Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Przysiega rzucona w wiecznosć
#1
Nie wiedziałam, w którym dziale to opublikować, chyba tutaj pasuje najbardziej. Jeśli się źle 'wstrzeliłam' proszę o przeniesienie do lepiej pasującego Smile
Jest to moje pierwsze opowiadanie, ale postanowiłam je pokazać, krytyka pokaże mi, nad czym powinnam pracować.

Czy zastanawiałeś się kiedyś, jak mają się do wszechświata i wszechistnienia twoje przysięgi rzucane i zaklinane na wieczność? Czy trzymają się Ciebie aż po grób? A może ciągną się za Tobą w wiecznym kręgu reinkarnacji, za każdym kolejnym wcieleniem Twojego jestestwa. A może właśnie reinkarnacja jest bujdą… co się z nami dzieje po śmierci? Czy te wszystkie historie o duszach wędrujących po naszym świecie, niebie, piekle czy czyśćcu to tylko nasz wymysł? Człowiek to istota samolubna, ale czy jest w stanie posunąć się w tej megalomanii aż do tego stopnia, by wmawiać sobie, że po unicestwieniu cielesnej powłoki dzieje się z nim coś więcej? Przecież zwierzę umierając przestaje istnieć, zmienia się w proch, więc po co komplikować obrót spraw, dlaczego istota ludzka nie mogłaby również po prostu umrzeć? Nie wdając się w dalsze interakcje z siłami nadprzyrodzonymi… Czy rzeczywiście posiadamy duszę? A może to coś innego… a może bez naszej świadomości dano nam coś więcej?

Spokojne fale omywały ich nogi. On, uprzednio płucząc rękę z piasku w morskiej wodzie przeczesał kosmyk ciemnych włosów okalających jej delikatną twarz – kochał każdy jej szczegół – duże, zielone oczy, lekko garbaty nos i pełne, kształtne usta. Kochał jej miękkie włosy oraz rumieńce barwiące jej policzki. Wiedział, że kobieta czuje to samo do niego. Ona wykonała nagły ruch, śmiejąc się dźwięcznie. Delikatnie i czule ucałowała jego usta, kładąc dłonie na jego piersi.
– Kocham Cię – powtarzała te słowa przy każdej okazji, jednakże zawsze wywoływały u niego ogromną ekscytację, nie mógł uwierzyć w swoje szczęście.
– Ja ciebie też – odpowiadał patrząc się w jej wiecznie rozmarzone oczy.
- Udowodnij! – Droczyła się z nim, jednakże nagle spoważniała, a jej słowa nabrały poważniejszego tonu. – Złóżmy przysięgę! – zaproponowała, bynajmniej nie żartując – Będę kochać Cię aż do śmierci, a potem wyniosę to uczucie poza grób! Przysięgam, że nie opuszczę Cię nigdy, nawet w zaświatach będę z Tobą! Niech bogowie próbują nas rozdzielić, będziemy silniejsi nawet niż oni! – Myślał, że dziewczyna zaczęła fantazjować, jak to miała w zwyczaju, kiedy to pozornie śmiertelnie poważne przemyślenia kończyła zaskakującą i niezbyt poważną puentą. Był niemalże pewien, że usłyszy za chwilę jej żartobliwy śmiech, zdziwił się, gdy jej twarz nadal była spięta powagą rzuconej przysięgi, wyraźnie oczekiwała na jego odpowiedź w tej kwestii.
- Wiedz, że i bez tej przysięgi byłbym twoim stróżem, dopóki w tym świecie istniałaby chociaż cząstka mojej duszy. Przysięgam kochać Cię przez wieki. Nasza miłość jest silniejsza niż wszystko inne na tym świecie!– po tych słowach ona rzuciła mu się na szyję, całując go, a po jej policzkach popłynęły łzy wzruszenia. Była niezwykle poruszona tą chwilą, wiedziała, że nawet, jeśli nie istnieje nic poza światem żywych, w którym egzystują, będą razem do śmierci. Byli bratnimi duszami, które potrafiły odnaleźć się w zamęcie ludności, wśród której przyszło im żyć. Noc spędzili razem, na przemian rozmawiając, kochając się, fantazjując, czy zwyczajnie się śmiejąc. Nad ranem zrobiła coś, co poruszyło go do głębi – zaśpiewała mu piosenkę, która wiązała się z zaślubinami w ich osadzie, myśląc, że on śpi. Głaskała go czule po twarzy, wpatrywała się w niego. Zasnął szczęśliwy, wiedział, że chce do końca życia budzić się przy tej kobiecie, że nie opuści jej nigdy. Odpłynął, słysząc jej cudowny głos.

***

Jej oczy – zieleń zainfekowała szarość.
Jej rumieńce – umarły bezpowrotnie.
Jej ciepło – umknęło, nie zamierzając już nigdy wracać.
Jej śmiech i głos – zamilkły na zawsze, pozostając jedynie pięknym, bolesnym wspomnieniem.
Zrozpaczony, po godzinach szaleńczych poszukiwań i desperackich nawoływań wskoczył do chłodnej wody. Tam skonfrontował się z największą tragedią swojego życia, stamtąd wyłowił jej zwłoki. Utonęła w jeziorze, przy którego tafli złożyli przysięgę dotyczącą wieczności, przysięgę, która właśnie się dla niego skończyła. Spóźnił się, spał, pławiąc się w swojej samolubności gdy ona tonęła, nie uratował jej, swojego życia i przeznaczenia. Zaprzepaścił życie dwojga ludzi – swoje i ukochanej. Pałał nienawiścią do swojego jestestwa. Nie wiedział, jak to się stało, co się wydarzyło, mógłby przysiąc, że przed momentem śpiewała mu tę wspaniałą piosenkę. W akcie desperacji próbował ją reanimować kilka razy – nie udało się, krzyk i płacz również nic nie zdziałały. Prośby, groźby, błagania kierowane w stronę bogów odbijały się bez echa, nie potrafiły cofnąć czasu, ani przywrócić bicia serca ukochanej.
Biegł przez las co sił w nogach, nie zwracał uwagi na pociski wody bombardujące go z nieba, deszcz nie mógł odciągnąć jego uwagi od najważniejszego, najboleśniejszego. Nie zważał na gałęzie kaleczące jego całe ciało, gdy się przedzierał przez gęste krzewy, krew spływająca z ran na twarzy nie potrafiła przysłonić obrazów produkowanych przez głowę. Nie mógł dłużej patrzeć na jej ciało pozbawione życia, nawet oczyma wyobraźni. Zatrzymał się, zaczął rozglądać się szaleńczo wokoło. Nie wiedział, gdzie ma biec, w osadzie, w której mieszkali od lat dzieciństwa nie mógł się pokazać, nie chciał, zbyt wiele wspólnych chwil dzielili w tamtym miejscu, zbyt wielu tamtejszych ludzi przypominało ją, nie chciał widzieć na ich twarzach tego bólu, który rysował się na jego obliczu. Nie dbał o to, że mogą go oskarżyć o jej śmierć, bardziej bał się wspomnień.
Pragnął oddalić się od tego miejsca, zdecydowanie, wolał być w jak najodleglejszym zakątku świata, by nie myśleć, nie pamiętać, nie istnieć.
Pragnął dobiec na skraj Ziemi, a potem wskoczyć w otchłań, która znajduje się poza nim. Chciał umrzeć. Mogli pożreć go nawet cyklopi, którzy, według wierzeń jego ludu, podtrzymywali grunt całego świata, aby nie wpadł do owej otchłani.
Pragnął zadać ból swojej osobie tylko po to, by się na nim skupić, żeby pozbyć się tych straszliwych wspomnień i obrazów ze swojego umysłu. Zmęczony opadł na ziemię, leżał tak dłuższą chwilę, mimowolnie płacząc. W końcu usiadł, przeciągając się z wielkim wysiłkiem ku grubemu pniu zwalonego drzewa. Podkulił kolana pod brodą i oparł na nich głowę. Uspokoił nieco oddech, wytarł twarz po raz kolejny, nie próbował już hamować wspomnień. Po chwili położył roztrzęsioną dłoń na swoim policzku. Wściekł się, zaciskając palce tak, że paznokcie zaczęły wbijać się w jego skórę – nie udało mu się imitować jej czułości i delikatności. Uderzył z całej siły pięścią w korę drzewa. Nic, tylko ból, a potem kolejne wspomnienia. Dotknął swoich ust, lecz jedyne, co poczuł to tylko metaliczny smak krwi – nienawidził tej chwili, nienawidził swojej głupoty. Jej nie mógł nienawidzić, jednak to, czego dała mu zakosztować było zbyt piękne, zbyt bolesne, skrzywdziła go miłością. Zwymiotował przypominając sobie więcej, nie wytrzymywał tego nawału bólu i nienawiści. – Gdzie jesteś? – spytał cicho – Obiecywałaś! – Podniósł głos – Przysięgałaś, że będziemy zawsze razem! Przysięgałaś! Przysięgałaś! – Na początku desperacko krzyczał, jednak jego ostatnie słowa były jedynie niezrozumiałym skowytem i łkaniem. Jej już nie było. Zniknęło wszystko, przysięga… Teraz była dla niego kolejnym sztyletem kaleczącym serce.
Podniósł się, zaczął znów biec, nogi poniosły go w miejsce, w którym często stawali, by oglądać fale rozbijające się o ostre skały, by podziwiać złote odblaski wschodów i zachodów słońca, było to miejsce surowe i przerażające – brak roślinności, jedynie szare skały i brudna woda. Była to bardzo głęboka przepaść, przez której przewężenie na samym dole przeciskała się część wody z pobliskiego oceanu. Zatrzymał się dopiero na samym skraju owej przepaści. W akcie desperacji zanucił piosenkę, którą ukochana śpiewała mu niedawno – brzmiało to żałośnie, ta nieudolna próba naśladowania jej pięknego głosu rozwścieczyła go, po raz kolejny jego brudne policzki przecięły gorzkie łzy.
Nabrał rozpędu i skoczył.
Zamknął oczy, zobaczył jej twarz, zbyt piękna, by mógł to wytrzymać.
Otworzył oczy, by zobaczyć ostre skały, w których stronę pędził, by się o nie roztrzaskał.
Krzyk, jej krzyk. Pełen rozpaczy. Ostatnia rzecz, jaką usłyszał, czyżby to była ona protestująca przeciw jego śmierci? Żyła? Ona żyła?! Jednak nie mógł ulecieć w górę, by sprawdzić ten ostatni promień nadziei. Ikar ze stopionymi skrzydłami miłości, spadł.

Potem nie czuł już nic.
Żadnego smutku, żadnego bólu, żadnej miłości, a jej nie było.
Śmierć ukochanej była dla niego końcem świata, owa przepaść jego skrajem, a rozpacz cyklopem pożerającym go powoli.

***

Obudziła się, nucąc piosenkę, która wiązała się z zaślubinami w ich osadzie. Nie widziała, że się przebudzał, pogładziła go po twarzy, ponownie wysyłając go w objęcia Morfeusza. Gdy twardo spał wstała i omyła stopy w jeziorze. Była taka szczęśliwa! Wiedziała, że teraz znalazła sens swojego życia, człowieka, który będzie zawsze z nią. Odwróciła się, żeby spojrzeć na ukochanego. Kwiaty, które zaczęła zbierać wypadły jej z rąk, powoli tonąc w spokojnej tafli jeziora. Nie widziała go, zniknął. Wybiegła z wody, rozchlapując ją na wszystkie strony, chcąc dotknąć miejsca, gdzie przed chwilą widziała go śpiącego. Namacalnie próbowała udowodnić sobie, że go nie ma. Nie było.
Usiadła spokojnie, zastanawiając się, gdzie może być. Martwiła się, ale powtarzała sobie, że zaraz wróci. Poszła do lasu, szukając go. „Na pewno poszedł po jagody, zaraz go znajdę!” Dźwięczało w jej głowie. Wołała go głośno. Zero odzewu. Po chwili miała wrażenie, że słyszy jego krzyk, gdzieś w oddali, od strony urwiska, na którym kończył się ich ląd. Nie wiedziała dlaczego, ale łzy napłynęły jej do oczu, a ciało oblał zimny pot. Pobiegła, co sil w nogach, odganiając czarne myśli, które napływały do jej głowy.
Urwisko, dotarła na jego skraj i zobaczyła. Widziała jak leciał, niczym zestrzelony ptak, który stracił nadzieję na ratunek. Krzyknęła zrozpaczona, próbując go zawrócić, przywołać do siebie. Nie potrafiła. Widziała, jak runął, wbijając się w sztylety ostrych skał. Upadła. Leżała tak, nie wiedząc ile, jedynie cicho łkając. Nie miała sił ruszyć się z miejsca, jednocześnie nie mogła tu być. Musiała uciekać, cały czas wracał obraz jego śmierci, niczym na zepsutym odtwarzaczu scena się odbywała, zapadała ciemność, pauza i znów od początku. Mimo że leżała jak kukła czulą, że jej wnętrze się rozrywa na wiele małych kawałków. W końcu się podniosła, rozglądając się oszalałymi oczyma wokół. Powlekła się ostatkiem sił tam, gdzie spędzili jedne z najpiękniejszych chwil w jej życiu. Może go tam zobaczy! Może to był tylko zły majak! Powłóczyła nogami, podtrzymując się drzew, by nie upaść. Mimo to ciągle spadała. Lądowała na ziemi, jakby na chwile uchodziło z niej życie, jedynie płacz był dowodem na to, że coś się jeszcze tli w jej ciele. Wróciła i spojrzała tam, gdzie on miał spać. Musiał tam być, przecież się tak kochali! Przysięgali! Zobaczyła zarys jego sylwetki, spał tam! Podeszła. Nic. Pusta przestrzeń. Kolejny majak. Łzy płynęły ciurkiem przez jej twarz, a ciche zawodzenie tańczyło wokół, jakby naigrawając się z niej.
Siedziała otępiała, płacząc kolejne godziny. Czuła, jak pustka po wyrwanym przez ostre skały sercu powiększa się, pochłaniając ją. Nie miała siły na krzyki. Nie miała siły na pretensje do bogów. Po prostu umarła, w tamtej chwili, gdy go widziała roztrzaskanego, przestała żyć. Pozostało jedynie ciało, które nadal egzystowało. Zrzuciła szaty i weszła do wody. Idąc przez siebie czuła chłód ogarniający jej skórę, woda delikatnie otulała ją objęciami. Kochanka próbująca ją pocieszyć. Na zawsze zanurzyła się w jej objęcia, słysząc jego głos, czując echo jego dotyku, widząc obrazy oczyma wyobraźni. Ostatnie łzy wylały się do tafli jeziora. Potem tylko mocne szarpnięcie i jego twarz wykrzywiona grymasem bólu. Ale widziana tak jakby z innej perspektywy, nie patrzyła na niego swoimi oczyma, widziała ten moment ulatując gdzieś niczym dym uciekający z ogniska. Próbowała wołać, krzyczeć, ale już jej nie słyszał.

***

Tak oto kochankowie zostali na zawsze razem.
W wiecznym kręgu rozpaczy – umierali razem, by budzić się od nowa i popadać w obłęd powodowany stratą tego, co było całym ich światem. Ich płacz i zawodzenia już zawsze leciały z wiatrem, ostrzegając innych przed wyrzucaniem przysiąg sprzeniewierzającym się boskim zamiarom.
Odpowiedz
#2
I. Nie czuje się na tyle silny aby oceniać warsztat (szczególnie że miewam z nim problem), więc podejdę do twojego tekstu jak zwykły czytelnik. Mi się podobał pomysł, chociaż nie wiem czy do końca odebrałem to tak jak ty to planowałaś. Przypomina to mi motyw rozdzielanych przez wieczność namiętnych kochanków z Boskiej Komedii, fajnie by wtedy współgrało to z początkiem typu "czy jest coś więcej po za tym co rzeczywiste"...
II. Z drugiej strony zadawałem sobie pytania :co? gdzie? jak?... Jestem zwolennikiem konkretyzacji: konkretni bohaterowie, konkretni bohaterowie, przyczyna rodząca skutek. Tutaj postawiłaś na warsztat. Dlatego warto, żeby któryś z recenzentów przyjrzał się temu. Jeśli dalej nikt nie będzie chciał ci to ocenić, przejrzyj forum i wyślij prywatną wiadomość do recenzenta, którzy chętnie ocenia takie elementy jak warsztat, poszczególne błędy itd.
Odpowiedz
#3
Cytat:On, uprzednio płucząc rękę z piasku w morskiej wodzie[przecinek] przeczesał kosmyk ciemnych włosów okalających jej delikatną twarz
płucząc rękę z piasku - brzmi to dość niefortunnie. Piszesz o Golemie? Wink Chociaż Golem był z gliny, a nie z piasku w sumie. Proponuję: spłukując piasek z ręki.
No i brakuje przecinka.

Cytat:przeczesał kosmyk ciemnych włosów okalających jej delikatną twarz – kochał każdy jej szczegół – duże, zielone oczy, lekko garbaty nos i pełne, kształtne usta. Kochał jej miękkie włosy oraz rumieńce barwiące jej policzki.
Jej numer 3 i 4 spokojnie można usunąć. Pierwsze i drugie również dałoby radę, ale to już bardziej przeredagować całościowo zdania.

Cytat:Wiedział, że kobieta czuje to samo do niego. Ona wykonała nagły ruch, śmiejąc się dźwięcznie. Delikatnie i czule ucałowała jego usta, kładąc dłonie na jego piersi.
Zamiast podkreślenia proponuję:
Wiedział, że ona czuje to samo do niego. Wykonała nagły ruch, śmiejąc się dźwięcznie.
Dalej masz zdublowane "jego".

Cytat:– Kocham Cię – powtarzała
Z małej litery.

Cytat:– Ja ciebie też – odpowiadał[przecinek] patrząc się w jej wiecznie rozmarzone oczy.
Pogrubienia bym wywalił. Brakuje przecinka.
"Ja ciebie też" - tutaj subiektywnie naturalniejsze wydaje mi się "A ja ciebie", lecz to tylko rzecz gustu.

Cytat:- Udowodnij! – Droczyła się z nim, jednakże nagle spoważniała, a jej słowa nabrały poważniejszego tonu.
Pogrubienie - powtarzasz to słowo. Było parę zdań wcześniej. Jest na tyle charakterystyczne, że rzuca się w oczy. Wink

Cytat:Złóżmy przysięgę! – zaproponowała, bynajmniej nie żartując
Zdanie wcześniej piszesz, że jej słowa nabrały poważnego tonu. To takie sprzedawanie czytelnikowi po raz drugi tego samego, tylko innymi słowami.

Słowa przysięgi wydają mi się zbyt górnolotne. Rozumiem o co chodziło, ale subiektywnie wydaje mi się, że ciut przesadziłaś.

Cytat:!– po tych słowach ona rzuciła mu się na szyję, całując go, a po jej policzkach popłynęły łzy wzruszenia.
Proponuję:
po tych słowach rzuciła mu się na szyję i pocałowała, roniąc łzy wzruszenia.

Cytat:Byli bratnimi duszami, które potrafiły odnaleźć się w zamęcie ludności, wśród której przyszło im żyć.
Dziwnie brzmi. Ludzkości chyba pasowałoby bardziej.

Cytat:Zasnął szczęśliwy, wiedział, że chce do końca życia budzić się przy tej kobiecie, że nie opuści jej nigdy.
Proponuję:
Zasnął szczęśliwy, wiedział, że chce do końca życia budzić się przy tej kobiecie i nigdy jej nie opuści.

Cytat:Zrozpaczony, po godzinach szaleńczych poszukiwań i desperackich nawoływań wskoczył do chłodnej wody.
Mi się wydaje, że w tym zdaniu nie potrzeba żadnego przecinka.

Cytat:Spóźnił się, spał, pławiąc się w swojej samolubności gdy ona tonęła, nie uratował jej, swojego życia i przeznaczenia. Zaprzepaścił życie dwojga ludzi – swoje i ukochanej. Pałał nienawiścią do swojego jestestwa.
x4
Ten zacytowany fragment w całości trzeba napisać od nowa.

Cytat:W akcie desperacji próbował ją reanimować kilka razy
Ogólnie opowiadanie kojarzy mi się ze swojskim, wiejskim klimatem może jest nawet osadzone w przeszłości. Wspominasz kilka razy o osadzie i pewnie stąd takie skojarzenie. Dlatego pogrubione słówko nie współgra mi z klimatem opowieści.

Cytat:Mogli pożreć go nawet cyklopi, którzy, według wierzeń jego ludu, podtrzymywali grunt całego świata, aby nie wpadł do owej otchłani.
Pogrubienie zbędne.

Cytat:Urwisko, dotarła na jego skraj i zobaczyła.
Dotarła na skraj urwiska i zobaczyła.

Cytat:Mimo że leżała jak kukła czulą, że jej wnętrze się rozrywa na wiele małych kawałków.
czuła Wink

Cytat:W końcu się podniosła, rozglądając się oszalałymi oczyma wokół.
W końcu wstała, rozglądając...


1) Pomysł sam w sobie uważam za fajny.
2) Warsztat kuleje, sporo pracy, ale idzie się tego wyuczyć.
3) Podoba mi się baśniowość i niedopowiedzenie szczegółów świata przedstawionego.
4) Nie podobają mi się fragmenty napisane kursywą. Trochę to takie myślenie za czytelnika. Niewiele wnosi.
5) Interpunkcja jest dobra. Nie bezbłędna, ale przyzwoita.
6) Powtórzenia i zbędne wyrazy to chyba główny problem Twojego stylu.

Pozdrawiam! Smile
Odpowiedz
#4
Dziękuje Wam za poświęcenie czasu na przeczytanie tekstu i przeanalizowanie go. Cieszę się, że pomysł Wam się spodobał, to dla mnie naprawdę wiele znaczy Smile
Co do powtórzeń, to faktycznie są moją zmorą, jeszcze jak byłam w szkole, to byłam na to bardziej wyuczona, przed maturami zwłaszcza, ale ostatnimi czasy zdałam sobie sprawę, że przez niepisanie straciłam wiele z tego, co wypracowałam.
Postaram się podciągnąć Wink
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości