Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Przygody Fastera
#1
Pragnę zaznaczyć, iż to moje pierwsze opowiadanie, więc proszę o wyrozumiałość. Opowieść ta dzieje się w średniowieczu i jest raczej śmieszną opowieścią, mającą rozbawić, jak zarazem zaciekawić czytelnika. ,,Przygody Fastera”, napisałem dlatego, gdyż planuję inną opowieść, lecz chciałbym się sprawdzić najpierw jak sobie poradzę.
Zapraszam do czytania.

Fabuła może się w każdej chwili zmienić, więc nie przejmujcie się wstępem xD. Po za tym w opowiadaniu jest coś ukrytego...

WSTĘP


Działo się to dawno w państwie Aigileria, gdzie panował jeszcze król Szoraj-Keraj. Państwo to było pełne uczciwych obywateli, oraz bezczelnych złodziei. Paladyni wtedy toczyli bój z orkami i innymi stworzeniami zesłanymi przez samego Raileba.
To tutaj pojawił się nasz bohater, który w skutek uderzenia głową w skałę mdleje i nic nie pamięta. Rozgląda się i nie wie nawet kim jest...
Widzi tylko malutką wioskę, do której postanawia wyruszyć.


Rozdział I
Początek


- Auuu... moja głowa...! – powiedział, z akcentem dużego bólu i cierpienia – Gdzie ja jestem...ach! Nic nie pamiętam... C-co się stało...?
Oparł się o wielki głaz stojący przed nim i swoją prawą drgającą ręką trzymał głowę.
- O Sonadasie...! C-co ja mówię? Jaki Sonadas? Kto to Sonadas?! Czy ktoś wie kto to jest do pieprzonej cholery Sonadas??!! – krzyczał głośno, a jego echo odbijało się o skały i góry, jak bumerang, który zawsze wraca, choć czasem z bólem – G-gdzie ja jestem?! Co ja robię?! Co ja jestem...!
Jego głos umilkł. Trzymał się nadal za głowę w dłuższej chwili zastanawiając się, i szukając odpowiedzi na te głupie pytania, dotyczące jego pochodzenia i miejsca, w którym się on znajduje patrzył raz na ziemię, a raz na niebo. Patrzył w dal, gdzie widział piękne góry wijące się po krańcach kontynentu, które jak fale morza uderzały to raz w jedną, to zaś w druga stronę. Spojrzał na swoje dłonie, gdzie były ślady po trzymaniu ostrzy i blizny. Na jednym palcu zobaczył krew, po czym głucho krzyknął i trzymał się za palec, tamując ją.
- Ej, no kto tak tam krzyczy! – usłyszał głos wyniosły, którym się wystraszył. Głos ten mu coś przypominał. Miał on w sobie coś zarazem wyniosłego i tajemniczego, a zarazem delikatnego, jak oswojony tygrys, który gryzie nigdy gdy się spodziewasz, bo nigdy nie wiesz kiedy cię ugryzie. Jak wąż który ukąsi raz zabijając z miejsca, a raz potrzeba kilka dni, tygodni za nim trucizna dopiero zacznie działać.



Odparł milczeniem. Słychać było kroki zza skały.
- No, do cholery jest tam ktoś w ogóle?! – krzyknął jeszcze raz nieznajomy – Nie, no już jestem chyba za stary i słyszę jakieś głosy zza światów!
- Jestem... – rzekł cichym głosem i usłyszał coraz bliższe kroki i coraz szybsze swoje bicie serca, gdy nagle zza skały wyłoniła się mała postać z kamizelką z koziej skóry. Góral trzymał w ręku małą laseczkę, co nadawało mu górski urok.
- No, a jednak ktoś jest! Kim ty jesteś?
- Ja...yyy – mówił zastanawiając się szybko nad swoim imieniem – Jestem Faster!
- No, a ja jestem Szakuł, brat Łachima... Co tutaj porabiasz?
- Ja... stanąłem trochę żeby odpocząć... A ty?
- A no ja idę, od domu w którym to rodzina mnie nie kocha, ino babcia, która piecze przepyszne ciasteczka, mówię ci! Musisz kiedy spróbować!
Faster, zaśmiał się głośno i niekulturalnie, chrapiąc przy tym jak ucieszony prosiak.
- Nie, no ja prawdę mówię! Moja babcia jest mistrzem w pieczeniu ciasteczek! No mówię ci!
Faster coraz głośniej się śmiał i coraz to bardziej chrapiąc, jakby się krztusił.
- Nie, no z czego ty się śmiejesz? Powiedz, no?
- Nie, nic. Z niczego... heh. Ja...ja... Podróżujesz do miasta?
- A no może, do mojego brata pewnie, zobaczymy gdzie mnie nogi poniosą...
- Mogę iść z tobą?
- No pewnie, tylko pogadajmy se jeszcze trochę bo mi smutno.
- A czy miasto jest daleko? – dopytywał się Faster.
- No, trochę tej drogi to jest, trzeba będzie w lesie nocować i uważać na jakie stworzenia...
- Mówiąc stworzenia co masz na myśli?

- A no cieniostwory, trolle, dzibdziace...
- Dzibdziace? – przerwał mu Faster
- No, dziubdziace, to takie stworzenia co dziupią tak. Niektórzy na nie mówią Ścierwojady...
- Aha... – Odparł udawając że wie o co chodzi – A co to za kontynent? Co to za kraj?
- ...
Baca tak się zaczął śmiać, że gdyby góry i szczyty były ze szkła, pękłyby jak balon przekłuty igłą.
- Z czego się śmiejesz?
- No bo... No, wiesz... A no sam nie wiem czemu...!
- Eh... To odpowiesz na te pytania?
- No, pewnie! To Aigileria, a kontynent to też Aigileria... Najbliższe miasto, do którego podróżujemy to Nerdean, mała wioska że tak powiem.
- No, więc idziemy?
- No, pewnie! Zatrzymamy się w drodze do karczmy ,,pod skutym jeleniem” gdzie wypijemy i zjemy. – mówił powoli Szakuł – No to w drogę!




Podróż do Nerdean


Szliśmy leśną ścieżką wijącą się pomiędzy drzewami. Nie odzywaliśmy się, jednak tę głuchą ciszę musiałem przerwać kolejnymi pytaniami...

Był poranek. Rosa na trawie aż brzęczała, gdy się po niej przechodziło. Krople deszczu spływały po złoconych liściach, spadając na ziemię i rozpryskując się wraz z innymi kropelkami. Wyglądało to jak taniec. Zza górki widać już było Fastera, oraz idącego u boku Szakuła. Góral miał na sobie słabą kurteczkę z owczej skóry, która to pasowała do jego jasnych rudych włosów. Baca z daleka wyglądał jak dziecko, które się bawi jakąś pałeczką. Wtem młodzieniec przerwał ciszę.
- Kto to jest Sonadas? – zadał pytanie, po którym baca nagle stanął i patrzył w Fastera spojrzeniem zdziwienia, a także przestraszenia. – Kto to? Sonadas? Hę?
- No, Sonadas to... yyy... jakby ci to powiedzieć... No więc Sonadas to przeciwieństwo Raileba, który to jest bogiem zła i ciemności. To on stworzył te wszystkie stworzenia, począwszy od orków, a zakończywszy na smokach.
- Orków? Smoków?
- Nie no, z jakiej ty się choinki urwałeś, hę? Co ci się stało? Skąd ty jesteś w ogóle? Z innego świata?
- Nie... ja... Okłamałem cię. Ja nazywam się... Nie wiem jak się nazywam i skąd pochodzę. Obudziłem się koło skały i nie wiem co było wcześniej... To takie dziwne...
- Oho! Skleroza w tym wieku! No, no, no! – śmiał się Szakuł
- Nie, to nie skleroza! Naprawdę nie wiem kim jestem! Zapomniałem!
- No to masz szczęście, bracie bo zbliżamy się właśnie do gospody u Kertaba, tam na noc wypijesz jednego głębokiego, położysz się spać, a rano jak wstaniesz, wszystko będziesz wiedział!
- Tak. Jasne – westchnął Faster, które to westchnienie było pełne bólu i zmęczenia, jakie chłopak doświadczył idąc do tawerny.
- No to jesteśmy! – krzyknął Szakuł wchodząc do gospody, a za nim Faster.
- Czy ty zawsze musisz mówić no?
- No...
- Eh... – kolejne westchnienie Fastera zawierało dużo cierpienia od strony głowy, która mu pulsowała jak serce, które mu mocno biło.
- No, bracie! Wędrówka był niezła! – krzyknął sapiąc Szakuł.
- Przestań mówić no!
- No dobra.
- Eh... – trzecie westchnięcie miało na celu ukazać zdenerwowanie na Szakuła, jak i jego ostrzeżenie.
Faster i Szakuł zarezerwowali pokoje i weszli, obaj kładąc się na łóżkach i myśląc o sobie. Faster myślał o tym gdzie jest, oraz o tym dlaczego rodzina nie kocha Szakuła. I gdzie jego owce... Te głupie pytania kołowały mu w głowie, a powieki jego zaczęły opadać. Nic nie czuł. Zasnął.


Rano wstał wcześnie, gdyż zbudziły go wyniosłe głosy pochodzące z dołu, gdzie karczmarz wcześniej mył kubki po piwie i nalewał kolejne. Faster słyszał dokładnie o czym rozmawiają.
- Panowie, ja nic nie wiem! Ostatnio meldowało się u mnie dwóch gości! – krzyczał Kertab.
- Gdzie oni są! – zabrzmiał głos wyniosły i gruby, jakby sam król tutaj był.
- Śpią w tej chwili! Nie można ich budzić! – odpowiadał właściciel gospody.
- Mieli broń?
- Nie, nie mieli! W ogóle! Widać było że z gór przychodzą!
- Ech! No dobrze! Masz szczęście! Ale jak to oni, to już nie żyjesz! – odparł głos gościa, który wyszedł z karczmy nerwowo trzaskając za sobą drzwi. Słychać było siąkanie nosem. Karczmarz płakał. Faster postanowił zejść na dół dowiedzieć się co tu się wydarzyło wieczorem. Nie zeszedł jeszcze nawet po schodach, lecz już usłyszał głośny i groźny głos karczmarza, przez który mało co Faster nie wywrócił się na schodach.
- Ej! Kto tam! – krzyknął gospodarz do młodziana, który właśnie zeszedł – Kogo tam... A, to ty! Co mam zrobić dla szanownego klienta?
- Odpowiedzieć na pytania... – rzekł spokojnie Faster
- Słucham...
- Kto tu był?
- Kiedy? Nikogo nie było... – mówił zdziwiony
- Jak słyszałem rozmowę przez ścianę pokoju. O co chodziło?
- Przysięgam, że z nikim nie rozmawiałem! – mówił Kertab trzymając rękę na sercu – Jak Sanadosa kocham!
- Może mi się zdawało – odparł Faster siadając przy jednym ze stolików na którym siedział facet podpierając się prawą ręką o podbródek. Patrzył w kieliszek wina, jakby chciał sprawdzić, czy na pewno jest dobre i nie trujące. W końcu znalazł odwagę i jednym szybkim ruchem ręki wypił wino. Westchnął.
- P-poproszę jeszcze jedno... – powiedział do karczmarza, a on jakby już przygotowany na zamówienie podał gotowy kieliszek wina. – Kto dzisiaj?
Gospodarz popatrzał na Fastera, jakby sprawdzał czy nie słyszy i szepnął coś pijakowi na ucho.
- Takie życie... – westchnął klient, po czym karczmarz zabrał się z powrotem do mycia kubków i kieliszków.
- Mało macie tu klientów... – powiedział Faster w kierunku Kertaba.
Nagle zaczęli się obaj głośno śmiać. Faster siedział zdziwiony patrząc raz na pijaka, który miał śmiech niczym prosiak i na karczmarza, który wył niczym wilk do księżyca.
- O co chodzi?
- O nic... – mruknął pijak
Faster przysunął się do pijaka, tak żeby karczmarz nie słyszał i zapytał.
- Czy wiesz co się stało wieczorem?
Pijak spojrzał na karczmarza i z powrotem na Fastera.
- Nie wiem... - odparł
- Ile stąd jest miasto? – pytał dalej
- Nie wiem...
- Czemu tutaj jest tak mało osób? – dopytywał się Faster
- Nie wiem...
- Czy ty cokolwiek wiesz?!
- Nie wiem... – odparł patrząc się w kieliszek
- Nie wiesz czy coś wiesz?
- Nie wiem... – w tej chwili Faster wstał i wyszedł z gospody się orzeźwić.

Na dworze było ciepło. Wielką duchotę, przeszywał mały cichy wiaterek przyjemny dla ciała. Faster podszedł do źródełka i usiadł przed nim. Nachylił się i... zobaczył młodego, przystojnego wieśniaczka, który w skutek wiecznych walk, miał na twarzy blizny. Jego niebieskie oczy odzwierciedlały jego ciemne, długie i zarośnięte włosy.
Dopiero teraz mógł ujrzeć siebie, kogoś, kogo nigdy nie widział. Doznał deja vu. Jego długie, tłuste włosy, zasłaniały niewinną twarz, pełną strupów, blizn i chrost. W jego nogach widniała siła biegu i wytrzymałość. Te zamyślenia przerwał mu głos pochodzący zza jego pleców.
- No! Tu jesteś! Szukałem cię! No to jak, idziemy?!
- Spóźniłeś się trochę! – powiedział ironicznie Faster
- No bo… - pasterz szukał odpowiedzi – Przysnąłem sobie troszkę!
- Eh... Wiesz co się tutaj wydarzyło?
- A no nie wiem! Co się stało? Mów, mów! – mówił szeptem podniecony baca.
- Tego właśnie ja też nie wiem. Wieczorem coś się stało. Była tu nawet straż. Podejrzewają nas o coś. Co robiłeś w nocy?
- No spałem! A cóż miałem robić! Ja zawsze tak śpię, że mnie nic nie obudzi! Szczególnie po ciastkach babciuni! Musisz kiedy spróbować! Mówię ci!
Na twarzy Fastera widniał uśmiech
- Już to mówiłeś...
- No, niby tak! Ale ja to mam sklerozę! A propos sklerozy! Jak tam głowa, boli? Wiesz już co i jak...?
- Nie, nie wiem... – mówił zamyślony chłopak – Idziemy?
- No, a jakże! – krzyknął góral, po czym obaj ruszyli przed siebie, do wielkiego lasu...


Las

Szliśmy przez szarą mgłę lasem, gdzie słychać było dziwne głosy warczących zwierząt, które tylko czekają aż zjawi się dla nich chodzące mięso. A my nie mieliśmy broni...

Drzewa zasłaniały słońce, jeżeli w ogóle ono świeciło. Nie widać było nieba. Podróżnicy szli nic nie mówiąc. Faster myślał o tym, co mogło się wydarzyć w karczmie. ,,Czyżby kogoś zabito?” – zastanawiał się. Nagle usłyszeli dziwny dźwięk dochodzący zza krzaków. Odsunęli się lekko od krzewu.
- Co to? – zapytał chłopiec
Szakuł milczał.
- Co to do cholery?!
- Nie wiem! No? Na co czekasz? Chodźmy dalej! Cokolwiek to było, już sobie poszło! – uspokajał go góral.
Szli więc dalej zagłębiając się coraz bardziej w ciemny las.
- Ty mi się zwierzyłeś, ja też się zwierzę – mówił Szakuł do Fastera, który patrzył nie wiedząc o co chodzi – No, więc moja rodzina nie żyje...
- Czemu? – zapytał delikatnie Faster
- Nie wiadomo. Nie wiadomo z jakich przyczyn!
- No, a twoja babcia? – dopytywał się Faster
- Zniknęła... Nie wiem co się z nią stało... No po prostu nie wiem!
- Ciężkie nasze życie! Nic nie wiemy... – odparł Faster idąc po kamieniach
Szli tak dalej i dalej i dalej... Przeszli przez bagna i dotarli do małej polanki, obok źródełka.
- Tu będziemy musieli się zatrzymać! W nocy nie ma co chodzić po takim lesie... – mówił Szakuł
- Rozbijemy namiot... Prześpimy się, a jutro rano pójdziemy dalej do... – mówił Faster
- ...mojego brata, Łachima! – dokończył zdanie góral – Zapomniałeś?! Przecież każdy go zna!
- Czemu? Kim on jest?
- No, moim bratem, a kim innym! – krzyczał oburzony
- Więc kto go zna?
- No, ja, moja babcia, moja mama, mój dziadek, mój...
- Dobra, dobra... Trzeba będzie rozbić namiot...
- No, to do roboty! – popędzał Szakuł – Ty pójdziesz na wschód szukać dobrego drewna na opał! Na ognisko! A ja pójdę zachodnią po... yyy... po co ja tam pójdę?
- No... sam nie wiem... – zastanawiał się Faster
- No, na przykład popilnuje obo...yyy...namiotu!
- Ech, no dobra! – powiedział chłopiec i ruszył na wschód.

Była już istna ciemność, kiedy to Faster szedł niosąc małe kijki na ognisko. Myślał, kim był przedtem... Może rycerzem? A może farmerem? Albo nawet złodziejem! Gdy tak się zastanawiał, nie zauważył tajemniczego cienia za sobą. Usłyszał warknięcie zza jego pleców. Nie ruszał się. Czuł dziwną wilgoć, która obejmowała jego szyję i ramiona. Jak boa dusiciel, który owija człowieka, a potem tak mocno ściska, że słychać tylko chrzęst łamanych kości. Jednak ta wilgoć szła na dół w kierunku ziemi. Faster odwrócił się i zobaczył śliniącego się cieniostwora. Myślał co zrobić: Zostać i stać nieruchomo i dać się pożreć bestii, czy też uciekać i wołać Szakuła, aż w końcu wszystkie zwierzyny i potwory leśne będą go goniły... Wybrał to drugie. Upuścił klocki drewna i biegnął co tchu przed siebie do obozu. Mijał paprocie i dziwne rośliny, które wbijały mu się i ocierały o nogi. Nie myślał o niczym. Nie obracał się za siebie. Cały czas słyszał sapanie cieniostwora. Coraz szybsze bicie serca, oraz dyszenie potwora. Biegł jeszcze tak dość długo, lecz sapanie ucichło. Stanął i obrócił się za siebie. Zobaczył człowieka leżącego tuż pod cieniostworem. Człowiek ten był łysy, dość starszy chyba, choć nie było widać w tej ciemności. Dziadek krzyczał:
- Nie! Chłopcze! Nie przejmuj się mną!
Gdyż sam zginiesz! Czy ujrzysz już dom?!
Nie patrz na mnie i biegnij przed siebie!
Jesteś za młody, żeby być w niebie!
Faster patrzył się jak po kłach cieniostwora spływała ślina, pełna krwi i pożartych już ofiar. Cieniostwór miał na głowie jeden wielki szpiczasty róg, którym zapewne nabijał swoich wrogów. Pazury jego były ogromne i ostre, można by pomyśleć że to szpony orła, które jednym ruchem prują ci skórę, wydzielając z ciebie wnętrzności.
Dziadek krzyczał:
- Biegnij! Biegnij! Na co czekasz?!
Biegnij! Biegnij! Po co zwlekasz?!
Biegnij! Czemu nie uciekasz?!
Faster widział jak kły cieniostwora zagłębiają się w ciało starca. Faster się zawahał.
- NIE!!! – krzyczał chłopiec biegnąc co sił w nogach i rzucając się na potwora – Uratuje cię!
Faster trzymał ręce bestii i rzucił w nią kamieniem. Wziął do ręki drugi kamień i z całej siły uderzył nim trafiając w oko cieniostwora. Ten zaskomlał i ruszył do przodu, chcąc staranować chłopaka. Faster widział już przed oczami śmierć. Sam nie wiedział czy mu się zdaje, czy to naprawdę. Lecz znowu widział cieniostwora pędzącego do przodu. W jednej chwili zobaczył róg cieniostwora, oraz czerń. Wielką, głęboką czerń. Faster nic nie czuł.

Nagle w jego oczach zaświeciło i ujawnił się obraz, którego nigdy nie widział. Był to olbrzymi wodospad a obok niego, piękna polana na której biegały słodkie i szczęśliwe cieniostwory. Goniły one motylki i przewracały się raz na jedną, a raz na drugą stronę skamlając do siebie, jakby coś mówiły. ,,Czy tak wygląda niebo?” zastanawiał się Faster. Po kilku minutach już nic nie czuł i nie widział.

Pobudka

Jeszcze nigdy, się tak nie czułem... Nic nie czułem. Widziałem czerń, lecz powoli widziałem palące się ognisko. Czułem ciepło...

Faster leżał okryty kocem, obok paleniska. Powoli zaczęły mu się otwierać oczy. Był poranek, lecz widać było jeszcze księżyc. Było dość ciemno, jednak ogień oświetlał drogę. Chłopiec się budził.
- G-gdzie ja jestem? O-oh! Moja głowa... – mówił cicho z pół zamkniętymi oczami.
- Nie musisz jeszcze budzić się,
Bo miałeś przecież ciężki dzień,
Odpoczywaj i śpij!
Ja będę wino pił...
Faster usnął. Minęły 2 godziny, zanim chłopak obudził się na dobre. Powoli przecierał oczy. Ognisko już się nie paliło, gdyż świeciło słońce. Był dzień. Faster jeszcze trochę się wylegiwał, zanim sobie przypomniał co się wydarzyło i że jest w niewiadomym miejscu.
- Zaraz śniadanie będzie gotowe,
Jaja ścierwojada, są bardzo zdrowe!
Faster ujrzał ołysiałego, starszego faceta, w ostszępiałym ubraniu. Młodzian od razu poznał, że to ten sam staruszek, którego zaatakował cieniostwór.
- Co się stało? - zapytał
- Zdarzeń mało,
Byś był karmą cieniostwora,
Lecz zabiłem wnet potwora,
Nim zdążył cię zjeść!
- Uratowałeś mnie?! Jak ja mam się odwdzięczyć?!
- Nic nie musisz, bo w tych czasach,
W tych głębokich, ciemnych lasach,
Każdy musi sobie pomagać!
- O-och! Gdzie jest Szakuł?! – zorientował się Faster
- Nie znam, nie było go z tobą! – powiedział nieznajomy
- To mój towarzysz. Rozdzieliliśmy się. On został w namiocie, a ja poszedłem po drewno na opał... Ech...
- Nie przejmuj się teraz,
Choć zdarza się nieraz,
Że życie się gmatwa...
Żuć swe smutki i pierdoły,
Nie bądź sztywniak, bądź wesoły!
- Łatwo ci mówić..
Faster dosiadł się i razem ze staruszkiem jedli śniadanie.
- Ja jestem Faster...
- Ja jestem Łewap, nie myl mnie z Łewagiem,
Moim bratem i wielkim wrogiem zarazem.
- Podróżujesz do miasta? – dopytywał się chłopak próbując malutki kawałek jedzenia, jakby sprawdzał czy jest dobre
- Tak, by sprzedać skóry
Miasto jest blisko, tam u góry! – mówił Łewap pokazując biało żółtą flagę, która powiewała na dużej wieży.
Faster patrzył przez chwilę na wieżę i wziął kęs jaja ścierwojada do buzi. Smakowało mu
- Znasz może Łachima? – pytał dalej Faster – Podobno jest taki sławny, że każdy go zna...
- Tak, często u niego bywam – starzec zjadł już swoją porcję i odsunął talerz
- Kim on jest? Dlaczego o nim wszyscy wiedzą?
- Historia jego jest taka
Że uważają go za wariata
Nic się nie odzywa
I od Bulga obrywa
- Kim jest Bulgo? – Faster także skończył śniadanie i usiadł wygodnie w stronę, wieży
- Handlarzem jak Łachim
Tylko on potrafi
Być takim złym dla innych
Wciąż bije niewinnych
Ale wiesz... Konkurencja
- Co sprzedaje?
- Różne rzeczy
Od tarcz i mieczy
Po żywność i zbroję
Lecz Łachima wolę
Nikt u niego nie kupuje
Bo za wariata go mają...
- Ciekawe... Byłeś ostatnio w karczmie Pod Skutym Jeleniem? – pytał się chłopiec krztusząc się przy tym
- Masz coś do picia – rzekł kłusownik dając menzurkę wody Fasterowi
- Och... Od razu lepiej. No więc byłeś u Kertaba?
- Tak byłem, szkoda chłopa
- Nie rozumiem...
- Nie słyszałeś? Jeden klient został zabity – mówił Łewap – Został ślad nie wiadomo po czym...
Kertab będzie miał kłopoty
Mówią że to zwierzyna...
- Hmm... Dziwne... – mówił zamyślony Faster
- Co ty się tak interesujesz?
A kim ty jesteś w ogóle?
- Ja? No... ja jestem...yyy... nikim
- Nikim? Czyli kim?
- No... tego właśnie nie wiem... moje imię sobie sam wymyśliłem... obudziłem się koło takiej dużej góry...
- Jeśli nie pamięta się nic
Trzeba zaraz wino pić! – krzyknął żartobliwie Łewap sięgając po dwa kubki i butelkę świeżego Neardlijskiego wina
- Eh... próbowałem już ten sposób...
- A ta góra była bardzo duża? – spytał się staruszek nalewając ostrożnie wino do kubków
- Bardzo... – odpowiedział Faster biorąc kubek do ręki i pijąc trunek.
- Tfu...! – krzyknął chłopiec dławiąc się, krztusząc i plując winem – Błeee!!!
- Przyjmij moje przeprosiny
I poczucie mojej winy
Gdyż to wino bardzo mocne
Nie dla młodych, choć owocne
- Dobrze, nie szkodzi... no, a co z tą górą?
- To Skała Raileba, podobno tam zawsze znajdowano ciała
Zmarłych dziwnych ludzi, tam historia się pewna działa
Podobno największa to na świecie skała...
- Dziwnych ludzi? – spytał się dziwiąc Faster, który jeszcze się krzywił po winie
- Wilkołaków... – odpowiedział starzec
- W-wilkołaków?! – powtórzył z przerażeniem chłopiec
- A, no tak! Lecz to plotki i bajeczki! – mówił z przekonaniem staruszek – Chodźmy!
- Gdzie? Dokąd?
- Muszę coś upolować! Pomożesz mi! – rzekł i wypił kolejny kubek wina
- Co?! Ale ja się w ogóle nie znam na polowaniu – mówił Faster, patrząc ze zdziwieniem jak staruszek może przełykać wino – Ale ty mi pomogłeś, to i ja ci pomogę...
- No to bierzmy łuk i strzały
Bo ze złem walkę wygramy! – powiedział Łewap i ruszyli przed siebie.
Miejmy nadzieję, że baba do lekarza będzie przychodzić, póki żyjemy.
Odpowiedz
#2
Zły dział. Nadaje się do Fantasy nie do Historycznego Fantasy. Przenoszę
Masssssakra.

[Obrazek: 29136-65e26c5e68f2a8b1dc4d3c4283a1bf34..gif]
Odpowiedz
#3
Może nie moje klimaty , ale jednak mi się podobało , dosyć ciekawe i wciągające 8/10 .
Za bardzo sie na poprawnej pisowni nie znam więc nie będę poprawiał błędów o ile w
o gule są . Tyle o de mnie .
,,the last good bye, whne you will join me in tis river, R.I.P DIMM''

[Obrazek: tumblr_m9w66uw9Jr1r9huebo1_250.gif]
Odpowiedz
#4
Komendant napisał:
Może nie moje klimaty , ale jednak mi się podobało , dosyć ciekawe i wciągające 8/10 .
Za bardzo sie na poprawnej pisowni nie znam więc nie będę poprawiał błędów o ile w
o gule są . Tyle o de mnie .


No tak, jak sam popełniasz błędy to dlaczego masz je widzieć... (Wink wybaczcie za spam i offtop ale nie mogłem się powstrzymać Wink)
SixPieds, proud to be a member of Forum Inkaustus since Nov 2009.
Odpowiedz
#5
Przeczytałem do rozdziału "Las" i na tym się zatrzymałem. Zmusiłeś mnie niejako do przerwania czytania popełniając dziesiątki błędów, które mnie zwyczajnie zniechęciły.
Odnoszę wrażenie, że opowiadanie było pisane na kolanie, z małą dbałością o poprawność gramatyczną. Jeżeli tego nie robiłeś, to powinieneś był sprawdzić pracę przez wrzuceniem jej gdziekolwiek. Po to tylko, żeby nikt Cię później nie ośmieszył Twoimi własnymi pomyłkami.

Fabuła niczym nie powala, dialogi są sztywne i naiwne, a w dodatku mało śmieszne. Wygląda na to, że postaci w opowiadaniu się śmieją z czegoś, a czytelnik tylko podnosi brwi ze zdziwienia z myślą "WTF?".

Przykro mi za tak "niepochlebną" opinię, ale powiedziałem co myślę na ten temat i jakie jest moje zdanie, a o to tu chyba chodzi.

Na koniec masz tutaj niektóre błędy, które wskazałem na czerwono.
http://www.sendspace.pl/file/ed90b987ba6e8c80cf61cc0
Odpowiedz
#6
A ja przebrnąłem... Cóż, uważam, że sam piszę źle. Dlatego nie lubię krytykować innych.
Na ortografii znam się średnio, na interpunkcji też, jak napisał Six, jeśli ktoś wali błędy to ich nie widzi. Nie ukrywam, że na ortografię nie zwracałem w ogóle uwagi. Jeśli chodzi o interpunkcję, to skoro ja widzę błędy, musi być naprawdę źle...
Co do samej gramatyki, którą, jak myślę znam dość dobrze... To nie ma, co oceniać... W znacznej części zdań po prostu jej nie ma...
Błędów czysto znaczeniowych nie będę wypisywał, bo trzeba byłoby zacytować niemal całość. Tylko kilka "perełek" - "górski urok", "zarośnięte włosy", "W jego nogach widniała siła biegu" itd.
W fabule ja nie widzę ani nic ukrytego, ani w ogóle nic... Przykro mi.
Ten wierszokleta w ostatnim rozdziale jest dziwny... Bohatera to nie dziwi... Zresztą jego tak naprawdę nic nie dziwi, mimo iż na podziw dużo wie Very Happy Np. widział boaSmile
Nie oceniam... A moja rada, może wystarczyło to przeczytać? Naprawdę, niektórych, co bardziej "ekwilibrystycznych", zwrotów nie da sie po polsku przeczytać. Myślę, że w ten sposób udałoby się też uniknąć znacznej części nielogicznych zwrotów.

Pozdrawiam.
Just Janko.
Odpowiedz
#7
Jak tak samo jak Janko. Jeżeli ja zauważę błędy to musi być cud! Ale ok. W interpunkcji to ja...ale raczej w pewnych moementach potrafię rozpoznać gdzie co powinno być Wink Wymieniać nie wymienię bo Danek już to zrobił. Ciężko mi się czytało, ledwo przebrnąłem. 6/10.
Pożyjemy i pomrzemy nie usłyszy o nas świat!
A po śmierci wypijemy za przeżytych, w dobrej wierze parę lat!
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości