Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
A.
#1
A.
 
Chodź, pokażę ci, gdzie rosną piegi, wyszeptałaś mi do ucha.
Chodź. Pokażę ci. Trochę się uśmiechasz, a trochę chowasz za rumieńcem, słonecznym rogiem. Chodź. Albo nie. Ciągniesz mnie za rękę. Jednak tak. Mówisz, że nie można, że to tajemnica. Ciągniesz mnie za rękę do lasu. Za słonecznym rogiem mijamy dębowych strażników moralności, a ty  rumienisz się jak w malinowym chruśniaku. Obiecujesz czy grozisz? Patyki pod nogami pękają jak lód, zygzakiem jak błyskawica echo roznosi się po cały lesie. Czy już wszyscy wiedzą, że przyszliśmy patrzeć, jak rosną piegi? Uśmiechasz się, mchy i porosty są miękkie, twoja skóra pachnie malinami. Zrobisz mi? Chodź, pokażę ci, gdzie rosną piegi.
W tym roku lato przyszło przed wiosną i wszystkim przez to pomieszało się w głowach. Hormony kapały z gałęzi jak wiosną, słońcem lało jak w lato. I nikt nie był pewien, co będzie z owocami. Czy są już dojrzałe i można zrywać. Nie chcą się oddać. Czy są już słodkie i gotowe lepić ręce sokiem. Chcesz mnie oblizać? Jednak nie. Jeszcze trochę poczekajmy. Jutro, może teraz albo nigdy. Jeśli nie teraz, to jutro. Albo tak. Zerwij mnie i zjedz. Teraz. Wypij, zasadź pestki. Pachną i kuszą. Owoce same nie są pewne. Pachniesz i kusisz. Nie jesteś pewna. Masz pupę jak brzoskwinia w tamtym filmie. Można zerwać?
Tylko piegi są gotowe i rozsypały się na Tobie, A.
Chodź, pokażę ci.
Biochemia kapie z drzew, czujesz? Schylam głowę, gałęzie drapią, klepią po plecach. Chodź. Ciągniesz mnie za rękę. Puszczasz, opierasz mi się na ramieniu, pachniesz jak woda w jeziorze, poprawiasz sukienkę. Ściągnij, rozbieraj się, proszę. Ty pachniesz malinami, a ja truskawkami. Uciekasz. Na ramieniu mam teraz plamę ciebie. Chciałbym polizać. Daj się spróbować jak loda, proszę. Lód jest truskawkowy, kupiony za moje kieszonkowe. Dasz. Albo nie. Chciałbym cię też wypić. Albo nie. Chciałbym się wykąpać się w tobie jak w jeziorze.
W końcu znajdujesz najlepsze miejsce. W krzakach hałasują dzikie zwierzęta. Wyciągamy koc, ziemia jest zbyt miękka. Jak ty. Ścielisz ziemię sobą jak łóżko, rozsypujesz maliny, a ziemię wokół ścielą truskawki, lody truskawkowe wyrastają spomiędzy gałązek, wszystko pachnie tobą. Rozciągasz koc i siebie na ziemi. Połóż się. Pokażę ci, jak rosną piegi. Też będziemy hałasować? Trochę jesteśmy zwierzętami, a trochę kosmitami. Mówisz, że zabierzesz mnie na drugi koniec galaktyki.
Obiecujesz czy grozisz?
Nie wiem.
Nie wiem, gdzie mnie zabrałaś. Nie wiem, jak się nazywam. Nie wiem, kto ci to narysował cieniem na ciele, ale światło na szyi pisze ci białe wiersze. Daj rękę. Gałęzie drapią skórę, paznokcie znaczą teren. Jesteś moim ulubionym owocem, palcem rysuję wzory na skórce, obieram, kapiesz mi na brzuch. Rozbieraj się. Ściągasz mi koszulę, zdejmuję ci sukienkę, ups, w maju nie nosi się majtek. Pokaż. Oczy szumią ci zielonym morzem. W głowię kręci nam się od sfermentowanych owoców. Daj rękę. Zamiast ust masz maliny. Daj polizać. Próbujemy. Albo nie. Pokaż, jak smakujesz.
Na twarzy masz konstelację piegów, A. Rumienisz się jak w słońcu. Daj rękę, schowam się w niej. Jesteś jeziorem, zimną wodą w lato. Uciekasz, ale wracasz. Słońce przeszywa las na wylot. Spada z wysoka jak pociski, ląduje obok nas, przeszywa na wylot. Podaję ci swoją rękę, zanurzam się we tobie. Przeszywamy się nawzajem, tak jak słońce dziurawi gałęzie drzew w lesie. Wszędzie masz piegi, A. Słońce cię podziurawiło. Daj trochę. Mogę hodować na twoim ciele piegi. Mogę? Mogę zerwać pieprzyki. Dajesz mi. Jeden pieprzyk koło pępka, drugi pieprzyk obok sutka, trochę twardy, trochę truskawkowy, zupełnie jak ja, trzeci pieprzyk na wewnętrznej stronie uda, faluje razem z oceanem twoich dreszczy. Mrugasz, słyszę, jak szumią ci oczy. Na końcu się rozpraszamy, jesteśmy słońcem w lesie, światłem w lecie, zamieńmy się ciałami, jestem u góry, jestem na dole, chciałbym się w tobie podziać, a ty wyrastasz, rozkwitasz nade mną, ze mnie.
Jeśli Bóg istnieje, to właśnie zachwycony okiem opatrzności zerka znad nagości. Duch Święty rozwiewa słońce, plami światłem twoje piersi, brzuch, uda, a jeśli dobry Jezus chce umierać za grzechy, to przykro mi, ale nie dziękuję, nie żałuję. Pewnie podgląda i zazdrości. Wszyscy nam zazdroszczą, cały świat wstrzymał oddech, wstrzymał bieg, nie oddycha. Nie oddychasz. Przez chwilę nie oddychasz i zatrzymujesz dla mnie świat. Jesteśmy na drugim końcu galaktyki. Kąpiemy się w gwiazdach jak w jeziorze, w lepkim soku naszych ciał, w ślinie, we krwi, w mięsie, w syropie ze mnie, w syropie z ciebie. Nabieram w dwie garści jak wodę, przemywam głowę, mózg, zmywam myśli, nasycam się tylko na chwilę, na rękach zostają piegi, dziękuję. Chcę cię jeść, pić, mieć, dziękuję, że jesteśmy, A. Bądź lasem, jeziorem, ziemią, wyrośnij na mnie, zatop, pochłoń.
Zazdroszczą nam też chłopcy w krzakach. Siedzą tam już długo i jak Bóg wszystko podglądają. Cicho siedzą. Gapią się. Zazdroszczą. Nie są pewni, co oglądają. Tak naprawdę nie mają pojęcia o niczym. Ale też tak chcą. Wszyscy chcą. A chłopcy nie mogą oderwać wzroku i obiecują sobie, że za kilka lat też tu przyprowadzą swoje dziewczyny i pierwszy raz zobaczą, gdzie rosną piegi.
 
Erazma Michalus
Proszę we mnie wierzyć.
Odpowiedz
#2
Ładne, pełne być może poetyki, ale raczej nie. Lepsze.
Cudowne postrzeganie, pióro, które potrafi być odporne na trudy żołnierskiego życia - jakbym napisał charakterystykę członka drużyny przeżuwaczy uszczelniającego kitu jako samozwańczy feldfebel.

Jedno ale

pierwszy raz zobaczą, gdzie rosną piegi.
Zamieniłbym / końcu potrafisz lepiej/ np na

gdzie zimują raki na skórze -
oczywiście to już moja, podinspirowana fraza.
Odpowiedz
#3
Piękna proza poetycka. Plastyczne frazy, słoneczne słowa. Uśmiechnięte piegi, chemia miłości.
To wielki dar. I taka miłość, i takie pisanie.
5/5.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#4
Dziękuję państwu przepięknie. To bardzo miłe słowa.

Panie Grain, jadł pan kiedyś raki? Mój kucharz wspaniale je przyrządza w białym winie, koniecznie portugalskim. Czasem dodaje odrobinę świeżych ziół, kiedy żywe raki zanurza we wrzątku.

Panie Mirando, dużo ma pani piegów?

Nieco piknikowo,
pozdrawiam.
Proszę we mnie wierzyć.
Odpowiedz
#5
Rękoma wyciągałem raki spomiędzy kamieni regulujących brzeg rzeki.

Raka trzeba pozbawić układu wydalniczego sprawnym ruchem i do wrzątku z koprem i solą.

Myśmy nad rzeką to robili w wiadrze.

Przy gotowaniu pekające skorupki wydają dźwięk kojarzony jakoby z płaczem.
Odpowiedz
#6
(05-06-2018, 22:05)Erazma Michalus napisał(a): Dziękuję państwu przepięknie. To bardzo miłe słowa.

Panie Grain, jadł pan kiedyś raki? Mój kucharz wspaniale je przyrządza w białym winie, koniecznie portugalskim. Czasem dodaje odrobinę świeżych ziół, kiedy żywe raki zanurza we wrzątku.

Panie Mirando, dużo ma pani piegów?

Nieco piknikowo,
pozdrawiam.

Naliczyłam dwadzieścia sześć Smile

Pozdrawiam słonecznie!
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#7
do sprawdzenia
Odpowiedz
#8
Nie mam piegów, czego bardzo żałuję. Kiedyś, dawno temu, gdy byłam mała, rysowałam sobie piegi. Teraz wiem dlaczego tak je uwielbiam. Pięknie opowiedziane.
Odpowiedz
#9
Mnie nikt nie pytał, ale piegi miewam, sezonowo, latem. I tekst ten też, nieco letni, bo choć pięknie napisany, to "grzeje" tylko w paru miejscach. Momentami mam wrażenie, że zbyt wydumany, górnolotny, ale może to jego urok?
Odpowiedz
#10
Szanowny panie Grain, mój tato mi zawsze podawał takich jak pan na talerzu, macanych, pozbawionych układu wydalniczego przez mojego kucharza, przyrządzonych na wolnym ogniu. Może dlatego dziś mężczyźni przy mnie się trzęsą jak galareta. Jak pan myśli?

Droga pani Mirando, chętnie bym sprawdziła, jestem świetna w dodawaniu, mnożeniu i dmuchaniu za ucho. Sprawdziła pani za uchem?

Pani Anno, momentami mam wrażenie, że chciałabym się z panią pogrzać w ciepłych krajach. Poleżałybyśmy przy basenie, mój ogrodnik górnolotnie wachlowałby nas liśćmi palmowymi, mój kucharz podawałby nam winogronka i dolewał wina.

Wciąż słonecznie państwa
pozdrawiam.
Proszę we mnie wierzyć.
Odpowiedz
#11
Może ci faceci weszli w jakieś stadium Parkinsona, albo kwestia trzymania równowagi.

A służbę to owszem też trzymałem: na biurze przepustek. kompanii, a najczęsciej to była drużynka kuchenna.

Spocznij.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości