Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Przegląd okresowy
#1
Chociaż mam klaustrofobię osobowościową, zamykam się dalej w pokoju bez klamki. Czyli we własnej głowie. Przestrzeń wewnątrz kurczy się coraz bardziej, a ja z lubością gubię klucze. No to jak ma być dobrze?
Mimo to, ciągle ktoś puka w te okaleczone drzwi bez klamki. Wołają mnie.
- Kurwa, wyłaź z tej łazienki! - Głos Adama przyprawia o dreszcz niechęci. Zacinam się parszywie przy goleniu i szukam gorączkowo papieru toaletowego do zatamowania rany. Oczywiście go nie ma, więc w lustrze widzę powolne uosobienie ofiary mordu rytualnego, czyli cielę z poderżniętym gardłem.
- Zaraz.
Jest dziewiąta wieczór i muszę się spieszyć. Reszta chłopaków czeka w kolejce, a czasu mamy mało. Cholernie mało.
- Szybciej, kurwa, zaraz przyjedzie policja.
No tak. Wpadłem pod prysznic, po drodze zrzucając robocze ciuchy. Na kiblu leży mój plecak, torba podróżna, laptop i portfel. Możemy za chwilę wylecieć z kwatery i trzeba być gotowym na przyśpieszoną ewakuację.
Boże, co ja tu robię? Zaplątałem się w sytuację z której praktycznie nie ma wyjścia. Teoretycznie mogę w każdej chwili wsiąść w samochód i jechać stąd w pizdu, ale nie mam dokąd, nie mam za co, nie mam po co i nie znam języka. Z domu wyleciałem miesiąc temu, pieniędzy prawie żadnych (trochę mi dała Magda, ale w końcu nie ma mnie w dowodzie jako beneficjenta zasiłku na niepełnosprawne dziecko), ostatni adres to szpital z detoksem i noclegownia dla bezdomnych, a w ogóle jest super jak dla pięćdziesięcioletniego faceta z trzema fakultetami i chorobą alkoholową w tle.
Adam przyjechał do tego ośrodka dla bezdomnych i wyciągnął mnie do pracy w Niemczech. Uchwyciłem się szansy jak tonący brzytwy, nie wiedząc jaki jest naprawdę mój szanowny kolega ze szpitala. A okazało się, że jest zdrowo walnięty, a ja skazany teraz na niego. To on zna język i zorganizował pracę, która jest...
Łomot do drzwi przerwał mi rozmyślania. Ubrałem stary dres i wyszedłem. Na korytarzu ciasno. Chodzą nawalone stworki gaworzące w różnych językach. Z pokojów słychać jakieś narodowe przyśpiewki i dzwoni szkło. Wieża Babel w niemieckiej krainie Szinear. Unosi się słodkawy zapach maryśki. Fajnie. Idealne miejsce dla świeżo odtrutego gościa, jak ja.
Naprzeciwko łazienki zasuwane drzwi naszego pokoju, zamknięte na rowerową linkę. Adam właśnie przecina ją kombinerkami. Zamykam oczy i wzdycham. Znowu się zacznie.
- Co odpierdalasz tak długo w kiblu? Inni też chcą się wykąpać, a zaraz możemy wylecieć.
Czerwony z wysiłku Adam syczy przez zaciśnięte zęby. Mam ochotę trzasnąć w ten rudy łeb i zrzucić ze schodów. Idiota wpakował nas w piękne tarapaty.
Wchodzę do otwartego pokoju i siadam na stelażu łóżka. Spałem na nim ostatnie trzy noce bo zdesperowany Niemiec, właściciel kwatery, zabrał materac, poduszkę i pościel. Zmienił zamki, ale mój przezorny kolega ukradł klucze od bocznych drzwi. Zszokowany Hans ciągle nie wie, jak wieczorami pojawiamy się w hotelu. Po raz kolejny słyszałem, siedząc w łazience, jego ryki: Raus, polnisze szwaine i policai.
Zaraz będzie policai.
Są. Co wieczór przyjeżdża inny patrol i próbuje wynegocjować grzecznie naszą wyprowadzkę. Pokój jest niezapłacony od tygodnia, ale nie z Adasiem takie numery. Wyciąga jakieś kwity z umowy z naszym byłym pracodawcą, tłumaczy, że mamy papiery, Turek bezwstydnie nie płaci nam i Hansowi i w ogóle jest obrażony na niemiecką praworządność i ordung. A poza tym ukradziono nam laptopy i paszporty. Zgłasza więc przestępstwo i prosi uprzejmie niemiecki system o pomoc dla skrzywdzonych Polaków.
Zatyka mnie ze zdumienia. Potęga jego bezczelności i manipulacji powala na kolana, a Niemcom robi całkowitą wodę z mózgu. Turki rzeczywiście nie zapłacili za dwa tygodnie ciężkiej harówki przy wyburzeniach i za hotel, ale nie dodaje, że został przyłapany na kradzieży miedzianych rur i wyrzucono przez niego nas wszystkich. Bez wypłaty, więc ratują mój żołądek i wolę przeżycia tylko te pieniądze od Magdy, ale one też się kończą. Ciekawe co dalej.
- No potwierdź, że ukradł ci laptop i paszport – szepce mi czule, Adam. Reszta brygady siedzi jak barany i kiwa bezmyślnie głowami, potwierdzając jego słowa. Ni chuja, nie dam się wrobić w podobny numer. Jeszcze nie jestem zainteresowany warunkami w niemieckich zakładach penitencjarnych..
Policjant przygląda mi się z oczekiwaniem.
- Niestety, nie mam laptopa, więc nie mogę nic zgłosić. I nie wiem, gdzie są komputery moich kolegów. Tłumacz. - Zwracam się do Adama. (Uff, zdążyłem swój wynieść do samochodu.)
Patrzy na mnie z wściekłością, a mundurowy tym razem z zainteresowaniem.
Niemcy wychodzą, każąc nam nie ruszać się z pokoju.
Siedzę i bezmyślnie patrzę w światło lampki. Słyszę gorączkowe rozmowy moich współtowarzyszy, ale nic nie rozumiem z tego, co mówią. Wyłączam się. Mam straszną ochotę wyjść stąd i iść przed siebie. Gdziekolwiek, byle dalej.
Na razie uciekam tylko na taras i zapalam papierosa. Zaciągam się łapczywie, opieram o barierkę i patrzę w okna sąsiedniego domu. Przy kuchennym stole siedzi rodzina. Ojciec z synem układają puzzle, a matka coś tłumaczy kilkuletniej dziewczynce w piżamce z różowymi słonikami. Mała szlocha, a kobieta głaszcze ją po włosach. Może nie będzie dziś bajki na dobranoc, bo już za późno? Ja zaraz usłyszę swoją bajkę od empatycznej policai.
- Pan się spakuje i opuści lokal.- mówi do mnie - Reszta pojedzie z nami. – Policjant odezwał się czystą polszczyzną, wskazując na pozostałych.
Wszyscy spojrzeli na niego w szoku. O skurwysyn zakamuflowany. To ta niemiecka opcja o której słyszałem w telewizji.
- A... ale o co chodzi? - Adaśko poczerwieniał, aż po czubek rudej czupryny. - Czemu mamy jechać...?
- Składanie fałszywych oskarżeń jest karalne. – Sucho odpowiedział przedstawiciel władzy. - Wyjaśnienia złożą panowie na komisariacie. Pan jest wolny. – Kiwnął brodą w moim kierunku. - Macie piętnaście minut na spakowanie. Wzywam dodatkowy radiowóz i czekamy na dole.
Hans podskakiwał uradowany. Nareszcie pozbył się upierdliwych lokatorów. Nawet już nie mówił o zapłacie. Nasz boss tak mu zamieszał ostatnio w głowie, wystawiał jakieś rachunki, operował przepisami o zapłacie indywidualnej podczas gdy biedak wystawił fakturę zbiorową itd. Chłop zgłupiał, bo wyszło, że ma nam dopłacić. Talent mojego kolegi jest wart wszystkich nagród tego świata.
Ale teraz idiotycznie wpadł. Kto mógł przypuścić, że przyślą policjanta polskiego pochodzenia, skoro ostatnie akcje odbywały się po niemiecku?
Wściekły Adam rzucił talerzem o ścianę. Podszedł do lodówki i zaczął wyciągać nasze jedzenie. Miał coś dziwnego w oczach. Jakieś szaleństwo. Wziął butelkę z olejem i wybiegł na korytarz.
- Gdzie idziesz? - krzyknąłem za nim.
- Chuj cię to obchodzi. Ty jesteś spoko. Zobaczymy, jak sobie poradzisz.
- Skurwielu, tobie dziękować...
- Zamknij się.
Po chwili usłyszałem łomot na klatce schodowej i ryki Hansa. Wybiegłem. Biedak leżał na półpiętrze, trzymając się za nogę. Na stopniach zobaczyłem tłuste plamy. Chyba olej...
Matko Boska.
W czasach szkolnych, kolega wypastował pieczołowicie pastą do podłogi stopień do gabinetu dyrektora. Dziad zawiesił go w prawach ucznia za to, że dorobił klucz do magazynku z naszym sprzętem muzycznym. Oficjalnie powiedział nam, że powodem konfiskaty klucza jest fakt, iż rżnęliśmy niemile widziany dekadencki rock i wyglądaliśmy jak zblazowane, narkotyczne dzieci – kwiaty.
Dyro złamał girę, a drobiazgowe śledztwo wskazało winnego. Janusz (a głos miał chłopak jak Freddy M) wyleciał ze szkoły.
Mam swoiste daja vu? Klucze, tłuste schody... Brrr.
Ruch koło mnie znowu przywraca do rzeczywistości. Adaśko kręci się koło lampki, przy której siedzę. Taka z szerokim, otwartym kloszem. W oczach ma cały czas ten błysk szaleństwa i małpiej złośliwości.
Wyjmuje metodycznie jajka z opakowania i wbija je do środka.
Jęknąłem tylko.
- No co? Niech się skurwysynowi zaśmierdzą. Albo zwarcie zrobią.
Jęknąłem powtórnie. Porządny, niemiecki wyrób nie chciał zrobić zwarcia. Zaśmierdziało, zaczęło skwierczeć i zobaczyłem, że robi się klasyczna jajecznica.
Poczułem głód. Rozglądam się za solą.

Chłopcy pojechali, a ja siedzę w samochodzie. Dokąd w końcu mam jechać? Zamknąłem oczy.

Tkwię na jakiś osiedlu w Niemczech. Teren zamknięty blokami, dzieci bawią się na placyku z urządzeniami, pamiętającymi czasy Adenaura. Obok mnie porozkładane części mojego samochodu i jakiś chłopak. Bełkota bez sensu, nie odpowiada na pytania i widać, że jest uchynięty umysłowo. Z przerażeniem stwierdzam, że nie mam laptopa i telefonu. Koniec kontaktu ze światem, koniec pojechania gdziekolwiek. Czyli koniec.
W przerażeniu grzebię w jakimś składziku (skąd się wziął jakiś składzik?!) wśród starych telefonów. W zasadzie nie wiem po co, bo przecież nie znam numerów. Wszystko było w tym ukradzionym.
Trzęsę się cały w poczuciu bezsilności i rozpaczy. Doświadczam niemal fizycznie tych stanów. Chce mi się płakać. Kogo i jak prosić o ratunek?


Dzwonek prawdziwego telefonu budzi mnie z drzemki. Rozglądam się trochę nieprzytomny i cieszę się, że tu jestem. Kompletna paranoja, jeśli cieszę się, że jestem w tak beznadziejnej sytuacji w realu. Znaczy, może być gorzej. Nie pociesza mnie to.
Adaśko mówi, żebym za półtorej godziny przyjechał na Robert Bosch Strasse. Puścili ich po przesłuchaniu. Mają opuścić Niemcy w ciągu trzydziestu sześciu godzin.
Na moje pytanie: Co dalej? - słyszę śmiech.
- Jak to co? Jedziemy pod most na Renie. Prześpimy się w samochodzie i pomyślimy. Może brykniemy do Holandii?
Znowu zamykam oczy. Może jednak lepiej śnić?

Jest dwudziesta trzecia czterdzieści. Idę na rynek w Bohum. Piękny jak wszystkie niemieckie rynki. Wybrukowany granitową kostką, z małą architekturą i kolorowymi fontannami. Wokół jeszcze gwar. Przez otwarte drzwi tureckich kebabów dobiega gwar. Mimo, że grudzień, jest bardzo ciepło.
Na ławce siedzi jakiś gość ubrany w andyjskie poncho i gra na fletni pana. Uwielbiam dźwięk tego instrumentu. Ciepły, pierwotny i niezmiennie budzi we mnie jakieś pokłady sentymentalizmu i ckliwości. Parszywe dziś uczucia.
A mimo to Zamfira mógłbym słuchać godzinami. Ale nie teraz!
Po coś, Metysie jebany, tu przylazł?
Zastanawiam się nad znaczeniem tego snu. Emanacją czego są takie wizje. Samochód – mojego życia? Rozłożonego na części i bez możliwości jazdy? Głupi chłopak to ja sam? Brak telefonu i laptopa to ukryta potrzeba drugiej osoby, która czeka i podniesie mnie znowu? Gubię się i upadam bez niej?
Ee, do dupy te rozważania.
Docieram na Tankstelle Esso. Trzeba kupić fajki. Pięć euro, ale jak mam wybór pomiędzy natychmiastową chęcią zapalenia, a jutrzejszym głodem? Tu wskazanie wydaje mi się oczywiste.
Jest dwudziesta czwarta. Już drugi grudnia.
Powinienem gdzieś pojechać daleko.
Do domu? Mam zakaz powrotu w celu odbudowy pozytywnych relacji rodzinnych.
Do Magdy? Żeby dalej z miłością i premedytacją psuć jej cudowny związek rodzinny? Będzie piękna katastrofa, jakby rzekł nieoceniony, Grek Zorba.
Na Syberię? Mam w zbiorniku paliwa na sto kilometrów i pięćdziesiąt euro w portfelu. W bagażniku cienką kurtkę, kilka brudnych skarpetek i wymiędolone podkoszulki.
W Himalaje? Żeby dmuchać w ręce bez rękawiczek, Jaki i obrzydliwe, skośnookie i przysadziste Tybetanki?
Wzrok krąży uparcie po półce z alkoholem. Johny Walker, Jelcyn, gin, pigwówka.
Jest pierwsza w nocy. Drugi grudnia dwa tysiące piętnastego roku.
Wysyłam pustego SMS-a do Magdy. Ona będzie wiedziała, co to znaczy.

Następną, równie szczegółową datę, poznałem za trzy tygodnie.
Odpowiedz
#2
Dobre i chłonie się jak wodę. Kupiłbym taką powieść.
Odpowiedz
#3
Wyjątkowo chaotycznie jak na Twoje pisanie, a miejscami sama już nie wiem, kto tam mówi, ale właściwie nie jest to aż tak istotne, by się czepiać. Czasami też tracę kontakt z fabułą, jakby był jeden główny bohater, jego narracja, a kumple zabierani przez policję mogą istnieć, ale równie dobrze mogą być jego wyobrażeniem. Myślę, że taki chaos bardzo dobrze pokazuję psychikę głównej postaci. Smile
Zdarzają Ci się błędy z przecinkami ("mimo, że), brak akapitów trochę boli, ale ciężko się czepiać, skoro mamy na stronie taki, a nie inny skrypt, niestety.
Co jeszcze mogę dodać to że takie opowiadanko znacznie bardziej mi podchodzi niż czysto podróżnicze teksty - mam na myśli, że podróż za narracją bohatera po "tej części" Niemiec bardzo mi się spodobał. Nie wiem, czy to przez "mój klimat", czy Twój dobry warsztat i wspominanie mimochodem o Turkach, o tym, jak wyglądają ulice, ile kosztują jajka, no ale podoba się. Angel
Odpowiedz
#4
Dzięki Miriad. Po tym, co napisałem Ci w poezji, powinienem powiedzieć, że lepiej idzie Miriadkowi w prozie. Brzmiałoby to jednak głupio w zestawieniu z faktem, że jest to mój tekst.
Więc tylko dzięki.
Belciu, wydaje mi się czytelnie zaznaczona granica między realem, a fantasmagorią senną. Nie jest wprawdzie łopatologiczna, nie wydzielam fragmentów z opisem "jawa - sen", niemniej jednak... .
W końcu sen peela jest tu tylko w jednym momencie i czytelnicy nigdy nie mieli wątpliwości "who is who". Ale ludzie są różni to i różnie odbierają.
O przecinkach dyskutował nie będę. Tu pozostaję niewyuczalnym kretynem i nastawiam ich profilaktycznie tam, gdzie nie trzeba, żeby pominąć ewidentnie tam, gdzie być powinny.
Lekki chaos jest tu rzeczywiście celowy, ale żeby był większy niż normalnie?Huh
Cieszę się, że się podobuje. Fenks.
Odpowiedz
#5
Długo myślałam, co napisać o tym tekście. Chciałam oryginalnie, ale powtórzę za Bel, że mam lekki chaos w głowie. Oczywiście lubię niedopowiedzenia, retrospekcje, sny i inne wariacje, jednak chciałabym widzieć w tekście jakiś cel, sens. Pewnie jest ukryty, a ja tu go nie dostrzegam. Może coś ze mną nie tak Wink
Piszesz jak zwykle prosto i bez udziwnień, co mi się niezmiennie podoba.
Odpowiedz
#6
Wiedźmo droga, dlaczego sądzisz, że ja muszę ukrywać jakieś górnolotne i przemądrzałe przesłania w swoich tekstach? To migawka z życia, która ma skłonić do refleksji, jak bardzo potrafi być ono skomplikowane, nie podlegające jednoznacznym ocenom i powszechnym kryteriom.
Operowanie niedopowiedzeniami i retrospekcjami lubię. Jeśli bym napisał łopatologicznie i klarownie, to powstałby reportaż, a nie opko z ambicją skłonienia czytelnika do zadumy.
Zastanowiłaś się? Kombinowałaś?
To znaczy, że osiągnąłem swój cel.
Dzięki.
Odpowiedz
#7
Wcale nie napisałam, że masz pisać górnolotnie - wręcz pochwaliłam za prostotę. I nie chodzi mi przesłanie, tylko w tej formie tak krótki tekst mi zwyczajnie nie podchodzi. Bo jest dużo poruszonych wątków, a żaden nie rozwinięty i niedokończony.
Odpowiedz
#8
A po co ma być dokończony? I po co rozwijać?
Przecież to właśnie jest istotą mojego pisania i każdy to wie. Otwieram i nie zamykam pozostawiając czytelnika z domysłami i pytaniami.
Dośpiewaj sobie resztę historii. Zresztą każdy, kto zna moje obyczajówki bez trudu poskłada sobie z nich dalszy ciąg.
To fragment, impresja, a nie skończona całość z morałem.
Odpowiedz
#9
No dobra, muszę wrócić do mojego dawnego zwyczaju, że nie komentuję, gdy mi się coś nie podoba. Ciężko mi sprecyzować swoje uwagi, a jeszcze ciężej dyskutować z autorem, który uważa, że są bezpodstawne i już.

Cytat:Przecież to właśnie jest istotą mojego pisania i każdy to wie.

Być może jest to istotą Twojego pisania, ale wcześniejsze Twoje teksty, jakoś mnie bardziej przekonywały, tworzyły mi w głowie jakiś obraz, a ten mi tworzy nieskładną mozaikę. Koniec i kropka.
Pozdrawiam Picasso Angel
Odpowiedz
#10
Uważam go po prostu za jeden z najjaśniejszych i czytelnych moich tekstów.
Oki.

Pozdrawiam - PabloAngel
Odpowiedz
#11
Cytat:Dzięki Miriad. Po tym, co napisałem Ci w poezji, powinienem powiedzieć, że lepiej idzie Miriadkowi w prozie. Brzmiałoby to jednak głupio w zestawieniu z faktem, że jest to mój tekst.
E tam głupio Smile Dobrze wiemy, że nie mieści ci się w głowie (i już widocznie nie zmieści; ale spoko, miałem podobnie) koncepcja, jakoby ludzie mieli różne od ciebie gusta. Ależ tupet, nie? No ale mają. Serio. Poważnie. Naprawdę.
Ja tam się nie zgodzę z Bel odnośnie negatywów. Niczego bym tu nie zmienił (choć interpunkcję zawsze miałeś kulawą)

Pokory trochę jednak, Mirek. Nie wiem no. Tyle mogę powiedzieć, choć domyślam się, że tylko się zapienisz. Proszę cię - zaskocz mnie pozytywnie Smile
Odpowiedz
#12
(18-08-2016, 17:22)miriad napisał(a):
Cytat:Dzięki Miriad. Po tym, co napisałem Ci w poezji, powinienem powiedzieć, że lepiej idzie Miriadkowi w prozie. Brzmiałoby to jednak głupio w zestawieniu z faktem, że jest to mój tekst.
E tam głupio Smile Dobrze wiemy, że nie mieści ci się w głowie (i już widocznie nie zmieści; ale spoko, miałem podobnie) koncepcja, jakoby ludzie mieli różne od ciebie gusta. Ależ tupet, nie? No ale mają. Serio. Poważnie. Naprawdę.
Ja tam się nie zgodzę z Bel odnośnie negatywów. Niczego bym tu nie zmienił (choć interpunkcję zawsze miałeś kulawą)

Pokory trochę jednak, Mirek. Nie wiem no. Tyle mogę powiedzieć, choć domyślam się, że tylko się zapienisz. Proszę cię - zaskocz mnie pozytywnie Smile

Miriadku drogi. Ilość pokory jaką mam wobec siebie starczyłaby na zawartość "Złotego pociągu". Chośby z racji o której wiesz. Jak napisałem, nie zrozumiałeś podstawowej rzeczy w moim poście:
Miej sobie inne zdanie. To wolno każdemu. Ale pomyśl czego szukasz w poezji. Bo to, co pisałeś jest drążeniem studni na dnie oceanu. Kompletnie niepotrzebną metodologią badań, czegoś, co z natury rzeczy nie podlega tego typu analizie. Tak, jak natura i istnienie Boga nie jest empirycznie zbadalne.
To tyle.
Miej różne od mojego zdanie. Ale nie tak je wyrażaj i nie stosuj logiki i innych dziedzin nauk ścisłych do poezji.
Odpowiedz
#13
No nie, Mirek, kocopoły pleciesz, ale jak ja ci to wytłumaczę? To jak opisywanie kolorów ślepemu, z tego, co widzę.
Cytat:logiki i innych dziedzin nauk ścisłych do poezji.
Co ty, przepraszam, nie klnij?? Po pierwsze - owszem, logika jest istotna nawet w konstruowaniu metafor. Tutaj łatwo popaść w kicz czy nawet bełkot. I ja mam ci elementarz poetyki tłumaczyć teraz? I rozumiesz, jak mi witki opadają? No nie da się no.
Jakie nauki ścisłe?? Mirek, proszę cię, wróć do picia, odstaw dragi Sad
Odpowiedz
#14
Miriadzie, proponuję iść i ochłonąć, bo wszystkich nas zaczynasz denerwować. Lubię Cię, ale proszę o trochę samokrytyki. Postaw się na naszym miejscu i zastanów, czy miło nam czytać Twoje komentarze.
Raz już prosiłam o nieco więcej empatii. Proszę też nie używać zwrotu "co ty pieprzysz", bo według mnie to jest jawny wyraz agresji. Otrzymujesz ostrzeżenie. Bo jestem wkurzona i uważam, że powinieneś się nad swoimi komentarzami zastanowić.
Odpowiedz
#15
Nie da się ukryć, że jest mi niezwykle przykro po tym, co napisałeś.
Wyraziłem swoją opinię, o Twoim sposobie i metodologii oceniania. Nie zabraniałem Ci mieć swojego zdania.
Do picia nie musisz mnie zachęcać.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości