Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Przygoda Alice
#1
Oto moje pierwsze opowiadanie, które tu zamieszczam. Opowiada o dziewczynie, która musi podjąć najważniejszą decyzję w swoim życiu, a jednocześnie walczyć o wartości, które kocha. Romantyczny dramat? Nic bardziej mylnego - to horror, jakiego jeszcze nie czytaliście. Zadbałem o metaforyczną stronę tekstu, ale i o jego realistyczność. Zresztą, oceńcie sami!
(Do czytanie poleciłbym podłożyć utwór: in the house - in a heartbeat)



Nastał już wieczór, gdy Alice wracała do domu.
Jej rodzina mieszkała na obrzeżach Rockville, na nowym osiedlu jednorodzinnych domów, które wyglądały tak samo – wybielone ściany, grafitowa dachówka, szerokie frontowe schody.
Dziewczyna przeszła przez podjazd, grzebiąc w torebce. Wyjęła klucze, żeby otworzyć drzwi. Już wcześniej dostrzegła, że w domu palą się światła, więc jej rodzice zapewne jeszcze nie spali. Przestąpiła próg i weszła do środka. Zamknęła z powrotem drzwi, po czym zdjęła adidasy i wsunęła je pod wnękową szafę.
Zachowywała się możliwie najciszej – jak zwykle, gdy wracała o późnej porze.
Matka miewała różne nastroje, odkąd wylali ją z apteki; stale miała kłopoty z narkotykami. Rozglądała się za nową pracą, ale pogłębiająca się depresja jej nie pomagała. Czasami znikała z domu na długie godziny i nikt nie wiedział, co się z nią dzieje.
Ojciec natomiast był policjantem i zwykł wszczynać awantury, gdy jego córka nie stawiła się w domu o ósmej wieczorem. Był człowiekiem wiecznie zestresowanym z powodu swojej pracy, dlatego mało czasu poświęcał rodzinie.
Był też Danny, jej 8-letni brat, przyczyna wielu domowych sporów. Bo Alice musiała mu pomóc w odrobieniu lekcji, a znów gdzieś wyszła. Bo Danny jest za mały, żeby wyprowadzić psa, więc to robota Alice. Bo jej braciszek się nudzi, więc z woli rodziców to Alice zorganizuje mu czas, poświęcając swój.
Alice, smukła brunetka, miała osiemnaście lat i uczęszczała do ostatniej klasy szkoły średniej. Planowała, że za parę miesięcy wynajmie sobie mieszkanie, pewnie gdzieś w centrum, bliżej uczelni, gdy rozpocznie studia. Marzyła o tej przeprowadzce; miała dość narzekania, że nie wywiązuje się ze swoich zwykłych domowych obowiązków i trwoni czas z „obcymi ludźmi”, czyli jej znajomymi. Rodzice nie zważali również na to, że ich córka pracuje w domu opieki, żeby zarobić na własne wydatki, gdyż od urodzin przestali jej dawać kieszonkowe.
Dziewczyna zerknęła na zegarek – 21.45.
Przemknęła korytarzem do schodów, wiodących na piętro; miękki dywan skutecznie tłumił jej kroki, kiedy się wspinała. Będąc blisko swojego pokoju, odetchnęła z ulgą, że nikt jej nie zauważył. Równocześnie zdała sobie sprawę, że w domu panuje niebywała cisza, więc może wszyscy już śpią. Dlaczego zatem wszędzie były włączone światła?
Postanowiła, że będzie pilnować własnego nosa. W ten sposób oszczędzi sobie kazań o dojrzałości, upomnień ojca oraz zbędnego angażowania się w życie szkolne brata. Dość miała własnych zmartwień; na przykład dziś, kiedy zaczynał się weekend, a jej przyjaciele wyjechali na biwak, ona przepracowała dodatkową zmianę, odwołując spotkanie z Adamem. Musiała czasem zrezygnować z różnych rzeczy, dlatego że była pilną i zaradną pragmatyczką, która troszczyła się o przyszłość, a nic nie mogło pomóc jej tak bardzo, jak napływ gotówki.
Weszła do swojego pokoju i zamknęła drzwi. Nie przebierając się – była ubrana w ciasne dżinsy, pomarańczową bluzkę i lekki ciemny płaszczyk - rzuciła na łóżko torebkę i rozpuściła włosy, które na dzień spięła w kucyk Chciała włączyć komputer, licząc na rozmowę z jej chłopakiem, jednak na razie odeszła od tego zamiaru. Żołądek upomniał się w końcu o swoje; od obiadu nic nie zjadła. Postanowiła zawrócić do kuchni, żeby zrobić kanapki. To zajmie jej raptem trzy minuty.
Zeszła na dół. Korytarz na parterze wiódł od wejściowych drzwi prosto do kuchni, lecz wcześniej po prawej stronie była sypialnia, na lewo schody i łazienka. Za kuchnią znajdował się salon, a dalej, z tyłu domu – weranda.
Kuchnia i jadalnie mieściły się w jednym, schludnym i skromnie urządzonym pomieszczeniu. Alice stała przy kredensie i rozkrajała nożem bułkę, później wyjęła z lodówki masło i zaczęła smarować nim pieczywo. Nagle poczuła, jak coś owija się delikatnie wokół jej kostek.
Podskoczyła, zaskoczona, i spojrzała w dół.
- Buffy – syknęła na kota – Przez ciebie zawału kiedyś dostanę.
Pupil spojrzał na nią zwężonymi, zielonymi oczami i odszedł.
Dokończyła smarowanie bułki i znów sięgała do lodówki, gdy rozległ się donośny odgłos tłuczonego szkła.
Powstrzymała się w porę, żeby nie krzyknąć. Zamiast tego serce podeszło jej do gardła i raptem straciła apetyt. Jeśli ten hałas kogoś obudził, bez wątpienia będzie miała kłopoty. Nieważne, kto nabroił: czy Buffy, czy Alice.
Dźwięk chyba doszedł z korytarza.
Przeszła przez kuchnię i zatrzymała się przed futryną. Powoli, cała w nerwach, wyglądała za narożnik ściany, kawałek po kawałku lustrując korytarz.
Z początku nie dopatrzyła się niczego szczególnego. Duże ścienne lustro, które wisiało nad komodą, na szczęście było całe. Niespodziewanie kątem oka zauważyła jakiś blask. Spojrzała na podłogę i zobaczyła pokruszone szkło. Podchodząc bliżej, spostrzegła, że cienka piaskowana szyba w drzwiach do łazienki została wybita; rama była najeżona odłamkami szkła. Pod drzwiami leżała butelka po whisky, z odtłuczoną szyjką.
Alice zdziwiło, że nikt prócz niej nie zareagował na ten głośny incydent. Musiała zbadać tę sprawę.
Wyjrzała przez okno do łazienki. Od razu dostrzegła matkę, siedzącą w wannie. Obok niej, na stołku leżały pudełka tabletek, strzykawka, małe foliowe woreczki z białym proszkiem, szklanka wody, butelka wódki i zapalniczka z tlącym się cygarem.
Tym razem matka poszła na całość. Rety! A jeśli nie żyje? Powinna czym prędzej wezwać pogotowie, czy najpierw upewnić się, czy oddycha?
- Witaj, moje dziecko – powiedziała Marry, podnosząc wzrok na córkę. – Czarne mokre włosy opadały jej na ramiona. Na pociągłej twarzy malowało się wyczerpanie i niezaspokojenie, a z oczu emanowała wrogość. – Czego się boisz? Przecież nie będę wiecznie karciła cię za to, że nie robisz tego, o co cię proszę... A więc znów nie jesteś punktualna? Phi, myślisz, że obchodzi mnie, ile czasu dawałaś się rżnąć, ty nieposłuszna wywłoko? Dla mnie możesz w ogóle nie wracać do domu, zeszmaciała, paskudna ku*wo.
Dziewczyna zaniemówiła. Nie mogła uwierzyć, że matka posunęła się tak daleko, by wyjawić wprost, co faktycznie o niej myśli. Więc tak była postrzegana; co do joty poznała właśnie opinię o sobie. Matka była oczywiście pijana, naćpana i jawnie nie panowała nad swoim zachowaniem, niemniej przykrość córki wykroczyła poza wskaźnik dopuszczalnej tolerancji.
- Mamo... - wydusiła Alice, gdy znowu zaczęła oddychać. Oczy zaszły jej łzami, gdy patrzyła przez małe okienko na kobietę, która nie potrafiła uporać się z własnymi problemami, a wyjścia z trudnych sytuacji szukała w używkach. Na ogół starała się być miła dla matki, ta jednak albo jej nie doceniała, albo lekceważyła.
Marry włożyła do ust cygaro, podniosła strzykawkę i zaaplikowała sobie narkotyk pod piersią, w najmniej widocznym miejscu.
- Zmiataj już! Czego tu wystajesz?! – krzyczała z pogardą w głosie. – Idź do Danny’ego! To w końcu twój słodki brat. – Wybuchła histerycznym śmiechem.
Alice odsunął się od drzwi. Nim cokolwiek postanowiła, zanim przemyślała tę nienormalną sytuację, musiała się otrząsnąć, bo znowu usłyszała jakiś hałas.
Ktoś łomotał do frontowych drzwi. Łup! Łup! Łup!
Alice, coraz bardziej wystraszona, pomyślała, że to pewnie tato wrócił z pracy. Przypomniała sobie, że pracował do późna co drugi weekend; w tym tygodniu wypadał właśnie taki. Później uprzytomniła sobie, że gdyby to był jej ojciec, sam otworzyłby drzwi, bo miał klucz. Wniosek był następujący: za drzwiami stał ktoś obcy.
Pukanie powtórzyło się i musiała przynajmniej sprawdzić, komu tak zależy, żeby wejść.
Włączyła światła przed domem i zajrzała w wizjer, żeby zobaczyć stojącą na schodach osobę.
- To ja, Helen! – krzyknęła kobieta ubrana w fartuch, z włosami splecionymi w dwa warkocze i związanymi jasną wstążką. Miała znajomą twarz i Alice zaraz ją rozpoznała. – Mogę wejść? Mogę skorzystać z waszego telefonu?
Dziewczyna odsunęła zasuwkę i otworzyła szeroko drzwi. Helen była ich najbliższą sąsiadką. Miała prawie sześćdziesiąt lat, parę kilo nadwagi i sporą dozę entuzjazmu, cokolwiek robiła.
- Dobry wieczór.
- Witaj, Alicjo! Mój aparat się zepsuł, a muszę wykonać ważny telefon. Nie masz nic przeciwko, że zadzwonię z waszego?
- Proszę wejść. – Przepuściła kobietę i z powrotem zamknęła drzwi.
Alice poprowadziła sąsiadkę do kuchni, gdzie był telefon.
- Widziałam światła w mieszkaniu, więc pomyślałam, że nie śpicie.
- No cóż... – urwała, gdyż nagle spostrzegła, że korytarz jest czysty; z podłogi zniknęły okruchy szkła, a w drzwiach do łazienki znów widniała cała szyba. Jak to możliwe?
- Mówiłaś coś? Przepraszam, czasem niedosłyszę.
- Nie – zaprzeczyła dziewczyna. - Tu jest telefon. – Wskazała jej ścianę, na której było zamontowane urządzenie.
Gdy sąsiadka podniosła słuchawkę i wybrała numer, Alice cofnęła się do korytarza. Była ciekawa, jak to się stało, że potłuczona szyba znów jest cała. Stanęła przed drzwiami do łazienki i nieśmiało dotknęła okna, przesuwając po nim dłoń. Piaskowana szyba w dotyku była szorstka i lekko chropowata, nic nie mogła przez nią zobaczyć.
Cokolwiek wygarnęła jej matka, nie powinna jej nienawidzić. Przypomniał jej się cytat z którejś z książek Stephena Kinga: „Nawet dziwna miłość jest lepsza od braku miłości”. Alice przez te wszystkie lata przestała kochać matkę całym sercem – bo jak można kochać kogoś, kto prawie zawsze jest na ciebie zły, przeklina, narzeka i cię nie szanuje? Mimo to dziewczyna czuła przywiązanie do tej znerwicowanej kobiety o zimnym, manipulowanym przez dragi charakterze. W końcu ta wychowała Alice; opiekowała się nią, gdy leżała przez pół roku w szpitalu w wieku sześciu lat, zaprowadziła ją do szkoły w pierwszym dniu jej edukacji, i później parę razy, kupiła jej na Gwiazdkę wymarzoną sukienkę... Tak, była winna matce wdzięczność. Powinna pokazać, że się o nią troszczy. Przecież mogła już dawno być nieprzytomna. Zacisnęła dłoń na klamce i miała już otworzyć drzwi, gdy Helen przerwała jej sentymentalne myśli.
- Załatwione – oznajmiła sąsiadka, odłożywszy słuchawkę. – Ksiądz Jakob przyjedzie jutro, żeby uzdrowić chromego chłopca. Moje metody tym razem nie poskutkowały.
Helen była szamanką, do której przybywali ludzie dotknięci chorobami, jakich nie dało się wyleczyć medycyną konwencjonalną. Modliła się za nich, odtwarzała kościelne rytuały i wręczała im lekarstwa, sporządzane według własnych receptur. Jej „pacjenci”, żeby wyzdrowieć, zawsze musieli wykonać jakieś dziwne zadanie, na przykład podpalić kartę do tarota, stojąc na rozstaju dróg.
Natomiast ksiądz Jakob był jej synem, zamieszkałym w sąsiedniej parafii. Miał prawo do odprawiania egzorcyzmów, lecz wykonywał je bardzo sporadycznie.
- Mam nadzieję, że ten chłopiec wyzdrowieje – Alice zmusiła się do uśmiechu.
- Dziękuję, że mogłam zadzwonić. To pilna sprawa. – Dziewczyna odprowadziła ją przez korytarz. – Dobranoc.
- Dobranoc pani.
Helen wyszła w ciemną noc. Alice przekręciła zamek w drzwiach, o czym opadła się o ścianę, emocjonalnie wyczerpana.
Wtem łomotanie do drzwi powtórzyło się. Tym razem o wiele głośniej, jakby ktoś walił w nie rękoma i nogami.
Sfrustrowana dziewczyna ponownie otworzyła drzwi. Widok, który ujrzała w wejściu, był tak niedorzeczny, że stanęła jak wryta. Za progiem była Helen; na jej czole widniała świeża rana (powstała od uderzania głową w drzwi). Krew spływała jej po nosie i policzkach, wargach, brodzie i kapała na błękitny fartuch, barwiąc go szkarłatnymi plamami. Najstraszniejsze było jednak to, że jej oczy zrobiły się całkowicie białe, jakby wewnątrz gałek kłębiła się mgła. W ułamku sekundy ich biel przeszła w czerń, głęboką i lśniącą jak świeża smoła. Kobieta otworzyła usta, a spomiędzy krzywych, gnijących zębów wysunął się rozdwojony przy końcu język. Wydała z siebie nieopisany charkot, zagłuszający krzyk przerażenia nastolatki.
Alice starała się wycofać, choć nie było to wcale proste. Jej nogi drżały i bała się, że źle postawi krok i runie jak długa. A wtedy, wtedy... to coś ją dopadnie.
- Nie opieraj się Alice. – Helen nie była już tą samą kobietą. Wyglądała inaczej i mówiła inaczej. Jej głos był gruby, męski, zachrypnięty. – Pozwól sobie ulec pokusom.
Było już za późno, żeby zamknąć drzwi. Monstrum weszło do domu, sunąc ku dziewczynie. Ta odwróciła się i zaczęła uciekać. Nie zdążyła wbiec na schody na piętro.
Wpadła do kuchni. Rozbieganym wzrokiem omiotła pomieszczenie. Zdała sobie sprawę, że będzie musiała jakoś się obronić. Chwyciła z blatu nóż, którym wcześniej smarowała bułkę. Czuła się jak filmowa bohaterka. Tylko teraz przeżywała wszystko naprawdę. Nigdy dotąd nie była tak wystraszona i zdezorientowana.
Straszydło stanęło w wejściu. Z jego ciała niósł się odór rozkładu; paznokcie gniły, nogi nagle spuchły, zakrwawioną twarz poorały bruzdy. Potwór w kuchennym fartuchu i z warkoczami wyglądała groteskowo.
- Poczęstuj się – wysunął brunatną, pomarszczoną dłoń, w której trzymał ciastko. – Daj mi ten zaszczyt. Zezwól, żebym ja udzielił ci inicjacji.
- Nie rozumiem cię! Kim jesteś?! – Dziewczyna wycelowała nóż w jego stronę.
- Tkwisz w środku wojny – warknął stwór. – Wybierz front, po którego stronie staniesz. Zło czy dobro?
- Dlaczego tak wyglądasz? Odejdź!
- Kazałem ci wybrać! – Ręka, w której trzymał ciastko, wydłużyła się w stronę Alice. – Skosztuj mojego przysmaku i wyzbądź się ludzkiej skazy, jak zrobiło to już tysiące ludzi, którym oferowałem pomoc...
Jego ręka wiła się jak wąż, przybliżając do Alice. Między powykręcanymi palcami tkwiło kruche, wyglądające zwyczajnie ciastko.
Zamachnęła się nożem parę razy. Jego wiotka dłoń była zwinna i dopiero za czwartym ciosem ją zraniła. Ciastko upadło na podłogę i pokruszyło się w drobny mak. W okamgnieniu szkaradna ręka skurczyła się do normalnych rozmiarów. Przerażona nastolatka upuściła nóż.
Boże! To nie może być człowiek. Ten okropny wygląd, jego nienaturalna dłoń, ślepia i obcy głos... Boże!
Jakby słysząc jej zatrwożone, wzywające pomocy myśli, potwór wydął wargi, obnażając kły. Zaczął ryczeć jak dzikie zwierzę, a jego twarz wykrzywiła się w wyrazie furii i nienawiści.
Alice chciała uciec, ale zablokował jej drogę.
Wtem w progu do korytarza ukazał się Buffy. Zatrzymał się, jego oczy się rozszerzyły, a później jedna z jego łapek zrobiła krok do tyłu.
Potwór, choć stał przed nim, jakoś dostrzegł przybyłe zwierzę. Zareagował natychmiast. Okręcił się na pięcie i pognał za kotem, ścigając go przez korytarz.
Wówczas Alice z trwogą zauważyła drugą parę jego oczu, z tyłu głowy. Jego potylica „otworzyła się” i upiór zaniósł się gromkim śmiechem.
- Jeszcze tu wpadniesz, Alice! Ha ha ha! A my będziemy na ciebie czekali! Ha ha ha!...
Bohaterka pobiegła za nimi. Bynajmniej nie zdawało jej się, że robi głupio. Po prostu coś sprawiło, że przestała się bać, nabrała przeświadczenia, iż uczestniczy w czymś wielce nieprawdopodobnym. A skoro nie była to jawa, nie mogła jej się stać krzywda.
Dlatego podążyła za tą odrażającą karykaturą jej sąsiadki, patrzyła na jej dyndające siwe warkocze, czarne hipnotyzujące ślepia i bezzębny prześmiewczy uśmiech. Czuła, że strach traci swą moc, ale daleko jej było do szczęścia.
Buffy czmychnął do schowka pod schodami. Stwór skoczył za nim, wtapiając się w mrok ciasnego pomieszczenia. Alice zatrzymała się na moment, żeby zatrzasnąć za nimi drzwi. Wystarczyło porządni nimi uderzyć, żeby później otwierać schowek przy pomocy łomu. Nie zwlekając na darmo, wbiegła schodami na piętro. Sądziła, że jeśli jest to sen, nastał chyba właściwy moment, żeby się skończył. Pomyślała, że obudzi się może, gdy wejdzie do swojej sypialni. Tak, to byłby dobry moment.
Z dołu dobiegł ją huk wyważanych drzwi.
Tymczasem zaświtała jej myśl...

Ciąg dalszy nastąpi
Odpowiedz
#2
(09-07-2011, 09:33)nalvor_217 napisał(a): Oto moje pierwsze opowiadanie, które tu zamieszczam. Opowiada o dziewczynie, która musi podjąć najważniejszą decyzję w swoim życiu, a jednocześnie walczyć o wartości, które kocha. Romantyczny dramat? Nic bardziej mylnego - to horror, jakiego jeszcze nie czytaliście. Zadbałem o metaforyczną stronę tekstu, ale i o jego realistyczność. Zresztą, oceńcie sami!

Ocenimy...

<jakiś czas później>

Cytat:Rozglądała się za nową pracę, ale pogłębiająca się depresja jej nie pomagała.
Literówka

Cytat:Równocześnie zdała sobie sprawę, że w domu panuje niebywała cisza, więc może domownicy już śpią.
Niby nie jest to jakiś wielki błąd, ale mi się nie podoba.

Cytat:Musiała czasem zrezygnować z różnych rzeczy, dlatego że była pilną i zaradną pragmatyczką, które troszczyła się o przyszłość, a nic nie mogło pomóc jej tak bardzo, jak napływ gotówki.
Litrówka

Cytat:Pupil spojrzał na nią zwężonymi, zielonymi oczami i odszedł.
IMO zabrakło przecinka.

Cytat:- Witaj, moje dziecko – powiedziała Marry, podnosząc wzrok na córkę.
Zgubiłeś literkę

Cytat:Phi, myślisz, że obchodzi mnie, ile czasu dawałaś się rżnąc, ty nieposłuszna wywłoko?
Literówka

Cytat:Marry włożyła sobie do ust cygaro, podniosła strzykawkę i zaaplikowała sobie narkotyk pod piersią, w najmniej widocznym miejscu.
Powtórzenie

Cytat:Piaskowana szyba w dotyku była szorstka i słabo chropowata, nic nie mogła przez nią zobaczyć.
Nie podoba mi się to wyrażenie.

Cytat:Ksiądz Jakob przyjedzie jutro, żeby uzdrowić chromego chłopca.
Jakiego? Moja ograniczona wiedza medyczna, uniemożliwiła mi zapoznanie się z tą chorobą Wink

Cytat:Krew spływała jej po nosie i policzkach, wargach, brodzie, i kapała na błękitny fartuch, barwiąc go szkarłatnymi plamami.
Zbędny przecinek

Cytat:Nie zdążyła wbiec na schody na piętro
.
+ wydaje mi się, że w przypadku takiego powtórzenia należałoby umieścić w zdaniu przecinek.

Cytat:Po prostu coś sprawiło, że przestała się bać, nabrała przeświadczenie, że uczestniczy w czymś tak nieprawdopodobnym, je nie jest to z pewnością jawa, a zatem nie może jej się stać krzywda.
Zgaduję, że to ostanie, to też miało być że. Nazbierało się trochę powtórzeń. Ponadto zdanie jest za długie.

Kwestie techniczne:
Powyżej masz błędy, które udało mi się wyłapać. Być może jest ich więcej, ale ja znalazłam tylko te. Jak widać nie są one poważne. Dodam jeszcze tylko, że w paru miejscach zdarzają się powtórzenia. Raz jest to dom, innym razem ręka. Sam tekst czytało się przyjemnie. Zdania są ładne i przystępne dla czytelnika. Strona techniczna - na plus.

Fabuła:
Popraw mnie jeśli się mylę, ale widzę tu silną inspirację twórczością S. Kinga. To dobrze, że wzorujesz się na najlepszych. Nie każdy potrafi z prostego tematu i opisu zrobić bardzo klimatyczny tekst. Ty niestety King'iem nie jesteś. Tekst jest ładny, przyjemny, ma w marę dobre opisy, ale klimat lekko szwankuje. Druga sprawa... Fajnie, że postarałeś się o dobre nakreślenie postaci, dzięki temu czytelnik ma lepszy obraz całości, lepiej rozumie bohaterów, ich motywacje i decyzje. Ma to jednak swój minus... Może trochę nudzić - szczególnie w pierwszym rozdziale. Tekst jest naszpikowany informacjami o przeszłości i wyglądzie bohaterów. Wiem, że taki był twój zamiar i rozumiem to, ale jednak nie wyszło tak fajnie, jak to pewnie było zamierzone. Skoro jesteśmy już przy bohaterach, to muszę powiedzieć, że dobrze sobie z nimi poradziłeś. Dobrze naszkicowałeś postać Alice - zahukanej, małomiasteczkowej nastolatki z problemami rodzinnymi. Na swój sposób ją polubiłam. Wydaje się prawdziwa i to jest fajne. Jej matka została przedstawiona w nieco skrótowy sposób, ale to wystarczy, żeby zbudować sobie jej obraz. Wzbudza antypatię od pierwszego występu. To też mi się podobało.
Dalej też byłoby fajnie, ale potwór jakoś nie przypadł mi do gustu. W opisie tej sceny czegoś mi zabrakło. Najgorsza była pogoń za kotem.
Napiszę jeszcze coś o zakończeniu. To miło, że chciałeś zachęcić do dalszego czytania, kończąc w taki, anie inny sposób, ale weź po uwagę to, że tak kończą się też odcinki Mody na Sukces Wink

Podsumowując:
Jest całkiem, całkiem. Lubię King'a, ale w kolejnych rozdziałach chciałabym zobaczyć mniej jego, a więcej ciebie Wink

Mam nadzieję, że chociaż cząstka z tego, co napisałam, ci się przyda.
Pozdrawiam i życzę udanej pracy nad ciągiem dalszym.
Odpowiedz
#3
Błędy poprawione. Smile

Cytat:"Ksiądz Jakob przyjedzie jutro, żeby uzdrowić chromego chłopca."
Jakiego? Moja ograniczona wiedza medyczna, uniemożliwiła mi zapoznanie się z tą chorobą Wink
Chromy - kulawy, utykający. Gdyby nie Twoja uwaga, nadal tkwiłbym w przekonaniu, że to znaczy sparaliżowany. Tongue (Zatem, dzięki)

Cytat:"Nie zdążyła wbiec na schody na piętro.
+ wydaje mi się, że w przypadku takiego powtórzenia należałoby umieścić w zdaniu przecinek.
O ile z resztą błędów się zgodzę, tu bym polemizował.

Nie jestem wielkim fanem twórczości Kinga, jednak uwielbiam jego pierwsze książki. Owszem, starannie je czytałem i analizowałem, jednak z czasem przestałem się nim inspirować, bo znudziły mi się jego ostatnie tytuły... Aczkolwiek pomysły ma jak najbardziej ciekawe.

Starałem się naszkicować wyraźne postacie, ciekawe wydarzenie i przede wszystkim wpleść suspens do całości, bo moim zdaniem to najważniejsza akcent utworu, z jakiegokolwiek gatunku. Początek nudnawy? Nie ma sprawy, niebawem będzie akcja i efektowne zakończenie ;P Co do potwora, nie bardzo mogłem nakreślić go inaczej, bo ma być symbolem zdeprawowanego człowieka, jak matka... W finale to również się wyjaśni.

Cytat:Najgorsza była pogoń za kotem.

A jak Twoim zdaniem mógłbym odciągnąć uwagę tego potwora od bohaterki i przenieść akcje w inne miejsce? Big Grin

Cytat:To miło, że chciałeś zachęcić do dalszego czytania, kończąc w taki, anie inny sposób, ale weź po uwagę to, że tak kończą się też odcinki Mody na Sukces Wink
Miałem napisać: Czytała Krystyna Czubówna...Tongue

Przede wszystkim dziękuję za komentarz i przeczytanie części mojego utworu. Miłego dnia Blush
Odpowiedz
#4
No ja nie wiem, czy to przypomina Kinga, ale mi się podobało.
Fajnie, że skupiasz się na postaciach, bo dobrze skonstruowane postacie to podstawa. Przydadzą się też jakieś fajne teksty.

Ciężkiego, mrocznego klimatu nie ma, ale szybko i przyjemnie się czyta, więc jestem na tak. Do tego polubiłem Alice, a pozostałe postacie są ciekawe... zwłaszcza Helen Big Grin

Podoba mi się fabuła. Dziwne rzeczy dziejące się nagle i nie wiadomo dlaczego. I motyw z szybą... i w ogóle twój avatar... skojarzenie z Donnie Darko nasuwa się samo Big Grin
Odpowiedz
#5
Ja też nie wiem, czy to podobne do książek Kinga, bo, niestety, nie miałam okazji czytać jego książek.
Nie zwracałam uwagi na błędy, więc czytałam na świeżo. Zapowiada się interesująco, chociaż też wydało mi się dziwne, że wybiegł za kotem, jakby nie chciał zrobić masakry w kuchni. Big Grin Ale, jak piszesz, wszystko wyjaśni się w swoim czasie.
I, od kiedy przeczytałam pierwsze kilka zdań zrozumiałam, że niedługo coś się stanie. Scena "grozy" z tym dziwnym stworem nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia, ale opisałeś to w dosyć ciekawy sposób. Następnym razem liczę na bardziej przerażający opis wyglądu potwora i w ogóle poważniejszą akcję.
Zatem niecierpliwie oczekuję dalszego ciągu. Tongue
Pozdrawiam i życzę weny,
Verdi
Odpowiedz
#6
Ja Kinga i horror uwielbiam! Ale ten tekst bardziej klimatem podchodzi mi pod Barkera. Podoba mi się motyw z szybą, która po chwili była cała, a także z nagłym, powtórnym pukaniem. To bardzo mocne momenty, świetnie pasują do tekstu, patent z oczami z tyłu głowy również, ale ciastko i fakt, że potwór rzuca się za kotem do schowka wprowadzają elementy satyry. Nie wiem, czy takie było zamierzenie, ale wg mnie to tu nie pasuje. Tak jak nagłe olśnienie bohaterki, że to wszystko sen. Klimat jest nierówny i to dla mnie największy minus, bo sama historia jest świetnie wymyślona. Plus także za trochę głębszy rys bohaterki. Chętnie przeczytam ciąg dalszy, chociaż wydaje mi się, że możesz niebezpiecznie zejść w stronę mariażu horroru z komedią. Chyba, że takie było założenie. Pozdrawiam.
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom! Just call me F.
Odpowiedz
#7
Dziękuję za komentarze. Samo porównanie mnie do Kinga czy Barkera bardzo mi pochlebia, jednak zdaję sobie sprawę z własnych niedociągnięć. Będę starał się je poprawiać albo chociaż wyjaśnić. Przyznaję, że ciężko stworzyć mi klimat jakiejkolwiek opowieści. Nie wiem, z czego to wynika; wydaje mi się, że dysponuję dobrym pomysłem, potrafię scharakteryzować bohaterów, akcja jest nieprzewidywalna i nie brakuje mi słów, a jednak zawsze coś mi umknie. Po prostu czytam to, co napisałem, i zaraz o tym zapominam. Nie potrafię tego zatrzymać, sam uwierzyć w tę historię. Dlatego też mój potwór nie budzi strachu, a sceny słabo wpływają na emocje czytelnika (moim zdaniem)

Ps. Helen była "wróżką", która potrafi uleczać ludzi swoimi lekarstwami i czarną magią. Może nie dopowiedziałem tego, bo miałem nadzieję, że to wyniknie z kontekstu. Jej metody w gruncie były pozyskiwaniem dusz do piekła; to, że pomogła komuś, było jak cyrograf, pakt, że po śmierci dusza zostanie odebrana temu uleczonemu człowiekowi, który przyszedł do wróżki. Helen, gdy zmienia się w potwora, oferuje Alice ciastko, ponieważ podobne rzeczy oferowała swoim "pacjentom". W moim mniemaniu miało to być metaforą oddania Złu i potępieniem duszy bohaterki...

Tak wygląda zakończenie [+18?]


Tymczasem zaświtała jej myśl, żeby sprawdzić, czy z bratem wszystko w porządku. Mimo że wierzyła, iż śni jej się koszmar i chciała go przerwać, postanowiła zajrzeć do Danny’ego. Kierowała nią głównie ciekawość, ale i odrobina adrenaliny.
Ich pokoje sąsiadowały ze sobą. Przez wąską szczelinę między drzwiami a framugą nie widziała światła. Postanowiła jednak wejść do środka.
Uchyliła drzwi i wolno, ostrożnie wśliznęła się do pokoju. Łóżko było zasłane, czyli Danny nie poszedł jeszcze spać. Na biurku jak zwykle panował porządek. Zabawki też były na swoim miejscu. Przez otwarte okno wpadało nocne powietrze i słabe światło.
- Szukasz kogoś?
Rozejrzała się. Głos dochodził z góry, więc spojrzała tam. On był na suficie!
- Danny?! Jak ty...
- Korzystam z daru, który dostałem – powiedział chłopiec, przebiegając z jednego końca sufitu w drugi, jak pająk.
- Jakiego daru? Co ty dostałeś?
Uśmiechnął się z wyższością. „Odkleił się” od sufitu i zaczął unosić w powietrzu, niby leżąc.
- Mogę lewitować, Alice – zaśmiał się. – Widzisz, jakie to fajne. Gdy staniesz się taka jak my, również możesz zdobyć jakieś umiejętności.
- O kim mówisz? Jacy wy?
- Ja, mama, tato... – nagle jego głos się zmienił. Gdy znów się odezwał, posługiwał się głębokim, zachrypniętym basem, tak jak wcześniej przemawiała Helen. – Oto chwila rozliczenia. Każdy dokonuje wyboru, teraz twoja kolej. Dołącz do swojej rodziny.
- Ale... przecież jestem z nimi.
- Nie. Jesteś niezdecydowana. Zło czy dobro? Wybieraj! Mam plan. Jeśli mnie posłuchasz, to znaczy, że opowiedziałeś się po stronie liczniejszej grupy. Wtedy też na wieki będziesz z rodziną. Twoje zadanie polega na wyskoczeniu z okna. Śmiało Alice! Myślisz, że to sen, więc dlaczego się wahasz? Do dzieła!
- Nie chcę!
- Czuję twój strach – powiedział kpiąco. – Uwierzyłaś więc, że jesteś na jawie.
Otwarte okno mocno uderzyło o framugę, choć nie było wiatru.
- Co się stało z moim bratem?
- Pokaże ci, co zrobił. – Zjawa przesunęła się do okna, wciąż lewitując. Podniosła z parapetu coś, co okazało się sznurkiem i zaczęła go wyciągać. Koniec był przerzucony za okno. Gdy wydostała go całego, dziewczyna zobaczyła gruby węzeł owinięty wokół dwóch łapek małego zwierzątka. – Ośmiolatek w końcu załatwił swojego chomika. Wiesz już, że Danny jest złym chłopcem. Oczywiście nie jest to jego pojedynczy grzech. Jaki ojciec, taki syn. Stephen tak samo nie ma czystego sumienia. Załatwił faceta, którego podejrzewał o przestępstwo. Natomiast twoja matka bez dwóch zdań jest dwulicową, rozwiązłą kłamczuchą.
Alice chciała krzyczeć, żeby przerwać ten koszmar. Trzęsła się ze złości i strachu, nie potrafiła jednak wyrazić swojego gniewu. Dlaczego prześladował ją potwór, który tym razem zdawał się przemawiać i poruszać pod cielesną powłoką jej brata? Dlaczego mówił takie okropne rzeczy. Czego od niej chciał?
Gdy prawdopodobnie znalazła odpowiedzi na te palące pytania, zrozumiała, dlaczego jeszcze nie obudziła się z wrzaskiem. Po prostu teraz nie śniła.
- Otóż to, Alice – przytaknęło monstrum, które opętało chłopca. Zaczęło przechadzać się po pokoju, bogato gestykulując. – Masz całkowitą rację. Miło mi, że w końcu to pojęłaś. Tak wygląda świat, w którym żyjesz od osiemnastu lat. Chodzisz, rozmawiasz, uczysz się, jesz, śpisz, a nawet myślisz, będąc pod czujnym okiem któregoś z naszych rycerzy. Rycerzy legionu. Właśnie próbujesz zaakceptować taki porządek, o czym doskonale wiem. Chwila. Chwila... Nie jesteś wariatką. Jesteś zdrowa. Jesteś najzdrowsza spośród tej bandy pomyleńców, która wpadła w moje sidła. Nie raz złamali prawo, dlatego po nich przyszliśmy. Tak, przybywamy całym legionem. Pytasz, co cię spotka? No cóż, cenniejsza jesteś żywa, aczkolwiek będziemy walczyć do końca, żebyś przeszła na naszą, tak, ciemną stronę. Zgadza się. Czytam twoje myśli. Wszystko powiedziane bez ogródek...
Nagle usłyszała dudnienie kroków. Echo strzału. Dochodzący z dołu łomot.
Nie zważając na grożącego jej potwora, pokonując strach, wybiegła z pokoju. Bała się tego, co zastanie na zewnątrz, jednak nikogo tam nie było.
Na piętrze znajdowała się także pracownia jej ojca. Drzwi do niej były teraz otwarte. Alice zajrzała do środka.
Kremowego koloru tapetę zabazgrywały napisy zostawione przez gruby czerwony marker. Zdania na ścianach krzyczały: „Jestem mordercą!”, „Nie wszystkie dusze zostaną zbawione” lub „To twoje pięć minut, Alice!”. Te i inne teksty powtarzały się, gdziekolwiek spojrzała. W koszu na śmieci paliły się jakieś papiery. Szafki były otwarte, a dokumenty, które ojciec w nich przechowywał, walały się po podłodze. Ogień zatrzeszczał, niby hucząc śmiechem, i zgasł. Coś stuknęło, zaszeleściło. Niespodziewanie zobaczyła, jak szuflada w biurku sama się wysuwa i na podłogę spadają kajdanki. Dwie metalowe obręcze z brzękiem zaczęły toczyć się w jej stronę. Papiery uniosły się z podłogi i wirowały w nieruchomym powietrzu. Kajdanki były coraz bliżej, lampka w pokoju zaczęła mrugać, szelest kartek przeszedł w syk. Będziesz jedną z nas – szeptał pokój.
Stuknęła drzwiami, odwróciła się i zbiegła po schodach. Chciała uciec z tego domu, znaleźć się w jakimś bezpiecznym miejscu, wśród normalnych ludzi, gdzie zjawiska paranormalne są jedynie absurdem. Bała się rzeczy, których nie rozumiała; czuła, że w ciągu ostatniej godziny jej świat został wywrócony do góry nogami.
Wpadła na parter. Od razu skierowała się do frontowych drzwi. Wrzasnęła. Wyjścia „pilnował” jej ojciec, paradując w korytarz z bronią. Nosił na sobie mundur policjanta i wymachiwał pistoletem, celując do niewidzialnych złoczyńców. Gdy zauważył córkę, ściągnął brwi i podrapał się po zaroście.
- Masz zakaz wychodzenia! – zagrzmiał, grożąc palcem. – Twoje miejsce jest tutaj, Alice.
Stanąwszy przed drzwiami w rozkroku, wyprężył klatkę piersiową i chwycił się pod boki. Był potężnym, dzielnym i stanowczym mężczyzną, lecz Alice pamiętała go przede wszystkim jako porządnego ojca. Wiedziała, że się zmienił. Teraz stał się jeńcem rycerzy legionu, jak powiedziałby Danny. Stephen został opętany za kulminacyjny grzech – zbrodnię.
Raptem sięgnął po broń. Skoczył do ściany, obrócił się i – trzymając oburącz rewolwer – oddał trzy strzały. Z sufity posypały się drzazgi. Odgłos był na tyle głośny, że Alice musiała zatkać uszy.
Naprawdę oszalał, pomyślała i ruszyła w stronę kuchni. Przypomniała sobie, że może wyjść drugimi, tylnymi drzwiami. Wprawdzie miała zastrzeżenie, czy jej się uda...
Idąc przez korytarz, kątem oka dostrzegła jakiś ruch. Zerknęła na ścianę, na której wisiało lustro. W porę zrobiła unik, żeby nie dać się schwytać wystrzelonej ze zwierciadła dłoni. Lustro nie pokazywało odbicia dziewczyny, było jakby zasnute mgłą. Zaraz szklana tafla „zafalowała” i na jej powierzchni odznaczyła się twarz Helen. Była oszpecona jak przedtem: skórę znaczyły bruzdy i zakrzepła krew, czarne ślepia i gnijące usta czyniły z niej obrzydliwego, śmierdzącego potwora.
- Mówiłam, że wrócisz – wołała za uciekającą dziewczyną. – Czas zrobić pamiątkowe zdjęcie całej naszej paczki. Ha ha ha!
Bohaterka weszła do kuchni. To, co tam zobaczyła, prawie ją zemdliło. Nie potrafiła krzyczeć, nie tylko dlatego, że zdarła sobie gardło.
Jej matka, naga i mokra, leżała na stole. Krył ją ogromny czarny kot, chyba pantera. Stał na silnych, tylnych łapach i posuwistymi ruchami wsadzał futrzanego, spiczastego członka po pochwy jej rodzicielki. Kobieta wierciła się na stole, pogrążona w cielesnej rozkoszy. Jęczała. Pantera położyła przednie łapy na jej piersiach, masując je. Zwierzę pochyliło się, wysuwając lepki język z pyska pełnego ostrych zębów. Lizało jej twarz.
Kot spojrzał w stronę Alice i mogłaby przysiąc, że na jego owłosionym, nastroszonym długimi wąsami pysku zaważyła przebiegły triumfalny uśmiech.
Kobieta, z zamkniętymi oczyma, wycedziła przez zęby:
- Och, Buffy. Och, proszę!...
Dziewczyna czmychnęła do salonu. Matka nawet jej nie spostrzegła. Alice zachodziła w głowę, jakim cudem ich kot urósł to takich gigantycznych rozmiarów.
Ten dom oszalał. Rycerze legionu toczyli w nim bitwę. Większość jego mieszkańców przeszła na ciemną stronę. Była jedyną normalną. Czy uda jej się taką pozostać?
Na szczęście salon nie był zajęty przez żadne dziwolągi czy opętanych. Wyglądał tak jak zawsze: jasne ściany, czyste meble, regał z pamiątkami, telewizor. Podeszła do drzwi prowadzących na werandę. Gdyby wyszła na zewnątrz, odzyskałaby wolność, wróciłaby do normalności. Tak przynajmniej podpowiadała jej intuicja.
Jej dłoń spoczęła na klamce, która rozpuściła się jak masło. Alice, zdziwiona, patrzyła, jak stalowa rączka rozpływa się w jej dotyku. Zmieniła się w oleistą, zielonkawą maź; ściekła między jej palcami na dywan, który wchłonął ją, aż nie zostało śladu.
Teraz drzwi nie miały klamki.
Natarła na nie ramieniem. Bez skutku. Kopała i uderzała, ale to też nic nie pomogło. Wreszcie postanowiła stłuc szybę, żeby otworzyć drzwi od zewnątrz. Mogła również wyskoczyć przez okno, ponieważ było całkiem duże, żeby się przez nie przecisnęła.. Podniosła pilot do telewizora i rzuciła nim o szybę, jednak szkło, zamiast się potłuc, wydało „plum” i wchłonęło przedmiot. Zdjąwszy doniczki z regału na kwiaty, podniosła metalowy stojak i zamachnęła się nim w stronę okna. Szyba, za którą roztaczała się ciemna noc, wchłonęła regał. Alice puściła go w ostatniej chwili.
Zbierało jej się na płacz. Głośne, przejmujące, rozpaczliwe szlochanie.
Wtedy telewizor sam się włączył.
- W dzisiejszym programie przedstawimy historię Alice, dziewczyny, która igrała z ogniem – oznajmiała prezenterka wiadomości. – Osiemnastoletnia bohaterka została uwięziona w domu. W tym samym mieszkaniu znaleźli się również jej rodzice, brat i sąsiadka, jednak zostali „zneutralizowani” przez oddział legionu. Armia podjęła próby manipulacji bohaterką, jednak na razie nie zaowocowało one przekabaceniem nastolatki na ciemną stronę. Trudności w działaniach legionu wynikają nie tylko z potęgi woli Alice, ale również drobiny wiary, która tli się w jej wnętrzu. Jednak ostatnie poczynania armii mają to zmienić...
- Zamknijcie się! – wrzasnęła dziewczyna, a obraz na ekranie zamigotał.
- Przepraszamy, mamy drobne zakłócenia – poinformowała dziennikarka. - Przenieśmy się na miejsce zdarzeń.
Na ekranie ukazywały się kolejno części jej domu: zrujnowana pracownia ojca, biurko, na którym spoczywał martwy chomik, nasienie na kuchennych kafelkach. Później pojawiła się głowa Mary, wydzierającej się do kamery.
- Myślisz, że cię nie kochałam, Alice?! Masz rację. Zamiast ciebie kochałam obcych mężczyzn. Spójrz, jak bardzo kocham twojego brata.
Ujęcie pokazało Mary ściskającą mocno Danny’ego. Nagle kobieta chwyciła chłopca za głowę i skręciła mu kark. Ciało dziecka upadło z gruchotem na podłogę.
Bohaterem kolejnej sceny był Stephen.
- Znalazłem go! Czuję, gdzie się podziewał przez tyle czasu. Nadal siedzi we mnie i zatruwa mój mózg, przeżuwa serce. Pora się od tego uwolnić.
W jego ręce pojawił się pistolet. Przystawił go do czoła. Pociągnął za spust.
Obraz się rozmazał. Następna scena przedstawiała Helen stającą przed lustrem, która brudnymi szponami wyciskała sobie z twarzy pryszcze i wągry.
- Ups, przepraszam – prezenterka wiadomości zrobiła niewinną minę. – Zobaczmy lepiej, jak się miewa Alice.
Na ekranie pojawił się widok salonu. Na środku dywanu siedziała roztrzęsiona nastolatka. Podkurczyła nogi i objęła je ramionami, po jej twarzy ciekły łzy.
Nie mogła na to patrzeć. Cierpiała, wiedząc, że jej rodzina nigdy nie będzie taka jak dawniej. Wszystko legło w gruzach. Czuła, że sama nic nie znaczy.
Podniosła się, żeby wyłączyć telewizor. Jeśli wszyscy mieli zginać, ona będzie umierała z imieniem Boga na ustach. Jej mina będzie radosna. Zrozumiała w końcu sens wojny i podjęła wybór. Zdecydowała, do jakiego obozu chce należeć. Było jej przykro, że prawdopodobnie odejdzie, bo ktoś ją zabije, zastrzeli, udusi. Wiedziała jednak, jak zapewnić sobie wieczny, promienny spoczynek. Zdobyła się na akt wiary i determinacji, by pokonać zło. Żałowała natomiast, że nie mogła pomóc najbliższym, że oni sami w porę się nie opamiętali, a teraz nic nie mogła zrobić.
Wcisnęła guzik do telewizora i wyłączyła go. Nagle z ekranu zaczął wydostawać się jakiś mężczyzna w czerwonym swetrze i poszarpanym kapeluszu, z okropnie oszpeconą twarzą i nożami zamiast palców. To mógł być tylko Freddy Krueger! Złapał nastolatkę na przedramiona i chciał ją wciągnął do telewizora. Szarpali się i krzyczeli. Do ogólnego wrzasku doszły nawoływania ludzi i ryk zwierząt spoza pokoju. Nadchodzili. Teraz więc miała dokonać żywota.
- Ojcze nasz, któryś jest w niebie; święć się imię Twoje; przyjdź królestwo Twoje; bądź wola Twoja... – modliła się głośno.
Dom numer sześć nie wyróżniał się absolutnie niczym spośród innych na tym osiedlu. Tylko jego wnętrze kryło tajemnice, których inni albo nie widzieli, albo nie chcieli widzieć. Faktem jednak było, że tej feralnej nocy, kiedy Alice musiała stawić czoła demonom, zdarzył się cud. Gdy dziewczyna zaczęła się modlić, ziemia wokół przeklętego domu otworzyła swą powłokę i wchłonęła zarodek złą wraz z jego dziećmi. Jakże wielkie było zdziwienie, gdy nazajutrz teren w tym miejscu okazał się pusty, a ziemia była płaska i wypalona.

Epilog


Trzy miesiące później. Białystok. Hotel Trio

Rano jeden z pracowników znalazł w windzie zasłabłą młodą dziewczynę, która przedstawiła się jako Alice...


***
Wiem, naiwnie. Nie miałem więcej czasu, żeby to ciągnąć, chociaż pozostało mi jeszcze parę ciekawych pomysłów na rozwinięcie.
Z góry dziękuję za uwagi i pozdrawiam. Smile
Odpowiedz
#8
Motyw z ręką z lustra fajny. Co do całości: pierwsza część mi się podobała, druga pozostawia złe wrażenie, które dominuje. Fabuła nadal pozostaje zakręcona, ale odzierasz tekst z mroczności (której w początku i tak nie było za dużo). Wg mnie za szybko się okazuje o co chodzi: demon klepie bohaterce wszystko jak na spowiedzi, po chwili wiadomo kto i po co. W horrorze najstraszniejsze jest to, czego nie widać, bo ciemno, a obecność zdradza jedynie jakiś szmer, krok, stukot. Wyobraźnia musi pracować. Niestety ty wyłożyłeś wszystko wprost, czym klimat został zabity doszczętnie. Żeby się jasno wyrazić: rzeczy makabryczne, które ukazałeś nie zbudują same z siebie dobrej grozy. Tak samo jak nie wystraszysz nikogo pisząc jak bardzo boi się bohater. Tekst jest fajny i przemyślany, czytało mi się dobrze i szybko. Jednak nastawiłem się na dobry horror, a dostałem coś z pogranicza fantasy/dark fantasy. Anyway, dobra robota.

Ocena: 6/10.
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom! Just call me F.
Odpowiedz
#9
Akcja, która dzieje się w niezmiernie szybkim tempie. Mroczność tekstu została "wypalona", ledwo się coś tli. Słabo... Zawiodłam się. Oczekiwałam jakiegoś lepszego rozwinięcia, a tu takie bieganie po domu, i na końcu, wiadomo, dobro zwycięża.
Najbardziej zdziwiła mnie scena w kuchni. Kot olbrzym posuwa matkę głównej bohaterki. Wiedziałam, że z tym kotem będzie coś nie tak, ale podejrzewałam, że okaże się mrocznym stworem. Smile I rozbawił mnie fakt, że Alice, widząc tę okropną dla niej scenę, wybiegła i pomyślała tylko:
Cytat:Alice zachodziła w głowę, jakim cudem ich kot urósł do takich gigantycznych rozmiarów?
No to ja pomyślałam, że coś z nią nie tak. A w horror raczej nie powinien bawić, tylko zaskakiwać i sprawiać mroczny klimat tak, żeby czytelnik bał się spojrzeć na kolejne zdania.
Cytat:Pantera położyła przednie łapy na jej piersiach, masując je.
To też mnie ubawiło. Masz dużą wyobraźnię Smile. Zwierzę i tak się uczłowiecza, jest takie delikatne, że aż śmieszne. Ogólnie, scena w kuchni nie zrobiła na mnie wrażenia, wręcz ubawiła.
Cytat:Kot spojrzał w stronę Alice i mogłaby przysiąc, że na jego owłosionym, nastroszonym długimi wąsami pysku zauważyła przebiegły triumfalny uśmiech.
Kobieta, z zamkniętymi oczyma, wycedziła przez zęby:
- Och, Buffy. Och, proszę!...
W kobiecie czai się złoo!! Smile
Z równowagi wyprowadzały mnie też błędy, których po prostu nie mogło zabraknąć.
Cytat:Nie potrafiła krzyczeć, nie tylko dlatego, że zdało sobie gardło.
Co to ma być? Chyba chodziło o zdarła, tak? Oprócz wyobraźni potrzebnej do zrozumienia tekstu nie powinno być jeszcze przerw na domysły, o co autorowi chodziło, bo to wybija z rytmu czytania.
Cytat:- Nie. Jesteś niezdecydowana. Zło czy dobro? Wybieraj! Mam plan. Jeśli mnie posłuchasz, to znaczy, że opowiedziałeś się po stronie liczniejszej grupy. Wtedy też na wieki będziesz z rodziną. Twoje zadanie polega na wyskoczeniu z okna. Śmiało Alice! Myślisz, że to sen, więc dlaczego się wahasz? Do dzieła!
Bez tego pierwszego podkreślonego, bo brzmi, jakby dopiero przed chwilą na to wpadł. A słowo "opowiedziałeś" coś mi nie pasuje. Wink
To raptem dwa z wielu błędów, których postanowiłam już nie przytaczać.

A teraz tak ogólnie.
Jeśli pierwsza część mnie zaciekawiła, to druga (pomimo większej liczbie zwrotów akcji) - nie bardzo. Nie jestem co do niej przekonana. Całość nie zachwyciła mnie szczególnie.
Skoro wygląda na to, że to był koniec, to wystawię swoją ocenę: 2/5 gwiazdek.
Na przyszłość: radzę uczyć się na błędach. Smile
Pozdrawiam i na następny raz życzę weny,
Verdi

PS. Jeżeli byłam za ostra - przepraszam - ale przyjmij to z honorem Wink. Po prostu dziwnie na mnie wpłynęło to opowiadanie, tak negatywnie, bo nastawiłam się na lepszy finisz. I tylko stwierdzam fakty. Smile
Odpowiedz
#10
No cóż, liczę się z Waszymi uwagami. Żałuję, że nie mogłem dłużej popracować nad tym tekstem. Wymyślałem rzeczy na poczekaniu i jak zdaję sobie sprawę, że w opowiadaniu zabrakło klimatu i strasznych scen. U mnie zawsze występują różne gatunki. Napisanie dobrego horroru to naprawdę wielka sztuka. Cieszę się, że udało mi się zaskoczyć np. kotem. Big Grin O ile chyba dobrze opisuję rozterki, zmagania czy emocje bohaterów, mam problem z perswazją na czytelnika, żeby czuł, że przeżywa to samo. Będę wdzięczny za rady bądź wskazanie, które części się nie spodobały. Może na przyszłość uniknę takich potknięć. Obiecuję zatem następnym razem bardziej się przyłożyć. Blush
Odpowiedz
#11
Cytat:Uśmiechnął się z wyższością. „Odkleił się” od sufitu i zaczął unosić w powietrzu, niby leżąc.
Trochę nadużywasz tego słowa.

Cytat:Wiesz już, że Danny jest złym chłopcem. Oczywiście nie jest to jego pojedynczy grzech.
To słowo nie pasuje. Takie wpadki psują klimat.

Cytat:Uwierzyłaś więc, że jesteś na jawie.
To jest IMO niepotrzebne - psuje klimat.

Cytat:No cóż, cenniejsza jesteś żywa, aczkolwiek będziemy walczyć do końca, żebyś przeszła na naszą, tak, ciemną stronę.
Końcówka tego zdania mi nie pasuje.

Cytat:Wpadła na parter. Od razu skierowała się do frontowych drzwi. Wrzasnęła. Wyjścia „pilnował” jej ojciec, paradując w korytarz z bronią.
Coś z tym zdaniem jest nie tak. Stawiam na literówkę.

Cytat:Stephen został opętany za kulminacyjny grzech – zbrodnię.
Mam małe wątpliwości, co do słuszności tego określenia. IMO lepiej brzmiałby śmiertelny grzech

Cytat:Wprawdzie miała zastrzeżenie, czy jej się uda...
Kolejne psujące klimat zdanie.

Cytat:Z sufity posypały się drzazgi.
1. Literówka
2. Moim skromnym zdaniem raczej posypałby się tynk Wink No chyba, że rodzina mieszkała w drewnianej chacie, ale początkowy opis raczej na to nie wskazywał Wink

Cytat:W porę zrobiła unik, żeby nie dać się schwytać wystrzelonej ze zwierciadła dłoni.
Ok rozumiem, o co mniej więcej ci chodziło z tym określeniem, ale i tak wydaje mi się niefortunne, bo po przeczytaniu mam przed oczami obraz rodem z Rodziny Addamsów - gdzie ręka odczepiona do reszty ciała, lata po pokoju, a wydaje mi się, że raczej ta ręka "wyszła" z fafli lustra, chcąc wciągnąć tam dziewczynę, co?

Cytat:Kot spojrzał w stronę Alice i mogłaby przysiąc, że na jego owłosionym, nastroszonym długimi wąsami pysku zaważyła przebiegły, triumfalny uśmiech.
Przecinek?

Cytat:Jej dłoń spoczęła na klamce, która rozpuściła się jak masło. Alice, zdziwiona, patrzyła, jak stalowa rączka rozpływa się w jej dotyku.
Wyszło ci z tego masło maślane Wink

Cytat:Mogła również wyskoczyć przez okno, ponieważ było całkiem duże, żeby się przez nie przecisnęła..
Jest tu albo o jedna kropka za dużo, albo za mało.

Cytat:Armia podjęła próby manipulacji bohaterką, jednak na razie nie zaowocowało one przekabaceniem nastolatki na ciemną stronę.
Literówka.

Cytat:Gdy dziewczyna zaczęła się modlić, ziemia wokół przeklętego domu otworzyła swą powłokę i wchłonęła zarodek złą wraz z jego dziećmi.
Literówka.

Komentarz będzie nie tylko za drugą część, ale także za całość:

Błędy i usterki, które rzuciły mi się w oczy podczas czytania, masz powyżej.

A teraz najważniejsze czyli fabuła:
Nie będę ukrywać, że fabuła na jaką się zdecydowałeś, była wielce obiecująca, ale niestety wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Mimo iż zdania są dość ładne i czyta się je dość przyjemne, nie trzymają w napięciu. A w końcu mamy do czynienia z horrorem. Horror powinien straszyć, trzymać w napięciu, przerażać i sprawiać, że czytelnik nie może oderwać się od czytania, a tymczasem twoim zdaniom brakuje klimatu. Zdarzają się dobre partie, w których zauważyłam słabe jego namiastki, ale po takich najczęściej zdarzają się partie całkowicie go pozbawione, które psują przekaz.
Podoba mi się za to zamysł niektórych scen - spotkanie z braciszkiem, to chyba najlepszy fragment opowiadania <a przynajmniej jego początek>. Demon, który przez niego potem przemawiał, nie brzmiał dla mnie wcale jak demon, tylko jakiś nastolatek wciągnięty do sekty z podwórka, a tak raczej być nie powinno. Podobał mi się rónież motyw telewizorem, ale juz scena matki kopulującej z kotem, nie tylko mi się nie podobała, ale również zniesmaczyła. Wybacz, ale nie czymś takim buduje się klimat. W ten sposób możesz co najwyżej obrzydzić czytelnikowi lekturę.
Główna bohaterka to modelowy przykład Mary Sue, która na koniec w cudowny sposób uchodzi z opresji, dzięki szczerej i żarliwej modlitwie. Zakończenie mi się nie podobało. Było zbyt sztampowe, a moim zdaniem utwór aż się prosił o jakąś tragedię na koniec.
Reszta postaci mi się podobała. Opętani wyszli IMO prawdziwie Wink

A teraz odniosę się do tego:
Cytat:Ps. Helen była "wróżką", która potrafi uleczać ludzi swoimi lekarstwami i czarną magią. Może nie dopowiedziałem tego, bo miałem nadzieję, że to wyniknie z kontekstu. Jej metody w gruncie były pozyskiwaniem dusz do piekła; to, że pomogła komuś, było jak cyrograf, pakt, że po śmierci dusza zostanie odebrana temu uleczonemu człowiekowi, który przyszedł do wróżki. Helen, gdy zmienia się w potwora, oferuje Alice ciastko, ponieważ podobne rzeczy oferowała swoim "pacjentom". W moim mniemaniu miało to być metaforą oddania Złu i potępieniem duszy bohaterki...
Bardzo fajnie, zamysł ciekawy i bardzo mi się podoba, tylko...
Z której części tekstu to wynika, bo wybacz, ale ja się nie domyśliłam. Takie rzeczy powinny wynikać z tekstu. Gdyby był on dobrze skonstruowany, to powinno rzucać się oczy. Czytelnik powinien w pewnym momencie powiedzieć sobie: A! A więc to dlatego. O to chodziło z tym ciastkiem itd. Niedomówienia są dobre, interesujące, wciągające. Ja, czytając, mam wielką frajdę, jeśli natrafię w tekście, na wskazówki, które trzeba poskładać do kupy. A już największą uciechę, kiedy uda mi się odgadnąć, o co chodziło. To jest właśnie ta rzecz, które przyciąga mnie do książek i jest ogromnym składnikiem klimatu.
U ciebie tego po prostu nie ma. Nie można się tego nijak domyślić z przebiegu akcji i to jest wielki minus. Jeśli musisz dodawać tego typu informacje w autorskim komentarzu, to znaczy, że podczas pisania popełniłeś błąd, a zatem musisz go przemyśleć i poprawić tekst Wink
Zastanawiam się jakich rad ci udzielić. Czytałeś King'a, więc wiesz, jak wygląda perfekcyjny klimat. Zajrzyj może jeszcze do twórczości E.A Poe. Teraz musisz poszukać własnego stylu. Jeśli chcesz specjalizować się w horrorach, potrzeba ci dużej praktyki. Pisz, pisz i jeszcze raz pisz. Szukaj swojego stylu i próbuj kolejnych rozwiązań, a na pewno ci się uda.
Twoje opowiadanie nie było całkiem złe. Nierówne, z lepszą częścią pierwszą. Może lepszym pomysłem byłoby poczekanie ze wstawieniem końca?
Jednak nie brakuje ci dobrych pomysłów, a ja cenię sobie dobre horrory. Teraz musisz tylko udoskonalić warsztat.

Mam nadzieję, że moje wywody na coś się przydadzą.
Pozdrawiam.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości