz pewne chwyty jak np budowanie napięcia opisem, dźwiękiem, niedopowiedzeniem (a nawet grą cieni, kiedy dokładnie sobie wszystko wyobrazimy). I to jest główny atut.

Podobało mi się ponadto wejrzenie w psychikę bohatera. Umysł współczesnego człowieka w konfrontacji z nadprzyrodzonym musi szukać normalnych, przyziemnych wyjaśnień, to nieuniknione. Dobrze, że zawarłeś to w swojej historii, takie szczegóły jak rozmyślania bohatera odnośnie przyczyn (w Twoim wypadku były to narkotyki, omamy, "przegrzanie") dodaje dużo do realizmu opowiadania.

Ja bym jeszcze dopisał coś na temat tego przedmiotu przywiezionego zza oceanu. Nie opisał go dokładnie, ale dał jakąś wskazówkę. Tego mi zabrakło bardzo w tekście.

Stylizacja językowa całkiem udana, choć nie bezbłędna.

Pocytuję trochę z tekstu, bo technicznie było średnio (ale wiadomo - to rzecz do wyćwiczenia). Niemniej przyznam, że masz potencjał do pisania opowiadań z dreszczykiem. Podćwicz warsztat i powinno być okej.

Technicznie:

Cytat:Żar lał się z nieba, w oddali powietrze falowało.
Trochę zgrzytnął mi tutaj szyk, ja bym dał tak:
Żar lał się z nieba, w oddali falowało powietrze.

Cytat:Obserwując ludzkie zachowanie zdaję mi się, że człowiek ma w naturze upodabnianie się do otoczenia, jak kameleon
To z kolei myśl, która bardzo mi się spodobała. Trafne!

Cytat:Patrzę się w pustkę i ona przygląda się mi. Przyjmuję ją do swego serca, a ona przyjmuje mnie do swojego.
Oba pogrubione wyrazy - do usunięcia.

Cytat:Jak rozpieszczone dziecko nieustannie krzyczy o uwagę[przecinek] nie dając nam chwili spokoju.
Zabrakło przecinka. Tu i w wielu analogicznych sytuacjach. Te odczasownikowe słówka zakończone na -ąc zawsze tworzą nowe podrzędne zdanie i w takich sytuacjach przecinek się jak najbardziej należy.

Cytat:Chodząc po spękanym podłożu ziemia chrzęściła, wchodząc w większe kępy traw, unosił się kurz.
Rozumiem co chciałeś przekazać, ale napisałbym to zdanie jakoś inaczej. Uczyniłeś ziemię podmiotem i bezpośrednio można zrozumieć to tak, że ziemia chodzi po podłożu. Do przeredagowania to zdanie.

Cytat:Na pierwszym planie, był plac zabaw z niszczejącymi ławkami i huśtawkami.

Tutaj z kolei bez przecinka. Jak nie ma rzeczownika to prawie zawsze obędzie się bez przecinka.

Cytat:Podszedłem do siatki otaczającej szkołę tylko z jednej strony. Łapiąc się pordzewiałej siatki obserwowałem uschnięty świat tuż za niej.
Ogólnie nie masz problemu z powtórzeniami, jeśli były to nie na tyle rażące, by rzucić się w oczy. Tutak podkreślone tylko mi zgrzytnęło, bo bardzo blisko siebie. Pogrubione - wydaje mi się, że za nią, a nie - za niej. Chyba że zabrakło jeszcze jakiegoś słowa.

Cytat:poczuł bym zwykły swojski strach, przed jakimś włóczęgą
Bez przecinka.

Cytat:Placówka została opuszczona w latach 70 - tych.
Cyfry słownie.

Cytat:Nigdy do końca nie wyjaśniono prawdziwej przyczyny przeniesienia uczniów i pracowników, ani powodu porzucenia.
Narobiłeś w tym zdaniu masła maślanego. Dla mnie słowa przed i po "ani" oznaczają w gruncie rzeczy to samo. Chyba że po prostu ubrałeś to w nie do końca takie słowa jak zamierzałeś. W każdym razie - do przemyślenia i przeredagowania.

Cytat:Był niewyraźny tak więc podejrzewałem, że to był omam słuchowy.
Ja bym to zapisał jakoś tak:
Był niewyraźny, więc uznałem to za omam słuchowy.
Coś w ten deseń.

Cytat:a bicie strwożonego serca bije tak mocno.
a strwożone serce bije tak mocno.

Cytat:na pewno coś po czy nie czuć bólu.
Zgubiłeś jakąś literę. Prawdopodobnie "m". Wink

Cytat:Gdy do niej podchodziłem zauważyłem wydobywające się z niej dziwne światło w kolorze sepii.
Tu też coś trzeba pokombinować przy budowie zdania. Nie mam pomysłu na tę chwilę, żeby podpowiedzieć.

Cytat:Tylko te myśli kołatały się po moim tępym łbie tuż przed moją ucieczką.
Drugie pogrubienie do usunięcia. Łatwo popaść w przesadę z tymi słowami typu: mi, mój, moje, moją itd. Ale łatwo się z tym walczy - wystarczy po prostu kasować. Wink W większości przypadków bez słówka i tak wiadomo o co chodzi.

Cytat:a nawet mam znajomych którzy szukają takich opuszczonych placówek by się postrzelać.
Nie zrozumiałem za bardzo sensu. By sobie postrzelać? Z czego i w co? Do przeredagowania, bo niezrozumiałe.


Mam nadzieję, że coś Ci się przyda z tych porad. Smykałkę do grozy masz, tekst wzbudza niepokój, tylko jeszcze podszlifować warsztat i będzie cacy. Angel

Pozdrawiam!
Odpowiedz
#3
Powiem Ci, miło się czytało. Ładnie opowiadasz, szczególnie podoba mi się, jak przemawiasz do zmysłów - zwłaszcza ta chwila, kiedy narrator wchodzi do budynku. Niestety, nie udał Ci się moment zaskoczenia z tą ostatnią salą. Nie wzbudza ani niepokoju, ani chociaż napięcia. Tak myślałam na początku, przeczytawszy jednak do końca stwierdzam, że może nie jest to błąd. Bohater w końcu sam przyznaje, że zachowywał się jak automat, więc taki jest też i jego opis.
Intrygujące zakończenie. Narrator odnosi całą historię, jaka mu się przydarzyła, do swojego innego doświadczenia. Ciekawy zabieg, jeszcze się z takim nie spotkałam.
Zrobiłeś strasznie dużo błędów ortograficznych. Za to niestety muszę obniżyć ocenę o gwiazdkę.
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz
#4
Dziękuje Hanzo i Kruku za poświęcony czas i za wypowiedź. Jestem bardzo wdzięczny. Dziękuje Hanzo za wypunktowanie błędów, narobiłem strasznie dużo baboli. Nie chciałem wam utrudniać czytania, choć czytałem powtórnie i ich szukałem, nie widziałem ich. Bardzo mi to pomogło nie tylko ze znalezionymi błędami ale nawet trochę więcej teraz kapuje. Tym bardziej cieszę się, że się podobało i miło spędziliście czas.
Przyznaje się, że miałaś racje Kruku, twoje odczucia były identyczne z moimi, w najważniejszym, końcowym momencie zawiodłem, próbowałem utrzymać suspens aż do końca, ale niestety ostatnia scena mi po prostu nie wyszła, zawiodła mnie wena, nie umiałem stworzyć odpowiedniego napięcia.
W zdaniu "by się postrzelać" chodziło mi o paintball i ASG, ale tego czytelnik nie mógł wiedzieć, też mój błąd.
Mam już namiar z czym się strzec więc następnym razem będę bardziej uważać. Dziękuję za wysokie noty.
Zawsze sobie wyobrażałem, że portal literacki może być takim miejscem gdzie można sobie poopowiadać swoje zmyślone historie, chciałbym kiedyś być przy ognisku z ludźmi i opowiadać sobie historie o duchach. Sądzę, że taki portal to trochę namiastka, słyszałem już opowieści kosmiczne, fantasy, w realiach drugiej wojny światowej, w psychiatryku, lub przemierzałem klimatyczne miasto z wąskimi uliczkami i alejami.
Ode mnie legenda szkolna.
Dzięki jeszcze raz i pozdrawiam.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości