Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Proces
#1
Element pierwszy
Proces

Jest bardziej skomplikowany, niż wam się wydaje. Zawiera w sobie wiele rożnych elementów, nad którymi trzeba bezustannie pracować. Wszystko musi do siebie pasować. Wszystko musi być na swoim miejscu. To nie jest tak, że siadam przed komputerem i pędzę jak oszalały z kolejnymi stronami. Że to zajmuje dwa dni i koniec, gotowe. Nie, to trwa o wiele dłużej. To trwa już dość długo zanim jeszcze dotknę palcami klawiatury.
No, ale po kolei.
Najpierw jest myśl. Sytuacja, która nagle pojawia się w mojej głowie. Jeśli jest naprawdę dobra, rozrasta się w obie strony. W to, co było przed, i w to, co będzie po. Pojawia się początek i koniec. Pojawia się to, co jest pomiędzy nimi. Powoli wyłania się na powierzchnię Historia, najważniejsza rzecz, bez której nie ma sensu zaczynać. Już kilka razy próbowałem robić to inaczej, uwierzcie mi, naprawdę. Nic z tego nie wyszło dobrego, bo nie ma nawet takiej opcji i wiem, że tym razem znowu mi się nie uda. Taki już jest mój los.
Nie zmienia to jednak faktu, że coś napisać muszę, bo za długo z tym zwlekałem. Nie mogę jednak wyjaśnić od razu, co, jak i dlaczego bo… no, bo tak się po prostu nie robi. Czytaliście chyba już jakieś książki, prawda? Wiecie, że prawda zawsze wychodzi na jaw dopiero w finale. Dlatego właśnie musicie zacisnąć zęby i przebrnąć przez to wszystko, zanim zrozumiecie, co się właściwie wydarzyło w moim życiu.


Element drugi
Myśl

Pojawiła się nagle. Nie wiem dokładnie, kiedy. Być może podczas snu albo zaraz po przebudzeniu. Może jeszcze zanim zasnąłem. Może w czasie zajęć, kiedy naprawdę się nudziłem albo, kiedy spacerowałem bez celu po parkowych alejkach. Nie wiem jak to właściwie było, ale to nie ma znaczenia. Ważne jest to, co się pojawiło przed moimi oczami. Widziałem młodą dziewczynę. Blondynkę z krótko ściętymi włosami. Nie mogę sobie przypomnieć, w co była ubrana. Spodnie czy jakaś sukienka? Bluza, a może płaszcz? Nie, chyba to nie tak. Wiem, że widziałem ją wiosną, bo drzewa miały już liście. Wiem, że widziałem ją, gdy stała przy poręczy wysokiego mostu, zbudowanego nad jakąś rzeką. Chyba w lesie. Tak, to była jakaś leśna droga. Pamiętam, że płakała. Pamiętam, że nie mogła utrzymać równowagi. Była chora? Raczej nie. Raczej była mocno pijana. Spoglądała przez poręcz w nurt rzeki płynącej kilka metrów niżej. Kilka? Z dziesięć przynajmniej. Dziesięć to nie kilka ani kilkanaście. Dziesięć to dziesięć.
Wracając do tematu, dziewczyna spoglądała w nurt rzeki i mocno wychyliła się do przodu. Nie wiem czy specjalnie, czy zupełnie przypadkowo. Wiem tylko tyle, że nagle wypadła za poręcz. Usłyszałem głośne chlupnięcie. Usłyszałem być może coś jeszcze, ale nie chciałem o tym myśleć. Gwałtownie umierający ludzie to nie najlepsza rzecz, jaką można zachować w pamięci.
Widziałem to wszystko. Widziałem i nic z tym nie zrobiłem. Pewnie, dlatego że nic zrobić nie mogłem. Mnie tam nie było. To się nigdy nie wydarzyło. To tylko jakiś głupi sen. Tak właśnie sobie to tłumaczyłem.
Dużo w tym było niejasności. Zresztą w całej tej historii jest ich wiele. Proces czasami żyje własnym życiem. Musicie to zrozumieć.

*

Spojrzałem na swoje dłonie wyciągnięte w stronę sufitu. Leżałem wtedy na łóżku i dopiero co się obudziłem. Byłem chyba jeszcze trochę wczorajszy, bo kompletnie nie wiedziałem gdzie i kim jestem. Pamiętałem ten pokój, ale miałem wrażenie, że widziałem go ostatni raz dawno temu. To nie było moje mieszkanie. Dopiero po chwili zrozumiałem, że chyba znowu śniło mi się coś dziwnego, i to coś nadal na mnie działało. Wiecie jak to jest w snach. Możecie mieć w nich dziesięć rąk i dwa komplety odnóży, ale nadal będziecie myśleć, że wszystko jest w porządku. Tak to działa.
Leżałem patrząc na swoje dłonie, obracając je przy okazji we wszystkich możliwych kierunkach. Powoli zaczynało do mnie docierać wrażenie rzeczywistości.
Byłem studentem tak w ogóle. Wiem, że to nie ma żadnego znaczenia, ale chcę byście zrozumieli, dlaczego tak się wylegiwałem. Miałem wolne. I wyjebane właściwie. Studia to nie było to, co chciałem robić w życiu. Zawsze uważałem się za pisarza, a przynajmniej za kogoś, kto zajmuje się zmyślaniem różnych rzeczy. Pewnie byłbym doskonałym politykiem, bo potrafiłem bez mrugnięcia okiem kłamać jak najęty. Całymi godzinami. Właściwie o wszystkim. Miałem na koncie kilka opowiadań. Kilka niedokończonych powieści. Nic szczególnego. To był akurat okres mojej blokady twórczej. Z tego właśnie powodu nic mi się nie chciało robić i leżałem na łóżku nawet godzinę po przebudzeniu.
Pamiętam, że zadzwonił telefon. Odebrałem. Po drugiej stronie odezwał się jeden z moich kumpli. Nieważne, który.
– Hej ziomuś, co robisz? – zapytał i zanim odpowiedziałem, dodał – Idziesz dzisiaj na imprezę?
Grzecznie odpowiedziałem mu, że nie mam ochoty. Imprezy mnie nudziły, tak samo jak moi kumple. On jednak dalej nalegał, żebym jednak przyszedł. Że będzie spoko impreza i w ogóle. Ładne panny. Dużo alkoholu. Tak jakby miało mnie to przekonać. Jakby to były jakieś niepodważalne argumenty za.
Byłem przeciw. I to właśnie mu powiedziałem. Daj mi spokój kurwa. Rozłączyłem się, bo nie było o czym dalej gadać. Ja o swoim, a on o chlaniu i chlania skutkach. Jakbym ich nie znał i jakbym je lubił. Niektórzy ludzie są tak głupi, że nawet nie potrafią się tego domyśleć.
Wstałem w końcu z łóżka, umyłem się, zjadłem śniadanie. Włączyłem telewizor tylko po to, by go po chwili wyłączyć. Nic nie miało dla mnie głębszego sensu. Oglądanie głupot na szklanym ekranie już w szczególności. Nudziłem się jak nigdy w życiu i właśnie w tym konkretnym momencie, gdy stałem się całkowicie bezbronny i podatny na wszelkie możliwe niebezpieczeństwa świata, właśnie wtedy usłyszałem głos.

Poważnie chcesz to zrobić?

Tylko tyle. Jedno, krótkie, nic nieznaczące pytanie. Czy chcę to zrobić? Pewnie, że chcę, tylko co? I kto do cholery mnie o to pyta?

*

– Poważnie chcesz to zrobić?
– Co?
– Poważnie chcesz to zrobić? – powtórzyła. – Chcesz rzucić studia?
Siedzieliśmy w jakiejś kawiarni. Ja i jakaś dziewczyna. Nie ważne jak się nazywała. Zwykła koleżanka. Jej obecność nie miała żadnego znaczenia w tej Historii. Była tylko poboczną postacią, która akurat pojawiła się w momencie, gdy myślałem o tych słowach.

Poważnie chcesz to zrobić?

Rzeczywiście chciałem rzucić studia, ale to też nie miało żadnego znaczenia. Ważne było to, że w czasie szczytu nudy jaką odczuwałem już od dłuższego czasu, w mojej głowie pojawił się jakiś głos. Nie wiem czy należał do mężczyzny, czy kobiety. Dziecka albo staruszka. To nie istotne. Wiedziałem tylko tyle, że działo się w moim życiu coś bardzo dziwnego. Akurat, kiedy zaczynałem usychać z nudy! Takie rzeczy pojawiają się tylko w książkach. Tak przynajmniej mi się wcześniej wydawało.
– Tak – odpowiedziałem, żeby koleżanka nie poczuła, że ją olewam. Nie żeby mi jakoś zależało, ale zawsze byłem kulturalnym gościem, nawet, jeśli mi się to nie opłacało.
Siedzieliśmy akurat w kawiarni. Było tak, że to ona do mnie zadzwoniła. Pierwszy raz w życiu mi się coś takiego zdarzyło. Myślałem, że to jakiś znak. Że czegoś się dowiem, ale nie. Chodziło o głupie studia i to, że ona się przejmowała. Może mnie lubiła? Nie wiem. Zresztą, co za różnica?
Pogadaliśmy trochę, to znaczy, ona pogadała a ja przytakiwałem. Potem wróciłem do swojego mieszkania, zjadłem obiad, bezskutecznie próbowałem coś napisać i w końcu zmęczony położyłem się na łóżku. W uszy wcisnąłem słuchawki od empetrójki i zapuściłem jakąś klasyczną nutę. W przeciwieństwie do moich znajomych, nigdy nie rajcowała mnie muzyka wytworzona przez elektroniczne obwody komputera i klikanie myszką. Zawsze wolałem coś prawdziwego. Takie pianino na przykład.

Poważnie chcesz to zrobić?

Usłyszałem nagle w głowie. Zaraz potem zapytałem w myślach, co to kurwa ma być?, a później pojawiła się ciemność.
Stałem na moście. Była noc, bo widziałem na niebie gwiazdy i księżyc. Byłem gdzieś w lesie, bo widziałem dookoła drzewa, no i byłem na moście, bo słyszałem płynącą poniżej rzekę. Niedaleko mnie, przy poręczy, kiwała się pijana dziewczyna. Ta sama blondynka, z krótko ściętymi włosami. Znowu płakała. W sumie to żadne znowu, bo to była ta sama sytuacja. Ten sam sen. Wychyliła się za balustradę i spadła w otchłań rzeki. Plusk wody i chrzęst łamanego kręgosłupa.
Obudziłem się zlany potem. Nie przytrafiało mi się to zbyt często. Sam sen nie był straszny, to nie był przecież jakiś koszmar, ale człowiek zdaje sobie z tego sprawę dopiero po przebudzeniu. Tak działają sny. Nie mają sensu.
Wstałem i poszedłem do łazienki żeby przemyć twarz. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się śnić tego samego snu. Na pewno nie dwa razy z rzędu. To chyba był dzień moich pierwszych razów.
Przemyłem twarz ciepłą wodą i spojrzałem w lustro. Całe moje ciało obległy okropne ciarki. W odbiciu widziałem kogoś za swoimi plecami. Kurwa mać, nie kogoś tylko mnie samego. Ja i obok mnie drugi ja. W czarnym garniturze, z uśmiechem na ustach. Ogolony i uczesany. To nie ja. To ktoś z moją twarzą. Obróciłem się błyskawicznie, ale nikogo nie zobaczyłem. Stałem przez chwilę przed lustrem i głęboko oddychałem, próbując opanować strach, jaki mnie obleciał. Uderzyłem się nawet w twarz z płaskiego, tak żeby sprawdzić czy to nie kolejny sen, ale nie. To była rzeczywistość. Rzeczywistość, która przestawała mi się podobać.

*

Następnego dnia znowu nie poszedłem na zajęcia. I tak zamierzałem odejść, więc to nie miało znaczenia, ale próbowałem sobie wmówić, że jestem chory. Że dlatego będę siedział w domu. Nigdy jednak nie chorowałem wiosną. Poza tym tak naprawdę czułem się całkiem dobrze. Leżałem w łóżku do południa i gapiłem się na swoje dłonie. Po przebudzeniu znowu miałem dziwne wrażenie, że to wszystko nie jest prawdziwe. Że to mi się śni i zaraz się obudzę w zupełnie innym miejscu. Może nawet, jako ktoś zupełnie inny. Wszystko minęło po tym jak zwlokłem się w końcu z łóżka. Zrobiłem sobie na śniadanie jajecznicę. Wypiłem gorącą herbatę. Po tym wszystkim poczułem się trochę lepiej. Zasiadłem nawet przed laptopem i otworzyłem nowy dokument tekstowy. Przez całe pięć minut gapiłem się w migający kursor i nic. Ani jednego słowa. Żadnego pomysłu. Moja twórcza blokada miała się całkiem dobrze. Byłem przez to, można powiedzieć, dość niepocieszony. No dobra, przyznam szczerze, że się wkurwiłem. Rzucam studia i nawet nie mam pomysłu na to, co mam dalej robić. To nie był specjalnie dobry plan. Starałem się jednak tym nie przejmować. Wiedziałem, że w domu dłużej już nie wytrzymam, więc ubrałem się, założyłem buty i wyszedłem na miasto. Musiałem się przejść i trochę pomyśleć. Ogarnąć całą sytuację.
Czy ja zaczynam wariować? Tylko to przychodziło mi do głowy. Tylko to jedno pytanie potrafiłem sobie zadać. No, bo jak się słyszy dziwne głosy, i ma się dziwne sny, to chyba znaczy, że coś jest nie tak z głową. Jakieś płyny przelewają się nie do tej dziury, co powinny. Jakieś neurony dają za dużo napięcia. Nie wiem dokładnie, nie jestem lekarzem. Nie znam się nawet za bardzo na biologii. Wiem tylko tyle, że to, co myślę, to tylko jakieś pstrykanie w mózgu. No i wychodzi na to, że moje pstrykanie trochę się popierdoliło. Może za dużo się nudziłem i takie są tego skutki? Nie, to chyba nie tak. Za dużo się leniłem. Dawno nic nie napisałem. To dlatego. Wracając do domu postanowiłem za wszelką cenę zacząć jakąś powieść, nawet, jeśli wiedziałem, że jej nie skończę. Albo jakieś opowiadanie chociaż. Cokolwiek. Szkoda, że nie jestem poetą, bo bym pierdolnął jakiś wierszyk i byłoby po bólu. Tacy poeci to mają dobrze. Połączą kilka słów i stają się sławni, a ja tu produkuję ich sto tysięcy i nikt tego nie docenia.
Było tak, że wlazłem na swoją klatkę schodową. Było tak, że minutę próbowałem otworzyć ten cholerny zamek, który zawsze się zacinał. W końcu przekroczyłem próg swojego mieszkania, zdjąłem buty, rzuciłem klucze na stolik i poszedłem do kuchni. Tam zastałem siedzącą na krześle Julię Płoszyńską, i już wiedziałem, że jednak jestem wariatem.


Element trzeci
Historia

Tego dnia można powiedzieć, że pierwszy raz w życiu uciekłem z domu. Było tak, że wszedłem do kuchni, zobaczyłem Julię i spanikowałem. Zrobiłem szybki zwrot w tył i wybiegłem z mieszkania. Chyba nawet nie zamknąłem za sobą drzwi. Nie… Zamknąłem. Specjalnie na klucz, żeby przypadkiem mnie nie dogoniła. Jak pocisk wystrzeliłem z klatki schodowej i szybkim krokiem ruszyłem w stronę miasta. Nawet za bardzo nie wiedziałem dokąd chciałem iść. Cel był prosty – jak najdalej od mojego bloku i Julii. Za dużo dziwnych rzeczy działo się w moim życiu i poczułem się tym wszystkim przytłoczony. Błąkałem się po mieście zupełnie bez sensu i zastanawiałem się, co mam zrobić dalej. Chyba powinienem spotkać się ze specjalistą. Tak właśnie myślałem. Przypadkiem jednak trafiłem na dworzec kolejowy i tak jakoś wyszło, że postanowiłem wrócić do swojego rodzinnego miasta. Całkowicie na spontanie, bez żadnego bagażu i planu podróży. Zajść do domu i pogadać z rodzicami. Odetchnąć na chwilę od tego szaleństwa.
Na dworcu, przy jednym z okienek stał jakiś kloszard. Stary, brudny i trochę śmierdzący. Kłócił się z ochroniarzami o jakieś bzdety. Mówił, że jest podróżnikiem, że wcale tu nie zamierza nocować i takie tam. Widać było, że kłamie jak z nut. Jako profesjonalista w tym zawodzie szybko to wychwyciłem. Nie zamierzałem jednak angażować się w tą awanturę. Nie moja sprawa. Tak się jednak złożyło, że ten menel spojrzał na mnie i nagle go zamurowało. Patrzył tak jakby mnie w jakiś dziwny sposób rozpoznał. Jakby mnie znał od wielu lat, kiedyś w przeszłości, i teraz odnalazł mnie jakimś cudem na tym obskurnym dworcu. Próbowałem odejść gdzieś na bok i uwolnić się od jego spojrzenia, ale ten zaczął się drzeć.
– Zaczekaj! – krzyknął. – Musimy porozmawiać. Mam dla ciebie wiadomość.
Trochę zmieszany całą sytuacją wybiegłem z dworca na peron, a jego prawdopodobnie z dworca wyrzucono. Dziwnym zrządzeniem losu akurat podjechał pociąg zmierzający w stronę mojego rodzinnego miasta, więc nie zastanawiając się długo, szybko wskoczyłem do środka. Znalazłem jakiegoś gościa w granatowym uniformie i wytłumaczyłem mu jak wygląda cała sytuacja. Że goni mnie jakiś wariat i musiałem zwiać do pociągu, i że chcę kupić bilet. Facet wyglądał na zdziwionego, ale sprzedał mi bilet i o nic więcej nie pytał. Usiadłem przy oknie i w końcu odetchnąłem. Ten dzień był już całkiem popierdolony, a czekała mnie jeszcze długa podróż do domu.
Usłyszałem głośny gwizd. Silnik lokomotywy zawył przeraźliwie i cały skład ruszył do przodu.
– Zaczekaj! – krzyknął ktoś z peronu. Popatrzyłem przez okno i zobaczyłem tego samego kloszarda, który darł się do mnie na dworcu. Biegł obok pociągu i nagle wywalił się na beton. Zrobiło mi się go trochę żal. Tego dnia przestałem już tak surowo oceniać ludzi obłąkanych. W końcu chyba sam się do nich zaliczałem.
Stukot mknącego po torach pociągu trochę mnie uspokoił. Cały wagon był zupełnie pusty. Siedziałem sam, w towarzystwie chaotycznych myśli, i czekałem na to co przyniesie mi najbliższa przyszłość. Nie było to jednak nic dobrego.

*

Nie wiem ile czasu minęło. Może pięć minut. Może całe pół godziny. Wiem, że nagle usłyszałem głos.

Poważnie chcesz to zrobić?

Otworzyłem oczy. Prawdopodobnie trochę przysnąłem. To nie miało jednak znaczenia, bo to, co zobaczyłem przed sobą, zmroziło całe moje ciało. Czułem jak pot spływał mi po plecach. Naprzeciw mnie siedział ten sam człowiek, którego poprzedniego dnia zobaczyłem w lustrze. Moje odbicie w czarnym garniturze. Moje odbicie bez niechlujnego zarostu i postrzępionej fryzury. Ja w stanie doskonałym.
Wyglądał jednak inaczej niż reszta ludzi. Był jakby wyjęty z innego świata. Jakiś jaśniejszy, bardziej kolorowy. Nie wiem jak to wytłumaczyć. To tak jakbyście patrzyli na obraz, do którego została doklejona postać z innej klatki.
Przełknąłem ślinę, bo na nic innego nie było mnie stać. Koła wagonu stukały rytmicznie o szyny, a tajemniczy Ja z naprzeciwka palił sobie spokojnie papierosa. Ja nigdy nie palę, nawet jak się porządnie schleję.
– Zaskoczony? – zapytał.
– Eee? – wymruczałem.
– Powinieneś wyluzować – odpowiedział. W jego głosie przemawiał cały spokój tego świata. Jeśli ja byłem gwałtownym huraganem, to on był pierdoloną świątynią Buddy. Może i był do mnie podobny, ale tak naprawdę nie mieliśmy ze sobą nic wspólnego.
– Kim ty kurwa jesteś? – zapytałem.
– Już ty dobrze wiesz, kim ja jestem. Lepiej mi powiedz, co ty odpierdalasz?
– Co ja odpierdalam?
– Co ty robisz w tym pociągu?
– Jadę do domu.
– Po chuj? Całkowicie ci już odjebało?
– Boję się, że tak.
Moje Czarne Ja zaśmiał się szyderczo. Cała ta sytuacja chyba sprawiała mu przyjemność. Podły drań, pomyślałem. To dziwne jak szybko przyjąłem, że to się dzieje naprawdę. Nie próbowałem nawet tego wszystkiego jakoś podważyć. Nie próbowałem wmawiać sobie, że właśnie mam okropne halucynacje. Że ogarnęła mnie niespodziewana gorączka i mój mózg gotując się w wielkiej zupie, gdzieś pomiędzy uszami, zaczyna mi płatać kurewsko wredne figle. Zacząłem zwyczajnie z nim gadać, jakby był kimś prawdziwym.
Matko kochana, przecież nawet jeśli na tym świecie istniał gdzieś mój brat bliźniak, wykluty z tego samego jaja, to w jaki sposób mógł się teleportować do tego wagonu, i z jakiej racji wyglądał jak nieudany efekt pracy komputerowego grafika?
Chyba dopiero wtedy poczułem się naprawdę przytłoczony.
– Czy ty jesteś prawdziwy? – zapytałem.
– A ty? – odpowiedział, szczerząc swoje perłowo białe kły. W tym momencie pomyślałem tylko o tym, dlaczego mój zgryz nie wyglądał tak cudownie.
– Posłuchaj – zaczął. – Weź teraz nie kombinuj z tym, co i jak, tylko zacznij działać. Nie jestem tu po to, żeby cię skołować.
No, co ty kurwa nie powiesz, pomyślałem.
– Jestem tu po to, żeby doprowadzić cię bezpiecznie do końca – powiedział.
– Do… końca? – odparłem z przerażeniem. Do TEGO KOŃCA?
– No, do mety. Do momentu aż osiągniesz swój cel – wyjaśnił.
Zacisnąłem powieki i zacząłem przecząco kręcić głową, tak jakbym mógł w ten sposób anulować cały ten pojebany dzień.
– Ja cel do cholery? – zapytałem.
Nie odpowiedział. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że znowu byłem sam w wagonie. Nie wiedziałem, czy był to powód do zadowolenia, czy raczej do całkowitej wściekłości.
– Bilety do kontroli – powiedział ktoś za moimi plecami. Z wrażenia aż podskoczyłem.
– Bilecik – warknął facet w śmiesznej czapce.
Dałem mu bilet. Gościu skasował go i poszedł dalej a ja znowu wbiłem wzrok w szybę. Postanowiłem, zupełnie bez sensu, że już nigdy nie zasnę nigdzie poza swoim łóżkiem. Bez sensu, bo i tak złamałem to przyrzeczenie niezwykle szybko.

*

Dotarłem w końcu do swojego rodzinnego miasta. Kompletnie skołowany wyszedłem na peron i przez co najmniej dziesięć minut, zupełnie bez sensu, kręciłem się po okolicy. Na początku mój plan zakładał, że odwiedzę rodziców i postaram się trochę uspokoić, ale szybko zrezygnowałem z tego pomysłu. Zamiast tego ruszyłem w stronę cmentarza. Nie wiem, czemu. Po prostu tak zrobiłem i tyle. Myślałem, że krótki spacer jakoś mi pomoże poukładać myśli. Tak jakby to było w ogóle możliwe.
Całkowicie na wyczucie przemierzałem cmentarne alejki zmierzając w nieokreślonym bliżej kierunku. Trafiałem, co chwilę w jakąś ślepą uliczkę, zawracałem i trafiałem w kolejną. Tak się błąkałem przez jakieś dwadzieścia minut aż w końcu zrezygnowany, usiadłem na jednej z ławeczek. Z uporem maniaka wpatrywałem się w nagrobek stojący kilka metrów ode mnie. Znałem bardzo dobrze ten grób. Kiedyś spędzałem przy nim całe godziny.
– Nie uciekaj – usłyszałem nagle.
Nawet się nie przeraziłem. Było już tego za wiele. Obróciłem głowę i spojrzałem na Julię siedzącą obok mnie na ławce. Przymknąłem oczy.
– Nie jesteś wariatem – powiedziała.
– Jestem – odpowiedziałem.
– Wcale nie.
– Nie musisz mi niczego udowadniać. Powiedz tylko, dlaczego. Dlaczego kurwa spotykam cię na cmentarzu, na ławce, tuż obok twojego grobu?
– To bardzo skomplikowane.
– Nie, wcale nie. To bardzo proste. Nie żyjesz od czterech lat, a potem nagle zjawiasz się w mojej kuchni. To nie jest skomplikowane. Popierdolone, to fakt, ale dość proste.
– Nie chciałam cię denerwować.
– Kamień spadł mi z serca! Dzięki, że mi to mówisz. Teraz jestem spokojny.
– Musimy porozmawiać.
– Nie ma takiej potrzeby. Jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni. Równie dobrze mogę sobie intensywnie pomyśleć o tej rozmowie i będziemy mieli to za sobą.
– Musisz coś dla mnie zrobić.
– TY NIEISTNIEJESZ! – wydarłem się. Na szczęście nikogo nie było w pobliżu, bo inaczej pewnie wylądowałbym w karetce, z kaftanem krępującym moje ciało.
– Zrobiłam coś strasznego, to prawda, i teraz za to pokutuję. Musisz mi uwierzyć.
Ostatni raz na nią spojrzałem, a potem wykonałem błyskawiczny zwrot w tył i zacząłem uciekać. Głosy w głowie, wyimaginowani bliźniacy i duchy nie należały do kręgu moich zainteresować. Jasne, lubiłem o takich rzeczach poczytać, i nawet coś napisać czasami, ale wolałem w prawdziwym życiu trzymać się od nich z daleka.
Biegłem bardzo długo, do czasu aż zabrakło mi powietrza w płucach. Zatrzymałem się w jakiejś pustej alejce między dwiema kamienicami. Nagle coś bardzo mocno pchnęło mnie w bok wbijając całe moje ciało w ścianę. Z trudem odchyliłem głowę do tyłu tylko po to, by ujrzeć moje Czarne Odbicie. Wyglądał na nieźle wkurwionego.
– Co ty odpierdalasz? – zapytał. – Całkowicie postradałeś już zmysły?
– Chyba.
Uderzył mnie jeszcze raz. Tym razem pięścią. W twarz. Bolało, chociaż wiedziałem, że to nie dzieje się naprawdę. Przecież nie mogło?
– Nie możesz całe życie uciekać – powiedział mój Czarny Towarzysz. – Musisz stawić temu czoło.
– Kiedy ja nie chcę – odparłem. – I co z tym zrobisz?
– Jeszcze nie wiem. Może na początek ci przypierdolę?
Zacisnąłem mimowolnie zęby.
– Słuchaj patałachu – zaczął trochę spokojniej – ogarnij się w końcu, co? Nie możesz przeżyć swojego życia będąc cały czas frajerem, łudzącym się, że coś kiedyś osiągnie. Na szacunek trzeba sobie zapracować. Masz w końcu okazję dokonać czegoś większego niż zaliczona sesja.
– Co ty pierdolisz? – zapytałem. – Co jest wielkiego w tym, że powoli wariuję?
– Nie wariujesz.
– Nie? To, co to ma wszystko znaczyć?
– Kurwa mać. Czy ty naprawdę nie możesz przyjąć, że ten świat wygląda trochę inaczej niż to sobie wyobrażasz? Że są jeszcze rzeczy, o których nie masz pojęcia?
– Co ty mi tu próbujesz wmówić? – wybuchłem nagle. – Że to wszystko dzieje się naprawdę?
Czarny Ja w garniturze zrobił minę, która idealnie zastępowała zwrot „mniej więcej”. Oddychałem bardzo głęboko, nabierając do płuc tyle powietrza, ile się dało. Mój mózg zaczynał ponownie funkcjonować w trybie normalnym. Jeśli to działo się naprawdę, to po raz pierwszy w życiu świat mnie zaskoczył. Nie, poważnie. Nigdy wcześniej nie czułem się tak jak wtedy. Nigdy wcześniej nie czułem się jak ktoś naprawdę wyjątkowy. No dobra skurwysyny, pomyślałem. Chcecie zagrać ze mną w grę? Proszę bardzo. Uprzedzam tylko, że jestem zajebisty w te klocki. Na serio.
Odpowiedz
#2
wyszukiwanie przytoczonych fragmentów podczas edycji ułatwi Ci kombinacja klawiszy ctrl+f


"To trwa już dość długo zanim jeszcze dotknę palcami klawiatury."

bardzo kulawe zdanie, coś pomieszałeś z czasem.

"Wracając do tematu, dziewczyna spoglądała w nurt rzeki i mocno wychyliła się do przodu."

czas, czas, znowu mieszasz czasy. spojrzała albo wychylała.

"Pewnie, dlatego że nic zrobić nie mogłem."

przecinek przed 'że', a ten co jest - delete

"Byłem studentem tak w ogóle."

Tak w ogóle, byłem studentem.

"Daj mi spokój kurwa."

przecinek przed 'kurwa' - to wtrącenie.

"podatny na wszelkie możliwe niebezpieczeństwa świata, właśnie wtedy usłyszałem głos."

dodaj przecinek po 'wtedy', ponieważ 'właśnie wtedy' jest wtrąceniem

"Nie ważne jak się nazywała."

nieważne

"Jej obecność nie miała żadnego znaczenia w tej Historii."

Historii z małej, wielka litera niczemu tutaj nie służy

"jaką odczuwałem już od dłuższego czasu, w mojej głowie pojawił się jakiś głos."

pojawił się ten głos, nie jakiś. czytelnik już wie o głosie.

"To nie istotne."


nieistotne

"Nie żeby mi jakoś zależało"

nie, żeby

"Siedzieliśmy w jakiejś kawiarni."
"Siedzieliśmy akurat w kawiarni."


powtórzenie na przestrzeni dwóch akapitów, rzuca się w oczy

"Pogadaliśmy trochę, to znaczy, ona pogadała a ja przytakiwałem."


Pogadaliśmy trochę, to znaczy - ona mówiła, a ja przytakiwałem.

"Całe moje ciało obległy okropne ciarki."


Przeszły mnie ciarki.

"Uderzyłem się nawet w twarz z płaskiego, tak żeby sprawdzić czy to nie kolejny sen, ale nie."

Uderzyłem się w twarz, żeby sprawdzić, czy nie śnię. Niestety - to była rzeczywistość.

"Może nawet, jako ktoś zupełnie inny."


bez przecinka

"No, bo jak się słyszy dziwne głosy, i ma się dziwne sny, to chyba znaczy, że coś jest nie tak z głową."

bez przecinka przed 'i'

"Nie zamierzałem jednak angażować się w tą awanturę."

tę awanturę

"Patrzył tak jakby mnie w jakiś dziwny sposób rozpoznał."

bardzo kulawe zdanie.
Patrzył się na mnie tak, jakby kogoś we mnie rozpoznał.

"i czekałem na to co przyniesie mi najbliższa przyszłość."

na to, co może przynieść mi

"To tak jakbyście patrzyli na obraz, do którego została doklejona postać z innej klatki."

na klasyczny obraz, do którego (...) postać z kreskówki
na pewno nie 'z innej klatki', bo to bez sensu. wyrażenie brzmi 'z innej bajki'

"szczerząc swoje perłowo białe kły"

zęby, nie kły, to nie wampir

"No, co ty kurwa nie powiesz, pomyślałem."

'kurwa' jest wtrąceniem, wtrącenia muszą być otoczone przecinkami, za to przecinek po 'No' do usunięcia

"– Ja cel do cholery? – zapytałem."

- Jaki cel, do cholery?

"Trafiałem, co chwilę w jakąś ślepą uliczkę, zawracałem i trafiałem w kolejną."

kulawe.
Trafiałem co chwila na ślepe uliczki. - i starczy

"Tak się błąkałem przez jakieś dwadzieścia minut aż w końcu zrezygnowany, usiadłem na jednej z ławeczek."

Błąkałem się tak przez jakieś dwadzieścia minut, aż w końcu, zrezygnowany, usiadłem na jednej z ławek.

"– TY NIEISTNIEJESZ!"

nie istniejesz

"nie należały do kręgu moich zainteresować."

zainteresowań, literówka

"Jasne, lubiłem o takich rzeczach poczytać, i nawet coś napisać czasami, ale wolałem w prawdziwym życiu trzymać się od nich z daleka."

Jasne, lubiłem o takich rzeczach poczynać, czasami nawet coś napisałem, ale w prawdziwym życiu wolałem trzymać się od nich z daleka.

"Nagle coś bardzo mocno pchnęło mnie w bok wbijając całe moje ciało w ścianę."

w bok, wbijając - przed imiesłowami współczesnymi i w stronie czynnej zazwyczaj stawia się przecinki

"– Słuchaj patałachu – zaczął trochę spokojniej – ogarnij się w końcu, co?"

przecinek po 'słuchaj', kropka po 'spokojniej'

___

całość bardzo dobra, podoba mi się.
możesz pociągnąć jeszcze dalej, żeby sytuację wytłumaczyć, osobiście uważam, że ciekawiej byłoby w opowiadanie nie mieszać jednak fantastyki.
także wprowadzenie dwóch, na tę chwilę - nie związanych ze sobą wątków (Julii i drugiego Ja) jest dla mnie zbytnim gmatwaniem tak krótkiego tekstu

zgrabny, urzekająco łatwy język

wszystkim polecam to opowiadanie.
opinie wyrażane przez Liwaj są jej subiektywnym zdaniem - zwyczajnie dzieli się własnymi wrażeniami, uczciwie, nie pomijając żadnych kwestii, bo wierzy, że inni postąpią tak samo w stosunku do oceny jej utworów.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości