Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Prostytutki w hełmach
#1
Błażej lubił trawkę. Nie tylko dlatego, że słuchał reggae, po prostu ją lubił. Nie wiadomo bowiem czy najpierw zaczął zapuszczać kudły, czy może wcześniej do ust wziął skręta – istotne było, iż zawsze miał ten swój uśmieszek, jakby świadomy był całości, coś filozoficznego kluło się w jego grymasie.
A może po prostu lubił trawkę.
Tak czy siak, kolejny temat do kpin znalazł sobie w Oskarze, który… czytał. W miejscu takim jak bunkier otoczony przez Wietnamczyków było to nie do pomyślenia. Ten jednak jak gdyby nigdy nic, studiował literaturę. Na dodatek były to jakieś młodzieżowe komedie w stylu „Byki kontra kujoni”, gdzie pytanie o datę chrztu Polski odrzuca przeciwnika na pół kilometra, a główny morał powieści to potrzeba istnienia zarówno mądrości jak i siły.
Mimo to Oskar już dawno nie wierzył w sprawdzony przepis na udaną egzystencję. Nie był zorganizowanym Niemcem ani zdeterminowanym Japończykiem. Był Czechem, co dziwnie kontrastowało z poczuciem humoru polskiego rastafariana.
Cała drużyna szeregowca Briana składała się z ludzi o różnej narodowości. Vladimir cały czas lał wódą po okopie, natomiast Johnny’ego nikt nie rozumiał.
Do prowizorycznego biura ze ścianami z czarnoziemu, wstąpił Vladimir.
- Kamracie Brian, oto melduję…hygh!...telegramik…czy jak to zwą…
- Dziękuję, żołnierzu. Idź się napić – odparł i spojrzawszy na papier, począł czytać.

Drodzy żołnierze!
Wiemy, że jesteście w trudnej sytuacji, bowiem mało was pozostało, jednakże nakazane jest utrzymanie pozycji. Nie można ryzykować ucieczką, więc musicie zaciekle bronić tego kanionu, bo ze strony doliny za plażą, mają was zaatakować wrogowie.
Przesyłam całusy. Z języczkiem.
PS Brianie, mógłbyś zrobić mi laskę? Moja stara połamała się na schodach.


- Panowie, musimy ostrzeliwać tych zezowatych Azjatów! – wykrzyczał z dumą szeregowiec.
- Scheise! Ich habe Durchfal! – wykrzyczał Hans, po czym pobiegł do wychodka.

Wietnamczycy srutowali należycie. Trzeba było się lekko wychylać zza ściany, a następnie odstrzelać serię, aby ci za to zapłacili – to jak z amerykańskimi serialami.
Krew lała się gęsto pod wpływem CKM-u w czystych dłoniach Johnny’ego.
- OK. That was really good – wychwalał się.
W końcu tęczowa drużyna obroniła się, a Wietnamczycy leżeli jak zabici. Właściwie to byli zabici.
- Urrraaaaa!!!! – wrzeszczał zalany Vladimir, z pepeszą w prawej i butelką w lewej ręce, ruszył w kierunku morza, a za nim reszta – Atakować, kamraci… Ata…
To, co ujrzeli z jednej strony Wietnamczycy, a z drugiej załoga Briana, było tak zdumiewające, że trudno byłoby znaleźć jakieś trafne porównanie.
- Jeasus Christ! It’s… Jeasus Christ!
Faktycznie, środkiem plaży w ich kierunku zmierzał sam Jezus, który niosąc krzyż, nie zwracał uwagi na piach wsypujący się do sandałków.
Błażej marszcząc brwi spojrzał na szluga.
- Mocny towar…
Chrystus był już znacznie bliżej, ale oni nadal byli niesamowicie zdumieni.
- Jezus Maria! – krzyknął Oskar z wrażenia.
- Nie, tylko Jezus – odparł spokojnym, choć i trochę zmęczonym głosem, sam Jezus Chrystus.
- Jezu, chcesz trochę trawki? – Błażej się uśmiechnął.
- Nie, mam jej już dostatek pod nogami – odparł król cierpienia.
Jezus przystanął i spojrzał znacząco na szeregowca.
- Co wy tu wyprawiacie?
Nastała cisza, bowiem nikt nie chciał słowem urazić legendarnej postaci.
- Walczymy z innowiercami – z dumą odrzekł Vladimir.
- Dlaczego zamiast miłości niesiecie śmierć i przemoc?
Każdy skierował swój wzrok w dół. Prócz Błażeja, ale ten był naćpany.
- No, a jak walczyliśmy z tymi, no… poganami? – wypalił nieśmiało oczytany Oskar.
- …z poganami? – żachnął się Jezus.
- Przecież sam pan tak kazał – mówił dalej okularnik.
- Kiedy takie coś powiedziałem?
Nagle każdy już pojął, o co tu chodzi w tej wojnie. Błażej pierwszy rozebrał się do naga, później każdy inny, a jeszcze potem zaczęli tańczyć z czarnymi kwadracikami (cenzura narzucona przez TV) na plaży, mając dosłownie w dupie narodowość. Chrstus tymczasem powędrował dalej.
To była największa parada równości w historii świata.
- Ups…! – Oskarowi w czasie skoku spadł kwadracik.
Miejmy nadzieję, że baba do lekarza będzie przychodzić, póki żyjemy.
Odpowiedz
#2
Zaczęło się całkiem znośnie i miałem nadzieję się trochę pośmiać. Niestety szybko okazało się, że żarty są przyciężkawe i nie bardzo się sprawdzają. Miałem nadzieję, że pojawienie się Jezusa coś zmieni. W ogóle ten zabieg bardzo mi się spodobał. Mogłoby się sprawdzić nie tylko w tym dziale. Niestety autor nie wykorzystał tego potencjału, dołożył jeszcze trzy nieśmieszne żarty, a całość zamknął następnym sucharem.
Kiepsko i nieśmiesznie.

2/5
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#3
Na plus, że wpadł Jezus i raz było śmiesznie. Miejscami niesmaczne, bo zbyt dosłowne. Ogólnie blaza bez cugli i hindus na podkurczonych nogach.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości