Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Przeznaczeni: Zapakowana miłość
#1
Vegeta zawsze odgrywał twardziela przed Natalią. W niektórych kwestiach nie musiał udawać, jednak jeśli chodziło o święta Bożego Narodzenia czy Mikołajki z trudem opanowywał bębniące o blat biurka palce. Nie mogła tego ujrzeć, nie mogła ujrzeć w nim tej słabości – kochał lampki, śnieg i uśmiechy na twarzach ludzi. Kochał... obdarowywanie upominkami. Droższymi i tańszymi. Liczył się nawet sam gest, dobro świąt wyciskało łzy z oczu sajańskiego wojownika.
Bębnił palcami wyjątkowo zawzięcie, zatopiony w papierkowej robocie, dopóki Natalia nie wróciła z pracy. Uspokoił dłoń i wstrzymał oddech.
– Hej, Misiak! – rzuciła, przechodząc obok drzwi gabinetu męża. Witała go tak każdego dnia ich półtorarocznego małżeństwa. Zdjęła po drodze buty, kozaczki z futerkiem grzmotnęły o linoleum przedpokoju, i zaszła do kuchni.
Dopiero wtedy pozwolił sobie na sapnięcie ulgi – dzisiaj Mikołajki. Musiał pilnie się strzec, nie mógł okazać, że wyczekuje prezentu, jeśli by się zdradził z emocjami... Natalia mogłaby go nawet rzucić. Wyszła za stuprocentowego twardziela-drwala, choć bez brody, ale z pokaźnym czołem. I tego Vegeta musiał się trzymać, kultywował fałszywy obraz samego siebie, aby związek przetrwał, uważał, że to piękna idea i duma rozpierała pierś każdego dnia.
Aby sobie ulżyć, ściskał teraz piłeczkę antystresową. Nie mógł bębnić o biurko, bo usłyszałaby żona i od razu domyśliłaby się, że Vegeta przeżywa Mikołajki i nadchodzące święta. Diablo inteligentna bestia, po kiego w ogóle z taką się żenił?! Nie lepiej by było jakiegoś pustaka złowić?
Wskoczyła nagle do gabinetu! Stąpała suka cichcem na palcach! Vegeta drgnął i wyrzucił piłeczkę przez okno, by zatrzeć każdy ślad uniesienia emocjonalnego.
– Wszystko w porządku, Misiak?
– Tak, tak... – Składał równo papiery.
– Cały dygoczesz. Co ty jakieś pornoski sobie oglądasz w tajemnicy?
Prychnął.
– Nie możesz. – Spojrzała spode łba, zła. Natychmiast jednak pojawił się uśmiech. – Unless Nati is invited! Wiesz, nieładnie beze mnie sobie oglądać brudne filmiki, ja muszę być przy tym obecna. To trochę jak zdrada, wiesz? Już o tym rozmawialiśmy i, ach, ty głupiutki, nie chcesz rozszerzyć naszych erotycznych doznań o mutual-porno, więc nie miej do mnie o nic pretensji. Takie jest moje ultimatum – porno z żoneczką albo porno no more. Make your choice.
Vegeta coś tam burknął. Zaskoczyła go sytuacja, zazwyczaj Natalia nie wchodziła bez pukania, ale chwilę później rozkrzyżowała ręce, splecione cały ten czas za plecami, i ujrzał mały pakunek, pięknie zakokardkowany. Z trudem powstrzymał drżenie warg. Prezent! Ja pieprzę, tak się przejąłem tymi świętami, że aż o nich zapomniałem! Dlatego tak tu wtargnęła, suka! Święta jej w głowie!
Twarz równa skamielinie, członki opanowane w stu procentach. Przyjął prezent stoicko, z lekką dozą agresji. Kurwa, chcę wiedzieć, co to jest! – myśli przypuszczały szturm, ale palce powolutku rozdzierały papier. Kontrasty czasem tak ciężko znieść, jednak psychika Vegety była potężna dzięki wielu stoczonym walkom.
W pudełeczku tkwiła mała karteluszka papieru. Bilet na operę?! Mówiłem suce, że ja... Dopiero po chwili przyjrzał się uważniej karteczce i zamarł.
– Co... to... jest... – wydukał, cały poczerwieniał.
– To co widzisz, misiowaty stworze. Pomyślałam, że wreszcie należy coś zrobić z tym impasem. Będę u siebie i oczekuję równie fajnego prezentu.
Wyszła i trzasnęła drzwiami.
 
Doktor Krystyna Wawrzyn
Terapia dla par
Karnet na 5 wejść
 
Zgniótł gówno-bilecik i wrzucił do siatkowego kosza pod biurkiem.
– Suka może pomarzyć! – warknął i tak mocno ścisnął pięść, że połamał długopis w prawicy. Tusz rozlał się na dłoni. – Niech mi possie fiuta ta cała Wawrzyn!
Drzwi otworzyły się. Ukazał się szeroki uśmiech.
– Żadnych manewrów beze mnie, seksi małpeczko. – Natalia zniknęła ponownie w korytarzu i zamknęła drzwi.
 
Nie ma związków idealnych. Nawet najsolidniejszy dom trzeba czasem wyremontować. Z taką myślą szła Natalia za rękę z Vegetą. Śnieżyło. Dzieci na jarmarku machały rączkami w górze. Zakochane pary coraz bardziej do siebie się zbliżały, wzrokiem poszukując w swych oczach potencjału jemioły. Zawiesiny jemioły. Refleksów jemioły. Ze stoisk unosiły się przyjemne dymy, przypominając przechodniom o panującym zimnie, a panowie z grubymi przedramionami nakładali do papierowych rożków frytki, obracali mięso na różnie, lub uśmiechali się podczas rozmowy z klientami.
Wreszcie dotarli do niskiego bloku na przedmiejskiej dzielnicy. Jakieś dziecko płakało samotnie przy huśtawkach. Vegeta zmarkotniał jeszcze bardziej, światło przestało istnieć, nawet latarnie uliczne świeciły pustką. Duszę mężczyzny ogarnął totalny mrok.
W domofonie rozległ się najsmutniejszy głos świata, a przynajmniej tak odebrał to zgnębiony umysł Vegety. Na klatce schodowej kroki młodej pary wygrywały marsz żałobny obleczony otoczką echa.
Zagnieździli się w pieczarze jebanego penetratora umysłów. Vegeta wiercił się, siedział nie na krześle, a na drucie kolczastym. Już czuł, jak tymi tipsami rozdrapuje mu skronie, by dostać się do kory mózgowia. Niezła laska nawet. Spoko piersi, mocna szminka na ustach, włosy nienaganne, przyjemne rysy twarzy. Ale niech tylko go drapnie, to i on pokaże pazurki.
– Proszę, nasz karnet. – Natalia wręczyła psycholog karteczkę.
– Oho, czemuż taki pognieciony?
Natalia wzrokiem wskazała Vegetę.
– Małżonkowi pomysł nie przypadł do gustu.
– Panie Vegeta... – Skarciła z uśmiechem. – Wnioskuję, że to pierwsza styczność z terapią?
Natalia kiwnęła głową, Vegeta prychnął.
– Pani Natalia już do mnie dzwoniła i telefonicznie przedstawiła wasz problem. Panie Vegeta, nie chciałabym, aby poczuł się pan urażony, ale według słów pana żony, wykazuje pan czasem oziębłość.
– Nawet w łóżku! – Natalia uniosła palec.
– Tak, dziękuję. Nawet w łóżku, panie Vegeta. – Psycholog spojrzała znad okularów.
– Nawet jak jestem w skórzanych majteczkach! – dodała znowuż pospiesznie.
Czubki uszu Vegety nie były nawet czerwone, one już dawno się spopieliły. Suki, zostawcie mnie!
– Panie Vegeta, aby przyjrzeć się waszej relacji, chciałabym abyśmy odegrali sobie pewne scenki. Jest to technika szeroko stosowana w przeróżnych terapiach. Odgrywanie ról. Jeśli będzie panu łatwiej, proszę to potraktować jako zabawę. W czasach szkolnych brał pan może udział w zajęciach teatralnych?
Kurwa, co?!
– Panie Vegeta, w porządku? Wygląda pan na wstrząśniętego. Nie obrazi się pan, jeśli spytam, czy dopływa panu tlen do mózgu?
Zacisnął pięści, wycisnął łzy z oczy, zęby zagryzł.
– Su... ki...
– Słucham?! Tak, panie Vegeta? Proszę mówić! Proszę mówić otwarcie, wszystko na co pan ma ochotę.
– Su... ki... Zostawcie mnie, suki! – Wstał, przewrócił krzesło.
Psycholog z werwą coś zanotowała.
– Dobrze, siądzie pan sobie jeszcze na chwilkę.
Jakimś cudem ciało Vegety bezwiednie posłuchało głosu terapeutki. Wyrzucenie z siebie agresji złagodziło narastające napięcie.
– Chciałabym, abyście państwo odegrali rodzajową scenkę. Będziecie państwo wspólnie robić sałatkę.
– Nigdy nie robiliśmy sałatki! – Vegeta usztywnił się jak struna.
– Tym bardziej może to być dla was pouczające. Proszę, to ogórek dla pani Natalii, a to nóż dla pana. Proszę, macie zrobić sałatkę. Ach, czasem zapytam was o wasze odczucia, ale proszę, abyście państwo nie wybijali się ze sfery świata scenki. Proszę, już was zostawiam, robicie państwo sałatkę.
Natalia ścisnęła mocniej ogórka szklarniowego. Zamrugała zalotnie.
– Pysiak, pokroisz dla mnie tego nabrzmiałego drąga?
Psycholog z werwą zanotowała parę słów.
Impas. Vegeta zamarł.
– Panie Vegeta. O czym pan teraz myśli?
– Żeby tym nożem poderżnąć gardło Natalii.
Zanotowała.
– Rozumiem. Czy mógłby pan, pomijając finalną fazę tej czynności, pokazać, jakby pan to zrobił?
Pacjenci wstali. Vegeta wszedł za Natalię, objął ją na wysokości piersi, przylgnął do niej ciałem i przytknął nóż do gardła. Poruszył parę razy ramieniem, imitując ruch podcinania.
– Jakoś... tak... – wydukał.
– Dobrze, rozumiem. Czyli chciałby pan to zrobić od tyłu?
– Zgadza się. Taki miałem obraz w głowie. – Sam się zdziwił z jaką łatwością przychodzi mu zwierzanie się pani psycholog. Chyba już opętała go mackami.
– Jeśli mogę spytać, jak często uprawiacie seks od tyłu?
– Na pieska? – Natalia skierowała oczy ku górze, przywoływała obrazy. – Oj, rzadko ostatnio. Ostatnio w ogóle odchodzimy od tradycyjnej formy seksu.
– Jasne, pełne zrozumienie. Proszę kontynuować, sałatka nie jest zrobiona.
Natalia obróciła się do Vegety frontem. Trzymając za dolny koniec ogórka, przytknęła górny do wargi dolnej męża. Koniuszkiem ogórka obrysowała kontur jego ust, parokrotnie, Vegeta nie odrywał od niej oczu. Gdy znudziła się ustami, obrysowała kontur sutka lewego, potem prawego, potem pępka, zjechała ogórkiem na sam dół tułowia i ogórek sterczał teraz jak przyrodzenie. Początkowo w stanie relaksu, jednak Natalia zaczęła łaskotać męża w brzuch i stopniowo ogórek wstawał do poziomu. Nie odrywali od siebie oczu. Natalia spojrzała w dół, Vegeta podążył za jej wzrokiem. Natalia wodziła dłonią po trzonie ogórka. Delikatnie, jednak coraz mocniej zaciskając palce. Vegeta śledził ruch i odnotowywał siłę nacisku. Prawdopodobnie pewne rzeczy sobie wyobrażał w tej chwili.
– Panie Vegeta, o czym pan teraz myśli, mogę spytać?
– Fap, fap, fap... – Zamerdał głową. – To znaczy, czuję podniecenie.
– Jasne, pełne zrozumienie. – Zanotowała: Fap, fap, fap.
Natalia oderwała ogórek od krocza męża, wyjęła z jego dłoni nóż. Odkroiła kawałek skórki, pośliniła i przylepiła mu do czoła. Ponowiła proceder, ale tym razem skórkę przylepiła do skroni. Nóż ponownie zaskrobał i zielony grubawy płat wylądował na ustach. Zwisał z dolnej wargi jak strąki toksycznej śliny.
Psycholog zaśmiała się.
– Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać. Co pan teraz czuje?
– Podniecenie narasta. – Strąk odpadł od wargi i plasnął cichcem o podłogę.
– Jasne. Wiecie państwo, jesteście normalną, zgraną, zdrową parą. Nie widzę problemu. To, co robiła pani z ogórkiem było piękne. Stanowicie udaną parę. Może sałatka nie do końca się udała, ale relacja między wami na pewno się zacieśniła. Nie widzę żadnej oziębłości.
– Ale ona jest! – Natalia trzasnęła ogórkiem o udo.
– Rozumiem. Proszę sobie już usiąść. Skończyliśmy sałatkę. – Uśmiech. – Czy łączy pani więc z czymś oziębłość męża?
Wzruszyła ramionami.
– Nie wiem. Zazwyczaj są eksplozje namiętności, ale czasem trochę mu... opada.
Vegeta czuł się jak dziecko na kolonii przyłapane na zakradnięciu się do kuchni i wylizywaniu dżemu ze słoika.
– Mhm. – Zaangażowanie. – W jakich konkretnie sytuacjach?
– No jak się pieprzymy.
– Oczywiście, rozumiem, ale czy występuje to w jakichś określonych okolicznościach, albo przy jakichś konkretnych interakcjach między wami?
Vegeta jakoś czuł się pominięty.
 Hm... – Przytknęła palec do warg. – W sumie nie wiem, czy to istotne, ale czasami jak mówię mu miłe rzeczy. Ale też nie zawsze.
– Tak sobie myślę... czy nie chcieliby państwo spróbować poniżania? To mogłoby pana Vegetę może troszeczkę uruchomić, skoro miłe słówka...
– To znaczy my już z mężem zabawy w poniżanie mamy obcykane.
– Jasne, pełne zrozumienie. Ciekawe, ciekawe... – Zerknęła na pacjenta znad notatek. – Jakie miłe rzeczy mówi pani mężowi?
– Czasami schlebiam jakoś, czasami mówię, że jest dla mnie najwspanialszym prezentem świata, ach! To jest to! Wtedy jakoś mu ta fujara opada!
– Pani Natalio... – Uniosła brwi, zmartwione oczy lekko ganiły. – Prosiłabym jednak o nieco więcej wyczucia, pan Vegeta cały się rozdygotał. Jak się pan czuje, panie Vegeto?
– Nie, to nic... nic... Kocham... kocham żonę...
– To bardzo piękne, wiele was łączy, to widać. Czy jeśli można... odegraliby państwo scenkę łóżkową?
– W sensie seks? – Natalia podniosła się na rękach wsuniętych pod uda.
– Tak, jeśli mogłabym prosić.
– No tylko na to czekałam! – Zaczęła zdejmować bluzkę.
– Pani Natalio. – Wstrzymała ręką. – W ubraniach, jeśli można.
– To nie będzie naturalne! A czy... czy moglibyśmy to zrobić we trójkę?
– Proponuje mi pani seks z panią i pani mężem?
– Mhm. Trójkącik.
Psycholog zaśmiała się.
– Proszę się nie obrazić, ale... sama etyka zawodowa zabrania mi takich poczynań.
– W imię nauki?!
– Tak, nawet w imię nauki nie mogę się tak poświęcić.
– Ale to... tylko ta etyka tutaj wadzi? Czyli znaczy, że gdyby nie to, to pani by...
– Pani Natalio, proszę nie zagłębiać się w temat. Pogódźmy się, że nic z tego nie będzie.
– Jezu! – Tupnęła nogą. – Jak ten świat tłamsi moje fantazje!
– A, rozumiem, że przychodząc tu, fantazjowała pani o stosunku seksualnym ze mną i z mężem jednocześnie.
– No to chyba oczywiste... Tylko po to tu przyszłam! – fuknęła.
– Jasne, pełne zrozumienie. – Mocne przytaknięcie. – Panie Vegeta, jak się pan teraz czuje?
– Maks podniecenie. Po prawdzie liczyłem, że jakoś zajścia tutaj zmierzą ku trójkątowi i słysząc o tym rozmowę, rozochociłem się. – Znowu zdziwiła go lekkość, z jaką wyznawał myśli.
– Mhm. – Mocne przytaknięcie. – Czy jest pan gotowy do zbliżenia się do żony?
– Myślę, że nawet więcej niż gotowy. Tylko brak trochę łóżka. Lubię... lubię wygodę. – Zachłysnął się! Co?! Wygoda?! Twardziel i wygoda?! Udawał, że nie powiedział nic strasznego i wlepił wzrok w obrazek na ścianie: foka żonglująca piłką na nosie i uprawiająca seks z dwoma napalonymi królikami.
– To oczywiste. Dlatego zapraszam do pokoju terapeutycznego obok.
Przeszli przez drzwi do pokoiku rozświetlonego zmysłowym czerwonym światłem. Na łóżku spoczywały poduszki w kształcie serc. Psycholog usiadła na krzesełku tuż przy materacu, po bardziej oddalonej stronie łóżka, i poklepała w pościel.
– Śmiało, zapraszam.
Poklepała raz jeszcze i raz jeszcze, i klep, klep, klep...
Vegeta spojrzał w dół, a zarazem w głąb. Czerwona poświata zanurzała ciało w odmętach przeszłości. Klep, klep, klep...
Klep.
Ojciec klepnął go w bark. Wywoływali zdjęcia, szczelnie zamknęli drzwi, odcinając się od świata zewnętrznego i zanurzając w czerwieni ciemni. Liczne fotografie zwisały ze sznurków, które tworzyły gałęzie o prostokątnych liściach. Liściach, które nigdy nie opadną, zakorzenione na zawsze w umyśle Vegety, liście skrywające różne pory roku, różne punkty na osi czasu, przeróżne wspomnienia.
Ojciec klepnął go jeszcze raz, uderzył przy tym biodrem o stolik, który zachybotał. Chemikalia w miseczce zachlupotały.
– Pamiętaj, synu! Musisz być twardy! Jak głaz! Kobiecie nigdy nie możesz okazać swej słabości! Twoje fotografie to fotografie mięczaka! Dałem ci aparat, żebyś uwiecznił coś mocnego, coś niesamowitego, a ty porobiłeś zdjęcia jakiegoś jarmarku świątecznego! Nie wstyd ci?! I takie fotki chcesz pokazać swojej dziewczynie?! Jeśli tak, to nie jesteś moim synem, wstyd mi za ciebie! Przeproś i wyjdź! Pokazał palcem drzwi.
Przepraszam, papa, chciałem dobrze.
Nie zdążył wyjść, ojciec opuścił go i zostawił samego w czerwonej w dwójnasób kadzi wstydu poprzez światło ciemni oraz uszy Vegety. Kiedy rosły mężczyzna otwierał drzwi, blask zewnętrznego świata oślepił chłopaczka. Ten zacisnął palce obu dłoni na fotografii. Vegeta strzelił sobie raz zdjęcie na jarmarku, gdy zdjął lampki z budki z miodami, owijając się sznurem tych lampek. Roześmiany, pełen magii świąt.
– Panie Vegeta, jak się pan teraz czuje? – Zmartwione oczy.
– Ach, nic, już... to tylko... zamyśliłem się.
– Jasne, pełne zrozumienie. Proszę, odegranie ról, scena łóżkowa. – Poprawiła w dłoniach podkładkę na notes, oparła ją o skrzyżowane nogi.
– Ujęcie pierwsze! – Zachichotała Natalia. – Och, czuję się jak gwiazda porno!
– Jasne, pełne zrozumienie.
– Prawie jakbyśmy byli w pornosie, nie, Vegeta?
Coś tam burknął, ale swoje wiedział, a raczej czuł w kroczu. Cóż, trójkącik nie wyszedł, ale akcja z obserwatorem postronnym też już coś.
Zabrali się do rzeczy, psycholog co jakiś czas musiała zwrócić im uwagę, aby się nie rozbierali. Usta mlaskały, odnóża się ocierały, sapanie – namiętność kroiłbyś nożykiem do papieru z uchwytem w kształcie serca. I wreszcie kochanka powiedziała to, obcałowywana przez kochanka:
– Jesteś dla mnie prezentem, prezencikiem maciupkim! Twój własny mały prezencik bardzo mnie zadowala, prezentuje rozkosz!
Vegeta zastygł. Odsunął się od żony.
– Panie Vegeta, jak się pan teraz czuje?
Milczenie skastrowanych owiec.
Natalia bez uprzedzenia obłapiła go za krocze.
– Opadł mu! Opadł! – doniosła jak na ściągającego ucznia w szkółce niedzielnej.
– Pani Natalio... – Uniesione brwi, zatroskane oczy.
Vegeta jednak nie kontaktował. Utknął w swej głowie.
– Panie Vegeto... jak się pan teraz czuje?
Vegeta skulił się na łóżku, masował twarz. Zaczął słabowicie rwać włosy, pochylił głowę.
– Wyduś to – naciskała Natalia.
Vegeta zszedł z łóżka, zatoczył się i wsparł ręką o ścianę.
– Wyduś to – psycholog wtórowała.
Baniak pękał, mąż Natalii powstrzymywał łzy.
– Wyduś to. – Zjednoczyły się.
– A... Aa... Aaa...! – Padł na kolana, imadło rąk zgniatało głowę, pragnąc zmiażdżyć raz a dobrze. – Kurwa...! Kurwa..! Kocham te kurewskie święta, uwielbiam te jebane lampki!!! Ta pierdolona miłość i te chujowe prezenty, i uśmiechy zasrane, i zjebane choinki! Kurwa, to kurewskie wszystko kocham! Kocham te kurewskie świąteczne wszystko! Kurwa...! Kurwaaa! Aaa!
Padł na dywan i dygotał. Psycholog i Natalia wymieniły uśmiechnięte spojrzenia.
– Dziękuję, panie Vegeto. Jeszcze żaden twardziel tak szybko się nie przełamał jak pan! Gratulacje. Brawo, ma pan moje pełne uznanie. Pani Natalio, myślę, że problem rozwiązany. Jeśli pojawiłyby się jakieś powikłania, mają państwo jeszcze wykupione u mnie cztery wejścia.
– Tak, poszło szybko. Mój mąż kumaty, za innego bym wszak nie wyszła.
Nieobecny, rozdygotany Vegeta, leżąc na boku, obrócił się przodem do kobiet, nie mając sił unieść się choćby na milimetr. Ciężar przylepił głowę do podłogi.
– T-to j-ja... dzię-dziękuję...
 
Tego Mikołajkowego wieczora Natalia zakuła Vegetę w kajdanki, jednak nie udali się do sypialni, a do salonu, gdzie stała już choinka. Zdjęła mu przepaskę z oczu. Koło drzewka stało opakowanie prezentowe, wysokie jak człowiek, prawdziwie konkretny karton.
– Jeszcze jeden prezent?
Natalia podeszła do paczki i zdjęła wieko.
– To taki pomysł pani Krystyny. Śmiało, do środeczka, moja ty sajańska małpeczko.
Vegeta wspiął się na stołek i zajrzał do środka, tkwił tam pionowo pręt.
– Czy to...?
– Według pani Krystyny chciałeś zabić mnie od tyłu, gdyż tłumiłeś w sobie analne potrzeby seksualne, myślę, że to bardzo trafna teoria! – Potakiwała głową. – Także właź!
– To znaczy, ale...
– Bez gadania! Małpka wchodzi na pręcik! Teraz!
Usłuchał. Spuścił spodnie. Krótko stęknął, gdy poszukiwał wygody. Siedząc w paczce, zjednany z prętem, ujrzał nad sobą twarz Natalii. Chciała zakryć opakowanie wiekiem.
– To ja ci dam jeszcze dziś prezent Mikołajkowy! Zupełnie zapomniałem.
Natalia uśmiechnęła się.
– Nie trzeba, nie trzeba, małpko. – Jej twarz była widoczna w szczelinie między częściowo zasuniętym wiekiem a krawędziami paczki. – Dasz mi prezent dopiero na Boże Narodzenie, chi, chi! Tym prezentem będziesz ty... – Uśmiech diablicy.
– Zaraz, ale...! Nani?! – Szarpnął skutymi za plecami rękoma.
Ostatnie co ujrzał w ścieśniającej się szczelinie, to usta wybranki szepczące: Wesołych świąt.
Jedząc arbuza nie zdawałem sobie sprawy, że to robię i kiedy już się zorientowałem, zauważyłem, że pożeram rafę kolorową na dnie oceanu.
Odpowiedz
#2
Ciekawe opowiadanko, łatwo się czyta i często wywołuje uśmiech. Nie wiem, w jakim stopniu odzwierciedla prawdziwe psychologiczne zagadnienia, ale wydaje się, że jest jednocześnie humorystyczne i psychologiczne. Smile Tylko koniec wydaje mi się nie bardzo jasny, bo nie zrozumiałem, co Natalia tak naprawdę zamierza robić dalej: trzymać męża w tym pudle 19 dni, czy jednak krócej. Big Grin

Drobne przypadkowe błędy:

Cytat:Uspokoił dłoń i wstrzymał oddech

Na końcu powinna być kropka.

Cytat:– Oczywiście, rozumiem, ale czy występuje to w jakiś określonych okolicznościach, albo przy jakichś konkretnych interakcjach między wami?

Powinno być "jakichś" zamiast "jakiś".
Odpowiedz
#3
(26-04-2020, 20:45)D.M. napisał(a):  Tylko koniec wydaje mi się nie bardzo jasny, bo nie zrozumiałem, co Natalia tak naprawdę zamierza robić dalej: trzymać męża w tym pudle 19 dni, czy jednak krócej. Big Grin
No... ni mniej więcej zamierzała go te 19 dni trzymać w tym pudle, huh, cała Natalia. A zaraz... bo to się temu biedakowi tam zemrze prawdopodobnie?? Dodgy
Ale miałem, pisząc ten tekst, taką wizję, że ona go jakoś tam rurami popodłączała do baniaków z wodą... Lubię czarny humor, ale akurat tutaj mąż nie zemrze. Ich dalsze dzieje w kolejnych odcinkach.

Dzięki za wyhaczenie błędów, już poprawiam.
Jedząc arbuza nie zdawałem sobie sprawy, że to robię i kiedy już się zorientowałem, zauważyłem, że pożeram rafę kolorową na dnie oceanu.
Odpowiedz
#4
Mogłaby też go karmić z ręki przez 19 dni. Smile I jeszcze jedna uwaga merytoryczna: wydaje mi się, że chęć, by posiąść kogoś od tyłu, zupełnie nie musi towarzyszyć chęci, by wstawić coś do tyłu sobie. Smile
Odpowiedz
#5
(27-04-2020, 21:27)D.M. napisał(a): Mogłaby też go karmić z ręki przez 19 dni. Smile I jeszcze jedna uwaga merytoryczna: wydaje mi się, że chęć, by posiąść kogoś od tyłu, zupełnie nie musi towarzyszyć chęci, by wstawić coś do tyłu sobie. Smile

Z tym karmieniem z ręki to tak, że to by zniszczyło plan Natalii, aby Vegetę rozpakować na święta. Ona znalazła by rozkosz w otwarciu prezentu 24 grudnia pod wieczór jakoś, wyzwolenie mężowskie, może nawet symboliczne narodzenie. Pragnęła też, typowo po chochlikowemu, aby mąż nie ujrzał światła dnia i aby wieko tkwiło, gdzie tkwiło. No mogła prawda jakoś cichcem rękę wsuwać przez wąski otwór z karmą, ale chyba uznała, że rurki w żyły załatwią sprawę. Też troska mniejsza pewnie, bo jakoś zaprogramować można karmienie czy jednym klikiem odpalić pompowanie płynu, wzbogacone może nawet łaskawie składnikami odżywczymi.
A co do tych tylnich aspektów, to nasza bohaterka to ostre babiszcze i lubi na ostro. Do niej nie przemówisz wierszem, prędzej bicepsem i żelazem. Nie wiem, czy jasno piszę, trochę ogólnikowo. Biceps to siła, żelazo to twardość, o, może tak to opiszę.
Jedząc arbuza nie zdawałem sobie sprawy, że to robię i kiedy już się zorientowałem, zauważyłem, że pożeram rafę kolorową na dnie oceanu.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości