Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pyragon - Czarny Świt
#1
Królestwo Myrdorii od wielu lat było toczone przez zarazę związaną z ciągłymi zwycięstwami nad orkami i elfami. Przez dwadzieścia lat dobrobytu i ciągnących się wojen, ludzie nie dostrzegli jak bardzo zepsuci i słabi się stali. W ciągu dwudziestu lat panujący władca zmienił się dwanaście razy z powodu licznych rebelii. Pomimo swych licznych zwycięstw ludzie nie byli przygotowani na to co miało nadejść. Pewnego dnia do kontynentu podpłynął mroczny galeon, jak można się spodziewać ludzie w swej głupocie postanowili go zaatakować. Galeon pełen był członków tajemniczej rasy Osirów, pochodzących z odległych kontynentów nie znanych dotychczas przez innych na Myrdorii. Osirowie szybko odparli atak ludzi,zacumowali przy brzegu a następnie rozpoczęli kontratak. Jednostki Osir okazały się lepiej wyposażone i wyszkolone, dlatego ich zwycięstwo w walce było przesądzone. W przeciągu kilku lat królestwo Myrdorii straciło 70 % ziem a na całym kontynencie rozgorzała walka między każdą rasą. W wojnie zginęło sporo istnień, zbyt dużo by jakiś szalony nekromanta tego nie wykorzystać. Do zarazy tego kontynentu można doliczyć atak armii nieumarłych. Olbrzymiej armii jakiej jeszcze nie widział świat.

Zapewne zastanawia was kim jestem i skąd o tym wszystkim wiem....

Właściwie to czasami sam mam wątpliwości odnośnie mojej osoby, ale pozwólcie, że zacznę od początku....


Moje najdalsze wspomnienia sięgają jedynie dnia w którym umarłem.....

Jak przez mgłę pamiętam, że walczyłem na wojnie dla jakiegoś królestwa, ale nie pamiętam celu w jakim wojowałem i nie znałem motywu skłaniającego mnie do walki. Nie pamiętam jak dokładnie przebiegała walka, lecz w momencie w którym padłem na ziemię ujrzałem twarz swojego przeciwnika. Młoda kobieta o delikatnej cerze, szkarłatnych włosach i złotych oczach, z jędrnymi piersiami, ubrana w czerwoną skórzaną zbroję posiadającą dziwne czarne wzmocnienia.... to był widok który byłby w stanie zaspokoić i wyryć się w pamięci każdego mężczyzny.

Następnie obróciłem głowę w lewo aby odwrócić wzrok od swojej przeciwniczki i ujrzałem coś co odebrało mi resztki nadziei na zwycięstwo. Na polu bitwy znajdował się ogrom zwłok moich kompanów.Wśród zwłok znajdowali się żyjący jeszcze żołnierze, jednak byli załamani,zdesperowani,okaleczeni i bliscy śmierci, natomiast po stronie wroga nie można było dostrzec praktycznie żadnych strat...Przegraliśmy. Następnie moja pogromczyni postanowiła dobić mnie szybkim cięciem przez które straciłem przytomność.


Po pewnym czasie leżąc bezwładny na ziemi połowicznie odzyskałem świadomość. Nie zdawałem sobie sprawy z ilości czasu przez jaki leżałem nieprzytomny, nie wiedziałem ile osób przeżyło bitwę i co najważniejsze nie miałem pojęcia co się ze mną stanie. Widząc jedynie ciemną pustkę przed oczyma i nie mogąc poruszyć ciałem, starałem się nasłuchiwać czy nikt nie nadciąga. Po pewnym czasie usłyszałem jakieś dziecko krzyczące:

-Vaedrinnie, ten się nada-

A po chwili usłyszałem niski, ochrypły głos starszego mężczyzny:

-Zabierz go Hurionie, tylko uważaj zwłoki żołnierzy są niezwykle delikatne-

Kilka chwil później poczułem jak ktoś lub coś podnosi moje ciało i delikatnie trzyma je w dłoniach. Ów osobnicy podróżowali ze mną przez długi czas praktycznie nie rozmawiając. Nie mogłem zobaczyć twarzy moich ,,wybawców'' ale mogłem poczuć niosącego. Był ciepły a zarazem biła od niego zima aura. Po pewnym czasie podróży dotarliśmy na miejsce. Wtem kolejny raz usłyszałem ochrypły głos Vaedrinna:

-Zwłoki zachowały się znakomicie. Zanieś go do mojej pracowni-

--Jest drobny szczegół, on jeszcze żyje - Odpowiedział mu Hurion a ja wyczułem iż mówił to z ogromnym podziwem.

-To niemożliwe- Parsknął Vaedrinn po czym zbliżył się i zaczął mnie dokładnie badać. Jego dotyk był zimny a dłonie strasznie kościste.

-Czyżby esencja pradawnych?- Zapytał zaciekawiony Hurion

-Zanieś go do mojej pracowni, natychmiast!- wykrzyczał Vaedrinn.

Szybko zostałem przeniesiony do jakiegoś pokoju, położony na wygodnym i sztywnym miejscu, następnie zostałem rozpruty przez Vaedrinna. Najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że słyszałem i rozumiałem wszystkich dookoła, jednak nie mogłem nawet ruszyć ani poczuć własnego ciała. Gdy tylko Vaedrinn otworzył moje ciało od razu wyszeptał w przerażeniu:

-To niemożliwe...wszystkie ograny zostały poważnie uszkodzone- po czym powiedział do Huriona:

-Natychmiast przyprowadź do mnie kilku żywych ludzi.... to może być ciekawe- po czym powoli zaczął wydzierać i wycinać ze mnie wnętrzności. Być może i dla niektórych wydaje się to niewiarygodne lub powoli dochodzą do wniosków, iż Vaedrinn był nekromantą który na czas operacji podtrzymywał mnie przy życiu, tylko i wyłącznie z powodu zainteresowania moją osobą. Szczerze mówiąc nawet nie zastanawiałem się nad obecną sytuacją, jednakże musicie mnie zrozumieć..... byłem wpół przytomny. To stan podobny do snu na jawie, niby potrafimy i możemy robić co chcemy w tym śnie, lecz często zachowujemy się w nim dziwnie, oraz nie dostrzegamy absurdów często w nim występujących. Gdy Vaedrinn skończył wyciągać ze mnie wszystkie wnętrzności, jego asystent Hurion rozcinał jeszcze żywych ludzi i badał, które organy mogły zostać przeszczepione. Wieśniacy zazwyczaj krzyczeli w agonii i rozpaczy, bardzo prawdopodobne iż skręcali się przy tym z bólu. Wielu z nich zginęło po to bym ja mógł przetrwać. Jestem współwinny pozbawienia ich rodzin, przyjaciół, bliskich oraz życia. Po zakończonej operacji Vaedrinn oraz Hurion wyszli z pokoju zostawiając mnie samego. Nie mogłem się poruszyć a przed oczami nadal miałem ciemną pustkę, ponadto nie mogąc usłyszeć rozmowy mych ,,wybawców'' zasnąłem z wyczerpania.


Obudziwszy się odzyskałem wzrok i czucie w ciele. Podnosząc się z łóżka zauważyłem, że jestem nagi a ma skóra barwi się na szaro. Cały pokój zabity był starymi deskami i była w nim wyczuwalna wilgoć. Ściany pokryte były starą czarną krwią, a ze zgniłej podłogi wychodziły różnego rodzaju robaki. Przez dziury w ścianach padła część światła dzięki której można było rozejrzeć się po pokoju, a był on całkowicie pusty, nie znalazłem ani jednego ciała. Chodziłem po innych pokojach, licząc na to, że znajdę coś użytecznego lub spotkam Vaedrinna, jednak moje poszukiwania spełzły na niczym. Następnie starałem przypomnieć sobie kim jestem i co robiłem w przeszłości, jednak moja pamięć płatała mi figle. Jedynym czym pamiętałem był moment w którym szkarłatnowłosa kobieta zadała mi kończący cios swym mieczem. Następną rzeczą o jakiej pamiętałem, była rozmowa Huriona z Vaedrinnem, jednak byłem wtedy wpół przytomny i mogłem domyślić część rzeczy. Tak czy inaczej, nie mogłem siedzieć w tym budynku wiecznie. Postanowiłem wyjść na zewnątrz i zorientować się w sytuacji. Wychodząc na zewnątrz oślepiło mnie jasne słońce, jednak po chwili przyzwyczaiłem swe oczy. Stara rozpadająca się rudera z której wyszedłem znajdowała się na ogromnej górze, dlatego mogłem dostrzec piękno rozciągających się naprzeciw mnie horyzontów. Przed mymi oczami malowała się słoneczna, pogodna, pełna roślinności kraina bogata w faunę i florę wszelkiej maści. Na północy bogatej w tereny liściaste pełne drzew, pól uprawnych oraz fortyfikacji wojennych, ogromnych zamków można było zauważyć wypaloną ziemię oraz pozostałości po wielu bitwach. Nad całym południem rozciągała się ogromna sawanna która przykuła mój wzrok przez dobrą chwilę. Doszedłem wtedy do wniosku, że Vaedrinn musiał zmodyfikować moje oczy, gdyż byłem w stanie dostrzec wszystko z ogromnej odległości niczym drapieżnik z daleka obserwujący swą ofiarę. Ów sawanna przykuła mą uwagę ze względu swej różnorodności terenowej albowiem była ona pełna równin, dolin, kotlin, pagórków oraz holweg. Dalej na południu można było zauważyć lodowe pasmo górskie. Na wschodzie dostrzegłem piękne lasy, cudowne polany oraz niesamowite rzeki lecz nie mogłem znaleźć żadnego większego budynku który rzucałby się w oczy, żadnej fortyfikacji nie ważne jak bardzo wytężałem wzrok. Tym co najbardziej rzucało się w oczy była ogromna góra z której emanowała energia magiczna. Jedno moje spojrzenie na wschód przywołało ogromne obawy. Wszędzie wypalona ziemia i spaczone domostwa, a pozostałości po dawnych osadnikach zostały doszczętnie wymazane. Można było zauważyć, że spaczenie powoli rozszerza się na całą krainę. Po zobaczeniu tego zmotywowałem się aby od razu wyruszyć w drogę i dowiedzieć się :

W jakiej wojnie walczyłem? Z kim walczyłem? oraz kim tak naprawdę jestem?


Udałem się na północ licząc, że po drodze spotkam jakąś karawanę, korpus zwiadowców lub królewskie odziały. Schodziłem ze stromej góry dość ostrożnie i powoli łapiąc się wszystkiego co mogłoby mnie podtrzymać, gdyż każdy błąd mógł kosztować życie, a z powodu iż nie miałem ubrań mocno obtarłem nogi,ręce oraz plecy. Po zejściu z góry od razu ruszyłem przed siebie nie chcąc marnować czasu. Mijałem drzewa a czasem zwierzęta z mocnym postanowieniem zapominając przy tym, że jestem całkowicie nagi. Po paru godzinach wędrówki zauważyłem kogoś leżącego przy drzewie. Zbliżywszy się zauważyłem wysuszoną kobietę trzymającą w rękach małego chłopca. Obydwoje byli martwi, przebici czarnym średniowiecznym mieczem. Chłopiec trzymał w rękach zakrwawionego misia.

-Cholera, szkoda- Powiedziałem z lekkim smutkiem a po wyciągnięciu miecza z ciała dodałem: -Naprawdę szkoda miecza, ostrze mogło zardzewieć od krwi- Ku memu zdziwieniu ostrze było nienaruszone. Szybkim ruchem strzepałem krew a następnie przyjrzałem mu się dokładnie. Ewidentnie był to scimitar dwuręczny. Metalowa głowica przypominała wilka, trzon rękojeści pokryty był wygodną czarną skórą, a fioletowy jelec był długi i ostro zakończony. Na nasadzie ktoś wyrył podobiznę demona. Głownia czarna niczym nocne niebo, ostra z jednej strony i odrobinę wykrzywiona nadawała tej broni własnego charakteru. Niedaleko od ciała znajdowała się również fioletowa pochwa od broni. Wyryty na niej napis złoty napis ,,Nylfaen'' dał mi znać, że był to poprzedni właściciel broni. Następnie przeszukałem martwe ciała i pozbawiłem ich rzeczy z których nie miałyby pożytku, czyli praktycznie wszystkiego. Z kobiety ściągnąłem lnianą koszulę oraz spodnie a także czarny płaszcz z kapturem. Przy dziecku znalazłem zakrwawionego misia oraz mieszek z kilkoma miedziakami. Miecz natomiast przywiązałem do pleców i zadowolony z odzienia i dość dobrej broni ruszyłem dalej. ,,Im głębiej wchodziłem w las tym więcej drzew'' to przysłowie w moim przypadku powinno brzmieć ,,Im głębiej w las tym więcej trupów niewinnych ludzi''. Dosłownie na każdym kroku mogłem zauważyć nowe zwłoki jakiegoś martwiaka choć tym razem byli to również uzbrojeni żołnierze . Nie muszę dopowiadać, że dogłębnie przeszukałem każdego z nich. Przy jednym trupie z ogromną dziurą w klatce piersiowej znalazłem list a jego treść brzmiała następująco

,,Już od kilku dni walczymy z Osirami, ale i tak jesteśmy na straconej pozycji, jeden z nich zbliża się do nas powolnym stanowczym krokiem. Noszą dziwne lekkie zbroje z czarnymi wzmocnieniami od których odbija się nasza broń nawet silne pchnięcia nie są w stanie zarysować ich pancerza. Próbowaliśmy strzelać do nich z kuszy, lecz kusza pomimo przebicia pancerza nie dosięga ich ciała. Proszę przekażcie moim rodzicom, że walczyłem dzielnie i nigdy się nie poddałem.

~Zaburu Półtwarz z Mithiris ''

Na odwrocie listu znalazłem dopiski zapisane krwią:


,,Walczył dzielnie, jak na człowieka''


Rozglądałem się po polu bitwy przez długi czas i szukałem ocalałych wiedziałem już, że w tym samym miejscu walczyłem z Osirami i padłem konając od uderzenia jednego z nich lecz zostałem uratowany. Być może mogłem uratować kogoś innego? Szukałem godzinami i zauważyłem, że niektórzy wojownicy zmarli od przebicia klatki piersiowej inni umarli od ran kłutych a niektórzy szczęściarze mieli podcięcie gardła. Wbrew pozorom osoba z podciętym gardłem umiera przez jakiś czas, mając minutę czasem dwie na rachunek sumienia lub pogodzenie się ze śmiercią. Moje poszukiwania spełzły na niczym poza faktem iż ściągnąłem z paru martwych żołnierzy części pasujące do mnie, a następnie złożyłem z nich średnią zbroję łuskową która nie ograniczała moich ruchów i dość dobrze mnie broniła. Gdy zapadał zmrok wydałem z siebie okrzyk:

-Czy ktokolwiek tutaj przetrwał!- Nie dostając odpowiedzi dodałem jeszcze głośniej: -Chcę wam pomóc, ale dajcie mi jakiś znak. Poruszcie się, zawołajcie cokolwiek!- Znowu nie otrzymałem odpowiedzi, jednak postanowiłem się nie poddawać ponieważ w momencie w którym byłem ratowany przez Vaedrinna sam nie mogłem wykrztusić z siebie ani słowa. Szukałem ocalałych przez następną godzinę sprawdzając ich puls aż do momentu w którym jakiś rozwścieczony facet zawołał mnie z daleka:

-Idioto ! Co ty wyrabiasz!? Choć tutaj !- Jego głos był wzburzony zupełnie jakbym rozdrażnił wściekłego wygłodniałego barghesta i wpuścił go do koryta pełnego świń. Mimo wszystko cieszyłem się ze spotkania żywej duszy tak więc od razu ruszyłem w jego stronę. Gdy dzieliło nas kilka kroków zaczął uciekać głębiej w las a ja pognałem za nim. Po minucie intensywnego biegu dotarliśmy wreszcie do obozowiska o ile można było to nazwać obozowiskiem.... Dwie stare przewrócone kłody służyły jako ławki, przed nimi paliło się dość mocne ognisko na którym piekło się obecnie kilka ryb, a z boku ogniska stała dziwna całkowicie czarna kapliczka przedstawiającego jakiegoś mrocznego wojownika. Na kapliczce widniał duży czerwony napis ,,Zew''. Zaraz przed kapliczką zauważyłem dwa podziurawione namioty.

-Siadaj- powiedział ów mężczyzna po czym dał mi jedną rybę i wskazał na drugą ławkę. Usiadłszy na ławce wziąłem rybę i powoli delektowałem się jej smakiem. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że nie jadłem nic od kilku dni jeżeli nie tygodni a pomimo tego oraz faktu, że przeprowadzono na mnie skomplikowaną operację nie czułem się ani trochę słabo.

-Jestem Robert, ale możesz mi mówić Rob- Niski, smuty oraz pewny głos ów mężczyzny wytrącił mnie z mych rozmyślań. Dzięki temu, że usiadł przy ogniu mogłem mu się dokładnie przyjrzeć. Był młodym około trzydziestoletnim dobrze zbudowanym człowiekiem z krótkimi ciemnobrązowymi włosami oraz jasnymi pogodnymi brązowymi włosami. Cechą szczególną był brak prawej ręki, widząc na jego plecach dwa długie półtora-ręczne miecze mogłem stwierdzić, że kiedyś był oburęczny.

-Emm.. kim właściwie jesteś?- Zapytałem zaciekawiony

-Mówiłem Ci już Robert- Zapewne spostrzegł, że jego odpowiedź niezbyt mnie usatysfakcjonowała dlatego westchnął z bólem -Robert Argo II jestem szlachcicem oraz generałem w walce przeciwko Osirom.Lub przynajmniej byłem zanim zostaliśmy całkowicie zmiażdżeni. Byli o wiele lepiej wyposażeni już nie wspominając o umiejętnościach. Cóż zostawili mi pamiątkę - Wskazał na swą rękę po czym dodał z ogromną satysfakcją : -Ale przynajmniej zabiłem trzech z nich- uśmiechnął się szyderczo. Spojrzawszy na mnie lekko się zdziwił jednak uprzedziłem jego pytania: -Długa historia. Walczyłem na tej wojnie. Poległem od uderzenia kobiety ze szkarłatnymi włosami. Potem operował mnie jakiś mag. Nie pamiętam niczego przed tym....Nawet nie wiem jak teraz wyglądam- Jednym tchem opowiedziałem Rob'owi całą swą historię. Niewzruszony wstał podszedł do jednego namiotu i rzucił mi szkatułkę z lusterkiem.

Dokładnie przejrzałem się w lusterku i pierwszą myślą jaka wpadła mi do głowy było:-Że też nie przestraszył się na mój widok- Miałem pociągłą szarą twarz, długi złamany nos, całkowicie czerwone oczy... naprawdę nie posiadały źrenic ani nawet tęczówek były całkowicie czerwone nie wspominając o tym, że po moim lewym oku przebiegała duża długa czarna blizna. Moje całkowicie czarne i wysuszone włosy spięte były w kok, a na długich szarych spiczastych uszach przypięte były dwa kolczyki. Na całym ciele malowały się liczne blizny po operacji i wojnach. Cóż przynajmniej wyglądałem groźnie a to w przyszłości mogło mi pomóc z wieloma problemami. Zadowolony odrzuciłem lusterko Rob'owi całkowicie zapominając, że ciężko jest złapać dużą szkatułkę jedną ręką......mimo wszystko udało mu się. -Teraz tylko dowiedzieć się jak mam na imię- Dość zadowolony wymamrotałem do siebie nie wiedząc, że Rob to usłyszy. -Ej- Powiedział wskazując na mój miecz -Widzę napis na pochwie. To pewnie twoje imię-. Chciałem zaprzeczyć jednak ściągając broń zauważyłem, że napis faktycznie się zmienił. Zamiast złotego napisu: ,,Nylfaen'' widniało tam napisane czarnymi literami słowo: ,,Jivar''. Chwilę mego zamysłu przerwał dziwny jęk i odchrząkiwanie. -Oho, zaczyna się. Zostań tutaj i nie wychodź to rozkaz żołnierzu !- Rob ostrzegł mnie nie wyjaśniając dokładnie co się dzieje jednak postanowiłem posłuchać jego rady. Jęki i odchrząkiwania były coraz to mocniejsze, aż w końcu zauważyłem zbliżającą się do nas postać.Żołnierz. Chciałem do niego podejść, jednak Rob zatrzymał mnie i odepchnął do tyłu. Wojak zbliżając się do nas wydawał z siebie dziwne pochrząkiwania, dopiero z oddali byłem w stanie dostrzec, że był martwy. Niedługo po nim pojawili się też inni. Wyciągnąłem broń i czekałem na ich nadejście, jednak Rob kolejny raz mnie uspokoił: -Nie wejdą tutaj spokojnie-. Wszystkie trupy zatrzymywały się zaledwie kilka metrów od naszego obozowiska. Dzięki ognisku mogłem dokładnie obejrzeć nieumarłych wojowników.Ich twarze były blade a ich oczy pozbawione życia i puste. Wśród trupów znajdowała się nawet matka z dzieckiem, które było przez nią trzymane na rękach. Dziura którą pozostawił miecz była bardziej niż widoczna. -Siadaj i nie patrz na nich to lepiej będzie Ci to znieść- Oschle rzucił Rob po czym usiadł na ławce i zabrał się za kolejną rybę. Faktycznie byłem skołowany a nawet lekko obrzydzony z powodu trupów otaczających nasz obóz, jednak nie chciałem pogarszać swojej sytuacji więc zrobiłem to samo co on, a potem od niechcenia zapytałem go o pierwszą lepszą rzecz jaka przyszła mi do głowy aby nie zwracać uwagi na zombie.

-A więc....- Zacząłem dość niepewnie

-Jak właściwie zabiłeś trójkę Osirów skoro broń się od nich odbijała?-

Zapytałem o to tylko po to by zapomnieć o armii nieumarłych, jednak po chwili zrozumiałem, że naprawdę mnie to ciekawiło.

-Dzięki temu- Rob wyciągnął zza swych pleców piękny biały długi miecz i dał mi go do rąk. Wstałem i machnąłem nim kilka razy. Był ciężki, a mimo to podczas kilku zamachów wydawał się być niezwykle lekki a także przyjemny w użyciu.

-To miecz wykonany przez najznamienitszego rzemieślnika jaki kiedykolwiek istniał. Wykonał go Luiv znany również jako tytan kowalstwa. Mówi się, że ów kowal wykuł z zęba pradawnego smoka dwie sztuki a następnie podarował je najlepszemu wojownikowi tamtych czasów. Tak czy inaczej oba miecze są w mojej rodzinie od pokoleń i to właśnie dzięki nim byłem w stanie przebić się przez pancerz Osirów - W tym momencie oddałem Rob'owi drugi miecz, a następnie zapytałem o to jak właściwie udało mu się uciec. Może nie powinienem był pytać, gdyż Rob roześmiał się a potem powiedział:

-Jeden idiota prześlizgnął się przez ich główną flankę a następnie zaatakował ich przywódczyni. Padł dość szybko choć odwrócił uwagę Osirów na kilka minut przez co mogłem czmychnąć. Coś nie tak? Źle wyglądasz....-Skończył rozchichotany Rob, a ja postanowiłem i opowiedziałem mu całą swą historię od początku


Pozwoliłem sobie pominąć szczegóły dotyczące opowiadania Rob'owi o mej przeszłości i jego reakcji na zasłyszane informacje. W między czasie grupa gnijących nieumarłych wyruszyła na wschód. Przyznam, że trochę mi ulżyło z tego powodu, poza tym ich zapach był nie do zniesienia.W czasie w którym opowiadałem mu o mojej przeszłości, wszyscy nieumarli ruszyli na wschód i zaczęło świtać. Po wszystkim Rob spojrzał na mnie z dumą i rzekł: -Prawdziwy z Ciebie twardziel, nie dość, że nie uciekłeś na widok trupów tak jak zrobiliby to inni to na dodatek nawet nie przeraził Cię ich widok, dlatego postanowiłem, że razem z tobą wydostać się z tego piekła- Wstał z ławki i poklepał mnie po ramieniu. Wyciągnąwszy z namiotu mapę wskazał mi na północnym zachodzie czarną plamę: -To siedziba łowców demonów, najsilniejszych wojowników na kontynencie. Z ich pomocą możemy powstrzymać nieumarłych i Osirów. Zamierzam się tam udać a ty mi w tym pomożesz- Powiedział wskazując na mnie palcem. Chciałem się zapytać czemu miałbym mu pomóc... Ale zrozumiałem, że pójście z nim to moja najlepsza opcja. W końcu był generałem, mógł wysłać list czy jakąś wiadomość i dowiedzieć się o mnie sporej ilości rzeczy. Nie mogłem mu odmówić. W sumie, to powinienem się cieszyć, że miałem tyle szczęścia i go spotkałem. -Ruszajmy ku łowcom- Odpowiedziałem na propozycję Rob'a, nie wiedząc na jakie szaleństwo się pisze.
**********************************************************************
Dziękuje wam wszystkim za przeczytanie mojego tworu. Napisałem go już chwilę temu, dlatego pewnie doszukaliście się błędów. Umieściłem to tutaj licząc, że dzięki waszej pomocy będę w stanie pisać lepsze i ciekawsze historie. Był jeszcze jeden powód... Uwielbiam pisać... dlatego chciałbym napisać więcej i czułbym się zaszczycony, gdybyście przeczytali pozostałe części przygód Jivara. Jeszcze raz z góry dziękuje.
Odpowiedz
#2
Hm. przede wszystkim nazwę rasy Osir wybrałeś dość niefortunnie. OSiR - Ośrodek Sportu i Rekreacji... istnieje chyba w każdym większym miasteczku.

Jeden statek (choćby i galeon) raczej nie dałby rady przewieźć tyle załogi, żeby "załatwić" obronę całego kontynentu. Takie statki (największe) zabierały do 700 osób. No więc ściema grubą nicią szyta,

Cytat:Jak przez mgłę pamiętam, że walczyłem na wojnie dla jakiegoś królestwa, ale nie pamiętam celu w jakim wojowałem i

pamiętam, nie pamiętam. Powtórzenia nie są w tekstach mile widziane. Wskazują na ubogi zasób słów.

Cytat:Młoda kobieta o delikatnej cerze, szkarłatnych włosach i złotych oczach, z jędrnymi piersiami, ubrana w czerwoną skórzaną zbroję posiadającą dziwne czarne wzmocnienia.... to był widok który byłby w stanie zaspokoić i wyryć się w pamięci każdego mężczyzny.
No akurat miałby czas podziwiać....

Cytat: ujrzałem coś co odebrało mi resztki nadziei na zwycięstwo. Na polu bitwy znajdował się ogrom zwłok moich kompanów.Wśród zwłok znajdowali się żyjący jeszcze żołnierze, jednak byli załamani,zdesperowani,okaleczeni i bliscy śmierci, natomiast po stronie wroga nie można było dostrzec praktycznie żadnych strat.
Rozumiem, że bez tego oglądania i ujżewania bohater by się nie połapał, że dostają baty

Cytat:Wychodząc na zewnątrz oślepiło mnie jasne słońce,

przyjrzyj no Ty się temu zwrotowi, jaki on "kulawy".

Cytat: Następnie przeszukałem martwe ciała i pozbawiłem ich rzeczy z których nie miałyby pożytku, czyli praktycznie wszystkiego. Z kobiety ściągnąłem lnianą koszulę oraz spodnie a także czarny płaszcz z kapturem.
koleś musiał być raczej mizernej postury skoro pasowały na niego kobiece ubrania.

No i sporo jeszcze innych baboli.
Nie owijając w bawełnę: Jest słabo. Niestety leży logika opowiadania, a styl to nawet nie kwiczy. Przede wszystkim napisane dość infantylnie, tak jak pisze się przeciętne wypracowanie w gimnazjum. Na to jest lekarstwo. Trzeba dużo czytać, w sposób ukierunkowany. Patrzeć jak mistrzowie gatunku budują akcję. Jak zmieniają perspektywę, jak utrzymują tempo akcji. No i trzeba pisać wprawki. Niedługie sceny takie na stronę maszynopisu w których coś się ma dziać.

No i oczywiście pracuj nad logiką. Kilkuset wojowników nie załatwi całego kontynentu. Nawet jeśli zbroje są wytrzymałe na miecz, ktoś spróbuje katapulty, balisty albo czegoś w tym stylu. Jeśli nie żelazo, to użyją ognia. No chyba, że stworzyłeś niezniszczalnego superbohatera, no ale wtedy można go wziąć głodem albo coś w ten deseń.

Scena z polem walki miała być zapewne dramatyczna. No niestety wojownik na chwilę przed zaszlachtowaniem rozglądający się wokół i kontemplujący co kto robi, wybacz, raczej wiarygodny nie jest.

W tekście powtarza Ci się duży fragment. Prawdopodobnie źle wkleiłeś. Zechciej proszę go zedytować.

Reasumując: Kawał roboty przed Tobą. To opowiadanie nadaje się w zasadzie do napisania od nowa. Niemniej jednak nie ma co rozpaczać. Pisania da się nauczyć. Powiem więcej, trzeba się nauczyć.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#3
Dziękuje za komentarz.... Właśnie poprawiłem tekst. Co do Galeonu zdaję sobie sprawę, że może on przewieźć co najwyżej 700 osób. I takie było założenie... Porównałeś moją pracę do stylu z gimnazjum... Cóż prawdopodobnie masz rację, że mój poziom opowiadania nie zmienił się przez te kilka lat od gimnazjum.Prawdopodobnie jest to spowodowane faktem, że moje własne prace podobały mi się mimo wszystko. Ślepo pisałem nie starając się dostrzegać błędów, ani nawet rozwinąć się w kwestii pisania ,,sztuki pięknej'' Mimo wszystko dziękuje Ci za komentarz i wytknięcie błędów. Dzięki ludziom takim jak ty będę w stanie się poprawić. Liczę również, że przeczytasz pozostałe opublikowane przeze mnie prace i również mnie skorygujesz. No cóż pozytywem jest fakt, że już gorzej być nie może.... No i dotrwałeś do końca xd
PS: Pisałeś o mistrzach opowiadań Fantasy... Mógłbyś mi coś polecić?
Odpowiedz
#4
Spoks. Widywałem tu dużo gorsze teksty na forum. Niewątpliwie zajrzę kiedy coś wstawisz.
No oczywiście, że mogę. Z polskich autorów np. Sapkowski, Pilipiuk, Darda, Piekara. Z zagranicznych na sam początek mistrz i twórca gatunku Tolkien. Ale uważnie proszę i zwracać uwagę na sposób tworzenia, czyli ogólnie na warsztat literacki.
Pozdrawiam.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#5
Interpunkcja leży, z czego pewnie zdajesz sobie sprawę Wink Nie cytuję, bo trzebaby tego spooooro nacytować. Niemniej, nie przejmuj się, ale w wolnej chwili zajrzyj do jakichś poradników itd. sporo tego krąży po necie. Albo nawet do starego, dobrego słownika. Miłym i przyjemnym sposobem jest wziąć ulubioną książkę i "podpatrzeć", gdzie przecinki stawia ulubiony autor. Z początku trochę frustrujące, ale szybko się wyrobisz, przejdziesz na automatyzm i będzie fajrant.

Dialogi. Przykładem pierwszy:
Cytat:-Vaedrinnie, ten się nada-
Zły zapis. Prawidłowo powinno być: myślnik, spacja, treść dialogu, a na końcu znak interpunkcyjny: kropka, wykrzyknik, pytajnik.

Nadużywanie wielokropka (...) nie jest w dobrym guście. Zachowuj go na momenty szczególnie dramatyczne, kiedy naprawdę chcesz zawiesić narrację, by czytelnik poczuł jakiś niepokój. Jak będziesz nadużywał, to nie da żadnego efektu. Czytelnik się po prostu przyzwyczai.

Cytat:zbyt dużo by jakiś szalony nekromanta tego nie wykorzystać
Gramatycznie nie bardzo. W takim stylu mówią po polsku obcokrajowcy. Wink

Cytat:Zapewne zastanawia was kim jestem i skąd o tym wszystkim wiem....
Za szybko z tym wyskoczyłeś moim zdaniem. Nie przemyciłeś jeszcze do tekstu zbyt wielu zastanawiających rzeczy o narratorze, więc nie było czasu się zastanowić. Prawdę mówiąc, gdyby nie to zdanie, nie ogarnąłbym, że z narratorem jest coś "nie tak".

Cytat:jednak byli załamani,zdesperowani,okaleczeni i bliscy śmierci
Wszystko ładnie, ale taka cecha jak "zdesperowany" na polu bitwy kojarzy mi się jednak jeszcze z kimś żwawym, podejmującym wysiłek. Może to subiektywne, ale tak mi się zdaje, że załamany czekający na śmierć wojownik a zdesperowany walczak, to się gryzie.

Cytat:Ów osobnicy podróżowali ze mną
Owi osobnicy.

Cytat:Jestem współwinny pozbawienia ich rodzin, przyjaciół, bliskich oraz życia.
Wiadomo, o co chodzi, jednak trochę niefortunnie ubrane w słowa. Bo przecież zabijano tamtych wieśniaków, a nie ich rodziny i przyjaciół. Zamieniłbym "pozbawienia" na "sieroctwa", "osierocenia". Coś takiego.



No słuchaj, masz pomysł i zapał, ale brakuje wprawy. Wyrobisz się, tylko nie możesz się zrażać. Bierz na chłodno uwagi i opinie (my tu na VA jesteśmy jako tako uprzejmi, więc nie ma problemu, ale w Internecie można różnie trafić). Nie jest dobrze, ale nie ma też jakiejś wielkiej tragedii. Popracuj nad interpunkcją, powalcz z zapisem dialogów. Najważniejsze - czytaj tekst po raz drugi i wyłapuj babole w stylu:
Cytat:zbyt dużo by jakiś szalony nekromanta tego nie wykorzystać

To tak od strony technicznej.


Fabularnie - wydaje mi się, że za dużo chciałeś tutaj upchnąć. Tekst dla mnie jest trochę przesycony. Na Twoim miejscu zastanowiłbym się, które sceny są najciekawsze i rozbudował je, wszedł bardziej w dziejącą się tam akcję.
Przykładem pierwszy akapit - z najazdu tego galeonu możnaby zrobić ładną, dynamiczną scenę. Bez tłumaczenia, co i jak, ale z rwącą akcją. Miałbyś zainteresowanego czytelnika, w dalszych scenach mógłbyś spokojnie zaczęć przedstawiać bohaterów, świat itd. Bez pośpiechu. Takie moje zdanie. Wink

Pozdrawiam!

PS. Zostawiłem 2/5 z nadzieją na "więcej gwiazdek" w przyszłości. Smile
Odpowiedz
#6
Nie chce mi się czytać komentarzy, więc możliwe, że się powtórzę.
- jak ktoś „dobija” to ta osoba wtedy umiera a nie traci przytomność
- „mogłem poczuć niosącego” to mnie rozwaliło wręcz Big Grin
- hmmm jak piszesz o tym co słychać w czyim głosie czy tonie to lepsze są określenia „w jego głosie brzmiał podziw” przynajmniej dla mnie
- nie: został położony na miejscu tylko w miejscu
- hmmm nie czuł własnego ciała ale wiedział, że go rozpruł. Mam rozumieć, że wywnioskował to z ich rozmowy?
- „przyzwyczaiłem swe oczy” lepiej by brzmiało „oślepiło mnie jasne słońce, jednak po chwili moje oczy do niego przywykły”
- bardzo dobre opisy przyrody i krajobrazu
- „a z powodu iż” nie nie nie nie to trochę brzmi jak ponieważ, że
- długa historia? Opowiedział ją w dwóch zdaniach
- ciekawa fabuła
- początek kiepski ale później wciąga
- hmm wydaje mi się, że lepiej by wszystko brzmiało jeśli prowadził byś narrację w 2 osobie (przynajmniej na początku, bo później już jest lepiej)

Moja ocena to hmmmm 7/10.

I jestem Boginią Dobroci, bo specjalnie po to aby wystawić ci opinię założyłam tu konto.
Big Grin
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości