Przebudzenie
-----------------------------------------------------------------------
-----------------------------------------------------------------------
Obudził się nagle, przetarł dłońmi oczy po czym spojrzał na swego towarzysza, który jeszcze błądził po krainie snów.
-Niech to szlag- powiedział niemalże szeptem, kładąc z powrotem głowę na plecaku który w nocy służył mu za poduszkę. Kolejny raz zamiast wystawić warte obaj zasnęli, co było bardzo nieostrożny posunięciem. Dobrze wiedzieli że w tym lesie bardzo łatwo natrafić na stado karczanów które zabiły by ich w mgnieniu oka, a i tak były by one najmilszą niespodzianką która mogła ich spotkać podczas snu.
-Przynajmniej się wyspaliśmy – powiedział nagle Dervon uśmiechając się zawadiacko – jednak następnym razem przydało by się jednak kupić trochę refalwenu.
-Żeby tak łatwo nie zasnąć –odpowiedział mu, przeciągnął się po czym podnosząc się dodał- zbierajmy się, dobre dwie godziny jak wzeszło słońce.
Złapał za swój plecak, w jednej chwili wyjął z niego glinianą butelkę wyciągnął z niej drewniany korek po czym pociągnął z niej porządny łyk ryżówki. Skrzywił się lekko pod wpływem trunku którego właściwości sprawiły że czuł niemal żar w swoich ustach i gardle. Chrząknął lekko po czym wziął się za pakowanie swoich rzeczy, spoglądał co jakiś czas na swego towarzysza który był już niemal gotów do drogi. Dervon był jego dobrym przyjacielem, razem się wychowywali, razem dorastali i pracowali, w końcu razem wyruszyli do Irentordium, stolicy Wschodniego Królestwa Ludzi. Był wątły i mizerny, za każdym razem gdy przyszło mu stanąć do walki przeciwnik niemile się dziwił że taka osoba potrafi tak dobrze walczyć.
Podniósł opończe z ziemi, zarzucając ją sobie na ramiona. Szybkim ruchem zapiął ją sobie pod szyją za pomocą spinki w kształcie orlego pióra. Przeczesał sobie jeszcze dłonią włosy które były wilgotne od porannej rosy po czym rzekł –Ruszajmy już – przesunął jeszcze butem stertę piasku na ognisko w którym żarzyły się jeszcze kawałki niedopalonego drewna, po czym ruszył w stronę krzaków jałowca, które otaczały cały zagajnik. Przedzierał się przez nie z trudem, cały czas zasłaniając sobie twarz lewą ręką. Jednak przeprawa nie trwała długo, po chwili wyszedł na piaszczysty trakt, a zaraz za nim z krzaków wyłonił się jego druh. Rozejrzał się dokładnie po czym spoglądając na Devrona palcem wskazał wąziutką ścieżkę która jak mniemał prowadziła do głównej drogi, którą już bez problemu dojdą do miasta. Devron tylko skinął głową po czym ruszyli nią idąc w ciszy, ramie w ramie.
-----------------------------------------------------------------------
-Niech to szlag- powiedział niemalże szeptem, kładąc z powrotem głowę na plecaku który w nocy służył mu za poduszkę. Kolejny raz zamiast wystawić warte obaj zasnęli, co było bardzo nieostrożny posunięciem. Dobrze wiedzieli że w tym lesie bardzo łatwo natrafić na stado karczanów które zabiły by ich w mgnieniu oka, a i tak były by one najmilszą niespodzianką która mogła ich spotkać podczas snu.
-Przynajmniej się wyspaliśmy – powiedział nagle Dervon uśmiechając się zawadiacko – jednak następnym razem przydało by się jednak kupić trochę refalwenu.
-Żeby tak łatwo nie zasnąć –odpowiedział mu, przeciągnął się po czym podnosząc się dodał- zbierajmy się, dobre dwie godziny jak wzeszło słońce.
Złapał za swój plecak, w jednej chwili wyjął z niego glinianą butelkę wyciągnął z niej drewniany korek po czym pociągnął z niej porządny łyk ryżówki. Skrzywił się lekko pod wpływem trunku którego właściwości sprawiły że czuł niemal żar w swoich ustach i gardle. Chrząknął lekko po czym wziął się za pakowanie swoich rzeczy, spoglądał co jakiś czas na swego towarzysza który był już niemal gotów do drogi. Dervon był jego dobrym przyjacielem, razem się wychowywali, razem dorastali i pracowali, w końcu razem wyruszyli do Irentordium, stolicy Wschodniego Królestwa Ludzi. Był wątły i mizerny, za każdym razem gdy przyszło mu stanąć do walki przeciwnik niemile się dziwił że taka osoba potrafi tak dobrze walczyć.
Podniósł opończe z ziemi, zarzucając ją sobie na ramiona. Szybkim ruchem zapiął ją sobie pod szyją za pomocą spinki w kształcie orlego pióra. Przeczesał sobie jeszcze dłonią włosy które były wilgotne od porannej rosy po czym rzekł –Ruszajmy już – przesunął jeszcze butem stertę piasku na ognisko w którym żarzyły się jeszcze kawałki niedopalonego drewna, po czym ruszył w stronę krzaków jałowca, które otaczały cały zagajnik. Przedzierał się przez nie z trudem, cały czas zasłaniając sobie twarz lewą ręką. Jednak przeprawa nie trwała długo, po chwili wyszedł na piaszczysty trakt, a zaraz za nim z krzaków wyłonił się jego druh. Rozejrzał się dokładnie po czym spoglądając na Devrona palcem wskazał wąziutką ścieżkę która jak mniemał prowadziła do głównej drogi, którą już bez problemu dojdą do miasta. Devron tylko skinął głową po czym ruszyli nią idąc w ciszy, ramie w ramie.