Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pudełko
#1
Moje nieszczęsne Pudełko jest właśnie na etapie przepisywania. Pierwszy fragment już został ukończony, parokrotnie przekorektowany i mocno przebudowany. Postacie uległy pozmienianiu, inne imiona, inny background, ale fabuła z grubsza ta sama. Tak czy siak - enjoy!
Byłby zapomniał. Tak, to nie jest zwyczajna choroba i tak, to zostanie wyjaśnione.

Pierwszego człowieka poszukiwacz przygód wyczuł około południa. Nieproszony gość był prawdopodobnie czarodziejem, krążył bowiem dokładnie po skraju zaklęcia detekcyjnego. Gdyby zbliżył się choćby o metr, Magnus mógłby łatwo sprawdzić, jakiej magii intruz używa i jak silny jest zakontraktowany przez niego demon. Gość z pewnością ostrożnie sondował okolicę, sprawdzając dokładnie miejsce spotkania. Co gorsza, jeśli umiał rzucać zaklęcie podobne do używanego przez Magnusa, z pewnością poznał już część jego sztuczek.
Biorąc pod uwagę stopień zaawansowania paranoi trapiącej członków Rady Cieni, ostateczne upewnienie się, że spotkanie nie jest śmiertelną pułapką mogło mu zająć nawet kwadrans. Magnus był też pewien, że okolica jest właśnie poddawana dyskretnemu, acz dokładnemu przeszukaniu, w które zaangażowanych jest wielu podwładnych Rady. W tym, bez wątpienia, przynajmniej kilku dodatkowych czarodziejów.
A to wszystko przez spotkanie ich wysłannika z przedstawicielem Gildii. Ciekawe, jakie zabezpieczenia towarzyszą spotkaniu z którymś z faktycznych członków Rady. Pewnie na wszelki wypadek mordują wszystkich w okolicy, wliczając w to rozmówcę. Magnus zaśmiał się pod nosem. Jeśli te zabawy sprawiały kartelowi przyjemność, to nie miał zamiaru im przeszkadzać. Przynajmniej jak długo nie wiązały z prewencyjną egzekucją.
Rozsiadł się wygodniej na ławeczce. Jakiś przewidujący człowiek postawił ją na wzgórzu, z którego rozciągał się fantastyczny widok na leniwie płynącą rzekę - Telmonę. Magnus całe spotkanie traktował raczej jako urlop, mimo konieczności przebywania w strefie przyfrontowej. Prawdę mówiąc, trudno było uwierzyć, że zaledwie dwadzieścia kilometrów dzieli tę spokojną okolicę od terenów objętych aktualnie działaniami wojennymi. Jak na ostatnie dni jesieni, było dość ciepło - jedyną oznaką zbliżającej się powoli zimy był chłodnawy, orzeźwiający wietrzyk z północy.
Odpoczynek psuły mu jednak dwie drobne niedogodności, obie bezpośrednio powiązane z wojną. Pierwszą były łodzie transportujące uchodźców na południe, w drodze powrotnej przywożące zaopatrzenie i posiłki Armii Imperialnej. Drugi problem stanowiły słupy dymu, znaczące horyzont na północnym-wschodzie. Nie pozwalało mu to zapomnieć o tym, gdzie jest.
Nuda jednak powoli wygrywała z poczuciem obowiązku i koniecznością pozostawania w gotowości. Gdyby oczekiwanie miało trwać jeszcze kilka godzin, Magnus z pewnością nie oparłby się pokusie uszczknięcia kilku łyków z ukrytej w plecaku butelczyny mocnej poliańskiej gorzałki. Obiecał sobie, że gdy tylko skończy interesy, które go tu przywiodły, zajmie się nią w odpowiedni sposób. Niestety nie miał teraz czasu na takie przyjemności.
Nagle słońce znalazło dziurę w grubej, typowo jesiennej, warstwie chmur. Refleksy światła upiększyły rzekę, na nieszczęście w tym samym czasie, gdy Magnus nieświadomie wpatrywał się w mętną toń. W jego głowie eksplodował ból.
Zaciskając powieki i zakrywając oczy dłońmi, zgiął się w pół, klnąc pod nosem. Wysłannik mógł się pojawić w każdej chwili, zaś on, skorzystawszy z jesiennych chmur do zorganizowania sobie wakacji, sam sprowokował atak choroby.
Otworzył plecak i zaczął w nim grzebać.
- Wakacji mi się, kurwa, zachciało - warczał do siebie, przerzucając zawartość. W końcu znalazł manierkę z lekarstwem. Odkręcił ją i pociągnął solidny łyk.
Napój był niezwykle gorzki i magowi niemal natychmiast zrobiło się niedobrze. Po kilku sekundach mdłości zniknęły i Magnus poczuł się spokojny. Bardzo, bardzo spokojny. Wszystkie zbędne myśli i chęć do samoobwiniania wyparowały z jego głowy wraz z bólem. Toń wody w rzece nagle zmatowiała. Cały świat zrobił się ciemniejszy. Wbił wzrok w czarne jak smoła niebo. Jego umysł na chwilę rozpłynął się w ciemności zalewającej zmysły.
Gdy już zdołał znaleźć drogę powrotną do własnej głowy, odłożył manierkę z powrotem do plecaka. W międzyczasie z fascynacją przyglądał się metalowemu zamkowi. Parę razy otwierał go i zamykał, cały czas wpatrując się w niego intensywnie. Z jakiegoś powodu wydawał mu się jednocześnie fascynujący i zabawny. W końcu opanował się, chociaż z trudem. Nie miał dość czasu, by móc go marnować na efekty uboczne jego lekarstwa, które niestety działało też jak bardzo silny narkotyk.
Wyjął z kieszeni kartkę. Stanowiła niepodważalny dowód tego, że jest członkiem Gildii Poszukiwaczy Przygód - która mimo nazwy nie miała zbyt wiele wspólnego z przygodami - i że wysłała go w ten rejon jej szefowa, Lanya. Dokument był wielofunkcyjny, nadawał się nie tylko do odganiania wścibskich patroli Armii Imperialnej, poszukujących amnerskich dywersantów, ale i do udowadniania, że posiadacz nie jest podstawionym prowokatorem. Bo nawet ślad podejrzeń, przy poczuciu humoru ludzi, z którymi miał się spotkać, mógł się skończyć zwiedzaniem dna Telmony.
Położył kartkę na ławce obok. Wolał mieć ją pod ręką. Ludzie Rady mogliby źle zareagować na sięganie do kieszeni w ich towarzystwie. Uzbrojonych paranoików lepiej było nie drażnić. Zwłaszcza jeśli znajdowało się właśnie pod wpływem bardzo silnego narkotyku, jednego z nielicznych, na które członkowie Gildii nie byli uodpornieni. Magnus ledwie był w stanie myśleć. Wątpił, czy dałby teraz radę rzucić jakiekolwiek bardziej skomplikowane zaklęcie.
W jego głowie nagle rozwrzeszczał się alarm, przerywając rozmyślania. Zbliżały się trzy osoby, w tym jeden mag, na co wskazywał subtelny ślad Mroku wywęszony przez zaklęcie ostrzegawcze. Nie był w stanie dokładnie go sprawdzić - ten czar był zbyt skomplikowany jak na jego obecny stan.
Racjonalna i normalnie działająca część umysłu Magnusa zaklęła, gdy plan polegający na prowizorycznym opanowaniu się przed spotkaniem legł w gruzach. Pozostała część mózgu wybuchnęła śmiechem, uznając całą tą sytuację za niesłychanie zabawną.
Niech to szlag, pomyślał Magnus. Myśli o wakacjach zniknęły już z jego głowy. Musiałaś wysłać tutaj właśnie mnie, narzekał dalej. Maga z dziurą w głowie. Jak zwykle, wszystko się spierdoliło i, jak zwykle, ja muszę być w samym środku.
- Pan z Gildii? - Spytał idący środkiem gość, ubrany niezbyt bogato, ale schludnie. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak mistrz rzemieślniczy albo urzędnik. Wrażenie to rujnowali towarzyszący mu dwaj ochroniarze. Idący po jego prawicy mag w szarej szacie z białą gwiazdą na ramieniu był bez wątpienia świetnie wyszkolonym fachowcem z Gwiezdnego Kręgu, który pod względem zdolności bił na głowę każdego z ambitnych samouków Gildii. Jego kolega, kroczący po lewej stronie wysłannika wojownik w stalowym napierśniku na kolczudze, nie miał na sobie żadnych symboli, ale prawdopodobnie należał do Szarych Tarcz - zbrojnego ramienia Rady, którego działalność, w przeciwieństwie do Kręgu, była w Imperium zakazana.
- A pan zapewne z Rady. - Magnus powoli podniósł kartkę i podał ją gościowi. Starał się nie ruszać zbyt gwałtownie, bo nie mógł być pewnym tego, jak bardzo nerwowa była ochrona jego rozmówcy.
Gość tylko przebiegł wzrokiem po dokumencie, wyłapując kilka kluczowych słów takich jak: “Gildia”, “wysłannik” i “Lanya”. Potem go zwinął i oddał, kiwając głową.
- No, to skoro formalności mamy za sobą… - zaczął, ale mag przerwał mu, chrząkając znacząco. Posłaniec przez chwilę patrzył na niego bez słowa, z twarzą pozbawioną wyrazu, po czym wyjął z kieszeni mały czworokąt papieru. Mag nawet nie musiał brać jej do ręki, dostatecznie często widywał bowiem widniejącą na kartce pieczęć Rady Cieni, by móc ją rozpoznać z daleka.
Inna sprawa, dodała w myślach jego normalna część, że dotychczas raczej polowałem na ludzi używających tego znaku. Imperium chętnie płaciło za likwidowanie interesów Rady, zwłaszcza jeśli miały coś wspólnego z czarną magią. Pozostało mu mieć nadzieję, że kartel nie chował urazy, potrafiąc oddzielić interesy od osobistych uczuć.
- No, teraz możemy przejść do celu spotkania. - Magnus się uśmiechnął, ale uśmiech zastygł mu na twarzy, gdy zobaczył, że wysłannik go nie odwzajemnił.
- Z tym mogą być pewne problemy. - Stwierdził ponuro posłaniec. - Chociaż prościej będzie powiedzieć, że wszystko się dokumentnie spierdoliło.
Cudownie, brakowało jeszcze tylko pieprzonych komplikacji, pomyślał mag. Ciekawe, czemu życie tak mnie nienawidzi? Bogowie, co ja wam takiego zrobiłem? Miał wrażenie, że coś nieprzyjemnego, ale część mózgu zawierająca to wspomnienie zmieniła mu się w gulasz i to jeszcze przed wstąpieniem do Gildii. Zresztą może to nie oni, pomyślał. Może ja po prostu mam sakramenckiego pecha i czego bym nie tknął, to się spierdoli. Może…
Wysłannik przerwał jego rozterki.
- Otóż pudełko, które miałem panu dostarczyć, gdzieś się… zawieruszyło. - Posłaniec Rady wyglądał, jakby faktycznie było mu tego żal. - Wiemy, gdzie to się stało, ale niestety nie jesteśmy go w stanie odzyskać. Nie w chwili, w której w prowincji trwają działania wojenne, a nasi ludzie są zajęci ewakuowaniem dobytku Rady na drugi brzeg.
- Czyli… - zaczął ostrożnie Magnus, z trudem dusząc w sobie narastający gniew - spierdoliliście sprawę dokumentnie, mimo że zapłaciliśmy za całą akcję z góry, a teraz jeszcze mówicie nam prosto w twarz, że wasze błędy musi naprawić Gildia?
- No… tak. - Posłaniec zrobił minę, która sprawiała wrażenie, jakby naprawdę było mu z tego powodu przykro. A przynajmniej w ten sposób mag odczytał wyraz jego twarzy.
- Pierdolisz. - Umysł Magnusa zaczął się rozpływać w ciemnościach, znacznie głębszych niż poprzednio. Nagłym ruchem wsadził prawą dłoń w lewy rękaw i przejechał paznokciami po skórze. Pociekła krew. Ból nieco go otrzeźwił, ale ruch zwrócił uwagę członka Rady Cieni i jego podwładnych. Chociaż nie dawali tego po sobie poznać, Magnus wiedział, że oni wiedzą. Pewnie śmieją się z niego w głowach. Albo dziwią się, jak to możliwe, że przedstawiciel Gildii jest naćpany. Albo…
Czekaj, powiedział sobie w głowie. Czy to już nie jest paranoja? Albo przynajmniej choroba psychiczna? Odpowiedział mu śmiech - mniej racjonalna część umysłu uznała jego rozterki za bardzo zabawne.
- Zapłaciliśmy wam i w zamian spodziewaliśmy się wymiernych efektów - zaczął po chwili - a nie usprawiedliwień. Mieliście ukraść pudełko z depozytu lokalnej rezydentury Imperialnej Gildii Magicznej i dać je mnie. Potem ja miałem je dostarczyć na Wyspę. Jestem tutaj tylko dlatego, że wysłaliście nam informację, że pudełko jest gotowe do odbioru. Mam rozumieć, że kłamaliście?
- Nie. - Mruknął niechętnie posłaniec. - Gdy się z wami kontaktowaliśmy, faktycznie znajdowało się w naszych rękach. Ta sytuacja niestety uległa zmianie. Jeden z konwojentów okazał się… niegodny naszego zaufania. Uciekł wraz z pudełkiem, mówiąc dokładnie.
- Świat się kończy - odburknął mu Magnus, przewracając oczami. Czuł się coraz bardziej zmęczony. Normalnie po zażyciu specyfiku przynajmniej przez godzinę leżał albo klęczał gdzieś w kącie, czekając aż jego mózg się opanuje. A potem szedł spać i to na długo. Wyglądało na to, że cała ta wyjątkowo męcząca rozmowa przyśpieszała nadejście ataku senności. - Przestępca zdradził przestępcę. Czy odpowiednie zabezpieczenie przeciwko czemuś takiemu nie było wliczone w koszta?
- Było. Ale to nie zawsze się to udaje. Zdradził ktoś, po kim się tego naprawdę nie spodziewaliśmy. A na dodatek wytłukł cały wysłany za nim oddział.
- Jest cholernie dobry - skomentował Magnus, po czym z trudem powstrzymał ziewnięcie. - Chyba że ma kolegów. - Dodał po chwili. Posłaniec zrobił minę sugerującą, że próbuje wyrzucić z siebie coś bardzo nieprzyjemnego.
- To pierwsze. - Powiedział w końcu. - To Splamiony.
Senność zniknęła, zdmuchnięta nagle przez wściekłość połączoną z depresją. Magnus doszedł do wniosku, że to nie był zły dzień. To był najgorszy dzień w całym jego dość długim życiu. Najpierw atak, potem całe to cholerne spotkanie, a na koniec, jakby dla ostatecznego pognębienia, Splamiony. Utopienie w Telmonie zaczęło nagle jawić się jako atrakcyjna alternatywa.
- Pojebało was. - Stwierdził po chwili. Posłaniec skrzywił się, ale nie odpowiedział. Jego milczenie jeszcze Magnusa nakręciło. - I to kurwa kompletnie. Handel narkotykami zmieniającymi ludzi w rośliny lub wściekłych morderców, czczący demony sekciarze, eksperymenty na ludziach… wszystkie wasze tak zwane osiągnięcia właśnie przyćmił jeden przykład bezgranicznej tępoty. Wszystkie te przestępstwa Imperium w jego obecnym stanie jakoś by przebolało, bo przynajmniej nie mieszaliście się w politykę, ale Splamieni? Do gardła się wam rzucą. IGM, Kruki i Świątynia będą bić się ze sobą o możliwość podpalenia stosu. Ten wasz genialny pomysł z próbą ułożenia się z Amnerczykami właśnie spadł na drugie miejsce w rankingu popełnionych przez was głupot.
Posłaniec skrzywił się na przypomnienie jednej z największych klęsk Rady. Wysłała ona posłańca do jednego z legatów dowodzących amnerskimi legionami. Miał za zadanie przekonać go, by Tyranat przymknął oko na interesy należące do Rady, które znajdowały się na terytorium okupowanym. Plan spalił na panewce, a wysłannik został - jak określali to prześmiewcy - nakarmiony własnymi argumentami. Złotymi i stopionymi, aplikowanymi doustnie.
Magnus klął w myślach. Ostatnim, czego mu do szczęścia brakowało, byli opętani przez całe hordy demonów i praktycznie nieśmiertelni wojownicy, krążący po świecie w poszukiwaniu uwolnienia od prześladujących ich duchów, lub godnej śmierci.
- Pierdolę, stwierdził w końcu. Kończę tą rozmowę, a potem spieprzam na wyspę. Niech Lanya organizuje ekipę poszukiwawczą, bo ja mam to gdzieś. Ale najpierw muszę się dowiedzieć o sytuacji tyle ile mogę, bo po powrocie pewnie na dzień dobry zażąda ode mnie pisemnego raportu.
- Przynajmniej powiedz, że to nie był paladyn. - Posłaniec pokiwał głową, co w połączeniu z kwaśną miną i brakiem kontaktu wzrokowego nie tworzyło wrażenia szczerości.
- Bo nie był. Pełnoprawny członek, ale nikt ze starszyzny.
Paladynami nazywano grupę najsilniejszych Splamionych. Magnus brał raz udział w obławie na jednego z nich. Rycerz przebiwszy się przez wojowników Gildii dopadł go, a potem uciął mu głowę mieczem, nic sobie nie robiąc z zaklęć obronnych. Nie była to najgorsza śmierć, jakiej mag miał okazję doświadczyć, ale nie należała do przyjemnych..
- Dlaczego mam wrażenie, że nie jesteś do końca szczery? - spytał kąśliwie Magnus.
- No cóż - posłaniec westchnął ciężko, po czym odezwał się, starannie dobierając słowa - chociaż nie był to członek starszyzny, to po losie jaki spotkał wysłaną za nim ekipę wnioskujemy, że zawartość pudełka mogła go w poważnym stopniu wzmocnić. Prawdopodobnie tak bardzo, że jest w stanie w pełni nad sobą panować. Nie wiemy tylko, czy jakoś go to jeszcze… poprawiło, ale jest to bardzo możliwe, zwłaszcza jeśli zdołał podporządkować sobie demony.
- Cudownie. - Mag westchnął ciężko. - Podsumowując obecną spieprzoną sytuację: przekonaliście Splamionego, że zdołacie go uwolnić od demonów i wysłaliście po pudełko. Niestety, w drodze powrotnej doszedł do wniosku, że tak naprawdę robicie go w konia, więc wytłukł obstawę i korzystając z faktu, że znowu nad sobą panuje, ruszył dalej szukać lekarstwa, albo śmierci. - Urwał, widząc, że z każdym jego słowem posłaniec bladł coraz bardziej.
- Niestety tego drugiego.
- Jak to niest… - Magnus umilkł i wlepił wzrok w słup dymu na północnowschodnim skraju horyzontu. Oznaczający kierunek, z którego nadchodzą Amnerczycy, ponoć najlepsi żołnierze świata, w szeregach których pełno było magów ze sporym doświadczeniu w zabijaniu demonów i opętanych.
- Jeżeli Gildia jest skłonna zainterweniować - wtrącił szybko posłaniec, starając się uniknąć wypisanego na twarzy maga i zbliżającego się błyskawicznie wybuchu - wówczas Rada chciałaby prosić o zachowanie w tajemnicy naszego powiązania ze Splamionymi. W zamian będziemy mieć wobec was ogromny dług wdzięczności, który spłacimy kiedy tylko będziecie chcieli. My samy nie jesteśmy już w stanie nic zrobić.
Magnus wciągnął powietrze do ust. I bardzo powoli je wypuścił. Wciąż miał wrażenie, że posłaniec coś przed nim ukrywa.
- Innymi słowy - powiedział już spokojnie - spierdoliliście sprawę. I teraz mamy za was sprzątać, tak?
Posłaniec nie odpowiedział. Pożegnał się skinieniem głowy i odszedł. W ślad za nim ruszyła jego obstawa. Członek Kręgu, nim się odwrócił, podrapał się po głowie. Przy pomocy wyłącznie małego palca.
Magnus zesztywniał nagle. Znał ten znak. Nie miał pojęcia skąd mag z Gwiezdnego Kręgu wiedział, że członek Gildii kiedyś spędził kilka lat w towarzystwie czarodziejów z jego organizacji, ale najwyraźniej dowiedział się też, że przy okazji poszukiwacz przygód nauczył się ich języka znaków. Ten konkretny gest oficjalnie oznaczał “nie jest dobrze”, ale to tłumaczenie było powszechnie używanym eufemizmem, przyjętym z braku lepszej wersji. Gest ten opisywał sytuację w stylu wpadnięcia na tysiącletniego demona, żywiącego się duszami zamęczonych torturami ludzi, podczas gdy było się przygotowanym tylko na egzorcyzmowanie jakiegoś drobnego upierdliwca, szczającego ludziom do mleka.
Kurwa mać, zaklął w myślach Magnus. Po prostu kurwa mać.
Sekundę później senność wzięła nad nim górę. Ostatkiem siły sprawił, że jego głowa opadła na plecak, zamiast uderzyć o kant ławki. Moment później wpadł w łapy trapiących go koszmarów, których treść zawsze zapominał po obudzeniu.
Cała moja twórczość, z której jestem zadowolony:
Na zwłokach Imperium[fantasy]
I to jest dokładnie tak smutne jak wygląda.

Komentuję fantastykę, miniatury i ewentualnie publicystykę, ale jeśli pragniesz mego komentarza, daj mi znać na SB/PW. Z góry dziękuję za kooperacje Tongue
Odpowiedz
#2
No to będziemy bebeszyć. <zaciera ręce>

Cytat:Co gorsza, jeśli umiał rzucać zaklęcie podobne do używanego przez Magnusa, z pewnością poznał już część jego asów w rękawie.
Jakieś to zdanie dziwne, w szczególności te asy w rękawie pasują tu mniej więcej jak piernik do wiatraka.


Cytat:Biorąc pod uwagę stopień zaawansowania paranoi trapiącej członków Rady Cieni, ostateczne upewnienie się, że spotkanie nie jest śmiertelną pułapką mogło mu zająć nawet kwadrans. Magnus był też pewien, że okolica jest właśnie poddawana dyskretnemu, acz dokładnemu przeszukaniu, w które zaangażowanych jest wielu podwładnych Rady. W tym, bez wątpienia, przynajmniej kilku dodatkowych czarodziejów.
Kwadrans mój drogi to ja sprawdzam czy na desce w kiblu nie ma mrówek coby mi jajaec nie pogryzły. Jakby ktoś mógł mi łeb upitolić pewnie obserwowałbym go z pół dnia...
To przeszukiwanie okolicy też mi jakoś nie pasi. Przeszukiwać to se można kieszenie w poszukiwaniu na ten przykład zapalniczki, jak komuś stodołę sfajczyć zamierzasz. Przemyśl te zdania jeszcze raz.

Cytat:Posłaniec się skrzywił, ale nie odpowiedział
Tu ładniej by zabrzmiało Posłaniec skrzywił się, ale nie odpowiedział.

No i o to chodzi. Zapewne Krytycy przeżeźbią ten kawałek i wyprują z niego wszystkie pierze. Ale ja Ci już teraz powiem, że da się to czytać z zaciekawieniem i bez potrzeby tłumienia odruchu wymiotnego, jak w potrzebnej wersji.
No może nie jest to jeszcze lot orła nad Andami, ale już przyzwoity poziom trzyma. Nawt dialogów nauczyłeś się pisać.
Czyli jest poprawa, są wyniki. No i o to chodzi. Tak trzymaj.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#3
Ahahaha Big Grin
Pierwsza i trzecia kwestia poprawiona. Co do drugiej - przypominam, że to jest teren otwarty, na wzgórzu. Zbadanie trwa znacznie krócej niż w jakimś budynku, choćby dlatego że nie da się zamontować jakiejś pułapki tak, żeby zwaliła ci sufit na głowę. Piętnaście minut to w tym wypadku dość. Big Grin
Cała moja twórczość, z której jestem zadowolony:
Na zwłokach Imperium[fantasy]
I to jest dokładnie tak smutne jak wygląda.

Komentuję fantastykę, miniatury i ewentualnie publicystykę, ale jeśli pragniesz mego komentarza, daj mi znać na SB/PW. Z góry dziękuję za kooperacje Tongue
Odpowiedz
#4
można zamontować samopała, lub minę pod powierzchnią gruntu, Wykopać wilczą jamę, ukryć na ścieżce paskudny kolec nasączony jadem, schować gdzieś worek z szerszeniami, zostawić paskudnie jadowitego węża, zainstalować potykacz, nasmarować ławeczkę niemiłą trucizną białkową, zakopać deskę z gwoździami, nalać gdzieś łatwopalnego środka, zainstalować milutką minę skaczącą... No to tylko kilka z mojego repertuaru.... No i patrzysz teraz inaczej na otwarty teren Tongue

Z poprawkami poradziłeś sobie elegancko.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#5
Nie zapomnij, o magii. Która dodaje tyleż innych metod czegoś takiego, co sposobów na ich odkrycie.
Cała moja twórczość, z której jestem zadowolony:
Na zwłokach Imperium[fantasy]
I to jest dokładnie tak smutne jak wygląda.

Komentuję fantastykę, miniatury i ewentualnie publicystykę, ale jeśli pragniesz mego komentarza, daj mi znać na SB/PW. Z góry dziękuję za kooperacje Tongue
Odpowiedz
#6
Pan, panie Mirrond, jesteś leń. Tyle w temacie.

A rozpisując myśl (dobrze wiesz, o co mi chodzi, ale i tak Cię zrugam):
albo piszesz opowiadania tak absurdalne, że aż śmieszne, albo piszesz coś średnio epickiego, albo za bardzo emanujesz w opowiadaniach swoim stylem autora podręczników historycznych.

Takie samo mam wrażenie, co przedmówca: "da się to czytać z zaciekawieniem i bez potrzeby tłumienia odruchu wymiotnego".

Jeśli nie będziesz ćwiczył ani interesował się rozwijaniem "hobby", to albo utrzymasz obecny poziom, albo wrócisz do poprzedniego (oh God, no!).

Historia jest ciekawa, wciągająca (poza momentami, w których nie jest - odrzucający mur tekstu na początku, który może wyłączyć zainteresowanie czytelników, którzy znają Twój styl, a który w tym tekście, jak na razie, jest świetny, w porównaniu do starszych opowiadań) /mnożone przez/ (JAK NA RAZIE), zostawia niedosyt, czyli w sam raz na początek czegoś dłuższego.

Pracuj nad lekkością. Pracuj, pracuj, pracuj! To może będzie się dało Cię więcej czytać.

PS ten nawias niszczy tytuł niemal tak dobrze, jak cyferki itd., you know what I mean.
Odpowiedz
#7
Nie dałem rady.

Problem nr 1: epic data overflow

- jakaś nieokreślona wojna
- kartel
- rada cieni
- Gildia Poszukiwaczy Przygód
- Mrok
- Gwiezdny Krąg
- Szare Tarcze
- Imperialna Gildia Magiczna
- Splamiony
- Tyranat
- Kruki i Świątynia

No i takie rzucenie dwoma imionami gdy bohater wspomina o tych, których nie wysłano w jego miejsce, w sumie nic nie wnosi, a pogłębia zamieszanie. Gdyby to były znane czytelnikowi postacie to co innego.

Litości...
Takie tempo wprowadzania nazw/pojęć po prostu odrzuca, szczególnie że spora częśc z nich w ogóle nie jest wyjaśniona (tak, wiem, może będzie później, ale w tej sytuacji mogę nie dotrwać do tego "później"). I o ile nie mam problemu z rozbudowanymi opisami, stanowiącymi pożywkę dla wyobraźni (wychodząc z takiego założenia takowe serwuję i potem ludzie zrzędzą), tak zbyt nasilone rzucanie niewyjaśnionymi pojęciami mnie zniechęca.

Jak długi jest cały tekst? Czy te wszystkie wyżej wymienione nazwy rzeczywiście czemuś służą? Czy na pewno każda postać musi zostać określona, jako członek jakiegoś tajnego zakonu dusicieli krasnoludzkich popaprańców?

Problem w tym, że mamy to przedstawione z punktu widzenia bohatera, który wszystko wie i o nic nie musi pytać. Czytelnika łatwiej wprowadzać w świat przedstawiony oczami bohatera, który nie jest dobrze zorientowany, w przeciwnym wypadku wskazany jest pewien umiar.

Problem 2 - przekleństwa - owszem, lubię jak pewne postacie sobie czasem rzucą mięchem (vide: karczmarz z "Narreweida"), ale tutaj to nasilenie wszelkich "spier" było jak dla mnie jednak przesadzone, wywoływało przesyt i przez to głównie drażniło. K***a może czasami robić za przecinek, ale powyższe nie za bardzo - szczególnie że tutaj powtarzają to co chwilę obaj rozmówcy, więc nijak nie służy to podkreśleniu jakiejś odmienności w sposobie wypowiadania się istniejącej między nimi.

Masz tu "spie" i pochodnych w ilości 7.
Dla porównania - w I tomie swojej trylogii użyłem x1, myślę, że w miejscu, w którym się znalazło robi odpowiednie wrażenie

Problem 3 - jak wygląda bohater?


Ogółem: miałem nieustanne wrażenie jakiejś takiej ciężkości, a natłok, pojęć i nazw tylko to potęgował, przez co drugą połowę przeleciałem na fast forward i (co po części z tego wynika) ogólnie za bardzo nie wiem o czym to było.

Na pocieszenie powiem jednak, że zazwyczaj od forumowej fantastyki odpadam dużo wcześniej więc jednak coś przykuwającego uwagę w tym jest Smile
Odpowiedz
#8
Wojna - będzie wyjaśniona i nieco przybliżona już w następnym fragmencie.
Kartel - to samo, co Rada Cieni.
Rada Cieni - to samo, co kartel Big Grin Mało ważne z punktu widzenia fabuły (to przestępcy i tyle trzeba wiedzieć w temacie) więc nie zamierzam się w ten temat specjalnie zagłębiać.
Gildia Poszukiwaczy Przygód - W trzecim fragmencie będzie przybliżone.
Mrok - Chyba w piątym fragmencie będzie przybliżone.
Gwiezdny Krąg - Patrz: Rada Cieni. Umiarkowanie ważne. Z kontekstu można wywnioskować, że to jakaś organizacja magiczna. A tłumaczenie, że to niewielka, ale irytująca konkurencja dla IGM-u wyrosła z magów niezadowolonych z monopolu kontrolowanej przez Imperium IGM na bardziej zaawansowaną magię, jest w tym wypadku mąceniem wody (zaraz bym słyszał, że przesadzam z opisami urgh).
Szare Tarcze - Patrz: Rada Cieni. Jej zbrojne ramię, nic innego naprawdę nie trzeba wiedzieć, bo występowanie Rady i jej pomagierów w tej opowieści już się skończyło. Może będą w następnej ;x
IGM - Prawdopodobnie będzie w piątym fragmencie. In. Imperialna Gildia Magiczna, co zresztą było wspomniane i chyba sporo tłumaczy xD
Splamiony - Było wytłumaczone w pierwszej wersji "przeginasz z opisami". W drugiej nie ma - "dlaczego nie jest wyjaśnione" urgh. Wyjaśni się z kontekstu, po części w drugiej, trzeciej i może piątej części.
Tyranat - Będzie wyjaśnione w drugiej części. Może w trzeciej.
Kruki i Świątynia - Może gdzieś wplotę jakieś wyjaśnienie w piątej części.

Więc, jak widać, większość terminów jednak czemuś służy. A co do liczby części - pięć do siedmiu, z czego większość prawdopodobnie taka jak pierwsza, albo dłuższa.
Co do bohatera, który o wszystkim wie - I właśnie dlatego w trzeciej części pojawi się Lerek Big Grin Który mało wie, za to dużo pyta. A Magnus dużo wie, ale mało mówi (jakby mówił dużo, znowu bym słyszał, że za dużo opisów i że robię z tego encyklopedię, albo, jakąś książkę historyczną (patrzę na Ciebie, Bel Big Grin)).

Co do imion - ok, będę pamiętał.
Co do przekleństw - ok, będę pamiętał.
Co do wyglądu - Prawdę mówiąc sam nie wiem. Nie wiem, do tego stopnia, że wiedząc jak wyglądają u mnie opisy postaci wolałem uniknąć tematu i zdać się na wyobraźnię czytelników. Big Grin Może wplotę jakieś informacje, ale raczej nie będę opisywał postaci ;x

Ha, nie ma to jak pocieszenie. Niestety, sesja, więc ciąg dalszy najwcześniej w lutym.
Cała moja twórczość, z której jestem zadowolony:
Na zwłokach Imperium[fantasy]
I to jest dokładnie tak smutne jak wygląda.

Komentuję fantastykę, miniatury i ewentualnie publicystykę, ale jeśli pragniesz mego komentarza, daj mi znać na SB/PW. Z góry dziękuję za kooperacje Tongue
Odpowiedz
#9
Cytat:Rada Cieni - to samo,Mało ważne z punktu widzenia fabuły (...)
Gildia Poszukiwaczy Przygód - W trzecim fragmencie będzie przybliżone.
Mrok - Chyba w piątym fragmencie będzie przybliżone.
Gwiezdny Krąg - Patrz: Rada Cieni. Umiarkowanie ważne.
Tyranat - Będzie wyjaśnione w drugiej części. Może w trzeciej.
Kruki i Świątynia - Może gdzieś wplotę jakieś wyjaśnienie w piątej części.

A nie można by tak tych mało ważnych rzeczy sobie na razie darować w momencie, gdy jest pełno innych do zapamiętania, a przynajmniej niektóre z tych, które się przydadzą później zostawić... na później? (ograniczając się na starcie do tych, które są rzeczywiście od początku istotne).

Cytat:Więc, jak widać, większość terminów jednak czemuś służy.

Ja nie wątpię, że one czemuś służą. Po prostu atakujesz taką ich ilością, że czytam i:

co?... Że jak?... kto?... a co to?... eee...? - a stąd już blisko do: "hmm, ciekawe co dzisiaj na obiad?"

A to upychanie wszystkiego co się da na samym starcie, to dość częsty problem, z tego co zdążyłem zaobserwować. Czytałem ostatnio tekst, gdzie w krótkim pierwszym rozdziale był dokładny opis jednego bohatera (spoko, ja lubię dokładne opisy), zaraz potem opis jego siostry (ok), potem wyjaśnienie kim są, przedstawienie sytuacji politycznej i to nie przy okazji, w dialogach, tak jak lubię, tylko normalnie ściana tekstu niczym fragment z ksiązki historycznej (yyyyy), potem jakiś flashback i na dokładkę opowieść o stworzeniu świata i bogach (AAA!!!). Po czym drugi rozdział oczywiście opowiadał o kimś zupełnie innym i wystartował z jakimś tuzinem różnych imion, rodów, królów, ich synów łącznie z historią ich życia od dzieciństwa począwszy itp.

DON'T DO THAT

Zamiast tego polecam model następujący - wprowadzam postać, ona kogoś poznaje, o czymś się dowiaduje, kolejny rozdział jeśli nie opowiada dalszych losów tej postaci, to zwykle tyczy się kogoś, kogo już ten bohater poznał, czegoś o czym już się dowiedział, potem wychodzi z tego takie drzewko i tym sposobem można dojśc do wielowątkowej fabuły, która rozrasta się stopniowo. To akurat nie tyczy się (przynajmniej na razie) niniejszego tekstu, ale może się przyda, więc wspominam Wink No i jeśli jakieś informacje da się zapodać w dialogach - to najlepiej tak zrobić.

Cytat:Co do wyglądu - Prawdę mówiąc sam nie wiem. Nie wiem,

No bywa. Czy ktoś pamięta jak wyglądał ASowy Reynevan? Bo ja nie (i nie jestem pewny czy go w ogóle wyraźnie opisano). Czytając miałem przed oczami coś na kształt Christiana Slatera w wersji z "Imienia Róży", tutaj... nie wiem. Prawdę mówiąc chyba nie mam nic przed oczami i to raczej nie służy zainteresowaniu się losami "niewidzialnego" bohatera.

Cytat:Co do imion - ok, będę pamiętał.

Tu mnie nie zrozum źle. Jakby koło tych imion było cokolwiek, co by sprawiło, że gdy (jesli) te postacie się później pojawią, przypomnę sobie o czymś, co ich dotyczyło, to spoko, niechby sobie były. Jakby nie to ile jest tu niejasnych i niewyjaśnionych rzeczy pewnie też by to w niczym nie przeszkadzało, ale kiedy już i tak jest pojęciowy chaos, to posypywanie go jeszcze garścią niczego dla czytelnika nie oznaczających imion raczej nic dobrego ze sobą nie niesie.
Odpowiedz
#10
Cytat:A nie można by tak tych mało ważnych rzeczy sobie na razie darować w momencie, gdy jest pełno innych do zapamiętania, a przynajmniej niektóre z tych, które się przydadzą później zostawić... na później? (ograniczając się na starcie do tych, które są rzeczywiście od początku istotne).
Nie bardzo wiem, co mógłbym tu wyciąć... ale na przyszłość postaram się radę zapamiętać i ograniczyć liczbę nowych pojęć Tongue

Cytat:Ja nie wątpię, że one czemuś służą. Po prostu atakujesz taką ich ilością, że czytam i:

co?... Że jak?... kto?... a co to?... eee...? - a stąd już blisko do: "hmm, ciekawe co dzisiaj na obiad?"
Jak już mówiłem, będę pamiętał.

Cytat:A to upychanie wszystkiego co się da na samym starcie, to dość częsty problem, z tego co zdążyłem zaobserwować. Czytałem ostatnio tekst, gdzie w krótkim pierwszym rozdziale był dokładny opis jednego bohatera (spoko, ja lubię dokładne opisy), zaraz potem opis jego siostry (ok), potem wyjaśnienie kim są, przedstawienie sytuacji politycznej i to nie przy okazji, w dialogach, tak jak lubię, tylko normalnie ściana tekstu niczym fragment z ksiązki historycznej (yyyyy), potem jakiś flashback i na dokładkę opowieść o stworzeniu świata i bogach (AAA!!!). Po czym drugi rozdział oczywiście opowiadał o kimś zupełnie innym i wystartował z jakimś tuzinem różnych imion, rodów, królów, ich synów łącznie z historią ich życia od dzieciństwa począwszy itp.
Aż tak nie odjeżdżam. Zresztą gdybym chciał zacząć opowiadanie o stworzeniu świata, bogach itd. to by tu wyszło ze 20 stron A4. Więcej, jeśli zacząłbym wspominać o historii.
Historii życia się nie spodziewaj, za dużo bym spoilerował.

Cytat:Zamiast tego polecam model następujący - wprowadzam postać, ona kogoś poznaje, o czymś się dowiaduje, kolejny rozdział jeśli nie opowiada dalszych losów tej postaci, to zwykle tyczy się kogoś, kogo już ten bohater poznał, czegoś o czym już się dowiedział, potem wychodzi z tego takie drzewko i tym sposobem można dojśc do wielowątkowej fabuły, która rozrasta się stopniowo. To akurat nie tyczy się (przynajmniej na razie) niniejszego tekstu, ale może się przyda, więc wspominam Wink No i jeśli jakieś informacje da się zapodać w dialogach - to najlepiej tak zrobić.
Ok.

Cytat:No bywa. Czy ktoś pamięta jak wyglądał ASowy Reynevan? Bo ja nie (i nie jestem pewny czy go w ogóle wyraźnie opisano). Czytając miałem przed oczami coś na kształt Christiana Slatera w wersji z "Imienia Róży", tutaj... nie wiem. Prawdę mówiąc chyba nie mam nic przed oczami i to raczej nie służy zainteresowaniu się losami "niewidzialnego" bohatera.
Hmph, w sumie fakt. Postaram się nad tym popracować.

Cytat:Tu mnie nie zrozum źle. Jakby koło tych imion było cokolwiek, co by sprawiło, że gdy (jesli) te postacie się później pojawią, przypomnę sobie o czymś, co ich dotyczyło, to spoko, niechby sobie były. Jakby nie to ile jest tu niejasnych i niewyjaśnionych rzeczy pewnie też by to w niczym nie przeszkadzało, ale kiedy już i tak jest pojęciowy chaos, to posypywanie go jeszcze garścią niczego dla czytelnika nie oznaczających imion raczej nic dobrego ze sobą nie niesie.
Po dogłębnym zastanowieniu przepiszę fragment z imionami. Już ich nie będzie Tongue
Cała moja twórczość, z której jestem zadowolony:
Na zwłokach Imperium[fantasy]
I to jest dokładnie tak smutne jak wygląda.

Komentuję fantastykę, miniatury i ewentualnie publicystykę, ale jeśli pragniesz mego komentarza, daj mi znać na SB/PW. Z góry dziękuję za kooperacje Tongue
Odpowiedz
#11
Spooks Gieferg. A ja tam sobie spokojnie tego Mirrondowego czarodzieja wyobraziłem. Serio. W sumie to widziałem go od pierwszej chwili.

Taki w wysoki, raczej chudy, albo nawet kościsty, o mocno bladej twarzy (jak po chorobie), podkrążonych, ale mocno błyszczących jak w gorączce oczach. Ogólnie dość niezdrowo mi wyglądał. Włosy siwiejące, długie i przetłuszczone. Koniecznie czarny, ale zszarzały od noszenia płaszcz z kapturem. Kolo nie nosi kapelusza tylko łazi w tym kapturze. No i nie wiem czemu, bo to nie epoka przecież, ale jak sobie siedział na tej ławeczce to z jakichś przyczyn widziałem go ze słuchawkami na białym przewodzie wetkniętymi w uszy..
Ot skrzywiona wyobraźnia.

Zaś kolo od tego kartelu czy co tam: Mały, łysy i wyglądający na takiego trochę zeszczurzonego urzędniczynę.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#12
Włosy siwiejące tylko troszkę, zamiast przetłuszczonych potargane i krzywo obcięte. Co do płaszcza - generalnie tak, dodaj plecak, a kaptur niech czasami (np. w czasie siedzenia na ławeczce) zdejmuje.
Takie zmiany i widzisz go tak, jak ja go sobie wyobrażałem. Ostrzegam, mogę pożyczyć część opisu, prawdopodobnie w trzecim fragmencie Big Grin
Cała moja twórczość, z której jestem zadowolony:
Na zwłokach Imperium[fantasy]
I to jest dokładnie tak smutne jak wygląda.

Komentuję fantastykę, miniatury i ewentualnie publicystykę, ale jeśli pragniesz mego komentarza, daj mi znać na SB/PW. Z góry dziękuję za kooperacje Tongue
Odpowiedz
#13
Obiecałam, że będę puchata i będę Wink
I w sumie dobrze, że wiedziałam, że Cook, bo zawczasu wiedziałam na co się przygotować. I tak, to zdecydowanie high fantasy z opracowanym systemem magicznym – czy jest bardzo nowatorski i oryginalny, to stwierdzić nie mogę – ale na pewno jest ciekawy, z dużą ilością nazw własnych, tajemniczymi organizacjami, wojną tle i pewnym tajemniczym pudełkiem. Lubię wszystkie te elementy, kiedy są oczywiście dobrze skrojone Wink

Po wydrukowaniu testu wyszło koło 7 stron maszynopisu, niewiele, ale czytałam dość długo. To nie jest zarzut, po prostu chciałam się skupić. Piszesz całkiem nieźle. Żadnych wielkich błędów się nie dopatrzyłam, może to nie jest sposób pisania, który zapada mi w pamięć i który ubóstwiam, ale to rzecz gustu, więc poprzestanę na stwierdzeniu, że w tym aspekcie nie jest źle.

Bohaterów było niewielu. Najbardziej rzucił się w oczy Magnus, w końcu to jego oczami śledziliśmy akcję. No i właśnie przez to jakoś zabrakło mi opisu jego wyglądu (w ogóle bym prosiła o więcej opisów). Liczę, że w dalszej części dowiemy się jednak jak wygląda (chyba) główny bohater. Ja akurat nie lubię postaci, które dużo przeklinają, ale to znów jest kwestia gustu.
Reszta została przedstawiona głównie przez pryzmat funkcji, takie trochę wyszły gadające głowy, ale co tam – we wstępie nie da się od razu zrobić wszystkiego, bo się czytelnik znudzi.

Odnośnie nazw, bo jak zerkałam w komentarze powyżej, to wielu czytelników miało z nimi problemy. Nie jest źle, szczerze mówiąc, spodziewałam się czegoś bardziej przegiętego. Tymczasem lepiej jest tak niż gdybyś do każdego nowego pojęcia dopisywał akapity wyjaśnień i robił z tego jakiś podręcznik rpg. Mogę mówić tylko w oparciu o swoje własne czytelnicze doświadczenie, ale rzadko kiedy podczas czytania fantasy udaje mi się zapamiętać wszystkie nazwy, które pojawiają się w prologu/pierwszym rozdziale od razu. Nie o to chodzi. Ale jak się pojawi taka nazwa drugi, trzeci raz, w dodatku zostaną podane do tego jakieś nowe informacje, to nie mam już poczucia zagubienia i ciasnoty w mózgu po przyjęciu sporej dawki informacji. Lepiej wprowadzać czytelnika w świta delikatnie niż walnąć jak cegłą w głowę Wink

To co tu przeczytałam to całkiem niezły wstęp – zaproszenie do dalszej lektury. Stron było niewiele, a więc miejsca niewiele, tymczasem udało ci się dość zgrabnie przedstawić informacje o świecie (wiemy, że jest Imperium i jakiś drugi kraj, toczy się wojna). Znalazło się też dość sporo miejsca na magię. Rozumiem, ze wiele zależy od demonów, tak? Czy mag jest tym silniejszy im silniejszego demona sobie zakontraktuje? Czy może odwrotnie to siła maga predysponuje do określonego demona? Zaintrygowało mnie pojęcie „zakontraktowania” i jestem bardzo ciekawa, jak się coś takiego odbywa. Czy to faktycznie jakiś rodzaj transakcji, gdzie obie strony coś sobie obiecują na zasadzie transakcji handlowej, czy może demona trzeba jakoś sobie zniewolić? Idąc tym tropem, wyszło mi w przemyśleniach, ze Splamieni to magowie, którzy nie poradzili sobie z demonami? Ciekawe to i zostawia wiele pola do interpretacji. Wstęp nakreśla nam też problem wokół którego najprawdopodobniej będzie obracała się fabuła. Pudełko jest intrygujące. Intrygujące jest kto i po co je chce. Gildia i Rada to kolejne dwa mgliste pojęcia, które obiecują wiele. Szczególnie Rada, która jawi się jako organizacja silnie zhierarchizowana, która ma na pewno wiele frakcji, a to znów daje pole do polityki i intryg. Uff, czy ja nie za bardzo nadinterpretacje <joke>. Z pojęciami nie jest źle, ja jakoś tam sobie wszystko wyjaśniłam z kontekstu i dialogów. Czy poprawnie, nie wiem, ale liczy się zaangażowanie czytelnika. Będzie dobrze, jeśli dalsza akcja przybliży jakoś te pojęcia i organizacje.

Na koniec naprawdę maleńka garstka czepów.

Cytat:Albo dziwią się, jak to możliwe, że przedstawiciel Rady jest naćpany. Albo…
Nie wiem, czy dobrze zrozumiałam, ale wydawało mi się, że Magnus jest z Gildii.

Cytat:- Zapłaciliśmy wam i w zamian spodziewaliśmy się wymiernych efektów - zaczął po chwili - a nie usprawiedliwień. Mieliście ukraść pudełko z depozytu lokalnej rezydentury Imperialnej Gildii Magicznej i dać je mnie. Potem ja miałem je dostarczyć na Wyspę. Jestem tutaj tylko dlatego, że wysłaliście nam informację, że pudełko jest gotowe do odbioru. Mam rozumieć, że kłamaliście?
To w sumie nie czep, tylko taka refleksja ogólna. Czasem zdarzają się takie kwestie, które trzeba przekazać czytelnikowi ale nie ma po prostu dobrego sposobu, jak. Czasem wtedy powstają takie dialogi, kiedy postaci tłumaczą sobie coś po raz kolejny, albo mówią to co jest dla obu stron jasne, tylko po to, żeby poinformować o ty czytelnika, który, niestety, nie siedzi w głowach wszystkim. Nie wiem, jak długi masz staż pisania i nie czytałam innych twoich tekstów, tak więc tylko uczulam, że czasem podobne fragmenty mogą brzmieć nieco sztucznie.

Cytat:-Dlaczego mam wrażenie, że nie jesteś do końca szczery? - Spytał kąśliwie Magnus.
To akurat błąd w zapisie dialogu.

Cytat:- Świat się kończy. - Odburknął mu Magnus, przewracając oczami.
I jeszcze jeden.

Cytat:Senność zniknęła, zdmuchnięta nagle przez wściekłość połączoną z depresją.
Usilnie się zastanawiałam, jak wygląda taki stan, bo jakby jedno i drugie jest dla mnie przeciwstawna, dlatego aż się prosi, żeby zapytać, co autor miał na myśli.

To by było tyle. Podczas lektury nie zgrzytałam zębami, nie miałam ochoty rozerwać wydruku na strzępy, więc jest dobrze. Tak naprawdę ten wstęp nie wyrokuje jeszcze czy całość będzie dobra, czy zła. Nie mam pojęcia, jaka ma być długa całość, ale chyba to jeden z tych dłuższych tekstów, bo widać, że przyłożyłeś się do budowy świata. Ja zawsze daję szanse tekstom, szczególnie kiedy idzie o high fantasy, żeby oswoić się ze światem i pojęciami, więc nie masz co mędzić po sb, tylko zaliczyć sesję, a potem brać się do roboty Wink
Are You Watching Closely?
Odpowiedz
#14
Cytat:Odnośnie nazw, bo jak zerkałam w komentarze powyżej, to wielu czytelników miało z nimi problemy. Nie jest źle, szczerze mówiąc, spodziewałam się czegoś bardziej przegiętego. Tymczasem lepiej jest tak niż gdybyś do każdego nowego pojęcia dopisywał akapity wyjaśnień i robił z tego jakiś podręcznik rpg. Mogę mówić tylko w oparciu o swoje własne czytelnicze doświadczenie, ale rzadko kiedy podczas czytania fantasy udaje mi się zapamiętać wszystkie nazwy, które pojawiają się w prologu/pierwszym rozdziale od razu. Nie o to chodzi. Ale jak się pojawi taka nazwa drugi, trzeci raz, w dodatku zostaną podane do tego jakieś nowe informacje, to nie mam już poczucia zagubienia i ciasnoty w mózgu po przyjęciu sporej dawki informacji. Lepiej wprowadzać czytelnika w świta delikatnie niż walnąć jak cegłą w głowę
Yup, dokładnie tak to będzie wyjaśniane. Generalnie większość liczących się określeń została już wprowadzona, ale będą one wyjaśniane po kolei, 1-2 na fragment i raczej w dialogach niż w blokach tekstu.

Cytat:To co tu przeczytałam to całkiem niezły wstęp – zaproszenie do dalszej lektury. Stron było niewiele, a więc miejsca niewiele, tymczasem udało ci się dość zgrabnie przedstawić informacje o świecie (wiemy, że jest Imperium i jakiś drugi kraj, toczy się wojna). Znalazło się też dość sporo miejsca na magię. Rozumiem, ze wiele zależy od demonów, tak? Czy mag jest tym silniejszy im silniejszego demona sobie zakontraktuje? Czy może odwrotnie to siła maga predysponuje do określonego demona? Zaintrygowało mnie pojęcie „zakontraktowania” i jestem bardzo ciekawa, jak się coś takiego odbywa. Czy to faktycznie jakiś rodzaj transakcji, gdzie obie strony coś sobie obiecują na zasadzie transakcji handlowej, czy może demona trzeba jakoś sobie zniewolić? Idąc tym tropem, wyszło mi w przemyśleniach, ze Splamieni to magowie, którzy nie poradzili sobie z demonami? Ciekawe to i zostawia wiele pola do interpretacji. Wstęp nakreśla nam też problem wokół którego najprawdopodobniej będzie obracała się fabuła. Pudełko jest intrygujące. Intrygujące jest kto i po co je chce. Gildia i Rada to kolejne dwa mgliste pojęcia, które obiecują wiele. Szczególnie Rada, która jawi się jako organizacja silnie zhierarchizowana, która ma na pewno wiele frakcji, a to znów daje pole do polityki i intryg. Uff, czy ja nie za bardzo nadinterpretacje . Z pojęciami nie jest źle, ja jakoś tam sobie wszystko wyjaśniłam z kontekstu i dialogów. Czy poprawnie, nie wiem, ale liczy się zaangażowanie czytelnika. Będzie dobrze, jeśli dalsza akcja przybliży jakoś te pojęcia i organizacje.
Śpieszę z odpowiedziami.
Człowiek staje się magiem dopiero w momencie, w którym dogaduje się z demonem. Ludzie - i 90% ras nieludzkich, których jest całkiem sporo - są "magicznie negatywni" i nie posiadają samodzielnej zdolności do korzystania z magii. Generalnie siła maga zależy od kilku czynników. Tutaj to działa tak, że generalnie każdy demon pozwala korzystać z jednego gatunku magii (np. magia ognia etc.), ale on tylko odblokowuje podstawy. Reszta to kwestia ćwiczeń, wiedzy, umiejętności, talentu etc. Jako że osoba bez magii raczej nie dałaby rady spacyfikować demona, pierwszy "kontrakt" jest zasadniczo dobrowolny. To jest właśnie powód dla którego demony w tym świecie to cenny surowiec strategiczny - im masz ich więcej pod ręką, tym więcej magów możesz mieć. Zwłaszcza, że w tej kwestii jeden demon = jeden mag i tyle. W efekcie większość organizacji magicznych ma własny asortyment demonów z którymi się dogadali/spacyfikowali. One kontraktują się z adeptami, a jak skończy on naukę to kop w tyłek i idź w świat zarabiać/uganiać się za kolejnymi demonami, które albo namówisz do współpracy albo spacyfikujesz i w ten sposób poznasz dodatkowe rodzaje magii. A co do tego jak to wygląda w praktyce (w sensie sam kontrakt) to ciężko mi odpowiedzieć, bo tego jeszcze nie wymyśliłem. Ale zwrócę uwagę na tą kwestię i za 2-3 dni powinienem już wiedzieć Big Grin
Splamiony - owszem, mają problemy z demonami, ale to nie magowie. Zresztą... to się wyjaśnia już w drugiej części, więc... cierpliwości Big Grin

Cytat:Albo dziwią się, jak to możliwe, że przedstawiciel Rady jest naćpany. Albo…
Jezu, jakim cudem to przekradło się przez korektę O_O Poprawiam natychmiast.

Cytat:To w sumie nie czep, tylko taka refleksja ogólna. Czasem zdarzają się takie kwestie, które trzeba przekazać czytelnikowi ale nie ma po prostu dobrego sposobu, jak. Czasem wtedy powstają takie dialogi, kiedy postaci tłumaczą sobie coś po raz kolejny, albo mówią to co jest dla obu stron jasne, tylko po to, żeby poinformować o ty czytelnika, który, niestety, nie siedzi w głowach wszystkim. Nie wiem, jak długi masz staż pisania i nie czytałam innych twoich tekstów, tak więc tylko uczulam, że czasem podobne fragmenty mogą brzmieć nieco sztucznie.
Będę pamiętał, dziękuję za radę.

Cytat:To akurat błąd w zapisie dialogu.
Oba błędy poprawiam.

Cytat:Usilnie się zastanawiałam, jak wygląda taki stan, bo jakby jedno i drugie jest dla mnie przeciwstawna, dlatego aż się prosi, żeby zapytać, co autor miał na myśli.
Skoro są takie stany chorobowe, w których człowiek słyszy kolory albo widzi dźwięki, to taki stan u człowieka naćpanego raczej ostrym narkotykiem, wpływającym w znaczący sposób na działanie mózgu, nie wydaje się już taki dziwny Big Grin

Cytat:To by było tyle. Podczas lektury nie zgrzytałam zębami, nie miałam ochoty rozerwać wydruku na strzępy, więc jest dobrze. Tak naprawdę ten wstęp nie wyrokuje jeszcze czy całość będzie dobra, czy zła. Nie mam pojęcia, jaka ma być długa całość, ale chyba to jeden z tych dłuższych tekstów, bo widać, że przyłożyłeś się do budowy świata. Ja zawsze daję szanse tekstom, szczególnie kiedy idzie o high fantasy, żeby oswoić się ze światem i pojęciami, więc nie masz co mędzić po sb, tylko zaliczyć sesję, a potem brać się do roboty
Generalnie siedem fragmentów. Prawdopodobnie część będzie nieco krótsza od tego, a jeden czy dwa mogą być nawet dwa razy dłuższe. Jeszcze nie wiem.
Co do sesji - Za to pomysł, ile będę miał czasu na pisanie jak obleję Big Grin
Cała moja twórczość, z której jestem zadowolony:
Na zwłokach Imperium[fantasy]
I to jest dokładnie tak smutne jak wygląda.

Komentuję fantastykę, miniatury i ewentualnie publicystykę, ale jeśli pragniesz mego komentarza, daj mi znać na SB/PW. Z góry dziękuję za kooperacje Tongue
Odpowiedz
#15
Ok, jak jestem laikiem i blondynką, to odpowiedzi wydają mi się sensowne. Jak będzie z przekazaniem tego w tekście - zobaczymy.

Wczoraj zapomniałam o jednej rzeczy, która sobie zaznaczyłam na wydruku.

Cytat:Jego umysł na chwilę rozpłynął się w ciemności zalewającej jego zmysły.
Troszkę się tych zaimków w tekście nazbierało. Nie jakoś wiele, ale w tym zdaniu na pewno Wink Spokojnie można przejrzeć kiedyś tekst pod tym kątem i z niektórymi się rozprawić.
Are You Watching Closely?
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości