Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pudełko
#1
Pudełko

Dzień przed świętami spotkał w klubie elfa. Zamiast czerwonej sukienki miała czerwoną czapkę Mikołaja, postawił więc jej drinka z colą i zaśpiewał modną kolędę o jej długich nogach, długich uszach, długich włosach. Klub był dusznym pudełkiem i leżał gdzieś pomiędzy Warszawą a Nowym Betlejem, zresztą tylko on był otwarty w święta i pewnie gdyby Maryja z Józefem szukali teraz schronienia, nikt ich by tu nie szukał. Z sufitów do góry nogami zwisały choinki z kulami dyskotekowymi zamiast bombek, padał śnieg jak w Kolumbii, a ludzie pod jemiołą tańczyli z obcymi językami z Wieży Babel. Przetańczył więc ze swoją elfką całą noc, dobrze się bawił i chciałby więcej. Częściej. Miał nadzieję, że z wzajemnością i od pierwszego wejrzenia. Trochę się rozmarzył. Tracił dech. Na serio świeciła się w ciemności. Miał wrażenie, że jej włosy to lampki, kolorowe łańcuchy oplatały szyję, mógłby zejść niżej, już mijał obojczyki jak horyzonty zdarzeń, jej ciało było ciepłe jak mróz na policzkach i już prawie słyszał, jak jej równy oddech paruje mu w policzek, kiedy nagle naprawdę poczuł jej język w swoim uchu. Chciała się pożegnać, musi lecieć, było miło. Nie dała się odprowadzić, zamówiła ubera i już po chwili pod drzwi klubu zajechał Święty Mikołaj w saniach. Popatrzył groźnie, popędził renifery i sekundę później szybowali gdzieś nad Wisłą. Było miło i całe szczęście, że wciąż wierzył w Świętego Mikołaja, bo już by musiał uznać, że mu się przyśniła ta piękna elfka.
Właśnie świtało, postanowił więc wrócić do domu autobusem. Jeśli wiosna spaliną oddycha, to zima dym wydmuchuje prosto w twarz. Nie mieszkał na modnym Powiślu, na zielonym Żoliborzu, nawet nie na poczciwej Pradze. Był rozpieszczonym chłopcem z dobrego domu, wracał więc numerem sto osiemdziesiąt do Wilanowa. Przejechał prawie całą Warszawę, skacowanym wzrokiem przyglądał się, jak ludzie uwijają się w wigilijny poranek. Zastanawiał się, czy karpia można pomylić z Syrenką, czy Święty Mikołaj próbował kiedyś wejść do komina jakiejś fabryki. Widział w oddali Siekierki, jak dym z ich kominów ucieka i podryguje w rytm ciepłego elektro. Było zimno, a on miał trochę za krótkie spodnie i trochę za krótkie buty. Przynajmniej nie padał śnieg. Jak to w święta. Wreszcie wysiadł na swoim przystanku. Słońce raziło go w rozszerzone źrenice, a w nosie czuł jak mróz miesza się ze smogiem. Przeszedł kilka kroków i znalazł się przed kolejnym pudełkiem – swoim domem.
Jego dom był pudełkiem sponsorowanym przez Wesa Andersona. Serio. Był kolorowy jak pastele, bardziej symetryczny od całego klasycyzmu i pachniał tortami. Był przekrojem. Wszyscy w nim byli przekrojami. Był lepszy od szklanych domów tego gościa od rozdziobywania przez kruki i wrony. Wszystko było widać jak w domku dla lalek. Gdy się wchodziło, gdy tylko przestępowało się próg ich rodzinnego pudełka, nagle gdzieś gubiło się trzeci wymiar. I tak oto zredukowani do długości i szerokości prezentowali płaski ideał. Mama z najnowszej kolekcji Chanel, siostra jak milion dolarów, no i ojciec, głowa rodziny z wąsikiem i manierami nakręcanymi jak w zegarku. Sprawdził więc skrupulatnie i ukontentowany stwierdził, że syn wrócił przed ósmą. Bardzo dobrze. Zuch chłopak zjadł więc pożywne śniadanie z reklamy Nutelli, wszedł po schodach usytuowanych dokładnie pośrodku domu i położył się spać w swoim przytulnym pokoju. Serio nienawidził Wesa Andersona, nudziarz w sam raz dla snobów. Musiał jednak nabrać sił. Dziś Wigilia, a w Wigilię jest najgorzej.
Znaczy się – dla całej reszty rodziny w Wigilię jest najlepiej. Można się wystroić, można spędzić pół dnia nad nakryciem stołu, można napisać listy do starych nieznajomych i się pochwalić. No i wszystko musi być najlepsze, bo w końcu jaka Wigilia, taki cały rok. Co za ściema, pomyślał, odkurzając schody. Nigdy poza świętami nie odkurzał schodów. Nigdy w ciągu roku nie jadł też ryby z chałką i nie pił kompotu. Czuł się, jakby ktoś ich nagrał i puszczał na adapterze. Sami się nagrali i sami się puszczali. Play, przewiń, play. Biały jak wiersz obrus, ani rymów, ani plam. Sianko dla jelenia co wisiał na ścianie, poroże na serio czasem się odzywało o północy i dostawało w nagrodę różowy opłatek. Dwanaście małp, prac Herkulesa i groszy jak potraw. Siadali przy stole, nie było pustego nakrycia, bo zaburzyłoby symetrię, a symetria jest najważniejsza. Czasem gdy reszta modliła się nad talerzem o Bóg-wie-co, on prosił o nieznajomego, największego bezdomnego świata, co zburzyłby ten ład i harmonię, ale wpadał tylko George Michael i obiecywał, że to już ostatnie takie święta. Ta, jasne. Zjadł, naprawdę mu smakowało, zgasił ogień w kominku, żeby Mikołaj się nie sparzył. Znalazł pod choinką pięknie zapakowane pudełko, pomyślał, że to na pewno od rodziców, nikt tak idealnie nie pakuje prezentów. Nie mógł się nawet domyślać, że rodzice zafundowali mu pięknie zapakowaną dorosłość. On za to podarował im w tym roku wielkie okna na świat, żeby ich było jeszcze lepiej widać, na pewno się ucieszą. Siostrze natomiast kupił żyrafę do szafy, choć wiedział, że niepotrzebnie, bo jest raczej grzeczna. Zabrał więc swoje idealne pudełeczko, nie podziękował i poszedł do pokoju.
Zostawił pudełeczko na biurku, nie interesowało go co jest w środku. Pomyślał o swojej elfce. Ciekawe, czy dziś też będzie się świecić w ciemnościach. Postanowił sprawdzić i zamiast na pasterkę pójść do klubu. Poprawił muchę, zamówił ubera i już po chwili na dachu wylądowały sanie. Wyszedł przez komin i gwizdnął z zachwytu. Czekali na niego. Czerwony grubas z brodą, trochę hipis, trochę święty. No i jego elfka. Na serio była piękna i wciąż się świeciła. Nie był pewien, czy jej włosy są zielone czy niebieskie, Cuarón byłby zachwycony, w końcu jest znacznie lepszym reżyserem niż Wes Anderson. Podbiegła do niego, cmoknęła w policzek i pociągnęła za rękę do sani. Zabierają go na przejażdżkę.
Święty Mikołaj zdradził, że ma dla niego zaległe prezenty. A więc najpierw wystrzelili w kosmos. Zawsze chciał być astronautą i odkryć nową planetę. Eksplorować, badać, penetrować. Popędzili renifery, minęli stratosferę, przyśpieszyli i już po chwili opuścili Drogę Mleczną. Pozwiedzali obce galaktyki, zajrzeli do wnętrza czarnej dziury i wylądowali na tajemniczej planecie. Okazało się, że zamieszkują ją dinozaury. Od dzieciństwa marzył o tym, żeby przybić piątkę z wielkimi gadami. Przyszła do nich także Barbarella i oznajmiła, że czekała na niego, ale jego elfka przewróciła oczami i wydała pomruk zazdrości. W końcu jednak uśmiechnęła się i spytała, co mu jeszcze siedzi w głowie. Przyznał się więc, że jest niegrzecznym chłopcem. Zarumienił się i spuścił głowę, wtedy piękna pomocnica Mikołaja znowu cmoknęła go w policzek i obiecała mu coś na ucho. Znowu się zarumienił. Zląkł się jednak, czy Święty Mikołaj, ten stary piernik, nie pogniewa się teraz, kiedy prawda wyszła na jaw.
Ale Święty Mikołaj zaczął się śmiać w swoim stylu. Pewnie tak się śmieją stare pierniki na biegunie. Ho, ho, ho. Gdy skończył, zdradził mu sekret, że wszystkie dzieci są niegrzeczne, a i tak dostają prezenty. Że to dorośli są grzeczni, ale dorośli już nie wierzą w Świętego Mikołaja i prezenty kupują sobie sami. Oto tajemnica ludzkości. Wrócili do Warszawy. Zaczął padać śnieg i poczuli magię. Stali na dachu idealnego domu na nudnym Wilanowie. Pomyślał, że dorosłość to nuda. A co jeśli? Poza tym piękna elfka dużo mu obiecała na ucho. Spytał się więc Mikołaja, a ten pozwolił mu zabrać się z nimi na biegun polarny. Czyli czekała go dziś jeszcze niejedna impreza w we wszystkich częściach świata, w końcu Wigilia to najdłuższa noc w roku. Będzie miło.
Moi drodzy, jeśli jeszcze nie wiecie, spieszę z wyjaśnieniami. Elfami stają się niegrzeczni chłopcy i niegrzeczne dziewczynki, którzy wcale nie chcą dorosnąć i chodzą do klubów w Wigilię. Zostawiają wtedy na czystym biurku w swych przytulnych pokojach w idealnych domach pudełeczko z grzeczną dorosłością w środku. Lepiej nie otwierać.


Michał Erazmus
Odpowiedz
#2
Hmm. Interesujące. A nie mogłeś mi powiedzieć o tym pudełku z dorosłością jakieś 20 lat temu Wink.

Muszę przyznać, że wyszło Ci całkiem fajne opowiadanko wigilijne. Nawet z przesłaniem. No i jak na Ciebie napisane prostym tym razem, choć jak zawsze ładnym językiem.
Po prostu miło poczytać

Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#3
Przyjemne i z przesłaniem świąteczne opowiadanie. Nieco abstrakcyjne niczym sen, ale to dodaje mu uroku. Smile
Odpowiedz
#4
Hej, Gorzki i hej, Karen! Miło Was widzieć i fajnie, że dzięki mnie poczuliście magię świąt trochę dłużej.

Pozdrawiam z bieguna! Angel
Odpowiedz
#5
Mnie tekst się podoba i chociaż przeczytałem go po świętach, to poczułem na moment aurę minionych, świątecznych dni.
Narracja jest płynna, czyta się lekko.
Pozdrawiam,
Graf
"Ja "beznadziejność nadchodzących dni" -
Witam odważnym i rycerskim : "phi" !!" Tongue
Odpowiedz
#6
Hej, Grafomanie, widzę, że masz mylacą ksywkę, bo jednak znasz się na rzeczy. Miło mi. Wink

Dziękówka i wesołych świąt!
Odpowiedz
#7
Pierwszy akapit też winien posiadać wcięcie.
Może tytuł "Pudełeczko" lepiej oddałby humor tej historyjki? Tak jak i magię świąt - tę w znaczeniu "magii jedynego takiego dnia", związanych z nią wartości. I tę sztucznie tworzoną na potrzeby komercji. W kwestii

gramatyki widzę te same problemy co w "Marsie...". Ogólnie czytanie tejże pozycji nie było szczególnie trudne, ale chodzi o to by czytało się zgrabniej. To nie tylko sprawy gramatyki.
Na pewno też pierwszy podrozdział podzieliłbym akapitem na dwa odrębne.
Zaczął nowo utworzony zdaniem: Przetańczył więc ze swoją elfką całą noc... Bez tego wątek okoliczności spotkania opowiedziany jest jakby "na jednym, zbyt długim wdechu". Wprowadza to wrażenie chaosu w formie a przez to i w treści. Tyle że jest to chaos taki, w którym nie czuć jakiegoś sensu, celowego uzasadnienia czemu tak a nie inaczej poprowadziłeś rozwiązanie akapitu. A ten winien przecież służyć konstruowaniu i opisowi świata twojego "warsaw - fiction".

Podobnie ów sens wprowadziłoby dodanie pewnych, wyjaśniających dane zjawiska, okoliczności zdań. Na przykład:

Dzień przed świętami spotkał w klubie elfa. Zamiast czerwonej sukienki miała czerwoną czapkę Mikołaja. Miała, gdyż właściwie nie był to elf, ale elfina (elfka). Postawił więc jej drinka z colą...
Bez tego też od razu wiemy, już po chwili że elf jest tak naprawdę elfką. Tyle że chodzi też o to by czytelnik nie czuł się zdezorientowany. W ogóle, w kwestiii formy i treści wszystko to, co dotąd czytałem twego autorstwa prosi się o jakieś uporządkowanie myśli, które przelewasz na papier.
W związku z powyższym: czy swoje utwory publikujesz tuż po napisaniu, "na żywioł"? Czy też dajesz im pewną ilość czasu; dwa tygodnie, miesiąc, więcej by odleżały, dojrzały? Czy po tym czasie, z nowym, świerzym spojrzeniem na ten sam wers poddajesz je dalszej obróbce, modyfikacji?

[i] I kto to jest uber?


Poza tym wszystkim utwór podoba się.
Pozdrawiam Smile[/i]
Odpowiedz
#8
Dzień dobry, panu!
Bardzo mi miło, że się podobało i że udało mi się przywołać magię świąt. Smile

Pierwszy akapit po tytule (w opowiadaniu, w powieści, w pracy naukowej) nie musi być poprzedzony wcięciem akapitowym. Wcięcie akapitowe ma za zadanie wyróżnić graficznie kolejną składową tekstu, jeśli jest ona wyróżniona w inny sposób (w oczywisty, gdy rozpoczyna utwór, ale też choćby gdy jest oddzielona inaczej, na przykład gwiazdkami ***), nie musi być poprzedzona wcięciem. Choas jest, owszem, choć zapewniam, że w tym szaleństwie jest metoda. Ale to też pewnie prawda, że można by go trochę uporządkować.

A uber, to proszę pana, jeden z najwspanialszych wynalazków ostatnich lat: https://www.uber.com/a/join/?exp=70622_c...GAodqDkMWw
Szczerze polecam!

Serdeczności!
Odpowiedz
#9
Pierwszy akapit po tytule (w opowiadaniu, w powieści, w pracy naukowej) nie musi być poprzedzony wcięciem akapitowym.
Tak wymagali w szkole, zatem przyjąłem że cos musi w tym być. Ale może wartoby jeszcze popytać. Pozdrawiam.
Odpowiedz
#10
Nie warto słuchać autorytetów - ani mnie, ani pań od polskiego. Warto samemu szukać i czytać słowniki. Smile

Serdeczności!
Odpowiedz
#11
Cholera, przeczytałem i zacząłem gorączkowo szukać mojego pudełka z dorosłością. Trochę spać mi się chce, chyba dam sobie spokój. Rano piękna elfka obudziła mnie i poprosiła, abym ją zawiózł do pracy... Dobrze, że jest środek lata. Takie teksty lepiej wchodzą do głowy, kiedy nie toczysz wewnętrznej walki pomiędzy sacrum i oprawą tegoż sacrum.

Kilka uwag.


Cytat:Przejechał prawie całą Warszawę, skacowanym wzrokiem przyglądał się, jak ludzie uwijają się w wigilijny poranek. Zastanawiał się, czy karpia...
Siękoza


Cytat:mógłby zejść niżej, już mijał obojczyki jak horyzonty zdarzeń,
Dobre


Cytat:kiedy nagle naprawdę poczuł jej język
"nagle naprawdę" - w myślach czytelnika robi się tłok. Przeszkadza.


Cytat:jak dym z ich kominów ucieka
Zawsze w takich przypadkach namawiam, aby "ich" sobie darować.


Cytat:bardziej symetryczny od całego klasycyzmu
Też dobre. Ogólnie rzecz ujmując, pięknie odmalowany świat pozorów i blichtru.


Cytat:Był lepszy od szklanych domów tego gościa od rozdziobywania przez kruki i wrony.
Mistrz Stefan wielkim pisarzem jest, ale sformułowanie piękne.


Cytat:Gdy się wchodziło, gdy tylko przestępowało się próg
A tutaj "się" jedno na drugim, a nie przeszkadza. Od czego to zależy? Ktoś wie?

Cytat:Przyszła do nich także Barbarella i oznajmiła, że czekała na niego
Bardzo silna pokusa. Smile


Lekko i przyjemnie. Lubię, kiedy ktoś nie przywiązuje do rzeczywistości (czymkolwiek by nie była) zbyt wielkiej wagi. Po pierwsze dlatego, że więcej można zobaczyć, a po drugie dlatego, że rzeczywistość nie jest tego warta.
Odpowiedz
#12
Dzięki piękne, panie Szczepanie, za lekturę, chwilę, by zostawić ślad i celne uwagi! Lepiej nie szukać tegoż pudełka z dorosłością. Bardzo mi miło i polecam się na przyszłość!

PS
Rzeczywistość to tylko wierzchołek góry lodowej. Wink
Odpowiedz
#13
(06-08-2017, 13:41)erazmus napisał(a): Rzeczywistość to tylko wierzchołek góry lodowej. Wink

O takie właśnie wierzchołki rozbijają się okręty i marzenia.
Odpowiedz
#14
Mogę być Leo - kto chce być moją Kate? Angel
Odpowiedz
#15
Ja! Trójkę wybierz, Panie! Big Grin

" miała czerwoną czapkę Mikołaja, postawił więc jej drinka"

"Właśnie świtało, postanowił więc wrócić do domu"

"Był rozpieszczonym chłopcem z dobrego domu, wracał więc numerem sto osiemdziesiąt"

Mam wrażenie, że odrobinę nadużywasz tej budowy zdania, na początku tekstu rzuciło mi się w oczy.

Dziwnie czytać ten utwór latem, ale mimo to podobało mi się. Spodziewałam się, że po jednym-dwóch zdaniach odlecę myślami albo mi się zniepodoba, bo ostatnio mam tak (aż za) często, ale jak zwykle nie mogę się oprzeć Twojemu mózgowi. Smile

Ciao!
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości