Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Psie dni
#1
Eksperyment literacki, tekst pisany na zasadzie strumienia świadomości (tylko nieco oszlifowany technicznie, ale też bez przesady - to monolog, a realistyczny bohater literacki nie mówi idealnie poprawną polszczyzną).

Psie dni

W milczeniach naszych jest krzyk tysięcy słów. Jest milczenie pogodne, pełne łagodności, kiedy leżę w twoich ramionach smakując wypełniony perfekcją moment, kiedy nasze ciała są spocone i powietrze pachnie ambrą. To dobra cisza, wypełnia mnie poczuciem bezpieczeństwa, które tak naprawdę dotyka mnie bardzo rzadko. I jest milczenie zimne jak listopadowy wiatr, ale bez zapachu zbutwiałych liści. Nasze mieszkanie jest wtedy chłodne, tak chłodne, że nawet grzejące na całego kaloryfery nie potrafią stopić szronu, jaki pojawia się na blatach stołów, okładkach książek i moich rzęsach. Jest też milczenie wrogie, kiedy powietrze wibruje od pasji jakbyśmy się zaraz mieli na siebie rzucić, ale nie wiem, czy z pazurami i do gardeł, czy może by powalić drugie na podłogę i zabić pocałunkami, spowić własnym zapachem aż do utraty tchu. Jesteśmy tacy niejednoznaczni, tacy niesprecyzowani.

Moja twarz opowiada historię naszego związku-nie-związku. W kącikach oczu kryje się śmiech. Te wszystkie dni, kiedy wrzucałeś mnie do jeziora, albo byliśmy w lunaparku, albo zaśmiewaliśmy się do łez obrzucając śnieżkami. Jest w nich złoto październikowych popołudni i odbicie gór. Zmarszczka między brwiami to inne kobiety, które przewijały się przez nasze życiorysy, jak moja matka i kobieta o zapachu jaśminu, która zostawiła bezwstydne ślady szminki na kołnierzyku twojej zielonej jak trawa koszuli. Czasem się śmieję, że to takie cholernie banalne, szminka na koszuli i jaśminowe perfumy, jakby wasz romans wymyśliła sobie trzynastoletnia panienka, która jeszcze nie wie, że są rzeczy o wiele boleśniejsze. Jak jej intymny zapach na twoich bokserkach, albo zapomniana malinka w tym bezimiennym miejscu, gdzie szyja łączy się z ramieniem. Czasem czuję się jak poboczna bohaterka romansu, której jedynym zadaniem w fabule jest komplikowanie życia głównemu bohaterowi, księciu albo lordowi na białym koniu, by potem zdała sobie sprawę ze swojej małostkowości i powiesiła się na nylonowej rajstopie, albo może rzuciła z jakiegoś klifu. Przepraszam, odchodzę od tematu, wybacz najdroższy, zapomniałam że spowiedź z mojego życia musi być płynna i nie mogę przechodzić do anegdot i przemyśleń, jeszcze raz przepraszam. Więc - są zmarszczki na czole, te chmurne i zimowe. Czasem chciałabym wyjść na ulicę i krzyczeć aż do zachrypnięcia, albo aż ktoś straci cierpliwość i zamknie mi usta. Te zmarszczki powstają, by hamować wrzask od którego mogłyby pęknąć błony bębenkowe, takie kruche, biedne. Piosenka kłamie, dog days aren't over, a mnie żadne szczęście nie potrąci jak samochód na drodze w mglisty poranek.

Kiedyś miałam takie piękne dłonie, drobne, stworzone do haftowania, dziergania i innych robótek ręcznych, takie małe dłonie z malutkimi muszelkami paznokci koloru pereł. Zniszczyłeś mi je, wiesz? Za często zaciskałam dłonie, paznokcie zostawały półksiężycami na wnętrzach dłoni, a krew kapała na czarną spódnicę, więc nikt jej nie zauważył, nawet jeśli nie sprała się do końca. Pewien piękny chłopiec, który kiedyś się we mnie kochał, tak, wiem, to zamierzchłe czasy, porównywał moje dłonie do ptasich gniazd. Ciekawe, co powiedziałby teraz, widząc je całe w malutkich fałdkach zrozpaczonej upływem czasu skóry. Codziennie powtarzam swojemu odbiciu w lustrze, że przecież nie jestem stara, że jest jeszcze czas. Że może jeszcze będzie śmiech dzieci, które wyda moje puste łono, może ktoś poza tobą pokocha moje zmarszczki. Ale przecież oboje wiemy, że to wierutna bzdura, białe kłamstwo, czar który rzucam na siebie samą.

Wiesz, nie mam pojęcia, co przeraża mnie bardziej - to, że już nikt mnie nie pokocha, czy to, że jestem do końca życia skazana na ciebie i twoje plączące się po życiorysie kobiety. Czuję ich wzrok na moich plecach, ale nie tylko, wiem że przecież patrzą też na moje szorstkie dłonie i zmarszczki na czole. Chciałabym jeszcze kiedyś umieć płakać, ale to chyba już nigdy nie wróci, tak samo jak miłość, na którą nie mam szans.

A ty, najdroższy?

Ty siebie widzisz jako zbawcę. Taki piękny mężczyzna, nie musi się męczyć z tą zniszczoną skorupą kobiety, ale przecież sam mnie zniszczyłeś, jeśli masz sumienie, to tylko ono każe ci ze mną zostać. Sumienie i miłość, która chyba zatraciła nie tylko mnie, ale i ciebie, odebrała nam wszystko nie dając w zamian prawie niczego, może poza kilkoma łzami, choć ich też nigdy nie było zbyt wiele. Powtarzasz mi, że jestem piękna. Oboje wiemy, że kłamiesz, że szepczesz to w moje włosy (dzięki bogu mam je jeszcze piękne) bo tak wypada, żebyśmy oboje poczuli się trochę lepiej. Złożyłeś mi hołd, jak sułtan, który przyszedł do jednej z kobiet ze swojego haremu, bo chyba tym właśnie jestem, kolejnymi objęciami, w które wpadasz. A może jestem Pierwszą Żoną, jak szklana figurynka, zimną i stawianą na piedestale, by patrzyła na wszystkie inne figurki, te ze stali i cyny. Te, które wylałeś z brązu.

Wiesz, najdroższy, może nylonowa rajstopa wcale nie jest taka najgorsza...
Odpowiedz
#2
A to nie jest raczej miniaturka?

Nie wiem, ale wybitnie nie podoba mi się ten tekst. Prawdopodobnie dlatego, że nie umiem zgodzić się z jego przesłaniem. Codziennie jeżdżąc tramwajami słyszę takie babska bidulące: kiedyś to to... kiedyś to tamto... teraz już nikt mnie nie pokocha i będę gnić z tym starym piernikiem.
Ten tekst też mi biduli w ten sposób i nawet piękne zdania jak to marnieją:

(17-11-2011, 21:24)Samaelitka napisał(a): Kiedyś miałam takie piękne dłonie, drobne, stworzone do haftowania, dziergania i innych robótek ręcznych, takie małe dłonie z malutkimi muszelkami paznokci koloru pereł.

Taki typ "realistycznego bohatera" zupełnie do mnie nie przemawia. Nie jestem przekonana również co do tego, czy jest to napisane na zasadzie "strumienia świadomości". Wydaje mi się raczej, że tekst jest starannie zaplanowanym monologiem wewnętrznym w którym nie ma miejsca na dowolne skojarzenia i nasuwające się myśli. Wydaje mi się bardzo schematyczny.

Na zakończenie dodam, że w odróżnieniu od pozostałości tekstu pierwszy akapit jest absolutnie wspaniały.
"Nie proszę nikogo o ogień. Nie chcę nic nikomu zawdzięczać. W życiu, miłości, literaturze. A mimo to palę."
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości